Kawa i grafit 7
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 25 2014 10:25:48


Rozdział 7 - Gra o prawdę


- W sumie to chciałem spytać… Czy może Miłko jest w domu? - spytał niepewnie Mikołaj, nie mając pomysłu, jak otrzymać informacje o mężczyźnie, przy okazji nie wzbudzając podejrzeń co do rodzaju ich znajomości. Sam nie wiedział czemu w ogóle przyszedł do matki Miłka, skąd potrzeba natychmiastowego dowiedzenia się, czy z mężczyzną wszystko w porządku. Już dobre parę dni niepokój trawił go od środka, a głucha cisza była jedyną odpowiedzią na smsy chłopaka, wysyłane do Miłka. Martwił się, a zarazem nie potrafił znieść milczenia, jak znaku nieoczekiwanych zmian, który pojawił się pamiętnego wieczoru. Przełomowego wieczoru.
- Nie, nie ma go. Wejdź na chwilę, usiądź. Może ja będę mogła ci jakoś pomóc? - odparła Albena, wycierając dłonie w kuchenną ściereczkę.
Z pewnym wahaniem Mikołaj dał zaprosić się do środka.
- Po prostu ostatnio… Coś się nie odzywa, więc myślałem, że może tu jest - wyjaśnił pokrętnie, wchodząc do mieszkania z lekkim ociąganiem.
- Nadal udziela ci korepetycji? To miłe. Chcesz może herbatki?
- Tak, poproszę. No Miłko mi nieco pomaga. Poprawiam maturę - skłamał, chociaż niechętnie. - No i zastanawiałem, się czy wszystko u niego OK, bo się nie odzywa… jakoś tak długo.
- Ojej… Będziesz chyba musiał znaleźć sobie nowego korepetytora. Miłko wyjechał… na jakiś czas. Nie wspominał ci o tym? - Kobieta zerknęła na niego zmartwionym wzrokiem. Jej podobieństwo do Miłka było uderzające.
- Wyjechał? - Mikołaj z niedowierzaniem spojrzał na nią, do końca nieprzekonany odnośnie tego, co usłyszał. Totalnie nie pasowało mu to do tego wszystkiego, co się wydarzyło między nim, a Miłkiem. Bo czemu wyjechał? Przez niego? - Nie wróci?
- Wróci… To znaczy, nie wiem. Myślę, że wróci w końcu. Ale nie wiem kiedy. Nie wiem na jak długo wyjechał. Wątpię, żeby zdążył przygotować cię do matury, kochanie.
Kiwnął odruchowo głową, nie mając pojęcia jak sobie poradzić z tą informacją. Sparaliżowało go to, a zarazem wewnętrznie poruszyło. Najwidoczniej takiego obrotu sprawy nie spodziewał się kompletnie. Na pewno musiało chodzić o to, co się stało tamtego wieczora. Bo tak bez słowa wyjechać? Musiało to coś znaczyć. Musiało.
Zacisnął palce, uśmiechnął się blado. Pieprzone kłamstwo. Nie wyjechał. Nie mógł.
- Dobrze, ja już jednak pójdę. - Podniósł się z siedzenia, czując jak kwas nieprzyjemnie podchodzi mu do gardła, a ciało obejmuje chłód paraliżu.
- Coś się stało? Wyglądasz jakoś niewyraźnie Mikołaj. Usiądź, zaraz przyjdzie Wojtek, poszedł tylko do sklepu. Powiedz mi kochanie, może pomogę. - zatroskała się zupełnie kobieta, siadając na taborecie po drugiej stronie maleńkiego, kuchennego stołu.
- No bo ja i Miłko…przyjaźniliśmy się. I tak… Nie mogę zrozumieć, że no… Nic mi nie powiedział, że wyjeżdża. Zniknął, ot tak, po prostu… Po prostu zniknął - powiedział, ostrożnie dobierając słowa, a zarazem próbując pohamować zdenerwowanie i własne wnioski na temat powodu wyjazdu mężczyzny.
- Przyjaźniliście się? Myślałam, że … przyjaźnisz się z Wojtkiem. Przepraszam, nie wiedziałam… Przykro mi, że tak wyszło. Na pewno nie chciał źle. Wyjechał dosyć… nagle.
- Z Wojtkiem też, po prostu z Miłkiem również złapałem… kontakt. - Ale z nim to chyba czas przeszły, pomyślał Mikołaj, patrząc na swoje palce i czując gorzki posmak w ustach. - A gdzie wyjechał?
