Pod moim i twoim niebem 1
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 02 2013 12:21:07


Prolog - Niebo północne


"Jeśli kosmici odwiedzą nas kiedykolwiek, myślę, że skutki mogą być podobne, jak w przypadku odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Jak wiadomo, wydarzenie to okazało się niezbyt pomyślne dla rdzennych mieszkańców tego kontynentu. Wystarczy nam zresztą przyjrzeć się samym sobie, aby dojść do wniosku, że inteligentne życie może w swym rozwoju przybrać postać, z jaką wolelibyśmy się raczej nie spotkać."
- Stephen Howking

"Jest to niebezpieczeństwo, które do tej pory oglądaliśmy jedynie na ekranach kin, ale teraz jest tutaj, jest realne i chce nas zniszczyć. Nie możemy odwrócić wzroku od tego, co dzieje się w Azji, to nie jest problem jednego kraju, to jest problem całego świata i jako całość musimy mu się przeciwstawić, jako całość musimy być gotowi na poświęcenie. To nie jest wróg, który będzie chciał pertraktować, którego da się przekupić. To jest wróg, którego należy zniszczyć bez względu na koszty.
Już kiedyś zmierzyliśmy się z katastrofą tego typu, już kiedyś udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie podjąć wspólny wysiłek i zjednoczyć się przeciwko wrogowi. Wtedy ten trud został zaprzepaszczony przez niewłaściwe decyzje, nie pozwólmy na to teraz. Potrzebujemy stworzyć koalicję ludzkości i nie patrząc na koszty, stworzyć broń, która ich powstrzyma. Chyba nie muszę stawiać ultimatum jesteście z nami, albo przeciwko nam. Nie wiem, co za szaleniec chciałby być z nimi."

- z przemowy prezydenta USA po atakach w Indiach i Chińskiej Republice Ludowej

"Jest coś strasznego w ich spojrzeniu. Jest pełne nienasyconego głodu. Jest to tym bardziej przerażające, gdy stajesz z nimi twarzą w twarz."
- kapitan Jushiro Ukitake pilot Zanpakutou typu Bankai

"Walczymy z nimi przeszło czterdzieści lat i wciąż nic o nich nie wiemy. Nie znamy ich organizacji, nie wiemy jakie są ich prawdziwe cele. Nie wiemy, czy działają rozmyślnie, czy bardziej instynktownie. Nie znamy ich, dlatego gdy tylko idziemy krok do przodu, zaraz musimy się cofnąć o dwa. Nie możemy ich po prostu bezmyślnie zabijać, musimy wiedzieć z kim walczymy."
- z zapisu rozprawy Kisuke Urahary oskarżonego o nielegalne eksperymenty

"Żyjemy w bardziej niż niepokojących czasach i chociaż niepokój ten wynika z ciągle prowadzonej wojny, to ma również swoje źrodło w dawno podjętych decyzjach. Żyjemy tak, jak teraz tylko dzięki temu, że postanowiona, że w pierwszej kolejności z pożogi będą ratowane zdobycze najnowszej technologii, że naukowcy i badacze nauk ścisłych mają pierwszeństwo, że będą o wiele bardziej przydatni przy odbudowie potencjału ludzkości, jeżeli kiedykolwiek wygralibyśmy tę wojnę. Tylko, czy po tych wszystkich latach, to nadal będzie ludzkość? Czy w pokoleniach, które rodzą się i wychowują, nie mając dostępu do, chociażby odrobiny, humanizmu, szkolonych tylko i wyłącznie do konkretnych potrzeb wojny, będzie jeszcze coś z człowiewieczństwa? Wystarczy spojrzeć na pilotów Espady, by podzielić moje obawy."
- Kaname Tousen, emerytowowany pilot, redaktor naczelny "Głosu Seireitei"

