„Cz艂owiek - to brzmi dumnie”. Zdaje si臋, 偶e kto艣 tak kiedy艣 powiedzia艂. Tak samo dumnie brzmi „tolerancja”, kt贸r膮 cz臋sto manifestujemy, nawet je艣li tak naprawd臋 mamy to w dupie. Has艂o brzmi 艂adnie, ale czy tolerancyjni ludzie s膮 tak naprawd臋 tolerancyjni, skoro pot臋piaj膮 homofob贸w albo rasist贸w? Chyba nie.
Ja te偶 nie jestem tolerancyjny, o nie. Nienawidz臋 heteryk贸w tak samo jak gej贸w, cho膰 sam nim jestem. Czy to w og贸le mo偶liwe? 呕e gej jest jednocze艣nie homofobem? Ale taka jest moja prawda - jestem gejem i nienawidz臋 przede wszystkim siebie. Wkurza mnie te偶 ca艂e to gadanie o tolerancji, r贸wno艣ci i tego typu bzdetach. Skoro jeste艣my r贸wni, to dlaczego heterykom nie zabrania si臋 manifestowania swojej „odmienno艣ci” a innym tak? Bo niby co to jest, je艣li para trzyma si臋 za r膮czki na ulicy, albo ca艂uje publicznie je艣li nie manifestacja? A geje po stolicy nie mog膮 sobie po艂azi膰 bo zaraz jest problem. Nie, 偶ebym si臋 za nimi wstawia艂! Nie, nigdy w 偶yciu! Ja nie chc臋 i nigdy nie chcia艂em by膰 jednym z nich. Wychowa艂em si臋 w normalnej rodzinie, katolickiej, wierz膮cej i praktykuj膮cej, sk艂adaj膮cej si臋 przepisowo z mamy, taty i trzech syn贸w. I bardzo lubi艂em to moje 偶ycie! Nie wiem dlaczego nagle tak paskudnie si臋 zmieni艂o. Cho膰 nigdy jako艣 nie czu艂em si臋 dobrze w towarzystwie dziewcz膮t, to zawsze chcia艂em mie膰 dziewczyn臋, a p贸藕niej 偶on臋 i dzieciaki. A potem spad艂a na mnie nowa rzeczywisto艣膰. Moja pierwsza wielka mi艂o艣膰 i niezapomniany zwi膮zek, nazywa艂 si臋 Adam. Chodzili艣my razem na kurs angielskiego. By艂 mi艂y i m贸wi艂 czu艂e s艂贸wka, a ja by艂em naiwny. Jaki艣 czas p贸藕niej okaza艂o si臋, 偶e jest tak samo mi艂y dla kilku innych ch艂opc贸w i dziewczynek. Wszystkim m贸wi艂 to samo, 偶e s膮 najwspanialsi, najlepsi, 偶e ich kocha. Zostawi艂em go. Niech innym nawija makaron na uszy. A w艂a艣nie, co do makaronu - moim kolejnym partnerem by艂 Makaron. Nie wiem sk膮d wzi臋艂a si臋 ta ksywka, ale brzmia艂a zabawnie, wi臋c jako艣 tak wysz艂o. To w艂a艣nie on wprowadzi艂 mnie w 艣wiat, a raczej p贸艂艣wiatek gej贸w, lesbijek i seksu. W narkotyki wprowadzi艂em si臋 sam...
Nie podoba艂o mi si臋 to. Od pocz膮tku. W sumie, nie wiem nawet dlaczego da艂em si臋 w to wci膮gn膮膰. Chyba w jaki艣 spos贸b mi imponowa艂, dlatego za nim poszed艂em jak to ciel臋 na rze藕. A tak naprawd臋 to chcia艂em by膰 normalny, jak moi bracia i rodzice. Szkopu艂 polega艂 na tym, 偶e kobiety mnie nie poci膮ga艂y, a m臋偶czy藕ni tak, a przecie偶 powinno by膰 odwrotnie. Upija艂em si臋, 偶eby nie my艣le膰 o tym, 偶e jestem inny. Wi臋kszo艣膰 moich pijackich eskapad ko艅czy艂o si臋 na pobudce w obcym miejscu, z nieznanym facetem u boku. I szokiem. I ol艣nieniem - znowu to zrobi艂em. A potem to to si臋 budzi艂o, u艣miecha艂o i pyta艂o, czy by艂o mi dobrze. C贸偶, sam seks by艂 niez艂y, gorsze przychodzi艂o p贸藕niej - obrzydzenie, z艂o艣膰 na siebie i moj膮 chor膮 fascynacj臋 m臋skimi cia艂ami. Ale jeszcze gorzej by艂o, kiedy dowiedzieli si臋 moi rodzice i bracia. Mia艂em nadziej臋, 偶e mnie opieprz膮, pobij膮, wy艣l膮 na leczenie, ale oni zrobili co艣 zupe艂nie innego - zaakceptowali to. A tym samym mnie. Jako geja. No czy mo偶na mie膰 wi臋kszego pecha?! W dodatku wszyscy nagle zacz臋li mnie „wspiera膰”, a mama posun臋艂a si臋 nawet do swatania mnie z synami zapoznanych na jakim艣 spotkaniu matek homoseksualist贸w. Bracia wyszukiwali w sieci durne filmy z serii „boys love”, a ich dziewczyny zabiera艂y mnie na zakupy... Co to ostatnie mog艂o mie膰 wsp贸lnego z moj膮 orientacj膮 nie wiem, ale tak by艂o. W dodatku nikt nie chcia艂 s艂ucha膰, kiedy stara艂em si臋 ich przekona膰 do tego, 偶e wcale nie chc臋 by膰 gejem. U艣miechali si臋 z pob艂a偶aniem i lito艣ci膮, m贸wi膮c, 偶e nie powinienem si臋 wp臋dza膰 w paranoj臋, bo przecie偶 oni tu s膮 i mnie wspieraj膮, wi臋c nie musz臋 si臋 wi臋cej wypiera膰 tego kim jestem. O tak, wsparcie rodziny czasami powala na kolana, zw艂aszcza gdy przychodzi niechciane.
Na leczenie poszed艂em sam. Na terapeut臋 wybra艂em kobiet臋, bo przy facecie pewnie straci艂bym g艂ow臋, a ona omal nie wybuchn臋艂a 艣miechem, kiedy poprosi艂em, 偶eby mnie wyleczy艂a. Po chwili rozmowy oznajmi艂a, 偶e homoseksualizm to nie rak i 偶e da si臋 z nim 偶y膰, a ona nie zna przypadku wyleczenia z homoseksualizmu. Kaza艂a zasi臋gn膮膰 rady seksuologa, a 偶e by艂 nim facet i to ca艂kiem do rzeczy - szybko stamt膮d uciek艂em. Postanowi艂em sam zrobi膰 porz膮dek w swoim 偶yciu - umawia艂em si臋 z dziewczynami, raz nawet pr贸bowa艂em heteryckiego seksu. Marnie to wysz艂o i dziewczyna wi臋cej do mnie nie zadzwoni艂a... Ale i tak cieszy艂em si臋, ze spr贸bowa艂em. Przesta艂em te偶 zadawa膰 si臋 z homoseksualistami, znajduj膮c sobie nowych znajomych hetero. Niestety moja orientacja szybko wysz艂a na jaw i sta艂em si臋 wrogiem publicznym numer jeden dla obu stron. Geje mieli mnie za wariata i homofoba, heterycy za geja, i tak to wygl膮da艂o. Przesta艂em si臋 w og贸le udziela膰 spo艂ecznie, powoli staczaj膮c na drog臋 do piek艂a, nadu偶ywaj膮c alkoholu i lekkich drag贸w. Szcz臋艣cie w nieszcz臋艣ciu nie spr贸bowa艂em jeszcze z silniejszymi 艣rodkami, bo 藕le by si臋 to sko艅czy艂o. Zwykle przesiadywa艂em w domu, jako 偶e by艂em w depresji spowodowanej niech臋ci膮 do siebie i ca艂ego 艣wiata, tylko czasami pozwala艂em si臋 wyci膮ga膰 na miasto przez mam臋. No i na parad臋 oczywi艣cie. Nawet je艣li nie chcia艂em to i tak z pomoc膮 taty i braci w ko艅cu uda艂o jej si臋 mnie tam zaci膮gn膮膰. I paradowa艂em jak ten g艂upek w durnej kolorowej koszulce za wielkim posterem „zrzeszenia rodzic贸w homoseksualist贸w” czy jak to si臋 tam nazywa艂o. Wkurza艂o mnie to, ze faceci puszczali do mnie oczka, albo pieprzyli jakie艣 farmazony, typu: „jeste艣 s艂odki”,”do twarzy ci w tej koszulce”, albo „mo偶e masz ochot臋 na tr贸jk膮cik?”. Warcza艂em na wszystkich, w niesko艅czono艣膰 powtarzaj膮c, 偶e nie jestem peda艂em. Ale nawet kiedy u偶ywa艂em s艂owa „peda艂” wszyscy i tak u艣miechali si臋, jakby nie dos艂yszeli, albo nie rozumieli, 偶e pr贸buj臋 ich obra偶a膰. Nikt nie bra艂 mnie na serio, a ja tu cierpia艂em, do cholery! W pewnym momencie po prostu chcia艂em paln膮膰 sobie w 艂eb i sko艅czy膰 z ca艂ym tym cyrkiem.
