Otworzyłem leniwie oczy i zobaczyłem Śmierć stojącą przy moim łóżku. Skąd wiem, że to śmierć? Czarny, postrzępiony na brzegach mnisi habit, czarna dziura zamiast twarzy i koścista „ręka” trzymająca ogromną, staroświecką kosę. Chyba nie ma mowy o pomyłce, nie? Ziewnąłem potężnie i mruknąłem:
- Chyba już ci mówiłem, że to na mnie już nie działa. – Po czym odwróciłem się na drugi bok. Sobota była, wiec chciałem sobie pospać trochę dłużej. Niestety nie było mi to dane.
Nagle poczułem jak mój chłopak wsuwa się pod kołdrę i obejmuje mnie w pasie.
- Jeśli tylko spróbujesz mi wsadzić w dupę tego swojego kościstego palucha, to cię zabiję – warknąłem nie otwierając oczu.
W odpowiedzi usłyszałem śmiech i poczułem oddech na uchu.
- Nie mam zamiaru, widzisz? – Otworzyłem oczy, a w polu ich widzenia pojawiła się ręka. Normalna ręka. Chcąc mieć pewność, że drań nie robi mnie w konia, odwróciłem się. I zobaczyłem niesamowicie błękitne oczy i wyszczerzoną w uśmiechu gębę. Niektórzy na tą minę mówią, zdaje się, „banan”. Odruchowo odwzajemniłem uśmiech i pocałowałem go w usta.
- Jak było w pracy?
Kostek westchnął cierpiętniczo.
- Koszmarnie.
- Mam cię pocieszyć czy może rozmasować biedne stare kości? – zapytałem z figlarnym uśmiechem.
- No wiesz, wcale nie jestem taki stary.
- No wcale – mruknąłem – co to jest pięć tysięcy lat.
- Złośliwiec z ciebie, wiesz?
- Wiem – uśmiechnąłem się perfidnie. – Ale wiem też, że i tak mnie kochasz.
- Szczerze mówiąc to sam nie wiem dlaczego – mruknął, udając, że się zastanawia.
- Ale ja wiem – odparłem i pocałowałem go, tym razem bardziej namiętnie i o wiele dłużej. – To jak, chcesz pogadać o tym jak minęła ci nocka?
- Szkoda słów – westchnął przekręcając się na plecy. – Ten dupek Morek znowu się schlał i nie przyszedł. Musiałem robić za niego. Ja nie rozumiem czemu go jeszcze nie wywalili.
- A ja nie rozumiem czemu go kryjesz.
- Wcale go nie kryję, tylko robię to co powinienem. Nie mogę pozwolić żeby dusza zbyt długo zostawała na tym świecie. Im dłużej zostaje, tym później trudniej ją przeprowadzić.
- Widzę, że strasznie się przejmujesz swoją pracą – roześmiałem się widząc strasznie przejętą minę mojego ukochanego.
- No pewnie, że się przejmuję – burknął. – Bycie śmiercią to poważna sprawa, a nie jakieś hop siup, które można odwalać na odczepnego.
- Ależ ja wcale tak nie sądzę – powiedziałem ze śmiechem i pocałowałem go w skroń – po prostu cieszę się, że robisz coś, co kochasz. Skoro miałeś tak ciężką noc, to co powiesz na małą drzemkę w moich ramionach?
