Stranger in your soul 4
Dodane przez Aquarius dnia Lutego 22 2014 09:59:07


Rozdział 4

- Wiesz, szukać kogoś, znając go tylko z opisu to coś zupełnie innego niż widzieć go… - powiedział Kels, wpatrując się w ogień.
- Bliźniaki są do siebie bardzo podobne, mimo, iż nie są tej samej płci, zauważyłeś? – rzekł Gregor.
- Zdążyłem. – odparł bez pośpiechu mag. Przez chwilę zaległa między nimi cisza.
- Masz zamiar przeszukiwać dalej te kopalnie? – dopytywał się starszy najemnik. Kels tylko wzruszył ramionami. Nie miał ochoty o tym rozmawiać.
- Nie jestem pewien.
- Panie! – usłyszeli nagle głos kaleki, którego uratowali. Na samo słowo kopalnia jego zmysł słuchu wyostrzył się niepomiernie. Skrzywił się nienaturalnie i dodał – Panie, zaniechaj tych planów! Tam się dzieje coś niedobrego!
- Kels, może powinieneś poinformować swoich przełożonych? Wyślą tu wojowników Świętego Ognia i mentalistę? – zaproponował Dorrell, obserwując całą scenę uważnie.
- To dobra myśl. – zgodził się najemnik. – Jak tylko dotrzemy do miasta poślę wiadomość do przeora. Będzie tym zainteresowany.
- Może to bracia Kristoff coś tam obudzili? To bardzo możliwe. – zastanowił się na Gregor.
- Możliwa jest jeszcze jedna opcja – rzekł tajemniczo Kels – Nie chcę jednak przedstawiać moich fantastycznych teorii, póki nie dowiemy się, co tak naprawdę się tam stało. W każdym razie chłopak miał dużo szczęścia.
- Spójrzmy prawdzie w oczy, Kels. Gdyby nie ty, już by nie żył. – wtrącił Nevis, mrużąc oczy. Kels tylko westchnął ciężko i wstał.
- Czas ruszać. – powiedział w końcu.
- Ano czas. – zgodził się Gregor, podążając za przyjacielem. Nevis chwilę jeszcze obserwował Riddocka, który słuchał szczebiotania swojej siostry bliźniaczki. Jednak jego wzrok skierowany był w stronę najemników. Obaj mężczyźni wymienili się chłodnymi spojrzeniami.
- Nevis, rusz się! – zawołała Lavena, siodłając swojego konia – Nie mamy całego dnia!

***


- Przemyślałeś już naszą propozycję? – zagadną Kels.
Archer spojrzał na niego spod oka, nie spiesząc się z odpowiedzią. Obaj jechali stępa, pozwalając koniom na większą swobodę. Drugi z uratowanych męczył rozmową Gregora, który wydawał się być prawdziwie zainteresowany wywodami tegoż człowieka.
- Tak. – odparł w końcu, kiedy to Kels zupełnie stracił nadzieję na jakąkolwiek odpowiedź.
- Więc?
- Zgadzam się. Nie mam chyba innego wyjścia. – Archer westchnął ciężko i zapatrzył się w przestrzeń przed sobą.
- Och, ależ masz! Możesz zawsze wrócić do przeszukiwania jaskiń. – próbował zażartować uzdrowiciel, ale chłopak uciszył go jednym spojrzeniem. Z natury nie był rozmowny, ani też nie cenił sobie głupich żarcików dla rozładowania atmosfery.
- Wybacz, to było nie na miejscu… - poprawił się Kels, nie bardzo wiedząc, gdzie ma spojrzeć. – Więc, Riddock… Mogę mówić ci Riddock?
- Skoro już zacząłeś.
- Powiedz mi, jakie posiadasz umiejętności? Ta wiedza będzie całkiem przydatna.
- Szkolę się w mieczu… Próbuję… To znaczy…
- Gregor jest znakomitym nauczycielem! – zachwalał mag. – Nauczył mnie tej sztuki, chociaż jak wiesz, magowie stronią od żelastwa. Pomyślałem jednak, że wszechstronne wykształcenie przysłuży mi się bardziej. Co poza mieczem?
- Poza tym… - Archer zamyślił się przez chwilę. Tak naprawdę nic nie przychodziło mu do głowy w tym momencie. Rzucił urwane spojrzenie magowi, który wyczekiwał jego odpowiedzi. – Nie wiem. – odrzekł w końcu zgodnie z prawdą.
- Cóż, w takim razie wszystko się okaże. Wiesz, w twoim wieku możesz zacząć robić wszystko.
- Nie sądzę. – odpowiedział chłopak, mocniej ściskając wodze w dłoniach.
- Wspomnisz kiedyś moje słowa, Riddock.
- Strasznie dużo gadasz. – przerwał mu chłopak.
Kels uśmiechnął się krzywo.
- To źle czy dobrze?
- Zależy jak na to popatrzeć.
- Z twojej perspektywy?
- To okropnie irytujące. – przyznał Archer, nie widząc powodu dla których miałby być nie szczery. Kels zamyślił się chwilę.
- Dobrze wiedzieć. – powiedział w końcu, postanawiając się uciszyć.

