Przez cała drogę Igor zafascynowany patrzył przez okienko o pstrykał zdjęcie za zdjęciem, ignorując zupełnie żarty Michała śmiejącego się, że chłopak chyba chce sobie pokój chmurami wytapetować. Dla niego było to coś nowego i zupełnie go nie obchodziło, że chmury wyglądają tak samo. Musiał wszystko uwiecznić, żeby potem mieć co wspominać i o czym opowiadać. Jednak w końcu musiał przestać pstrykać, ale nie dlatego, że mu się znudziło czy Michał wygrał ze swoimi żartami, ale po prostu aparat obwieścił mu, że karta pamięci jest pełna. Był zawiedziony. Zaczął przeglądać zrobione do tej pory zdjęcia i usuwać te, które mu się mniej podobały. Dzięki temu mógł pstryknąć jeszcze kilka nowych, chociaż to i tak nie pomogło, w końcu musiał odłożyć aparat, bo nie było już zdjęcia które mógłby z czystym sumieniem skasować.
- Nie martw się – Gabriel poklepał syna pocieszająco po ręku – jak wylądujemy kupimy nową kartę pamięci. Nawet kilka. I będziesz mógł robić zdjęć ile chcesz. A może do tego czasu obejrzysz sobie film? Całkiem interesujący.
Igor odwzajemnił uśmiech i idąc za radą ojca włożył do uszu słuchawki i skierował wzrok na wiszący z przodu ogromny ekran na którym właśnie leciała jakaś komedia romantyczna. A chwilę potem, nawet nie wiedząc kiedy, zasnął.
Obudziło go potrząsanie za ramię.
- Niedługo lądujemy, przygotuj się – powiedział Gabriel.
Wprawdzie tym razem już mniej się bał, ale mimo wszystko jednak znowu ścisnął rękę ojca dla dodania sobie pewności siebie.
Dość szybko przeszli wszystkie procedury i chwilę potem stali w ogromnym holu lotniska. Igor rozglądał się w koło. Wydawało mu się, że Okęcie jest wielkie, ale to tutaj... ta przestrzeń, te tłumy ludzi, te różnojęzyczne dźwięki... Był tym wszystkim odurzony, przez moment nawet zdawało mu się, że znajduje się w innym świecie. Na szczęście ręka Gabriela na jego ramieniu sprowadziła go do rzeczywistości. Potrząsnął głową i ruszył za Gabrielem. Niestety zdążyli tylko przejść parę kroków, gdy wpadł na nich jakiś mały grubasek w koszuli hawajskiej i bermudach, tez hawajskich.
- Michael! Gabriel! Finally you!/Michał! Gabriel! Wreszcie jesteście! – wykrzyknął i zaczął ściskać obu mężczyzn. - And you must be Igor. Nice to meet you! I'm John. John Carter.
/ A ty musisz być Igor. Miło cię poznać! Ja jestem John. John Carter. – Grubasek dopadł do Igora i zaczął go ściskać i obcałowywać jakby byli dawno nie widzącymi się kumplami a nie zupełnie dla siebie obcymi facetami.
- Nice to met you too – wystękał Igor między jednym uściskiem a drugim, modląc się w duchu by ten jego szczątkowy angielski będzie w miarę zrozumiały, a gdy facet w końcu go puścił, skupiając się na Michale, zaczął sobie wyrzucać, że nie przykładał się bardziej do nauki angielskiego.
Na szczęście grubasek cały czas coś gadał to do Gabriela, to do Michała, jego zostawiając w spokoju, więc mógł spokojnie iść z tyłu. Jednak zanim całkiem ich zaabsorbował, Igor zdążył jeszcze przypomnieć ojcu o kupnie świeżej karty pamięci do aparatu. Kiedy wyszli przed budynek, gorące powietrze uderzyło w niego niczym gigantyczna ściana. Na szczęście nie trwało to długo, albowiem John zaraz załadował ich bagaże do samochodu. Samochodu z przyjemną klimatyzacją.
Przez cała drogę Igor patrzył się z rozdziawioną buzią przez okno, co chwila pstrykając zdjęcia, to mijanym budynkom, to różnobarwnym ludziom. W końcu dojechali, a zdziwienie Igora jeszcze się powiększyło. Ogromny dwupiętrowy dom z ogromnymi oknami, tarasami, basenem, niekończącą się plażą i bezkresnym morzem. I nie ważne było, że plaża jest pełna ludzi, a to, że jest bardzo blisko.
