część 9 - Mała dziewczynka
Mężczyzna przystanął, patrząc na niego z lekkim powątpiewaniem. Nie mógł pojąć, czego właściwie się od niego oczekuje. Wyznania uczuć?
- Nie rozumiem... Czego ty ode mnie chcesz. Nie jestem fajnym facetem. Jest wielu innych, którzy wiele by dali by się z tobą przespać. Serio. Pomyśl o tym.
- Znaczy... jakbyś wrócił wcześniej, znając moje uczucia, to... to coś byś zrobił z tym? A teraz... a teraz nie ma to już znaczenia? Jak teraz wiesz? - Przeczesał włosy drżącymi palcami, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Uspokój się, do jasnej cholery. Jeszcze chwila i się porzygam z nerwów. Co ja w ogóle robię?
Miłko potarł palcami kąciki oczu, czując że jeszcze chwila i wybuchnie. Zbyt dużo złych i niespodziewanych rzeczy działo się w jego życiu przez ostatnie miesiące, by potrafił to wszystko ogarnąć. Zastanawiał się chwilę, co też ma mu powiedzieć, żeby było dobrze, żeby to było w porządku i nie było dla niego krzywdzące. Nie potrafił jednak znaleźć odpowiednich słów. Usiadł w końcu z rezygnacją na łóżku i złapał Mikołajową rękę w geście pocieszenia.
- Cholernie mi przykro, Mikołaj. Naprawdę, bardzo mi przykro, że tak się stało. Bardzo cię lubię, ale... chyba nie na to liczysz.
Nie wiem na co liczę, ale nie chcę, abyś wyszedł... Mikołaj zaczerpnął wolno powietrza, chcąc w chaosie własnych myśli odnaleźć tę jedną, która pomoże mu uporządkować to wszystko. Nie był jednak w stanie dokonać tego, rozpraszany bliskością mężczyzny, zapachem zimy zza okna, która skryła się w zakamarkach jego bluzy, zmieszana z wonią ciepłego ciała. Chciał na powrót poczuć to co przeżył wieczorem, całując Miłka, zachłannie go pragnąc całym sobą. Nie musiał długo czekać, kiedy obrazy tamtej chwili rozbudziły go, nabierając intensywności dzięki mężczyźnie obok.
- Kochaj się ze mną... - szepnął, spoglądając na niego z podnieceniem i już dotykając go po odsłoniętej szyi, wędrując palcami na kark. Nachylił się i pocałował w usta. - Chcę cię, jeszcze bardziej niż wczoraj... - Czuł się zawstydzony, mówiąc o tym na głos.
Miłko nie odpowiedział, pocałował go za to mocno, zdecydowanie, ściskając dłonią jego kark. Co mógł w sumie dodać? Seks był fajny, i mimo że nie brakowało mu go ostatnimi miesiącami, z Mikołajem jednak to było co innego. Mikołaj był chłopakiem. Mężczyzna chciał już wyjść, pójść do domu, zająć się swoimi sprawami, którymi kiedyś przecież zająć się musiał, poszukać pracy, rozgościć się na nowo w swoim starym mieszkaniu, w którym nie było obecnie niczego prócz brzęczącej lodówki. Nawet kot siedział jeszcze u matki. Jak mógłby jednak odmówić tak gorącej prośbie?
Mikołaj był stale tym młodym chłopakiem o apetycznej, proporcjonalnej sylwetce, o różowej skórze upstrzonej gęsto cętkami piegów, z meszkiem rdzawych włosów w tych intymnych załamaniach ciała, gdzie Miłkowi było najspieszniej. Podobał mu się taki, podobała mu się jego niepewność i delikatny opór, który czuł kiedy zwarli się w końcu nago w pościeli, całując się gwałtownie. Podobała mu się w końcu zupełna uległość, jaką potrafił okazać Mikołaj, bierne oczekiwanie na spełnienie, co zdawało się być tak niewinnym i zarazem podniecającym.