***


- Więc jak będzie, Taranis? – zagadną chłopaka Dorrell, zerkając ukradkiem na jego siostrę bliźniaczkę.
- Rozmawiałem już z waszym uzdrowicielem. – odparł wymijająco Archer.
- Możliwe. Nie wiem, co mu powiedziałeś, ale pozwól, że ci roztłumaczę. Nie musisz z nami pracować. Co więcej, ja będę ci to stanowczo odradzał.
Archer obrzucił go chłodnym spojrzeniem i nawet nie wysilił się na skomentowanie tego.
- Jak chcesz, chłopaku. – Nevis Dorrell prychnął niczym urażony kocur i udał się w sobie tylko znanym kierunku. Kyla wykorzystała ten moment i podbiegła do brata. Chwyciła jego rękę i uśmiechnęła się szeroko.
- Gregor zaproponował nam mieszkanie u siebie. Ma dwa wolne pokoje, których nie używa.
- Nie mów mi, że się na to zgodziłaś! – powiedział ze złością ciemnowłosy chłopak.
Kyla zastygła w bezruchu. Uśmiech natychmiast zniknął z jej twarzy.
- O co ci chodzi? – zapytała niepewnie.
- Nie brataj się z tymi ludźmi, siostro. To najemnicy. To słowo mówi same za siebie.
- Jesteś po prostu uprzedzony.
- A ty zbyt łatwowierna.
- Archer! – dziewczyna zawołała z nieukrywanym oburzeniem.
- Przepraszam. – chłopak objął ją lekko ramieniem. - Po prostu… ten cały Dorrell i ta dziewka. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
- Lavena jest miła. Polubisz ją, kiedy ją bliżej poznasz! – zapewniła go Kyla.
- Nie chcę jej bliżej poznawać. – wycedził przez zaciśnięte zęby jej brat.
- Kels wydaje się być dobrym człowiekiem. – Kyla dla bezpieczeństwa zmieniła temat.
- To mag, siostro.
- Widzę, że dziś wygrywasz bitwę na bezsensowne argumenty. – zaśmiała się dziewczyna. – Zgódź się, Archer. Przecież widzę, że przypadł ci do gustu ten Kels. Swoją drogą jest przystojny.
Archer poczerwieniał jak wiśnia.
- Kyla! Skończmy ten temat!
- Powiem Gregorowi, że się zgadzasz.
- Kyla! – krzyknął Archer ale dziewczyna już pobiegła w stronę grupki najemników.
Archer musiał przyznać sam przed sobą, że miał mieszane uczucia, co do zaistniałej sytuacji. Nie znał tych ludzi i nie podobało mu się, że jego siostra zbytnio im ufa. Wiedział, jak bardzo pragnęła mieć prawdziwą rodzinę, ale ten datek jałmużny nie można było nawet nazwać namiastką domu. Nie chciał litości, a już na pewno nie ze strony mężczyzny takiego jak Kels. Chłopak przeklął się pod nosem i zabrał się do rozpakowywania rzeczy po podróży.

