Przez następne parę dni żaden nie poruszył tematu zajścia, jakie zdarzyło się w łazience. Nie czuli takiej potrzeby, onieśmieleni własną, chwilową śmiałością. Każdy w swoim własnym zakresie obserwował subtelne zmiany jakie pomiędzy nimi zachodziły. Trochę więcej czułości, nieco częstsze, z pozoru jedynie przypadkowe dotknięcia i zasypianie w swoich ramionach jednoznacznie świadczyły o wolno rosnącej zażyłości. Nie chcieli jej popędzać, wierząc, że sama nada sobie odpowiednie tempo.
Zyga zapatrzył się na zachodzące słońce, opierając dłonie na balkonowej barierce. Pomarańczowo–perłowa łuna górowała nad panoramą miasta i odbijała się w wodach Odry. Przez niemal cały tydzień padało i był to pierwszy tak pogodny dzień od dawna. Obaj powinni obecnie siedzieć w Burdelu, ale weekendowa próba została odwołana przez Jarka, który nawet nie raczył podać powodu swojej nieobecności oraz przez Kubka, który dzień wcześniej wyjechał z rodzicami na wakacje, do jakiejś nadmorskiej miejscowości.
Basista głęboko zaciągnął się papierosowym dymem. Nie rozmawiał z gitarzystą od momentu feralnej imprezy na część zdanej przez Kasztana matury. Z jednej strony mocno mu to ciążyło, a z drugiej sam przed sobą przyznawał, że nie miał odwagi stanąć twarzą w twarz z przyjacielem w otwartej konfrontacji. Ostatnimi czasy nie poświęcał mu zbyt dużo myśli i nie starał się skupiać na przeanalizowaniu ich obecnej relacji. Miał na głowie zdecydowanie zbyt wiele innych myśli.
– Nie wypadnij. – Kasztan zjawił się niespodziewanie za nim, również wychodząc na balkon. Ich ramiona otarły się o siebie, gdy chłopak stanął obok.
– Nie mam zamiaru – odpowiedział spokojnie Zyga, spoglądając na niego kątem oka. Oczy maturzysty lśniły już widocznie od wypitego przez nich alkoholu. Chłopak przysunął się jeszcze bliżej i płynnym ruchem sięgnął po trzymanego przez basistę papierosa, zbliżając go do swoich ust i zaciągając się mocno.
– Zrobiłeś się ostatnio strasznie bezczelny – skomentował mężczyzna, przymykając lekko oczy. Sam również czuł już przyjemne rozluźnienie.
– Zawsze byłem bezczelny – odpowiedział chłopak, uśmiechając się pod nosem. – Może nie zawsze w stosunku do ciebie, ale ogólnie, zawsze.
– Coś w tym jest – Zyga ponownie westchnął. – Zrobiłeś się ostatnio strasznie bezczelny w stosunku do mnie.
Obaj parsknęli głośno.
– Bardzo trafne stwierdzenie, panie psychologu.
– W twoich ustach brzmi to niemal jak obelga.
Chłopak nie odpowiedział, znów mocno wciągając gorzki dym, Uśmiech jednak nie znikł z jego twarzy. Milczeli przez chwilę, pochłonięci swoimi myślami.
– Ile miałeś lat, jak pierwszy raz, tak na serio, przespałeś się z facetem?
Tym razem parsknął tylko Zyga. Z niedowierzaniem kręcąc głową obrócił się na pięcie i wszedł z powrotem do pokoju.
– Ej! – zawołał za nim Kasztan, gasząc papierosa w tej samej co zwykle butelce. Również wszedł do mieszkania, przymykając za sobą balkonowe drzwi. – Zyga… – Jego ton był pełen wyrzutu – Nie każ mi się prosić o odpowiedź.
Basista nie spoglądając na niego opadł ciężko na łóżko, ponownie chwytając klasyczną gitarę, na której melancholijnie brzdękał wcześniej. Z braku oficjalnej próby urządzili sobie z Kasztanem swoje własne muzyczne posiedzenie, rozkładając gitary i wymieniając się luźnymi spostrzeżeniami dotyczącymi ostatnio komponowanych przez zespół utworów. Ibanez maturzysty został podpięty do wzmacniacza, a Zyga zadowolił się klasykiem.
– No ile?
– Czy za każdym razem jak pijemy, musimy zejść na jakiś głupi temat? – zapytał basista z wyrzutem. – Nie możemy porozmawiać o ostatnio przeczytanej książce? Albo obejrzanym filmie? Albo o pogodzie? O, pogoda jest dobrym pomysłem…
– Ile?
