1.
Ptaszki wesoło świergoliły gdzieś między gałęziami rosnącego pod oknem rozłożystego wiązu. Zupełnie jak gdyby specjalnie próbowały doprowadzić do wściekłości śpiącego jeszcze w najlepsze mężczyznę. Przeklęte ptaszyska! Akurat TO drzewo wybrały sobie na zebranie ptasiego kółka różańcowego. Ze wszystkich drzew w okolicy musiały przylecieć właśnie na to..
- Kurwa - jęknął z wielkim bólem przewracając się na drugi bok. Na nic innego nie był w stanie się w tej chwili zdobyć. Przysłowie mówi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. No, w sumie, przynajmniej teraz wie, jak wygląda kac gigant! Gdyby tylko nie te ptaszyska...
Nagle, jakby wszystkie nieszczęścia zmówiły się, by właśnie w tej chwili pohałasować nad umęczoną głową trzeźwiejącego człeka, drzwi wejściowe otwarły się z zawodzeniem. Od dawna już wydawały z siebie taki właśnie dźwięk, nie pisk, nie skrzypnięcie a zawodzenie właśnie, dając tym samym do wiadomości, że zawiasy pilnie potrzebują oliwienia.
Gość? Mężczyzna nie spodziewał się żadnych, zwłaszcza w tej porze dnia.
- Hej,
żuczku! Jesteś? - W mieszkaniu rozbrzmiał wesoły głosik.
No fantastycznie! Jeszcze tego mu brakowało!
- Nie ma mnie! - odkrzyknął podrywając się lekko do góry i zaraz syknął z bólu, który sprawił nagły ruch.
- Aha. Więc kto mi odpowiada, duchy? - zakpił młody, ciemnowłosy chłopak, stając w progu.
- Buuuu... - zawył złowieszczo leżący na podłodze mężczyzna, lecz zaraz się skrzywił. Chyba nie takie odgłosy wydają duchy, pomyślał. - Czego chcesz? - mruknął łypiąc na gościa jednym okiem. Drugie pozostało zamknięte, na wszelki wypadek, gdyby jakiś niesforny promyk słońca nie poraził jego źrenicy, wpadając nagle przez okno. Chłopak popatrzył na niego wymownie. - A tak, zapomniałem. Czego chcesz,
świerszczyku? - spytał wysilając się na, mniej lub bardziej, uprzejmy uśmiech.
- Tak lepiej - stwierdził chłopak zadowolony z tego małego zwycięstwa. - Jak długo zamierzasz tak gnić na podłodze?
- Hmm... Do końca świata? - podsunął mężczyzna.
- Oj, żuczku, nie trzeba było tak chlać wczoraj - "Świerszczyk" pokręcił głową z dezaprobatą.
- Kto powiedział, że piłem wczoraj. - Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo.
- Powinieneś zbastować, bo źle się to skończy. - Chłopak pokręcił głową, cofnął się na korytarz i ruszył w stronę kuchni.
- Tego jeszcze brakowało, żeby mnie wychowywał taki szczylowaty homoś - krzyknął za nim "żuczek".
- Może i jestem szczylowaty, może jestem homosiem, ale przynajmniej wolniej się starzeję! - odgryzł się chłopak. - No, i nie jestem impotentem - oznajmił, ponownie pojawiając się w progu pomieszczenia ze szklanką wody w dłoni i szerokim uśmiechem na ustach.
- Że co proszę?! - mężczyzna poderwał się do pozycji siedzącej. Poczerwieniał na twarzy, nie koniecznie ze wstydu. Był na tyle wzburzony oskarżeniami młodszego, że zignorował nawet szarpiący ból w skroni.
- Ostatnio sam musiałem się bawić, bo ty nie dałeś rady - chłopak wzruszył ramionami. Mężczyzna wycelował w niego palec i z zaciętą, poważną miną, oznajmił:
- To pomówienia!
- Tak, jasne. Trzymaj, pijaczyno! - Kręcąc głową z dezaprobatą podał mężczyźnie szklankę. "Żuczek" wypił zawartość naczynia jednym haustem i westchnął z ulgą.
- Lepiej? - spytał chłopak.
- Noo... Jesteś aniołem, wiesz?
- Wiem - przytaknął "świerszczyk" przewracając oczami.
