Shuuheia obudziła dłoń, która z rozmachem wylądowała mu na twarzy. Stęknął i zaraz jęknął przeciągle. Przełknął ślinę, by chociaż trochę zwilżyć gardło. Chłodną dłoń, wciąż leżącą mu na twarzy, przesunął sobie na czoło, zyskując krótkotrwałą ulgę od łupiącego bólu głowy. Dobrze chociaż, że pomyślał i przed pójściem do łóżka zasłonił wszystkie okna. Teraz w pokoju panował przyjemny półmrok, zamiast oślepiającej jasności. Zwłaszcza, jak szybko zorientował się, po zerknięciu na zegarek, było już po jedenastej.
Kupka pościeli, lężąca obok niego, jęknęła przeciągle i poruszyła się, zabierając dłoń. Kołdra się przesunęła, pokazując najpierw długie blond włosy rozrzucone na poduszcze, a potem spokojną twarz Rangiku. Nie jest to pierwszy raz, kiedy kobieta u niego nocuje. Dobrze, że kupując łóżko, marzył jeszcze o wielkiej miłości, z którą będzie mógł razem zamieszkać i przezornie kupił dwuosobowe. Inaczej ciężko by mu było znaleźć miejsce do spania obok kobiety. Uśmiechnął się delikatnie.
Wstał z łóżka i w samych bokserkach przeszedł do łazienki, przepłukał twarz i trochę włosy, a stamtąd wyszedł do niewielkiego salonu, połącząnego z aneksem kuchennym. Nie było to wielkie mieszkanie, ale dla niego samego wystarczające w zupełności. Przez jedenaście lat mieszkał tutaj z babcią, która zajmowała się nim po śmierci rodziców. Wtedy bywało nieco ciasno. Potrafili się nieźle pokłócić, gdy jedno wchodziło na teren drugiego. Im Shuuhei był starszy, tym częściej się to zdarzało. Cóż, od czterech lat miał niestety spokój.
Nastawił wodę i wyciągnął dwa kubki z szafki. Nucił cicho jakąś pozytywną piosenkę, którą ostanio usłyszał w radio, kołysał biodrami w rytm melodii. Był w naprawdę dobrym humorze. Wierzył, że jego wybawca przedstawił mu się swoim prawdziwym imieniem i wierzył w jego zapewnienie, że ten się jeszcze pojawi. Samo to wywoływało uśmiech. Zaraz jednak przypomniał sobie scenę przy łazience. Sam nie był pewien, czy dreszcz, który przeszedł mu plecach, był wywołany strachem, czy podnieceniem. Potrząsnął głową i zajrzał do lodówki. Stał przez chwilę w otwartych drzwiach, delektując się chłodnym powietrzem i przy okazji zastanawiając się, jak z tego co zostało zrobić jakieś śniadanie. W końcu wyciągnął jajka i pomidory. Będzie jajecznica.
Kawy stały zalane, jedna biała dla Rangiku, jedna czarna dla niego, obie bez cukru. Właśnie wbijał jajka do pamidorów, które już podsmażały się na patelni, gdy w drzwiach od sypialni pojawił się jego gość. Ubrana w jego największą koszulkę – za ciasną w biuście i ledwo zakrywająca tyłek, z lekko rozmazanym makijażem i z włosami, które bezskutecznie próbowała rozszczesać palcami, wyglądała niczym uosobienie kaca.
- Jak zwykle wyglądasz kwitnąco moja droga – przywitał kobietę z uśmiechem, gdy ta siadła na jednym z wysokich krzeseł przy blacie oddzielającym aneks od salonu. Od razu postawił przed nią kawę.
Sięgnęła po kubek i upiła odrobinę z prawdziwą lubością.
- Wspomniałam już, że cię kocham? – szepnęła czule, ignorując uwagę o kwitnięciu.
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Tak, dwa razy. W obu przypadkach na kacu. Co swoją drogą jest dosć ciekawe. Większość kobiet mówi takie rzeczy po pijaku, a jak już wytrzeźwieją, to się tego wypierają.
- Powinieneś się już przekonać, że jestem kobietą jedyną w swoim rodzaju.
Uśmiechnął się. Dokończył smażenie, przyprawił jeszcze i po chwili przed Rangiku stanął talerz z aromatyczną jajecznicą, za której jedzenie, kobieta od razu się zabrała.
- Na pewno nie chcesz zostać moim mężem Shuu? - zapytała się z nadzieją w przerwie pomiędzy kęsami. - Marnujesz się z takimi umiejętnościami kucharskimi.
Zaśmiał się, siadając obok ze swoją porcją jedzenia i kawy.
- Na pewno. Jesteś złą, egoistyczną kobietą i dobrze o tym wiesz – zażartował, szturchając ją ramieniem.
- Oj tam oj tam zawsze mógłbyś trafić na gorszą!
