- O interesach – powiedział i zaraz pożałował doboru słów, ale na szczęście Kensei chyba nie zrozumiał dwuznaczności.
- Interesach? Jakie niby interesy moglibyśmy robić? - zapytał chyba zaintrygowany i nieco zaniepokojony.
Uśmiechnął mimowolnie
- Krajoznawcze.
I tu popełnił kolejny błąd, bo spojrzał Kenseiowi w oczy. Od oczu bardzo blisko było do ust, a od ust do lini szczęki, a stamtąd – razem z kroplą skapującą z wilgotnych włosów – do szerokich, umięśnionych ramion, torsu, brzucha i lini ręcznika, pod którym... Natychmiast wrócił spojrzeniem do góry i zaraz tego pożałował. Poczuł, jak pod poważnym spojrzeniem brązowych oczu po plecach przebiega mu dreszcz. Jak to się w ogóle działo, że chociaż byli tego samego wzrostu – Kensei był nawet chyba nieco niższy – to mężczyzna nad nim górował samą swoją postawą, co było tym bardziej odczuwalne, że znajdowali się w małej przestrzeni wąskiego korytarzyka. To, że Kensei był tuż po kąpieli wcale nie pomagało – używał naprawdę świetnie pachnącego żelu.
Wyobraźnia wbrew jego woli zaczęła podsuwać w bardzo szybkim tempie obrazy rodem z filmów porno, przez co jego wzrok znowu powędrował w dół. "Może trochę profesjonalizmu?", podpowiedział mu nieśmiało głos rozsądku. Przełknął ślinę i odchrząknął.
- Mogę? - zapytał się w końcu i kiwnął głową w stronę wnętrza mieszkania, gdzie udał się natychmiast, gdy otrzymał przyzwalające kiwnięcie głową.
Szybko ściągnął buty i wszedł do jedynego, jak się okazało, pokoju połączonego z niewielkim aneksem kuchennym. Widać było, że nie jest to mieszkanie, w którym mieszkałby ktoś na stałe. Nie było praktycznie żadnych bibelotów, które człowiek chcąc, nie chcąc zbiera. Brakowało czegokolwiek indywidualnego – żadnych plakatów, obrazów, tylko na półce kilka samotnych książek. Podszedł bliżej do regału, po drodze wyciągając z bocznej kieszeni bojówek; już zapomniał jakie te kieszenie potrafią być pojemne i wygodne; butelkę whisky i przyjrzał się tytułom.
- Twoje? - zapytał szczerze zaskoczony i spojrzał przez ramię.
Natychmiast odwrócił się z powrotem. Jednak obraz Kenseia pochylającego się przy komodzie, z ręcznikiem ledwo zakrywającym mu tyłek, jakoś nie chciał wylecieć mu z głowy.
- Co, książki? - podpytał. - Tak, co w tym takiego dziwnego? - ostatnie słowa były lekko przytłumione.
Shuuhei odważył się znowu zerknąć. Kensei właśnie ubierał koszulkę, więc jeszcze przez sekundę można było podziwiać jego brzuch. Chłopak westchnął cicho. Jesteś zgubiony, pomyślał i pokręcił głową.
- Nic – odpowiedział. - W sensie, może trochę. Nie spodziewałem się...
- Że taki mięśniak czyta książki? - wszedł mu w słowo. - A ponoć nie powinno się oceniać książki po okładce, jak już o tym mowa.
- Nie to miałem na myśli. - wyjaśnił szybko Shuuhei i siegnął po jedną z książek. Przerzucił kilka kartek. - Raczej chodziło mi o rodzaj. Spodziewałbym się raczej jakiś... Czy ja wiem... Przygodowych może? Space opera jakaś? A nie fantastyki naukowej, zwłaszcza w tak ciężkim wydaniu.
- To, że nie skończyłem żadnych studiów – słychać było, że czuje się lekko dotknięty sugestią chłopaka. - Nie znaczy, że dobrze się bawię tylko przy jakiś infantylnych rozrywkach.
Od samego początku ta rozmowa mu nie idzie, westchnął w duchu chłopak i odstawił na półkę tysiącstronnicowe tomiszcze.
- Nie to miałem na myśli - powtórzył i odwrócił się w stronę Kenseia, mając nadzieję, że jest już bezpiecznie.
Ten właśnie zapinał pasek przy bojówkach i oczywiście mózg Shuuheia musiał podążyć przy tym własnymi ścieżkami – mógł sobie wyobrazić jaki dźwięk wydałby ten pasek, uderzając w jego skórę... "What the fuck?!", powstrzymał się w ostatniej chwili, żeby nie krzyknąć tego na głos. Coś naprawdę było z nim nie tak.