– Taka ciekawość jest niezdrowa. Po cholerę ci to wiedzieć?
– Powiedzmy, że to wymiana informacji pomiędzy starszym i bardziej doświadczonym mentorem a jego młodym, zaintrygowanym uczniem. Wszystko dla dobra nauki. – Kasztan uśmiechnął się lekko.
– Teraz to wymyśliłeś? – Zyga spojrzał na niego krytycznie. Chłopak zdawał się nieźle bawić, torturując go pytaniami. Mężczyzna wiedział jednak, że nie odpuści, póki nie otrzyma zadowalającej go odpowiedzi. Alkohol krążący w jego organizmie znieczulił lekko jego zmysły i otępił racjonalizm, który podpowiadał, że rozmawianie na ten temat to bardzo zły pomysł.
– Ile? – Młody gitarzysta wpatrzył się w niego nachalnie.
– Dwadzieścia.
Maturzysta milczał przez dłuższą chwilę, całkowicie zanurzony w swoich własnych myślach. Zyga spojrzał na niego kątem oka, jednocześnie delikatnie uderzając struny i wydobywając z nich cichy, tęskny dźwięk. Czyżby chłopak miał dać sobie spokój?
– Kim był? – Pytanie skutecznie rozwiało wątpliwości basisty. Ciekawość Kasztana wzięła nad nim górę i nie pozwoliła tak gładko zakończyć wypytywania.
– Jezu, Kasztan, odpuść.
Chłopak spojrzał na niego z niemą prośbą. W jego oczach czaiła się szczera ciekawość. Zyga westchnął ciężko, godząc się z przegraną.
– Kumplem ze studiów – odpowiedział w końcu zdawkowo.
– Coś więcej?
– Nie zamierzasz odpuścić, co? – Kasztan uśmiechnął się chytrze. Zyga już dawno nie widział go w tak dobrym humorze. – Niektórzy mają naturalną zdolność do… rozpoznawania ludzi takiego samego pokroju jak oni. – Palce basisty ponownie trąciły struny. Gitara znów zabrzmiała smutno i tęsknie. – Miał wiele wspólnego z muzyką. Był wokalistą i był dobry. Dobrze się nam gadało. Któregoś dnia zaprosił mnie na piwo po zajęciach. Dopiero jak wyszliśmy z tramwaju zdałem sobie sprawę, że idziemy w stronę Wody. – Brwi maturzysty ściągnęły się w geście niezrozumienia. Zyga parsknął pod nosem. – Serio? Mieszkasz we Wrocławiu od urodzenia i nie wiesz, że jest tutaj gejowski pub? Co ty do tej pory robiłeś?
– Uczyłem się do matury – odpowiedział chłopak nie kryjąc lekkiego wyrzutu w swoim głosie. Mężczyzna zaśmiał się lekko w odpowiedzi.
– Więc? – ponaglił młody gitarzysta, ciekawość znów zabłysła w jego oczach.
– Co więc?
– No… – Kasztan uciekł wzrokiem w bok, wlepiając go w leżącą obok niego elektryczną gitarę. Palcem wolno przejechał po jednym z kluczy. – No, jak było?
– A jak miało być? – Mężczyzna odłożył gitarę, dłonią zaczesał długie włosy za ucho. – Jeśli oczekujesz jakiejś wielkiej miłosnej historii, to mocno się zawiedziesz. Wypiliśmy kilka piw, zaprosił mnie do siebie. A ja byłem ciekawy…
– Ciekawski Zyga. – Kasztan zaśmiał się lekko. Śmiech wyszedł strasznie sztucznie. – Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić…
– Wtedy byłem ciekawy. – Basista zamilkł, po czym dodał o wiele ciszej: – I napalony. Więc wydawało się to dobrym pomysłem.
– Wydawało? – Chłopak spojrzał na niego kątem oka.
– Nie łap mnie za słowa. Było. Było dobrym pomysłem.
Kasztan znów pokiwał głową w zamyśleniu. Mimo przedłużającej się ciszy Zyga wiedział, że to jeszcze nie koniec pytań. Chłopak nie byłby sobą, gdyby tak to zostawił.
– I?
– Co i?
– No… Jak… No wiesz.
– Nie wiem. – Nie zamierzał mu niczego ułatwiać. Jeśli chciał się dowiedzieć czegoś więcej, musiał zapytać o to wprost. W międzyczasie sięgnął po piwo. Zimny napój łagodnie nawilżył jego zaschnięte gardło.
– Zyga… – Kasztan płaczliwie przeciągnął samogłoski, patrząc na niego błagalnie.
– Kasztan – odpowiedział basista z tą samą manierą. Maturzysta westchnął głośno.