"Oczywiście nie możemy pochwalać takich zachowań, jak te które prezentował Kisuke Urahara, ale nie można się z nim nie zgodzić w jednej kwesti - chęci poszerzenia wiedzy. Jedną z cech, która czyni nas czymś więcej, jest ciekawość, która przezwycięża strach przed nieznanym. Potrzeba zadawania trudnych pytań. Na przykład, skoro są dla nas tak obcy, to czy kiedykolwiek będziemy w stanie ich tak na prawdę zrozumieć, czy jedynie na siłę wepchniemy ich we własne aksjomaty? Stanąć na ich miejscu i pojąć, to byłoby interesujące, nieprawdaż?"
- wywiad z doktorem Sousuke Aizenem dla "Głosu Seireitei"

"Papierosy? Spoko nawet coś za to uda ci się załatwić, na pewno więcej niż za ta nic nie znaczący żołd, który ktoś hucznie nazwał pieniądzem. Ale jakby udało ci się załatwić czekoladę, to nie było drzwi, które by się przed tobą zamknęły. Ładna jesteś może pomachaj gdzieś tyłkiem, pokaż cycki komuś z Gotei, albo jeszcze lepiej zarwij kogoś z Espady, oni dostają większe porcje, za misje obarczone wyższym ryzykiem. Pamiętaj czekolada, to prawdziwe złoto w tej zamkniętej dziurze."
- Ginjo, pracownik jednostki logistycznej, bimbrownik, paser

"Eeeee, czemu tak z rana? No więc... Chyba świadomość, że jesteś tam sam, zdany tylko na siebie."
"Odpowiedzialność za życie ludzi, które mi powierzono."
"Nic."
"Skoro i tak wszyscy zdechniemy, to lepiej tam niż w tej pierdolonej norze."
"Żeby zajebać jak najwięcej tych skurwysynów z jak największym pierdolnięciem, nie?"

- odpowiedzi pilotów Espady, stacjonujących w bazie Seireitei, na pytanie "co czujesz, gdy jesteś wysyłany za linie ataku?"

"Pierwsi Puści pojawili się w Indochinach w 2027 roku, później Ameryka Południowa w 2029 i Północna rok później. Rozpoczyna się projekt Zanpakutou - powstaje pierwszy Zanpaktou typu Bankai - jak również rozpoczyna się budowa umocnień na linii Uralu, w tym przyszłej bazy Seireitei. W 2032 Puści pojawili się w Europie Zachodniej. W tym momencie pada łączność satelitarna.
Puści, którzy pojawiali się w tamtym czasie mieli od dwóch do maksimum siedmiu metrów wysokości i najcześniej animalistyczną formę. Rozróżniono typy zarówno pełzające, jak i latające - przykłady znajdziecie w waszych materiałach szkoleniowych - na szczęście do tej pory nie odkryto typów plywających. Siedem lat temu pierwszy raz zaobserwowano Pustego typu Menos Grande. Te potwory mogą mierzyć nawet dwadzieścia metrów wysokości. Ich forma jest mocno uproszczona - przykład na stronie dwudziestej piątej. W porównaniu z pierwszymi Pustymi są wolniejsze, jak również, prawdopodobnie, mniej inteligentne. Co nie czyni z nich mniej niebezpiecznych. Jeżeli będziecie mieli szczęście nigdy się z nimi nie spotkacie."

