Rozdział 4 - "Jak sądzisz, czy ja kogoś spotkam?"
***
Zatrzymał się. Przed domem stał nie kto inny, jak Cedric. Przyjaciel wybrał sobie godzinę odwiedzin. Chciał być teraz sam, a nie tłumaczyć się ze swojego stanu. Otarł szybko oczy i przybrał na twarz wymuszony uśmiech, wiedząc, że i tak nie ukryje zaczerwienionych oczu i nerwów, które widoczne były w trzęsących się dłoniach. Zawsze tak miał. Dlatego dla wprawnego oka jego samopoczucie było łatwo rozpoznawalne.
- Cześć, Ced. Nie wiedziałem, że się dziś pojawisz - podszedł do niego.
- Hej. Już myślałem, że pomyliłem domy.
- Łatwo tu dojść - błądził wzrokiem po okolicy.
- Dla ciebie. Masz lepszą orientację ode mnie. Te wszystkie ulice i domy są takie same.
- No tak, orientację mam lepszą, co nie znaczy, że gardzę hetero - teraz to się Alain naprawdę uśmiechnął.
- Głupek.
- Alain - podbiegła do niego Charlotte. - Jak się czujesz?
Jeszcze jej tu brakowało.
- Dobrze.
- Bardzo się zdenerwowałeś. Nie przejmuj się Fabriciem.
- Na pewno nie będę - spakuje się i wróci do domu. Podjął decyzję. Niech ten dupek ma go za tchórza. Woli być tchórzem niż życiową ofermą.
- To ok. Zdecydowałeś się wpaść na imprezę? - dziewczyna nadal go męczyła.
- Nie. Mam już inne plany.
- Szkoda. To nic, my z Olim jedziemy do domu - rzuciła okiem na Cedrica i pożegnała się.
Alain patrzył, jak para odjeżdża. Skoro oni zrezygnowali ze spaceru, to Fabrice też pewnie niedługo wróci do domu.
- O czym ona mówiła? - zapytał Cedric.
- Chłopak, z którym dzielę pokój, mnie nie lubi - otworzył wejściowe drzwi i zaprosił przyjaciela do środka. - Właściwie od początku patrzy na mnie, jakby miał mnie zabić. Zrozumiałbym, gdyby mnie znał, w jakiś sposób uczyniłbym mu krzywdę, ale ja mu nic nie zrobiłem - złapał się za barierkę i wspiął po schodach. Cedric szedł z boku. - Przeszkadzam mu, a ja się naprawdę staram nie wchodzić mu w drogę. Nawet w jego pokoju nie spędzam czasu. Ma go dla siebie. Wchodzę tam tylko po to, żeby się przespać, chociaż to dopiero była jedna noc, i wziąć rzeczy do ubrania - poprowadził go korytarzem do pokoju Fabiego. - Ja wiem, że to nie jest mój pokój. Nie chcę go przejąć ani zabrać mu psa – syknął.
- Psa?
- Nieważne. Chcę wrócić do domu. Jestem dorosły. Mogę mieszkać sam. Pomożesz mi się spakować? - zapytał, kiedy znaleźli się w pomieszczeniu, do którego dążyli.
- Oczywiście, ale czy to rozsądny pomysł?
- Doskonały - sięgnął po swoja torbę sportową. - Nie powinienem był tu się w ogóle pojawiać.
- Dygoczą ci ręce. Denerwujesz się. Usiądź i przemyśl sobie wszystko.
- Myślę od wczoraj. Już rano chciałem stąd zniknąć, ale powiedziałem sobie, że nie dam mu tej satysfakcji. Zostałem.
- To co się zmieniło od rana? - przyglądał się chłopakowi.
- Nazwał mnie ofermą życiową, tak jak inni - zrezygnowany usiadł na swoim łóżku. - Co ja im wszystkim zrobiłem? No co?! - zacisnął powieki, żeby powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Po prostu jesteś inny. Spokojniejszy, wrażliwszy. Nie wszystkim to pasuje - usiadł obok niego. - Dlatego wyśmiewają się z ciebie. Nie pasujesz do ich wyobrażeń rozrywkowego kumpla.
- Do twoich też nie - popatrzył na niego zbolałym wzrokiem.
- Co ty mówisz?
