Dwa dni później stał na lotnisku w strefie dla oczekujących. W końcu ukazała się fala podróżnych. Po jakimś czasie wszyscy oczekujący już odebrali tych na których czekali, a Michał wciąż stał. W końcu ujrzał go. W jego kierunku szedł młody, dość wysoki chłopak ubrany w czarną koszulkę z napisem „My name is Apocalypse”, czarne bermudy i czarne sandały, z czarnym plecakiem przewieszonym przez prawe ramię. Do tego nabijane ćwiekami pieszczochy na nadgarstkach, sterczące na wszystkie strony czarne włosy i mnóstwo kolczyków, nie tylko w uszach, ale także w brwiach, nosie i wardze.
- Ja pierdole – mruknął chłopak. – Już myślałem, że będą mi chcieli robić rewizję osobistą. Zanim cokolwiek powiesz, najpierw wyprowadź mnie stąd. Jak nie zajaram, to dostanę pierdolca. Dzięki ci, Boże, za tego kto wymyślił gumę z nikotyną, chociaż nie wiem czy sobie nie wywichnąłem szczęki – dodał masując się po brodzie, na co Michał roześmiał się.
Wyszli przed lotnisko i znaleźli miejsce w którym można było spokojnie palić. Chłopak zaciągnął się dymem i powoli go wypuścił, delektując się smakiem.
- Już lepiej – mruknął po paru dość głębokich machach.
- Więc, co tak długo ci się zeszło? – zainteresował się Michał.
- A daj spokój, kurwa – mruknął chłopak. – Wyobraź sobie, że te ich cholerne czujniki są tak czułe, że wariowały przy moich kolczykach, że już o pieszczochach nie wspomnę. Całe szczęście, że nie mam na sobie normalnych ciuchów tylko to ohydztwo z lumpeksu, bo by mnie chyba do usranej śmierci stamtąd nie wypuścili, myśląc, że jestem jakiś terrorysta albo co. Już teraz patrzyli na mnie jak na jakiegoś psychoza, kiedy musiałem ściągać wszystkie kolczyki.
- Mówiłem ci, żebyś je zostawił w domu – powiedział Michał spokojnie, na co chłopak popatrzył na niego krzywo.
- Chyba cię pojebało. Nie wystarczy ci, że kazałeś mi ubrać to… coś? – mruknął naciągając koszulkę. – Czuję się goły bez moich skór. Masz szczęście, że tu w ramach spłaty długu, bo inaczej byś mnie nigdy do tego nie namówił.
- A wiesz, że będziesz musiał jeszcze powyjmować wszystkie kolczyki i ulizać kudły? – podpowiedział uprzejmie Michał, na co Junior jęknął.
- Ale tego z fiuta nie wyciągnę, choćbyś mnie zmuszał.
- O? Tam też se wsadziłeś? A co na to ojciec?
- Staremu nic do tego. – Junior wzruszył ramionami. – To nie jego bzykam, tylko Rudą, a ona twierdzi, że ma od tego zajebiste orgazmy.
Michał roześmiał się.
- No dobra – mruknął Junior gasząc piątego z kolei papierosa. – Rak dokarmiony. To czego ty właściwie ode mnie oczekujesz?
- Powiem ci dokładnie, jak dojedziemy do hotelu.
- Fajnie jest mieć kupę kasy – mruknął Junior rzucając się na łóżko w hotelowym pokoju.
- To tylko na dwa dni – mruknął Michał, na co Junior popatrzył na niego uważnie.
- A potem co?
- Potem zaczniesz to, po co cię tu ściągnąłem.
- A co to właściwie?
- Coś co lubisz.
- Bez jaj… - powiedział Junior po chwili ciszy, a w jego głosie słychać było radość. – Mam komuś wpierdolić?
- Nie tylko. Poznęcać się także.
- Coraz bardziej cię kocham. – Twarz chłopaka rozciągnęła się w uśmiechu.
- A co na to Ruda? – zapytał ze śmiechem Michał, lecz szybko spoważniał. – Wziąłeś to, co ci mówiłem?
- Wziąłem, ale ile ja się musiałem od Rudej nasłuchać – jęknął – jakbym chciał zamordować jej bachora a nie tylko perukę pożyczyć. A tak w ogóle to po co ci ta peruka?
- Żeby nikt cię nie rozpoznał jak będziesz kupował zabawki.
- Zabawki?- zdumiał się Junior. – Dobrze cię rozumiem?