Wiedziałem, że Kostek nie potrzebuje snu, ale bardzo lubiłem jak po ciężkim dniu wtulał się w moje ramiona, a ja śpiewałem mu kołysanki. I wiedziałem też jak on to lubi, dlatego też nie czekając nawet na jego odpowiedź, objąłem go ramionami, przyciągnąłem do siebie i zacząłem śpiewać mu do ucha:
Ninna nanna ninnaò questo amore a chi lo do
Lo do a te finché vivrò solo te io amerò
Ninna nanna ninnaò questo amore a chi lo do
Lo do a te finché vivrò e a nessun altro lo darò
Lo darò alla tua dolcezza quando tu mi parlerai
Ad ogni bacio ogni carezza che tu mi regalerai
Lo darò ai tuoi desideri quando a te mi stringerai
Lo darò a tutti i tuoi sogni che con me dividerai
Ninna nanna ninnaò questo amore a chi lo do
Lo do a te finché vivrò solo te io amerò
Ninna nanna ninnaò questo amore a chi lo do
Lo do a te finché vivrò e a nessun altro lo darò
E se vuoi farti un'idea di quanto è grande questo amore
Alza gli occhi verso il cielo e preparati a volare
E quando sarai arrivato sul pianeta più lontano
Quello è il raggio del mio amore ora sai quanto ti amo
Ninna nanna ninnaò questo amore a chi lo do
Lo do a te finché vivrò solo te io amerò
Ninna nanna ninnaò questo amore a chi lo do
Lo do a te finché vivrò e a nessun altro lo darò
Sognami amore mio
Ti coccolerò
Sognami amore mio
lo ti riscalderò
E come in una favola
Con un bacio ti sveglierò
Dormi amore nel mio letto dormi qui tutta la notte
E se sarà una notte fredda tu mi stringerai più forte
E quando poi sarà l'inverno io non me ne accorgerò
Sembrerà già primavera quando mi risveglierò
Ninna nanna ninnaò quando mi risveglierò
Ninna nanna ninnaò quando mi risveglierò
Ninna nanna ninnaò guarda fuori come piove
Ninna nanna ninnaò amore mio non te ne andare
Ninna nanna ninnaò si lo so che è già mattinò
Ninna nanna ninnaò resta qui stammi vicino
Sognami amore mio
Ti coccolerò
Sognami amore mio
Ti scalderò.*
Ze względu na swoją pracę, Kostek znał wszystkie języki świata, więc nawet nie musiałem mu tłumaczyć słów na polski, zresztą w oryginale brzmiały o wiele lepiej.
Mówicie, że nie możliwe jest żeby jeden człowiek znał wszystkie języki świata? Owszem, jest to możliwe pod warunkiem, że ten człowiek pracuje jako Śmierć.
Nie, to nie dowcip, mój chłopak naprawdę pracuje jako Śmierć. Na pocieszenie powiem wam, że jak się o tym dowiedziałem, też nie chciałem uwierzyć. Dopóki nie pokazał mi swojego biura. Znaczy, zabrał mnie w zaświaty. Cholernie się zdziwiłem, bo to co zobaczyłem, zupełnie odbiegało od moich wyobrażeń. Właściwie to nigdy nie zastanawiałem się, jak powinny wyglądać zaświaty, ale wydawało mi się, że powinny być jakoś tak bardziej „uduchowione”, a nie takie… zwyczajne. To wyglądał tak, jak byśmy po prostu pojechali na wycieczkę do innego miasta. Miałem nadzieję, że może chociaż zobaczę jakiegoś anioła czy diabła, a tu okazało się, że widzę „ludzi” ubranych tak samo jak na ziemi. Kiedy powiedziałem o tym Kostkowi, zaśmiał się ze mnie. Ale potem wyjaśnił, że te wszystkie wyobrażenia o śmierci, niebie i piekle to coś takiego jak na ziemi reklamy, jest w nich tylko odrobina prawdy.
Tamtego dnia poznałem kierownika Kostka, swoją drogą strasznego gościa, jego współpracowników: nadużywającego alkoholu Morka, niewyżytą seksualnie Anitę, wiecznie głodnego Alfreda, gadułę Kaspiosa, bojącego się nawet własnego cienia Wanię i wielu, wielu innych, niektórych całkiem sympatycznych. Trochę mnie zdziwiło, że wszyscy tak serdecznie mnie witają, przecież wcale mnie nie znają, ale Kostek szybko rozwiał moje wątpliwości twierdząc, ze jestem tak słodki, że nie można mnie nie kochać. Trochę pokrętne to było tłumaczenie, ale byłem tak bardzo skołowany tym wszystkim co widziałem i słyszałem, że uwierzyłem mu i nie zawracałem sobie tym więcej głowy.