- Umm… Nie wiem dokładnie. Nie mówił mi wiele na ten temat. Wyglądasz na bardzo… zasmuconego. Chciałeś coś od Miłka? Jeśli zostawiłeś coś u niego, to mogę po to jechać. Mam klucze.
- Nie, nie… Ja serio już pójdę. Odezwę się do Wojtka później. - Tyle myśli przelatywało Mikołajowi przez głowę, że nie umiał ich pochwycić. Coś było nie tak z tym wszystkim. Bo czego się spodziewał? Jakiejś zmiany?
- Mam mu coś przekazać, gdyby się odezwał? Nie smuć się, myślę że wróci za… jakiś czas.
Co mnie to obchodzi, czy wróci? Boże, mam tego dość.
- Nie.. nie wiem. Nie ma znaczenia. Jakby chciał, to po prostu zna mój numer. - Wzruszył bezradnie ramionami.
- Mmm… dobrze. Słyszę, że Wojtek wrócił. Zostań na obiedzie, Mikołaj. Dobrze ci zrobi. Mizernie wyglądasz, kochanie.
- Nie, dziękuję. Jadłem już w domu - podziękował grzecznie, doskonale wiedząc, że nic by teraz nie przełknął. Żałował nawet, że nie zdążył wyjść nim wrócił Wojtek. Nie miał ochoty teraz z nim rozmawiać, a jedynie pójść zapalić i gdzieś się schować.

***


- Jeeeezu stary. Coś taki przyje… przybity? - wydarł się Wojtek, jak zwykle ekspresyjny w swojej naturze. Siatka z wiktuałami latała na prawo i lewo, kiedy zdejmował buty i próbował rozebrać się z kurtki. Zwykle robił kilka rzeczy na raz, nie przestając się przy tym szaleńczo uśmiechać.
- Co? Nic, łeb mnie coś boli, ot co. A ty gdzie się szwendasz?
- No byłem w Empiku po bilety na Ostrego, idziemy z Sandrą w październiku. Jakbyś chciał, to są jeszcze, po sześć dyszek. No a potem wiesz, jakieś mleczko i jajeczko dla matuli. Fajnie się z matulą gadało? Wyglądasz jakby cię coś rozdupczyło na płasko.
- O tak, może to cholerne przeziębienie wróciło i tak chujowo się czuję. Twoja mama zawsze jest spoko. Chociaż nie wyrabiam z tym per „kochanie” hehe. - Mikołaj uśmiechnął się, chociaż przyszło mu to z trudem. - Powiedziała mi, że Miłko wyjechał.
- Ano wyjechał. Już parę tygodni temu w sumie. Chuj jebany. Nic mi nie powiedział, że jedzie. Gdzieś kurwa jedzie, nawet nie wiem gdzie.
- I nie wiesz czemu wyjechał?
- Nie mam, kurwa, pojęcia. Źle mu się siedziało na dupie. Zresztą to nie pierwszy raz go gdzieś nosi, ale kurwa powiedzieć bratu gdzie, to już za trudno. Myśli skurwiel, że jest sam na świecie. Czekaj, muszę matce zanieść zakupy.
- Już mu się zdarzało takie znikanie? - zainteresował się Mikołaj, siadając na brzegu niezasłanego łóżka, kiedy Wojtek wrócił do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
- Taa, miał wcześniej takie epizody. Nigdy się, kurwa, nie tłumaczył. Wychodził z chaty i nara. A potem się dziwił, że ktoś się o niego martwi. Chuj z nim, niech wypierdala i nie wraca. Zawsze mi musi ciśnienie podnieść. A ty co się tak wypytujesz? Tacy kumple się zrobiliście, że o ja pierdole.
- Pytam się, bo jestem ciekawy, nie unoś się jak laska, ok? - Nowe informacje wcale nie polepszyły stanu Mikołaja. Kurwa, czemu inny powód wyjazdu niż ja też mnie tak dobija? - Muszę zapalić.
- Widziałem was w parku. Z Kubą.
Mikołajowi skoczyło ciśnienie. Był pewny, że zrobił się czerwony. Wsunął dłonie w kieszenie spodni, wzruszając ramionami. Ze wszystkich sił próbował wyglądać na nieporuszonego.
- No i co z tego?
- Nie no, nic, zupełnie nic… Fajnie się razem bawiliście. - Wojtek podał mu paczkę papierosów, zerkając na Mikołaja badawczo i uchylając okno. W spojrzeniu chłopaka było coś wyczekującego. Spoważniał też niemal zupełnie i całkiem nagle.
