***
Niestety, tydzień minął za szybko. Bagaże Alaina ojciec wpakowywał do samochodu. W tym czasie matka czyniła ostatnie przygotowania do wyjazdu. Sam Alain, który był zły, aby ich nie martwić, dzielnie im we wszystkim pomagał i uśmiechał się. Nie chciał, żeby wyjeżdżali, a tym bardziej nie chciał opuszczać tego domu. Cały tydzień błagania ich o to nie odniosło skutków. Teraz już z tego zrezygnował. Oboje byli uparci, jak osły. Nie rozumieli, że był dorosłym człowiekiem. Ich nadopiekuńczość bywała przytłaczająca, lecz wiedział, że chcą dla niego dobrze.
- Synku, a tu masz, w razie czego, numery telefonów do tego kolegi taty. Zamieszkamy u niego przez tydzień, zanim umowa na tamto mieszkanie, o którym opowiadałam, nie nabierze praw. Pamiętaj, aby raz w tygodniu podlać kwiaty w sypialni, a te u ciebie pasowałoby dwa razy. I jeszcze...
- Mamo, powtarzasz się. Dokładnie to samo mówiłaś wczoraj.
- Tak? - Alain skinął głową. - Zapomniałam w ferworze tych wszystkich obowiązków.
- To wyniosę jeszcze nasze walizki - powiedział ojciec - i możemy ruszać. Ty, chłopcze, do państwa Chartier, a my do Szwajcarii.
- Kochanie, - zwróciła się do syna Beatrice - zabrałeś wszystko z łazienki?
- Tak, mamo, jak mamy jechać, to to zróbmy - chciał mieć już za sobą pierwsze przywitanie w nowym domu.
***
Nie podobało mu się to. Jakiś gówniarz miał zajmować mu pokój. Jego pokój. Zabierać mu przestrzeń i powietrze. Nie przyjmował tego do wiadomości. Salon jest przecież taki wygodny. Fabrice stał przy nowym łóżku i gapił się na mebel niszczycielskim wzrokiem. Jego biedna kanapa została zastąpiona czymś takim. Nie, żeby łóżko samo w sobie było brzydkie czy też niewygodne, po prostu było przeznaczone dla kogoś, kogo on tu nie chciał. Na rozkaz matki musiał też zrobić porządek w szafie i zwolnić kilka półek oraz szuflad. Jak tak można? Gdzie miał dać swoje rzeczy? Powiesić je na suficie? Co z tego, że na korytarzu stała potężna szafa z rozsuwanymi drzwiami. On chciał je trzymać w pokoju. Nieważne, że już w wielu nie chodził. Były jego i tyle.
- Fabrice, zejdź na dół. Niedługo przyjadą państwo Lavelle z synem - zawołała mama.
Przewrócił oczami. Ta kobieta była bardziej podekscytowana niż dzieci dostające wymarzone prezenty na święta. Miał dziś zaplanowany dzień i, niestety, spotkanie ze znajomymi musiał odwołać. Przecież nie zostawi tego... tego... jak mu tam... nieważne, ale nie zostawi tego dzieciaka samego w jego królestwie.
Zszedł na parter ze znudzoną miną. Jego rodzina siedziała w salonie. Była niedziela, więc tata też był w domu. Nawet jego siostra siedziała cała w skowronkach, oglądając jakiś muzyczny program.
- Mógłbyś się uśmiechnąć - powiedział Antoine. - Nie chcemy wystraszyć naszego gościa.
- Ja bym chętnie wystraszył.
- Nasz mały synek wciąż nadąsany - mama przechodząc obok poklepała go po policzku. - Wytrzymasz te tygodnie. I zachowuj się. Amelie, wyłącz ten huk. Głowa od tego boli.
- Mamo - zaprotestowała dziewczyna.
- Już. Niedługo tu będą, to chociaż ścisz.
- Czy wszystko ma być teraz robione pod niego? - zdenerwował się Fabrice.
- Zachowaj swoje uprzedzenia dla siebie, synu. Goście przyjechali - oznajmił ojciec, który stał przy oknie i pierwszy ruszył na przedpokój.
***
Chciał stąd uciec. Z tego auta, które wiozło go w nieznane. Nawet nie zrobił wrażenia na nim biały, elegancki, jednorodzinny dom z niewielkim ogródkiem od ulicy. Soczyście zielony trawnik, skoszony niedawno, a nawet kwiaty w dużych donicach poustawiane wokół budynku ładnie wyglądały. Nawet szczekanie psa, zapewne po sąsiedzku, nie zdołały go pocieszyć.