- Mam ochotę cię przelecieć - szepnął mu do ucha, dotykając wargami. Mikołaj leżał pod nim biernie, podniecony i wrażliwy na każdy dotyk, zmuszony do przyjmowania pocałunków na swojej szyi i szczęce. Miłko wsunął mu do ucha wilgotny, śliski język, jasno sugerując, co chciałby z nim zrobić. - Chciałbyś spróbować?
- Rany... Mhm - sapnął Mikołaj, zaciskając palce na ramionach mężczyzny i nie zastanawiając się ani chwili dłużej nad odpowiedzią. Koniecznie chciał to z nim przeżyć, bez znaczenia czy będzie to pierwsze i zarazem ostatnie ich zbliżenie.
Mikołaj był wszystkim, czego mógł pożądać. Nie wiedział, czy silniejsze jest napięcie, które czuł, czy może chęć zaopiekowania się kimś, kto zdany jest zupełnie na jego wolę i godzi się z tym, zgadza mu się oddać.
W portfelu miał jedną, zapasową prezerwatywę, i wygrzebując ją poczuł się przez chwilę jak nastolatek mający zainicjować swoją pierwszą dziewczynę. Mikołaj leżał na plecach i masturbował się powoli, czekał na niego, i Miłko poczuł jak podpływa mu do ust dawno niesmakowana niechęć, zniechęcenie do własnego ciała, zniechęcenie do samego aktu, mimo że od tak dawna tego nie czuł. Nie chciał go krzywdzić i tłumaczył sobie, że przecież nic złego się nie stanie, że tego potrzebuje, że obaj tego potrzebują i wszystko jest w porządku, nikomu nie dzieje się nic złego.
Twarz Mikołaja wyrażała chyba całą niepewność i lęk, jaki mógł czuć, i było to dla Miłka pokrzepiające. Zawsze było mu lepiej, kiedy mógł przyjąć rolę opiekuna.
- Wszystko będzie w porządku. Polubisz to - powiedział, przytulając go od tyłu i napierając na niego swoimi długimi, kościstymi palcami. - Tylko się odpręż... i mi zaufaj. Zrelaksuj się - wyszeptał mu na ucho, mimowolnie budując atmosferę bliskości i intymności, masując go dłonią i już po chwili zastępując ją własnym penisem. Chłopak spiął się momentalnie, ale Miłkowi nie brakowało cierpliwości. Stopniował delikatny napór, nie licząc pocałunków składanych na ramieniu i karku Mikołaja. Drążył go powoli, z anielskim opanowaniem, zatapiając się w kołyszącej przyjemności i przytulając go do siebie. Chyba nigdy wcześniej nie starał się być dla niego tak czuły.
Chłopak zacisnął drżące palce na prześcieradle, oddychając nierównomiernie. Odczuwał ból z każdym ruchem penisa w sobie, lecz nie było on na tyle uciążliwy, żeby myślał o przerwaniu stosunku. Jedynie dyskomfort oraz nieznane jak do tej pory uczucie rozpierania nie pozwalało mu całkowicie się zrelaksować. Nie umiał pohamować entuzjazmu związanego z tą chwilą, a zarazem wstydu, że uprawia seks w mieszkaniu rodziców. Zdążył się przyzwyczaić, że to skrzywienie może nigdy go nie opuścić, zwracanie uwagi na zdanie najbliższych. Teraz jednak czuł się egoistą i było mu z tym dobrze. Chciał oddać się mężczyźnie, którego kochał, mimo że wydawało mu się to idiotyczne i żenujące. Brzmiało romantycznie i dziewczęco, czyli tandetnie. Ale był to jego romantyzm.