- Bawiliśmy? Po prostu… Kuba go bardzo polubił. - Mikołaj z przyjemnością zaciągnął się dymem, zwracając wzrok na swoje dłonie. Wracanie pamięcią do chwil spędzanych z Miłkiem nie było tym, o czym chciał teraz rozmyślać. Wydawało mu się niemożliwe zapomnieć to wszystko, co zaszło między nimi w suterenie, jak pewnie poczuł się ze swoją orientacją przy kimś, kto dawał mu w tej kwestii oparcie. Nagle uderzyła go kruchość własnych zapewnień, że akceptuje siebie, swoją seksualność.
- I ty chyba też go bardzo polubiłeś, co?
- No polubiłem, i co z tego? - parsknął, patrząc na Wojtka wyzywająco. Wszystko, byle nie dać poznać po sobie prawdziwych emocji, które z wolna otaczały go ciemną tonią.
- Nie no, dziwię się, że tak przeżywasz to jego zniknięcie. W końcu nie był dla ciebie nikim bliskim czy coś.
- Przyjaźniliśmy się. - Nie patrzył na Wojtka, z jakiejś śmiesznej obawy, że ten wyczyta z jego spojrzenia to, co tak naprawdę łączyło go z jego bratem.
- No właśnie widzę, że bardzo żeście się przyjaźnili.
- Zazdrosny jesteś, kochany? - zażartował.
- Ty mi kurwa powiedz, czy jest o co. Żadna jego laska nie przyleciała tutaj się zapytać gdzie jest Miłko, tylko ty żeś kurwa przyleciał. Ciekawe, czemu? - drążył Wojtek, nie spuszczając z niego natarczywego wzroku.
- Skąd wiesz, kurwa, że przyleciałem o to pytać, Scherlocku? - warknął Mikołaj, mając już dosyć tej inwigilacji.
- Bo o niczym innym nie nawijasz od kwadransa? Ja cię pytam czy na koncert idziesz, a ty mi wyjebujesz, że Miłko wyjechał, jakbym kurwa nie zauważył.
- Przecież to ty to rozwinąłeś. Nie zmuszałem cię do gadania.
- Wystarczy spojrzeć na twój smutny pysk. Nie myślisz o niczym innym.
- O Jezu, o co ci, kurwa chodzi? Przyczepiłeś się do tego i nawijasz jak stara taśma.
- Ty mi, kurwa, powiedz. Może się od ciebie chociaż dowiem prawdy. Matka kłamie jak najęta i myśli, że tego nie widzę. Ten skurwiel zniknął bez słowa. I jeszcze ty mi próbujesz wciskać kity. Dzięki wielkie, przyjacielu.
- Ja tak jak ty nie wiem, gdzie on jest - powiedział dobitnie Mikołaj, bijąc się w myślach, czy powinien zdradzać to, co go łączyło z Miłkiem. Potarł palcami skroń, zaciągając się dymem. Miał już dość całej tej sytuacji, nerwowości, której poziom wzrastał z każdym kolejnym słowem. Musiał dać upust temu, w jakikolwiek sposób. - Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć…
- Wyduś to z siebie w końcu, kurwa.
Mikołaj milczał, wyczuwając oczekiwanie ze strony Wojtka. Serce wręcz podeszło mu pod gardło. Nie spodziewał się, że kiedyś będzie mu o tym mówił, i że będzie to dla niego takie męczące. W końcu nigdy nie rozważał możliwość włączenia kumpla w krąg niechcianego sekretu, własnego biseksualizmu.
- Sypia… Sypialiśmy ze sobą…
- Ha! Wiedziałem, wiedziałem kurwa! No wiedziałem! Prowadzał się z tobą jak z panną po tym jebanym parku! Ja pierdolę! Wszystko kurwa wiedziałem! - wydarł się Wojtek, niemal podskakując na kanapie.
- Jezu, zamknij się. Jeszcze twoja stara usłyszy. I kurwa nie prowadził, pierdolisz od dupy.
- Ty weź się, kurwa, zamknij! Jesteś pedałem? Jak mogłeś się z nim kurwa… bzykać? Przecież to mój brat! - zaperzył się chłopak, robiąc zniesmaczoną minę.
- Nie jestem pedałem, tylko bi! I nie bzykaliśmy się…no.
- Ło jezu, no to kamień z serca. Nie bzykałeś się z nim, ale sypialiście ze sobą? Nie czaję, kurwa.