Zaraz po tym jak zostali ulokowani w pokojach, gospodarz zawołał ich na obiad, który przygotowała jego żona, miła staruszka, która na szczęście nie była tak gadatliwa jak mąż, gadający przez cały czas. I nawet pożywienie nie było go w stanie zapchać. Niestety Igor nie był w stanie zrozumieć o czym on mówi, rozróżniając tylko niektóre słowa, czasami jakieś krótkie zdanie, w przeciwieństwie do Michała i Gabriela, którzy prowadzili konwersację bez żadnego skrępowania i problemów językowych.
- I jak wrażenia? – spytał Gabriel kiedy po posiłku Igor rozpakowywał swój bagaż, układając wszystko w szafie.
- Strasznie dużo wszystkiego, jakbym... trafił do innego świata.
Gabriel roześmiał się rozbawiony.
- Przyzwyczaisz się. Wiesz... - zawahał się – nigdy nie robiliśmy nic razem. Może teraz byśmy razem pozwiedzali miasto?
- Chętnie. – Igor nie wiedział co ojciec miał zamiar zwiedzać, ale było mu to na rękę. Może gdyby lepiej znał angielski... A tak bal się, że mógłby się zgubić i nie trafić „do domu”.
Następnego dnia, po śniadaniu, które zjedli, ku zaskoczeniu Igora, bez Michała, ruszył z ojcem zwiedzać. Przez kilka następnych dni zwiedzali wszystkie turystyczne i nie tylko atrakcje, aż w pewnym momencie Igor miał tego dość. Zdążył już się oswoić z panującą tu atmosferą i poznać otoczenie na tyle, by móc spokojnie poruszać się samemu po mieście. No i oczywiście plaża i morze zaczęły go wzywać. Przeprosił więc ojca i wytłumaczył mu, że woli iść popływać i poopalać się, bo nie wiadomo kiedy taka okazja znowu się zdarzy, a to wszystko, co oglądali i mieli jeszcze obejrzeć, można znaleźć w Internecie. Na szczęście, wbrew jego obawom, Gabriel nie pogniewał się, a ni nawet nie zmartwił słowami Igora. Poklepał go po plecach i życzył miłej zabawy. Igor odetchnął z ulgą, a chwilę potem rozkładał ręcznik na gorącym piasku, pod ogromnym kolorowym parasolem, w który wyposażył go przemiły gospodarz. Przez jakiś czas siedział w cieniu parasola, z rozbawieniem oglądając kąpiących się ludzi, aż w końcu sam zdecydował się wejść do wody. Doszedł do linii brzegowej i zdębiał. Wśród ogromnych fal można było zobaczyć popisujących się swoimi umiejętnościami surferów, wśród których wyróżniał się zwłaszcza jeden. I chociaż jego twarz co rusz zakrywały twarze, to jednak Igor doskonale wiedział kto to jest, za sprawą jadowitej zieleni włosów.
- Co ty tu robisz? Nie powinieneś pracować? – spytał się, kiedy w końcu Michał wyszedł na brzeg i odbierał słowa podziwu od gapiów.
- Dzisiaj zrobiłem sobie wolne – odparł Michał próbując uporządkować niesforne mokre włosy. Postanowiliśmy sobie ze Sznyclem trochę popływać.
- Ze Sznyclem? – zdumiał się chłopak, na co Michał zerknął w dół. Kiedy Igor spojrzał za jego wzrokiem zobaczył żałośnie wyglądającego kota w kolorowej czapeczce na głowie.
- Nawet nie wiesz jak Sznycel uwielbia surfować.
Igor próbował sobie wyobrazić kota na desce, jednak nie potrafił. Przeszli jakiś kawałek, uważając by nikogo nie nadepnąć ani nie uderzyć deską. Doszli do dużego ręcznika plażowego. Michał wbił obok niego deskę, zdjął kotu czapeczkę i zaczął go wycierać mniejszym ręcznikiem.
- A ty gdzie się rozłożyłeś? – zainteresował się Michał, nie przerywając zajęcia. Igor machnął ręką w kierunku swojego parasola. – pewnie dopiero przyszedłeś i jeszcze się nie kąpałeś?
- Zgada się.
- W takim razie idź. – Michał uśmiechnął się. – My na razie mamy dosyć, więc pójdziemy sobie odpocząć, ale ty nie krępuj się, baw się. Może nawet poznasz tutaj kogoś...