***


Kels niedbale nabazgrał coś na pożółkłym papierze i włożył rękopis do koperty, po czym zapieczętował ją z wielką precyzją. Nevis przyglądał się temu procesowi przez chwilę, po czym ziewnął głośno, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Myślisz, że Gregor dobrze zrobił, proponując bliźniakom mieszkanie u siebie? – zapytał przyjaciela. Kels spojrzał na niego z zaintrygowaniem.
- Dlaczego pytasz?
- Sam nie wiem. Przecież Gregor nawet dobrze ich nie zna! Stwórca wie, kim mogą być te dzieciaki.
- Nie sądzę, żeby Kyla miała zamiar skrzywdzenia człowieka, którego uwielbia.
- Prócz Kyli, mamy jeszcze Riddocka, drogi Kelsie.
- Czyli to on cię tak martwi. – westchnął uzdrowiciel, czekając aż wosk, którym zapieczętował list wyschnie.
- Jest dziwny. – powiedział wprost Nevis Dorrell, poprawiając swoją znoszoną kurtkę.
- Ty także.
- Jak zwykle prawisz mi komplementy. – odgryzł się najemnik, opierając się nonszalancko o ścianę.
- Mogę z nim porozmawiać. – zaoferował w końcu Kels.
- Na Stwórcę, po co? Prawie wykrzyknął zaaferowany najemnik. Gołym okiem widać było, że nie uśmiechało mu się towarzystwo niedoszłego nieboszczyka, Riddocka Taranisa.
- W końcu ma z nami pracować! – odparł z uśmiechem uzdrowiciel.
- Kolejny nieudany pomysł. Nie wiem, co nas podkusiło, żeby się zgodzić na to! – Nevis westchnął głośno, dodając do swojej wypowiedzi dozę dramatyzmu.
- Gregor jest podekscytowany już samą myślę, że będzie miał kogo szkolić w mieczu.
Kels przywołał posłańca i wytłumaczył mu gdzie list ma być dostarczony. Usta chłopaka same uśmiechały się na widok monet, jakie zaoferował mu uzdrowiciel. Natychmiast zadeklarował gotowość do realizacji zadania i z miejsca postanowił wyruszyć do klasztoru.
- Mam nadzieję, że odpowiedź przyjdzie szybko. – zamyślił się mag.
Obaj przyjaciele rozstali się i udali się do swoich domów. Zapowiadało się na zimną noc.

***


Dwa tygodnie później mieszkańcy miasteczka przygotowywali się do corocznego festynu. Gregor zdawał się mieć największe problemy z wiecznie nieobecnym duchem Riddockiem, a Kels z niecierpliwością oczekiwał przybycia mentalisty wraz z kilkoma Wojownikami Zakonu w celu zbadania dziwnych kopalni.
Lavena wraz z Kylą wybrały się na niewielkie zakupy. Kobieta chciała się przygotować na jutrzejsze wydarzenie.
- Jutro jest festyn z okazji… sama nie wiem, co to za okazja. – powiedziała Lavena, wkładając chleb do koszyka. Kyla uważnie rozglądała się w tłumie, próbując się nie zgubić.
- Wybierasz się?
- Oczywiście! Mój mąż obiecał mi jakiś podarek.
Kyla skrzywiła się mimowolnie. Z tego, co wywnioskowała ze słów Kelsa, najemniczka i Nevis Dorrell mieli ze sobą dosyć intymną relację.
- Nie poznałam go jeszcze.
- To dlatego, że ma dużo pracy! Jutro będziesz miała okazję. Kels i mój mąż są dobrymi przyjaciółmi, więc na pewnie chętnie przyjdzie. Choćby na rozmowę z naszym magiem.
- Riddock chciał już od dawna zaopatrzyć się w nową broń. Pewnie też będzie.
- Dobrze się wam mieszka z Gregorem?
- O tak. Jest niesamowitym człowiekiem. Żałuję, że nie spotkaliśmy kogoś takiego wcześniej. Riddock wciąż nie może przyzwyczaić się do tej sytuacji. To takie frustrujące! Próbowałam z nim porozmawiać, ale to na nic się zdało. – odparła zrezygnowana dziewczyna.
- Przyzwyczai się. Myślę, że on narzeka dla czystej zasady.
- Cóż, mam nadzieję, że jest jak mówisz. Gregor jest wspaniałym człowiekiem. Jest cierpliwy, ale boję się, że nie będzie znosił jego humorów w nieskończoność.
- Może Kels powinien z nim zamienić kilka słów. Zawsze miał dobre podejście do dzieci.
- Stwórco, nie! Jeśli Riddock stwierdzi, że traktuje się go wciąż jak dziecko, będzie jeszcze gorzej. – zawołała Kyla.
Lavena zaśmiała się w głos.
- Biedny Gregor. To dlatego chodzi tak strapiony.
- Sama widzisz! Trzeba coś z tym zrobić. – zastanawiała się dziewczyna.
- Nie miej mi tego za złe, Kyla, ale zauważyłam, że twój brat patrzy na Kelsa… hm… powiedzmy, że patrzy na niego inaczej niż na wszystkich. – zaczęła ostrożnie Lavena, badając grunt.
- Co masz na myśli? – zaciekawiła się Kyla, chociaż dobrze wiedziała, do czego zmierza najemniczka.
- Nie będę owijać w bawełnę, jak to mówią Aatarczycy. Myślę, ze Kels mu się po prostu podoba. – stwierdziła bardzo pewnie starsza kobieta, uśmiechając się przy tym zadziornie.
- Co ty na to? – zapytała Kyla, zaskakując ją kompletnie.
- Nie rozumiem?
- Co ty o tym sądzisz?
- Sama nie wiem. Zastanawiam się, czy Kels to zauważył. Może powinnam z nim porozmawiać?
- Stwórco, nie mów mu niczego wprost! – poprosiła dziewczyna. Strach momentalnie wymalował się na jej ślicznej twarzy.
- Masz rację. Wybadam go taktownie i delikatnie. Od dawna nie widziałam go z nikim. Zastanawiające… - zamyśliła się przez chwilę najemniczka, a szelmowski uśmieszek nie schodził z jej ust.
- Lavena, cokolwiek planujesz, uważaj. – ostrzegła ją Kyla, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Zaufaj mi, moja droga! – ucieszyła się najemniczka i pewnym krokiem udała się w stronę stoiska z warzywami.