- Cedric, ile razy w ciągu dwóch tygodni się spotkaliśmy? Ile razy gadaliśmy przez telefon?
- No... - zdał sobie sprawę, że widzą się dopiero drugi raz w ciągu tak wielu minionych dni. Podczas, gdy dawniej nie było dnia, żeby nie pogadali ze sobą.
- Właśnie. Ty też wolisz bardziej rozrywkowe towarzystwo. Tę dziewczynę... Nie jesteśmy już dziećmi, byś przebywał ze mną cały czas. Dziś jesteś tu tylko dlatego, że razem wychowywaliśmy się, inaczej nawet nie zwróciłbyś uwagi na moją osobę. A tym bardziej wiedząc, jaki jestem.
- Ale to, że jesteś gejem, nigdy mi nie przeszkadzało – odparł Cedric.
- Wiem. Nie jestem w najlepszym stanie psychicznym do rozmowy. Wolę zostać sam.
- Ej - złapał go za ramiona. - Nie znam tego chłopaka, ale nie pozwól mu się zdołować. Jesteś silny. Co się z tobą dzieje?
- Nic takiego - wstał i podszedł do okna. Było takie duże. Zawsze w domu chciał mieć takie, ale w ich mieszkaniu nie było możliwości na okno widokowe. - Ja... chyba chcę, żeby on mnie lubił. I dlatego tak boli mnie jego zachowanie - pociągnął nosem.
- Alain, czy ty aby się w nim nie zakochałeś? - stanął obok niego.
- Zgłupiałeś? Owszem, jest przystojny, ale nie zakochałem się - zignorował ten prąd, jaki przechodził pomiędzy nimi, gdy się dotknęli. Myślał o tym, kiedy szli do parku, ale teraz był pewny, że to nic nie znaczyło. Chyba. - Wiedziałbym o tym. Zresztą, nie można pokochać kogoś w ciągu paru godzin. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.
- Mylisz się. Znasz historię moich rodziców. To było, jak grom z nieba. I też nie wiedzieli, co czują, aż jakiś chłopak nie zaprosił mamy na bal maturalny.
- Nie. Na pewno nie. On jest... – urwał, ponieważ zadzwoniła jego komórka.
- Hej, mamo - przywitał się po odebraniu rozmowy. - Jest dobrze, ale i tak wolę przenieść się do naszego mieszkania... Dlaczego? ... Nie mówiłaś mi o tym. ... Firma wujka? ... Dobrze. Pojadę do nich i dam mu klucze. ... Tak poza tym, co u was?
Cedric w tym czasie rozglądał się po pokoju. Od razu zorientował się, że przestrzeń została wydzielona i do kogo należy prawa strona. Pokój był duży, więc nie rozumiał, dlaczego Alain przeszkadza Chartierowi. On sam męczył się z bratem w jednym, małym pokoiku i jakoś dawali sobie radę. Chociaż oni nie mieli tak podłych charakterków, jakiego tylko domyślał się u chłopaka.
- Mój powrót do domu przez najbliższy miesiąc nie wchodzi w grę - powiedział Alain.
- Dlaczego?
- Mama wymyśliła sobie, że je wyremontuje pod naszą nieobecność. Musze jechać do wujka. Ma firmę, która to zrobi. Mam mu zawieźć klucze.
- Teraz?
- Niekoniecznie, ale zrobię to teraz - przynajmniej odetchnie od obecnej sytuacji.
- Pojedziesz linią trzydzieści pięć? - zapytał Cedric.
- Raczej tak. Prowadzi prosto pod dom babci.
- To pojedziemy razem. Wysiądę na swojej ulicy. Miałem wpaść jeszcze do Andre, ale zrobię to jutro.
- Dobra, to wezmę klucze. Powiem tylko Amelie, gdzie jadę.
- Amelie? Jest tu jakaś dziewczyna? - zainteresował się La Brun.
- Nie ekscytuj się. Ona ma trzynaście lat. Siedzi w swoim pokoju. Powiem jej tylko, co i jak i spadamy - wyszedł z sypialni, a za nim podążył przyjaciel. Zapukał dość głośno do drzwi nastolatki.
- Co tam? – zapytała, gdy jej postać ukazała się w drzwiach.
- Jadę do babci. Będę... Nie wiem, o której będę.
- A to kto? - dokładnie zlustrowała blondyna.