- wykład dla pilotów Zanpakutou typu Shikai w bazie Seiretei
-

Rozdział I - Ursa Minor


W hangarach bazy Seireitei zawsze panował hałas, dla kogoś kto tylko wpadał raz na jakiś czas po pięciu minutach stawał się uciążliwy - wiercenie, spawanie, wrzaski, piłowanie metalu, jeszcze więcej wrzasków, wysokie piski elektroniki - dla osób, które przebywały tam prawie cały czas, to wszystko stawało się odległym tłem, jednostajnym szumem gdzies na granicy świadomości.
Ichigo siedział po turecku na podłodze i nie miał absolutnie żadnych problemów, by skupić się na kolejnych komunikatach wyświetlających się na ekranie miernika. Wszystko wygląda na to, że wreszcie udało mu się pozbyć tej usterki z programu kontrolującego lewą nogę. Oczywiście okazało się, że problem jest dużo mniejszy niż sądził na poczatku, ale dobrze wiedząc, kto jest pilotem tego Zanpakutou wolał przesadzić niż cokolwiek pominąć.
- No dobra - mruknął do siebie, nie czując się głupio, że gada do siebie. W tym hałasie i tak by nikt nie usłyszał.
Odłączył miernik, podniósł się i spojrzał na maszynę przed sobą. Na cztery metry i osiem ton ostatniego przebłysku geniuszu ludzkości. Zanpakutou, ucieleśnienie najbardziej zaawansowanych technologi zamkniętych w formę, służącą tylko i wyłącznie zabijaniu. Ciekawe, kto wpadł na pomysł by Zanpakutou były humanoidalne. Chyba miały odzwierciedlać gniew ludzkości. Tylko wątpliwe, żeby Puści zrozumieli taką aluzję.
- Zobaczmy, czy czegoś jeszcze ci nie brakuje, biedaku - powiedział, klepiąc maszynę po śnieżnobiałej, nie licząc licznych wgniotek otarć i rys, karoseri i wchodząc drabiną do kokpitu pilota.
Jak zwykle walnął się w tył głowy, gdy próbował usiąść na fotelu - cóż Zanpakutou były mocno zindywidualizowane i nie chodziło tylko o wygląd zewnętrzny, ale również o ustawienia wewnątrz, wszystko by pilot czuł się jak najbardziej komfortowo podczas walki, miło - przeklął pod nosem sam na siebie. Kiedyś powie nie, gdy po raz kolejny będzie musiał zajmować się tą konkretną maszyną. Spróbował się w miarę wygodnie usadowić ze swoimi długimi nogami w tej małej przestrzeni. Zamknął kokpit, odcinając się od odgłosów hangaru grubą warstwą, przyciemnionej szyby pancernej. Tuz przed oczami zadyndał mu biały króliczek - właścicielce pewnie w żaden sposób nie przeszkadzał, ale mu zasłaniał widok. Odetchnął tylko głębiej, nie chciał się wyżywać na maszynie, bo jedynie narobi sobie jeszcze więcej pracy. Przez chwilę pozwolił sobie na delektowanie się cichym buczeniem maszyneri.
- Włącz: tryb naprawczy - powiedział w końcu. - Poziom dostępu: Ichigo Kurosaki 15071410.
- Dostęp udzielony, pyon! - odpowiedział wesoły, piskliwy głosik programu i przednia szyba rozświetliła się czerwienią ekranu z danymi technicznymi.