- Taa, jasne – mruknął – zwłaszcza z moją znajomością języka...
Michał roześmiał się.
- Nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił – powiedział, po czym pozbierał rzeczy, powiedział do kota: - Chodź, Sznycel, dostaniesz kocimiętki. – I obaj odeszli, ścigani spojrzeniami innych plażowiczów.
Następne dni mijały Igorów na opalaniu się i pływaniu. Na początku miał pewne problemy, gdy przyszło do kupna jedzenia, ale poradził sobie z tym w bardzo prosty sposób. Poświęcił dwa dni na obserwowanie każdej po kolei budki z jedzeniem, wsłuchiwaniem się w to, co mówią klienci i zapamiętywaniem tego. Trzeciego dnia postanowił spróbować i zamówić hot-doga. Na szczęście sprzedawca zrozumiał bezbłędnie, a on zrozumiał wypowiedzianą przez tamtego cenę. Od tamtej pory zamawiał jedzenie już bez problemów językowych, jak również finansowych, albowiem gotówki którą dostał od Michała starczało nie tylko na plażowe frykasy, ale również najróżniejsze souveniry. Jednak mimo iż zakupy, wycieczki z ojcem i morze były tym czego z niecierpliwością wyczekiwał, to jednak po jakimś czasie przestało mu to wystarczać. Na początku nie wiedział co to było, aż w końcu zrozumiał: brakowało mu towarzystwa, kogoś z kim by mógł porozmawiać nie zastanawiając się nad każdym słowem i nie podpierając się słownikiem, jak to czynił w tych nielicznych rozmowach z Johnem. Wprawdzie miał ojca, który gotów był porzucić wszelkie turystyczne atrakcje oferowane przez Sydney oraz Michała, który mógłby dla niego pracować nawet w nocy, aby tylko dnie mieć wolne, jednak on wolał kogoś bardziej w swoim wieku. Niestety nieznajomość języka była barierą nie do przebycia.
Jednak, jak lubił powtarzać Michał, nigdy nic nie wiadomo. Któregoś razu, gdy wracał do swojego ręcznika z zakupioną zapiekanką, wpadł na kogoś. Odruchowo przeprosił po polsku i ruszył dalej, lecz zdążył zrobić tylko dwa kroki, gdy usłyszał:
- Nic się nie stało. – Nie mógł uwierzyć, ktoś odezwał się po polsku! Odwrócił się i zobaczył mocno opalonego blondyna. Złapał go za ramię.
- Przepraszam, jesteś Polakiem?
Blondyn uśmiechnął się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Nie, jestem stąd. Ale moja babcia pochodziła z Polski i nauczyła mnie swojego ojczystego języka.
Dopiero teraz Michał zauważył, że język blondyna jest nieco twardy, a wypowiadane przez niego słowa często zalatywały angielskim, jednak Michałowi to nie przeszkadzało, tak był szczęśliwy, że w końcu może z kimś porozmawiać.
- Wybacz, że tak cię zaczepiam, ale zaskoczyło mnie, że mogę porozmawiać z kimś po polsku. Wiesz, kiepsko znam angielski, no i... - uśmiechnął się troszkę głupkowato.
- Rozumiem – blondyn uśmiechnął się. – Chciałbyś nawiązać wakacyjne znajomości, ale nie masz jak.
- Dokładnie.
- Jeśli chcesz, mogę to być ja. Jestem Cameron. – blondyn wyciągnął rękę.
- A ja Igor. - Chłopak był wniebowzięty.
- Pewnie do tej pory oglądałeś to, co oferują turystyczne przewodniki, co? – spytał Cameron obejmując Igora ramieniem, a gdy uzyskał twierdzące kiwnięcie głową, mówił dalej: - wszyscy tutaj oglądają to gówno, nie wiedząc, co tracą. Ale spoko, ja ci pokażę prawdziwe atrakcje tego miasta. Chcesz?
- No pewnie!