A jak go poznałem? Dość banalnie. Wpadłem na niego w autobusie, kiedy ten gwałtownie zahamował. Przeprosiłem, on stwierdził, że to nie moja wina i jakoś tak od słowa do słowa, nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy rozmawiać, a kiedy wysiadaliśmy, byliśmy dobrymi kumplami. Okazało się, że Kostek mieszka dosłownie dwa bloki ode mnie, na pobliskim strzeżonym osiedlu. Naturalną koleją rzeczy zaczęliśmy się spotykać, chodzić razem do klubów, do kina, na zakupy. Spędzaliśmy coraz więcej czasu razem. I ani się spojrzałem, zakochałem się w nim. Męczyłem się wtedy strasznie, bo Kostek nigdy nie wspominał jakiej jest orientacji seksualnej, więc nie wiedziałem czy odwzajemni moje uczucie czy znienawidzi ohydnego „pedała”. Tak jak to zrobili moi rodzice. Tak, dla nich byłem tylko ohydnym pedałem. Kiedy dowiedzieli się o mojej orientacji seksualnej, zupełnie zapomnieli o tych wszystkich latach, kiedy byłem przykładnym synem, ich dumą, przynoszącą ze szkoły same piątki. Nagle te wszystkie pochwały nic nie znaczyły. Kiedy skończyłem osiemnaście lat wyrzucili mnie z domu, zupełnie nie martwiąc się o to, co ze mną się stanie i czy będę miał za co i gdzie żyć. Na szczęście wtedy już znałem Kostka. Bez wahania zaproponował mi pokój u siebie. Miał całkiem przytulne trzypokojowe, całkiem spore mieszkanie. Zaproponował mi nie tylko pokój, ale także ramię na którym mogłem wypłakać wszystkie swoje żale. Cierpliwie mnie wysłuchiwał za każdym razem kiedy tylko tego potrzebowałem i dodawał otuchy. Był przy tym niezwykle cierpliwy i spokojny, mimo iż nieraz musiał znosić wybuchy mojej złości i wahania nastrojów. W końcu jego cierpliwość zaowocowała. Uspokoiłem się, pogodziłem z tym, że nie istnieję dla rodziny. Za radą Kostka zacząłem szukać nowych znajomych, którzy pozwoliliby mi o wszystkim zapomnieć. W końcu zacząłem na nowo żyć. I wtedy się w nim zakochałem. Dość długo ukrywałem swoje uczucie, ale jak to zwykle bywa, prędzej czy później musiały one wyjść na wierzch. Tak to już zwykle jest, że im dłużej ukrywasz swoje uczucia, tym większe są szanse, że czymś się zdradzisz, bo albo twoja miłość stanie się twoją obsesją, zagrażającą obiektowi twoich uczuć, albo będzie tak silna, że nie będziesz w stanie powstrzymać tych wszystkich drobnych gestów i geścików i nieświadomych sygnałów wysyłanych w eter.
Jak możecie się domyślić, kiedy Kostek dowiedział się o moich uczuciach, nie odrzucił mnie ani nie wyśmiał, tylko przyznał, że on kochał mnie od samego początku, od tego momentu, kiedy wpadłem na niego w autobusie, ale nic nie mówił, bo bał się jak ja na to zareaguję. Rozśmieszył mnie wtedy. Wychodziło na to, że mieliśmy ten sam dylemat i gdyby nie przypadek, nigdy byśmy się nie dowiedzieli o swoich uczuciach.