Ojciec zatrzymał się przed domem i odwrócił do niego.
- Dasz sobie radę, synu. Pani Chartier to dobra kobieta.
- Sabrine jest wspaniała. W razie problemów zwracaj się do niej - dodała Beatrice i otworzyła drzwi auta.
Alain, cały spięty i pełen nerwów, zrobił to samo. Ciepłe promienie słońca popieściły mu twarz, gdy wyszedł na powietrze. Miał na sobie nowe, jasne jeansy i kremową koszulkę z logiem coca-coli. Miał tremę, która potęgowała się z każdym krokiem prowadzącym do drzwi w kolorze ciemnego orzecha. Starał się pohamować nerwy, ale co mógł na to poradzić? Wszystko, co nowe, miejsca, ludzie, sytuacje napawały go lękiem. Nie takim paraliżującym, który sprawiał, że nogi wrastały w ziemię, a serce stawało w gardle. Ten był raczej przepełniony obawą typu: Jak to będzie? Co on tam będzie robił, jak ma się zachowywać, jak go przyjmą? Wiele tych i innych pytań krążyło mu po głowie, coraz bardziej wiążąc żołądek w supeł.
Wrota do domu otworzyły się z rozmachem i ze środka wyszedł szczupły, przystojny pan w średnim wieku. Jego uśmiech poszerzał się z każdą mijającą sekundą. Krótkie, czarne włosy, wyraziste usta i wesołe, ciemne oczy wzbudzały spokój. Zaraz za nim pojawiła się kobieta, którą znał, z rozpuszczonymi, długimi blond włosami, eleganckiej, niebieskiej sukience na ramiączkach z tak samo szerokim uśmiechem i ciepłem w niebieskich oczach. Mężczyzna musiał być jej mężem. To z całą pewnością mógł stwierdzić Alain na pierwszy rzut oka.
- Cieszę się, że już jesteście - pani domu serdecznie objęła jego matkę. - Smutno mi, że wyjeżdżasz, Beatrice, ale te kilka tygodni szybko minie, a ja będę miała okazję bliżej poznać Alaina - podeszła do niego i również uściskała. - Miło nam będzie cię gościć w naszym domu, chłopcze.
- Nie chciałbym przeszkadzać.
- Nonsens. Nie będziesz przeszkadzał. Wejdziecie do środka? - zapytała państwa Lavelle.
- Nie, musimy ruszać w drogę - powiedział Jean-Lou.
- A co z samochodem? - zapytał pan Chartier.
- Jedziemy jeszcze do mojej mamy. Tam zostawimy auto, a szwagier nas odwiezie na lotnisko - poinformowała Beatrice.
- A nie lepiej zostawić samochód u nas? - zaproponowała Sabrine. - Antoine zawiezie was do krewnych, a potem na lotnisko. Alain miałby samochód.
- Alain nie ma prawa jazdy. Jakoś nie możemy go do tego namówić - tata Alaina poklepał go po ramieniu. - Wypakuję twoje bagaże, synu i znikamy.
Alain nie słyszał tego, co mówił ojciec, ponieważ w drzwiach pojawiła się nowa postać. Był to wysoki, przystojny chłopak o białych włosach, zapewne farbowanych i ładnych oczach, ale, niestety, zimnych. One nie mówiły "Witaj w domu", one raczej miały ochotę go stąd wyrzucić, przez co poczuł się naprawdę źle, lecz nie dał tego po sobie poznać. Odwrócił twarz w stronę trajkoczącej o czymś matki, starając się nie myśleć o chłopaku. Jeżeli on był synem państwa Chartier, nie będzie mu łatwo, ale może to nie z nim miał dzielić pokój. Może mieli jeszcze jednego syna. Chociaż wiedział, że nie, ale zawsze istniała nadzieja, że jego mama o tym zapomniała.
- Speszyłeś się, chłopczyku? Dobrze. Już ja ci pokażę, co znaczy zajmować mój pokój - pomyślał Fabrice. Uważnie przyjrzał się młodszemu chłopakowi. Był ładny, nieźle zbudowany, ale poza tym był jakiś taki nijaki.
- Fabrice, nie stój tak. Podejdź do nas i przywitaj się z państwem i kolegą.
- Mamo, przesadzasz. To nie jest mój kolega - mimo tego podszedł, był przecież wychowany w szacunku do starszych, do przyjaciółki matki i jej męża. - Dzień dobry. Jestem Fabrice.
- Dzień dobry. Zapewne jesteś starszy od mego syna? - zapytała Beatrice.