Od tego dnia dla Igora zaczęła się prawdziwa wakacyjna zabawa. Jego nowy znajomy okazał się świetnie zorientowany we wszystkich rozrywkach oferowywanych przez to miasto, znał każdy lokal, wiedział gdzie można się nieźle zabawić. Co dzień, a potem i co noc zdradzał tajemnice miasta Igorowi, powoli wprowadzając go w swoje środowisko, poznają ze swoimi znajomymi. I Igorowi już nawet nie przeszkadzało, że nie zna dobrze angielskiego, bo Cameron zawsze był przy nim i wszystko tłumaczył. Tak był tym wszystkim ucieszony, że nie zauważał, że Cameron powoli i nieubłaganie ściąga na niego zagładę. Nie wzbudziło w nim nawet niepokoju, gdy zaproponowano mu działkę narkotyków, dla lepszej zabawy. Odmówił z pełną stanowczością, jednak kiedy zaproponowano drinki z wyższej pólki, milczał. Chociaż nie wszystkie z nich mu smakowały, to jednak pił je, nie chcąc wyjść w towarzystwie na mięczaka. A ponieważ koledzy Camerona pili ich dużo i często, więc i on często wracał do domu pijany. Przez jakiś zas mu się udawało, jednak w końcu natknął się na Michała.
- A ty czemu tak późno wracasz? – mruknął mężczyzna marszcząc groźnie brwi.
- Zwiedzałem sobie – mruknął Igor próbując utrzymać pion, co było nieco trudne.
- O tej porze? Jest trzecia w nocy.
- No i co z tego. Myślisz, że tylko muzea można zwiedzać? – wypity alkohol dodawał mu animuszu.
- Gdzie ty się włóczysz? I z kim?
Igor próbował go zignorować i przejść do swojego pokoju, jednak Michał złapał go za ramię i odwrócił twarzą do siebie.
- Gadaj natychmiast! – wykrzyknął. – Gdzie się włóczysz i z kim!
- Nie twój pieprzony interes!
Michał groźnie zmarszczył brwi.
- Masz szlaban na dwa tygodnie!
- Mam to w dupie! Nie możesz mi nic zabronić, nie jesteś moim ojcem!
- Nie? To się przekonasz! A teraz marsz do pokoju i nie waż mi się z niego wyłazić, bo gorzko tego pożałujesz!
- A żebyś wiedział! – warknął Igor i trzasnął drzwiami, znikając w swoim pokoju.
Michał ciężko westchnął i popatrzył w stronę pokoju w którym spał z Gabrielem. Na szczęście ta wymiana zdań nie obudziła go.
Następnego dnia, po śniadaniu Igor próbował wyjść z domu, lecz został zatrzymany przez Michała, który wyjątkowo był w domu. Próbował wymknąć się przez okno, lecz mężczyzna przewidział to, bo czekał na chłopaka tuż za rogiem domu. Jeszcze parę razy próbował się wymknąć, lecz za każdym razem Michał mu to udaremniał, aż w końcu Michał postanowił trzymać Igora blisko siebie, co oznaczało pracę w domu, ale jemu to nie przeszkadzało, ustawiał sobie wszystko tak, że jego nieobecność na placu budowy nie powodowała przestojów w pracy. A jeśli chodzi o Gabriela, to całe dnie spędzał na zwiedzaniu, a jeśli zdarzyło się, że w jakiś sposób zmienił tą swoją wakacyjną rutynę, Michał zawsze znajdował jakieś wytłumaczenie dla obecności swojej i Igora w domu.
To wszystko cholernie wkurwiało Igora. Już od paru dni nie widział Camerona i jego przyjaciół i czuł jakiś niedosyt. Niestety wszelkie jego próby uwolnienia się od Michała spełzały na niczym. Postanowił wiec wziąć się na sposób. Wiedział, ze ejgo strażnik tez kiedyś musi iść spać. Nie wiedział ile Michał jest w stanie wytrzymać bez snu, lecz wiedział, że jeśli cierpliwie poczeka, w końcu mu się uda. Stało się to dwa dni później, gdy Michał zasnął nad laptopem. Igor ubrał się szybko i wymknął z domu, modląc się w duchu żeby Cameron był w ich ulubionym lokalu.
Wszedł do środka i skierował się do stolika przy którym zawsze siadali. I uśmiech rozświetlił jego twarz. Byli! Wszyscy! Dosiadł się do nich, witany wylewnie, a w jego ręce szybko pojawił się kieliszek z jakimś drinkiem.
- Gdzieś ty był, kiedy cię nie było? – zapytał Cameron a Igor opowiedział o kłótni z Michałem i ich przepychankach.
- Poor thing./Biedactwo – powiedziała jedna z dziewczyn, kiedy Cameron przetłumaczył wszystkim jego słowa i wcisnęła w rękę kolejny kieliszek z drinkiem.