- To, tego... Po co właściwie przyszedłeś? - wrócił do tematu mężczyzna.
- Żeby sprawdzić czy żyjesz. Wszyscy szukają cię od wczoraj.
- Wszyscy? - nie zrozumiał "żuczek".
- Tak, wszyscy. No wiesz, Kaśka, Bartek, Rolo, Bolo i Lolo? Czy twój przeżarty alkoholem umysł pamięta jeszcze kim oni są? - zakpił młody.
- No, trojaczki kojarzę. - Nawet gdyby bardzo się starał, nie mógłby ich nie kojarzyć. W końcu mieszkał, i przepił z nimi prawie całą zawodówkę.
- No, to Kaśkę też powinieneś pamiętać. To ta, co ciągle jest na haju i zawsze trzyma "cukierki" w kieszeniach kurtki.
- A Bartek?
- Pięknie, kurwa, pięknie. - Zaklął chłopak. - Własnego brata nie pamiętasz?
- Ach, TEN Bartek! - Olśnienie przyszło tak nagle, że aż sam się zdziwił, że jego mózg potrafi tak świetnie pracować, nawet na kacu.
- Może lepiej powinieneś się przespać - uznał przekornie chłopak.
- Ptaszki mi nie dają - poskarżył się mężczyzna. Mina "świerszczyka" w tamtej chwili - bezcenna.
- Czyje ptaszki? - syknął przez zaciśnięte zęby.
- Te za oknem, zboczeńcu! - obruszył się "żuczek".
- Oby! - Głos ciemnowłosego mógłby z powodzeniem zamrozić roztapiające się lodowce. Mężczyznę aż przeszedł dreszcz. Chłopak podszedł do okna, wychylił się przez nie i na całe gardło wrzasnął:
- SPIERDALAĆ! LUDZIE CHCĄ SPAĆ!
Zaskoczone i wystraszone krzykiem ptaszydła, wzbiły się w powietrze.
- Mój bohater - wzruszył się mężczyzna, z podziwem wpatrując się w swojego przyjaciela. Westchnął marzycielsko. Co on by bez niego zrobił?
Poznali się przez przypadek. Jego brat miał się ożenić. Korzystając z okazji, że nie został zaproszony na uroczystą kolację zaręczynową, Michał postanowił po swojemu uczcić tę wyjątkową okoliczność. Narąbany jak metr drzewa w lesie, wyszedł z baru około północy i powlókł się do domu. A przynajmniej tak mu się wydawało. Dopiero, kiedy dotarł na szlak turystyczny uzmysłowił sobie, że po wyjściu z knajpy powinien był skręcić w prawo, w stronę miasta, a nie w lewo, gdzie, niecałe trzy kilometry dalej zaczynał się gęsty las. Zawrócił, jednak nie odnalazł drogi powrotnej do domu. Wręcz przeciwnie, zamiast do głównej trasy, wszedł jeszcze głębiej w zarośla. Widocznie zbyt wiele razy skręcał w lewo. Nie pamiętał nawet w jaki sposób znalazł się nad urwiskiem, nazywanym przez miejscowych "wilczym dołem". Pamiętał tylko niesamowity, choć w większej części przytłumiony znaczną zawartością alkoholu we krwi, zapierający dech widok na całą okolicę roztaczający się z urwiska.
- Oo... pięknie, kurwa - stwierdził nagle jakoś dziwnie rozczulony, po czym padł jak długi w wysoką trawę, zasypiając praktycznie jeszcze w locie.
Obudził go dziwny odgłos. Coś jakby płacz, albo coś, pomyślał otwierając jedno oko. Pierwszym co zobaczył, i poczuł, było zielone źdźbło trawy kłujące go w nos. Otworzył drugie oko i podniósł wzrok wyżej. Zamarł. Tuż nad krawędzią urwiska ktoś stał. Michał z trudem przełknął ślinę. Dużo się słyszało o tym miejscu, choć on, oczywiście, nigdy we wszystkie te bujdy nie wierzył. W mieście znana była jednak legenda o łkającym nad wilczym dołem duchu, którego rodziców i rodzeństwo rozstrzelali tu Niemcy w czasie wojny. Co prawda, nikt nigdy nie widział tego ducha... Ale Michał musiał przyznać, że widok pochylonego nad przepaścią młodzika trochę go wystraszył. Chłopak zanosił się płaczem i skacowanemu Michałowi zrobiło się go nagle żal. Że też dzieciak akurat takie miejsce sobie wybrał na wylewanie łez. Chociaż, gdyby tak pomyśleć, to może miał rację? Z daleka od ludzi, nikt go nie słyszy, nikt go nie widzi...