A potem pozna艂em jego - idea艂 m臋偶czyzny. Wysoki, zgrabny, opalony, i to nie dlatego, 偶e godzinami le偶a艂 w solarium, tylko du偶o czasu sp臋dza艂 na powietrzu. Imponuj膮cy, i nie m贸wi臋 tylko o anatomii... cho膰 nie ukrywam, 偶e ma si臋 czym pochwali膰. Jedyna wada - dost臋pno艣膰. By艂 wzorowym hetero, takim, kt贸rym i ja chcia艂em by膰 - niezale偶ny, prowadzi艂 w艂asny interes. 呕onaty. No, w separacji, ale obr膮czk臋 nosi艂, wi臋c chyba rozwa偶a艂 powr贸t do drugiej po艂贸wki. Na to jednak nie zwraca艂em uwagi dop贸ki mog艂em na niego patrze膰, 艣lini膰 si臋 i od czasu do czasu macha膰 mu z okna. Zawsze odwzajemnia艂 gest z szerokim u艣miechem na ustach. A ja chowa艂em si臋 szybciutko, wyrzucaj膮c sobie, 偶e zachowuj臋 si臋 jak dzieciak. Ale to w og贸le nie moja wina! To moja r臋ka, sama podnosi艂a si臋 i macha艂a. S艂owo daj臋!
Mieszka艂 naprzeciwko i kumplowa艂 si臋 z moim najstarszym bratem. Podobno znali si臋 jeszcze ze szko艂y. Przeprowadzi艂 si臋 tu po rozstaniu z 偶on膮 i czasami do nas wpada艂, ale wtedy zawsze zamyka艂em si臋 w pokoju, gro偶膮c, 偶e je艣li ka偶膮 mi z nim siedzie膰 w salonie, narobi臋 im wstydu. Z czasem rodzice przestali mnie namawia膰 na socjalizowanie si臋. Sp臋dza艂em ca艂e dnie na czytaniu, surfowaniu po sieci, nudzeniu si臋. Mam ju偶 swoje lata, 偶e tak powiem, i powinienem zaj膮膰 si臋 sob膮, znale藕膰 prac臋, albo p贸j艣膰 na studia, ale nie mog艂em. Ba艂em si臋, 偶e zainteresuj臋 si臋 kim艣 i zn贸w wpadn臋 w szpony samego siebie. M贸j pok贸j by艂 moim zamkiem, tu czu艂em si臋 bezpiecznie, odizolowany od 艣wiata zewn臋trznego. Nikt nie m贸g艂 mnie dotkn膮膰, „nawr贸ci膰”, ani wodzi膰 na pokuszenie, a jedyny kontakt ze s艂o艅cem mia艂em patrz膮c w okno. I to mi wystarcza艂o. Dop贸ki nie przysz艂o lato.
Wiadomo jak to jest w lecie, prawda? Ludzie zdejmuj膮 zimowe ciuchy, upi臋kszaj膮 si臋 i w og贸le. A m贸j s膮siad paraduje p贸艂 nago... Cholera, teraz nawet przez okno nie mog艂em wygl膮da膰, 偶eby si臋 nie podnieci膰. Niech szlag jasny trafi mnie i to co艣, co odpowiada za m贸j stan! Nie wiem, kt贸ra to cz臋艣膰 m贸zgu, ale ch臋tnie bym j膮 wyci膮艂. Ale p贸ki co skazany by艂em na niesamowite m臋czarnie, musz膮c patrze膰 na to wspania艂e cia艂o, jednocze艣nie nie mog膮c go dotkn膮膰.
Min臋艂o sporo czasu zanim zdecydowa艂em si臋 wyj艣膰 z mojej kryj贸wki. By艂 wiecz贸r, rodzice siedzieli przed telewizorem, braci nie by艂o. Zazdro艣ci艂em im tego, 偶e mog膮 chodzi膰 na randki. I to z dziewczynami! Wyszed艂em niepostrze偶enie. Pierwszy krok by艂 dla mnie wyj膮tkowo trudny, bo od dawna nie rusza艂em si臋 z domu. Mia艂em nadziej臋, 偶e nie dorobi艂em si臋 agorafobii ani 偶adnej innej fobii. 艢ciemnia艂o si臋, wi臋c czu艂em si臋 pewniej. Po艂azi艂em chwil臋 po o艣wietlonej latarniami ulicy, ciesz膮c si臋 艣wie偶ym powietrzem i w臋druj膮c tak w k贸艂ko, przeszed艂em na drug膮 stron臋 ulicy. Raz i drugi przeparadowa艂em przed jego domem, sam nie wiedz膮c na co licz臋, i go nie zauwa偶y艂em. Mia艂em ju偶 wraca膰, kiedy 艣wiat艂o na ganku zapali艂o si臋.
- Hej! - zawo艂a艂 staj膮c w progu. - Wreszcie si臋 zdecydowa艂e艣, co? - u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Serce za艂omota艂o mi w piersi.
- Na co? - spyta艂em.
- Na opuszczenie pieczary - odpar艂. Ruszy艂 w moj膮 stron臋. - Ju偶 my艣la艂em, 偶e jeste艣 jakim艣 bazyliszkiem, albo smokiem i dlatego trzymaj膮 ci臋 w zamkni臋ciu.
- Nie, jestem tylko... - przerwa艂em zastanawiaj膮c si臋, co powiedzie膰 - chory - doko艅czy艂em.
- Chory? Na s艂o艅ce? - pyta艂 dalej, wci膮偶 id膮c powoli w moim kierunku. Jeszcze nigdy w 偶yciu czas mi si臋 tak nie d艂u偶y艂 jak teraz. A przecie偶 to by艂o tylko sto metr贸w od jego domu do chodnika.
- Nie - odpar艂em.
- Na ludzi? - dr膮偶y艂.
- Mo偶na tak powiedzie膰.
- Aha, wi臋c nie na wszystkich ludzi!
- Powiedzmy, 偶e na p艂e膰 - u艣miechn膮艂em si臋 pod nosem.
- Na kobiety?
- Nie. Na t臋 drug膮 - odpar艂em, a on zatrzyma艂 si臋 w miejscu jakie艣 pi臋膰 metr贸w przede mn膮.
- W takim razie chyba nie powinienem si臋 zbli偶a膰.
- Chyba nie powiniene艣 - zgodzi艂em si臋, cho膰 wszystko we mnie krzycza艂o, protestuj膮c. Jak przez sen zarejestrowa艂em jego posta膰, koszulk臋 z nadrukiem (do tej pory nie wiem co tam by艂o), spodnie khaki i... brak but贸w. Zupe艂nie nie wiem dlaczego jego bose stopy na tle kr贸tko przystrzy偶onego trawnika wyda艂y mi si臋 interesuj膮ce.
- Jako to rodzaj choroby? Uczulenie? Wysypka? - chcia艂 wiedzie膰. W艂a艣ciwie to powinienem uciec, ale jako艣 nie mog艂em si臋 ruszy膰. Moje cia艂o zdecydowanie chcia艂o tu zosta膰, cho膰 rozum podpowiada艂, 偶e nie powinno.
- Na艂贸g - powiedzia艂em, cho膰 nie by艂a to odpowied藕 na jego pytanie.
- Na艂贸g? W jakim sensie? - zdziwi艂 si臋. Albo udawa艂, ze si臋 dziwi, bo u艣miecha艂 si臋, jakby robi艂 sobie ze mnie 偶arty.
- Na艂ogowo uganiam si臋 za facetami - wyzna艂em. Parskn膮艂 艣miechem. Przewidywa艂em, ze tak si臋 to sko艅czy.
- Wybacz, ale to by艂o do艣膰 zabawne - przeprosi艂. - S艂uchaj, wiem, 偶e jeste艣 gejem, okej? Tw贸j brat mi powiedzia艂.
- Wi臋c po co te wszystkie pytania?
- Nie wiem, dla zabawy? Bo wygl膮dasz jak stalker kr臋c膮c si臋 pod moim domem? Wybierz co艣.
- Jeste艣 z艂y? - zaniepokoi艂em si臋. No tak, przecie偶 to normalne, 偶e tak zareaguje.
- Nie, dlaczego mia艂bym by膰? - wzruszy艂 ramionami. - Nie ty pierwszy pad艂e艣 ofiar膮 mojego uroku osobistego - wyszczerzy艂 pi臋kne bia艂e z臋by w u艣miechu. Moje serce stan臋艂o na moment na ten widok. Dobrze, 偶e tylko serce...
- Powinienem ju偶 i艣膰 - rzuci艂em i szybko si臋 wycofa艂em. Kiedy by艂em ju偶 przy drzwiach us艂ysza艂em za plecami:
- Wpadaj cz臋艣ciej!