W normalnym trybie program wyświetliłby przyrządy elektronicznego pola walki - celowniki, radar, stan uzbrojenia i aminucji. Ichigo marzył, żeby zobaczyć taki ekran. Niestety w tej chwili mógł jedynie pomarzyć. Chciał zostać pilotem, nawet zgłosił się na ochotnika podczas naboru do bazy Seiretei. Pomimo doskonałych wyników z testów sprawnościowych i szybkości reakcji, nie został przyjęty. Do tej pory nie wiedział dlaczego. Faktycznie w czasie wstępnego szkolenia wszystkich pracowników bazy nacisnął kilku nauczycielom na odcisk swoim raczej krótkim temperamentem, ale bez przesady. Poza tym wątpliwe, żeby jakiś szkoleniowiec miał aż takie kontakty, by zablokować go podczas naboru do Gotei. Chociaż o tyle dobrze, że w końcu przenieśli go do hangaru i pozwolili mu zajać się naprawą Zanpakutou. Mógł sobie na nie popatrzeć. Taa, bardzo pocieszające, mruknął do siebie w myślach.
- Test: lewa noga - polecił nieco znudzonym głosem.
Zabuczało i poczuł, jak maszyna porusza się nieznacznie. Z komunikatów wynikało, że wszystko jest w porządku.
- Zakończ. Test: prawa noga.
Tutaj też było w porządku. Mógł jeszcze zrobić testy równowagi, ale to by było chyba już nadgorliwość.
Zapukano w szybkę, albo raczej porządnie w nią przywalono, skoro to usłyszał. Zerknął w bok i skinął głową dziewczynie po drugiej stronie. Swoja drogą miała na sobie czarny mundur Gotei, czyli jej oddział miał dzisiaj stan gotowości bojowej. Nie zwolniono jej ze służby, pomimo niesprawnego Zanpakutou. Pewnie w razie czego wysłano by ją do stonowiska artylerii, tylko co ona biedna miałaby tam robić.
- Wyloguj - powiedział.
- Wylogowano, pyon! - poinformował go program na do widzenia.
Otworzył właz kokpitu.
- Nie za wygodnie ci? - przywitała się Rukia, pochylając się do środka, chyba chciała sprawdzić, czy niczego jej nie poprzestawiał.
- Ta, może gdybym uciął sobie nogi w kolanach - mruknął, ale nie ruszył się z miejsca. - Powinno być okej, ale sprawdź go jeszcze w bojówce - przeszedł do razu do interesów. - Swoją drogą zgłoś zapotrzebowanie na nową klawiaturę analogową, ta którą masz, wygląda jakby powiedziała, że kiepsko rysujesz, gdy miałaś okres.
- Ciesz się, że nie wzięłam jakiegoś klucza, bo bym ci przywaliła - warknęła.
Nie żartowała, przywaliła by mu. Oczywiście byłoby to czułe, przyjacielskie przywalenie po łbie.
- No tak, tak to nie sięgasz, co? - drażnił się z nią dalej. - Za krótkie łapki.
- Pamiętaj, że będę pierwsza na ziemi - ostrzegła.
Już chciał coś jej odpowiedzieć, ale w tym momencie skrzywił sie i chwycił za głowę. Już powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać, w końcu po kilku latach można. Atak zawsze rodził się z tyłu głowy cichym, łatwym do zignorowania chichotem, by zaraz przerodzić się w szaleńczy śmiech, który odbijał się pomiędzy skroniami. Automatycznie zaczynała go boleć głową, chociaż "bolała" to złe słowo, ona go napierdalała jak skurwysyn. Atak jak nagle przychodził, tak nagle znikał po kilkunastu sekundach. Odetchnął głębiej, dochodząc do siebie.