– Byłeś na górze czy na dole?
Basista zakrztusił się kolejnym łykiem piwa. Odstawił butelkę na biurko, starając się opanować napad kaszlu. Chłopak spojrzał na niego przepraszająco z miną zbitego psa.
– To chyba najbardziej niezręczna rozmowa w moim życiu – wyrzucił z siebie Zyga na wdechu. – Po cholerę ja ci to w ogóle opowiadam? – Uniósł się z łóżka z zamiarem ponownego wyjścia na balkon, powstrzymała go jednak dłoń gitarzysty, która zacisnęła się na jego nadgarstku. Zyga przymknął oczy, czując jej zimno.
– Opowiadasz, bo pytam. I jestem ciekawy. I proszę – wyrecytował cicho. Jego dłoń zacisnęła się nieznacznie. – Proszę – powtórzył nieco głośniej.
Mężczyzna westchnął cicho, opadając na łóżko. Pamiętał czasy, kiedy sam był tak ciekawy tego tematu. Wtedy nie miał nikogo, do kogo mógłby się z tym zgłosić. Wszystko poznawał na własnej skórze, ucząc się najczęściej na błędach. Bolesnych błędach, wynikających z własnego niedoświadczenia i ignorancji partnerów. Rozumiał ciekawość Kasztana, choć był pewien, że kryje się pod nią coś jeszcze, coś, co nie do końca potrafił określić i sklasyfikować.
– Na dole – odpowiedział w końcu. Kątem oka zauważył jak oczy chłopaka poszerzają się niemal dwukrotnie a na jego twarz wkrada się głęboki, ciemny rumieniec. – To tylko seks. I nie wytrzeszczaj na mnie patrzałek.
– Ale…
– Żadnych ale. Chciałeś wiedzieć, to wiesz. – Basista westchnął głośno, zaskoczenie nadal nie opuszczało twarzy Kasztana. – Trzeba było nie pytać, jeśli chciałeś usłyszeć coś innego…
– Nie – przerwał mu szybko chłopak. – Nie o to chodzi. Po prostu jestem zaskoczony. – Maturzysta uśmiechnął się lekko pod nosem. Zyga pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Za mało się pornoli naoglądałeś, żeby nie wiedzieć jak to działa?
Chłopak zaśmiał się nieco za głośno i trochę za nerwowo.
– Co innego oglądać, a co innego posłuchać o tym od kogoś, kto wie… – Głos Kasztana przybrał bardzo dziwną barwę. Zyga spojrzał na niego badawczo. Coś się działo. Cała ta rozmowa miała drugie dno, którego mężczyzna nie potrafił jak na razie określić. Mimo wszystkich zadanych pytań maturzyście chodziło o coś zupełnie innego. Mężczyzna nie był pewien czy główne zagadnienie zdoła wypłynąć na powierzchnię. Nie pytał, ale czuł w powietrzu, że chłopak jest coraz bliżej sedna sprawy. Dało się to zauważyć po jego głębokim rumieńcu i spojrzeniu, które wędrowało po całym pokoju, skrupulatnie omijając samego basistę.
Zyga nie skomentował. Sięgnął po odstawione wcześniej piwo, upijając solidny łyk. Gdy tylko odsunął butelkę od ust, poczuł na nich wargi Kasztana. Pocałunek był szybki i prosty. Ledwie muśnięcie skóry o skórę. Chłopak spojrzał mu w oczy. W jego spojrzeniu była determinacja i pewność napędzana wypitym do tej pory alkoholem.
– Prześpij się ze mną. – Nie było to żądanie, ale nie brzmiało również jak prośba. Zyga milczał. W ciągu kilku sekund zdarzyło się o wiele za dużo rzeczy, by mógł je przeanalizować i dobrać do nich jakąkolwiek reakcję. Potrafił jedynie zmusić się do zamknięcia ust, otwartych ze zdziwienia. Ze stagnacji wyrwała go dłoń maturzysty, która spoczęła na jego udzie, zdecydowanie powyżej kolana.
– Oszalałeś – wyszeptał, przełamując pierwszy szok. – Albo jesteś kompletnie pijany.
Kasztan wyglądał na prawdziwie urażonego, nie odwrócił jednak wzroku, zbierając w tym całą swoją odwagę.
– Sam mówiłeś – zaczął powoli, siląc się na przekonywający, mentorski ton. – To tylko seks. Więc pokaż mi, jak to się robi. Mamy już za sobą wstęp.