Czym pr臋dzej uciek艂em do pokoju. Nie zapali艂em 艣wiat艂a, tylko od razu podbieg艂em do okna, przykucn膮艂em pod parapetem i wyjrza艂em niepewnie. Serce mi wali艂o kiedy obserwowa艂em jak wchodzi do domu. Po chwili 艣wiat艂o na ganku zgas艂o, a ja ledwo oddycha艂em. Znowu si臋 zacz臋艂o. Czu艂em, 偶e nie powinienem tam i艣膰! Nie powinienem go widzie膰, rozmawia膰 z nim, ani marzy膰 o nim! Je艣li ci膮gle b臋d臋 to robi膰, to nigdy nie wyzdrowiej臋, nigdy nie pozb臋d臋 si臋 tego uczucia i nie b臋d臋 normalny! M贸j 艣wiat w艂a艣nie si臋 zawali艂 - teraz to ju偶 pewne.
Mamie w ko艅cu uda艂o si臋 zaci膮gn膮膰 mnie na jedno ze spotka艅 jej „grupy”. Koszmar! Wszyscy patrzyli na mnie jak na ufoludka, cho膰 wi臋kszo艣膰 nie mia艂a prawa mnie ocenia膰. Oczywi艣cie na tym偶e spotkaniu zosta艂 poruszony temat mojej niech臋ci do w艂asnej orientacji i jaki艣 psycholog stwierdzi艂, 偶e to nic dziwnego, podobnie jak to, 偶e w艣r贸d heteroseksualist贸w istniej膮 „wielorasowi” rasi艣ci, albo biseksuali艣ci - homofoby. Poczu艂em si臋 usprawiedliwiony, a nawet szcz臋艣liwy, 偶e kto艣 mnie w ko艅cu rozumie. Jednak nie p贸jd臋 wi臋cej na te mitingi. Po powrocie do domu moja, narzucona przez samego siebie, wstrzemi臋藕liwo艣膰 zosta艂a wystawiona na pr贸b臋. Nasz seksowny s膮siad wpad艂 z wizyt膮 i siedzia艂 teraz z ojcem w salonie. U艣miechn膮艂 si臋 czaruj膮co na m贸j widok.
- Witaj s膮siedzie! - przywita艂 si臋. - Droga s膮siadko - zwr贸ci艂 si臋 do mojej mamy. - Czy Miron mo偶e wyj艣膰 si臋 pobawi膰? - spyta艂. To pytanie, z pozoru tak niewinne, sprawi艂o, ze wszyscy os艂upieli艣my. Ja z przestrachu, moi rodzice ze zdziwienia.
- Nie ma mowy!
- Ale偶 oczywi艣cie! - wykrzykn臋li ch贸rem moi rodzice zag艂uszaj膮c moje protesty. Kilka minut p贸藕niej siedzia艂em ju偶 w jego samochodzie, spi臋ty i w z艂ym humorze.
- 殴le si臋 czuj臋 - oznajmi艂em. - Odwie藕 mnie do domu.
- Jakie艣 objawy? - spyta艂.
- Czego?
- Z艂ego samopoczucia. Boli ci臋 co艣?
- Tak, g艂owa i jest mi niedobrze - powiedzia艂em, cho膰 co艣 zupe艂nie innego si臋 ze mn膮 dzia艂o.
- Co艣 jeszcze? Nerwy?
- Tak.
- Serce wali ci jak m艂ot?
- Tak.
- Szumi w uszach?
- Te偶!
- No to kiepsko - powiedzia艂 z powa偶n膮 min膮.
- Co? Dlaczego? Co to jest? Jestem chory? - prawie krzycza艂em. Przez to siedzenie w domu zrobi艂em si臋 strasznym histerykiem.
- Obawiam si臋, 偶e to powa偶na choroba.
- O m贸j Bo偶e, jaka?!
- 呕ycie, przyjacielu, 偶ycie! - odpar艂 z t膮 sam膮 powag膮. - Nie ma na to lekarstwa, ale mo偶esz si臋 jeszcze skonsultowa膰 z lekarzem lub farmaceut膮 je艣li potrzebujesz
- Przesta艂em ci臋 lubi膰 - spojrza艂em na niego wilkiem, z艂y, 偶e stroi sobie ze mnie 偶arty.
- Ojej, a lubi艂e艣?! - wybuchn膮艂 艣miechem. 呕e te偶 w艂a艣nie w kim艣 takim musia艂em si臋 zakocha膰.
Im p贸藕niej si臋 robi艂o tym bardziej chcia艂em wr贸ci膰 do domu. Niestety m贸j towarzysz i przewodnik zaplanowa艂 sobie ca艂y wiecz贸r. Najpierw zrobili艣my rundk臋 po mie艣cie, odwiedzaj膮c po drodze dwa puby. 呕aden z nas nic nie pi艂, ale jak to stwierdzi艂 m贸j towarzysz: „trzeba si臋 pokaza膰”. No to si臋 pokazali艣my, on wymieni艂 kilka u艣cisk贸w z paniami, po偶artowa艂 z panami i zaraz wyszli艣my. Nie rozumiem po co 艂azi膰 po barach skoro si臋 w nich nie pije i zaraz wychodzi. W ka偶dym razie my tak zrobili艣my. Na pytanie: „kto to ten co za tob膮 艂azi” m贸j pan i w艂adca odpowiada艂: „sw贸j”. Od razu wszyscy zacz臋li si臋 u艣miecha膰, wita膰, jakbym naprawd臋 by艂 ich znajomym. Potem wpadli艣my do ma艂ej restauracyjki na... deser. Nigdy w 偶yciu nie jad艂em deseru o tak p贸藕nej porze, a by艂 ju偶 wiecz贸r, ale c贸偶, trzeba pr贸bowa膰 nowo艣ci, prawda? Zam贸wili艣my lody 艣mietankowe z owocami w polewie z prawdziwej czekolady - to偶 to grzech! Ale warto by艂o grzeszy膰, bo deser by艂 wy艣mienity. P贸藕niej wprosili艣my si臋 na czyj膮艣 imprez臋, gdzie kto艣 wcisn膮艂 mi drinka. Wypi艂em jednego, potem drugiego i tak siedem... Od razu powr贸ci艂 m贸j dobry humor. Nie obchodzi艂o mnie nawet w czyim 艂贸偶ku obudz臋 si臋 rano. I nie interesowa艂o mnie to, a偶 do rana!
Pobudka by艂a straszna. G艂owa omal nie p臋k艂a na p贸艂, bola艂y mnie wszystkie mi臋艣nie. Na szcz臋艣cie te, kt贸re zwykle by艂y najbardziej poturbowane podczas moich wypraw tym razem nie ucierpia艂y. Ale obudzi艂em si臋 nie w swoim 艂贸偶ku. To by艂o wi臋ksze i wygodniejsze, z jednym z tych drogich mi臋kkich materacy i bia艂膮 po艣ciel膮. Niestety pr贸cz 艂贸偶ka w pokoju nie by艂o nic. Ciekawe. Wsta艂em i wyszed艂em na korytarzyk. Naprzeciw sypialni by艂a 艂azienka, z kt贸rej zaraz skorzysta艂em, jako 偶e mnie cisn臋艂o. Potem zszed艂em na parter, planuj膮c cichaczem wydosta膰 si臋 z cudzego domu. Przemkn膮艂em niezauwa偶ony przez korytarzyk 艂膮cz膮cy si臋 z otwart膮 kuchni膮 i salonem, i ju偶 by艂em blisko drzwi, kiedy... kto艣 nagle z艂apa艂 mnie za rami臋. Wrzasn膮艂em jak op臋tany. Zw艂aszcza, 偶e wcze艣niej nikogo, ABSOLUTNIE NIKOGO w najbli偶szej okolicy nie zauwa偶y艂em. Duch jaki艣, czy co?
- O rany, cz艂owieku, jaki ty masz g艂os! - Tu偶 za mn膮, z niezmiennym u艣miechem na ustach, sta艂 ON - m贸j s膮siad.
- Mog艂e艣 uprzedzi膰, a nie tak mnie zaskakiwa膰! - pisn膮艂em z wyrzutem, wci膮偶 lekko dr偶膮c. - Omal ducha nie wyzion膮艂em.
- A gdybym wrzasn膮艂 do ciebie z drugiego ko艅ca domu to mniej by艣 si臋 wystraszy艂? - uni贸s艂 brew zdziwiony.
- Nie - przyzna艂em.
- No w艂a艣nie. I co to w og贸le ma by膰? Uciekasz tak bez po偶egnania? Nie艂adnie - pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niesmakiem.
- Zawsze tak robi臋 - mrukn膮艂em do siebie. Niestety, okaza艂o si臋, 偶e gospodarz na wad臋 s艂uchu si臋 nie uskar偶a.
- Zawsze? Czyli jak cz臋sto?
- Czasami. Zdarza si臋 - odpar艂em, nie wdaj膮c si臋 w szczeg贸艂y. Po co mu wiedzie膰, 偶e jak popij臋 jestem wyj膮tkowo 艂atwy? Zreszt膮, kto wie, czy by tego nie wykorzysta艂.
- Zjedz chocia偶 艣niadanie - poprosi艂. - Co sobie o mnie pomy艣l膮 twoi rodzice, kiedy wypuszcz臋 ci臋 g艂odnego z domu?
- Cz艂owieku, mieszkam naprzeciwko! - Na serio nie rozumia艂em jego toku my艣lenia. Mia艂em dwa kroki do w艂asnej kuchni...
