Shuuhei uśmiechnął się pewnie, pomimo dreszczu niepokoju, który przeszedł mu po plecach od spojrzenia chłodnych błękitnych oczu. W końcu ma swoja rolę do odegrania.
- Widzę, że moja sława mnie wyprzedza – zaśmiał się, ściskając podaną przez Shinjuku dłoń. - Jestem wzruszony.
- Cóż profesor Tousen wspominał o tobie, jako o... - Usiadł i skinął dlonią na kelnera. Zamyślił się niemalże teatralnie, dotknął palcem dolnej wargi. - O potencjale zmarnowanym przez zbyt wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach – uśmiechnął się uprzejmie.
Shuuhei prychnął na wpół rozbawiony, na wpół zirytowany. Doskonale znał tą konkretną opinię profesora na swój temat i nie zgadzał się z nią. Owszem był świadomy tego w czym jest dobry, ale nigdy nie miał zbyt wysokiego mniemania o sobie.
- Cóż, nie we wszystkim się zgadzaliśmy... Jeszcze jedno whisky – poprosił przy okazji, gdy Shinjuku zamawiał dla siebie kawę. - W kilku kwestiach, mam wrażenie, odniósł niewłaściwe wrażenie, jak na przykład kwestia tego, że wolę zostać w Rukongai niż wyjechać z nim. Cóż – wzruszył ramionami – dlatego właśnie tutaj jestem. Chociaż przyznam szczerze, że czuję się dotknięty tym brakiem zaufania z jego strony i tego, że nie wtajemniczył mnie w tą całą sprawę. Nigdy nie dałem mu powodu, by wątpił w moją lojalność.
- Może to z ojcowskiej troski? - podpowiedział Findor z uśmiechem. - Może nie chciał mieszać cię w te niebezpieczne sprawy.
Shuuhei prychnął.
- Skoro są niebezpieczne tym bardziej czuję się zobligowany by być przy nim, który syn zostawiłby swojego ojca w takiej sytuacji? Ja na pewno nie.
Było w tym ziarenko prawdy. Może gdyby Tousen opuścił Rukongai w innych okolicznościach, to Shuuhei pojechałby z nim. Ten brak zaufania ze strony profesora bolał na równi z jego zdradą, to że w żaden sposób nie zwieżył się Shuuheiowi z żadnych wątpliwości, a przecież musiał mieć. Ludzie nie rezygnują ze swoich wartości z dnia na dzień bez powodu. Chciał poznać te powody, chciał wiedzieć od jak dawna to szaleństwo – inaczej nie potrafił na to patrzeć – trawiło Tousena.
- Lojalność i poświęcenia godne pochwały – wtrącił Shinjuku z ledwo słyszalną nutką ironii.
Shuuhei rozłożył tylko ramiona ze skromnym uśmiechem, jakby chciał powiedzieć "to cały ja". Shinjuku uśmiechnął się tylko i poczęstował się właśnie przyniesioną kawą.
- Findor większość sprawy mi wyłożył – powiedział, opierając się wygodnie w fotelu i splatając palce na brzuchu. - Jak również ręczył za ciebie. - Przy tych słowach zwrócił swoje przenikliwe oczy w stronę Findora. Osobiście natomiast dotarłem do twoich wczesnych artykułów pisanych jeszcze pod pseudonimem.
Tutaj Shuuhei zdziwił się szczerze, że chciało się Shinjuku szukać takich rzeczy. Zaraz jednak zmarszczył brwi i sięgnął po wibrujący telefon. Odrzucił połączenie, gdy zobaczył nieznany numer.
- Proszę się nie krępować – rzucił Shinjuku. - Jeżeli to jakaś ważna sprawa...
Shuuhei pokręcił tylko głową i machnął ręką.
- A tak w ogóle skąd się znacie? - zapytał Shinjuku.
- Wspólna znajoma nas sobie przedstawiła – odpowiedział Findor.
- Patrzcie, patrzcie, jaki ten świat mały.