- O matko, a co cię to obchodzi, co robiliśmy w łóżku? To tylko trzeba się ruchać? - Mikołaj pokręcił głową z niedowierzaniem, zaciskając palce wolnej ręki na włosach. Miał ochotę trzepnąć przyjaciela porządnie w twarz.
- No tak, pewnie się tylko głaskaliście po główkach… Nie czaję, jak mogłeś z nim… tego. Z moim bratem!
- No to nie zadręczaj swojej biednej główki takimi pierdołami i daj sobie spokój, z tymi kurwa…nie wiem, pretensjami, jakby Miłko był jakąś jebaną świętością, do której można się dostać jedynie za twoim pozwoleniem, z dołączeniem białych rękawiczek - sarknął, nie potrafią pozbyć się złośliwości w głosie.
- Bo to jest, kurwa, mój brat! Czy ty tego nie rozumiesz koleś? Pierdoliłeś się z moim bratem, za moimi plecami i myślisz, że to jest w porządku? Że się niby zaprzyjaźniliście? Jezu, ja pierdolę. Nie mogę w to uwierzyć, że jednak jesteś homo. I nic mi, kurwa, nie powiedziałeś, o niczym.
- Nie jestem, kurwa, homo! Niczego, kurwa, nie rozumiesz! Co miałem ci, kurwa, mówić? Że jest mi z tym źle? Że czuję się jak pogięty? Nie polazłem do Miłka i nie waliłem mu do drzwi, że lubię facetów i chcę, żeby mnie przerżnął! Sam mnie kurwa wyczaił! - Uniósł się gwałtownie, zdenerwowany słowami Wojtka, nie mogąc wytrzymać całej fali pretensji, jaka na niego spadła.
- No przecież, kurwa, jestem twoim kumplem, to komu miałeś o tym mówić? Ale wolałeś, kurwa, spotykać się z nim za moimi plecami i udawać, że nic się nie dzieje, jakbym był kurwa ślepy! Serio cię przerżnął? O Jezu… - Wojtek zrobił zbolałą minę. Z jego reakcji trudno było wyczytać, czy zaraz wyskoczy na Mikołaja z pięściami, czy może przybije mu piątkę.
- Jezuu… nie wiedziałem… jak to odbierzesz. Nie chciało mi się o tym gadać. Myślałem, że to przejdzie. Że przy Anecie będzie ok. Nie wyszło. Nie. Nie uprawialiśmy seksu… Po prostu były to… no wiesz, pieszczoty. - Mikołaj spuścił z tonu, nadal jednak wewnętrznie napięty. Zaciągnął się resztkami papierosa i zgniółtł go na parapecie.
- Jezu, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Przecież ja, kurwa, wszystko wiedziałem, odkąd was pierwszy raz zobaczyłem u niego. Trzeba było być debilem, żeby się nie skapnąć. A ty myślałeś, kurwa, nie wiem co, że jestem ślepy.
- Wojtek, przestań się pieklić. No sorry, że ci nie powiedziałem, ale sam rozumiesz… że no, nie jest łatwo tak po prostu nagle o tym gadać. Zwłaszcza, jak nie czaisz o co chodzi, w sensie… no wolisz laski. Ja też, ale na temat tego drugiego to za Chiny nie wiedziałem, jak ci mówić. Zwłaszcza, że jeszcze dwa miesiące temu w ogóle nie chciałem tego akceptować u siebie.
- No ale co, inni faceci też ci się podobają? Czy… czy zobaczyłeś mojego brata i się zabujałeś? Ja pierdolę, no jasne, że się zabujałeś! - rozjaśnił się zupełnie Wojtek, na powrót uśmiechając się całym sobą.
- Nie zabujałem! Tak, inni faceci też mi się podobali, przecież inaczej nie zauważyłbym, że jestem bi. - wytłumaczył cierpliwie Mikołaj.
- Nie no, jasne jasne, tylko żeś tu kurwa przyleciał, jakby ci się pod dupą paliło. No chuj wie czemu. Pewno kurwa do mnie w odwiedziny. Co, o mojej dupie też myślałeś? A zresztą, kurwa, nie chcę wiedzieć.
- Tak to właśnie z tobą jest. Nie da się gadać z tobą normalnie. Nie odzywał się, to chciałem się dowiedzieć co jest nie tak. Co w tym złego? Ty jak dupę potłukłeś na motorze to też się dopytywałem, bo mordy nie udziawiłeś, że coś się stało.
- Bo nie było się czym chwalić. Weź nie pierdol, jestem twoim kumplem, kumplom mówi się takie rzeczy. A ten… od dawna ci się podobał?