- No dobra, po prostu zosta艅, prosz臋. No, chyba 偶e nie chcesz wiedzie膰, co si臋 wczoraj dzia艂o - u艣miechn膮艂 si臋 perfidnie, a偶 krew si臋 we mnie zamarz艂a. Szlag by go... Z drugiej strony, je艣li co艣 spieprzy艂em, warto wiedzie膰 komu si臋 na oczy nie pokazywa膰. Z t膮 my艣l膮 ruszy艂em za nim do kuchni. Usiad艂em grzecznie przy stole, jak przysta艂o na dobrze wychowanego cz艂owieka i czeka艂em, a偶 mi co艣 w ko艅cu powie.
- Masz s艂ab膮 g艂ow臋, wiesz - bardziej stwierdzi艂 ni偶 spyta艂. Zasiad艂 naprzeciw z tajemniczym u艣mieszkiem b艂膮dz膮cym po ustach. Czy to nie dziwne, 偶e facet ci膮gle si臋 szczerzy? Na serio, ile偶 mo偶na si臋 cieszy膰 z 偶ycia?!
- No wiem, to co, powierz mi co si臋 wczoraj dzia艂o? Czy mam si臋 domy艣la膰? - poruszy艂em dr臋cz膮cy mnie temat.
- W sumie nic strasznego. Podrywa艂e艣 wszystkie panienki. Nie wiedzia艂em, ze taki z ciebie ogier - u艣miechn膮艂 si臋 i pu艣ci艂 do mnie oczko. O matko, omal ze wstydu nie umar艂em. - A tak apropo, nie boli ci臋 policzek?
Moja d艂o艅 automatycznie pow臋drowa艂a do twarzy i dok艂adnie j膮 obada艂a. Rzeczywi艣cie, lewy policzek by艂 jakby obola艂y.
- Troch臋 - przyzna艂em. - Dlaczego? Co zrobi艂em?
- Jedna z dziewcz膮t, kt贸re nagabywa艂e艣 w ko艅cu zmi臋k艂a i zacz臋艂a si臋 do ciebie dobiera膰, a ty ni z gruchy, ni z pietruchy oznajmi艂e艣 jej, 偶e ci przy niej nie stanie.
Milcza艂em chwil臋 tak oszo艂omiony tym, co w艂a艣nie us艂ysza艂em, 偶e nawet ten g艂upi, ironiczny u艣mieszek na ustach mojego rozm贸wcy jako艣 ma艂o mnie interesowa艂. Chcia艂em si臋 zapa艣膰 pod ziemi臋. Tam by艂oby mi tak dobrze (z wyj膮tkiem podgryzaj膮cych mnie robali), bez m臋偶czyzn, kobiet, m贸j ma艂y nie mia艂by miejsca, 偶eby rozwin膮膰 skrzyde艂ka... Raj.
- O... m贸j Bo偶e - wyj膮ka艂em w ko艅cu. - Du偶o wypi艂em?
- Stary, jeszcze w 偶yciu nie widzia艂em, 偶eby kto艣 wypi艂 morze alkoholu! Do wczoraj.
- O Bo偶e! - schowa艂em twarz w d艂oniach, 偶eby ukry膰 jako艣 rumieniec wstydu, cho膰 i tak wiedzia艂em, ze nic to nie da. Przed sob膮 samym si臋 nie ukryj臋. - Ale nie mam nawet kaca.
- Bo wi臋kszo艣膰 wyrzyga艂e艣 w krzakach w drodze powrotnej - poinformowa艂 mnie ochoczo.
- O cholera - j臋kn膮艂em zdruzgotany.
- A potem m贸wi艂e艣, ze jestem s艂odki i chcesz mie膰 ze mn膮 dzieci.
- Bo偶e, zabierz mnie teraz, cho膰 jestem w kapciach! - wznios艂em oczy ku sufitowi, lecz 偶adna si艂a wy偶sza nie odpowiedzia艂a na moje pro艣by.
- Masz do艣膰, czy mam kontynuowa膰? - zapyta艂 szczerz膮c si臋 w u艣miechu.
- To jest tego wi臋cej?! - przestraszy艂em si臋.
- Wparowa艂e艣 tu jak do siebie, z艂apa艂e艣 zdj臋cie mojej by艂ej, rzuci艂e艣 je do kominka, po czym wyci膮gn膮艂e艣 swojego „wac艂awa” i... i na nie nasika艂e艣! - Ostatnie s艂owa m贸wi艂 ju偶 艣miej膮c si臋 jak szaleniec, wi臋c musia艂em wyt臋偶y膰 s艂uch, by zrozumie膰.
Zbarania艂em. Co ja, do ci臋偶kiej cholery, wczoraj pi艂em?!
- O... - zacz膮艂em, ale mi przerwa艂.
- Jeszcze jedno „o m贸j Bo偶e” i ci臋 chyba trzepn臋! - ostrzeg艂. - To by艂 ulubiony tekst mojej 偶ony.
- Przepraszam za wszystko! To zdj臋cie te偶 i pewnie narobi艂em ci wstydu. Kurde, dlatego nigdzie nie wychodz臋 - t艂umaczy艂em czuj膮c jak moje policzki p艂on膮 偶ywym ogniem. Kurde, robi艂em r贸偶ne rzeczy, ale tak jeszcze nie narozrabia艂em.
- 呕artujesz? To by艂o genialne - roze艣mia艂 si臋 w g艂os. - Od dawna si臋 tak nie bawi艂em, a ch艂opaki nie chcieli ci臋 wypu艣ci膰 do domu!
- Nic dziwnego skoro robi艂em za klauna. Chocia偶 si臋 po艣miali.
- B艂agam, stary, przesta艅 ju偶. Niejednemu z nas przypomnia艂y si臋 stare dobre czasy.
- I to dobrze? - upewni艂em si臋.
- Wiesz, w por贸wnaniu do mojego niedawnego 偶ycia to co艣 nowego.
- A to dlaczego?
- Przez ostatnie trzy lata 偶y艂em w klatce. Moja 偶ona pochodzi z tak zwanego dobrego domu, jej rodzice to elita. Wymagano ode mnie, 偶ebym by艂 idealny w ka偶dym calu. Dobre maniery, odpowiedni wygl膮d i tak dalej. M臋czy艂em si臋 tylko w ich 艣wiecie.
- Dlatego si臋 rozstali艣cie? - spyta艂em.
- Nie, szmata zdradza艂a mnie na prawo i lewo. Oczywi艣cie te艣ciowie o tym wiedzieli - posmutnia艂. - Wiesz, przed 艣lubem podoba艂o mi si臋, ze jest taka nienasycona. A potem do艂膮czy艂em do firmy jej ojca i zacz膮艂em du偶o pracowa膰, cz臋sto zostawa艂em do p贸藕na. No i sta艂o si臋 to, co w ka偶dym ameryka艅skim filmidle - facet wraca do domu, widzi 偶on臋 z innym, w moim przypadku z innymi. W艣ciek艂y odchodzi, wraca do rodzinnego miasta, znajduje wielk膮 mi艂o艣膰 i wszyscy 偶yj膮 d艂ugo i jest im zielono - wzruszy艂 ramionami.
- I co? Znalaz艂e艣 t臋 mi艂o艣膰? - zmartwi艂em si臋, w my艣lach ju偶 uk艂adaj膮c plan rzucenia si臋 pod ci臋偶ar贸wk臋, kiedy si臋 oka偶e, 偶e faceta z moich sn贸w ju偶 sobie jaka艣 pinda owin臋艂a wok贸艂 palca.
U艣miechn膮艂 si臋 promiennie.
- Ale偶, kochanie, przecie偶 zaledwie wczoraj m贸wi艂e艣, 偶e chcesz mie膰 ze mn膮 dzieci.
- A ju偶 zaczyna艂em ci臋 lubi膰 - prychn膮艂em roze藕lony, ciesz膮c si臋 jak dzieciak gdzie艣 w 艣rodku. Przesta艅 serce, przesta艅. Wstydu oszcz臋d藕! Ju偶 prawie zapomnia艂em jaki jest m贸j master plan! Przecie偶 mia艂em znale藕膰 sobie 艂adn膮 dziewuch臋, sp艂odzi膰 dumnych dziedzic贸w i raz na zawsze sko艅czy膰 z facetami!
A potem zerkn膮艂em na siedz膮cego naprzeciw mnie, jak 偶ywcem wyci膮gni臋tego z jakiej艣 ksi膮偶ki, ksi臋cia. Kogo ja oszukuj臋? Nawet na siedz膮co czuj臋, 偶e mi臋kn膮 mi nogi... a co艣 zupe艂nie innego t臋偶eje... A go艣膰 jest cudowny, a ja nawet d藕wigiem nie podnios臋 czego艣, czego nie podnieca sp贸dniczka.
- Ja nie chc臋 by膰 gejem - wyzna艂em zrezygnowany. U艣miechn膮艂 si臋 z politowaniem.
- A co w tym z艂ego? - spyta艂.
- Jeszcze pytasz? To nienormalne!
- Kto tak twierdzi?
- Wszyscy!
- Chyba 藕le to interpretujesz. Poza tym, na serio chcesz opiera膰 swoj膮 przysz艂o艣膰 o to, co m贸wi膮 ci inni?