W międzyczasie Kensei podszedł do stolika i podniósł butelkę.
- Chcesz mnie upić, a potem zaciągnąć do Hueco Mundo? - zapytał, unosząc lekko brew.
- Jest... - przerwał i odchrząknął, żeby oczyścić nieco zachrypnięty głos. - Jest to pewien pomysł, ale chyba, żeby wypaliło potrzebowałbym nieco więcej alkoholu.
- Do czego to aluzja? To nie ja piję przynajmniej raz w tygodniu i przynoszę alkohol na spotkanie biznesowe.
Aż chciał sie palnąć w ten głupi łeb.
- Nie... - zaczął.
- Nie to miałeś na myśli, okej – wciął się Kensei i uśmiechnął półgebkiem. - Ale tak poza tym chyba nie mam lodu – mówiąc to, skierował się w stronę lodówki. - A jak już mamy rozmawiać o tych... - zrobił pauzę. - Interesach, to przydałoby się zrobić to z klasą – dokończył już, pochylając się do zamrażarki.
Shuuhei patrząc na tyłek mężczyzny, zaczynał się zastanawiać, czy ten nie robi tego specjalnie.
- Zawsze możemy porozmawiać przy herbatce i ciastku – powiedział ostrożnie, mając nadzieję, że to w żaden sposób nie urazi rozmówcy..
- A kto trzyma takie rzeczy, chyba tylko babcie. Wyglądam ci na babcię? - zapytam niebezpiecznie niskim tonem, patrząc na chłopaka spode łba.
Ten chciał już sobie włosy z głowy, zacząc rwać, albo zamknąć się w sobie, ale wtedy zobaczył rozbawione spojrzenie mężczyzny.
- Jaja sobie ze mnie robisz, prawda? - upewnił się z lekką ulgą.
- Tylko trochę, dzieciaku – odpowiedział i rzucił w stronę Shuuheia butelkę piwa. - Whisky zachowam sobie na inną okazję.
Chłopak złapał i sięgnął do kieszeni po klucze, przy których miał otwieracz, który wyglądał jak stary klucz właśnie.
- Przygotowany na każdą sytuację – mruknął Kensei, przyglądając się mu.
- Noszę go, bo fajnie wygląda. Klucz do wiedzy, jak mawiamy ze znajomymi – uśmiechnął się i pociągnął za nóżkę klucza, pod spodem ukazał sie korkociąg.
Mężczyzna pokiwał głową z uznaniem i usiadł okrakiem na krześle, stojącym obok stolika, położył ramiona na oparciu.
- Przydałoby mi się coś takiego, gdy miałem szesnaście lat – powiedział i upił piwa. - Chociaż wróć, wtedy nie piłem jeszcze win z korkiem.
Shuuhei przyjrzał się mężczyźnie, unosząc brew. W sumie potrafił sobie wyobrazić młodego Kenseia sprawiającego wieczne problemy krótkim temperamentem i pijącego tanie wina gdzieś w plenerze. Ciekawe ile mu zostało z tego młodego siebie. Uśmiechnął się mimowolnie.rozejrzał się za miejscem do siedzenia.
- Walnij się na łóżko – powiedział Kensei, wskazując mebel butelką.
Tym razem to chłopak uśmiechnął się lekko i skorzystał z rady. Ciekawe, czy jakby się trochę pochylił, to czy poczułby zapach Kenseia. Stracony, potwórzył w myślach i usiadł wygodniej, opierając się plecami o ścianę i wyciągając nogi przed siebie, trochę mu wystawały. Przez chwilę patrzył na swoje stopy, zastanawiając się jak zacząć rozmowę, a sądząc po ciszy ze strony mężczyzny, ten też chciał usłyszeć, co też ma ciekawego do powiedzenia. W sumie mógł się jakoś przygotować do tej rozmowy, miał na to całe dwadzieścia minut jazdy autobusem.
Spojrzał do wnętrza butelki. Otworzył usta i zaraz je zamknął.
- Słuchaj dzieciaku – w końcu Kensei odezwał się pierwszy widocznie zniecierpliwiony czekaniem. - Naprawdę nie wiesz w co chcesz się wpakować. Nie byłeś nigdy w Hueco Mundo...
- A ty byłeś tam ponad sześć lat temu – wszedł mu w słowo. - I to podczas wojny. Teraz to przecież zupełnie inny kraj.