- To w ogóle śmieszna sytuacja była – mówił dalej Findor. - Ale to może opowiem ci innym razem – dodał zaraz, widząc ponure spojrzenia Shuuheia, który znowu wyciągnął telefon i odrzucił połączenie od tego samego nieznanego numeru.
Shinjuku kiwnął głową z uśmiechem i zaraz zerknął w stronę wejścia. Wstał.
- Wybaczcie, mam bardzo ograniczony czas i wiele spraw na głowie – powiedział. - Dlatego pozwoliłam sobie zaprosić jeszcze jedną osobę, z którą miałem się dzisiaj spotkać.
- Nic nie szkodzi – rzucił Findor, ale jego uśmiech drgnął.
Shuuhei spojrzał przez ramię. W ich stronę szedł mężczyzna z różowymi włosami i w okularach w białych oprawkach.
Telefon zadzwonił jeszcze raz.
* * *
- Kurwa – warknął Kensei, gdy po raz trzeci jego połączenie zostało odrzucone, i w ostatniej chwili powstrzymał się, żeby nie cisnąć telefonu z balkonu motelu, w którym się zatrzymali.
- Nie odbiera? - zapytał się Shinji, stając obok przyjaciela z papierosem między wargami.
Kensei nie odpowiedział tylko wypuścił powietrze nosem, jak wkurzony byk. Dobra próbował tylko trzy razy i to w krótkim odstępie czasu. Jednak zrozumiałby gdyby po prostu nie odbierał, mogł nie usłyszeć, mogło – chociaż wolał nie iść tą drogą – mu się coś stać. Jednak ten odrzucał jego połączenia. No dobra, dzwonił z nowego numeru, ale do cholery jasnej mógł się dzieciak zainteresować, jak się do niego w ten sposób dobijają.
- Daj papierosa – rozkazał wyciągając dłoń w stronę Shinjiego.
Blondyn popatrzył na niego z powątpiewaniem.
- A co z twoim rzucaniem? - zapytał, ale i tak już sięgał do kieszeni po swoją srebrną papierośnice z maską faraona.
- Pierdolę rzucanie, gdy ten dzieciak się tak zachowuje – mruknął, częstując się papierosem i pozwalając Shinjiemu go odpalić. Zaciągnął się powoli i głęboko. - Nie podoba mi się to wszystko – powiedział odrobinę spokojniej, opierając się przedramionami i barierkę. Prychnął. - Zresztą od początku mi się nie podobało, ale i tak nikt mnie nie słuchał – marudził sobie pod nosem.
Shinji nie skomentował w żaden sposób, patrzył przez okno w głąb wynajętego pokoju, gdzie siedziała reszta ekipy. Tym razem, nie tak jak w Gargancie, wynajęli wspólny pokój, nawet Tia będzie spała razem z nimi. Nie żeby miał cokolwiek przeciwko, nawet lepiej, bo będzie mógł ja mieć cały czas na oku.
- Więcej wiary – rzucił w stronę Kenseia i samemu zaciągając się papierosem. - Ten dzieciak jest bardziej inteligentny i sprytny niż ci się wydaje. Zobacz tylko jak ślicznie zmanipulował to towarzystwo, żeby zawieźli mu dupę tutaj i pomogli znaleźć odpowiednie kontakty.
- Nie mów, że wierzysz w te bzdury, co Kurasaki gadał – warknął i spojrzał na Shinjiego spode łba.
Dobra sam miał chwilę zwątpienia, ale szybko się z tego otrząsnął, za bardzo ufał swojemu instynktowi przy ocenie ludzi. Jeszcze nigdy tak się nie pomylił i nie sądził by ta sprawa była pierwszą. Poza tym, chociaż na głos by się do tego w życiu nie przyznał, po prostu nie chciał się mylić, bo oznaczałoby to, że wszystko ze strony Shuuheia było oszustwem wyliczonym na zmanipulowanie go i mógłby pożegnać się z szansami na... cokolwiek.
- Nie mówię, że zrobił to, by nas wystawić, mówię tylko jak to zorganizował – powiedział Shinji ze wzruszeniem ramion.