- To najgorsze co mog艂o mi si臋 przytrafi膰 - westchn膮艂em. O tak, u偶alanie si臋 nad sob膮 czas zacz膮膰. M贸j nieprzyzwoicie przystojny s膮siad patrzy艂 na mnie z niewiele rozumiej膮c膮 min膮.
- M贸g艂by艣 by膰 sparali偶owany od szyi w d贸艂 - zacz膮艂. - Albo powa偶nie i nieuleczalnie chory. M贸g艂by艣 by膰 katatonikiem, to chyba gorsze od bycia gejem. Homoseksualizm to nie choroba.
- Dla mnie tak! - obstawa艂em przy swoim. - W dodatku nie ma na ni膮 lekarstwa.
- Wola艂by艣 o偶eni膰 si臋 z kobiet膮, kt贸ra ci臋 nie poci膮ga, z kt贸r膮 nie mo偶esz sypia膰, bo ci nie staje? I co, prze偶y艂by艣 z ni膮 kilka lat, i nagle stwierdzi艂by艣, 偶e zrobi艂e艣 najgorszy b艂膮d w swoim 偶yciu. Albo gorzej, wiedzia艂by艣, ze ci臋 zdradza, a dzieci nie s膮 twoje! Ile by艣 tak wytrzyma艂, co?
- My艣lisz, 偶e lepiej jest da膰 dupy pierwszemu lepszemu, kt贸remu wlaz艂e艣 do 艂贸偶ka po pijaku, bo nie masz nad sob膮 kontroli, a potem 偶a艂owa膰 tego tak mocno, 偶e upijasz si臋, by zapomnie膰, a rano okazuje si臋, 偶e historia si臋 powt贸rzy艂a? Tak jest lepiej? - spyta艂em.
- Lepiej by艂oby gdyby艣 sko艅czy艂 si臋 wyg艂upia膰 i przyzna艂 sam przed sob膮, ze JESTE艢 gejem. Znajd藕 sobie ch艂opaka, kogo艣 porz膮dnego, kto ci臋 b臋dzie wspiera艂 i my艣l臋, 偶e tw贸j problem si臋 rozwi膮偶e.
- Nie s膮dz臋.
- A to dlaczego?
- Bo czuj臋 obrzydzenie do siebie za ka偶dym razem kiedy prze艣pi臋 si臋 z m臋偶czyzn膮.
- Mo偶e wybierasz niew艂a艣ciwych partner贸w.
Westchn膮艂em. Facet po prostu nie chce mnie zrozumie膰. Jak oni wszyscy.
- To nie wa偶ne, czy mi si臋 kto艣 podoba, czy nie. Ja po prostu 藕le si臋 z tym czuj臋.
- A jednak wci膮偶 to robisz - zauwa偶y艂.
- Bo nie mam nad tym kontroli, kiedy wypij臋 - wzruszy艂em ramionami.
- Jeste艣 dziwny - stwierdzi艂 po chwili.
- M贸wisz? - No ba! Jestem nawet nienormalny. Porad藕 co艣 na to! - Wi臋c, pewnie ju偶 mnie nie chcesz widzie膰, to mo偶e sobie p贸jd臋? - Podnios艂em si臋 powoli, 偶eby nie my艣la艂, 偶e uciekam, cho膰 to w艂a艣nie pr贸bowa艂em zrobi膰.
- Nie ma mowy - pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.
- A to dlaczego?
- Bo jeszcze nic nie zjad艂e艣 - odpar艂 niewinnie. Szlag.
- Dobra - zgodzi艂em si臋 niech臋tnie. Ju偶 po chwili pojawi艂 si臋 przede mn膮 talerz z pachn膮c膮 kusz膮co zawarto艣ci膮. Musia艂em si艂膮 powstrzymywa膰 si臋 przed rzuceniem si臋 na jedzenie. Do tej pory nie zdawa艂em sobie nawet sprawy z tego, 偶e jestem taki g艂odny. Kiedy w ko艅cu zabra艂em si臋 za to, co zaserwowa艂 mi gospodarz, niemal si臋 pop艂aka艂em. Dobra, mo偶e nie by艂o to jako艣 wyj膮tkowo luksusowe danie, bo tylko makaron w sosie grzybowym, ale by艂 tak dobrze przyrz膮dzony, 偶e rozp艂ywa艂 si臋 w ustach. Sos by艂 nieziemski, ale co si臋 dziwi膰, je艣li i kucharz nie pochodzi z tej planety... Zajada艂em si臋 wi臋c, nie bacz膮c na u艣mieszki rzucane mi przez gospodarza.
- Jakie to jest pyszne - stwierdzi艂em, kiedy na talerzu nie pozosta艂 ju偶 nawet 艣lad po 艣niadaniu. - Chyba b臋d臋 przychodzi艂 do ciebie na posi艂ki.
- Serdecznie zapraszam - u艣miechn膮艂 si臋. Dopiero po chwili uzmys艂owi艂em sobie, jak dziwacznie musi to brzmie膰.
- Tak, to... ja ju偶 sobie p贸jd臋 - wsta艂em. Tym razem nie zamierza艂em pozwoli膰 mu si臋 zatrzyma膰. - Dzi臋kuj臋 i do widzenia.
- Ach, wi臋c mog臋 liczy膰 na twoje towarzystwo w przysz艂ym tygodniu? - zapyta艂 nim zd膮偶y艂em si臋 ulotni膰. Przez chwil臋 patrzy艂em na niego jak na g艂upka.
- Nie - odpar艂em.
- Ale przed chwil膮 m贸wi艂e艣 „do widzenia”, czyli jeszcze si臋 spotkamy? - wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.
- Nie! - Czy on sobie ze mnie kpi? - Nie ma mowy! To si臋 nie stanie. Wyjd臋 st膮d i 偶egnaj.
- Okej - wzruszy艂 ramionami. - W razie gdyby艣 zmieni艂 zdanie, daj zna膰.
I tyle? Nie b臋dzie mnie w 偶aden spos贸b przekonywa艂? Nagle poczu艂em si臋 odtr膮cony. Ale czego si臋 spodziewa艂em, skoro przed chwil膮 sam powiedzia艂em, 偶e nie ma mowy o spotkaniu. G艂upek, g艂upek!
Odprowadzi艂 mnie do drzwi, po偶egna艂 si臋 grzecznie, po czym zamkn膮艂 mi je przed nosem. Ech, ale偶 ze mnie idiota. A偶 strach my艣le膰.
Czy m贸wi艂em ju偶, ze on ma na imi臋 Grzegorz? Nie? Ciekawe... Odk膮d si臋 wprowadzi艂 po s膮siedzku, wci膮偶 i wsz臋dzie widz臋 to imi臋. W gazecie, telewizji, na bilbordach. To jaka艣 kl膮twa, na pewno. Rzuci艂 na mnie czar. Zrobi艂 to pewnie tego dnia, kiedy u niego by艂em! Podst臋pna istota.
Jednak jego samego nie widywa艂em ju偶 tak cz臋sto. Unika艂em go jak ognia, a kiedy zadzwoni艂 w kolejn膮 sobot臋, by mnie wyci膮gn膮膰 na miasto, zmusi艂em mam臋, by powiedzia艂a, 偶e jestem chory. Po dw贸ch czy trzech takich telefonach w ko艅cu da艂 spok贸j.
A potem nagle gdzie艣 przepad艂. Brat powiedzia艂 nawet kiedy艣, 偶e wyjecha艂. Siedzieli艣my akurat przy obiedzie, kiedy Bartek oznajmi艂, 偶e Grzegorz wr贸ci艂 do domu te艣ci贸w. Ca艂e powietrze ze mnie zesz艂o, kiedy si臋 o tym dowiedzia艂em. Wiedzia艂em, ze tak b臋dzie. Mo偶e gdybym nie by艂 tak uparty, wszystko potoczy艂oby si臋 inaczej? W ko艅cu, co mi szkodzi. Przecie偶 nagminnie oddaj臋 si臋 zupe艂nie obcym facetom! Co prawda zwykle nie jestem wtedy 艣wiadomy tego, co si臋 ze mn膮 dzieje, ale robi臋 to. Pozwol臋 sobie nawet doda膰, 偶e w por贸wnaniu do moich dotychczasowych... partner贸w, Grzegorz jest naprawd臋 kim艣, w kim m贸g艂bym si臋 zakocha膰, o ile jeszcze tego nie zrobi艂em, i z kim chcia艂bym by膰. Pytanie, czy on te偶 tak uwa偶a, czy po prostu si臋 mn膮 zabawi艂?