Zrozumienie przyszło tak niespodziewanie, że Michał otrzeźwiał nagle, zapominając zupełnie o durnej legendzie o duchach.
Z daleka od ludzi, nikt nie słyszy, nikt nie widzi! Przecież to idealne miejsce, żeby pożegnać się z życiem!
Niewiele myśląc poderwał się z ziemi, ignorując protestujące mięśnie, które od zbyt długiego leżenia w jednej pozycji trochę zardzewiały, i lekko chwiejnym krokiem podszedł do chłopaka. Złapał go w pół i odciągnął od krawędzi. Dzieciak wrzasnął przerażony i zaskoczony nagłą napaścią. Kiedy byli już dostatecznie daleko od przepaści, Michał puścił "ducha". Teraz mógł już w stu procentach potwierdzić, że legenda o łkającej nad wilczym dołem duszy, to tylko bajka. Ten, który dzisiaj płakał nad przepaścią był jak najbardziej żywy. I mocno wystraszony.
- Zwariowałeś, młody?! Chcesz stąd skakać? Na głowę upadłeś? - pytał spokojnie wpatrując się w śliczną twarzyczkę, może siedemnastoletniego dzieciaka. Skrzywił się mimowolnie, zdając sobie sprawę, że uwaga o skakaniu na główkę była raczej nie na miejscu.
- Nic ci do tego! - wrzasnął młodzik szybko odzyskując rezon. Omal nie wyzionął ducha, kiedy nagle ktoś chwycił go w pasie i zaczął ciągnąć do tyłu. Stanowczo zbyt dużo się nasłuchał o duchach wędrujących po lesie opowiadanych przez kolegów w szkole.
- Może i nic - przyznał mężczyzna. - Ale samobój to bardzo głupia sprawa.
- Taa? A skąd TY możesz o tym wiedzieć? - rzucił hardo chłopak.
Michał westchnął.
- Słuchaj, cokolwiek się stało, nie mogło być na tyle straszne, żebyś musiał się zabijać - powiedział spokojnie. Młody naburmuszył się. Jego twarz pełna była smutku, którego Michał nigdy dotąd nie widział.
- Wyznałem dzisiaj komuś miłość... a on... on powiedział, że jestem za młody - chlipnął chłopak.
- To jeszcze nie powód, żeby skakać. - Michał wzruszył ramionami.
- Niedługo się żeni - dodał dzieciak pociągając nosem.
- Aha. Rozumiem - powiedział mężczyzna, choć tak naprawdę wcale nie rozumiał. Po prostu do tej pory nigdy jakoś się nie zakochał. Przynajmniej nie tak tragicznie.
- Powiedział, że jestem młody i że mi się pomyliło.... SUKINSYN! PIEPRZONY PANTOFLARZ! - wrzasnął nagle ze złością. - Co on, kurwa, może o mnie wiedzieć, co?! Skąd wie, że się mylę?! No, skąd?!
- Ach, więc to facet! - Michała nagle olśniło. Pacnął się w czoło i roześmiał. Dopiero do niego dotarło o czym właściwie gada młodzik. Chłopak spojrzał na niego jak na kosmitę.
- Dziwny jesteś - stwierdził.
- Mam kaca, więc wszelkie informacje docierają do mnie wolniej niż zwykle - wzruszył ramionami mężczyzna. - Michał jestem, miło mi - uśmiechnął się wyciągając rękę na powitanie.
- Mi też miło - burknął młody i z wahaniem uścisnął podaną mu dłoń dopiero teraz zastanawiając się skąd ten facet w ogóle się tu wziął. Przecież rozglądał się czy aby nikt go nie widzi i nikogo w najbliższej okolicy nie zauważył.
- A... imię? - zapytał mężczyzna.
Chłopak milczał długo wpatrując się w niego podejrzliwie.
- Skąd się tu wziąłeś?
- W jakim sensie? - odpowiedział pytaniem Michał.
- Nie było cię tu wcześniej - zauważył chłopak.