Michał skinął twierdząco głową, na co chłopak wytrzeszczył oczy.
- Ty mówisz poważnie?
- Najzupełniej. Jeśli chodzi o szczegóły, przez te dwa dni, kiedy będziesz w hotelu musisz kupić nóż i kominiarkę. Jeśli chcesz, możesz dokupić też kastet, albo co tam uznasz za stosowne.
- Bejzbol pewnie odpada? – spojrzał z nadzieją w oczach.
- W sumie nie mam nic przeciwko – odparł Michał dziwnie złowrogim głosem, na co Junior uniósł w zdziwieniu brwi.
- To aż tak poważnie?
- Ile już mnie znasz?
- No, całe swoje życie. Jakby nie patrzeć jesteś moim chrzestnym.
- Więc powinieneś wiedzieć co może mnie wyprowadzić z równowagi.
- Dwie rzeczy: jak ci ktoś zabierze lody, albo skrzywdzi kogoś z twojej rodziny. Skoro posuwasz się do aż tak drastycznych metod to zakładam, że to raczej chodzi o to drugie.
Michał pokiwał głową, na co Junior aż gwizdnął zdumiony.
- Chodzi o Gabriela? Ktoś mu zrobił krzywdę? Jeśli tak, to z przyjemnością temu komuś wpierdolę. Wiesz, że lubię twojego faceta.
- To miłe, ale nie o niego chodzi, tylko o Igora. Nie jestem pewien, ale wszystko wskazuje na to, że został zgwałcony.
Junior gwizdnął.
- Takie buty. Ale do czego właściwie jestem ci potrzebny? Przecież sam możesz się z gościem porachować.
- Ty musisz go namierzyć. Jesteś w tym samym wieku, do tego przystojny, wygadany, z niezłym bajerem…
- Uważaj, bo uznam, że mnie podrywasz.
- … będziesz mógł się bez problemu wtopić w towarzystwo, w którym przez ostatnie dni obracał się Igor.
- A jakie to dokładnie towarzystwo?
- Nie mam pojęcia. – Michał westchnął. – Ja musiałem zajmować się moja robotą, a Gabriel zwiedzał miasto. Igor wolał bawić się po swojemu. Nie mogłem mu zabronić, dorosły już jest. Chociaż próbowałem, ale to nic nie dało. Wymknął mi się kiedy zasnąłem. Nie wiem gdzie i z kim, a nie chcę pytać, bo wiem, że nic nie powie. Dlatego musisz powęszyć, powłóczyć się po mieście. Koszty nie grają roli.
- Coraz bardziej mi się to podoba. – Junior wyszczerzył się w uśmiechu. - Ale czekaj, stary o tym wie?
Micha pokręcił przecząco głową.
- Lepiej żeby nie wiedział. Nie po to wciągnąłem go z pierdla i pomogłem w wyprostowaniu życia, by teraz to wszystko spierdolić.
- Znaczy moje życie można spierdolić? – Junior skrzywił się.
- Też nie, ale jesteś jedyna osobą, której mogę ufać i która ma wszystko czego potrzebuję.
- Czyli co?
- Oprócz tego co już wcześniej wspomniałem, nie masz oporów by komuś przyłożyć, no i znasz rosyjski.
- Chcesz udawać ruska? A na cholerę?
- Czy ja ci naprawdę musze tłumaczyć wszystko jak blondynce?
- Nie.
- W takim razie rób co masz robić.
- Ok., ale nie potrzebuję dwóch dni, jutro rano będziesz miał wszystko co trzeba.
- Jesteś pewien? – Michał spojrzał sceptycznie na Juniora.
- A chcesz się założyć?
***
Kilka następnych dni Igor spędził głownie w łóżku. Chociaż fizyczne obrażenia już się zagoiły, to jednak nie chciał w ogóle nigdzie wychodzić, bał się ludzi. Raz spróbował i wyszedł na plażę, lecz wrócił biegiem do domu, z rozszalałym ze strachu sercem. A przecież tylko jakiś plażowicz wpadł na niego, bez żadnych ukrytych motywów czy złych intencji, ot, po prostu zagapił się na coś i nie zauważył Igora. Jednak dla chłopaka było to coś przerażającego. W pokoju, chociaż nie był jego własnym, czuł się o wiele bezpieczniej.