- A to Cedric, mój przyjaciel. To my wychodzimy.
- Ok.
- Nie zejdziesz zamknąć drzwi? - nie rozumiał tego, jak można tak otwarcie zapraszać złodziei.
- Tu jest spokój. Dość często kręci się tu policja. A niedługo i tak pewnie wróci Fabi. Nie dostałby się do domu - sugestywnie pokazała słuchawki, jakie teraz wisiały na jej szyi. - Idź, spokojna twoja głowa.
- Dziwna dziewczyna - powiedział Cedric, jak dziewczyna na powrót zniknęła w swoim pokoju.
- Fajna jest. Pospiesz się, bo nie zdążymy i będziemy musieli czekać dwadzieścia minut na kolejny autobus.
***
Fabrice spuścił psa ze smyczy, kiedy już wszedł do domu. Skierował się do kuchni, żeby nasypać suczce karmy i dać wody. Pogłaskał ją jeszcze i zaciekawiony panującą w domu ciszą udał się na górę. Był niemal pewny, że chłoptaś siedzi teraz w jego pokoju przy swoim laptopie. W łazience jeszcze skorzystał z toalety i po umyciu rąk przeszedł do swej sypialni. Nie spodziewał się, że nie zastanie w niej nikogo. Jego uwagę zwróciła torba leżąca na łóżku Alaina. Był pewny, że rano, jak opuszczał pokój, siatka leżała spokojnie na dnie szafy. Zmarszczył brwi. Czyżby chłopaczek chciał się wynieść? To była dobra wiadomość. Chociaż gdzieś po dnie serca tłukły się wyrzuty sumienia za to, co mu powiedział. Ale ignorował je, bo sumienie to on miał, ale tylko dla swoich bliskich, rodziny i przyjaciół. Inni go zwyczajnie nie obchodzili. No, nie wszyscy, tylko ci, co mieszali mu w życiu, które jakoś sobie poukładał i wprowadzali się do jego pokoju.
- O, brat, to ty - Amelie znalazła się obok niego. Musiał się zamyślić, bo nie słyszał jej kroków albo dziewczyna nauczyła się lewitacji. - Słyszałam, że ktoś przyszedł. Myślałam, że to Alain wrócił.
- A gdzie poszedł? – zapytał, udając obojętnego. Tak naprawdę bardzo był tego ciekaw. I tego, dlaczego torba jest wciąż pusta, skoro chłopak zamierzał się wyprowadzić.
- Był u niego jakiś chłopak i razem wyszli. Gdzie się udali, to nie wiem - niech brat myśli, dokąd udał się Alain, nie będzie mu wszystkiego tłumaczyć. Może się pomartwi albo co. - Idę do koleżanki. Wrócę późno.
Tego, jak siostra opuściła pokój, też nie zauważył, zastanawiając się, z jakim to kolegą wyszedł Lavelle i gdzie. Nie sądził, że chłoptaś ma znajomych. Z drugiej strony, co go to obchodzi? Zirytowany ciągłymi myślami o Alainie włączył komputer. Do tego wciąż nie umiał pozbyć się z głowy jego dotyku. Najpierw tego przypadkowego, a potem, jak chłopak sam złapał go za dłoń, oddając smycz. To było takie elektryzujące doznanie. Nigdy tego nie przeżył. I skąd to się wzięło? Słyszał, że czasami pomiędzy ludźmi potrafi pojawić się podczas dotyku jakiś prąd, ale to głównie wtedy, kiedy jest pomiędzy nimi jakieś zainteresowanie seksualne. Jakby ich ciała długo czekające na swoją połówkę w ten sposób rozpoznawały się. Dla niego to zawsze było śmieszne i nadal jest. Głównie dlatego, że jest gejem i los spłatałby mu niezłego figla, podsuwając mu do jego życia i pokoju kogoś, kogo nie chciał w nim mieć i ta osoba byłaby tej samej orientacji, co on. Poza tym rozpoznałby geja. W pewnym sensie. Jakoś nie miał tak zwanego gej radaru, Charlotte nie raz mu mówiła, że nie rozpoznałby geja nawet, jakby ten usiadł mu na kolanach i spotykał się głownie z tymi, o których już wiedział. Ale nie było ich wielu. Nie był wielkim podrywaczem. Tylko czasami lubił z kimś pójść na drinka czy do łóżka, jeżeli chłopak mu się podobał, ale to też było wieki temu. Nie szukał conocnych przygód. Chciał czegoś więcej. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio z kimś był. Dlatego dziś na imprezie chciał się umówić z Xavierem. Chłopak był w porządku i od pewnego czasu wolny. Obaj o sobie wiedzieli od dawna, ale jakoś nigdy nie spotkali się poza okazjonalnymi balangami. Raz czy dwa dotknęli się przypadkiem, ale nic dziwnego się nie działo. A tu z tym Alainem... Nie, to tylko głupia wyobraźnia. Po prostu go nie lubi, co z tego, że to niezłe ciacho i dlatego jego ciało tak reaguje? Zwyczajnie odpycha go. Poza tym, Lavelle nie jest gejem. Chyba. Nie, nie jest. Nie wygląda na takiego.