- To po co ta cała przeprowadzka? - zapytał i spojrzał na Shinjiego, a później przez ramię, tam gdzie tamten patrzył i po prostu kiwnął głową.
No tak, byli w tej chwili w dość niezręcznej sytuacji. Na razie, wyglądało na to, Grimmjow zapomniał o pewnych elementach ich wspólnej przeszłości i skupił się na dorwaniu Aizena, ale nie wiadomo było, czy przypadkiem sobie zaraz o wszystkich nie przypomni. Tia od początku nie dawała żadnych wrogich sygnałów, ale Kensei miał wrażenie, że ona też coś ukrywa. W sumie ciężko było stwierdzić jak dokładnie zachowa się Ichigo, ale można było przyjąć, że weźmie stronę Grimmjowa. Niewątpliwie przeniesienie się z ich terenu, jakim było mieszkanie Starrka, na bardziej neutralny było właściwym posunięciem.
Odwrócił się z powrotem w stronę miasta. Było już ciemno i niemalże cicho, gdyby nie liczyć syren niosących się z oddali, pobliskiego szczekania psów i jakieś kłótni. Napięta cisza, która niemalże można było smakować jak dym z papierosa. Cisza, która budzi z tyłu głowy paniczny głosik. Cisza, która zacisnęłaby dłonie mocnej dłonie na karabinie. I gdzieś tam w tym przeklętym mieście Shuuhei sam próbował coś osiągnąć, zapewne balansując na ostrzu noża. Jak jakiś idiota. Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej prawdopodobna stawała się myśl, że jego własny kiepski stan nie mógł być jedynym powodem, dla którego Shuuhei postanowił się oddzielić, przecież doskonale pamiętał, jak chłopak do niego lgnął w Rukongai – a tobie się to strasznie podobało, podpowiedział usłużny głosik Lisy, i teraz czujesz się oszukany, że cię zostawił. Musiało wydarzyć się coś jeszcze, przez co Shuuhei chciałby się od niego odciąć.
- Jak się w ogóle czujesz? - zapytał Shinji, wyrywając Kenseia ze swojego świata.
- Fatalnie – odpowiedział, gasząc i wyrzucając niedopałek na ulicę. Pytanie Shinjiego bardziej dotyczyło jego zdolności bojowych niż samopoczucia, dlatego nie miał zamiaru udawać twardziela - Głowa zaczyna mnie boleć, jak tylko próbuje myśleć. Dłonie mi się trzęsą. I mam problemy z widzeniem peryferyjnym. - To było naprawdę denerwujące, ciągle miał wrażenie, że kątem oka dostrzega jakieś mackowate stwory. - Kilkakrotnie jak przenosiliśmy te graty to mnie zemdliło. Chociaż mam nadzieję, że część mi przejdzie, gdy się dzisiaj jeszcze prześpię porządnie.
- No to, co tu jeszcze robisz? Aspiryna i do łóżka – rzucił z uśmiechem. - Zwłaszcza, że jutro Kociaczek i Truskaw idą gadać z Execiution, może coś się ruszy.
- Ta, ta mamusiu – mruknął.
Zanim jednak wrócił do pokoju, spróbował jeszcze raz dodzwonić się do Shuuheia. Tym razem chłopak po prostu nie odebrał, więc wysłał mu sms'a, od czego powinien chyba w ogóle zacząć.
"Jeżeli jeszcze raz odrzucisz połączenie ode mnie dzieciaku, to jak cię już znajdę, a znajdę na pewno, to tak ci tą twoja śliczną buzię przemodeluję pięściami, że gdyby twoja matka żyła, to by cię nie poznała."
Miał nadzieję, że wcześniej czy później Shuuhei odbierze i powie łaskawie, gdzie jest, bo druga droga by go znaleźć była o wiele bardziej skomplikowana i wiodła przez Execiution, Arrancar, Aizena i tego cholernego Tousena.
Shinji popatrzył jeszcze za przyjacielem, który wrócił do środka, zapalił jeszcze jednego papierosa, wyciągnął telefon. Odebrano po kilku sygnałach.