Przez cały ten czas próbował się skontaktować z Cameronem, jednak za każdym razem jak dzwonił słyszał tylko. „There is no such numer/ Nie ma takiego numeru”, a na SMSy nie dostawał żadnej odpowiedzi. Gdyby nie jego obawa, poszedłby do klubu w którym zwykle się spotykali i spytał się go dlaczego nie odbiera, jednak mimo iż próbował, nie mógł przezwyciężyć tego strachu. Siedział więc w domu i oglądał filmy z których nic nie rozumiał, albo przesypiał całe dnie. Na szczęście gospodarze i Michał byli zajęci pracą, Gabriel też coś tam robił, tak, że bywały dni kiedy w ogóle się nie widywali, więc nie miał problemów z oszukiwaniem wszystkich czy z unikaniem ich, a jeśli akurat wpadł na kogoś, to zawsze miał wymówkę, że akurat wychodzi, albo właśnie wrócił i jest zmęczony, więc się trochę położy. Niestety jego spokój został zburzony gdy nagle któregoś dnia Michał przyprowadził do domu obcego chłopaka. Igor przyjrzał mu się uważnie. Krótkie czarne włosy, przylizane, jakby krowa przejechała po nich językiem, na nosie okulary, czarna koszulka z napisem „My name is apocalypse”, do tego czarne bermudy i czarne sandały.
- Poznajcie, to jest Kamil, syn mojego znajomego. Nigdy nie widział Australi, więc stwierdziłem, że go zaproszę, no a poza tym jest w tym samym wieku, co ty, Igor, więc będziecie mogli wspólnie się bawić. Będzie wam raźniej – powiedział Michał.
- Dzień dobry – odezwał się nowoprzybyły – jestem Kamil, ale możecie mi mówić Junior.
- Junior? – zainteresował się Gabriel.
- To żeby odróżnić mnie do ojca, który ma tak samo na imię.
- Come, I'll show you to your room./ Chodź, pokażę ci twój pokój – odezwał się gospodarz, od razu zgarniając ramieniem Juniora.
A Igorowi serce zaczęło bić. No to teraz będzie musiał wymyślić coś aby się uwolnić od tego gogusia.
I musiał zrobić to dość szybko, bo już następnego dnia. Junior wszedł do jego pokoju i powiedział:
- Bardzo zajęty jesteś? Może poszlibyśmy trochę pozwiedzać? Jesteś tu już jakiś czas, więc pewnie znasz trochę miasto?
- Szczerze? Nie zwiedzałem zbyt wiele, a jak łaziłem, to cały czas z mapą, więc nie bardzo ci będę pomocny.
- Szkoda – Junior zmartwił się.
- Poza tym ostatnio coś nie za specjalnie się czuję. Wolę zostać wiec w domu, póki mi nie przejdzie. Będziesz więc musiał zwiedzać sam.
- No trudno – Junior westchnął. – Mam nadzieję, że się nie zgubię.
- Jakby co, możesz zadzwonić do Michała. On nawet jakby był nie wiadomo jak zajęty, zawsze ci pomoże.
- Tak zrobię – odparł Junior i wyszedł z pokoju, a Igor odetchnął z ulgą. Nie wiedział, że to tylko sprytny wybieg ze strony Juniora, który miał odwrócić jego uwagę.
Wieczorem, kiedy Igor już spał, drzwi do jego pokoju otworzyły się bezszelestnie i ktoś wszedł do środka, ostrożnie podkradł się do łóżka i zabrał z szafki nocnej komórkę, po czym wyszedł bezszelestnie. To był Michał. Przemknął do kuchni i usiadłszy przy stole zaczął przeglądać komórkę Igora. Kiedy skończył na jego twarzy widniał trudny do rozszyfrowania grymas. Nagle usłyszał jak drzwi wejściowe otwierają się i ktoś wchodzi do domu. Wyszedł mu naprzeciwko. To był Junior, w swojej grzeczniejszej wersji.
- I jak? – zapytał Michał.
- Wiesz, ciężko coś znaleźć jak się nie wie czego szukać – mruknął Junior zdejmując buty
– Jest jakieś piwo?
- W lodówce coś powinno być – odparł odruchowo Michał. – Znaczy nic nie wyczaiłeś?
- Złaziłem cała plażę i miasto, udawałem nawet totalną niedojdę i frajera i nic. W takim tempie to do usranej śmierci chuj wielki znajdziesz. Ummm, niebo w gębie – mruknął wypiwszy za jednym haustem pół butelki piwa. – Tego mi, kurwa, było trzeba. Cały dzień musiałem jak ten kretyn jakieś pierdolone soczki. Lepiej szybko coś wymyśl, bo prędzej zbankrutujesz niż ja coś znajdę.