- Tak sądzę. Mam dwadzieścia lat.
- Alain osiemnaście. Właściwie to na początku sierpnia skończy dziewiętnaście. Szkoda, że nie będziemy razem w jego urodziny - objęła syna.
Fabrice widział lekki rumieniec wstydu wpływający na policzki chłopaka.
- Jak ja nie cierpię nieśmiałych osób. Same z nimi problemy. Chociaż też bym nie chciał, aby mnie matka publicznie ściskała - myślał Fabrice.
- Alain, musimy już jechać. Spisuj się dobrze - radziła Beatrice. - I... no sam wiesz, wyjdź do ludzi.
- Mamo - dlaczego robi mu taki wstyd?
- Beatrice, daj spokój, chłopak jest dorosły, poradzi sobie.
- Będę tęsknić - kobieta mocno przytuliła syna. Nie omieszkała przy tym uronić paru łez. - Kocham cię.
- Ja ciebie, mamo, też - starał się nie patrzeć na tego białowłosego chłopaka.
W dalszej kolejności uściskał go ojciec i po długim pożegnaniu, również z jego nowymi opiekunami, rodzice wsiedli do auta. Smutno mu się zrobiło. Ojca nie zobaczy szybko, a mamę dopiero we wrześniu. Nie rozstawał się z nimi dłużej niż na te dwa nieszczęsne tygodnie na obozie w zeszłym roku. Tylko teraz to oni wyjeżdżali i to na długo. Patrzył, jak machają mu jeszcze, wyjeżdżając z podjazdu, aby zaraz minąć rząd domków na tej mało ruchliwej ulicy, znikając za zakrętem.
- Nawet się nie obejrzysz, a znów będziesz z nimi. Chodźmy do domu - ciepła ręka pani Chartier na ramieniu nieznacznie przyniosła ukojenie. - Antoine, Fabrice, weźcie bagaże Alaina.
- Ja sam je wezmę. Poradzę sobie - wziął jedną torbę, była dość ciężka.
- To drugą weźmie Fabrice. Jesteś zbyt młody na dźwiganie tylu rzeczy - posłała synowi rozkazujące spojrzenie. Co się z nim działo? Miała nadzieję, że to tylko chwilowa zmiana.
Fabrice gotował się w środku. Co to on niby jest, jakiś tragarz? Służący? Mimo tego wziął drugą torbę bez przeszkód i pierwszy ruszył do domu.
- Chodź, chłopcze, pokażemy ci, gdzie zamieszkasz - uśmiechnął się Antoine.
Alain nieznacznie skinął głową i ruszył za nimi. Wszedł do swego nowego domu i rozejrzał się wokół. Przedpokój w kolorze łososiowym sprawił, że poczuł się, jakby był w swoim domu. Taki sam mieli w kuchni. Po lewej od wejścia stała szafka na buty wraz z zawieszonym na ścianie lustrem otoczonym drewnianą ramą i stojącym, czarnym wieszakiem. Na wprost wejścia były schody, obok których znajdowała się jedna para drzwi z małą szybką, więc Alain doszedł do wniosku, że prowadzą do łazienki. Na prawo duże, dwuskrzydłowe drzwi były otwarte na pokój dzienny, z którego wyszła młodziutka dziewczyna. Miała na sobie czerwone rurki i biała bluzkę. Jej czarne włosy podtrzymywane białą opaską, sięgały do ramion.
- O, Alain, poznaj Amelie, moją córkę - przedstawiła ją pani Chartier.
- I moją - wtrącił dumnie jej mąż.
- Tak, kochanie, twoją też. Amelie, to jest Alain, od dzisiaj jest jak twój brat.
- Cześć - trzynastolatka uśmiechnęła się.
- Cześć - przywitał się z nią.
- To ja idę oglądać koncert - Amelie weszła w głąb salonu i usiadła na kanapie, porywając leżącego obok pilota.
- Nie umie oderwać się od kanałów muzycznych - poinformowała Sabrine. - To tu masz salon. A po lewej stronie korytarza drzwi do kuchni, połączona jest z niewielką jadalnią.
- Kochanie, później go oprowadzisz. Pokażmy mu pokój – przerwał jej Antoine.
- O tak, tak. Fabrice, prowadź kolegę.