- Nie patrz się tak na mnie - mruknął, widząc czystą troskę na twarzy Rukii. - Nie umieram.
- Powinieneś coś z tym zrobić - powiedziała zmartwiona.
- Oj daj mi spokój, kobieto - warknął rozdrażniony traktowaniem go jak jak dziecka, chociaż wiedział, że dziewczyna nie miała na myśli nic złego. - Daj mi wyjść i sprawdź bojówkę - powiedział, nie miał zamiaru rozmawiać na temat tych ataków.
Kiedyś nawet poszedł z tym do lekarza, ale dowiedział się jedynie, że to pewnie migrena i nic się na to nie poradzi. Ostatnimi czasy nabrał swoich przypuszczeń, może nie co do źródła, ale... pewnej korelacji. Co dziwniejsze sprawdziały się.
Rukia właśnie wdrapała się do kokpitu, gdy rozległ się ryk alarmu.
- REDCON-2 DLA ODDZIAŁÓW GOTEI OD 10 DO 13 I WSZYSTKICH ŻOŁNIERZY ESPADY - zawyły głośniki i w hangarze zrobiło się jeszcze głośniej niż zwykle, oprócz zwykle przebywających w nim techników zaroiło się od przekrzykujących się żołnierzy.
Ichigo machnął tylko Rukii, schował dłonie w kieszenie kombinezonu i odmaszerował, teraz miał przynajmniej trzy godziny wolnego, zanim oddziały wrócą, albo i więcej. Skoro wysyłana była również Espada, to znaczyło, że zapowiadają się cięższe walki.
Sprawdziło się. Jego przypuszczenie znowu się sprawdziło, co zaczynało się robić odrobinę niepokojące. Oczywiście wciąż mógł to być czysty zbieg okoliczności... siedemnasty raz w ciagu trzech miesięcy? Watpliwe. Chociaż naprawdę wolałby, gdyby to był jednak przypadek. Jeżeli nie, oznaczałoby to, że jest w stanie wyczuć atak wcześniej niż radary. Ciekawe, co by powiedzieli we wczesnym ostrzeganiu, gdyby się im tym pochwalił. Pewnie by go zlali, albo posłali na jakis stół operacyjny.
Zamyślony nie zwracał uwagi na otoczenie, dlatego też nie zauważył idącego na przeciwko mężczyzny. Zauważył go dopiero, gdy ten brutalnie odepchnął go ze swojej drogi, nawet się nie zatrzymując
- Z drogi, niewale - warknął. - Twoja tchórzliwą dupę idę ratować.
Ichigo już chciał mu coś odpyskować, zwłaszcza że wpadł na skrzynie z częściami zamiennymi i uderzył się prosto w łokieć. Tylko było już za późno. Zobaczył tylko tył białego munduru Espady i niebieskie włosy, gdy gościu podbiegał do trójki ludzi, również Espady. Ichigo zmiął w ustach przekleństwo, kopnął co miał pod akurat po nogą - pusta puszka po oleju nie było niczemu winna, ale do cholery jasnej on też, że go nie wzięli do Gotei. Spróbował się uspokoić, nie było sensu po raz niewiadomo który wkurzać się o to samo. Cóż, plus tego wszystkiego był taki, że istniała większa szansa na wolny symulator walk. Będzie miał się na czym wyżyć. Zerknął jeszcze ramię - członkowie Espady zniknęli już w tłumie - uśmiechnął się odrobinę wrednie, wpadł na naprawdę genialny pomysł, który pomoże mu ukoić nadszarpnięte nerwy.