Odpowied藕 na to pytanie mog艂em pozna膰 ju偶 nied艂ugo, bo kilka dni p贸藕niej auto Grzegorza zaparkowa艂o pod jego domem. Kiedy tylko us艂ysza艂em jego g艂os, dopad艂em okna i wygl膮daj膮c zza firanki zlustrowa艂em ca艂膮 sytuacj臋. Wysiad艂 sam, po czym wyci膮gn膮艂 z baga偶nika kilka pakunk贸w, kt贸re to wni贸s艂 do domu. 呕ony brak. To dobry znak. To znaczy艂o, 偶e albo do siebie nie wr贸cili, albo... przywiezie j膮 p贸藕niej... Niewiele my艣l膮c otworzy艂em okno. My艣l o tym, 偶e musia艂bym ogl膮da膰 ich szcz臋艣cie nie napawa艂a mnie optymizmem. My艣la艂em, 偶eby krzykn膮膰 do niego, ale jako艣 nie mia艂em 艣mia艂o艣ci. Przez chwil臋 walczy艂em ze sob膮, po czym zamkn膮艂em okno. Wystartowa艂em z pokoju jakby mnie sam diabe艂 goni艂. Nie m贸wi膮c nic nikomu (w domu by艂a tylko mama, co prawda) wybieg艂em przed dom. Tam zwolni艂em, 偶eby nie by艂o, 偶e tak si臋 do niego 艣piesz臋... i spacerkiem przeszed艂em na drug膮 stron臋 ulicy. Im bli偶ej by艂em, tym bardziej niepewny si臋 stawa艂em co do mojego planu. A plan zak艂ada艂, 偶e tak niby od niechcenia zapytam, czy aby nie wr贸ci艂 do 偶onki. W ko艅cu jednak zatrzyma艂em si臋 przy s膮siedniej dzia艂ce. Co ja robi臋? I po co? Przecie偶 mia艂em sko艅czy膰 z facetami!!!
Wyjrza艂em zza rogu ogrodzenia. Pech chcia艂, 偶e w艂a艣ciciel dzia艂ki akurat przycina艂 偶ywop艂ot z tej偶e strony. Widz膮c mnie u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i nim zd膮偶y艂em zareagowa膰, lub uciec, wypali艂:
- Ach, witaj Miron! Gdzie偶 si臋 podziewa艂e艣 przez te kilka dni?
Stan膮艂em jak wryty. Kurwa!
- Tu i tam - odpar艂em niepewnie, pr贸buj膮c stworzy膰 wra偶enie, 偶e przyszed艂em tu w艂a艣nie po to, by opowiedzie膰 s膮siadowi o moich seks eskapadach, a nie by podgl膮da膰 Grzegorza. Sam Grzegorz r贸wnie偶 mnie zauwa偶y艂 i w艂a艣nie zmierza艂 w nasz膮 stron臋. Szlag.
- Rzadko si臋 ostatnio pokazujesz, powiniene艣 cz臋艣ciej wychodzi膰 na powietrze... A dzie艅 dobry, s膮siedzie! - m臋偶czyzna przywita艂 si臋 z Grzegorzem.
- Witam, panie Frankowski - u艣miechn膮艂 si臋 m臋偶czyzna moich marze艅. Od razu zauwa偶y艂em, 偶e co艣 jest nie tak. Jaki艣 paskudny cie艅 zakry艂 to pi臋kne oblicze. Wygl膮da艂 na zm臋czonego, jakby kto艣 wypu艣ci艂 z niego ca艂e powietrze. Zgarbi艂 si臋 i mia艂 worki pod oczami, zapewne z niewyspania. Gdybym wiedzia艂 kto doprowadzi艂 go do takiego stanu - przegryz艂bym gard艂o! Jego pi臋kne, teraz jakby lekko zamglone oczy zwr贸ci艂y si臋 w moj膮 stron臋: - Miron, mi艂o ci臋 widzie膰 - u艣miechn膮艂 si臋 smutno.
- W艂a艣ciwie to przyszed艂em spyta膰, czy ci pom贸c? - wypali艂em bez namys艂u. No i plan pieprzn膮艂 o gleb臋 u moich st贸p.
- Jasne, przyda si臋 wsparcie - wzruszy艂 ramionami. Czym pr臋dzej po偶egna艂em Frankowskiego i ruszy艂em w stron臋 auta Grzegorza. Wi臋kszo艣膰 pakunk贸w zd膮偶y艂 ju偶 wnie艣膰 do 艣rodka, zreszt膮, zw艂aszcza t膮 ci臋偶k膮 troch臋 mu pomog艂em, po czym zaprosi艂 mnie do 艣rodka. Rozsiedli艣my si臋 w salonie, dosta艂em szklaneczk臋 zimnego napoju i jak g艂upi cieszy艂em si臋, kiedy Grzegorz usiad艂 obok. Po jego minie wnioskowa艂em, 偶e sta艂o si臋 co艣 niedobrego, ale nie pyta艂em o nic. Zechce to powie.
- Rozwiod艂em si臋 wczoraj - oznajmi艂 w ko艅cu. Akurat by艂em mocno skupiony na wgapianiu si臋 w kolorowy koc na kanapie i a偶 drgn膮艂em na d藕wi臋k jego g艂osu.
- Co? - spyta艂em z deczka zdezorientowany.
- Rozwiod艂em si臋 - powt贸rzy艂. Aha, czyli ma艂偶onka si臋 nie pojawi... Ja wiem, 偶e to nie na miejscu cieszy膰 si臋 z czego艣, co jego doprowadzi艂o do takiego stanu, ale nie potrafi艂em powstrzyma膰 szcz臋艣liwego u艣miechu przed wyp艂yni臋ciem na powierzchni臋. - Z czego si臋 tak cieszysz? - zapyta艂. Drgn膮艂em. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e na mnie patrzy. Nie wygl膮da艂 jakby w og贸le wiedzia艂, 偶e jeste艣my na jednej planecie. Obr贸ci艂em twarz w jego stron臋.
- Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋 - powiedzia艂em. Uni贸s艂 brew w niemym pytaniu. - St臋skni艂em si臋, a co nie mog臋? - wzruszy艂em ramionami. - My艣la艂em, 偶e ju偶 na sta艂e wyjecha艂e艣.
- Ci膮gle mnie zaskakujesz - pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem.
- Niby dlaczego?
- Jeszcze kilka tygodni temu m贸wi艂e艣 i robi艂e艣 wszystko, 偶eby przede mn膮 uciec, jakby艣 w og贸le nie by艂 zainteresowany, a teraz twierdzisz, ze t臋skni艂e艣? Przesz艂a ci ta alergia na facet贸w?
Jego zagubiony wyraz twarzy by艂 tak komiczny, 偶e parskn膮艂em 艣miechem.
- Sorry, sorry, nie chcia艂em 偶eby tak to wygl膮da艂o. A co do tamtego, to wiesz, by艂o mi tak g艂upio, 偶e si臋 upi艂em i odstawia艂em cyrki, 偶e... no wiesz... wstydzi艂em si臋 pokaza膰 ci si臋 na oczy - wzruszy艂em ramionami.
- M贸wi艂em ci, 偶e wszystko jest w porz膮dku, pa艂ko - u艣miechn膮艂 si臋, po raz pierwszy odk膮d wr贸ci艂 by艂 to naprawd臋 szczery, weso艂y u艣miech. - Wi臋c, co si臋 zmieni艂o? Poczu艂e艣 si臋 samotny?
- Od tamtej nocy nie tkn膮艂em nawet alkoholu, wiesz? - zmieni艂em nagle temat. Nie wiem po co mu to m贸wi艂em. Ot, tak, 偶eby wiedzia艂, chyba.
- To dobrze - stwierdzi艂 z min膮: „a co to ma do mnie?”. No w艂a艣nie, co to ma go niby obchodzi膰, wa偶niejsze ma, cz艂owiek, rzeczy na g艂owie.
- Wiesz, je艣li potrzebujesz... no nie wiem, pocieszenia, towarzystwa, to ja mog臋... znaczy, nie w tym sensie, 偶e... no wiesz...
- No, nie wiem - wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu. No kurwa, ja te偶 nie wiedzia艂em! To znaczy wiedzia艂em, tylko nie potrafi艂em tego ubra膰 w s艂owa! Wzi膮艂em wi臋c g艂臋boki oddech, odstawi艂em szklank臋 na pod艂og臋, odwr贸ci艂em si臋 w jego stron臋 i oznajmi艂em:
- Je艣li potrzebujesz przyjaciela, wiesz, kogo艣 z kim chcia艂by艣 porozmawia膰, to ch臋tnie ci臋 wys艂ucham.
Przez chwil臋 siedzieli艣my w ciszy, wpatruj膮c si臋 w siebie - ja ca艂y w nerwach, on w zdumieniu, co tylko utwierdza艂o mnie w obawie, 偶e zn贸w paln膮艂em co艣 g艂upiego. Chcia艂em pokaza膰, 偶e mam dobre ch臋ci, a wysz艂o jak zwykle...
- W艂a艣ciwie to - zacz膮艂. - Potrzebuj臋 pocieszenia - doko艅czy艂 z powa偶n膮 min膮. Id膮c w moje 艣lady odstawi艂 swoj膮 szklank臋 na pod艂og臋 i usadowi艂 si臋 twarz膮 do mnie. Ju偶 si臋 cieszy艂em, 偶e jednak potrafi臋 by膰 cz艂owiekiem, a nawet przyjacielem i w og贸le, kiedy Grzegorz pchn膮艂 mnie znienacka do ty艂u tak, 偶e le偶a艂em teraz na plecach. Co wi臋cej, zawis艂 nade mn膮 z paskudnym u艣mieszkiem zadowolenia, opieraj膮c d艂onie na siedzisku kanapy po obu stronach mojej g艂owy. Umiejscowi艂 si臋 mi臋dzy moimi nogami, kt贸re, nawet nie wiem kiedy, jako艣 same roz艂o偶y艂y si臋 na boki... Kurde, nawet moje cia艂o by艂o przeciw mnie.