Złapał mężczyznę za dłoń, pozwalając sobie na parę niestosownych jęków w poduszkę. Niezmiernie podniecało go to, co robił z nim Miłko, jak go całował i dotykał. Nawet wilgoć żelu na udach wydawała się częścią tej intymności, jaką Mikołaj się zadurzał. Szarpnął biodrami, sapnął głucho, ocierając się o ciało za nim, porażony dogłębnie tym, co przeżywał. Tego właśnie brak odczuwał przez ostatnie dwa lata, mimo że usilnie próbował sobie wmówić, że jest inaczej. I jeszcze raz, dosłownie przekonywał się, że jedynie obcując z mężczyzną jest w stanie otrzymać to, czego oczekiwał od seksu. W pocałunkach, dotyku, żarze ciała odkrywał przejmującą zachłanność, która pochłaniała go skutecznie.
Miłko przytulił twarz do jego karku i westchnął głęboko, zachwycony uległością chłopaka, całą jego subtelną wokalistyką, nerwowym drżeniem dłoni, zapachem jego ciała. Było w jego zachowaniu coś odmiennego, zniknęła gdzieś oschłość i surowość, zastąpiona namiętnością i opiekuńczością. W tej chwili nie był już facetem, który wymaga i warczy, był czułym kochankiem. Ścisnął go mocniej ramieniem, pozwalając sobie na kilka nierównych, gwałtownych pchnięć i dochodząc w nim, w prezerwatywie, dysząc ciężko po tak długim, powolnym seksie. Nawet nie przypuszczał, że tak go to zmęczy. Otarł z czoła krople potu, pomógł Mikołajowi masturbować się do szybkiego, gorączkowego końca, i nie przestawał przytulać go później, czując całym sobą jak bardzo jest teraz za niego odpowiedzialny.
- Ja też... za tobą tęskniłem - powiedział, kiedy uspokoiły się już ich oddechy i leżeli po prostu ściśnięci obok siebie na wąskim łóżku, a Mikołaj bawił się bezmyślnie jego palcami i grzał przyjemnie jego tors i uda.
Szeroki uśmiech pojawił się na ustach chłopaka, zastępując zaskoczenie, które pojawiło się tam wcześniej. Parę słów od tej konkretnej osoby i Mikołajowi zdawało się, że nabiera życiodajnych sił. Bosz... ty chyba sobie nie zdajesz sprawy, jaką masz nade mną władzę. Spojrzał na zmęczone oczy mężczyzny, pozwalając sobie na krótki pocałunek w rozchylone wargi.
- Wiedziałem... - powiedział radośnie, upojony ich bliskością, bezruchem otoczenia. Może teraz? Skoro jest częściowo mój, w mojej pościeli, mieszkaniu... Oblizał dolną wargę, ściskając dłoń Miłka. - Może... spróbujemy być razem? Jest nam dobrze w łóżku... - Nie, nie myśl Mikołaj, że zachowujesz się dziwacznie. Chociaż to najbardziej stresujące wyznanie, kiedy chce poprosić kogoś o chodzenie! - Nic nie tracisz... a przecież spróbować możemy.
Miłko roześmiał się cicho, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Poczochrał chłopaka po włosach, samemu wyglądając na bardzo rozbawionego.
- Przecież mnie znasz. Nie nadaję się na partnera. To nie jest to, czego potrzebujesz, dzieciaku.
- Nie znam cię... pod tym kątem, a właśnie chcę poznać, bardzo. Dla mnie jesteś... no idealny. Tak, chyba zaczynam ci słodzić... jeee.
- Tak? To jaki jeszcze jestem? No posłódź mi trochę, chętnie posłucham - zaśmiał się całkiem pogodnie, głaszcząc palcami tors chłopaka.
- Taa jasne, i będziesz się brechtać jaki ze mnie romantyk.
- No powiedz, chcę posłuchać. Mam silne dłonie i piękne oczy? I czujesz się przy mnie jak mała dziewczynka? - zażartował, parskając śmiechem. To całe zakochanie Mikołaja, w które swoją drogą nie do końca wierzył, w jakiś sposób go bawiło, a jednocześnie pochlebiało mu bardzo.