***


Dzień festynu wybuchł w miasteczku z samego rana. Z okolicznych wsi i mniejszych miasteczek zjechali kupcy, wioząc towar różnego kalibru. Na straganach można było kupić dosłownie wszystko – od ozdób i zastawy po zwierzęta i broń. Wszyscy zachwalali swoje wyroby, próbując przyciągnąć potencjalnego klienta.
Lavena przyglądała się karminowemu płótnu, nad którego walorami rozpływał się kupiec. Kobieta zastanawiała się, czy ten kawałek szmaty był warty takich pieniędzy. Nieopodal stał Kels, rozprawiając o czymś z jednym ze szlachciców. Niedawno przyczynił się do wyleczenia dziecka owego pana, więc ten wciąż nie mógł w odpowiedni sposób wyrazić swojej wdzięczności. Przy każdej okazji dziękował uzdrowicielowi za to, co dla niego zrobił. Kiedy tylko szlachcic się oddalił, Kels westchnął z nieukrywaną ulgą.
- On mnie nigdy nie zostawi! – powiedział, dotykając lekko karminowego materiału. – Dobra jakość. – powiedział z uznaniem.
- W rzeczy samej. – potwierdziła Lavena. – Tylko strasznie drogi! – dodała, rzucając kupcowi wymowne spojrzenie.
- Mąż łaskawej pani na pewno nie poskąpi grosza. Tak urodziwa dama powinna mieć wszystko, co najlepsze! – odparł tamten.
- To nie jest mój małżonek, panie, tylko współpracownik. – powiedziała najemniczka, opierając się o drewniany słup, jeden z wielu podtrzymujących stragan.
- Cóż… - zamyślił się głęboko kupiec. – Dama tak piękna zasługuje na mały upust ceny. – odrzekł w końcu, szczerząc się do Laveny. Ona odpowiedziała mu najsłodszym uśmiechem, jaki tylko zdołała zaprezentować.
Kels skrzywił się, ale zaraz się zreflektował. Lavena doskonale potrafiła wykorzystać swój urok.
Po nad wyraz udanych zakupach najemniczka rozglądała się ciekawie po straganach, szukając najpewniej pasującej do materiału biżuterii.
- Duży wybór, ale nie widzę nic, co mogło by mnie zadowolić! – stwierdziła z teatralnym westchnięciem. Kels zaśmiał się.
- Nie wiem, czy mówisz to poważnie… - powiedział, także rozglądając się. Nie szukał niczego szczególnego, ale festyn był dobrą okazją do obejrzenia najlepszych wyrobów tej części Imperium .
- Jak twoi wojownicy? Pojawią się?
- O tak. Dostałem list od przeora. Wysyła mi Cahana Revelina. Jest niesamowity, mówię ci. – entuzjazmował się Kels.
- Przystojny? – Lavena nie potrafiła się oprzeć.
- Muszę przyznać, że bardzo. – odparł Kels, przypominając sobie postać maga.
- Więc czemu ty i on… hmm… wiesz, o co mi chodzi, kochany. – zaciekawiła się kobieta.
- Podziwiam go. Jest zdolnym magiem i niezastąpionym towarzyszem broni, ale to wszystko.
- Cóż, może to i lepiej. Podobasz się wielu ludziom. – zagadnęła Lavena, próbując się nie uśmiechać.
- Tak, oczywiście. – zaśmiał się Kels, jak gdyby usłyszał doskonały żart.
- Kels, mój śliczny jasnowłosy, spoglądałeś kiedyś w lustro, prawda? – zapytała najemniczka, zatrzymując się nagle.
- Wartość człowieka nie leży tylko w jego wyglądzie, Lavena.
- Ale od czegoś trzeba zacząć. – stwierdziła kobieta. – Może powinieneś rozglądać się bardziej uważnie?
- Nie mów mi, że rozmawiasz teraz o Nevisie? Nie przeżyłbym tego w dobrym zdrowiu psychicznym! – lamentował uzdrowiciel. Lavena roześmiała się serdecznie.
- Masz szczęście. Nevis gustuje tylko i wyłącznie w kobietach. Z resztą to by była nieodżałowana strata dla pań, gdyby coś nagle mu się odmieniło!
- I tak nie rozumiem do czego zmierza ta rozmowa.
- Martwię się o ciebie, przyjacielu. To wszystko. – zapewniła go najszczerzej jak tylko potrafiła Lavena. – Może powinieneś pomyśleć, żeby sobie kogoś znaleźć…
- Mówisz tak, bo niedługo stuknie mi trzydziestka?
- Czasem zastanawiam się, czy nie zafałszowali ci tego aktu urodzenia, bo nie wyglądasz na swoje dwadzieścia osiem lat, słoneczko.
- Czuję się okropnie, kiedy rozmawiamy o mnie. Jestem uzdrowicielem i moja praca nie polega na wyglądaniu.
- Kels, Kels… Spójrz na ten naszyjnik! Przepiękny!