- Nie wiem. Jak mieliśmy korepetycje, no to… nie wiem. Podobała mi się jego twarz, ale w sensie do rysowania. Potem dopiero, jak spotkaliśmy się po dwóch latach… To chyba wtedy. Znaczy dwa i pół miesiąca temu.
- Cholernie się polubili z Kubą, co?
- No tak. Bardzo. Kuba uważa go za ulubionego wujka i speca od krokodyli. Mieliśmy iść drugi raz do zoo.
- Byliście obaj z Kubą na wycieczce w zoo? Serio? Jak pedalska rodzinka?
- Oj spadaj, czepiasz się. - Żarty kumpla w ogóle nie rozbawiały Mikołaja, bardziej drażniły i wkurzały. Może właśnie dlatego nie rozważał podzielenia się z nim tym, co go męczyło. Ale stało się i musiał to znosić.
- Nie no serio, nie masz dystansu, ale tak to wygląda. Nie wierzę, kurwa, że bałeś się mi powiedzieć. Jakbyś mnie nie znał.
- Nie odbieraj tego tak. No sorry Wojtek, to po prostu… to był mega ciężki temat.
- Dziwi mnie tylko, że akurat jego sobie wybrałeś. Tylu facetów jest w mieście.
- Nie wybrałem go sobie. Nie szukałem kontaktu z żadnym facetem. Miłko mnie przydybał w suterenie. Nie wiem jak on to wyczuł… Nie robiłem nic, aby się zdradzać. No po prostu kurwa nic, zwłaszcza że nie chciałem się zdradzać. Jebany paradoks.
- Chyba nie czaję. Że jak cię przydybał? Przyssał ci się do fiuta znienacka, czy co?
- Wpadłem do niego, bo zgubiłem szkicownik u niego. Raz go spotkałem w parku Wilsona, miałem Kubę. Młody się zsikał z nerwów po jakieś bójce. Mniejsza. No pomógł mi ogarnąć to u siebie. Zostawiłem szkicownik przez przypadek. Jak przyszłem go odebrać, to Miłko myślał, że to tylko taka ściema. Że przyszłem, bo lecę na niego. Kazał mi szukać szkicownika w tych swoich księgozbiorach, a potem po prostu przycisnął mnie do regału i pocałował.
- Ło Jezu, oszczędź mi szczegółów tego love story. Sorry brachu, ale nie podzielam waszych… preferencji.
- O matko, najpierw jazgoczesz, że nic ci nie mówię, a teraz jak mówię to też źle. Zdecyduj się, no.
- Nie no, mów jak coś się dzieje, ale nie musisz mi opowiadać jak się pierdolicie ze szczegółami. Nie chcę oglądać twojego namiotu, kurwa.
- Odkryłem tylko przed tobą o co chodzi z przydybaniem mnie i już. Koniec. Nie rzygaj tylko.
- Nie no, nie będę rzygać, ale wiesz, jakby coś się działo to możesz mi powiedzieć, nie? Nie jestem jakimś debilem kurwa, za jakiego mnie masz, także spoko, nie zamierzam zacząć udawać, że cię nie znam czy coś. Zgoda?
Mikołaj kiwnął głową, nie mając sił i ochoty odpowiadać. Mimo że do końca dnia pozostało sporo czasu, on czuł się wymęczony do granic możliwości. Pragnął spokoju, chwili, aby spróbować poukładać wszystkie odkryte dziś informacje w jedną całość. Bał się wniosków, jakie się przed nim ukarzą, bał się w ogóle zaczynać. Smutek ściskał mu serce, a żal zalewał umysł.
Wojtek zaproponował wspólne pogranie i zgodził się od razu, chcąc zająć głowę czymś innym niż przybywającym zewsząd pytaniami. A potem spróbował jeszcze raz porozmawiać z matką Wojtka.

***


Pingwiny z Madagaskaru. Serial animowany, który Kuba ogląda dzień w dzień. Nawet nie mam pojęcia, czy rozumie większą część treści, która pada z ust postaci. Najwidoczniej nie ma to dla niego znaczenia. Uwielbia wszelkie zwierzaki, które pojawiają się w danym odcinku, a szczególną miłością darzy pingwiny. Wpatrywałem się w jego buzię, kiedy pokazywał mi palcem jednego z nich. Najgrubszy i najmądrzejszy z całej paczki szpiegowskiej. Mimowolnie również się uśmiechnąłem. Jej, chociaż na chwilę mogłem oderwać swój zmielony mózg i zająć go jakimiś banałami, które po paru minutach wtłaczały mi na pobudzenie niezłą dawkę endorfin. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że ta krótka zasłona dymna szybko opadnie, a ja znowu zanurzę się we własnych przemyśleniach, które i tak do niczego nie prowadzą.