- O tak, jasne, chciałbyś, żeby leciała na ciebie gorąca piętnastka - burknął Mikołaj, z zadowoleniem przyglądając się jego radości. - Lubię jak się uśmiechasz, i te twoje kpiarskie żarciki. Nawet to jak jesteś czasem zły, to jest podniecające. Nie śmiej się noo... - Był pewny, że cały jest czerwony, ale poczuł się pewniejszy, kiedy mógł oglądać mężczyznę w takim stanie i to dzięki niemu.
- Nie wiem Mikołaj, co mam ci powiedzieć. Pochlebiasz mi bardzo, ale... wiem, że to nie będzie dobre. Zawiedziesz się. Poparzysz. Jestem przekonany, że będziesz cierpiał. Ja już się raczej nie zmienię, a ty potrzebujesz partnera, opiekuna... A nie takiego chuja, jak ja - wyrzucił z siebie z lekkim, leniwym uśmiechem, mimo że wcale do śmiechu mu nie było.
- Ale ja już wolę cierpieć z tobą, niż bez ciebie - mruknął Mikołaj, zaskoczony że taka deklaracja przyszła tak łatwo. Ogarniał go niepokój na myśl, że mężczyzna zaraz wyjdzie, a on zostanie sam.
- Mam tendencję do krzywdzenia ludzi, którym na mnie zależy. Jakąś skazę w tym kierunku. Podoba ci się taka patologia? Na to właśnie masz ochotę?
- To dlatego wróciłeś? Miałeś... tam kogoś?
- Nie, nie dlatego wróciłem. Wróciłem, bo jestem nieodpowiedzialnym człowiekiem. Ale miałem kogoś. I ktoś teraz przeze mnie cierpi.
- Nie kochałeś tej osoby?
- Nie. Ale ona kochała mnie. Wiedziałem o tym, i nic nie zrobiłem. Smutne, prawda? - zironizował, odsuwając się odrobinę od Mikołaja by móc swobodnie położyć się na plecach. Podłożył sobie ramię pod głowę, zagapiając się w sufit w zamyśleniu.
- No ale... teraz możesz coś zrobić. - Chłopak ułożył się obok niego, obejmując jego ramię. Nie miał pojęcia, jak się odnaleźć w tej sytuacji. Czuł, że mężczyzna znowu się od niego oddala.
- Mam jej wysłać smsa z przeprosinami? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Daruj, Mikołaj. - Miłko westchnął zniechęcony. Chłopak tulił się do niego jak kocię i wyjątkowo nie miał nic przeciwko temu.
Raczej chodziło mi o mnie... Nieważne. Mikołaj przymknął powieki, dotykając wargami skóry na ramieniu mężczyzny.
- Za co masz ją przepraszać? Nie ma twojej winy w tym, że jej nie kochałeś.
- Serio chcesz słuchać tego love story? To nie jest nic... przyjemnego - odparł zaskakująco smutno, wyjmując ramię spod jego głowy i przygarniając chłopaka do swojej piersi.
- Możesz powiedzieć mi wszystko - zapewnił Mikołaj, wzdychając cicho. Sam nie rozpoznawał siebie.
- Poznaliśmy się zaraz po moim przyjeździe. Była... jest kilka lat ode mnie starsza. Od razu... przypadliśmy sobie do gustu. Marina, pewnie ze względu na swój wiek, bardzo chciała zostać matką. Ja też chciałem mieć już dzieci. Mój ojciec planował już dla nas wielkie wesele, pisał do krewnych, jakieś różne bzdury, o których nie mam pojęcia. Może dlatego, że jest prawosławny, nie znam się na tym? Po roku... bezowocnych prób stwierdziliśmy, że coś jest nie w porządku. Zdrowi ludzie dawno już doczekaliby się dziecka. Ale nie my. Pojechaliśmy do lekarza, jednego, drugiego, trzeciego... I każdy mówił to samo. Że nic z tego nie będzie. Że nie ma możliwości... żebym kiedykolwiek miał dzieci. Rozumiesz? Nigdy nie będę miał swoich dzieci. Nigdy - zakończył spokojnie, mimo że w środku gotowało mu się z nerwów. Przywykł już jednak do tej myśli, nie emocjonował się już tym tak bardzo jak na początku, ale gorycz, która z tego płynęła była niemożliwa do zniesienia. Leżał więc sztywno, zaciskając usta, naraz nieczuły na słodkie buziaki, jakimi raczył go Mikołaj.