- On nie jest moim kolegą - miał to powiedzieć na głos, ale się powstrzymał. Jeszcze pokaże temu chłopaczkowi, gdzie jego miejsce. Wszedł na górę i pokonawszy dwadzieścia schodów znalazł się w korytarzu obitym panelami. Od razu udał się do swego pokoju, który znajdował się w głębi korytarza. Inne pomieszczenia były od niego oddalone, poza łazienką. Gdy budowali ten dom, sam poprosił o taki. Przez to nie udało się zyskać dodatkowego pomieszczenia, ale jego to nie obchodziło. Chociaż patrząc na to teraz, to byłby dodatkowy pokój i nadal w swoim mógłby przebywać sam.
- To jest pokój Fabrica - powiedziała kobieta, gdy pozostali również weszli do pomieszczenia. - Będziesz mieszkał razem z nim. Fabrice pokaże ci wszystko, a my z Antoine przygotujemy ciasto i napoje – wyszli, zostawiając ich samych.
Alainowi nie spieszyło się zostać sam na sam z tym białowłosym osobnikiem. Lód w oczach go niepokoił. Popatrzył na niego, ale zaraz przesunął wzrok na pokój i rozejrzał się.
- Mam nadzieję, że się podoba - mruknął Fabrice.
- Ładnie tu.
- To twoje łóżko - dlaczego musiał udawać miłego? A tak, rozkaz mamy: "Masz być miły". - Połowa szafy i trzy dolne szuflady - przecież nie da mu górnych, nie będzie się schylał - są twoje. Komody nie tykaj. I to jest twoja część pokoju - ruchem ręki obrysował łóżko, mały stoliczek z szufladką kupiony na życzenie mamy obok niego i oczywiście szafę, którą też musiał z nim dzielić. - Ta część z biurkiem, moim łóżkiem jest moja. Nic tam nie ruszaj, nawet nie dotykaj. Kanapa... cóż... możesz z niej korzystać. Jak chcesz, to się rozpakuj lub coś. Łazienka jest obok mego pokoju. Idę na dół - zmroził go jeszcze wzrokiem i wyszedł.
Alain odetchnął. Z taką osobą nie miał jeszcze do czynienia. Chłopak był przystojny, bardzo, ale taki lodowaty. Pokój był duży, to może jakoś nie będą sobie przeszkadzać i na pewno nie zamierza przekraczać wyznaczonej linii. Lewa strona pomieszczenia była jego, środek wspólny, a prawa jego współlokatora, upewnił się jeszcze. Wyjął telefon z kieszeni i napisał smsa do Cedrica:
"Jestem już w tym domu. Przyślę ci adres później, ale najpierw zapytam, czy mogę tu kogoś zaprosić. Państwo Chartier wydają się być mili, ich córka też, na taką wygląda, ale syn... jest dość chłodny."
Wysłał wiadomość i schował telefon. Rozpakowanie się postanowił zostawić na później. Nie chciał, żeby gospodarze czekali na niego z poczęstunkiem. Wyszedł z pokoju, zamykając ostrożnie drzwi. Zanim zobaczył dom, wyobrażał go sobie jako coś naprawdę dużego, a tymczasem był on podobny do wielu innych, taki zwyczajny, nie olbrzymi, chociaż wszystko było tak poustawiane, nawet ściany, że optycznie dawały dość dużą przestrzeń. Nawet na korytarzu pod ścianą stały dwa fotele, a obok nich regał z bibelotami. Przyjrzał się małym figurkom stojącym na nich. Porcelanowe aniołki, lalki, drewniane psy oraz konie tworzyły miły akcent tego domu.
- To ukochane rzeczy mamy - obok niego stanęła Amelie. - Nie jest może zagorzałą kolekcjonerką tego, ale jak na targu staroci znajdzie coś ładnego, to to kupuje. Teraz kazała mi zawołać cię na ciasto.
- Dzięki.
- Nie ma za co. No chodź, mamy bananowe ciasto. Mniam.
Zszedł z nią na dół i gdy podeszli do kuchennych drzwi, dało się słyszeć podniesiony głos Fabrica.
- Mamo, mnie on jest obojętny. Powiedziałem, że nie podoba mi się to, że zajmuje mój pokój. Mógł spać w salonie. Nie przebywam tam. I nie każ mi kroić dla niego ciasta, bo nigdy, ale to nigdy nie chciałem go w tym domu i nie będę mu usługiwał.
Alainowi zrobiło się przykro na te słowa. Nigdy nie chciał nikomu z buciorami wchodzić w życie. Wpieprzać się komuś, kto nie chciał mieć z nim nic wspólnego. I nie zrobiłby tego nawet teraz, gdyby nie jego kochani rodzice. Gdyby wiedział, że tak bardzo ten chłopak będzie przeciw niemu, bardziej by walczył o pozwolenie na samotne mieszkanie. A teraz jak miał przebywać z nim w pokoju białowłosego, wiedząc, jak bardzo jest niechciany?