Już sam nie wiedziałem, jak odczytywać własne samopoczucie, bo raz ogarniał mnie przemożny smutek, zginając mi kark i zmuszając do wgapiania się we własne buty przez bite parę godzin, to znowu wracała jasność umysłu, taki moment jak ten, kiedy siedziałem wieczorem z młodym przed telewizorem. Śmiałem się jak głupi, z głupich tekstów i głupich postaci. A może sam byłem głupi i to mnie w ostateczności rozbawiało? Nie mam pojęcia. Przez ostatni tydzień czułem się po prostu fatalnie, jak na karuzeli, gdzie na przemian chce się rzygać, to znowu śmiać jak wariat. Tylko kolejność nie jest ustalona.
- Mikołaj… - Matka przerywa moją szaleńczą pogoń myśli, wchodząc do pokoju i trzymając coś w ręku. Dopiero po chwili orientuje się, że to kartka papieru. Pewnie jakiś bazgroł Kuby. Może narysował kutasa? - … kto to narysował?
Z trudem kryję uśmiech. Nie wiem czemu byłem tak przekonany, że to coś niezwiązanego ze mną? I to był cholerny błąd.
- Jezuuu… mamo, nie grzeb mi w szafkach!
Serce podskakuje mi pod samo gardło. Ciśnienie również skacze i jestem pewny, że gdyby nie mrok panujący w pokoju, mój czerwony ryj zdradziłby matce wszystko. Zaczynając od mojej orientacji, a kończąc na tym, co mnie łączyło z Miłkiem.
- To twoje kochanie? Ty to narysowałeś?
Jest zdumiona. Normalnie WOW mamo, twój syn ma jakieś talenty prócz tego, że w głupocie przespał się z jakąś laską i cię zawiódł. Zabieram jej rysunek, na którym, jak na moje nieszczęście widnieje jeszcze nieskończony całkowicie portret mojego niedoszłego kochanka. Na widok jego twarzy czuję, jak cholerne przygnębienie wraca. I znowu się pytam sam siebie: dlaczego?! Czemu nie mogę tego po prostu zlać, tego że zniknął, wyparował itp., itd.
- Tak, ja.
Jezu, nie chciałem być zły, ale jestem wściekły. Cała ta mgiełka radości wyparowała i zamiast niej zbierają się nade mną burzowe chmury.
- Mikołaj, uspokój się. Leżało na biurku. Nie musisz krzyczeć na swoją matkę!
Czuję się jak bomba, a raczej jak zapalnik, do którego aktywacji brakuje paru słów, bez znaczenia jak wypowiedzianych, po prostu skierowanych w moją stronę.
- Wujek! - Kuba włazi mi na kolana, sięga ręką w stronę rysunku i tylko cud sprawi, że nie wybuchłem właśnie na niego. Odpierdala ci! Słyszę zbawienny głos Wojtka, który zapewne takim tekstem by mnie uraczył.
- Kuba, przestań.
Odsuwam go, a on zaczyna marudzić, już widzę jak wykrzywia buzię i włącza swoje gruczoły łzowe. Teraz to on chce wybuchnąć.
- Poczekaj, Kuba.
Jezuu, chcę medal za ten spokój, który zabrzmiał w moim głosie. Matka siada obok niego, czuje jej wzrok na sobie, pytający i zaciekawiony.
- Kubuś, usiądź. Masz robaki czy co?
- Nie mam!
- To się nie kręć.
Wstaję, chcę uciec od tych dwóch sępów, które nie dadzą mi odetchnąć, na chwilę skupić się na czymś innym niż Miłko.
- Kochanie, ty tak rysujesz? Nie wiedziałam, że masz taki talent. Twój dziadek, a mój ojciec, którego nie mogłeś poznać, bo umarł przed twoimi narodzinami, również rysował. Och, pięknie rysował…
Mam dzień poirytowanego drania. Nie, przepraszam, tydzień. Stoję jak kretyn, plecami do matki, czekając aż skończy, aby tak po prostu niegrzecznie nie wyjść. No bo z drugiej strony po co cała ta afera o jeden, głupi rysunek? Zerkam na linię ołówka zarysowującą szczękę, na sieć kresek wtapiających się w cień nad okiem. Czemu musisz być taki przystojny?