- Byłem. O tam, w trawie - Michał wskazał palcem miejsce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej gniótł trawę. - Więc, imię?
Chłopaka ciekawiło jak to się stało, że nie zauważył prawie dwumetrowego człowieka przechodząc zaraz obok niego, ale zrzucił to na karb swojej wielkiej rozpaczy. W końcu nie co dziennie dowiaduje się, że obiekt jego długoletnich westchnień się żeni.
- Nie będziesz się śmiał jak ci powiem? - spytał, zerkając na mężczyznę spod gniewnie ściągniętych brwi.
- Nie, spoko! - obiecał Michał, choć kąciki ust już mu drgały zdradliwie. Młody jeszcze przez chwilę pogryzł się z własnymi myślami, porozglądał po lesie, by w końcu westchnąć ciężko i, niemal szeptem, powiedział:
- Wit.
- Hmm? Jak? - dopytywał Michał. Wydawało mu się, że się przesłyszał, choć nie mógł być pewien.
- Wit! - powtórzył głośniej chłopak, a mężczyzna, wbrew złożonej wcześniej obietnicy, roześmiał się w głos. Śmiał się jak głupiec, sam sobie nie potrafiąc narzucić samokontroli. Młody czekał cierpliwie, choć w środku zagotował się ze złości. Właściwie, to powinien się już przyzwyczaić, gdyż wszyscy reagowali na jego imię w taki sam sposób. W końcu, śmiech mężczyzny wkurzył go do tego stopnia, że odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę miasta.
- Hej... Hej, Wit, no i gdzieś polazł? Cha cha cha... No, sorry, stary! Wracaj tu, gdzie idziesz? - Michał na przemian śmiejąc się i usiłując coś powiedzieć, podążył za chłopakiem.
- Do domu idę! - warknął młody, rozeźlony.
- Ale ty tak na serio? Nie wkręcasz mnie? Na serio nazywasz się Wit? He he, kurwa, co za imię - mruknął do siebie. - Nie Witek, czy Witold?
- Nie! Jak nie wierzysz, to twoja sprawa! Dlaczego za mną leziesz, tak w ogóle? Przez ciebie i tak straciłem ochotę na skakanie z urwiska, więc spadaj! - warknął Wit nie odwracając się nawet do rozmówcy.
- Znasz drogę do miasta, więc idę za tobą - wzruszył ramionami Michał. Powoli, bardzo powoli, uspokajał się. Szedł za chłopakiem uśmiechając się szeroko. Młody miał charakterek, co bardzo mu się podobało, a do tego był niewiarygodnie uroczy i Michał stwierdził, że nie miałby nic przeciwko bliższemu poznaniu.
- Trzeba był łosiem, żeby się zgubić w lesie - rzucił przez ramię chłopak.
- Nie, wystarczy się upić, tak jak ja - stwierdził Michał.
- Łoś czy świnia, co za różnica? - młody wzruszył ramionami.
- Cięty masz języczek. Podoba mi się to - uznał mężczyzna.
- Możesz tylko pomarzyć o tym języczku, pijaku! - fuknął Wit i przyspieszył kroku. Michał zaśmiał się pod nosem. O tak, dzieciak zdecydowanie mu się podobał.
- Dobra, jesteśmy już w mieście, więc możesz przestać mnie śledzić! - wściekał się Wit. „Towarzysz” zdążył już dać mu się we znaki podczas marszu przez las. Wciąż go zagadywał choć wiedział, że chłopak nie ma ochoty rozmawiać.
- Ee? Serio? - udawał głupiego Michał. Byli już prawie w centrum, ale jemu wcale nie spieszyło się, by opuścić nowego znajomego. - No, ale chyba powinienem się upewnić, że dotrzesz cało do domu, nie?
- Zbytek łaski! A poza tym, co cię to właściwie obchodzi?
- Może mi się po prostu podobasz? - wzruszył ramionami mężczyzna. Chłopak zatrzymał się gwałtownie i, nie do końca trzeźwy, Michał omal na niego nie wpadł.
- Jesteś dla mnie za stary - uznał Wit lustrując go wzrokiem od stóp do głów. - Poza tym, nie lubię pijaków.
- To nie problem - wzruszył ramionami podmiot oględzin. - Właściwie to piję tylko od wielkiego święta.