***


- Oho, nasza zguba! - zawołał jeden z braci Kristoff, Edmund, odrywając się od straganu z wisiorkami. Archer podniósł głowę znad oglądanej broni i zmierzył wzrokiem znienawidzonego mężczyznę.
- Ty parszywy szczurze! - krzyknął, podchodząc do niego. Prawa dłoń zacisnęła sie mocno na rękojeści miecza. Edmund cofnął się nieco, szarpiąc za rękaw swojego brata – Gracjana.
- Powróciłeś do świata żywych, Riddock? Reszta naszych kompanów nie miała, niestety tyle szczęścia! - lamentował Gracjan, szczerząc się jak szaleniec.
- Zostawiliście mnie, żebym tam zdechł! Chciwe skurwysyny!
- Powiedzmy sobie wprost, słodki chłopaczku, nie obchodzisz nas ani ty, ani ktokolwiek inny. Chcieliśmy łatwego zysku, to wszystko! - rzucił Gracjan, jako, że był odważniejszym z braci.
- W takim razie nic nie stoi mi na przeszkodzie, żeby was zabić. – wycedził przez zęby Archer, zgrabnym ruchem wyciągając miecz. Ostrze zabłysło tuż przed wytrzeszczonymi ze strachu oczami Edmunda. Cofnął się jeszcze bardziej, ale tym razem napotkał przeszkodę w postaci straganu.
- Po cóż ta złość, Riddock? Czy twoja śmierć zasmuciłaby kogoś? Nie sądzę. Założę się, że niejeden byłby rad, by zaopiekować się twoją śliczną siostrzyczką! - Gracjan nie byłby sobą, gdyby zabronił sobie tych złośliwych uwag.
Złość zagotowała się w młodym najemniku, odsuwając w najdalsze krańce świadomości zdrowy rozsądek. Nie czekając ani chwili dłużej chłopak ruszył przed siebie. Gracjan był przygotowany. Dwuręczna klinga zadźwięczała w spotkaniu z ostrzem Archera. Starszy z braci Kristoff był od chłopaka prawie dwa razy większy i bezdyskusyjnie silniejszy. Archer odskoczył, unikając ciosu. Miecz wbił się z hukiem w szczelinę między kamieniami, którymi wybrukowany był rynek.
- No, no, zapomniałem jaki jesteś temperamentny. Może byłby z ciebie jeszcze jakiś pożytek? Na przykład w łóżku? He? Pewnie tylko do tego się nadajesz! - Gracjan z trudem wyciągnął miecz, ledwie unikając uderzenia Archera. Zdążył jednak na wypowiedzenie tej zgryźliwej uwagi. Dokładnie wiedział, że wywoła to w chłopaku ślepą wściekłość.
- Zamknij się, suczy synu! - warknął Archer.
- Och, trafiłem w czuły punkt! Najmocniej przepraszam! - Gracjan przybrał ton klasztornej cnotki. - Nasz drogi Kels powinien był zerżnąć cię jeszcze mocniej, nie pozostawiając ci siły na takie zabawy z bronią, dziecko! - dodał ze śmiechem. Doskonale wiedział, że to najemnicy pomogli Riddockowi, a teraz Kels czekał na interwencję magów w sprawie kopalni. Nie zawahał się więc, by użyć kochanego przez wszystkich uzdrowiciela, jako kolejnego powodu do rozzłoszczenia chłopaka.
- Odpieprz się od Kelsa!
Wokół nich zaczęli zbierać się ludzie, przyciągnięci perspektywą darmowej rozrywki.