- Cześć, chciałem się tylko zapytać jak wam idzie. - Przez chwilę słuchał osoby po drugiej strony. Zmarszczył brwi na ostatnie słowa. - On? Z jakiej paki? Hmmm... Co? Nie, nie nic wielkiego, po prostu zastanawiam się, czy stanowi jakąś konkurencję... Ha ha bardzo śmieszne, po prostu od tego są przyjaciele, jakbyś nie wiedziała. Nic to, wiem już co chciałem wiedzieć. Do zo. - Rozłączył się.
- Wsparcie? - zapytała z lekkim, wieloznacznym uśmieszkiem, stojąca w wejściu na balkon, Tia.
Odwrócił się i uśmiechnął się szeroko absolutnie nie spłoszony.
- Nic, czego powinnaś się obawiać – powiedział i wypuścił dym.
- Przy czym muszę wierzyć ci na słowo...
- To ty wspominałaś o zaufaniu względem swoich towarzyszy – przerwał jej.
Uśmiechnęła się i wróciła do środka. Shinji dopiero teraz zwrócił uwagę, że kobieta miała na sobie jedynie duży t-shirt, który ledwo zakrywał jej tyłek i nawet dało się dojrzeć fragment czerwonych majtek. Odetchnął głębiej i otrząsnął się z marzeń. Doprawdy nie był to ani czas ani miejsce na takie myśli.
* * *
- Słyszałem, że ktoś zrobił ci wjazd na chatę – rzucił Findor niczym luźną uwagę do siedzącego na przeciwko Szayela, który dołączył do ich małego towarzystwa.
Shuuhei, który został przedstawiony różowowłosemu jako współpracownik Tousena, przysłuchiwał się i przyglądał Findorowi i Szayelowi uważnie. Panowie ewidentnie nie pałali do siebie sympatią, wystarczyło popatrzeć na te złośliwe uśmieszki, czające się w kącikach ust, i chłodne spojrzenia.
- Och – zainteresował się Shinjuku, patrząc na Szayela z uprzejmym uśmiechem. - Jakoś mi to umknęło. Na którą dokładnie chatę, jeżeli mogę zapytać?
- To nic wielkiego – wyjaśnił szybko Szayel, machając dłonią. - Do biura mi ktoś wszedł, ale nic nie ukradli. Właśnie dlatego chciałem się z tobą spotkać, żeby omówić tę sprawę.
- To trochę omawiania cię czeka – wtrącił Findor pod nosem. - Wiadomo chociaż kto to zrobił? Albo chociaż znaleziono tego humvee, co wjechał przednią bramą? - dodał już głośniej.
W tym momencie Shuuhei dziękował bogom, że pił właśnie whisky, dzięki temu mógł mieć nadzieję, że wyraz zrozumienia, szoku, chęci mordu, który pojawił się na jego twarzy został przysłonięty przez szklankę. Gdy odstawiał szklankę za stół na jego twarzy gościł jedynie uprzejmy uśmiech, chociaż bogowie tylko wiedzieli, ile siły woli kosztowało go by powstrzymać się przed rzuceniem się na Szayela i wbicia mu noża w oko, w gardło... Pierwszy raz w swoim życiu tak bardzo chciał kogoś dorwać i najlepiej rozszarpać gołymi rękoma. Wstał, przeprosił towarzystwo i poszedł do łazienki, musiał się chociaż trochę uspokoić, bo powie kilka słów za dużo, albo co gorsza wprowadzi swoje myśli w życie.
Przepłukał twarz wodą i popatrzył na swoje odbicie w lustrze, spojrzał sobie samemu w oczy. Przed chwilą naprawdę miał szczerą ochotę zamordować tego gościa, nawet nie wiedząc, czy ten w ogóle wiedział o Kenseiu, wystarczyło, że miał jakikolwiek związek z tamtym miejscem, był za nie w jakiś sposób odpowiedzialny. Odetchnął głębiej raz i drugi. Jeżeli chciał coś robić, to musiał zdobyć więcej informacji. Ostatnie co chciał to na ślepo wydawać wyroki.