- O kasę się nie martw. A jeśli chodzi o resztę, to może to ci w czymś pomoże. – Wyciągnął w kierunku Juniora rękę z komórką Igora. – Poczytaj sobie SMSy i przejrzyj ostatnie połączenia.
Chłopak posłusznie zaczął klikać w komórkę.
- Hmm, od chuja połączeń z jakimś Cameronem. Z tego co widzę, od jakiegoś czasu w ogóle nie odpowiada ani na połączenia ani na SMSy. Klub „Paradise”. Już gdzieś tą nazwę widziałem – mruknął wpatrując się w treść jednej z wiadomości. – Tylko gdzie? Cholera, nie pamiętam, za dużo dzisiaj widziałem wszystkiego, we łbie mi się miesza. No trudno, najwyżej jutro przejdę się jeszcze raz po całym mieście i znajdę ten klub. A teraz wybacz, ale moje opakowanie domaga się odpoczynku, zwłaszcza kulasy – mruknął, po czym wziął jeszcze dwie butelki piwa i poszedł do swojego pokoju.
Następnego dnia rano wszyscy rozeszli się, Michał i John do pracy, żona Johna do znajomej, Gabriel i Junior na zwiedzanie. Igor mógł odetchnąć z ulgą i zakopać się w swoim pokoju. Już nawet zrezygnował z wydzwaniania do Camerona. Uznał to za bezcelowe, bo w końcu zrozumiał, że chłopak go wykorzystał i zostawił jak jakiegoś śmiecia. Świadomość tego sprawiała, że czuł się podle. Myślał, że znalazł kogoś, kogo mógłby w końcu nazwać przyjacielem, a ten… Jednak miał wcześniej rację uważając, że nie warto się z nikim zaprzyjaźniać. Tylko, że odkąd zamieszkał z Michałem i Gabrielem poczuł się bezpiecznie i miał nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Jednak znowu się okazało, że nadzieja matką głupich, a on jej ulubionym dzieckiem.
***
Juniorowi zajęło zaledwie godzinę znalezienie klubu „Paradise”. Wszedł tam i udając niepewnego siebie, nieśmiałego i nieobytego okularnika, tak jak mu kazał Michał, zamówił colę i usiadł przy stoliku. Nie miał żadnego konkretnego planu dalszego postępowania, więc po prostu siedział i obserwował klientów, mając nadzieję, ze w jakiś cudowny sposób natknie się na tego tajemniczego Camerona. Niestety tego dnia mu się nie udało.
- Ja pierdolę – mruknął, kiedy wieczorem w domu przyssał się do butelki z piwem – jak tak dalej pójdzie, to będę miał koszmary z colą w roli głównej. Ty wiesz ile tego paskudztwa musiałem tam wychlać? – Spojrzał z pretensją na Michała.
- Ja ci nie kazałem.
- Mówiłeś, że mam udawać sierotę. No to udaję.
- A chociaż coś znalazłeś?
- Stary, ty czasem nie przeceniasz moich możliwości? – skrzywił się. – Nie jestem cudotwórcą. Dopiero drugi dzień węszę. To normalne, że nic nie znalazłem.
- Wiem, wiem – mruknął Michał uspokajająco - ale musisz mnie zrozumieć…
- Rozumiem i dlatego robię co tylko mogę. Spróbuję tak jeszcze ze dwa dni. Jak nie przyniesie to rezultatu, wtedy pomyślę nad czymś innym. A jak on?
Michał westchnął.
- Bez zmian. Wciąż siedzi w pokoju, albo snuje się po domu i myśli, że nic nie wiem.
- A Gabriel?
- Nie powiedziałem mu wszystkiego, tylko, że Igor postanowił trochę przystopować z wakacyjnym szaleństwami.
- Nie uważasz, że powinieneś mu powiedzieć?
- Zdurniałeś? – Michał popatrzy krzywo na Juniora. – Żeby wszystko popsuł? On się bardzo przejmuje Igorem i jakby usłyszał co mu się stało, to gotów byłby sam szukać tych gości i by mi wszystko spierdolił.
- Więc czemu mu tego nie zostawisz? Przecież to jego dzieciak nie twój.
- Junior… - Michał westchnął.
- No co? – mruknął. – Pewnie teraz mi powiesz, ze to strasznie skomplikowane i jestem za młody żeby to zrozumieć?