- Ojej - j臋kn膮艂em troch臋 zbity z tropu. Moje serce robi艂o raban, t艂uk膮c w 偶ebra, nie wiem tylko czy z nerw贸w, czy ze strachu.
- Krzycz teraz, potem nie dam ci okazji - ostrzeg艂.
- Ty chyba 偶artujesz?! - wykrzykn膮艂em. - Chyba nie chcesz mnie zgwa艂ci膰?
- Nikt nie m贸wi o gwa艂cie. Sam zaproponowa艂e艣 pomoc - przypomnia艂.
- Ale nie tak膮! - zaprotestowa艂em. Struchla艂em, kiedy przybli偶y艂 swoj膮 twarz do mojej. Gdybym by艂 bardziej pewny siebie pewnie sam bym go przyci膮gn膮艂, albo uciek艂bym, ale 偶e straszna ze mnie 艂ajza, to pomy艣la艂em o tym dopiero kiedy musn膮艂 j臋zykiem moj膮 doln膮 warg臋. Przysi臋gam, ze to ziemia zatrz臋s艂a si臋 pod nami! Wcale, a wcale nie dr偶a艂em jak szalony! Przygryz艂 moj膮 warg臋 z臋bami w tym samym miejscu, kt贸re wcze艣niej dotkn膮艂 j臋zykiem, a ja automatycznie chyba, i ca艂kowicie wbrew w艂asnej woli rozchyli艂em wargi. Grzegorz od razu wykorzysta艂 okazj臋. Musia艂em przyzna膰, 偶e ca艂owa艂 艣wietnie. W pewnym momencie pomy艣la艂em: „a niech tam” i obj膮艂em go za szyj臋. Niech si臋 dzieje wola nieba...
- Ostatnia szansa na ucieczk臋 - oznajmi艂 nagle Grzegorz.
- Teraz mi to m贸wisz?! - rozz艂o艣ci艂em si臋. Za p贸藕no, stary, za p贸藕no...
- O cholera - j臋kn膮艂 nagle i... znieruchomia艂.
- Co? - przestraszy艂em si臋, 偶e oprzytomnia艂 i stwierdzi艂, 偶e to co robili艣my jest nienormalne i zaraz wypchnie mnie za pr贸g.
- Stan膮艂 mi - stwierdzi艂 ze zdumieniem.
- I? Co w tym dziwnego? - nie rozumia艂em. Przecie偶 do tego d膮偶yli艣my, prawda?
- No... tak, ale... - spojrza艂 na mnie z konsternacj膮. - W艂a艣ciwie to nie s膮dzi艂em, 偶e dostan臋 erekcji od poca艂unku. W dodatku z facetem.
- Aha. To mo偶e... tego, no... damy sobie dzisiaj spok贸j? - zaproponowa艂em, czuj膮c, 偶e stygn臋.
- Nie, nie o to chodzi, po prostu jestem troch臋 zaskoczony - wzruszy艂 ramionami. - U ciebie chyba te偶 co艣 si臋 podnosi - u艣miechn膮艂 si臋 schodz膮c wzrokiem ni偶ej... Spali艂em buraka. Fakt, m贸j orze艂ek wznosi艂 si臋 do lotu, troch臋 wbrew mojej woli.
- Szlag! Chcia艂em tylko spyta膰, czy mo偶e wr贸ci艂e艣 do 偶ony, nie planowa艂em... TEGO! - ukry艂em twarz w d艂oniach.
- Je艣li naprawd臋 nie chcesz to nie ma problemu. W艂膮czamy pauz臋 i idziemy do domu - wzruszy艂 ramionami. Przez palce widzia艂em jego zaniepokojon膮 min臋 i a偶 mi si臋 g艂upio zrobi艂o.
- To nie o to chodzi, 偶e nie chc臋 tylko... po raz pierwszy robi臋 to na trze藕wo - wyzna艂em i na powr贸t zakry艂em oczy szczelnie. Nie chcia艂em widzie膰 jego miny, my艣l膮c, 偶e b臋dzie si臋 ze mnie 艣mia膰. Nic takiego nie nast膮pi艂o.
- Pierwszy raz? - spyta艂 ze zdziwieniem.
- Na trze藕wo! - u艣ci艣li艂em. Milcza艂 chwil臋, po czym odetchn膮艂 g艂臋boko i niemal si艂膮 oderwa艂 moje d艂onie od twarzy. Nie by艂o wyj艣cia, musia艂em na niego spojrze膰.
- To mnie tylko bardziej nakr臋ci艂o - oznajmi艂 powa偶nym tonem. - Wi臋c je艣li si臋 nie rozmy艣li艂e艣... to chcia艂bym kontynuowa膰.
O kurde! O kurde, o kurde, okurdeokurdeokurdeokurde.... tylko to przelatywa艂o mi przez my艣l, kiedy ponownie zacz膮艂 mnie ca艂owa膰, jeszcze bardziej 偶arliwie ni偶 wcze艣niej. W pewnym momencie wsp贸lnymi si艂ami pozbyli艣my si臋 mojego podkoszulka. Moja r臋ka instynktownie pow臋drowa艂a do jego rozporka, cho膰 dziwi mnie fakt, i偶 bez trudu zdo艂a艂em rozpi膮膰 mu spodnie i dobra膰 si臋 do jego cz艂onka. Zw艂aszcza w moim po艂o偶eniu, kiedy jedn膮 r臋k膮 obejmowa艂em go za szyj臋, a druga wci艣ni臋ta by艂a mi臋dzy nasze cia艂a a oparcie kanapy. Przesta艂em jednak o tym my艣le膰, kiedy, zaledwie po dotkni臋ciu „czu艂ego miejsca” z ust Grzegorza wydoby艂 si臋 pe艂en aprobaty j臋k. Jego poca艂unki sta艂y si臋 intensywniejsze, a偶 czasami brakowa艂o mi tchu. Nie umia艂em powiedzie膰 stop, wi臋c robi艂 co chcia艂. By艂o mi dobrze, nawet bardzo dobrze, ale ci膮gle w g艂owie klekota艂a mi si臋 my艣l o tym, 偶e... zaraz b臋dziemy uprawia膰 seks! Stresowa艂em si臋, bo to m贸j pierwszy raz. Jako 偶e tego naprawd臋 pierwszego nie pami臋ta艂em, uzna艂em, 偶e r贸wnie dobrze mog臋 o nim zapomnie膰. Kiedy Grzegorz zacz膮艂 obsypywa膰 poca艂unkami moj膮 szyj臋, a potem przyssa艂 si臋, dos艂ownie, do jednego z sutk贸w, straci艂em g艂ow臋. Wydawa艂em z siebie wszystkie mo偶liwe odg艂osy jakie tylko mo偶na by艂o w takiej sytuacji, wi艂em si臋 pod nim wci膮偶 masuj膮c jego cz艂onka d艂oni膮. Wreszcie Grzegorz nie wytrzyma艂, podni贸s艂 si臋 i chwyci艂 mnie za przegub. Zdezorientowany zaniecha艂em na chwil臋 dalszych dzia艂a艅.
- Co? - spyta艂em, dysz膮c ci臋偶ko.
- Je艣li tak dalej p贸jdzie to dojd臋 pierwszy, a ty b臋dziesz sobie musia艂 radzi膰 sam - ostrzeg艂. Oddycha艂 ci臋偶ko, z na czo艂o wyst膮pi艂 mu pot, co tylko bardziej mnie podnieci艂o.
- To... co proponujesz? - spyta艂em. U艣miechn膮艂 si臋 i zn贸w na mnie opad艂. Cmokn膮艂 mnie w usta, po czym zacz膮艂 dobiera膰 si臋 do mojego rozporka, a kiedy znalaz艂 czego szuka艂, chwyci艂 pewnie u nasady i lekko 艣cisn膮艂. Moje cia艂o zareagowa艂o instynktownie unosz膮c si臋 w g贸r臋, zw艂aszcza dolne partie. J臋kn膮艂em g艂o艣no i sam r贸wnie偶 wr贸ci艂em do stymulowania jego cz艂onka. Dyszeli艣my ci臋偶ko, ciasno do siebie przytuleni. Doszed艂em pierwszy, obwieszczaj膮c to wszem i wobec zaskoczonym okrzykiem. B膮d藕, co b膮d藕, to m贸j pierwszy orgazm. Przynajmniej innych nie pami臋tam. Szybko, cho膰 niezbyt wprawnie doprowadzi艂em do orgazmu Grzegorza.