Zyga byłby głupi, gdyby nie wziął pod uwagę tego, że temat ich łazienkowego zbliżenia sprzed tygodnia nie powróci w rozmowie. Kasztan przez te kilka dni nieraz rzucał mu ukradkowe, mocno rozkojarzone spojrzenia. Nie silił się nawet na odwracanie wzroku, gdy został na nich złapany. Na pierwszy rzut oka nic się między nimi nie zmieniło, ale po wnikliwej analizie dojść można było do wniosku, że zmieniło się dosłownie wszystko.
Basista poczuł na ustach kolejny pocałunek. Tym razem nieco silniejszy, bardziej nachalny. Odsunął od siebie chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu.
– To nie jest dobry pomysł… – zaczął spokojnie, mimo tego, że jego ciało twierdziło zupełnie coś innego. Chciał tej bliskości. Pragnął jej w całości, w każdy możliwy sposób.
– Potrzebuję tego. – Kasztan uśmiechnął się lekko. Nie było w tym ani cienia radości. – Tylko ty mnie chcesz…
– A ty chcesz kogoś innego. Mam więc być tylko zastępstwem? – Niczym tonący uchwycił się ostatniej trzeźwej myśli, która wydawała się dobrym, solidnym argumentem.
– Czy to ma dla ciebie jakieś znaczenie? – W zadanym szeptem pytaniu nie było wyrzutu. Nie było w nim również pretensji. Był pobrzmiewający żal, była tęsknota i cholernie głęboki smutek. Zyga przełknął ślinę, starając się zwilżyć gardło, w którym nagle mu zaschło. Nie znalazł w sobie żadnego kontrargumentu. W zamian jego ciało, niemal samowolnie sięgnęło po bliskość.
Kasztan westchnął czując na karku silną dłoń, która przyciągnęła go do kolejnego pocałunku. Poddał się jej, dając się prowadzić. Basista rozchylił uda, pozwalając by chłopak ułożył się pomiędzy nimi. Przez oba ciała przeszedł znajomy już dreszcz. Obaj pomyśleli o swoim pierwszym zbliżeniu, które właściwie zaczęło się od takiej samej pozycji.
Z każdą chwilą ich pocałunki nabierały coraz większej żarliwości. Nieśmiałe ruchy języków zamieniły się w walkę o dominację a lekkie ukąszenia w silne ugryzienia, Pozwalali, by kierował nimi instynkt i pożądanie. Ich dłonie starały się dotknąć jak największej powierzchni skóry. Błądziły pod ubraniami, powoli odsłaniając coraz więcej miejsc.
Zyga warknął cicho, jednym sprawnym ruchem przeturlał Kasztana na plecy, łapczywie atakując ustami jego szyję. Chłopak jęknął głośno, wyprężając się pod nim.
– Nie! – zaprotestował gdy dłonie mężczyzny wsunęły się pod jego koszulkę i pociągnęły ją w górę. Basista spojrzał na niego z uwagą. Nie odpowiedział. Jego dłonie nie przerwały wykonywanej czynności. Jeśli maturzysta naprawdę tego chciał, musiał przyjąć jego zasady i wszystkie idące z tym w parze konsekwencję. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Kasztan odwrócił wzrok unosząc się lekko, dając milczące przyzwolenia na wszelkie działania Zygi.
Westchnął głośno, czując lekki dotyk ciepłych warg na swoim brzuchu. Z jednej strony było to niezwykle przyjemne i raz po raz rozchodziło się po jego ciele dreszczem. Z drugiej czuł rosnącą pogardę względem samego siebie. Był zepsuty. Był uszkodzony i najlepiej mówiły o tym wszystkie widoczne na jego ciele rany, blizny świadczące o każdej walce rozegranej ze samym sobą. Wiedział już, że takie bitwy były najcięższe. Był tego boleśnie świadomy, bo przegrywał je za każdym razem.
– Przestań… – poprosił łamiącym się głosem, spoglądając na Zygę kątem oka. W odpowiedzi basista językiem przejechał po nierównej fakturze jego skóry. Kasztan ponownie jęknął.
– To część ciebie. Jeśli chcesz w tym uczestniczyć, to rób to całym sobą. – Basista zatrzymał się na chwilę, czekając na reakcję chłopaka. Dając mu czas na wycofanie się. Odpowiedział mu jedynie kolejny jęk, pełen frustracji i tęsknoty za brakiem dotyku.
Zyga uśmiechnął się pod nosem. Jedna z jego dłoni rozpięła spodnie chłopaka i szarpnęła za nie, zmuszając go do uniesienia bioder. Jego oczom ukazała się cała blada sylwetka, okryta jedynie w cienki materiał bokserek, pod którym widocznie odciskał się pobudzony członek.