- Taaa – zgodził się, przewracając oczami nieprzekonany. - Teraz zamiast wojsk Gotei 13 rządzą tam kartele narkotykowe, w tym Arrancar. A ten twój niebieskowłosy przyjaciel i blond koleżanka torturowali i zabijali ludzi.
- Bo ktoś najechał ich kraj! To wyście byli najeźdzcami.
- A co to zmienia? Są mordercami i bynajmniej nie pozbyli się tych nawyków. Niedawno widziałem, jak torturowali dilera w zaułku.
- Gdyby twój dobry kumpel wpadł w Hougyoku po uszy to też byś chciał coś w tym temacie zrobić prawda?
- A co to zmienia? - powtórzył. - Chcesz pojechać z dwójką morderców do kraju rządzonego przez morderców.
Shuuhei pokręcił głową z niedowierzeniem.
- Naprawdę? - zapytał nieco zirytowany tak wąskim spojrzeniem Kenseia na sprawę. - Tylko tak widzisz ten kraj?
- A ty jak go widzisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, podnosząc głos. - Jako kraj mlekiem i miodem płynący?
- Dlaczego od razu popadasz w skrajności? Na pewno nie jest tam bezpiecznie, ale bez przesady. W Seiretei też możesz zginąć, jak nie do tej dzielnicy zajdziesz. O nich też będziesz mówił, jak o jakieś patologii?
Mężczyzna zamyslił się na chwilę i upił piwa.
- W gruncie rzeczy tak – odpowiedział niewzruszony. - Słuchaj młody jeszcze jesteś i naiwny...
Shuuhei aż podniósł się z łóżka i warknął.
- Nie przesadzasz? - spojrzał na mężczyznę z góry. - Jesteś ledwo osiem lat starszy ode mnie, więc nie rób z siebie jakiegoś wielce szanownego mędrca, co wie lepiej od najstarszych Indian. I nie rób ze mnie naiwnego dziecka, bo chociaż na wojnie nie byłem, to swoje też w życiu widziałem i robiłem i bynajmniej nie nazwałbym tych rzeczy dziecinnymi.
Kensei na całą tę tyradę wzruszył tylko ramionami.
- Jak na przykład seks za informację? - powiedział cicho, patrząc chłopakowi prosto w oczy.
Ten tylko zacisnął mocniej dłoń na butelce, ale nie odwrócił spojrzenia. Potrząsnął głową zrezygnowany.
- Tak naprawdę – powiedział nawet spokojnie. - To nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, ani w ogóle dyskutować. Przyszedłem tutaj tylko dlatego, że twój blond kumpel dał mi ten adres. Chciałem się z tobą spotkać, porozmawiać. Może zdobyć twój numer telefonu, by utrzymać kontakt, ale nie jestem pewien czy chcę utrzymywać kontakt z osobą zafiksowaną na punkcie swojej traumatycznej przeszłości i nawet bojącej się z tobą przeszłością jakoś zmierzyć. - Przez cały czas Kensei patrzył na niego nieporuszony. - Nie potrzebuję twojej zgody, żeby pojechać do Hueco Mundo i zmierzyć się z moimi demonami. Ty ze swoimi rób, co ci się żywnie podoba. Możesz je na przykład utopić je w whisky. - Dopiero teraz mężczyzna jakoś zareagował, uśmiechając się smutno. - Dzięki za piwo – mruknął i odstawił butelkę na stolik. - Nie wstawaj. Wiem, gdzie są drzwi – uśmiechnął się krzywo na pożegnanie.
Nie ubrał butów, po prostu wziął je w garść, byleby jak najszybciej wyjść z tego mieszkania. Chociaż nie wyglądało na to, żeby Kensei miał w ogóle zamiar go powstrzymać – czuł ulgę i zawód jednocześnie. To wszystko nie tak miało być, pokręcił głową. Ubrał szybko buty i zbiegł schodami w dół – oczywiście po ciemku, bo nadal nie wiedział, gdzie jest włącznik. Po drodze wyciągnął słuchawki i odtwarzacz. Od razu włączył sobie playlistę pod wiele znaczącym tytułem "wkurw" i zaraz przywitały go basy Blue Stahli "Takedown". Dał się ponieść muzyce, nie chcąc chwilowo myśleć o kłótni sprzed chwili. Szczerze nienawidził, gdy ludzie widzieli tylko jedną stronę medalu, gdy nawet nie zadawali sobie trudu, by dowiedzieć się czegoś więcej, jak sprawa wygląda naprawdę.
Sięgnął do kieszenie po papierosy i tylko dlatego poczuł wibrujący telefon. Zerknął na wyświetlacz i ściągnął słuchawki, odbierając.