Ustały one jednak, kiedy skończył mówić, a chłopak poruszył się na jego torsie niespokojnie. Zapanowała cisza. Mikołaj próbował pojąć ogrom tego, co zostało mu przekazane, ale czuł, że nie do końca może być świadom tego, co przeżywa mężczyzna. Ścisnął go w jakimś żałosnym geście współczucia, nie mogąc odnaleźć słów, które mogłyby paść po tym wszystkim i nie zabrzmieć banalnie.
- Mówisz tak spokojnie o tym... - zauważył, łącząc sobie w jedną całość zachowanie mężczyzny, odnajdując ten jeden element, który tłumaczył wszystko.
- A co mam zrobić? Płakać? - warknął, momentalnie się irytując. - Jestem kurwa bezpłodny. Nie mogę zrobić nawet pierdolonego dziecka. Nie masz pojęcia... Nie masz, kurwa, pojęcia jak mnie to boli - westchnął, przecierając zmęczone oczy dłonią. - Kiedy to się wydało... Nie umiałem być z nią dalej. Oszukiwać się, że to nic nie znaczy. Prosiła mnie, żebym został mimo to, że adoptujemy sobie dziecko, że możemy stworzyć rodzinę i inne takie brednie, których nie chciało mi się słuchać. Ojciec mnie za to zrozumiał. No i co... No i jestem, proszę Mikołaj, cały twój - zadrwił zimno, zaciskając wargi w wąską, nerwową linię.
Mikołaj zamknął oczy, a serce zabiło mu z poruszenia jakie wywołało w nim zdenerwowanie mężczyzny.
- Masz rację... nie mam pojęcia co czujesz i co przeżywasz - odparł spokojnie, długo się namyślając nad odpowiedzią na ten wybuch.
- Puść mnie. Muszę zapalić - mruknął pod nosem, podnosząc się z łóżka i bez słowa zaczynając wciągać na siebie ubrania. Nawet nie spojrzał na Mikołaja, zły, nabuzowany i wściekły. Chłopak usłyszał, jak zakłada kurtkę i buty, a trzaśnięcie frontowych drzwi oznajmiło mu, że Miłko wyszedł z mieszkania.
Leżał dłuższą chwilę w pościeli, nie mając sił się ruszyć. Każda czynność wydawała mu się w tym wypadku nie na miejscu. Co ja w ogóle powinienem zrobić? Zastanawiał się, zagarniając dłońmi prześcieradło, na którym jeszcze chwile temu leżał Miłko. Wiedział, że cokolwiek by nie uczynił nie zmniejszy to bólu mężczyzny. Może wcale nie mam takiej siły? Może jakby był Kuba... Chociaż... to tylko pogłębiłoby w nim myśl o utracie możliwości bycia ojcem. Czemu on? Westchnął ciężko, będąc pewnym, że właśnie to może go odgrodzić od Miłka, a z drugiej strony gdyby nie to, w ogóle by go tu nie było. Nie wróciłby do Polski.
- To wcale nie jest zabawne - spuścił wzrok, zdając sobie sprawę z nikłej radości, że ma go tutaj przy sobie, zranionego, pełnego cierpienia, ale przy sobie. - Cholerny, pieprzony egoista z ciebie Mikołaj... - sapnął z wyrzutem, ukrywając twarz w poduszce. - … ale jest i wrócił.
Podniósł się, po dłuższej chwili bezowocnego wpatrywania się w przestrzeń, myślami będąc nadal wokół ukochanego. Skrzywił się i cicho przeklnął, dopiero teraz odczuwając skutki zgody na seks. Nie żałował, lecz nie spodziewał się takich nieprzyjemności. Chcąc wykorzystać moment, że jest sam zdecydował się wziąć prysznic, próbując mentalnie zaakceptować tą zmianę w swoim życiu seksualnym.
