Gdy muzyka w duszy gra 14
Dodane przez Aquarius dnia Marca 01 2014 10:46:58

***
Wokalista zamknął drzwi swego pokoju. Popatrzył na kuzyna, jak zbity pies.
- Nie chciałem, żebyś tak się dowiedział.
- W ogóle nie chciałeś wyznać prawdy! Chociaż może za dwadzieścia lat byś to zrobił. W czasach, kiedy z liderem dorobiłbyś się domu, psa i gromadki dzieci. Z tym ostatnim wiem, że przesadziłem, ale w przyszłości kto wie, co wymyślą naukowcy – zboczył na chwilę z tematu. – Kiedy miałeś zamiar się ujawnić?
- Wcześniej nie potrafiłem zdobyć się na to, a jeżeli chodziło o teraźniejszy czas, chciałem to zrobić po zakończeniu kontraktu.
- Mam ochotę rozkwasić ci nos!
- To zrób to. Poczujesz się lepiej – już nie wiedział, czy Aki nie ma nic przeciw jego preferencjom i wścieka się z innego powodu, czy też jest zupełnie inaczej.
Nastolatek podniósł zaciśniętą pięść. Przez moment naprawdę miał ochotę go walnąć, ale zrezygnował z tego. Opuścił rękę.
- Nie mogę. Nie myśl, że nie akceptuję twojej orientacji. Byłbym hipokrytą, jakbym to robił. Po prostu jestem zły, bo gdybym wiedział, ze jesteś gejem, ja sam... - przerwał. Przeszedł się po pokoju i stanął przed chłopakiem.
- Co ty „sam”?
- Ja... - to faktycznie było trudne, aż mu się głupio zrobiło, że napadł na kuzyna - ...jestem gejem – głos mu się załamał.
Hamada przez chwilę milczał, gapiąc się głupio na chłopaka.
- Jesteś pewny? - chwycił nastolatka za dłoń i zaprowadził na łóżko. Usiedli twarzami do siebie.
- Jak tego, że mam dwie ręce i nogi. Myślałem, że oszaleję, jak domyśliłem się, jaki jestem – jego głos był wilgotny, ale nie płakał. – Nie miałem z kim porozmawiać, zwierzyć się. Bałem się, że zostanę sam, bo i ty mnie odtrącisz. Tymczasem ty... Jak mogłeś mi nie zaufać? Co z tego, że jestem gówniarzem?
- Przepraszam, ale ja też mogę powiedzieć to samo. Jak mogłeś mi nie zaufać? – pogłaskał go po dłoni. – Ciocia i wujek wiedzą?
- Tak samo, jak o tobie. Wiem, że trzeba im powiedzieć i nie będę czekał tak długo, jak ty. Powiedz mi, jak to było z tobą? Od kiedy wiesz i czy siebie akceptujesz?
- Najpierw ty mi odpowiedz na twoje drugie pytanie.
- Przyzwyczajam się do tego, ale nie mogę powiedzieć, że to w pełni akceptuję. Może teraz będzie mi łatwiej, wiedząc, że nie jestem sam. Z początku to była dla mnie tragedia. Nie chciałem się zabić – zastrzegł od razu. – Ale nie umiałem przestać myśleć, dlaczego właśnie ja jestem gejem. No i bałem się, ale to sam doskonale znasz. Długo myślałem, że jestem hetero.
- To miałeś gorzej niż ja. Ja wiedziałem od zawsze, że jestem inny. W wieku czternastu lat byłem już pewny, że dziewczyny nie są dla mnie. Podobali mi się chłopcy, ale nigdy do żadnego się nie zbliżyłem. Wiesz, że dawniej byłem wręcz chorobliwie nieśmiały. Zawsze trzymałem się na uboczu i przez to byłem dziwolągiem, a jakby się dowiedzieli o tym, jaki jestem, byłoby gorzej.
- Rozmawiałeś tylko ze mną i moimi rodzicami. Zauważyłem, że teraz i tak bardziej się otwierasz.
- Haha – zaśmiał się. – Nie mam wyboru. Poza tym mieszkam z chłopakami coś około miesiąca, widuję się z fanami. Przyzwyczajam się do ludzi. Przede wszystkim mamy wspólny temat, muzykę.
- A miałeś kogoś, no, poza Keizo? – odchrząknął.
- Zawsze byłem sam, aż do teraz... chociaż Keizo też nie mam.
- To znaczy, że on jest pierwszy?
- Pierwszy. Pierwszy we wszystkim – dodał szybko. – Aki, to trudne tematy.
- Wybacz, ale muszę wiedzieć. Sypiasz z nim, tak?
- Tak.
Aki chwilę patrzył na niego. Dla niego tematy związane z intymnością też były trudne, ale musiał coś wiedzieć.
- Jak to jest być z mężczyzną?
- Masz na myśli kochanie się? - coraz bardziej był zażenowany, ale był gotów odpowiedzieć na wszystkie pytania. Nawet, jakby miał się spalić ze wstydu. – Zapewne to zależy od tego, z kim się kochasz. Mnie z Keizo jest wspaniale. Z nim to jest, jak erupcja wulkanu, groźna, a jednocześnie piękna. Wiesz, że musisz się trzymać od tego z daleka, bo możesz się sparzyć, ale coś cię i tak do tego ciągnie. Zachwyca cię, pobudza zmysły – rozmarzył się. – Wdrapujesz się na szczyt wulkanu i zamiast uciekać, wchodzisz do rozżarzonej lawy, aby się z nią stopić w jedno. A później razem wybuchacie i nie widzisz nic poza serią fajerwerków... - urwał. O tak, bardzo był nieśmiały, gdy przychodziło mówić o Uedzie.
- Wow – zamyślił się ciekawy, jak by to było z Tomim. Spokojnie, jak ocean w słoneczny dzień, czy też, jak wzburzone morze, które uderza falami o brzeg rozbijając się na nim, a w tle słychać odgłosy piorunów?
- I tak, w pełni siebie akceptuję.
- Słucham?
- Pytałeś, czy ja pogodziłem się z tym, kim jestem.
- A tak. Cieszy mnie to.
- Odpłynąłeś. Kto jest tego powodem? - nachylił się ku niemu.
- Co ty? Nie ma żadnego powodu. Kei cię skrzywdził?
Haruki zamilkł na chwilę i zawiesił wzrok gdzieś poza ramieniem chłopaka.
- Bardzo mnie zranił. Po części to moja wina, gdyż sam mu pozwalałem na... wiesz, na co i miałem głupią nadzieję, że z tego będzie coś więcej. Nadal chyba na to liczę – popatrzył mu w oczy. – Wiem, jestem głupi, ale kocham go. Czyż nie mówią, że miłość jest ślepa?
- O sprawiedliwości też tak gadają.
- Też – uśmiechnął się.
- Ale przeprosił cię?
- Jego “przepraszam” sprawiło, że mu wybaczyłem, ale i tak nie do końca. Zaczynałem mu ufać, teraz nie wiem, co mam robić.
- Co zrobisz, jak on ciebie nie pokocha?
- Odejdę. Co prawda, muszę czekać do końca kontraktu, ale potem postaram się żyć bez niego.
Aki wiedział, jak trudno jest żyć bez osoby, którą kochasz. Z tym, że on nie liczył na nic.
- Muszę powiedzieć rodzicom prawdę – wypalił, radykalnie zmieniając temat.
- Ja też.
- Powiem im pierwszy. Zobaczę, jak zareagują.
- Zrobimy to razem. Pojutrze będę u was, to wtedy przekażemy im te wiadomości.
Żołądek piwnookiego skurczył się ze strachu, a jednocześnie dał znać, że jest głodny.
- Pewnie zaraz będzie obiad – Haruki wstał i pociągnął go za rękę.
- Nie wygadaj się przed nimi, że jestem gejem – bardziej chodziło mu o Tomijiego, chociaż po tym, co widział, domyślił się, że nie musiał się go obawiać. Może wtedy byłaby jakaś szansa... Ta, prędzej mu kaktus na ręce wyrośnie, niż on cokolwiek z Tomim...
- Nie martw się. Zamykam usta na kłódkę – wykonał przy ustach znany gest.
- Albo jak coś, to mogą wiedzieć, ale nie mówi im wprost, ok?
- Czyli, jak się domyślą, mam nie zaprzeczać?
- No – podrapał się po głowie. – Tak jakby...