- A czy ja wyglądam? - powiedział sam do siebie. - Nie, on nie jest... A po cholerę o tym myślę i jeszcze gadam do siebie - zorientowawszy się, że wciąż siedzi i patrzy na obrazek samochodu, pod którym powinien wpisać hasło, miał ochotę przywalić głową w klawiaturę. Bezwolnie popatrzył na jego łóżko. – Ciekawe, gdzie on poszedł? I co mnie to, kurwa, obchodzi? - wpisał hasło i uruchomił ulubioną grę.
***
- A jedz, chłopcze. Wyglądasz mi na takiego mizernego. Jesz, jak wróbelek. Nie smakuje ci?
- Babciu, smakuje, ale już jestem pełen - jak zawsze, babcia musiała wmusić w niego tonę jedzenia. - Nie zmieszczę więcej. Mam limity - został u nich na obiedzie, ponieważ nie spieszył się do swego obecnego domu. Wujkowi dał klucze do mieszkania, aby od jutra zajął się remontem. Sam też wolał od czasu do czasu pojawiać się w domu i sprawdzać postęp prac malarskich. Ekipa wujka miała też położyć nowe płytki w łazience, które zostały kupione miesiąc wcześniej.
- To naleję ci jeszcze kompociku - babcia sięgnęła po dzbanek.
- Babciu, sam sobie naleję. Proszę, usiądź spokojnie. Nie jestem dzieckiem.
- Właśnie, mamo, nie traktuj go tak. To dorosły chłopak. Wystarczy, że Beatrice go tak traktuje - mówiła ciocia, popijając herbatę. - Pewnie będzie tak robić nawet, jak będzie miał żonę.
- Catherine, twoja siostra ma jedynaka, to chce trzymać go pod kloszem.
- Co nie zawsze wychodzi na dobre. Nie pozwoliła nawet chłopakowi mieszkać samemu.
- Mamusiu, nalejesz mi pić? - do matki podszedł najmłodszy kuzyn Alaina. Miał pięć lat.
- Przynieś ten swój zielony kubeczek, to dam ci kompotu.
- Ja chcę soczku.
- To będzie soczek. Chcesz ten w kartoniku? - chłopiec skinął głową. - To chodź ze mną, jest w spiżarni - wzięła syna za rękę i wyprowadziła z kuchni.
- I ona mówi, że Beatrice chroni cię, jak kwoka - odezwała się babcia. - A sama nie umie wychować swoich dzieci. Włażą jej na głowę. Dziewczyny już nią sterują, a mają po siedemnaście lat. Wyszły zaraz przed tobą i do tej pory ich nie ma, a chłopcy... lepiej nie mówić - machnęła ręką.
- Taka jest ciocia. A kuzynostwo nie jest złe. Dorasta. Babciu, ja już muszę iść - wstał z krzesła. - Państwo Chartier niedługo pewnie wrócą z pracy, nie chcę, by się martwili moją nieobecnością – małe kłamstewko nie zaszkodzi.
- Szkoda, że już musisz iść. I przykro mi, że musisz mieszkać u obcych, ale sam widzisz, ledwie nasza dziewiątka się mieści w tym domu.
- Nie martw się. Nie jest mi tam źle - prawdę mówiąc, wolał znosić Fabiego niż ciągłe podsuwanie mu pod nos jedzenia. Bardzo tego nie lubił. Doskonale wiedział, jak o siebie zadbać. I kochał swoją babcię, ale denerwowała go w takich sytuacjach. Zresztą, ciocia też. Nie daleko pada jabłko od jabłoni. Tylko mama była inna. Bardziej wdała się w swego ojca.