- Skomplikowane owszem, ale nie strasznie i nie jesteś za młody żeby to zrozumieć. Po prostu to są nasze sprawy i nie ma potrzeby by innych w nie mieszać. Inni mają swoje problemy.
- Ok., ok. – Junior machnął niedbale ręką. – Ale uważam, że powinieneś mu powiedzieć.
- Może powiem, ale jak już będzie po wszystkim.
- Jak uważasz – mruknął, wziął piwo i poszedł do swojego pokoju.
Niestety strategia przyjęta przez Juniora nie przyniosła efektów, więc postanowił spróbować czegoś innego. Udając, że się potknął, wylał colę na jakiegoś gościa i przeprosiwszy po polsku zaczął ją ścierać i przez cały czas coś tłumaczył po polsku. Jak można było się spodziewać, oblany gościu wkurzył się i sprał Juniora, który z całych sił musiał się powstrzymywać, by mu nie oddać.
- Aleś sobie nagrabił, koleś – usłyszał nagle, gdy siedział przy barze ścierając krew i przykładając lód do twarzy. Obejrzał się i zobaczył stojącego w pobliżu opalonego blondyna ze śnieżnobiałym uśmiechem.
- O, Polak tutaj? – zdziwił się Junior.
- Jestem Cameron. – blondyn wyciągnął do niego rękę. – Nie jestem Polakiem, moi dziadkowie pochodzą z Polski, ja jestem tubylcem.
- Ale i tak miło usłyszeć kogoś, kto rozumie polski. Nawet nie wiesz jak ciężko jest gdy się nie zna języka – jęknął Junior.
- No właśnie widziałem. Gdyby kolesia nie powstrzymano to chyba by cię zmasakrował. Wiesz, obserwowałem cię od jakiegoś czasu.
- Tak? A czemu? – zapytał Junior nerwowo.
- Byłem ciekaw, co ktoś taki jak ty robi w takim miejscu.
- Ktoś taki jak ja? Znaczy jaki?
- Prędzej widziałbym cię w jakiejś bibliotece niż w klubie takim jak ten. I zacząłem się zastanawiać co cię tu sprowadza.
- No cóż, dość już miałem tej, jak to mówisz, „biblioteki”. Mam już siedemnaście lat i nawet nie wiem co to znaczy bawić się. przyjechałem z rodzicami na wakacje.
- Nie wiesz? – Cameron cmoknął ze zdziwienia. – No to teraz rozumiem. Ale spoko, jeśli pozwolisz, ja ci pokażę jak można się nieźle zabawić.
- Naprawdę? – Twarz Juniora rozświetlił uśmiech. – Nawet nie wiesz jak cię lubię! – rzucił się blondynowi na szyję.
- Co powiesz żeby zacząć od dzisiaj?
- Chciałbym, ale sam widzisz jak wyglądam – rzucił zawiedziony Junior.
- No faktycznie nie za specjalnie. To może wiesz co, doprowadź się do porządku, a potem zadzwoń do mnie, ok.? Tu masz numer. – Podał Juniorowi serwetkę z numerem.– A teraz może lepiej idź już do domu i opatrz się jakoś. Nie chciałbym żebyś się wykrwawił zanim poznasz smak prawdziwej zabawy.
- Masz rację – odparł Junior. – Jeszcze raz dzięki.
Uścisnął rękę nowego znajomego i wyszedł z lokalu. Kiedy był już pewny, że nikt za nim nie idzie i jest dość daleko od klubu wyciągnął z kieszeni serwetkę i przyjrzał jej się uważnie. Uśmiechnął się zadowolony widząc, że to ten sam numer, który sobie zapamiętał z komórki Igora. Wrócił szybko do domu i skierował się prosto do kuchni. Wiedział, że Michał będzie tam na niego czekał, jak co noc.
- No kumie - powiedział wkraczając do kuchni – stawiajta okowite. Ino suto.
Michał popatrzył na niego zdziwiony.
- A tak po polsku? – poprosił.
- Dawaj jakąś flachę, tylko nie jakiegoś sikacza, ale coś z wyższej półki. Należy mi się za to, że dałem sobie tak obić mordę i nie oddałem ani razu.
- A gdzieś ty się tak załatwił?
- A jak myślisz? Udało mi się w końcu namierzyć tego skurwiela.
- Którego? – Michał aż wstał z krzesła.
- No, tego Camerona z komórki.
- Bez jaj.
- A ty myślisz, że dałbym se tak obić mordę i nie kiwnął nawet palcem, dla jaj? Ty chyba mnie nie znasz – mruknął.