Haruki z pewnym niepokojem schodził na dół. Nie wiedział, jak ma się teraz zachowywać, kiedy oni o nim wiedzą. Jednak w kuchni powitały go uśmiechy i całkiem zwyczajne traktowanie. Było tak, jakby nic się nie zmieniło. Tym razem również menedżer jadł z nimi obiad i tylko marudził, że mają piękny stół w jadalni, a oni wolą nażreć się w kuchni.
- Tamten stół jest dla gości, a w kuchni jest bardziej rodzinnie – powiedział Seiki. – Seiji, podaj mi ryż.
- Sam sobie weź – burknął chłopak.
Seiki wstał, obszedł stół i wziął półmisek z ryżem z przed oczu brata. Keizo tylko ich obserwował z niezadowoleniem.
- Po obiedzie zajmiemy się grafikiem i pomysłami na waszą promocję – przypomniał Ogata. – Musicie zdecydować, czy podoba się wam nowy projekt koszulki z waszymi wizerunkami. Ty, Haru, już na nim jesteś. Musicie tylko wybrać dwa kolory z proponowanych.
- Zielony – odezwał się Keizo, gdy przełknął winogrono.
- Jak jego oczy, co? - perkusista się wyszczerzył, poklepując Hamadę po ramieniu. – To dodajmy jeszcze szary, jak twoje oczy, Kei, i jedna sprawa z głowy.
Haruki w duchu się uśmiechnął. Słysząc to, czuł coraz większa sympatię do Seikiego.