Zyga uniósł się lekko, ściągając z siebie koszulkę. Jego wzrok przez chwilę lustrował leżące przed nim ciało. Może jedynie mu się zdawało, ale od momentu w którym poznał Kasztana, chłopak widocznie urósł, a jego rysy lekko się wyostrzyły. Powoli było widać zmiany jakie zachodziły w młodym ciele, przygotowując je na przejście do całkowitej dorosłości. Obecnie, gdy sali obok siebie na balkonie, wzrostem byli niemal równi.
Mężczyzna wolno pogładził uda chłopaka. Tutaj też pod palcami czuć było delikatne nierówności. Ledwie widoczne, małe blizny. Na twarzy Kasztana znów zagościł dyskomfort, lecz został on szybko przemieniony w mieszkankę zaskoczenia i przyjemności, gdy dłonie zawędrowały na jego kroczę, masując je stymulująco. Bielizna po chwili dołączyła do spodni i koszulki leżących na podłodze. Zyga nie tracił czasu. Na sam widok pobudzonego członka poczuł jak w ustach zbiera mu się ślina. Z cichym westchnieniem pochylił się mocniej, ujmując go u nasady i wolno liżąc samą jego końcówkę. Kasztan zareagował głośnym jękiem, spoglądając na niego kątem oka.
Do tej pory mógł jedynie w wyobraźni podejrzewać jakie uczucia towarzyszyły człowiekowi przy seksie oralnym, jednak gdy tylko ciepły i wilgotny język Zygi go dotknął, wszystkie wcześniejsze wyobrażenia prysły niczym mydlana bańka. Czuł przyjemność w każdym jednym nerwie ciała. Przeszywała go na wskroś, przechodząc falami i wywołując dreszcze. Wyciągała z gardła dźwięki, o które nigdy by się nie podejrzewał. Jęknął dziko i głośno gdy mężczyzna wziął go głębiej do ust. Jego dłonie kurczowo zacisnęły się na kocu. Większość logicznych myśli zlała się w bezbarwną breję, zastąpiona czystą ekstazą.
Zyga zamruczał gardłowo, starając się pochłonąć jak najwięcej wrażliwego, nabrzmiałego członka. Przymknął oczy, skupiając się na pracy ust oraz języka. Z rosnącym wyrzutem przyznał przed sobą, że brakowało mu tego. Dawanie przyjemności drugiej osobie zawsze działało na niego mocno pobudzająco. Z każdym kolejnym ruchem głowy i języka czuł jak jego własny penis robi się coraz twardszy. Sięgnął do niego ręką, stymulując się poprzez materiał spodni. Jego ciche westchnienia zgrały się z coraz głośniejszymi jękami chłopaka.
Zganił się w myślach po raz kolejny, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, że chce go poczuć w sobie. Głęboko i mocno. Minęły lata, odkąd ostatni raz robił za stronę pasywną i z każdym kolejnym miesiącem odczuwał coraz mocniejszą potrzebę znalezienia kogoś, kto będzie odpowiedni do zdominowania go w łóżku. Jego wcześniejszy łóżkowy partner zdecydowanie się do tego nie nadawał.
Grzesiek, jak to zawsze wrednie wypominał Jarek, był ciotą. I to tą najniższego pokroju. Rozgadaną, pustą, zniewieściałą i ściągającą spodnie dla każdego, kto był chętny. Mógłby z powodzeniem posłać swoje zdjęcie do encyklopedii, jeśli którakolwiek chciałaby opisać zagadnienie stereotypowego pedała. Zyga sam do końca nie wiedział, jak to się stało, że zaczęli się spotykać. Był późny piątkowy wieczór, który spędzał samotnie, pijąc piwo w Wodzie. Miał ochotę na kogokolwiek. Był napalony, samotny i nie miał zamiaru wybrzydzać. Grzesiek, a właściwie Gregor – jak sam siebie kazał nazywać – szukał czegoś szybkiego i niezobowiązującego. Układ z pozoru wydawał się idealny. Basista dopiero po kilku miesiącach walczenia o wolność i ciągłego powtarzania słów „odczep się” zdał sobie sprawę, jak wielki błąd popełnił. Obiecał sobie nigdy więcej nie dać się złapać na slogan mówiący o seksie bez zobowiązań. Gdyby chociaż Gregor był dobry w łóżku, gdyby miał w sobie jakiś pazur, jakieś wyzwanie…
– Zyga, czekaj… – Jego rozmyślania przerwała chrapliwa prośba Kasztana. Chłopak spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek. Oddychał zdecydowanie za szybko. Jego wargi lśniły wilgocią i były zaczerwienione od ciągłego ich przygryzania. Na policzkach malował mu się ciemny rumieniec. – Przestań na chwilę.