- Nie no, znam cię, tylko wolę się upewnić, żeby nie było, że załatwiłem niewłaściwego gościa.
- To jest na pewno właściwy, dał mi numer. – Wyciągnął z kieszeni serwetkę i podał Michałowi. Ten rzucił na nią okiem, a gdy poznał numer, który wyrył mu się w pamięci, ze złości zmiął serwetkę.
- Masz rację, należy ci się coś mocniejszego. Chodź.
Przeszli do salonu w którym stał dość spory barek na kółkach. Michał wyciągnął z niego butelkę i podał Juniorowi.
- John nie powinien zauważyć braku, ma tu tyle tego. A ty nie wychlej tego od razu. Nie chcę żebyś się schlał. A jak powiesz coś o tym ojcu...
- Ochujałeś? Jeszcze mi życie miłe. Jakby się dowiedział, że ciągnę coś więcej niż piwo to by mnie chyba zajebał. Nie chce żebym się skrzywił tak jak on kiedyś.
- No i słusznie. Mógłbyś nie mieć takiego farta jak on, że znajdzie się ktoś, kto ci pomoże.
- Ty byś mi pomógł, przecież jesteś moim chrzestnym – Junior wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Junior… - Michał popatrzył na chłopaka z wyrzutem.
- Dobra, dobra, wiem – machnął lekceważąco ręką. – Rozumiem co nim kieruje i doceniam to, ale nie będę przez to rezygnował z przyjemności jakie oferuje życie. Ale nie martw się, za bardzo mi z ojcem do łba wbijaliście to wszystko żebym teraz się wykrzywił. To jak, dasz tą butelkę?
Michał westchnął i podał butelkę Juniorowi.
-O, tequila, tego jeszcze nie próbowałem – mruknął – Mam nadzieję, że będzie dobre.
- Nie wiem – odparł Michał. – Wiesz, że ja jestem niealkoholowy.
- Twoja strata – wyszczerzył zęby w uśmiechu i odwrócił się by odejść.
- Czekaj. To co zamierzasz teraz zrobić?
- Umówiłem się z tym dupkiem, że spikniemy się jak mi się morda wygoi.
- Trochę to potrwa, biorąc po uwagę te wszystkie kolorki.
- Wiem, dlatego też w międzyczasie, żeby o mnie nie zapomniał powymieniam z nim trochę smsów.
Kilka dni później, kiedy już twarz Juniora doszła do siebie, poszedł do klubu, na spotkanie z Cameronem. Następne dni udawał kompletnego laika i sierotę nie znającą języka, pozwalając się wciągać we wszystkie popijawy i imprezy w gronie coraz to nowych znajomych.
- Jutro mają zamiar mnie uśpić i przelecieć – powiedział Junior pewnej nocy do Michała, kiedy właśnie wrócił z zabawy i zdawał szczegółową relację. – Się skurwysyny nie krępowali i gadali przy mnie. Dobrze, że udawałem, że nie znam angielskiego, bo inaczej chuj by z tego wyszedł.
- A coś konkretnie mówili? O której, gdzie?
- Niestety nie, tylko powiedzieli: „tak jak zawsze”. To co mam teraz robić?
- Teraz będę musiał iść za tobą i wyczaić kiedy będą chcieli cię załatwić. Gdzie masz zabawki?
- Pod łóżkiem. Ja też mogę coś wziąć? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Obowiązkowo, ale żeby nic nie było widać.
- Spoko, kosa i kastet zmieszczą mi się w kieszeni bez problemu, ale kominiarka już nie.
- Kominiarkę i bejzbola ja wezmę.
- I co, będziesz z nim paradował po mieście przez cały dzień? – zapytał Junior kpiąco. – Na bank cię psy capną.
Michał popatrzył na chłopaka z politowaniem.
- Ty chyba masz mnie za idiotę, co? Kupiłem worek żeglarski, nie będzie się rzucał w oczy. przynajmniej nie tak bardzo jak bejzbol.
Junior westchnął.
- Nie chcę krakać, ale czarno to widzę.
- Uda się. A teraz lepiej idź spać, bo jutro będziesz wyglądał jak zombie.
- Spoko, działka marychy i będę jak nowy – wyszczerzył się, a widząc surowy wzrok Michała westchnął i mruknął: - Straszny sztywniak żeś się zrobił, nawet nie można se pożartować. Idę spać. – Wziął butelkę piwa i poszedł do swojego pokoju.