***

Po obiedzie Tomiji odwiózł nastolatka do domu. Przez całą drogę chłopak uśmiechał się, podczas gdy mężczyznę ponownie zaczęły dręczyć niepokojące myśli o nim. Próbował je sobie poukładać, ale za każdym razem łapał się na tym, że Aki jest uroczy, ładny, słodki i ma cudowne serce. Miałby ochotę przebywać tylko z nim. Chciałby te myśli wygonić z głowy. Popatrzył na chłopaka, zanim ponownie wrócił do obserwacji jezdni.
- Dlaczego wciąż o tobie myślę? Muszę przystopować z naszymi spotkaniami. Widywanie ciebie codziennie nie wpływa na mnie dobrze. Dlaczego nigdy nie spotkałem tak uroczej dziewczyny, jakim ty jesteś chłopakiem? Znów to słowo: „uroczy.” – pomyślał, by zaraz odezwać się do Akiego. – Nie powinniśmy się tak często spotykać – nastolatek odwrócił do niego twarz. – To nie wpływa dobrze na mnie. Gubię się.
- W czym się gubisz? – obawiał się, że kiedyś Tomiji nie będzie chciał się już z nim spotykać.
- W tym wszystkim – zakreślił ręką jakiś gest w powietrzu.
- Nie rozumiem. Jeżeli zrobiłem coś, co sprawia, że nie chcesz ciągnąc naszych relacji dalej, to mi powiedz, zmienię to. Lubię cię – coś w jego wnętrzu pękało na wiele odłamków. Czyżby serce?
- Ja zaczynam lubić cię za bardzo, a to kłóci się z moją seksualnością – myślał, a na głos powiedział. – Nie mam już siedemnastu lat, nie powinienem się z tobą umawiać na mecze czy do kina. To dziwnie wygląda. Muszę odetchnąć od tego, co mnie dręczy. Na razie nie przychodź do nas, a jak coś to wtedy, kiedy mnie nie będzie – nie patrzył na niego.
Czuł, jak cios zadany słowami uderza go w sam środek duszy. Spojrzał w boczną szybę. Łzy usiłowały wydostać się na zewnątrz. Jego idol, w którym był po uszy zakochany i zrobił by dla niego wszystko, nie chciał go już widzieć. Wziął głęboki wdech, aby się nie rozkleić, ale i tak mu się to nie udało.
- Zatrzymaj się. Do domu mam już blisko – próbował przełknąć w gardle ciągle rosnącą gulę.
Wiedział, że go zranił. Usilnie chciał, by Kei nie skrzywdził Harukiego, podczas gdy on sam zrobił to Akiemu, tylko z innych powodów. Nie wiedział, że nastolatek tak się do niego przywiązał.
Zatrzymał się na poboczu.
- Aki... - nie dokończył, gdyż chłopak zabrał swój plecak i wypadł z auta. Biegiem popędził w stronę wyłaniającego się zza rogu domu.
Wtedy Tomiji poczuł się tak samo źle, ale tak musi być. To na jakiś czas, gdy uspokoi natrętny, wewnętrzny głos. Potem wszystko się ułoży.
Ruszył z piskiem opon. Zawrócił na wąskiej dróżce i pojechał w drogę powrotną. Podłączył system głośno mówiący jedną ręką i wybrał numer swojej ostatniej kochanki. Po kilku sygnałach odebrał ładny, kobiecy głos.
- To ja. Masz czas dziś wieczorem? - tak będzie lepiej. Spotka się z nią i nie będą mu chodzić niedorzeczne rzeczy po głowie.
„I tak o nim nie zapomnisz.”