Zawsze zastanawia艂em si臋, co si臋 dzieje „po”. Du偶o czyta艂em o tym, ze kochankowie si臋 przytulaj膮 i w og贸le... No i w sumie byli艣my przytuleni... ja obejmowa艂em jego, a on mnie, od czasu do czasu poca艂owa艂 mnie w szyj臋, jakby... nie wiem, chcia艂 mnie... uspokoi膰? Takie przynajmniej mia艂em uczucie, kiedy to robi艂. Do... hmm, „stosunku” nie dosz艂o, ale i tak chyba obaj byli艣my zadowoleni. Przynajmniej przez chwil臋, bo zaraz po tym jak och艂on膮艂em, pojawi艂o si臋 zn贸w to uczucie... Cholera, mia艂em naiwn膮 nadziej臋, 偶e on mnie z tego wyleczy, a tu, prosz臋, zn贸w czuj臋 do siebie obrzydzenie, cho膰 nic wielkiego si臋 w sumie nie sta艂o. Ot, obci膮gn臋li艣my sobie. Chyba naprawd臋 by艂em mocno popieprzony, skoro przez co艣 takiego chcia艂o mi si臋 wy膰.
- W porz膮dku? - spyta艂 Grzegorz.
- Nie... - mrukn膮艂em.
- Co si臋 dzieje?
- 殴le mi - j臋kn膮艂em. Uni贸s艂 si臋 na 艂okciach i spojrza艂 mi prosto w twarz. Dziwne, 偶e teraz, po tym wszystkim, wcale nie wydawa艂 mi si臋 taki pi臋kny jak wcze艣niej. Mo偶e dlatego, 偶e czu艂em wstr臋t do samego siebie?
- 殴le si臋 czujesz? - spyta艂 z trosk膮.
- Chc臋 i艣膰 do domu - odpar艂em. - M贸g艂by艣... zej艣膰? - poprosi艂em troch臋 niepewnie. Nie wiedzia艂em jak si臋 zachowa膰. G艂upio by艂o mi wyj艣膰, ale jeszcze gorzej by艂oby gdybym zosta艂. Grzegorz podni贸s艂 si臋 bez s艂owa. Pozbierali艣my si臋 jako tako. Wci膮偶 dr偶a艂y mi r臋ce kiedy zapina艂em guzik przy spodniach.
- Poczekaj, nie mo偶esz i艣膰 w takim stanie - zatrzyma艂 mnie, kiedy pr贸bowa艂em wsta膰. Zerkn膮艂em na sw贸j brzuch... gdzie wci膮偶 wida膰 by艂o „艣lady zbrodni”.
- Cholera - mrukn膮艂em. - Mog臋 skorzysta膰 z 艂azienki?
- Jasne - u艣miechn膮艂 si臋 jako艣 blado. Co si臋 dziwi膰, zrobi艂 co musia艂, wi臋c nie jestem mu ju偶 potrzebny. A mo偶e po prostu te偶 nie wiedzia艂 jak si臋 zachowa膰.
Zamkn膮艂em si臋 w 艂azience i zaraz zaj膮艂em si臋 pozbywaniem dowod贸w. Nagle w swoim lustrzanym odbiciu zobaczy艂em... r贸偶ow膮 plamk臋 tu偶 pod lewym sutkiem. O cholera! A to co? Dotkn膮艂em ostro偶nie - nie zabola艂o. Co do diab艂a? Jeszcze teraz alergii mi brak! Chwil臋 p贸藕niej mia艂em ochot臋 paln膮膰 si臋 w czo艂o. Najlepiej krzes艂em. Malinka! No tak, przecie偶 w pewnym momencie przyssa艂 si臋 do mnie... Na sam膮 my艣l o tym, na moj膮 twarz wyp艂yn膮艂 rumieniec. Co ja mam teraz zrobi膰? Jak zareagowa膰? Co powiedzie膰? Nagle zachcia艂o mi si臋 艣mia膰. Tak naprawd臋, histerycznie. Jaki ze mnie baran.
Kiedy wyszed艂em, Grzegorz czeka艂 na mnie w korytarzu. Na jego twarzy malowa艂 si臋 niepok贸j.
- Wszystko w porz膮dku? - chcia艂 wiedzie膰.
- Tak, przepraszam. Jestem troch臋 sko艂owany - wyja艣ni艂em. Odetchn膮艂. Ulga jaka odmalowa艂a si臋 na jego twarzy by艂a rozczulaj膮ca. Podszed艂 do mnie i ostro偶nie mnie przytuli艂. Pozwoli艂em mu na to. Musia艂em sprawdzi膰 czy dam rad臋 po tym wszystkim, ot tak po prostu si臋 do niego przytuli膰.
Da艂em.
- To... co teraz b臋dzie? - zapyta艂em.
- Jak si臋 czujesz z tym wszystkim? - odpowiedzia艂 pytaniem.
- No, dobrze. Chyba.
- Widzisz, m贸wi艂em, ze wybierasz nieodpowiednich partner贸w - szepn膮艂 mi wprost do ucha. Parskn膮艂em 艣miechem.
- Wiesz, 偶e nie przestawi臋 si臋 tak od razu, prawda?
- Nie martw si臋, mam czas i nigdzie si臋 nie wybieram - zapewni艂, cmokn膮艂 mnie w ucho i wypu艣ci艂 z obj臋膰. - Zreszt膮, zawsze chcia艂em ci臋 przelecie膰 - wyzna艂.
- Jak to „zawsze”? - zdziwi艂em si臋.
- No wiesz, jeste艣 bratem mojego kumpla.
- I?
- Znam ci臋 d艂u偶ej ni偶 my艣lisz...
- I?!
- By艂e艣 bardzo 艣licznym dzieciakiem - odpar艂 z paskudnym dzieciakiem.
- Zboczeniec! - skrzywi艂em si臋.
- Jaki tam zboczeniec! - oburzy艂 si臋. - Przecie偶 cierpliwie poczeka艂em, a偶 dojrzejesz do wieku, w kt贸rym b臋d臋 m贸g艂 ci臋 legalnie zba艂amuci膰.
Parskn膮艂em 艣miechem.
- Ty tak na serio? - upewni艂em si臋. Skin膮艂 g艂ow膮.
- No dobra, mo偶e nie chcia艂em ci臋 przelecie膰 wtedy, ale by艂e艣 tak s艂odki, 偶e ci臋偶ko by艂o mi utrzyma膰 r臋ce przy sobie - sprostowa艂. - Zreszt膮, wtedy by艂e艣 w takim wieku, 偶e pcha艂e艣 si臋 do ka偶dego. Pewnie nie pami臋tasz jak si臋 za nami w艂贸czy艂e艣, co?
- Nie bardzo - przyzna艂em. Pami臋tam, 偶e maj膮c jakie艣 pi臋膰 lat, 艂azi艂em za o dziesi臋膰 lat ode mnie starszym Bartkiem, cho膰 przegania艂 mnie jak tylko m贸g艂 najskuteczniej. Nie mia艂em tylko poj臋cia, 偶e i Grzegorz by艂 w tej grupie.
- Cz臋sto bywa艂em w waszym domu. Zawsze przychodzi艂e艣 z kolorowankami albo ksi膮偶eczkami i kaza艂e艣 nam sobie czyta膰. Tw贸j brat si臋 wkurza艂, ale nigdy ci臋 nie wygania艂.
- Cholera, nie pami臋tam! - Naprawd臋 nie pami臋ta艂em. Cho膰 w moim przypadku to nic nowego. Widocznie m贸j m贸zg uzna艂 wi臋kszo艣膰 wspomnie艅 z dzieci艅stwa za bezu偶yteczne.
- Nie szkodzi - cmokn膮艂 mnie w nos.
- Wi臋c, ju偶 od dawna mia艂e艣 na mnie chrapk臋, tak?
- No, mo偶na tak powiedzie膰 - przyzna艂. - Ale widzisz, skoro czeka艂em ju偶 tyle na ciebie, to mog臋 poczeka膰 d艂u偶ej.
- Na co?
- Na ciebie.
- Naprawd臋 chcesz czeka膰 a偶 mi si臋 odmieni i nagle stan臋 si臋 gejem?! - Nie mog艂em w to uwierzy膰. Facet chyba zwariowa艂.
- A co mi szkodzi? Chyba 偶e naprawd臋 nie chcesz, 偶ebym czeka艂.
Zawaha艂em si臋. W艂a艣ciwie to... podoba艂 mi si臋. I to, co zrobili艣my przed chwil膮 te偶 by艂o... hmm, interesuj膮ce. Gdyby tylko si臋 pozby膰 tego paskudnego uczucia wstr臋tu do samego siebie...
- Okej - wzruszy艂em ramionami, z deczka niepewnie. - Je艣li wiesz, na co si臋 porywasz.
- Nie mam poj臋cia - za艣mia艂 si臋 kr贸tko. - Ale ch臋tnie si臋 dowiem.
Tragedia z komedi膮 w pi臋ciu aktach, daj臋 s艂owo! Je艣li si臋 nie pokochamy, to z pewno艣ci膮 si臋 pozabijamy. Na to te偶 daj臋 s艂owo. Je艣li kto艣 spyta, kiedykolwiek, za choler臋 si臋 nie przyznam do niczego. Ani do mojej orientacji, ani do tego, 偶e got贸w jestem porzuci膰 plan za艂o偶enia rodziny i sp艂odzenia gromady dzieciak贸w dla jakiego艣 faceta. Cho膰 z drugiej strony, tym facetem jest Grzegorz, wi臋c... M贸wi si臋 trudno i idzie si臋 dalej. Co mi tam. Najwy偶ej si臋 zakocham.
I kto powiedzia艂, 偶e to kobieta zmienn膮 jest?