Igor machnął lekceważąco ręką na znak, by nie przejmowali się tym więcej, tak jak i on się nie przejmuje. Przez resztę nocy bawili się wędrując od lokalu do lokalu. Po drodze towarzystwo powoli się wykruszało aż został tylko Igor, Cameron i Jack, jeden z bliskich kumpli Camerona. Bawili się coraz intensywniej, a alkohol lał się coraz większymi strumieniami, aż w pewnym momencie Igor stracił kontakt z rzeczywistością.
Przebudzenie było brutalne, kac wielki jak nigdy dotąd próbował rozwalić mu czaszkę, w ustach czuł dziwny smak, jakby rzygowin, a gdy próbował się podnieść poczuł ból w dole pleców. Jęknął opadając do wcześniejszej pozycji. Dopiero po dość długiej chwili udało mu się podnieść głowę i rozejrzeć wokół w miarę przytomnym wzrokiem. I przeraził się. Leżał w jakiejs ciemnej i wąskiej uliczce obok kontenera na śmieci z opuszczonymi spodniami. I mimo iż jego mózg nie pracował jeszcze tak jak powinien, dotarło do niego, że stało się coś niedobrego. Przez chwilę jeszcze łudził się, że po prostu chciał się wypróżnić i zasnął w trakcie, ale kłujący przy każdym ruchu i próbie dotknięcia, ból siedzenia i krew na ręce nie pozostawiały złudzeń. Dotarło do niego, że właśnie został zgwałcony. Świadomość tego wywołała w nim odruch wymiotny. Pochylił się i dławiąc się wypluł na ulicę żółć. Kiedy już nie miał siły na wymioty, skulił się i zapłakał. Kulił się i płakał nie zwracając uwagi na to iż jego włosy brudzą się wyrzyganą wcześniej żółcią. Nie wiedział ile to trwało, ale w pewnym momencie łzy przestały płynąć, za to przyszło otępienie i zobojętnienie. I zimno. Pokonując ból podniósł się i powoli założył ubranie, po czym wyszedł z uliczki. Dopiero gdy znalazł się na głównej ulicy poznał okolicę. Okazało się, ze był niedaleko domu. Na ile pozwalał mu ból ruszył do domu, wszedł po cichu, mając nadzieję, że Michał jeszcze nie wstał. Bura była teraz ostatnią rzeczą, której potrzebował. Na szczęście dla niego, Michał wciąż spał tam gdzie zasnął. Igor spojrzał na wiszący w salonie zegar. No tak, nic dziwnego, że Michał spał, była dopiero piąta rano. Ale znając go, mógł wstać w każdej chwili, więc Igor przemknął do łazienki i rozebrał się. wszedł pod prysznic chcąc zmyć z siebie cały ten brud, mając nadzieję, że gorąca woda pomoże mu się pozbyć tego wszystkiego czego nie chciał pamiętać. Szybko ściągnął ubrania i wszedł pod prysznic. Odkręcił gorącą wodę i zaczął się szorować mocno szczotką. Czuł się jakby był cały brudny, jakby ten brud wżerał mu się w skórę. Jednak mimo iż szorował prawie do krwi, to uczucie nie znikało. Szczotka i mydło wypadły mu z ręki. Skulił się i zaczął płakać. Nie wiedział ile tak leżał w brodziku, nawet po tym jak łzy przestały już lecieć. W końcu powoli się podniósł, zakręcił wodę i wyszedł. Założył szlafrok i pokonując wciąż pulsujący ból i ogólne osłabienie poczłapał do swojego pokoju.
- Wszystko w porządku? – usłyszał nagle. Drgnął przestraszony i powoli odwrócił się. Zobaczył Michała. – Nie wyglądasz zbyt dobrze.
- Chyba... chyba coś mnie bierze. Nie czuję się zbyt dobrze – skłamał modląc się w duchu, żeby Michał uwierzył w to kłamstwo.
Mężczyzna podszedł i położył mu rękę na czole.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknął histerycznie i odskoczył łapiąc spazmatycznie powietrze. Nie chciał by ktokolwiek go teraz dotykał. Miał wrażenie jakby każdy dotyk go palił. – Nie chcę żebyś się zaraził, masz przecież dużo ważnej pracy – dodał szybko, widząc zdumione spojrzenie Michała.