- Nie chcę o tym myśleć... to moje życie, no - wymamrotał do siebie, poddając się ciepłemu strumieniowi wody, chcąc skierować myśli na to, ile przyjemności dostał z tego nowego doznania. Wciąż jednak pchały mu się rozmyślenia na temat rodziców. Sam przyznał w duchu, że przez nieobecność Miłka odkrywanie własnego biseksualizmu w dość dużym stopniu ustało. Nie ukrywał, było to męczące, lecz skoro nie miał z kim tego robić, spróbował się skupić na dziewczynach. A dziś właśnie na nowo wkroczył na stare tory. - I tak... bez znaczenia. - Woda ciurkiem spłynęła po rozchylonych wargach, a on zlizał ją, przeczesując zlepione włosy. - On nic nie zacznie nowego, za bardzo cierpi... - wymamrotał, obmywając twarz, to znowu wodząc spojrzeniem po zaczerwienieniach na skórze, będących dziełem Miłka. Nikły żar podniecenia liznął mu wnętrzności. Moja miłość... jego cierpienie, to się nie mierzy nawet w tych samych proporcjach. Znowu odejdzie...
Miłko sterczał pod blokiem dobre dziesięć minut, paląc powoli i pozwalając by zimno przejęło od niego całe zdenerwowanie. Nie było jeszcze nawet południa, a on zdążył już doświadczyć tylu silnych emocji, że sam sobie prorokował rychłe osiwienie. Dłonie zgrabiały mu silnie nim wypalił papierosa i zdecydował się wrócić do mieszkania, do Mikołaja, chłopaka którego nie poznawał, który różnił się niesamowicie od Mikołaja znanemu mu wcześniej. Z łazienki doleciał go szum wody, i nie myśląc wiele nacisnął klamkę, by sprawdzić, czy drzwi są otwarte. Były.
Rozebrał się powoli zupełnie do naga, nagle czując, jak potrzebny jest mu prysznic. Mikołaj stał tyłem, prezentując mu swoją sylwetkę przez szybę prysznica zroszoną wodą, swoje zaczerwienione plecy i pośladki, szerokie ramiona i przyjemnie wąskie biodra, szczupłe, długie uda. Rozchylił drzwi do kabiny, naraz czując się jak ostatni idiota. Nie powinien tego robić. To, co robił było przecież bardzo nie w porządku.
- Mogę wykąpać się z tobą? - spytał, wsuwając się do środka i zasuwając za sobą drzwi. Prysznic stał się nagle przyjemnie ciasnym, intymnym miejscem dla dwojga. - Przepraszam. Ostrzegałem cię, że jestem chujem.
I nie poczekał na pozwolenie, co za drań. Mikołaj uśmiechnął się lekko, z zażenowaniem zauważając, że jedno słowo mężczyzny i potrafił zapomnieć o tej złości, którą na niego zrzucił. Tak, miłość jest zjebana, gorsza od najmocniejszego zielska. Bez pytania przysunął się do Miłka i objął go, przytulając policzek do bladej skóry na jego torsie. Ogrzał ją ciepłym oddechem, czując jaka jest chłodna w dotyku.
- Nie masz za co, nie możesz przepraszać za to, co cię spotkało... - Uniósł głowę i spojrzał na niego, zaskoczony, że zapomniał jaki Miłko jest wysoki. Szczupły i wysoki, ale seksowny.
Miłko przytulił go do siebie lekko, pozwalając chłopakowi cieszyć się ich bliskością dłuższą chwilę, na zasadzie zadośćuczynienia i rekompensaty. Był zły na siebie za swój wybuch, za swoją nieudolność, nawet za chorobę, która uczyniła go bezpłodnym. Jeśli ktokolwiek był tu czemuś winien, był to on sam. Cichy głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że powinien w końcu nauczyć się wybaczać i pozwolić życiu biec dalej, ale nie był pewien, czy nie jest to wyłącznie kwestia uroku chwili, gorącej pary, która ich otaczała, cytrusowego zapachu żelu pod prysznic, kojącego szumu wody.