Mężczyzna pokiwał w zrozumieniu głową, nie mogąc zdobyć się na wypowiedzenia jakiekolwiek sensownego zdania. W zamian zajął się usunięciem własnych spodni, które od kilku minut boleśnie uciskały go w kroku. Drgnął zaskoczony, czując na sobie lekko niecierpliwe, roztrzęsione dłonie Kasztana, które przyszły mu z pomocą.
Nie patrząc mu w oczy, chłopak zsunął z niego całe ubranie, nie pomijając bielizny. Zyga widział jak zwilża ponownie wargi wpatrując się w jego erekcję. Przymknął oczy, czując na sobie jego długie, zimne palce, które przesunęły się wzdłuż całego trzonu. Kciuk maturzysty wolno pogładził wrażliwą główkę, przyprawiając go o głębsze westchnienie.
– Biurko, dolna szuflada – poinformował Zyga, z zadowoleniem obserwując jak twarz chłopaka jeszcze bardziej czerwienieje. Para szarych, błyszczących oczu spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Ale…
– Żadnych ale – zażądał stanowczo. Nie miał ochoty na kolejne słowne utarczki. Chciał go w sobie. Tylko ta myśl wysuwała się obecnie na pierwszy plan. – Chcesz tego, tak? – Kasztan odpowiedział zdecydowanie za szybkim skinieniem głowy. – Więc nie komentuj, tylko działaj.
Chłopak stłumił cisnące mu się na usta kolejne ale. Ponownie pokiwał głową, starając się uspokoić oddech i drżenie rąk. Chwiejnie podniósł się z łóżka, podchodząc do wspomnianego wcześniej mebla. Dokładnie wiedział, w której szufladzie Zyga trzyma prezerwatywy i żel nawilżający – znalazł je któregoś dnia, całkiem przez przypadek. Pamiętał, jak widok na wpół pełnej buteleczki podniósł mu włosy na karku, powodując lekkie podniecenie. Myśl, że basista używał tego specyfiku zdecydowanie pobudzała wyobraźnię.
Kasztan chwycił wszystko, czego potrzebowali i spojrzał na mężczyznę kątem oka. Zyga półleżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Maturzysta po raz pierwszy miał okazję przyjrzeć mu się w zupełnej nagości eksponującej jego harmonijną sylwetkę. W myślach przeklął swoje chude i blade, naznaczone bliznami ciało. Zazdrościł basiście lekko umięśnionego brzucha, szerokich ramion i skóry w odcieniu jasnego miodu. Nawet jego penis był zgrabniejszy, choć mieścił się w standardowym, europejskim rozmiarze.
– Długo jeszcze zamierzasz się gapić? – zapytał Zyga, przenosząc na niego zniecierpliwione spojrzenie. Kasztan burknął pod nosem, wracając na łóżko. Basista sięgnął do jego ręki, wyjmując z niej żel. Dość dużą ilość rozlał sobie na palcach prawej dłoni od razu kierując je w stronę swojego wejścia.
– Daj. – Kasztan złapał go za nadgarstek, patrząc na niego wyzywająco. – Mogę? Sam?
To było zaskakujące, ale mężczyzna nie mógł zaprzeczyć, że skrycie właśnie na to liczył.
– Jeśli musisz – odpowiedział wolno. Z każdą chwilą wychodziła na wierzch prawdziwa natura chłopaka. Instynkt brał górę, zmuszając go do działania i do aktywnego sięgania po to, czego chciał. Zyga uśmiechnął się lekko. Oswobodził dłoń tylko po to by zaraz spleść razem ich palce, starając się by jak najwięcej żelu przeniosło się na dłoń chłopaka. Obaj patrzyli w skupieniu na swoje ręce. Zyga z rosnącym podnieceniem wywołanym myślą o przyszłej penetracji, Kasztan z coraz większą odwagą, pobudzaną tak ochoczym przyzwoleniem basisty.
– Chcę – podsumował chłopak, nachylając się nad nim mocniej i łącząc ich usta w kolejnym pocałunku. Jednocześnie jego nawilżona dłoń powędrowała pomiędzy ich ciała.
Uczucie nacisku na dość wrażliwe wejście było nieznośnie znajome. Basista przerwał pocałunek by głęboko zaczerpnąć powietrza. Chciał rzucić jakimś kąśliwym komentarzem na temat drażnienia się z nim, lecz nie zdążył. Jeden z palców chłopaka wsunął się w niego, z łatwością pokonując opór mięśni. Zyga przygryzł wargę, by nie jęknąć.