- Idź do łóżka, przyniosę ci jakieś prochy – powiedział Michał i odszedł, a Igor odetchnął z ulgą.
Doszedł do pokoju i zakopał się pod kołdrą nie zdejmując szlafroka. Skulił się w pozycji embrionalnej. Emocje znów próbowały się z niego wydostać poprzez łzy, ale powstrzymywał je wiedząc, ze zaraz przyjdzie Michał. I przyszedł. Wyciągnął w stronę Igora rękę z kilkoma tabletkami oraz szklankę z wodą. Chłopak bez słowa wziął je i obficie popijając połknął.
- Zmierz temperaturę. – W zasięgu wzroku Igora znalazł się termometr. Znowu posłusznie wykonał polecenie.
Michał wyszedł, a Igor leżał niczym otępiały. Miał wrażenie, że czas się zatrzymał. W końcu Michał wrócił.
- Prawie trzydzieści dziewięć – mruknął. – Niedobrze. Gdzieś ty się tak doprawił?
- Nie wiem – wyszeptał. Nawet mówić mu się nie chciało, tylko spać.
- Mam nadzieję, ze te prochy ci pomogą, bo jak nie, to trzeba będzie wezwać lekarza.
Igor drgnął przestraszony, ale nie wiedział co powiedzieć, by nie wydało się to podejrzane, więc tylko kiwnął głową. Kiedy Michał wyszedł zapadł w sen, chociaż najchętniej by zniknął, przestał istnieć.
Michał wyszedł od Igora. Martwiła go ta nagła choroba Igora. Nagle jego wzrok padł na mokre ślady na podłodze. Przeszedł do łazienki i wyciągnąwszy z szafy mopa wziął się za czyszczenie mokrych śladów. Kiedy po skończeniu wrócił do łazienki zauważył porozrzucane w nieładzie ubrania Igora. Westchnął ciężko i zaczął je zbierać. Nagle znieruchomiał, a jego twarz stężała. Na majtkach dostrzegł czerwone plamy. Były mokre, ale przy dotyku nie brudziły, co oznaczało, że nie jest to żadna farba tylko... krew. W miejscu, w którym mogły oznaczać tylko jedno. Przez chwilę tał nieruchomo wpatrując się w krwawe plamy, aż w końcu wyciągnął komórkę i wybrał pewien numer, a gdy połączenie zostało nawiązane powiedział:
- Cześć Korba. Czas spłacić dług.
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
- Mówiłeś, że nie muszę ci oddawać tej kasy.
- Nie o kasę mi chodzi.
- A o co? – zdumiał się Korba.
- Wypożycz mi Juniora na jakiś czas.
- Juniora? A na cholerę ci on?!
- Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Powinno ci wystarczyć, że to nic nielegalnego i, co najważniejsze, nie będziesz mi po tym już nic winien.
- Dobrze wiesz, że po tym co dla mnie zrobiłeś, będę miał u ciebie dług do końca życia.
- Korba, to nie czas na wykłócanie się – Michał westchnął. – Mam tu pewien problem do rozwiązania i potrzebuję Juniora.
- A ty przypadkiem nie miałeś wyjechać gdzieś...
- I wyjechałem. Siedzę obecnie w Sydney. – Michał usłyszał w słuchawce gwizd podziwu. – Z tego co pamiętam, Junior ma jeszcze aktualny paszport.
- No ma, ma.
- Więc pakuj go w samolot, niech tu przylatuje natychmiast
- Czekaj, czekaj, to nie takie proste. Kupiłem ostatnio trochę części i się spłukałem. Muszę poszukać kogoś, kto mi pożyczy kasy.
- O kasę się nie martw, prześle ci na konto ile trzeba.
- Michał... – w głosie Korby słychać było wyrzut.- Chcesz, żebym miał wyrzuty sumienia?
- Nie marudź. To sytuacja wyjątkowa, nie doliczaj jej do długu.
Korba westchnął.
- Niech ci będzie. To co mam powiedzieć Juniorowi?
- Że zadzwonię pod wieczór i wszystko mu wyjaśnię.
- Ok.
Zakończył rozmowę i przeszedł do salonu, gdzie stał jego laptop. Trzeba będzie kupić bilet dla Juniora i porozmawiać z Johnem. Nie chciał mu podawać prawdziwych przyczyn przyjazdu kolejnego dzieciaka, bo wiedział, że tamten by się nie zgodził.