- Czujesz się dobrze? Nie zrobiłem ci krzywdy? - spytał miękko, ponownie wchodząc w rolę troskliwego opiekuna. Tak gładko, jakby miał kilka obliczy, pomiędzy którymi mógł wybierać.
- Jest dobrze - zaśmiał się chłopak, gładząc go po plecach. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że jakimś cudem ich wspólny czas ponownie się wydłuży i tym razem Miłko nie wyjdzie po kąpieli, jak wydawało się Mikołajowi. Dwa razy już był pewien, że właśnie doszli do końca, że zaraz znowu zostanie sam. Może i tym razem będzie inaczej. Cały dzień razem, duuuże marzenie.
- Tak? Podobało ci się? - dopytał, mimo wszystko ciągle głęboko wątpiąc w swoje umiejętności oraz w to, czy aby na pewno nie skrzywdził partnera. Było to jego zmorą i obsesją, i nie raz już powodowało, że rezygnował ze stosunku. Ciężko było mu uwierzyć, że komuś może być z nim w ten sposób przyjemnie. Wiązało się to ściśle z pewnym zdarzeniem z czasów młodości, wymazanym niemal z pamięci, a mimo to wciąż mającym na niego silny wpływ. Wiecznie bał się, że znowu zrobi komuś krzywdę, zupełnie nieumyślnie. - Chciałbym, żebyś usiadł na mnie. Żebyś mnie... ujeżdżał - powiedział mu przy uchu, mimowolnie podniecając się tą wizją. Pogłaskał go delikatnie po pośladkach, szorstkimi, spracowanymi dłońmi, wyobrażając sobie, że znajdują się już w Mikołajowym łóżku, i że chłopak robi wszystko, by go zadowolić. - Niekoniecznie dziś... ale moglibyśmy spróbować.
Zauważył jak rumieniec na twarzy chłopaka pogłębia się, a on sam na moment spuszcza wzrok uśmiechając się delikatnie.
- Yhm... - zgodził się nieśmiało, również szybko stwarzając sobie tą scenę w głowie. Przyjemny ból zagościł mu pośród klatki piersiowej. - Znaczy... przyjdziesz może jutro?
- A nie musisz czasem uczyć się do egzaminu? - spytał mężczyzna z odrobiną przekory, sięgając po żel i zaczynając masować plecy Mikołaja. Było to bardzo przyjemne doznanie śliskiej piany na miękkiej, rozgrzanej skórze. - Nie wybieram się na razie nigdzie, a skoro mamy... być ze sobą, to myślę, że okazji będzie wystarczająco.
Mikołaj właśnie miał wspomnieć o odległym jak na jego gust terminie ostatniego egzaminu, który przypadał za pięć dni, ale nie udało mu się to, całkowicie poruszony tym, co usłyszał. O kurwa! Otworzył szeroko oczy i wstrzymał oddech, na chwilę zamierając w objęciach już nie kochanka, a partnera. Mój facet! Jest moim facetem... Zgodził się! A ja to przeżywam jak siksa. Oby Wojtek nigdy nie dowiedział się jaką miałem minę!
- Oo... jej - wykrztusił i w końcu poruszył się, mocniej obejmując Miłka, nie mając pojęcia jak rozładować nadmiar emocji, które zostały mu wtłoczone parę sekund temu. - O kurwa... no normalnie jestem tak... szczęśliwy, że myli mi się język. Pf! Słowa mi się mylą, rany...
Miłko zrobił pobłażliwą minę, nie potrafił jednak powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. Entuzjazm chłopaka był niesamowity i dosyć zabawny.
- Spokojnie dzieciaku... Po prostu spróbujemy, czy nam... się uda - powiedział powoli, nachylając się do delikatnego pocałunku i pozwalając Mikołajowi rozpływać się z radości przy sobie.