Spokojniejszy wrócił do stolika. Idąc zignorował wibrujacy po raz kolei telefon.
- Czego dokładnie nie zrozumiałeś w tym opisie Szayel? - pytał się Shinjuku lodowatym tonem, gdy Shuuhei siadał na swoim miejscu.
Różowowłosy rozłożył tylko ramiona i uśmiechnął się niewinnie, jednak nie dalo się nie zauważyć lekkiego nerwowego tiku. Ewidentnie robił dobrą minę do złej gry.
- Zapamiętam to sobie – mówił dalej Shijnuku już spokojniej, ale w tych słowach kryła się groźba. - Przyślę ci nowe wytyczne jeżeli chodzi o laboratorium, o ochronę zadbaj sam.
- Dobrze, dobrze – powiedział lekkim tonem Szayel.
Jednak triumfalny uśmiech, czający się w kąciku ust Findora, mówił, że sprawa jest o wiele poważniejsza, niż chciałby to pokazać swoim zachowaniem Szayel.
- Wracając z kolei do twojej sprawy, Shuuhei. - Shinjuku spojrzał na chłopaka na powrót uśmiechnięty. - To jutro koło południa wybieram się do profesora Tousena. Mieszka w Menos Grande, więc czeka nas kilkugodzinna podróż. Rozumiem, że zatrzymałeś się u Findora, w takim razie o 13 cię odbiorę.
- Dziękuję panie Shinjuku to wiele dla mnie znaczy – podziękował Shuuhei ze skinięciem głowy.
- Oj oj już dobrze – zbył to gestem dłoni. - A i możesz do mnie mówić do mnie Shinsou, tak jak większość.
Shuuhei skinął tylko głową. Przydomek jakoś skojarzył mu się z Kazeshinim, Panterą, czy Benihime, chociaż zupełnie nie wiedział, co by mógłby mieć z nimi wspólnego.
- A i Findor – mówił dalej Shinsou. - Możesz przekazać Barrangarowi, że Aizen zgadza się na jego plan restrukturyzacji. - A teraz wybaczcie panowie – wstał, skinął głową. - Jakoklwiek spędziłbym z wami jeszcze kilka miłych chwil, to obowiązki wzywają.
- My też będziemy się w sumie zbierać, co Shuuhei? - powiedział Findor, również wstając.
Shuuhei na odchodnym spojrzał jeszcze na Szayela, ale zaraz się odwrócił. Zbyt żywy przed oczami był obraz noża wbitego głęboko w czaszkę mężczyzny. Pożegnali się i wyszli z klubu.
- Daj mi znać, jak zacznę pleść głupoty – odezwał się Shuuhei, gdy już siedzieli w samochodzie Findora, patrząc się przez swoje okno.
Findor zerknął na niego zaciekawiony, ale nic nie powiedział.
- Z pewnego źródła słyszałem o walce o władzę wewnętrz Arrancaru – zaczął mówić Shuuhei spokojnie, samemu wszystko sobie układając. - Podejrzewam, że ty, jak również ten cały Barrangar; twój szef?; reprezentujecie obóz, który próbuje zdobyć władzę. Szayel z kolei jest w obozie przeciwnym; albo nacisnął ci osobiście na odcisk. Zastanawiam się, kim w tym układzie jest Shinsou... Jeżeli przyjąć, że Aizen jest tutaj Bogiem, to obstawiałbym, że Shinsou jest Metatronem, jego decyzje i jego słowa są słowami samego Aizena.
Findor zaśmiał się.
- Jak na razie właściwe wnioski. Ale przy takim porównaniu, czyni to ze mnie jednego z książąt piekeł.
Shuuhei nie skomentował tego w żaden sposób, wciąż zamyślony wpatrywał się w zmieniający się krajobraz miasta.
- Namiestnik – powiedział, najpierw bardziej do siebie, póżniej powtórzył głośniej. - Twój szef robił za namiestnika, gdy jeszcze Aizen siedział w Rukongai, w końcu ktoś musiał tym wszystkim zarządzać, a jak przyjechał, to zabrał władzę.