Pożegnał się z rodziną i spacerkiem poszedł w stronę przystanku. Wujek chciał go odwieźć, ale jakoś się z tego wymigał. Chciał jeszcze pójść w jedno miejsce. Dawno tam nie był, a wolał być wtedy sam. Zerknął na zegarek w telefonie. Autobus miał zaraz podjechać. Wysiądzie na następnym przystanku i będzie miał bliżej do dziadka. Nie spieszyło mu się z powrotem. Wiedział, że państwo Chartier długo pracowali w swoim sklepie, a wracać do tego chłopaka nie miał po co.
W autobusie zajął pierwsze wolne miejsce. Gdzieś z tyłu banda dzieciaków śmiała się z czegoś, a po drugiej stronie pojazdu siedziała dziewczyna i pisała smsa. Obok niej, prawdopodobnie jej koleżanka lub siostra, próbowała przeczytać wiadomość. Za nimi miejsce zajęła staruszka z reklamówką pełną zakupów. I inni bardziej lub mniej dziwni osobnicy obu płci i w różnym wieku korzystający z autobusu także jechali do miejsc, w jakie wiózł ich pojazd.
Wysiadł na kolejnym przystanku i od razu udał się tam, gdzie z daleka widział wysokie mury. Spojrzał w niebo. Zaczęły się na nim zbierać chmury, ale miał nadzieję, że nie będzie deszczu. Tym bardziej burzy. Nie miał ze sobą nawet bluzy, aby się chociaż trochę okryć. Mijał kolejne zabudowania, znaki drogowe, parking, kwiaciarnię i przystanął przed wysoką, żelazną bramą. Furtka była otwarta. Wszedł na teren cmentarza. Poczuł chłód i nie dlatego, że jego nagie ramiona owiał chłodniejszy wiatr. Nie lubił cmentarzy. Ogarniał go wtedy przejmujący smutek. Kiedyś w takim miejscu znajdą się wszyscy jego bliscy, on. A jak zwiąże się z kimś, to i ta osoba... Wziął się w garść i poszedł tam, gdzie leżał jego ukochany dziadek. Musiał się z nim pożegnać dwa lata temu. Dziadek znał go na wylot. Był bardzo otwartym człowiekiem i mimo wieku akceptował jego seksualność. W tym też mama była do niego podobna. Tylko on wiedział o nim. Babcia już nie, a tym bardziej reszta rodziny. Śmiało mógł ich zaliczyć do homofobów. Wiedział, że kiedyś będzie musiał im powiedzieć i liczył się z tym, że już nie przekroczy progu rodzinnego domu mamy.
- Cześć, dziadku - spojrzał na grobowiec. Stał na nim bukiet sztucznych kwiatów i samotny znicz. Żałował, że sam nie kupił jakiegoś. - Zanosi się na deszczowy wieczór - ukucnął przed pomnikiem. - Brak mi ciebie. Nie mam z kim porozmawiać. Tak szczerze od serca. Powiedziałbyś, że mam Cedrica, ale on ma już swoje życie. Dziś coś tam pogadaliśmy, ale nie chcę go męczyć swoimi sprawami. Wiesz, jak hetero reagują na zwierzenia homo, nawet, jak są przyjaciółmi. Tylko ty potrafiłeś mnie tak naprawdę wysłuchać i doradzić. Nie narzekam na swoje życie, na to, że jestem sam, a chciałbym móc kogoś pokochać i aby ta osoba odwzajemniła uczucie. Brak mi tylko kogoś, kto by mnie przytulił. Tak, dziadku. Brak mi chłopaka. Jak sądzisz, czy ja kogoś spotkam? - teraz nie wstydził się łez, który spłynęły po policzku. - Czym bardziej jestem starszy, to tym mocniej brak mi kogoś. A ostatnio szczególnie, kiedy rodzice wyjechali i nie mieszkam w znajomych czterech ścianach - spojrzał na swoje palce, którymi zaczął się bawić. - Mieszkam u przyjaciółki mamy. Fajna jest i jej mąż oraz córka też. Ale mają syna. On mnie nie znosi. Tak, dziadku, jest przystojny. Bardzo. Ma ładne oczy, takie