- Serio? A dzisiaj? Co to było za święto?
- Mój brat się żeni.
- Aha. I?
- Nie zostałem zaproszony na przyjęcie zaręczynowe.
- O? A to dlaczego? - spytał chłopak bez zbytniego zainteresowania.
Michał wzruszył ramionami.
- Może wstydzi się brata nieudacznika.
- Starszy czy młodszy? - zapytał Wit podejrzliwie mrużąc oczy.
- Kto? Mój brat? Młodszy. O dwa lata.
- Więc ma...
- Dwadzieścia pięć.
- To znaczy, że ty masz dwadzieścia siedem, tak? O kurwa, jesteś prawie dziesięć lat ode mnie starszy! - zaśmiał się chłopak.
- I co w tym złego? - oburzył się Michał.
- Mówiłem ci, że jesteś dla mnie za stary.
- E tam! Co to jest dziesięć lat? - machnął ręką mężczyzna.
- Dokładnie to osiem, bo ja mam dziewiętnaście. Prawie - sprecyzował Wit.
- No widzisz! Nawet nie dziesięć, tylko osiem! - ucieszył się Michał.
- Zawsze tak masz? - spytał chłopak po chwili milczenia, przyglądając się rozmówcy z niekrytym zaciekawieniem.
- Znaczy jak?
- No, tak! Przyczepiasz się do zupełnie obcego człowieka i nawijasz mu makaron na uszy?
- Nie zawsze. Tylko jeśli mam przeczucie, że to będzie interesująca znajomość - wyjaśnił Michał. - Taki szósty zmysł, można powiedzieć.
- Aha, i ja jestem interesujący? - zakpił Wit.
- Mówiłem ci, że mi się podobasz - przypomniał mężczyzna.
- Naprawdę jesteś dziwny - stwierdził Wit kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie rozumiał dlaczego zupełnie obcy facet najpierw ratuje go przez skokiem, a potem wlecze się za nim do domu, pieprząc trzy po trzy. W dodatku, mimo iż cuchnął wódą na metr, nie wydawał się być pijany.
- Okej. Niech ci będzie - przewrócił oczami. - Możesz mnie odprowadzić do domu.
- Super! - Michał klasnął w dłonie. Podszedł do Wita, chwycił go za rękę i pociągnął za sobą. Chłopak nawet nie zaprotestował nieco zdezorientowany taką śmiałością.
- Mówił ci ktoś już, że zachowujesz się jak dzieciak? - spytał tylko wskazując drogę.
- Owszem, mój brat ciągle mi to powtarza - wyznał, uśmiechnięty od ucha do ucha, Michał. - Nazywa mnie Piotrusiem Panem.
- Mi bardziej przypominasz żuka gnojarza - sarknął młody.
- Coraz bardziej mi się podoba ten twój podły charakterek, wiesz?
Wit uśmiechnął się pod nosem i pewniej chwycił dłoń mężczyzny. W końcu, raz się żyje.
Kiedy stanęli przed domem Wita, chłopak zawahał się.
- Co jest? - spytał Michał.
- Mam wątpliwości - wyznał młody.
- Dlaczego?
- No, bo wczoraj powiedziałem kilka paskudnych rzeczy siostrze.
- Boisz się, że wyrzuci cię za próg?
- No, coś w tym stylu.
- W takim razie nie masz się czym martwić. - Michał wzruszył ramionami. Wit rzucił mu pytające spojrzenie.
- Dlaczego? - spytał, nie rozumiejąc.
- Bo już stoisz za progiem - uśmiechnął się mężczyzna. Te słowa poprawiły humor chłopakowi. Przynajmniej na chwilę.
Michał zapukał do drzwi. Przez chwilę nic się nie działo, lecz, kiedy podniósł rękę, by zapukać ponownie, drzwi stanęły otworem.
- Ty przeklęty gówniarzu! - wrzasnęła ciemnowłosa furia w rozmazanym makijażu. Michał aż się cofnął na jej widok. - Czy ty wiesz, cośmy przez ciebie przeszli?! Zwariowałeś, żeby tak uciekać po nocy?!
- Uczesałabyś się chociaż - powiedział Wit spokojnie. - Ludzie na ciebie patrzą.
- Kurwa mać, Wit! - krzyczała dziewczyna.