- Alainie, wejdź - Sabrine zobaczyła, że stoi w drzwiach i zapewne słyszał, co mówił jej syn.
Levelle ukrył wszelkie swoje odczucia i przekroczył próg pomieszczenia. Spojrzał na Fabrica. Chłopak w ogóle nie zawstydził się, że był słyszany. Na jego ustach błądził zadziorny uśmieszek.
- Alain, czuj się tutaj, jak u siebie w domu. Lodówka, cała kuchnia, dom jest do twojej dyspozycji. Usiądź, a ja podam ci placek - zgromiła wzrokiem swego syna. – Fabrice, siadaj.
- Nie. Jestem umówiony ze znajomymi - opuścił kuchnię. - Słyszał mnie. Nie planowałem tego, ale teraz będzie wiedział, że nie będę mu padał do nóżek i podlizywał się, bo jest gościem - wziął kluczyki od samochodu i wyszedł z domu.
Natomiast Alain zatopił widelczyk w cieście, nadal mając w głowie to, co powiedział Fabrice.
- Nie przejmuj się nim - pan domu właśnie kończył swoją porcje ciasta. - Fabrice ma dobre serce, ale jest bardzo egoistyczny. Nie lubi obcych w domu. Ma grupę sprawdzonych przyjaciół i akceptuje tylko ich.
- Fabrice przyzwyczai się do ciebie i będzie dobrze. Zobaczysz. Trzeba dać mu czas. Jeszcze ciasta? - zapytała Sabrine.
- Jeszcze tego nie zjadłem - uśmiechnął się.
- Rozpakowałeś się?
- Nie, proszę pani. Zrobię to później.
- W porządku. W łazience zrobiłam ci miejsce na twoje kosmetyki i, naprawdę, rozluźnij się. Teraz to twój dom. I ignoruj to, co mówi mój syn, uspokoi się.
Alain westchnął. Gdyby ignorowanie takich słów było łatwe, mógłby żyć spokojnie. Za dużo dostał kopniaków od rówieśników i teraz ciężko mu było czuć się swobodnie przy kimś takim, jak Fabrice.
***
Trzasnął drzwiami swojego auta, kiedy znalazł się na podjeździe u Pascala. Przyjaciel, stojący przy swym samochodzie, podszedł do niego.
- Coś taki wściekły? - zapytał długowłosy.
- A jak myślisz?
- Aaaa, twój współlokator przyjechał.
- Nie śmiej się.
- Jaki jest? Ładny?
- Nie mam zamiaru go poznawać i mu się przyglądać – chociaż gdzieś głos w nim mówił, że jest nie tylko ładny, jest śliczny.
- Miałeś go pilnować, aby nie dotykał twoich rzeczy, to co tu robisz? - Pascal oparł się o auto przyjaciela.
- Muszę odetchnąć, a mogę to zrobić tylko u ciebie.
- To chodź do domu. Jestem gotów wysłuchać twoich żalów.
- Nie żalę się.
Pascal tylko się roześmiał i wszedł do domu.
- Nie śmiej się.
- Wybacz, ale zachowujesz się, jak mały chłopiec, który musi podzielić się swą zabawką, a nie chce tego robić. Napijesz się czegoś? – zapytał, gdy wprowadził go do kuchni.
- Wody. I nie zachowuję się, jak dzieciak.
- Z boku to inaczej wygląda - wyjął wodę z lodówki. - Egoistyczny dupku.
- Sądziłem, że jesteś moim przyjacielem.
- Jestem i dlatego mówię prawdę - nalał mu wody do szklanki i podał. - Przecież nie musisz z nim spędzać wiele czasu. Dzielicie razem pokój, a ty w nim jesteś tylko na noc. A poza tym, gadać z nim też nie musisz - oparł się tyłkiem o szafkę.
- Mama ma inne zdanie na ten temat. Chce, bym go zabrał na miasto - prychnął.
- Fajnie, poznaj go z nami. Chyba aż tak zły nie jest. Ile on ma właściwie lat?
- Osiemnaście czy jakoś tak. A po co ci to? - usiadł na krześle tak, że oparcie miał z przodu.
- Z twoich opowieści wynikało, że z dziesięć. Ładny? - ponowił wcześniejsze pytanie, wiedząc, że przyjaciel w końcu powie prawdę.
- Co ładny? No, jest ładny, ale charakter ma do bani.