- Dokładnie – potwierdził Findor z nutką podziwu.
- Jednak nie możecie tak po prostu strzelić Aizenowi w głowę i odebrać władzę, bo po pierwsze spotkacie się z krwawą wendetą ludzi Aizenowi wiernych i do tego oczywiście dochodzi konkurencja, ot chociażby Execiution, która pewnie szybko wyczuje słabość w szeregach i wykorzysta to by zabrać wpływy.
Zastanawiał się jeszcze jaki interes w tym wszystkim miała Pantera i na ile wierny Aizenowi był Shinsou. Sądząc po jego działaniach względem Shuuheia mógł w jakiś sposób sympatyzować z obozem Findora, z drugiej strony Shuuhei został przedstawiony osobie z drugiego obozu. Shinsou był czysty, w końcu to Findor za niego ręczył i to on zapłaci głową, gdyby okazało, że Shuuhei coś kręci. Kim w takim wypadku był on sam i reszta ekipy? Kamykami w wielkim młynie, które mogą co najwyżej postukać, ale niczego nie zmienią. Pionkami w partii rozgrywanej przez zupełnie kogoś innego. Trochę smutne, jakby się nad tym zastanowić.
- Swoją drogą – odezwał się znowu Shuuhei. - Bardzo nie lubisz się z Szayelem?
- Od razu nie lubię...
- Miałbyś coś przeciwko, gdyby ktoś jeszcze raz zrobił mu wjazd na chatę? Tym razem tą prywatną?
Findor uśmiechnął się szeroko.
- Trochę szkoda by było tej willi pod Las Noches, to zdaje się aleja Fornicaras jest. Dość spora posiadłość z pięknym żywopłotem. Naprawdę szkoda by było. - Nie brzmiał bynajmniej, jakby było mu szkoda.
Shuuhei uśmiechnął się tylko pod nosem, jak wrócą, napisze smsa do Tii z informacjami. Może uda im się złapać samego Szayela i od niego zdobyć informacje, gdzie szukać Aizena, a może nawet zrobią mu jakąś krzywdę.
* * *
Nie mógł zasnąć. Początkowo mógł to zrzucić na kręcącą się ekipę, jednak teraz wszyscy juz spali, a on wciąż kręcił się z boku na bok. Pewnie dlatego usłyszał ciche bzyknięcie gdzieś obok. Sięgnał po swoją komórkę od razu zmrużył oczy od światła ekranu – było koło pierwszej. Żadnych nowych wiadomości, więc to pewnie była komórka, śpiącej obok, Tii. Miał ochotę zapalić; a było już tak dobrze, pół roku; podniósł się i rozejrzał po ciemnym pokoju.
On sam zajmował łóżko razem z Tią – przytuloną do zwiniętej w kłębek kołdry, koszulka podwinięta do góry. Kobieta sama uznała, że Kenseiowi ufa najbardziej, jeżeli chodzi o spanie w jednym łóżku. Kensei wyraźnie widział zawód w oczach Shinjiego – czyżby jego wielka miłość jeszcze od czasu koncertu w "Nihilizmie" nie minęła? Sam Shinji spał na podłodze, jak zwykle w swojej pozycji "na trupka", jak to sam nazywał – wyprostowany, na plecach z rękoma ułożonymi wzdłuż boków – pochrapywał cicho. Na łóżku obok spał Grimmmjow – z rękoma i z nogami rozłożonymi na boki – i odwrócony do niego plecami Ichigo – zwinięty do pozycji embrionalnej gdzieś na brzegu łóżka. Na swój sposób pocieszny widok – obrazek pod tytułem kot i jego właściciel.
Shuuhei spał na brzuchu, przypomniał sobie. Spał na brzuchu z rąbkiem kołdry podwiniętym pod ramię i z głową na brzegu poduszki. Shuuhei śpiący po... Tak, jeszcze takich myśli mu brakowało. Odetchnął głębiej, przetarł twarz i przeczesał włosy. Ten dzieciak naprawdę zamieszał mu w głowie i nie był do końca pewny, czy mu się to podoba. Zamieszał, a później odstawił na bok.