błękitne, a w słońcu wydają się jeszcze jaśniejsze - dopiero, jak to mówił, dotarło do niego, ile szczegółów zapamiętał. Nie zdawał sobie z tego faktu sprawy. - Taa, ty byś jeszcze powiedział, żebym go sobie bardziej poobserwował. On ma podły charakter. Muszę uważać, żeby nie zdradzić się z tym, że jestem gejem. Nie wygląda na osobę tolerancyjną. Zresztą, nie chcę mu przeszkadzać. Postaram się, jak najmniej czasu spędzać w jego pokoju. Jest zły, że musi się nim ze mną dzielić. Chciałem nawet się wynieść do domu. W ciągu tych paru godzin chyba ze sto razy się wyprowadzałem. Dwa razy byłem blisko tego. Nawet wyjąłem torbę, żeby się spakować, ale zadzwoniła mama i powiedziała, że w mieszkaniu będzie remont. Muszę zostać w domu tego chłopaka. Dam sobie radę, dziadku. Jak zawsze. Szkoda, że cię już nie ma przy mnie - przesunął palcem wskazującym po brzegu płyty nagrobnej. - Przyjdę jeszcze do ciebie mimo że to mnie kosztuje wiele, ale przyjdę - pierwsze krople deszczu spadły na jego skórę. - Pada. Zawsze kochałeś deszcz w przeciwieństwie do mnie. A burz nadal się panicznie boję. Śpij sobie spokojnie.
Oddalił się wolnym krokiem od pomnika. Zanim dotarł na przystanek, był już cały mokry i było mu zimno. Objął się ramionami i usiadł pod dachem na ławeczce. Na dworze, gównie przez to, że pogoda się popsuła, zrobiło się szaro i wieczór zbliżał się wcześniej niż gdyby świeciło słońce.
***
Miał przed sobą przedostanie zadanie do wykonania. Jeszcze jeden wyścig i zdobędzie mistrzostwo. Uwielbiał się ścigać wirtualnymi autami. W prawdziwym życiu nie pozwoliłby sobie na to, ale na komputerze mógł rozwijać zawrotne prędkości. Ostatnia prosta i pierwszy z sześciu etapów kończony. Gra przełączyła go na menu, gdzie mógł naprawić swój pojazd i go ulepszyć. Jeszcze tylko pięć etapów i bitwa z mistrzem o samochód. Fabrice był w tym dobry, więc nie martwił się, że może przegrać.
Słyszał, jak drzwi się otwierają i ktoś wchodzi. Doskonale wiedział, kto. Chłopak wrócił późno. On niedługo będzie się zbierał na imprezę. Zerknął na niego i zdziwił się, jak Alain wygląda. Jego przemoczone ubrania kleiły mu się do ciała, a włosy oblepiały twarz. Przemknęło mu przez myśl, że chciałby wiedzieć, jak smakuje jego mokra skóra. Lavelle wyjął z szafy suche rzeczy i ponownie wyszedł. Fabrice mógł wrócić do tuningowania swego auta. Nawet go pomalował. A kiedy Alain wrócił do pokoju, ponownie zwrócił na niego uwagę. Chłopak był już przebrany i suchy. Schował torbę na swoje miejsce. Wziął laptop i wyszedł z pokoju. Fabi zmarszczył brwi. Zdenerwowało go to. Natychmiast wybiegł za nim.
- Ej, mój pokój już ci nie odpowiada?
Alain odwrócił się w jego stronę.
- Nie będę ci wchodził w drogę, wiem, gdzie mnie nie chcą - popatrzył mu w oczy, ale zaraz poszedł na dół.
Fabrice zacisnął zęby i trzasnął drzwiami. Wrócił do gry.
- "Wiem, gdzie mnie nie chcą". Głupi, obrażalski chłopaczek - włączył wyścig i poczekał na odliczanie do startu. Samochody przeciwników ruszyły, a on stał w miejscu, ponieważ zamiast myśleć o tym, co się dzieje, przed oczami widział postać niechcianego współlokatora. - Kurwa, przez niego przegrałem - zły wyłączył grę, a potem komputer. Cóż, będzie miał więcej czasu na przygotowanie się do wyjścia.