- A co w ogóle u Miłka? Tak pomyślałam, czy nie mógłbyś spytać go o lekcje dla Kuby. Niby ma jakieś zajęcia w przedszkolu, ale skoro lubi Miłka, może pójdzie mu jeszcze lepiej. Co, kochanie? Chcesz?
Przewracam oczami, obracam się minimalnie w ich stronę, tak aby pokazać się tylko z profilu. Muszę mieć jeszcze cień szansy, by zaraz wyjść. Serce cały czas wybija nierówny rytm i już się łapię, jak próbuję je dostosować do tykania zegarka w przedpokoju. To było chore.
- Wyjechał. Więc odpada.
- Och. Wrócił do Anglii?
- Mamo, nie wiem.
- Myślałam, że się przyjaźnicie. Swoją drogą to odpowiedzialny mężczyzna i taki spokojny. Nie to co jego brat. W ogóle niepodobni.
- Wyjechał?
Kuba podnosi głowę i dziwnie się czuję pod odstrzałem jego dziecięcych ślepek. Jakbym go zawiódł, nie zatrzymał kogoś, kogo lubi. Zły tata.
- Wróci. Powinien.
Sam w to nie wierzę. W nic nie wierzę. W zasadzie to czuję się oszukany i oszołomiony. Kompletnie go nie znałem. Nie pozwolił mi się poznać.
Wykorzystałem to, że matka i Kuba zajęli się pingwinami i wymknąłem się z salonu, dość ciężko zmierzając w stronę własnego pokoju. Nie mogłem jednak tam usiedzieć, jakby ściany wraz z naporem myśli próbowały mnie zadusić. Więc wyszedłem, nie reagując na pytanie matki gdzie idę i czy znowu będę palił papierosy. Palę, bo muszę. Tak mógłbym najkrócej jej to wytłumaczyć, ale ona nie zrozumie. Czy ona nigdy nie przeżywała takiego załamania? Czy ja nazwałem to załamaniem? No brawo Mikołaj, jesteśmy parę leveli do przodu w grze, gdzie na końcu trzeba skopać dupę twojej inteligencji!
Jest zimno. Jest zimno, bo jest wieczór, jest po dziewiętnastej i jest już jesień. Przed blokiem nie czai się niestety wymodlony przeze mnie złoczyńca. Niech zabiera cały ten balast z mojego serca…Tak, z serca. Mikołaj, drugi level gry „Prawda i głupek” zaliczony!
Siadam na ławce, jej chłód jest porażający, tak samo chłód powietrza, które wciska się we mnie, ale nie zadusza. Siedzę tak chwilę w totalnych ciemnościach, gdzieś obok szkieletowatych krzaków, pozwalając się obmacywać nocy i jej skostniałym dłoniom. Nikt mnie nie widzi, ja też lewo coś widzę. Wracam myślami do poukładanego już chaosu. No więc jest załamanie i serce. Jezu, uwielbiam zagadki, a ta już w ogóle jest zagadką mojego życia! Ale zaraz, do finału jeszcze trochę, najpierw przed werblami skosztuję trucizny, która zbudzi przedwiecznego wroga całej mojej rodziny. Raka. O tak. Matka pewnie siedzi przy oknie i próbuję znaleźć to nikłe światełko między trzepakiem a alejką chaszczy. Mam widok na nasze okno kuchenne. Ale o dziwo sylwetki matki brak. No proszę. Wpadła w fazę „ mam już dość tego smarkacza, niech robi co chce!”.
Jestem poirytowany i zły. Gdyby zjawiła się grupka dresów, czy innych ze złą mordą wędrowców, zapewne spróbowałbym się rozgrzać i wyładować. Och tak! Śmiej się Wojtek! Tak właśnie wierzysz w swojego kumpla.
Zaciągam się, przymykam oczy, nawet przestaję drżeć z powodu nerwów. Drżę z zimna. I oczywiście łańcuszek skojarzeń poleciał od razu, migiem, w stronę nocy nad rzeką. Zaciągam się głęboko, aż czuję ból w piersi. Duszę, duszę w sobie to poruszenie. Niebezpieczne poruszenie, które jest ostatnim krokiem, aby coś poszło nie tak i mój mur irytującego drania się rozsypał.
Nooo, Mikołaj. Czyżby finał nad finałami? Jak pizda się popłaczesz, bo przyjemny sen o pedalskich uciechach właśnie wyparował? Jaki jestem sprytny. Nie myślę konkretnie o Miłku. Ale to źle. Chyba się boję po prostu nad tym pomyśleć, na spokojnie. Teraz i nigdy więcej. Tutaj gdzie nie ma nikogo, jedynie ty i twoja gra w skojarzenia, gra o prawdę, o prawdę o sobie i swoich zajefajnych uczuciach!