- Skąd wiesz? Nie znasz go. Wiesz, co jest twoją wadą, jedną z wielu? To, że oceniasz ludzi, zanim ich poznasz.
- Dla mnie się liczy ocena na pierwszy rzut oka. Nie pasuje mi i koniec. Zabrał mój pokój, a dziś jeszcze bardziej mnie denerwuje, odkąd na niego spojrzałem.
- Nie zabrał ci pokoju. Wciąż w nim mieszkasz. A chłopak nie pasuje, bo nie będziesz mógł sobie trzepać przy filmach porno.
Fabrice otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Nie rób takiej miny - roześmiał się Pascal. - Znam cię już kilka lat. Poza tym, ostatnio cię nosi. Jesteś sfrustrowany. Kiedy miałeś ostatnio jakiegoś chłopaka?
- Dawno.
- Dlaczego?
- Bo mam chrapkę na ciebie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Tym razem to Pascala zamurowało. Poruszył się niespokojnie.
- Nie obawiaj się, nie rzucę się na ciebie. Wy, heterycy, zaraz sądzicie, że tak zrobi każdy gej.
- Nie mam nic przeciw twojej orientacji, ale raczej trzymaj ręce z dala ode mnie. Wiesz, chodzi mi o bardziej intymny kontakt. Nie obmacuj mnie.
- Pascal, zdradzę ci, że jakbyś był gejem, nie przepuściłbym ci. Ale w takim wypadku możesz być spokojny o swój tyłek - wstał i odstawił szklankę. - Jadę do domu. Spotkamy się jutro?
- Jutro mam robotę.
- Jaką?
- Mówiłem, że pracuję w wakacje w supermarkecie. Druga twoja wada, masz sklerozę.
- Za bardzo w głowie siedzi mi mój gość - wyszedł na zewnątrz.
- A co, zakochałeś się?
- Weź. Prędzej piekło zamarznie. Narka - wsiadł do samochodu. Rozmowa z przyjacielem, nawet taka o niczym, zawsze go pozytywnie nastawiała, to może jakoś wytrzyma zbliżający się wieczór.
***
Skończył rozpakowywanie się. Nie zabierał ze sobą dużo rzeczy, zawsze po jakieś może wpaść do mieszkania. Mieszkania, które teraz stoi puste, ponieważ jego rodzice traktowali go, jak dziecko. Sam na to pozwalał swoim wcześniejszym zachowaniem. Teraz jest tutaj i jakoś postara się nie spędzać za dużo czasu we własnym mieszkaniu. To byłoby nie fair w stosunku do ludzi, którzy go tu goszczą. Wyjął laptopa z plecaka i usiadł na łóżku. Czuł się swobodnie, gdy był sam. Uruchomił sprzęt i sprawdził pocztę. Jak zawsze czekała na niego masa reklam i nic więcej. Nawet konkretnej odpowiedzi z uczelni, do których wysłał papiery. Do tej pory nie był przekonany, co chce w życiu robić. Interesował się wieloma rzeczami naraz: film, literatura, geografia, informatyka, zwierzęta. Miał nadzieję, że w jakiś sposób pozna, w jakim kierunku miał poprowadzić swoje życie zawodowe. Otworzył folder ze zdjęciami, których miał tak wiele, a wszystkie robione przez Cedrica. Zgrał je wczoraj z płyt. Pasją jego przyjaciela było fotografowanie i doskonale wiedział, co chce robić w przyszłości. Żałował, że już skończyli liceum. Teraz będzie jeszcze rzadziej widywał Cedrica, który wyjeżdża na uczelnię do innego miasta. A on chciał zostać tutaj, dlatego najbardziej interesowały go studia na miejscu, ale mimo początkowych dobrych odpowiedzi, teraz była cisza. Przejrzał kolejne zdjęcie i uśmiechnął się. Wakacje trzy lata temu. On taki beztroski. Bardziej otwarty na ludzi, siedział na murku przy fontannie i machał przyjacielowi. Był taki szczęśliwy. Wtedy zaczynał poznawać swoją orientację i był bardzo wystraszony. Powiedział o tym Cedricowi i mało przy tym nie umarł ze strachu, a ten tylko się uśmiechnął i powiedział, że nadal chce się z nim przyjaźnić. Trochę się bał, że może zakochać się w Cedricu, ale nic takiego nie nastąpiło. Chłopak był dla niego, jak brat. Kolejne zdjęcia już nie były dla niego wesołe. Stał wśród grupy licealistów, którzy po pewnym czasie kopnęli go w cztery litery, bo nie jest przebojowy, tylko nudny. Mógł zdjęcia wyrzucić, ale po co? Wolał nie zapomnieć, że lepiej być samemu. Człowiek się wtedy nie sparzy. Lepiej mieć jednego prawdziwego przyjaciela, a nie wielu fałszywych. Chciał, żeby go ktoś polubił i pokochał takim, jaki był, ale na to się nie zanosiło. Na pewno nie w tej chwili. Chociaż czasami zastanawiał się, czy na tym świecie jest ktoś jemu przeznaczony.
Drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł Fabrice. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, ale Alain zaraz powrócił do przeglądania fotek. Nie widział wtedy kpiącego uśmieszku współlokatora.
Fabrice sam usiadł przy swoim komputerze, na szczęście tak ustawionym, że Lavelle nie mógł dokładnie widzieć, co jest na monitorze. Dziwnie się czuł z nim w pokoju. Zero prywatności najbardziej go wkurzało. A głównie to, że chłopak mógł poznać, że jest gejem. I nie zamierzał też z nim rozmawiać. Niby o czym? Nie mieli ze sobą nic wspólnego. Zerknął na sekundę dyskretnie na Alaina pogrążonego w czymś, co czytał lub przeglądał, ale zaraz powrócił do ekranu, na którym widniała prośba o wpisanie hasła. Zrobił to i ujrzał swój pulpit z tapetą półnagiego modela. Serce zabiło mu mocniej i szybko otworzył jakiś folder, który pokrył monitor białym tłem. Przez tego chłopaka musi zmienić swoją ukochaną tapetę i dać jakąś przyrodę. W swoim własnym domu, pokoju, musi się ukrywać. Zacisnął zęby ze złości.
- Przepraszam - usłyszał głos chłopaczka.
- Czego? - rzucił dość ostro.
- Bateria mi się kończy, nie wiem, do którego gniazdka mogę podłączyć laptopa.
- Znajdź sobie jakieś. Przy oknie jest.
- Ale kabel nie dostanie...
- Taka ciapa z ciebie? - Fabrice zgromił go wzrokiem i wstał. Wyjął z szafy przedłużacz i podszedł do Alaina. Rzucił mu go na łóżko. - Obok okna, jak wspomniałem, jest gniazdko. Podłącz to i z głowy - warknął.
Alain wiedział, że chłopak jest zły i źle się z tym poczuł. Podziękował skinieniem głowy za przedłużacz. Odłożył komputer na bok i podniósł się z łóżka. Czuł się tak bardzo niezręcznie. Wziął przedłużacz i podłączył go, ale zanim zajął się komputerem, w pokoju rozeszło się pukanie do drzwi.
- Proszę - odezwał się Fabrice.
- Chłopcy, zapraszam na kolację - głowa Sabrine wsunęła się przez uchylone wrota.
- Już schodzę, proszę pani - Alain wyłączył laptopa i, nawet nie patrząc na młodego Chartiera, wyszedł z pokoju.
W jadalni usiadł przy stole tuż obok Amelie, która ze słuchawkami w uszach potrząsała głową w rytm słyszanej muzyki. Dziewczyna zobaczyła, że na nią patrzy.
- Chcesz posłuchać? Fajny kawałek - wyjęła słuchawkę i mu podała. W uchu Alaina rozległa się rockowa piosenka, jeden z jego ulubionych kawałków, ale nie miał dziś dnia na słuchanie tego.
- Lubię to.
- Tak? Super. Ktoś docenia, co to znaczy dobra muza - popatrzyła na ojca z wyrzutem.
- Ja doceniam, - Antoine puścił oczko Alainowi - ale klasyków, a nie ten huk.
- Klasyczna muzyka też ma swój urok - powiedział Alain, nie zauważając przysiadającego się do stołu Fabrice. - Ale do słuchania jej trzeba mieć odpowiedni nastrój.
- A jakiż to nastrój trzeba mieć, aby słuchać Mozarta? - zapytał Fabrice, ale ton jego głosu wskazywał, że nie jest zainteresowany odpowiedzią. Bardziej ośmieszeniem go.
Alain spuścił wzrok na talerz i zdołał wydusić z siebie:
- Zależy od utworu i nie tylko napisanego przez Mozarta.
- Fabrice, daj spokój. Ty, wiadomo, wolisz co innego - wtrąciła matka, która postawiła zapiekankę na stole. - Alain interesuje się różnymi gatunkami. Na pewno znajdziecie coś wspólnego. Teraz jedzcie, bo od jutra wracam do pracy, ojciec nie może ciągle sam zajmować się sklepem i nie będę wam robić tak uroczystych kolacji. Sami będziecie musieli się odżywiać.