Wstał, widział, jak Tia na chwilę otwiera oczy i zaraz znowu zasypia. Podszedł do rzeczy Shinjiego w poszukiwaniu jego papierośnicy i zippo.
- A ty co? - zapytał Shinji zupełnie przytomnym głosem, podnosząc się niczym wampir z trumny.
- Spać nie mogę – mruknął i machnął ręką. - Zapalić chcę.
- Lewa kieszeń spodni – powiedział tylko i położył się z powrotem.
Kensei po znalezieniu papierosów i zapalniczki wyszedł na balkon. Przez chwilę po prostu palił, starając się nie myśleć, chociaż i tak mu się to nie udawało i jakoś zawsze kończył, myśląc o śpiącym Shuuheiu.
- Źle z tobą – mruknął pod nosem, wydmuchując gęsty dym.
Chwycił, odłożoną wcześniej na parapet, komórkę i wybrał numer Shuuheia, tym razem naprawdę nie licząc, że odbierze.
- Tak? - odezwał się Shuuhei po trzecim sygnale trochę niepewnie.
Kenseia to tak zaskoczyło, że się zakrzystusił dymem.
- Chory jesteś? - zapytał z troską chłopak.
- Nie – odpowiedział, gdy już złapał oddech. - Palę.
- Palisz? - zdziwił się.
- Przez ciebie, cholerny dzieciaku. Co ty sobie myślałeś, gdy stwierdziłeś, że genialnym pomysłem będzie olać nas ciepłym moczem?
- Ja... Jak się w ogóle czujesz?
- Nie zmieniaj tematu, poza tym gdybyś naprawdę był zainteresowany moim stanem zdrowia, to byś był tutaj.
- To nie tak... Po prostu... To mój własny problem egzystencjalny i nie powinienem was w to wszystko mieszać.
- Trochę za późno na takie wnioski, dzieciaku. Za dużo energii, czasu i pieniędzy w to wpakowałem, żeby teraz wracać z podkulonym ogonem, bo ty zmieniłeś zdanie.
- I tak wszystko jutro się wyjaśni.
- Znaczy?
- Jadę jutro spotkać się z profesorem Tousenem.
- Jadę z tobą.
- Naprawdę... Nie możemy po prostu spotkać się po moim powrocie do Las Noches?
- To gdzie ty jedziesz się z nim spotkać?
Dłuższa chwila ciszy.
- Do Menos Grande.
Menos Grande. Menos Grande do kurwy nędzy. Przenoszą ósemkę od nas do bazy przy Menos Grande. Mnie przenoszą.
- Nie pojedziesz tam – warknął.
- Dlaczego?
- Bo... - zawahał się. - Bo kurwa nie i tyle. Chyba tyle jesteś mi winien za to dwukrotne uratowanie życia, co?
- Pojadę – w głosie Shuuheia pojawiła się nutka irytacji. - Po to przyjechałem do Hueco Mundo, muszę spotkać się profesorem Tousenem, bo inaczej gówno to moje życie będzie dla mnie znaczyć. Zresztą, czemu akurat tam nie moge jechać? Zresztą nieważne i tak tam pojadę i tak.
- To pieprz się Shuuhei! - warknął i się rozłączył. Skoro dzieciak nie chciał mu powiedzieć, to znajdzie go sam.
Wyrzucił zapomniany niedopałek za balkon i wtargnął z powrotem do pokoju niemiłosiernie wściekły, budząc wszystkich.
- A tobie, kurwa, co odbiło?! - ryknął Grimmjow.
- Kensei? - zapytał spokojniej Shinji. - Co robisz? - dodał, gdy zobaczył, że przyjaciel się ubiera.
- Jadę do Menos Grande i jak jeszcze raz usłyszę od ciebie bajeczki, że nic dwa razy się nie powtarza, to cię utłukę.