Kasztan z niekrytym zauroczeniem obserwował wszystkie zmiany, jakie zachodziły na twarzy Zygi. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Tak otwartego, mimo jego prób maskowania emocji. Z całych sił starał się nie śpieszyć i w miarę dokładnie przygotować go do głębszej penetracji. Czuł subtelne ruchy mięśni pod swoimi palcami, które powoli rozciągały wrażliwy krąg wejścia. Sapnął z przyjemności, czując jak mocno sam jest podniecony. Nie wiedział, ile dokładnie starań i czasu potrzeba, by dobrze przygotować partnera do stosunku. Jedynym źródłem wiedzy były obejrzane wcześniej porno produkcje, które nie były filmami mającymi na celu jakikolwiek instruktaż.
Zyga skutecznie rozgonił wszystkie jego niepewności, łapiąc go za rękę i silnym ruchem zatrzymując jego działania. Nie czekając na reakcję chłopaka odsunął się, zmieniając pozycję.
– Czekasz na pisemne zaproszenie? – zapytał, zerkając na oniemiałego Kasztana zza ramienia.
– Tak… od tyłu? – zapytał chłopak niepewnie. Jego dłonie mimowolnie powędrowały na biodra basisty, gładząc je wolno. Z ust Zygi ponownie wydobyło się ciche westchnienie.
– Co? Mam stanąć na głowie? Tak będzie ci wygodniej? A może…
– Nie – Kasztan szybko ukrócił jego wywód, starając się ratować atmosferę podniecenia i intymności. – Nieważne – dodał ciszej, sięgając po prezerwatywę i nieco niezdarnie ją odpakowując. Jego dłonie w miarę spokojnie, bez wcześniejszego rozdygotania, nasunęły zabezpieczenie.
Zyga zamknął oczy. Nie chciał myśleć o wcześniejszym pytaniu chłopaka, choć dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, jaka była jego motywacja. Nie chciał dopuścić do aż takiej zażyłości. Za wszelką cenę nie mógł pozwolić, by kochali się, patrząc sobie w oczy. Kasztan miałby wtedy możliwość zobaczenia w jego oczach zbyt wielu emocji. Emocji, które sam na razie postanowił zepchnąć na najdalszy plan. Teraz liczył się tylko sam akt. Prosta interakcja polegająca na zaspokojeniu tych najpierwotniejszych potrzeb. Tylko to, nic więcej.
Kasztan przysunął się bliżej niego. Jedna z jego dłoni przesunęła się na pośladek basisty, masując go lekko a drugą chwycił trzon swojego penisa, powoli naprowadzając go na przygotowane i rozciągnięte wejście. Jeszcze nie do końca wierzył w to, co się działo. W najśmielszych fantazjach nie pozwalał sobie zajść aż tak daleko. A teraz miał to wszystko przed sobą, apetycznie podane na złotej tacy.
Nie tracąc więcej czasu, zbliżył się jeszcze bardziej, ostrożnie napierając na wyeksponowane wejście Zygi. Przejście przez pierwszy, ciasny okręg mięśni przyprawił ich obu o głośne jęknięcie. Kasztan zadrżał. Miał ochotę odrzucić wszystkie logiczne myśli i wbić się od razu po sam trzon. Ogarniająca go przyjemność sprawnie spychała wszystkie myśli na bok.
– Spokojnie… – Doszedł go stłumiony, cichy głos basisty.
– Staram się… – Kasztan pochylił się do przodu, opierając czoło między łopatkami mężczyzny, dłonie znów przesunął na jego biodra, zaciskając je kurczowo. – O kurwa mać… – Powoli się w nim zagłębiał, a z każdym milimetrem oddech stawał się cięższy do opanowania. – Ja pierdolę…
– Mniej gadania, więcej… och… – Słowa basisty zamieniły się w przeciągły jęk, gdy maturzysta wycofał się i znów naparł na niego biodrami, wsuwając się ponownie. Chłopak czuł jak otaczające go ciasne wnętrze powoli dopasowuje się do jego penisa. Po chwili Zyga sam zaczął się poruszać, odpowiadając na pchnięcia niecierpliwymi ruchami bioder.
– Tak dobrze? – Młody gitarzysta wychylił się nieco, gryząc go w ramię.