***
Zatrzasnął drzwi do swego pokoju, pewny, że jakby go teraz mama zobaczyła, to nie uwolniłby się od pytań. Zrezygnowany i przeraźliwie smutny, odrzucił plecak w kąt pokoju, a sam osunął się po drzwiach na czarne panele. Dobrze, że jutro jedzie na wycieczkę z klasą. Wróci późno i nie będzie myślał o Tomijim i o tym, że facet chce mieć wolne od ich przyjaźni. Czy od tego można mieć wolne? Tomi chciał od niego odetchnąć. To była jego wina, mógł mu ciągle nie zawracać głowy. Ale tak bardzo chciał być blisko niego. Teraz wszystko się zepsuło. Nie będzie miał nawet tych spotkań. Dawniej jego życie było łatwiejsze.

***

Haruki leżał w łóżku. Ten dzień był ciężki, ale go przetrwał. Chłopaki naprawdę okazali się być w porządku. Nie zmienili swojej postawy wobec niego. Jedyne co, to Seiki zapytał, czy Kei jest dobry w łóżku, za co oberwał od białowłosego i skapitulował.
I tak by mu na pytanie nie odpowiedział. To zostawił dla siebie, mimo, że po części podzielił się tym z kuzynem.
Zasypiał, gdy poczuł, jak łóżko się ugina, a potem ktoś... nie, nie ktoś, bo wiedział kim jest natręt, który przytulił się do jego pleców i objął go ręką.
- Zostaw – syknął do niego. Na pewno nie pozwoli mu się dotknąć.
- Cii. Nic nie będę robił. Po prostu chcę się przytulić – szepnął Keizo i ułożył się grzecznie, idealnie wpasowując się w ułożenie ciała chłopaka. Wiedział, że na nic nie może liczyć, a zresztą, nawet nie miał na to ochoty po dzisiejszym dniu. Naprawdę chciał się tylko do niego przytulić. Kiedy położył się do swego łóżka, okazało się ono zimne i puste. Nigdy mu to nie przeszkadzało, ale po ostatniej nocy, gdy zasnął u boku chłopaka, to się zmieniło.
Zielonooki już nic nie powiedział, tylko zamknął oczy. Wbrew temu, co się stało, chciał być blisko niego i ten gest lidera trochę zabliźnił sączącą się ranę, zadaną przez niego.