A w jaki sposób dowiedziałem się o jego zajęciu? Znowu banalnie. W pewnym momencie zacząłem podejrzewać go o zdradę. Też byście podejrzewali gdyby wasz chłopak znikał na całe noce nic nie mówiąc, odbierał telefony tak żebyście nie słyszeli o czym rozmawia i unikał wszelkich rozmów na temat swojej pracy. Wkurzało mnie to, więc którejś nocy, gdy znowu wymknął się z domu, poszedłem za nim. I widziałem jak spotkał się z jakimś tajemniczym facetem. Nie wiem o czym rozmawiali, bo stali zbyt daleko ode mnie, a właściwie to moja kryjówka była zbyt daleko od nich. Miałem wtedy wrażenie jakbym grał w jakimś filmie gangstersko-policyjnym. To wrażenie się pogłębiło kiedy nagle ten tajemniczy mężczyzna zniknął. Ot tak po prostu, rozpłynął się w powietrzu, a kiedy ja przecierałem ze zdumienia oczy, on nagle pojawił się za moimi plecami z groźną miną. O mało wtedy nie zszedłem na zawał, myślałem, że mnie zabije. Już nawet przybrał swój służbowy strój, czyli czarny habit z kapturem, już przybliżał swoją kosę do mojego gardła, gdy Kostek go powstrzymał. I wtedy właśnie powiedział mi o wszystkim. Czyli to, że ma pięć tysięcy lat i pracuje jako Śmierć, a żeby łatwiej mu było wykonywać pracę, egzystuje na naszym świecie jako zwykły człowiek. To był tak absurdalne, że w pierwszej chwili wyśmiałem go, ale wtedy on zabrał mnie do swojego biura. A żebym uwierzył, poprosił kilku z tamtejszych pracowników o pokazanie swojej prawdziwej postaci. I wtedy zobaczyłem po raz pierwszy demona i anioła. Byłem w szoku. Dopiero po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do tego, że mam dość niecodziennego kochanka, chociaż przyznaję, ze na początku mnie to przerażało. Przez to przez parę dni pomieszkiwałem u znajomych w akademiku, ale długo tak nie wytrzymałem. Zrozumiałem, że mimo tego niecodziennego zajęcia mojego chłopaka, kocham go wciąż tak samo. Wróciłem więc do niego i chociaż jeszcze trochę mi zajęło przyzwyczajenie się do jego służbowego stroju, to jednak nigdy więcej już nie żałowałem tego uczucia. Nawet wtedy, gdy z powodu jego pracy nie widywaliśmy się przez kilka dni pod rząd, albo mijaliśmy się, w biegu wymieniając buziaki i czułe słówka. Wiedziałem, że prędzej czy później nadejdzie taki dzień, kiedy będę miał go całego dla siebie przez bite 24 godziny. Nauczyłem się też wykorzystywać na maksa te krótkie chwile, kiedy Kostek po jednym zleceniu czekał na następne.
* Mariangela „Ninna nanna”
tłumacz nieznany
"Kołysanka"
Luli lali luli komu dam tą miłość
Dam ją tobie dopóki będę żyć, będę kochać tylko ciebie
Luli lali luli komu dam tą miłość
Dam ją tobie dopóki będę żyć, nie dam jej nikomu innemu
Dam ją twojej słodkości gdy będziesz do mnie mówił
Każdemu pocałunkowi, każdej pieszczocie, którą mi sprezentujesz
Dam ją twoim pragnieniom gdy będziesz mnie do siebie tulił
Dam ją wszystkim twoim marzeniom, które będziesz ze mną dzielił
Luli lali luli komu dam tą miłość
Dam ją tobie dopóki będę żyć, będę kochać tylko ciebie
Luli lali luli komu dam tą miłość
I jeśli chcesz mieć jakieś wyobrażenie o tym jak ta miłość jest wielka
Wznieś oczy ku niebu i przygotuj się na lot
i kiedy dotrzesz na najdalszą planetę
To będzie płomień mojej miłości, teraz wiesz jak bardzo cię kocham
Luli lali luli komu dam tą miłość
Dam ją tobie dopóki będę żyć, będę kochać tylko ciebie
Luli lali luli komu dam tą miłość
Dam ją tobie dopóki będę żyć, nie dam jej nikomu innemu
Śnij o mnie moje kochanie
Będę cię pieścić (tulić)
Snij o mnie moje kochanie
ja cię rozgrzeję
I jak w bajce
Obudzę cię pocałunkiem
Śpij kochanie w moim łóżku, śpij tu całą noc
I jeśli noc będzie mrożna przytulisz mnie mocniej
A kiedy potem przyjdzie zima, ja tego nie spostrzegę
Będzie się już wydawać wiosną, gdy się obudzę
Luli lali luli gdy się obudzę
Luli lali luli gdy się obudzę
Luli lali luli spójrz na zewnątrz jak pada
Luli lali luli kochanie moje nie odchodź
Luli lali luli tak wiem, że już ranek
Luli lali luli zostań tu, bądź blisko mnie
Śnij o mnie moje kochanie
Będę cię pieścić (tulić)
Snij o mnie moje kochanie
ja cię rozgrzeję