Shinjiemu zajęło chwilę przetrawienie tego, co Kensei z siebie wyrzucił. Ale w końcu zrozumiał, zerwał się stanął przed Kenseiem. Cała reszta patrzyła na mężczyznę zupełnie zbita z tropu.
- Okej, spoko pojedziesz do Menos Grande niech ci będzie, tylko w środku nocy to i tak nie ma sensu – mówił spokojnie. Chociaż podejrzewał, że zatrzymanie tego wariata w takich okolicznościach może być trudne. - Teraz to nawet żadne pociągi nie kursują, a samochodu nie możemy ci oddać. - Bo się rozbijesz po drodze, dodał już w myślach. - Zaraz sprawdzę ci najbliższe pociągi. Chodź może na balkon – zaproponował, zerkając po reszcie towarzystwa. - Okej?
Kensei parsknął gniewnie, ale chyba dotarła do niego odrobina logiki. Poszli na balkon.
- Co to kurwa było – zawołał jeszcze Grimmjow. - I to ja niby mam problemy z kontrolą agresji i temperamentem?
- Wiesz on przynajmniej niczego nie zdążył rozwalić, jak ty masz w zwyczaju – odpowiedział sennie Ichigo.
- Och zamknij się!
Kensei palił trzeciego tego dnia papierosa. Shinji palił razem z nim.
- Więc – odezwał się blondyn po dłuższej chwili ciszy. - Jedziesz do Menos Grande bo?
- Och nie udawaj, na pewno słyszałeś – mruknął.
- Ale jak usłyszę to od ciebie to będzie zabawniej – posłał mu szeroki uśmiech, który ani odrobinę się nie zmienił pod morderczym spojrzeniem Kenseia.
Znowu palili w ciszy.
- Jak masz zamiar go tam znaleźć? - zapytał już poważnie Shinji.
- Nie wiem – odpowiedział ze wzruszeniem ramion. - Wywęszę go, cokolwiek. Nie mam zamiaru siedzieć tutaj, gdy on będzie w tym przeklętym mieście.
- Okej – pokiwał głową. Nie miał najmniejszego zamiaru odciągać go od tego pomysłu, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak idiotyczny był.
Skończyli palić, ale nie wrócili do środka. Shinji sprawdzał połączenia na swoim smartfonie, a Kensei po prostu obniżał sobie ciśnienie.
- Wiesz... - odezwał się trochę ciszej, patrząc się przed siebie na miasto.
Shinji podniósł wzrok znad ekranu i przyjrzał się uważnie przyjacielowi, ale nie odezwał się.
- Ten gościu, który mnie sćpał – mówił dalej. Splecione dłonie zacisnęły się na sobie mocniej. - Mówił, że podczas wojny czwarty Fraccion wziął do niewoli Rosjanina... - Kurwa, zaklął na siebie w myślach, on ma imię do cholery. - Desya. - Powiedział, w końcu po tych latach powiedział na głos jego imię. - To był Desya. W sumie niewykluczone, że innych moich ludzi z tego zaginionego oddziału spotkało to samo. - Nie był pewien, czy bardziej go ta wiedza wkurzała, czy przygnębiała.
- O 9:50 masz pociąg do Menos Grande – powiedział Shinji, jakby w ogóle nie słuchał przyjaciela. Oczywiście słuchał, tylko było to sprawa, którą ciężko by mu było w jakikolwiek sposób skomentować. Poza tym wiedział, że nie na słowach pocieszenia Kenseiowi zależało. - Prześpij się jeszcze.
- Yhym, dzięki – mruknął, wracając do środka.
Shinji popatrzył jeszcze za nim. Czwarty Fraccion, facet, który sćpał Kenseia. Tak, chyba nabrał ochoty na małą wendetę.
Zanim jeszcze poszedł spać wysłał sms'a z informacją o tym, że Shuuhei jedzie do Menos Grande i że Kensei jedzie za nim. Nie był pewien, czy ci panowie się dogadają, ale chyba łatwiej będzie im szukać we dwójkę i każdy z osobna.