- Ja mogę coś ugotować. Mama też nie zawsze miała czas i ja robiłem posiłki - powiedział Alain, nakładając sobie potrawę, która wspaniale pachniała.
- Złota rączka? Co jeszcze potrafisz? Może zbudujesz dom z niczego? - Alain na Fabrice działał, jak płachta na byka, szczególnie od chwili, kiedy go zobaczył. W jakiś sposób jeszcze bardziej go wtedy zdenerwował. – Powiedz, co jeszcze potrafisz? Nie stronisz od muzyki, którą lubi mój tata, proponujesz gotowanie. Naprawdę nie musisz się podlizywać i udawać, że coś lubisz, robisz. Zresztą, kto by zjadł twoje żarcie. Nie bój się, rodzice i tak cię nie wywalą, chociaż masz swoje własne mieszkanie.
- Fabrice - matka usiłował mu przerwać.
- Naprawdę musisz być dzieckiem, skoro zwalasz się na głowę innym ludziom - kontynuował niezrażony dwudziestolatek.
- Fabrice, przestań.
Alain odłożył sztućce i wstał.
- Przepraszam, ale jestem zmęczony. Wezmę prysznic i pójdę spać.
- Tak wcześnie? - zapytała Amelie, nie bardzo kojarząc, co się dzieje.
- Tak - nawet nie popatrzył na tego chłopaka i opuścił pokój. Zanim się oddalił, zdołał usłyszeć:
- Fabrice, co w ciebie wstąpiło? To nie jesteś ty.
- Mamo, bo ja go tu nie chcę. Bo go tu, kurwa, nie chcę! A dziś się przekonałem, jak bardzo.
Alainowi po tych słowach tym bardziej zrobiło się przykro. Wbiegł na górę, zabrał pidżamę i poszedł do łazienki. Tam, gdy już się rozebrał i puścił wodę pod prysznicem, wiedząc, że nikt go nie usłyszy, dał upust swoim emocjom. Oparł ramię o ściankę i zapłakał. Postanowił, że to jest pierwsza i ostatnia noc, jaką tu spędzi. Jutro wraca do domu. Niech sobie rodzice robią i mówią, co chcą. Nie pozwoli, aby ten chłopak go atakował. Owszem, mógłby mu się odszczeknąć, ale po co miał pogarszać sprawę. Wolał unikać otwartych konfliktów, bo i tak na tym źle wychodził. Zawsze było jeszcze gorzej. Nauczył się tłumić w sobie emocje i pozwolić im na wyjście tylko w samotności. Tak, czasami wychodził na pipkę i nienawidził siebie z całego serca za to.
Gdy już się uspokoił i wykąpał, wrócił do pokoju. Niestety, przebywał w nim już jego współlokator, czytał jakąś książkę. Alain odłożył laptopa na stolik i rozesłał łóżko, po czym ułożył się plecami do Fabrice, udając, że śpi, bo było za wcześnie na sen. Zawsze kładł się do łóżka po północy. W jego głowie latały tylko słowa, że białowłosy go tu nie chce. Ponownie poczuł wilgoć w oczach. Minuty mijały, a on gapił się na ścianę. Słyszał, jak jego współlokator chodzi po pokoju, stuka klawiszami w klawiaturę, pisze smsy. Wiedział, że czas mija, ale nie odważył się zerknąć na zegar. I dopiero, kiedy pomieszczenie pogrążyło się w ciemności zdołał zasnąć, co nie przyszło łatwo Fabriciowi. Chłopak rzucał się z boku na bok, co jakiś czas spoglądając na nieruchomą postać. Miał nadzieję, że jutro Alain da mu satysfakcję i wyniesie się stąd. Gdyby chociaż było z nim o czym pogadać. A tak to niby jest na czym oko zawiesić, ale inteligencją to ten Lavelle nie grzeszył. Do tego musiał się dzielić pokojem, a on się niczym nie dzieli. Wszystko należy do niego i nie może być inaczej. I co on głupi robi w łóżku o dwudziestej trzeciej? O tej porze powinien dobrze się bawić w jakimś klubie ze znajomymi, a nie gapić się na tego... chłopaczka. Prychnął i odwrócił się na drugi bok. Pogapi się na ścianę. Było to dobrym wyjściem, gdyż to pozwoliło mu powoli odpłynąć do krainy snów.