***

Seiki, nie mogąc znieść sytuacji z ciągle podminowanym bratem, umówił się z nim na rozmowę w siłowni. Brat stał przy ścianie z jedną stopą o nią opartą.
- Co się dzieje, braciszku? Wszystko ci we mnie przeszkadza?
- Nie wszystko – przetarł dłonią oczy. Było już późno, a oni musieli poczekać z rozmową, aż pozostali pójdą spać. – Tylko to, że zapomniałeś o naszych rodzicach. Nie interesuje cię, co się z nimi dzieje, a ja o tym myślę prawie bez przerwy. Ostatnio szczególnie. Poza tym, dlaczego rozpowiadasz, że podoba mi się Hanae? Ona jasno dała mi do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, a ty gadasz o tym na prawo i lewo.
- Zacznę od końca. Nie rozpowiadam. Wspomniałem tylko o tym wczoraj. Chciałem, abyś przestał się nią katować. Poza tym skąd wiesz, że ona się tobą nie interesuje?
- Chciałem, by mi wczoraj towarzyszyła, więc do niej zadzwoniłem. Wyśmiała mnie i powiedziała, że gówniarze jej nie interesują.
- To sorki – uciekł wzrokiem. – Ale nie dałeś nic po sobie poznać.
- A co, miałem płakać?! Miałem nadzieję na coś więcej z nią niż jedna przygoda. Nie jestem tobą. Chcę poważnego związku.
- To daj sobie z nią spokój.
- Dałem, ale ty...
- Dobra, ten temat zakończymy. Co do rodziców, to widzieliśmy ich przed galą w jednej z melin. Byli tam i nadal tam są lub wybrali inne miejsce. Chcieliśmy im pomóc, nawet wtedy, ale oni kazali nam, cytuję: „Wpierdalajcie stąd!”. Nie chcę ich znać! - usiadł na ławeczce od atlasu.
- Mnie to gnębi.
- I ja jestem temu winien?! Ja jestem winien, że są alkoholikami?! - czuł, że się zaraz pokłócą i starał się opanować. Jego lustrzane odbicie usiadło na podłodze. – Nie moja wina, że bardziej kochają alkohol niż nas. Sądzisz, że nic nie czuję i nie boję się dnia, w którym policja zapuka do drzwi i powie nam, że nasi rodzice zapili się na śmierć?!
- Ciągle mam w pamięci okres, kiedy mieliśmy po szesnaście lat, a mama po odwyku nie piła trzy miesiące – patrzył gdzieś w przestrzeń. – Przez ten czas mieliśmy dom taki, jak dawniej.
- To wtedy na urodziny dostaliśmy te nieszczęsne piżamy w kaczuszki – skrzywił się, przypominając sobie zdjęcie.
- To był jedyny prezent od niej. Ta piżama stała się twoją ulubioną. Ja swojej nigdy nie założyłem.
- Głupi, a zarazem cenny dar – mruknął Seiki.
- Chciałbym do nich pojechać – wyznał cicho Seiji. – Nie chcę tam jechać sam, a ty masz w głowie pstro.
Perkusista ukląkł przed nim.
- Głupolu, wystarczyło mi powiedzieć.
- Nie słuchałeś! Ile razy mam ci to mówić?! Kiedy ostatnio miałeś czas, żeby ze mną porozmawiać? Uciekasz przed trudniejszymi tematami. Ja chcę wiedzieć, że mam brata, na którym mogę polegać, a nie kogoś, kto ma mnie gdzieś.
- Możesz i zanim coś powiesz, to muszę ci wyznać pewną rzecz. Dlatego ostatnio oddaliłem się od ciebie. Nie chciałem mówić, że jestem taki, jak nasi rodzice. Lubię alkohol. Bardzo lubię.
- Pijesz? Widziałem cię często z piwem, ale inni też piją.
- Jakby ci to opisać... – oparł się plecami o ścianę. – Piwo, wódka, sake, wino i wszytko inne jest dla mnie, jak biała czekolada dla ciebie – spojrzał na niego. Seiji był uzależniony od białej czekolady. Nie znosił gorzkiej i mlecznej, ale nad życie kochał białą, pod każdą postacią.
- Seiji, uzależniłeś się?
- Na szczęście jeszcze do tego nie dotarłem, ale... Będzie to długa noc, lecz muszę ci opowiedzieć wszystko. Wiedz, że każdy dzień jest dla mnie trudny, ale myśl o tobie, jako jedynej rodzinie, którą mogę stracić, skutecznie powstrzymuje mnie przed piciem. Mam tylko ciebie, braciszku – wziął go za rękę i mówił o każdym wypitym łyku, a Seiji słuchał, nie przerywając mu.