* * *

- REDCON-2 DLA ODDZIAŁÓW GOTEI OD 10 DO 13 I WSZYSTKICH ŻOŁNIERZY ESPADY.
Grimmjow zaklął pod nosem i pochłonął jeszcze resztkę czekolady, wylizał opakowanie - nigdy by nie pozwolił by się zmarnował chociażby kawałek, za bardzo zapierdalał na tę przyjemność - i wybiegł ze swojej kwatery.
A już się obawiał, że tydzień się skończy, a on ani razu nie wyjdzie do walki. Zaczynał już się powoli nudzić, a nie ma nic gorszego niż znudzony Grimmmjow Jaegerjaquez. Znudzony Grimmjow, to wkurzony Grimmjow. Przekonywał się o tym każdy, kto... nie, po prostu każdy. Czy zachowywał się jak kobieta podczas okresu? Nie. Nie był jakąs babą, żeby mieć humory. Po prostu był stworzony do walki i czuł się we właściwym miejscu, kiedy miał jakiegoś Pustego na celowniku, gdy mógł coś rozwalić swoimi ślicznymi pociskami, gdy mógł poprzecinać te cholerne cielska pazurami swojej Pantery.
Już czuł ten przyjemny dreszczyk, na myśl o zbliżającej się walce. Już czuł się niezwyciężony. Uśmiechal się szeroko, niemalże obłąkańczo - wszyscy schodzili mi z drogi, jak tylko go widzieli, idącego prosto przed siebie jak taran. Wszyscy oprócz jakiegoś pieprzonego, rudego technika, który lazł prosto na niego jak jakaś ciota. Odepchnął go na bok, nie bardzo się przejmując, że chłopak wpadł na jakieś kontenery i chyba się obił.
- Z drogi, niewale - warknął przez ramię. - Twoją tchórzliwą dupę idę ratować.
Gdzieś z przodu mignęły mu białe mundury. Podbiegł do towarzystwa.
- Kurwa one dokładnie wiedzą, kiedy sram - żalił się Nnoitra. - Mają nosa do mojej kupy, gdy tylko ją wyczują od razu przyłażą.
- Co krecik musiał schować się do norki? - zapytał Grimmjow z wrednym uśmiechem, kiwnął głową do Tii i Ulquiorry.
- Żebyś wiedział, jak tylko wrócimy to walnę sobie takiego kloca...
- Że przylezą znowu? - wtrąciła się uprzejmie Tia.
- Kurwa mam nadzieję, że nie!
- Ciesz się, że to nie było podczas trzepania - stwierdził Grimmjow ze wzruszeniem ramion. - Albo co gorsza podczas ruchania.
- Mówisz z własnego doświadczenia? - zapytała Tia.
- Żeby to raz!
Milczący przez całą tą wymianę zdań Ulquiorra, również bez słowa, odłączył się od towarzystwa i skierował do boksu, gdzie stał jego Murciélago. Zaraz za nim Tia kiwnęła głową i poszła w swoją stronę.
- A swoją drogą Starrk wciąż w naprawie? - zapytał sie Grimmjow.
- No, zaczynam podejrzewać, że on to specjalnie robi, żeby móc się opierdalać. Tylko po chuj, jak można coś zapierdolić.
- Dobrze gadasz. No nic. - Przybyli sobie żółwika i bez jakiś ckliwych słówek poszli do swoich maszyn.
Grimmjow stanął przed swoim kochanym maleństwiem, najpiękniejszą i najwspanialszą maszyną. Pantera czekała na niego już rozgrzana i gotowa do startu. Kiwnął głową swoim technikom, jedynym których szanował - w końcu dbali o jego ukochaną - i szybko wspiął się do kokpitu. Zamknał właz przedniej szyby.
- Włącz: tryb bojowy. Poziom dostępu Grimmjow Jeagerjaquez 31071944 - powiedział Podpinając się do stelażu mimicznego nóg i zakładając opaski mimiczne na prawe ramię.
- Dostęp udzielony - odpowiedział program zmysłowym altem. - Podaj hasło.
- Kishire, Pantera - powiedział, podwijając lewy rękaw i odsłaniając czarny, matowy metal protezy.
- Hasło przyjęte. Witamy na pokładzie, królu.
Uśmiechnął się mimowolnie - to nie on wpisał tę linijkę w program, tylko jeden z jego techników, ale absolutnie mu ona nie przeszkadzała - wkładając kolejne wtyki w protezę, podłączając ją do systemu mimicznego - w tej ręce nie miał mięśni, na które mógłby założyć opaski, więc program potrzebował innego dostępu do impulsów nerwowych.