***
Słyszał trzaśniecie drzwi. Czyżby go wkurzył? Przecież Fabrice sam tego chce, więc o co się wnerwia? W salonie usiadł na kanapie tuż obok śpiącej Nelly, która pomachała ogonem i ponownie zasnęła i zamiast włączyć laptopa, odłożył go, przypominając sobie o książce. Podszedł do regału i wyjął tą, która go wcześniej zainteresowała. Pochłonięty czytaniem nie zauważył upływu czasu. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy w przedpokoju zapaliło się główne światło, a on zobaczył ubranego w strój wyjściowy Fabiego. Chłopak wyglądał tak fantastycznie, że Alain przez chwilę wstrzymał oddech. Zagapił się na niego dłużej niż trzeba, ale co mógł na to poradzić, było na co popatrzeć. Czarny, doskonały na nocny wypad, strój chłopaka podkreślał jego sylwetkę, dodawał tajemniczości i czegoś jeszcze. Czegoś, czym emanował tylko Fabrice. Spuścił wzrok na tekst, kiedy Fabrice zajrzał do pokoju.
- Wychodzę i wrócę późno. Nie czekaj na mnie, złotko, bo niegrzeczni chłopcy bawią się o tej porze, o której dzieci już śpią. Powiedz moim rodzicom, że jestem na imprezie.
- Dobrze - ledwie wydusił z siebie to słowo, zauroczony chłopakiem. Też mógł iść na tą imprezę. Mógłby chociaż na niego patrzeć... ale zaraz, dlaczego miał na niego patrzeć? To, że Fabrice wyglądał, jak młody bóg, nie oznaczało, że nie miał serca z lodu. Powrócił do czytania, ale tym razem od czasu do czasu przerywał i, patrząc w okno, przywoływał obraz tego seksownego drania.
***
Głośna muzyka, alkohol lejący się strumieniami, prawie nagie dziewczyny, które lepiły się do niego, jak rzep do psiego ogona i mnóstwo niezdrowego żarcia oznaczało tylko to, że trafił pod właściwy adres. Multum gości, tych zaproszonych i nie zaproszonych kłębiło się w dużym pokoju, kuchni, holu i piętrze. Wszystkim chodziło o to, żeby schlać się do nieprzytomności lub zaliczyć nowy towar. Mógł się założyć, że trzy sypialnie w tym domu są solidnie okupowane przez cieszących się sobą ludzi. I nie tylko sypialnie. Ostatnio trafił na parę w niezamkniętej łazience. Myślał, że będzie miał traumę do końca życia, widząc heterycki seks. Na samą myśl do tej pory przechodziły go nieprzyjemne dreszcze. Nie rozumiał, jak można pragnąć kobiety. Lubił płeć przeciwną, ale nie wtedy, kiedy chodziło o stosunki intymne.
- Fabi, kochaneczku, jesteś - Ingrid uwiesiła mu się na ramieniu. Dziewczyna nie rozumiała, co to znaczy "nie". Im bardziej ją odpychał, tym ona wracała do niego, jak bumerang i była coraz bliżej. - Bałam się, że mój pysiulek nie przyjdzie.
- Nie jestem twoim pysiulkiem - wyrwał jej się. Była ładna, wręcz śliczna, ale pchała łapy tam, gdzie on nie chciał ich mieć. No chyba, że zmieniłaby płeć. Chociaż, gdyby jako chłopak zachowywała się tak, jak teraz, to też wolałby jej unikać.
- Ależ jesteś. Tylko o tym nie wiesz. To kiedy się ze mną umówisz?
- Nie umówię się z tobą. Ile razy mam ci to powtarzać? - zirytował się. Minusem imprez była właśnie Ingrid. A plusa wypatrzył tuż obok schodów. Xavier, szczupły szatyn rozmawiał właśnie z gospodarzem imprezy. - Możesz mi przynieść coś do picia?
- Tak, pysiulku. A co chcesz?
- Coś, co zajmie ci cały wieczór na przygotowaniu tego. Mint Serfer* poproszę.
- Mint... Mint co?
- Mint Serfer.
- A co to jest?
- Dowiedz się.
- Ok, pysiulku – odeszła, coś sobie mrucząc pod nosem.