Edmund, młodszy z braci obserwował całą scenę z rozbawieniem, pomieszanym nieco ze strachem. Mały Riddock był nieobliczalny i Kristoff dziękował Stwórcy, że to nie on, a Gracjan postanowił sie z nim zmierzyć.
Archer ruszył w przód. Obrót, trafienie. Cięcie. Udało się. Gracjan zawył z bólu, chwytając się za brzuch. Rana nie była głęboka, ale wystarczająco bolesna.
- Ty mały... - zawołał ze złością i zaatakował. Archer zrobił unik, odskoczył w bok i zaraz znalazł się z tyłu starszego Kristoffa. Zamachnął sie i uderzył go płazem miecza w głowę. Mężczyzna zachwiał się i runął na ziemię. Archer uniósł wzrok na Edmunda.
- Potem to dokończę. - rzucił, dysząc ciężko. - Teraz twoja kolej. - dodał, uśmiechając się paskudnie.
Zebrany wokół tłum nagle zaczął się rozstępować. Oto, przedzierał się przez niego Gregor Tearlach, zaniepokojony nagłym poruszeniem. Widząc, co się stało, zawezwał na pomoc Stwórcę w niebiosach.
- Riddock, na wszystkich potępionych Imperium! - krzyknął z przerażeniem.
- To ścierwo żyje. - odparł chłopak, kopiąc nieprzytomnego Gracjana Kristoffa.
- Dziękuj Stwórcy! Chcesz trafić do więzienia, albo co gorsza, na stryczek?
- Wszystko mi jedno! - warknął chłopak.
- Wracamy! - zarządził Gregor. - Zajmij się bratem – dodał, zwracając się do bladego jak kreda Edmunda. Ten tylko skinął głową, nie będąc w stanie odpowiedzieć cokolwiek.
Przez całą drogę do domu obaj najemnicy nie wymienili ze sobą ani jednego słowa. Archer dokładnie wiedział, że zawiódł pokładane w nim nadzieję. Przestało go to jednak obchodzić. Bracia Kristoff go poniżyli.
Gregor otworzył drzwi, wpuszczając chłopaka do środka. Archer wszedł, nie racząc starszego najemnika nawet jednym spojrzeniem. Wściekłość pulsowała mu w skroniach, przynosząc ze sobą tępy ból. Chciał ich zabić. Bardzo tego pragnął, ale teraz zdał sobie sprawę, że to niczego nie załatwia. Czułby się tak samo, tak jak teraz.
- Co w ciebie wstąpiło, dziecko? - zapytał łagodnie Gregor, siadając na fotelu. Archer pokręcił tylko głową, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Czasem czuł się po prostu, jak zagubione dziecko, które nie potrafi poradzić sobie z własnymi uczuciami, bo nie umie ich nazwać. Są obce, wypełniają go, ale on ich nie poznaje.
- Wiem, jak to jest, kiedy ludzie cię zawiodą. Ci, którym ufasz, albo co gorsza, ci których kochasz, ci, którzy mieli ciebie kochać. Nie chcę tu moralizować, synu, bo wiem, że nie tego szukasz. Po prostu chcę powiedzieć, że działanie pod wpływem zdradzieckich emocji cię zgubi. Wiesz, jak to jest, zaczynać życie od nowa? Cholernie ciężko, Riddock. Ale powiem ci jedno – ja w ciebie wierzę. Jesteś silny, synu.
Archer wbił w osobę Gregora ciemnobrązowe spojrzenie.
- Dlaczego mnie tak nazwałeś?
Gregor Tearlach, pięćdziesięciokilkuletni były żołnierz Imperium, tylko się uśmiechnął.