- Tęskniłaś, maleńka?
- Komenda niepoprawna.
- Och już nie bądź taka niedostępna - uwielbiał się drażnić z tym programem, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że to trochę dziwne.
- Komenda niepoprawna.
- Włącz: test systemu mimicznego - polecił w końcu poważnie, podnosząc ramiona do gardy.
Po chwili buczenia i syczenia przed pancerną szyba pojawiła się para potężnych ramion Pantery, uzbrojonych w wielkie, lśniące pazury i działko automatyczne 20 mm podczepione pod prawą ręką. Wykonał dwa proste ciosy przed siebie, które zaraz zostały idealnie powtórzone przez maszynę. Naprawdę czuł się niezwyciężony, gdy patrzył na działanie tego wszystkiego.
- System mimiczny sprawny - poinformował program.
- Wyłącz: test systemu mimicznego.
- Wyłączono.
Gdzieś w tle wył i migał alarm otwieranych olbrzymich drzwi hangaru. Silny wiatr wdarł się do środka, porywając ze sobą jakieś śmieci, puszki, kable.
- Dobra, koniec tego drapania po jajach, czas coś zabić, słodziutka.
- Komenda niepoprawna.
Zaśmiał sie i ruszył do wyjścia. Widział, jak ze swoich boksów wychodzi pozostała trójka. Poruszające się z powolnym dostojeństwiem żelazne monstra. Prawdziwa poezja czystej destrukcji. Zresztą cały hangar zapełnił się obleczonymi w żywą broń żołnierzami Gotei, przy których zwykli ludzie wyglądali jak małe zwierzątka umykające w popłochu do norek i dokładnie na tyle uwagi zasługiwali.
Widział na radarze zbliżające się od zachodu stado małych kropek, ale to nie było jego zmartwienie, od płotek jest Gotei, dla Espady jest o wiele grubsza zwierzyna. Na zewnątrz czekały już na nich śmigłowce, które zabiorą ich za pierwszą linię Pustych, gdzie czekały na nich olbrzymie i powolne Menos Grande. Kochane maleństwa, które aż słodko się rozszarpuje. Uśmiechnął się szeroko na tą myśl. Polowanie czas zacząć.
Jeszcze zdążył zobaczyć gdzieś w dole, jak pierwsi Puści docierają do oddziałów Gotei. O ile dobrze widział, to trafili na jedenastkę, tylko tam było pomalowane w kwiaty niebieskie - Yumichika twierdzi, że to sie nazywa lazurowy - Zanpakutou. A później były już pola, lasy i tylko równomiernie pikanie radaru informowało, że gdzieś tam jeszcze się coś czai.
- Wyłącz: komenda głosowa - polecił, gdy na horyzoncie zamajaczyły czarne cielska i białe mordy Menosów.
Uwielbiał głos swojego programu, ale podczas walki jest za bardzo gadatliwy i biedna mogłaby się jeszcze przegrzać od tych niepoprawnych komend.
- Osiągnięcie celu za czterdzieści sekund - poinformował przez radio pilot śmigłowca.
Zaczynał cieszyć się jak dziecko na myśl o nowej zabawce.
- Trzydzieści sekund.
O już dobrze widział ten długi, spiczasty nos i wielkie zębiska.
- Dwadzieścia sekund.
W dziurze gdzieś na piersi, to by spokojnie się Nnoitra zmieścił.
- Dziesięć sekund. Dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Powodzenia - rzucił jeszcze pilot, odpinając haki i odrywając śmigłowiec do góry.
- Tak jakby było mi potrzebne - mrunął Grimmjow, odpalając swoje silniki, by wylądować idealnie na Menosie.
Wbił głęboko pazury lewej ręki w białą maskę. Potwór zawył przeszywająco - niemalże możnaby pomyśleć, że mają w sobie coś ludzkiego i odczuwają ból - to wtedy Grimmjow wymierzył w gardło z działka i posłał krótką serię sześciu tysięcy pocisków.
- Nażryj się kutasie - warknął z sadystycznym uśmiechem. - Uwaga mogą powodować zatwardzenie. - Zaśmiał się zaraz, gdy przypomniał sobie wcześniejsze jęczenie Nnoitry.