– Mhmm – syknął głośno Zyga, mocniej zaciskając powieki. Brakowało mu tego. Wiedział to wcześniej, teraz zaś przeklinał sam siebie za to, że stało się to tak późno. Nie było to racjonalne, ale w obecnym momencie jedyną rzeczą o której mógł myśleć, był wypełniający go penis i każdy jego drażniący, przynoszący przyjemność ruch. – Mocniej…
Kasztan nie zamierzał oponować. Wysunął się jeszcze bardziej i szarpnął mocniej biodrami. Słyszał doskonale zduszony krzyk, jaki prawie wyrwał się z ust Zygi. Chciał go usłyszeć w pełni, więc powtórzył wcześniejszą akcję – szybciej i mocniej. Kolejny jęk basisty był o wiele głośniejszy.
Obaj oddychali ciężko, z trudem łapiąc powietrze pomiędzy własnymi jękami. W ciszy pokoju brzmiały one nienaturalnie głośno.
– Zyga, ja… – Kasztan mocno zacisnął powieki. Czuł, że z każdym kolejnym pchnięciem mięśnie na jego podbrzuszu zaciskają się mocniej. Przyjemność kumulowała się coraz intensywniej, dając mu znak, że już jest blisko. I tak był z siebie dumny, ze zdołał wytrzymać aż tyle biorąc pod uwagę ich szaleńcze tempo i fakt, że był to jego pierwszy raz. Jego dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na biodrach Zygi, boleśnie wbijając paznokcie w skórę.
Mężczyzna syknął głośno pod nosem, kiwając głową na znak, że rozumie przekaz. Jego dłoń automatycznie powędrowała do domagającego się uwagi, naprężonego penisa. Nie odważył się dotknąć go wcześniej w obawie, że dojdzie zdecydowanie za szybko. Teraz mógł to sobie wynagrodzić.
Ruchy Kasztana z każdą sekundą stawały się coraz bardziej chaotyczne i silniejsze, a wydawane przez niego dźwięki głośniejsze. Na skraj doprowadził go widok prężącego się pod nim basisty, który dysząc ciężko, silnie się masturbował. Maturzysta nie był w stanie znieść więcej. Wydając z siebie ostatni przeciągły jęk doszedł, czując jak niemal każdy mięsień w jego ciele napręża się do granic wytrzymałości. Zacisnął oczy tak mocno, że przez chwilę widział przed nimi tylko kolorowe plamy.
Zyga warknął krótko, czując jak ciało chłopaka drży z odczuwanej przyjemności. Jego ruchy znacząco się złagodziły, co mogło znaczyć tylko jedno. Mężczyzna przyśpieszył działanie dłonią, czując, że i dla niego orgazm jest bliski. Nie mylił się. Kilka chwil wystarczyło mu, by pójść w ślady Kasztana i rozlać się ciepłym nasieniem w swojej dłoni. Intensywność doznania odebrała mu niemal całe siły. Opadł na łóżko, automatycznie przeklinając ogarniające go uczucie pustki w tylnej części ciała. Skupił się na opanowaniu wciąż galopującego oddechu.
Kasztan westchnął głośno. W głowie nadal mu się kręciło, ale mimo tego ściągnął z siebie wypełnioną spermą prezerwatywę i ze zniesmaczoną miną wepchnął ją z powrotem do opakowania, odkładając całość na brzeg biurka. Nieco niepewnie, nie do końca potrafiąc przewidzieć humor i reakcję Zygi, położył się obok niego, wolno gładząc jego plecy. Skóra pod jego palcami było rozgrzana i spocona.
Mężczyzna westchnął cicho, czując drugie ciało tak blisko siebie. To tyle, jeśli chodziło o brak głębszej zażyłości. Obecnie nie miał ani chęci, ani siły by zastanawiać się nad jakimikolwiek konsekwencjami. Leniwie odwrócił się w stronę chłopaka, patrząc na niego spod sennie przymkniętych powiek. Nie wiedział co powiedzieć, więc milczał.
– Dlaczego zgodziłeś się na to, żebym z tobą zamieszkał? – Pytanie Kasztana wyrwało go z półsnu, którego sam nie był świadom. Westchnął ciężko. Sam sobie nieraz o to pytał.
– Zdawało mi się, że wyjdzie z tego coś dobrego – odpowiedział, ulegając senności i lekkiemu dotykowi zimnej dłoni, która gładziła go po ramieniu.
Kasztan zmarszczył brwi, spoglądając na niego z niezrozumieniem. Chciał drążyć temat i uzyskać więcej szczegółów, ale zrezygnował, słysząc jak oddech Zygi wyrównuje się i przechodzi w lekkie chrapanie. W niekontrolowanym odruchu odgarnął mu włosy z czoła. Mimo, że czuł się zaspokojony i senny, nie zmrużył oczu aż do poranka, gdy niebo zaczęło się robić szare. Nie wiedział czemu ogarnęło go uczucie głębokiego niepokoju, który za nic nie chciało dać się przegonić.