- Co tam Rangiku? - zapytał na powitanie.
- Skończyliście już może próbę?
- Tak już dawno, a co? Dostałaś mojego smsa, że nie będzie mnie dzisiaj w "Nihiliźmie", prawda? - upewnił się, chociaż dostał wcześniej od kobiety smsa zwrotnego.
- Tak, tak. Chodzi mi o Tię i Grimmjowa – wyjaśniła. - W niedzielę umówiliśmy się, że wpadną razem z tobą, a teraz nie mogę się do żadnego dodzwonić. Tia nie odbiera, a Grimmi ma wyłączoną komórkę. Myślałam, że może próba wam się przedłuża...
O ile mógł zrozumieć, że nie przyszli na próbę i nawet to, że w żaden sposób o tym nie poinformowali, to chyba by jakoś skontaktowali się z Rangiku, a przynajmniej telefon od niej by odebrali. Ona nie urwałaby im głowy przez słuchawkę za to, że nie pojawili się na umówione spotkanie – w przeciwieństwie do pewnych białowłosych basistów.
- Nie było ich dzisiaj na próbie. Też się nie mogliśmy z Toshiro z nimi skontaktować.
- Yhymm. Grimmjow miał mieć dzisiaj wolne, a Tia następną sesję zdjęciową miała zacząć dopiero jakoś w przyszłym tygodniu. Myślisz, że wszystko w porządku? - zapytała się z troską.
Przypomniał sobie wczorajsze zajście, ale nie wydawało się to aż tak straszne, żeby od razu mieli zniknąć bez śladu. Zwłaszcza, że Grimmjow powiedział, że jeszcze pogadają. Wtedy przypomniał sobie słowa Kenseia o dilerze. Zatrzymał się w miejscu. Wiedział, że jego przyjaciel kombinował jak tutaj dowiedzieć się czegoś więcej o kanałach dla Hougyoku – między innymi dlatego zatrudnił się w "Destrukcji", więc w pewnym momencie faktycznie mógł pozwolić sobie na zbyt dużo i wpaść w kłopoty.
- Nie ma co panikować – powiedział spokojnie. - Może po prostu się w końcu spiknęli i zapomnieli o bożym świecie.
Rangiku zaśmiała się cicho.
- Może masz rację. - Westchnęła ciężko. - Wychodzi na to Kira, że zostaliśmy tylko my dwoje. Dobra, to trzymaj się Shuu i do zobaczenia.
- No trzymajcie się też – pożegnał się i rozłączył.
Przez chwilę zastanawiał się, czy jest w stanie dojechać stąd w miarę sensownie do mieszkania Grimmjowa. W końcu odwrócił się, żeby pójść do odpowiedniego przystanku i od razu na kogoś wpadł.
**
Nie podniósł się z krzesła, gdy Hisagi dosłownie wypadł z jego mieszkania. Jak mu się to udało zrobić, że od żartowania doprowadził do kłótni? Odpowiedź była prosta – Hueco Mundo. Ciężko mu było wyrzucić z głowy obrazy tego kraju w czasów wojny, gdzie można była się spodziewać na każdym rogu pułapki, a wchodząc do jakieś wioski, nie byłeś pewien, czy wyjdziesz stamtąd żywy. Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy byli źli, większość tak naprawdę chciała to wszystko jakoś przeżyć i wrócić do normalnego życia. Ale do cholery jasnej tu chodziło o byłego członka Espady, to naprawdę nie byli mili goście. Miał zresztą po nich pamiątkę – bliznę na biodrze od rykoszetu. Jakby tego było, to Hisagi miał na sobie bojówki w kamuflażu używanym przez Gotei 13 podczas tej wojny. Z jednej strony ulżyło mu, nie było ubrania, które kojarzyłoby mu się mniej seksownie. Zbyt wielu brudnych, spoconych, krwawiących mężczyzn w tym widział. A z drugiej, no właśnie, wracały obrazy z wojny.
Tylko, że chłopak miał rację – jest zafiksowany. Zafiksowany to tak dyplomatycznie powiedziane – po prostu boi się tamtego kraju. I nie chodzi nawet o jego życie, czy zdrowie, bo tym już dawno przestał się przejmować. Bał się, że on wróci, a któryś z jego towarzyszy już nie.
- Jesteś starym tchórzem – mruknął.
To teraz miał do wyboru: utopić swoje strachy w alkoholu i już nigdy nie zobaczyć dzieciaka i nawet nie wiedzieć, co się z nim stało, albo spróbować go do cholery jasnej w tym przeklętym kraju jakoś obronić, bo to że Hisagi naprawdę pojedzie do Hueco Mundo, był pewien.