- Kochanie, uspokój się! - Młody mężczyzna w okularach podszedł do niej i uspokajająco położył dłonie na jej szczupłych ramionach. - Spokojnie, kochanie, przecież już wrócił. Nie ma się co denerwować.
Wit na sekundę wstrzymał oddech na widok mężczyzny. Michał również. Nagle, ku zdziwieniu stojącego obok chłopaka, puścił jego dłoń, chowając ręce za plecami. Młody nie zdążył nawet zapytać co się stało, kiedy narzeczony siostry ze zdziwieniem i lekkim niepokojem zmierzył gościa wzrokiem.
- Co ty tu robisz? - spytał podejrzliwie.
- Przyprowadziłem zgubę. - Michał wzruszył ramionami.
- To widzę. - Mężczyzna zgromił gościa wzrokiem.
- To po co pytasz? - "Gość" z niejaką satysfakcją odwzajemnił spojrzenie.
- Bartek, kto to jest? - spytała w końcu dziewczyna przytulając się do ramienia narzeczonego. Michał kątem oka wyłapał zawiedzioną minę Wita. Aha. Więc to o tym gościu mówił w nocy? Mężczyzna, którego kochał, żenił się z jego siostrą.
- To mój brat - oznajmił Bartek.
- Miło mi - uśmiechnął się mężczyzna głupkowato. - Jestem Michał.
- Um... mi też - odparła dziewczyna niepewnie. - Wit, wejdź do środka - rozkazała bratu, który wcale nie miał zamiaru wykonywać jej poleceń. Skrzyżował ręce na piersi, fuknął urażony i odwrócił głowę w bok. Dziewczyna zapieniła się ze złości, na szczęście stojący obok narzeczony powstrzymał ją przed wybuchnięciem.
- Wit, może wejdziemy do środka i pogadamy na spokojnie, co? - zaproponował Bartek. Chłopak przygryzł dolną wargę. Sam nie wiedział czego chce, ale widok ukochanego w ramionach siostry był wyjątkowo bolesny.
- Możesz iść ze mną, jeśli chcesz - zaproponował Michał, widząc wahanie Wita. Chłopak podniósł na niego wzrok, jakby chciał zbadać, czy mężczyzna mówi serio.
- Ani się waż, Wit! Bo, jak Boga kocham, powiem rodzicom! - zagroziła dziewczyna.
- Martynko, skarbie, nie denerwuj się - uspokajał Bartek, ale narzeczona tym razem nie pozwoliła się tak łatwo ugłaskać.
- Jak mam się nie denerwować?! Twój brat bałamuci mojego brata, a ty mi się każesz uspokoić?! Do ciężkiej cholery! Dzwonię do mamy! - to powiedziawszy dziewczyna odwróciła się na pięcie i zniknęła w głębi domu.
- Martyna, mówię serio, wyluzuj, bo to tylko zaszkodzi dziecku! - krzyknął za nią Bartek. Michał parsknął, zaraz jednak zakrył usta dłonią. Pięknie, zrobił jej jeszcze dzieciaka. A to dobre, pomyślał i w tej samej chwili poczuł jak palce Wita zaciskają się na rękawie jego kurtki. Zerknął na niego i zaniepokoił się. Chłopak pobladł strasznie, a oczy zaszły mu łzami, wyglądał jakby miał się lada chwila załamać. Michał objął go ramieniem.
- Zabieram go - oznajmił, kierując te słowa do brata. Bartek odwrócił się do niego gwałtownie.
- Co? Gdzie?
- Gdziekolwiek. Nie martw się, nic mu się ze mną nie stanie - zapewnił i cofnął się, ciągnąc nie opierającego się chłopaka za sobą. Bartek rozdarty pomiędzy chęcią uspokojenia narzeczonej, a zatrzymaniem brata, przed, jego zdaniem, porwaniem chłopaka, zrobił to, co w jego mniemaniu przyniesie większe korzyści dla obu stron.
- Przyprowadź go później - rzucił do brata zanim zamknął drzwi.
Michał westchnął, złapał Wita za rękę i pociągnął za sobą. Nie miał pojęcia co z nim teraz zrobić, ale uznał, że zostawienie go tutaj nie byłoby najlepszym wyjściem.
- Nie martw się, młody - zagadnął. - Jakoś to będzie.
Wit pociągnął nosem, ale nie odpowiedział