Menos kłapnął mordą - ostatnie pociski rozbiły mu kilka zębów - i zarzucił łbem, na tyle, że pazury Pantery się wyślizgneły. Próbował się ratować wbiciem pazurów z czarne cielsko, ale jak zwykle było niczym kawałek lekkiego materiału, więc opadł ciężko na nogi - dźwigi hydrauliczne zasyczały ciężko, próbując utrzymać równowagę. Na ekranie zamigało mu czerwienią możliwe przeciążenie, ale po prostu to zignorował. Wiedział dużo lepiej, ile tak naprawdę ta maszyna była w stanie wytrzymać. Wyprostował się i odbiegł w bok akurat, żeby uniknać bycia kopniętym przez białą stopę.
- Dajesz panienko - krzyknął, patrząc w górę.
Zerknął jeszcze szybko na radar. Musiał się pospieszyć, bo był jeszcze jeden Menos, który nie był związany walką, a on był najbliżej - świetnie, więcej mięsa dla niego. Posłał jeszcze jedną serię w stronę białej maski, żeby zwrócić uwagę potwora, co mu się udało. Z czarnego cielska, niewiadomo jakim cudem się tam chowała, pojawiła się dłoń, która zaraz po niego sięgnęła. Nawet nie próbował się uchylać o to mu chodziło. Nie przejął się zbytnio zgrzytem metalu tam, gdzie dłoń się zacisnęła.
- Och zjadłbyś sobie, co? - zapytał się niemalże uprzejmie, gdy został podniesiony na wysokość twarzy i gdy Menos otworzył swoją paszczę. - Gówno, a nie obiad! - krzyknął tym razem wbijając obie łapy w maskę nad zębiskami i próbując ją rozerwać.
To wtedy w czarnym gardle zaświeciło coś czerwonego i zaczęło rosnąć.
- Już zgaga?
Puścił prawą łapę i posłał serią z działka po trzymającej go dłoni. Zwyczajnie odpadła a po sekundzie rozwiała się w dym. Wspiął się wyżej na białą maskę, więc jak czerwony promień wystrzelił z gardła Menosa, to przeleciał gdzieś pod jego stopami. Raz jeszcze wbił się pazurami i pociągnął na boki, tym razem skutecznie rozrywając białą maskę. Włączył od razu silniki, by wyhamować upadek, po tym jak po potworze nie został nawet dym.
Spojrzał na kontrolkę paliwa, przy tym drugim nie będzie mógł już tak szaleć.
- Grimmjow znowu się bawisz - odezwała się przez radio Tia. - Pospiesz się, bo przekroczy czerwoną linię.
- Aj, aj mamo - mruknął.
Spojrzał na radar i zaraz zaklął. Przełączył pasmo w radiu.
- Ulquiorra co ty tam robisz, ten jest mój - warknął.
- Wykonuje zadanie - odpowiedział Ulquiorra nieporuszony. - Ty nie zdążyłeś. - Rozłączył się.
- Tch. Pieprzony nietoperz - warknął już do siebie i przy okazji wyżywając się na pobliskim drzewie.
Teraz czekał go spacer do bazy i ewentualnie mógł liczyć na to, że trafi na jakieś niedobitki z Pustych, które zwiały po potyczce z Gotei. Za mało, rozwaliłby coś jeszcze. Może jak wróci, to wyżyje się na symulatorze.

* * *

- Pięknie nam wyrośli - powiedział z uśmiechem, nie sięgającym brązowych oczu, starszy meżczyzna.
Stał na balkonie, z którego doskonale widać było cały hangar, i obserwował żołnierzy Espady, którzy właśnie wychodzili ze swoich maszyn.
- Aj, doktorze Aizen - zgodził się dużo młodszy, srebrnowłosy mężczyzna z szerokim uśmiechem i mrużąc wesoło oczy. - Dobre z niej dzieciaki. A tak swoją drogą doktorze, co chce pan zrobić w sprawie Kurosakiego?
Doktor Aizen uśmiechnął się w sposób od którego przechodzą dreszcze.
- Absolutnie nic - odpowiedział. - Jestem ciekawy, co się stanie, gdy pozostawi się go samemu sobie.
- A mi mamusia mówiła, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Ach Gin - doktor uśmiechnął się pobłażliwie. - Przecież ty nie znałeś swojej matki.
- Ups - powiedział tylko z uśmiechem i wzruszeniem ramion.
I tak jak starszy meżczyzna obok obserwował uważnie młodych ludzi w białych mundurach. I tylko jedno pytanie wisiało powietrzu - byli symbolem wybawienia, czy zagłady ludzkości.