***

Zbudził go dochodzący z drugiej strony łóżka ciężki oddech i kaszel. Zaspany, przypomniawszy sobie, gdzie jest, sięgnął ręką do wiszącego na ścianie przy łóżku sznurka i pociągnął go. Światło z kinkietów oświetliło pokój. Odwrócił się do Harukiego.
- Cholera.
Chłopak był cały mokry od potu. Drżał z zimna i ciężko oddychał. Jego usta spierzchły od gorączki trawiącej całe ciało. Keizo przyłożył mu rękę do czoła.
- Trzeba ci było deszczu – mruknął zły. Wziął głęboki oddech i potrząsnął ramieniem zielonookiego. – Haruki, obudź się. Do licha, otwórz oczy! To rozkaz!
Hamada na wpół przytomny podniósł ciężkie, jak ołów, powieki. Jego oczy nienaturalnie błyszczały. Nie umiał się skoncentrować na twarzy białowłosego widzianej, jak przez mgłę. Było mu potwornie zimno, miał wrażenie, że stoi nagi na biegunie północnym. Drapało go w gardle i bolał każdy mięsień. Kei coś do niego mówił, ale on i tak nie rozróżniał słów.
- Trzeba zbić ci tą gorączkę – podniósł się, miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Wsunął stopy w kapcie i pospiesznie opuścił pokój. W łazience u siebie zajrzał do apteczki i odnalazł tabletki, które wziął. Musiał jeszcze skoczyć po wodę. Żałował, że zapomniał wziąć na górę jedną butelkę. Czasami w nocy wstawał, gdy poczuł pragnienie i nie chciało mu się iść do kuchni, więc robił sobie mały zapas na noc w sypialni. Zbiegł po schodach. Musiał zadzwonić do lekarza, ale zrobi to, kiedy poda chłopakowi leki.
W kuchni ominął lodówkę i otworzył dolną szafkę. Byłby idiotą, jakby dał mu wody z lodówki. Zabrał ze sobą dwie butelki i pobiegł na górę, przeskakując po dwa schody.
Będąc już przy łóżku chorego i kaszlącego chłopaka, nalał wodę do szklanki, którą postawił na nocnym stoliku i wycisnął z opakowania dwie tabletki. Wdrapał się na łóżko.
- Haruki, otwórz oczy – powiedział łagodnie. – Chcę ci dać tabletki na obniżenie gorączki. Śpisz?
-Nie. Zimno.
Keizo podniósł go trochę, jego skóra była lodowata. Włożył mu do ust leki, po czym podał mu wody.
- Popij. Zaraz przyniosę jakieś koce – dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? A z drugiej strony, kto mu kazał być cholerną pielęgniarką? Haruki ponownie zaczął kaszleć i Kezio niewiele myśląc, przytulił go, nie bacząc na jego spoconą skórę. – Już dobrze. Jak leki zadziałają, poczujesz się lepiej – położył mu głowę na poduszce.
Okrył go porządnie kołdrą. Jeden koc znalazł u siebie, a drugi w pokoju Tomijiego z zaskoczeniem stwierdzając, że właściciel sypialni był nieobecny. Gdy Haruki był już opatulony, zadzwonił do ich lekarza.
= Słucham?
- Mówi Keizo Ueda.
= Wiem. Stało się coś?
- Mój... kolega jest chory. Ma wysoką temperaturę – cholera, nie zmierzył jej. – No, ogólnie kiepsko wygląda.
= Słuchaj, mam teraz dyżur i ciężki przypadek. Nie wyrwę się do rana. Zaopiekuj się nim. Widzę, że bardzo się przejąłeś. Przede wszystkim musisz zbić mu gorączkę. Z pewnością jest rozpalony. Zrób mu jakiś kompres, przyłóż mokry ręcznik... cokolwiek, żeby go ochłodzić.
- Ale jemu jest zimno – co za durny pomysł z tym ochłodzeniem.
= Domyślam się. Nie każę ci go wsadzać do zimnej wody, ale jeżeli gorączka nie spadnie, a mnie nie będzie, musisz to zrobić. Zbicie temperatury to twój cel. Resztą zajmę się, jak przyjadę. Jak coś, to dzwoń. Gdyby mu się pogorszyło, przywieź go do szpitala.
- Do widzenia, doktorze – popatrzył na Harukiego, który zawiesił na nim wzrok. – Lekarz będzie rano.
- Nic mi nie będzie – wychrypiał. – Nie umrę.
- Nie mów tak – ponownie dotknął jego czoła. – Leki chyba działają. Napijesz się?
- Tak – po chwili przyjemna woda spłynęła mu go gardła, drażniąc je, ale przynosząc ulgę ciału i ustom. - Gorąco mi - niedługo później zasnął niespokojnym snem.
Ueda namoczył ręcznik w zimnej wodzie i przyłożył do czoła śpiącego wokalisty. Odsunął z niego okrycie i delikatnie przemył gorącą już skórę, chłodnym materiałem.
- Nie pozwalam ci chorować. Rozumiesz, idioto? – szeptał.
Przykrył go i nachylił się nad jego twarzą.
- Co ty ze mną robisz? - przesunął kciukiem po szczęce Hamady. – Śpij – złożył na jego czole pocałunek.
Z ulgą stwierdził, że temperatura spadła. Może nie była idealna, ale teraz mógł spokojnie się zdrzemnąć. Zwłaszcza, że dochodziła czwarta rano. Położył się obok i rzucił okiem na spokojną twarz śpiącego.
- Coś ty ze mną zrobił?