Więc? Co chcesz mi powiedzieć? No więc masz już załamanie, złamane serce i co dalej?
Nie wiem. Udaje kretyna, ok? To łatwiejsze, niż przyznać się, że… że no właśnie. Nie powiem.
Ależ powiedz! Jak nie dziś, w tą cudną noc, to kiedy?
No tak, jak ze sobą nie porozmawiam, to z kim? Z Wojtkiem? Nie ma bata. Było mi chujowo, że mu nie mówiłem, ale teraz już wie, wie wszystko, a może więcej. W sumie to nawet dobrze, że powiedziałem mu tamtego dnia, kiedy jak głupie szczenię przyleciałem poszukać Miłka. Nie odzywał się, nic. Myślałem, że siedzi u matki, że może też zmorzyła go choroba, jak mnie. Po całej tej zabawie nad rzeką konałem z dwa tygodnie w łóżku… I właśnie chyba wtedy mój umysł dopowiedział sobie za dużo do tego, co się stało. Tamtego dnia, kiedy się obudziłem obok Miłka, byłem pewny, że zaszła zmiana. W zasadzie to żaden z nas nie podjął tematu tłumaczenia sensu narkotycznego spaceru. Obaj nie mieliśmy na to sił. Nie wiem, co sobie obiecywałem, ale byłem zadowolony, że Miłko odkrył przede mną więcej siebie.
Ale potem okazało się, że wyjechał.
- Wyjechał…
Mój głos jest żenujący. Cały jestem przesiąknięty żenadą. Niby wiem, czemu wyjechał. O dziwo, matka Miłka, za drugim podejściem wyznała mi główny powód. Chyba mi ulżyło, że było to coś konkretnego, że chciał spotkać ojca. No ale zaraz pomyślałem, że nasza znajomość musiała być mu bardzo lekka, skoro ot tak ją zostawił. Tak, czuję się porzucony. Ale z drugiej strony czego się spodziewałem? No czego?! Miłości?! Och, błagam cię Mikołaj, pierdolisz, że tylko stać i się śmiać!
Bądźmy szczerzy ze sobą, ok?
Spróbuję. Załamanie, serce, odrzucenie… tęsknota.
Moje myśli milkną. Ja milknę. Wpatruję się w czerń własnych trampek, męczę oczy, aby wyłapać jakieś szczegóły. Wzdycham. Zaciskam usta, kiedy ściska mnie w krtani. Nie pozwolę temu wyjść. Mimo to obraz przed oczami rozmazuje się.
Ok, czyżby finał? Drama na całego?
Przymykam oczy, wsłuchuję się w noc, masuję skronie. Żar papierosa ogrzewa mi palce. Nieco się uspokajam. Próbuję spojrzeć prawdzie w oczy, ale za każdym razem, kiedy już się zbliżam, ogarnia mnie zdumienie i rozbawienie. I jeszcze raz zdumienie. Bo to na pewno ja? To jest właśnie obraz tego… całego mnie i moich uczuć? To pomyłka. Niemożliwe, ktoś mnie z kimś innym pomylił. To nie ten pakiet emocji. Kpina.
Chyba coś przespałem. Musiało się to gdzieś zawieruszyć, tam w pościeli, między słowami jakimi się raczyliśmy, między jednym oddechem a pocałunkiem. Tuż za nocami spędzonymi w jego łóżku, pod warstwą cynicznego śmiechu, wspólną kąpielą. Ukryło się pod sykiem bólu, przyczaiło w aromacie kawy. I właśnie teraz zdecydowało się ujawnić, pośmiać mi się w twarz, powyginać wdzięcznie i spojrzeć na mnie jak na sierotę.
Odrzucenie, tęsknota… i? Zależy mi na nim. Tak? Tak.
Gorzki uśmiech. Na sercu niby lżej, ale wcale nie lepiej, niż jeszcze chwilę temu. Po co mi ta prawda? Mogę się nią co najwyżej udławić, taka jest mi potrzebna do życia. Zaciskam palce, stanowią ciemną plamę na tle jaśniejącego piasku. Unoszę głowę i badam smoliste niebo. Jak on się czuje? Dotarł do celu? Wróci?
Wrócisz? Bo chyba jest coś… co powinieneś wiedzieć.
Że czekam.
Bo kocham.