Pokiwał tylko głową i już miał podejść do swego obiektu zainteresowania, kiedy spostrzegł, że chłopaka już tam nie ma. Złapie go później.
- Doskonale sobie z nią poradziłeś - obok pojawił się Pascal.
- Na godzinę mam spokój.
- Gdybyś się oficjalnie ujawnił...
- Tak mi dobrze, przyjacielu. Kto wie, ten wie.
- No, ale miałbyś od niej spokój. Chodź, napijemy się.
- Czegoś bez alkoholu. Lotte się na mnie pogniewała i musiałem przyjechać swoim autem - przeszli do kuchni.
- O, biedaczek, musi zachować post - Pascal zrobił smutną minkę.
- Nie cierpię z tego powodu. Wolę mieć trzeźwy umysł - wyjął z kubła z lodem butelkę wody. Na takich spotkaniach wolał używać czegoś, co było zamknięte. Za dużo ludzi, za dużo nielegalnych substancji.
- Cześć, Thomas - Pascal podał rękę gospodarzowi.
- No, hejka. A ty co, będziesz żył o wodzie? - Thomas, wysoki przystojniaczek, zwrócił się do Fabrica.
- Dziś tak.
- A dla ciebie co zrobić? - chłopak zajmował się prowizorycznym barkiem.
- Piwo. Bez mieszanek, jak ostatnio. Omal po tym nie umarłem – westchnął ciężko Durand.
- Spoko.
- Thomas, widziałem, jak gadałeś z Xavierem. Jest tu gdzieś? - zapytał Chartier.
- Wpadł na moment. Musiał wracać do domu. Pasci, masz piwko i dobrze się bawcie.
Gdy odeszli w jakiś zaciszny kącik, Pascal zapytał:
- Thomas nadal nie wie, że Xavier jest gejem? - upił dużego łyka z butelki.
- Gdyby wiedział, nie wpuściłby go tu. Mnie też. Xav się ukrywa i gdyby nie to spotkanie naszej czwórki z nim, kiedy się całował z pewnym osobnikiem, do dziś bym o nim nie wiedział.
- Taa. Pamiętam. Potem sobie pogadaliście.
- I nie polowałem na niego, dopóki był zajęty - odkręcił nakrętkę i zesztywniał. - O cholera, jak coś, to mnie nie ma.
- Ale co? - zaraz jednak zrozumiał. Ingrid przepychała się pomiędzy ludźmi z drinkiem w ręku, szukając kogoś. Zaśmiał się.
Wieczór i połowa nocy upływały w doskonałym nastroju. Ingrid w końcu upiła się i nieprzytomna została zaniesiona na piętro. Pojawili się też spóźnieni Charlotte i Olivier. Dziewczyna nadal boczyła się na przyjaciela. Nawet po jego próbach pogodzenia się. Nie przejmował się tym zbytnio, gdyż wiedział, że za kilka dni sytuacja wróci do normy. W końcu, kiedy większość gości nie miała pojęcia, gdzie się znajduje lub ciężko było ich przekonać, że trawnik to nie basen i pływanie nago nie wchodzi w grę, Fabrice postanowił się ulotnić. Pożegnał przyjaciół i wsiadł do auta.
W domu po cichu wdrapał się na piętro. Był już dorosły, ale wracanie o drugiej do domu i robienie hałasu mogłoby wzbudzić złość w rodzicach. Do sypialni też wszedł na palcach i zamknął drzwi. Zaświecił lampkę przy swoim łóżku. Alain smacznie spał. Kołdra okrywała tylko nogi, a rozpięta koszulka od piżamy odsłoniła tors, który przyciągał wzrok Fabrica.
- Nie powiem, bo ładniutki jesteś - przesunął wzrokiem ku smukłej szyi chłopaka. - Ech, ale i tak cię nie lubię.
Wziął piżamę i poszedł pod prysznic. Dziesięć minut później spał, jak zabity. A sny, jakie go nawiedziły, miały mu nie dać spokoju.
* - Mint Serfer: składniki: 50ml wódki, 20ml likieru melonowego, 20ml soku ze świeżej cytryny, 50ml soku jabłkowego i sprite. Przygotowanie: wszystkie składniki mieszamy ze sobą w shakerze, przelewamy do szklanki ze skruszonymi kostkami lodu, dolewamy do pełna sprite i dekorujemy np. cząstkami cytryny.