- Szlag – warknął, podrywając się z krzesła. - Jesteś zgubiony.
Zebrał wszystkie rzeczy z nocnej szafki i pochował je z powrotem do kieszeni. Ubrał buty, nie zawiązując, chwycił kurtkę i nie kłopocząc się zakluczaniem mieszkania; i tak nie miał tam nic cennego; wybiegł z budynku. Dojrzał chłopaka, idącego szybko i rozmawiającego przez telefon. Podbiegł i szedł za nim kilka kroków; widok jego pleców stał się bardziej niż znajomy przez czas obserwacji.
Chłopak skończył rozmowę i nagle odwrócił sie gwałtownie, wpadając prosto na Kenseia.
- Prze... - zaczął, ale wtedy zobaczył na kogo wpadł i jego rysy stwardniały. - To ty. Sorry nie mam czasu – mruknął tylko i przeszedł obok mężczyzny.
Kensei złapał go ramię i chciał odwrócił w swoją stronę, ale ten wyrwał mu się gwałtownie i spojrzał na niego lodowato. Ruszył szybko przed siebie.
- Shuuhei poczekaj! - powiedział i zaraz ugryzł się w język. Zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba.
Co ciekawe Hisagi się zatrzymał i spojrzał na niego przez ramię. Kensei odetchnął i przeczesał palcami włosy. Strasznie nie lubił tego typu rozmów, nie lubił się tłumaczyć. Zazwyczaj ignorował ludzi, którzy nie potrafili znieść jego charakteru. Otworzyl usta, żeby coś powiedzieć, Hisagi spojrzał na niego ponaglająco.
- Podwieźć cię? - powiedział w końcu i warknął na siebie w duchu za brak konsekwencji.
Chłopak pokręcił głową.
- Dzięki, jadę do Grimmjowa – powiedział i zaczął iść.
- To bardzo dobrze się składa – rzucił i ruszył za nim. - Też muszę z nim sobie porozmawiać.
- Tak? O czym niby? - zapytał, nie zatrzymując się.
- O naszej wspólnej wycieczce – powiedział i zatrzymał się w tej samej chwili, co Hisagi.
Chłopak odwrócił się i przyjrzał mu się uważnie, czy przypadkiem nie blefuje.
- Serio? - podpytał się, patrząc podejrzliwie zmrużonymi oczami.
- Jak to było? - udał zamyślenie. - Serio, serio – powiedział, uśmiechając się pólgębkiem. Przyjrzał się dzieciakowi przed sobą i pokręcił głową z niedowierzeniem. - Chociaż nadal uważam, że to idiotyczny pomysł, ale powiedzmy, że miałeś rację z tą fiksacją.
Shuuhei uspokoił się nieco, ale wciąż nie wyglądał na do końca przekonanego. Nagle zmarszczył brwi i spojrzał na mężczyznę spode łba.
- Ale ty przecież piłeś – powiedział nieco zaniepokojony.
Kensei przewrócił oczami.
- Proszę cię, trzy łyczki – niemalże jęknęł. - Jeździłem w gorszym stanie.
- Bogowie i ty jesteś policjantem? - zapytał, unosząc wysoko brwi.
- Powiedzmy, że to moje hobby – odpowiedział ze wzruszeniem ramion i sam się sobie dziwił. Przecież nie tak dawno naprawdę chciał ułożyć sobie życie w policji i dożyć spokojnie emerytury z jakimiś osiągnięciami, może jakimś lepszym stopniem.
Ruszył w stronę parkingu, gdzie stał jego motor. Shuuhei po sekundzie wahania ruszył za nim. Kensei zerknął przez ramię na chłopaka, który wyglądał na zatopionego w myślach, albo raczej analizującego coś. Nie zapytał, co mu chodzi po głowie, nie chcąc przypadkiem rozdrażnić chłopaka.
- Gdzie jedziemy? – zapytał za to, wyciągając kaski
- Aleja Bohaterów Wojny 1812 roku 62 – odpowiedział, a pod pytającym spojrzeniem meżczyzny dodał. - Trzecia dzielnica tuż przy rzece.
Kensei tylko kiwnął głową, ubrał kask i wsiadł na motor. Uśmiechnął się mimowolnie, czując obejmujące go w pasie ramiona i przytulające się do niego ciało. Czuł się... Sam nie wiedział, jak to ująć. Na miejscu? Właściwie? Zresztą nieważne. Czuł się dobrze i nie ma co nad tym rozmyślać.