- Wiem, dlatego nie mam zamiaru zbliżać się do jakiejkolwiek.
- Aaaach – westchnęła ciężko. - Dlaczego ja nie mogę być kiedyś uratowana przez jakiegoś przystojniaka.
Nie skomentował, uśmiechnął się tylko. Wczoraj po tym, jak w końcu udało mu się poznać imię swojego wybawcy i wrócił do klubu. Rangiku zapytała się, jak poszło i dlaczego właściwie tak się do tego faceta przykleił. Wtedy powiedział jej, że to meżczyzna, który go uratował wtedy po koncercie. Skłamał tylko, że do tej pory nie był pewien, że to on.
Po skończonym śniadaniu Rangiku zajęła łazienkę. Shuuhei włączył sobie muzykę, by przyjemniej zmywało się naczynia i sprzątało. Na koniec siadł w fotelu z laptopem na kolanach i zabrał się za pracę.
Po pół godzinie Rangiku opuściła łazienkę w o wiele lepszym stanie. Włosy opadały jasnymi falami na ramiona. Bluzka inna niż wczoraj, pewnie miała zapasową w torebce, opinała zmysłowo biust. Makijaż poprawiony. Gotowa by łamać męskie serca.
- Postaram się wpaść we wtorek – powiedziała, zakładając buty. - Ale nie wiem, czy mi się uda. Szef pewnie znowu dorzuci mi pracy – jęknęła przeciągle. - Zawsze tak robi. Tak czy siak, do zobaczenia.
Podeszła do chłopaka, pocałowała go w policzek na pożegnanie
- Do zobaczenia – powiedział.
Kobieta wyszła z mieszkania, a on sięgnął do pilota od wieży i podgłośnił muzykę. Lubił pracować z mocniejszymi dźwiękami w tle.
Skupiony na właśnie czytanym tekście, nie usłyszał, jak drzwi do mieszkania się otwierają. Muzyka zagłuszyła spokojne, ale ciężkie kroki. Dlatego też, wypowiedziane za jego plecami męskim głosem:
- Ładne mieszkanie.
Spowodowało, że natychmiast wstał i obrócił się. W ostatniej chwili uratował laptopa przed upadkiem na podłogę. Zamrugał kilka razy, widząc, stojącego w wejściu do salonu, Kenseia. Mężczyzna zlustrował go wzrokiem i zaraz spojrzał gdzieś w bok, co przypomniało Shuuheiowi, że wciąż jest w samych bokserkach.
- Nie spodziewałem się gości – wytłumaczył się, nie wiedzieć czemu zawstydzony. Co się z nim działo w obecności tego mężczyzny? Zazwyczaj to on był tą bardziej opanowaną stroną rozmów. - Ale jak mawiała moja babcia gość w dom, bóg w dom. - Odłożył laptopa. - Rozgość się i daj mi pięć minut.
Kensei kiwnął głową, ale nadal na niego nie spojrzał. Widocznie znalazł coś naprawdę interesującego za oknem. Jednak Shuuhei poczuł na sobie jego wzrok, na chwilę przed tym, jak zamknął drzwi do sypialni.
Dopiero jak został sam, odetchnął głębiej i zaraz zdał sobie sprawę, że zachowuje się, jak nastoletnia dziewczynka. Brakuje tylko, żeby zaczął się rumienić i kręcić bucikiem w ziemi. Pokręcił głową. Spokój, tylko spokój może mnie ocalić, pomyślał i założył na siebie dżinsy i jakąś szarą bluzkę bez rękawów. Jeszcze tuż przed wyjściem przemknęło mu przez myśl, że się nawet nie wykąpał. Zawahał się, mógłby użyć perfum, ale jak to będzie wyglądało, jak wyjdzie taki wypachniony? Zaklął na siebie pod nosem i sięgnął po szklaną buteleczkę. Naprawdę, gorzej jak nastolatka, gdy ma się spotkać ze swoją wielką miłością. Pewnie Kensei w ogóle nie zwróci na to uwagi.
Gdy wyszedł, mężczyzna odłożył na półkę ramkę ze zdjęciem.
- Moi rodzice – wyjaśniał Shuuhei, ale zaraz machnął dłonią. - Ale pewnie wiesz.
- Nie wiem – odpowiedział Kensei, wciąż wpatrzony w półkę ze zdjęciami. - Informacje o twoich rodzicach nie były mi potrzebne, ale domyśliłem się.
- Aha. Może chcesz się czegoś napić – zapytał, szybko zmieniając temat, przy okazji ściszając muzykę na wieży. - Kawa, herbata, piwo?
- Kawa będzie w sam raz. Czarna i bez cukru – dodał, widząc, jak Shuuhei otwiera usta, by zadać pytanie.
Kiwnął tylko głową i poszedł do kuchni. Dla siebie też wyciągnął kubek, ale wsypał do niego herbatę. Lepiej, żeby nie podnosił już sobie ciśnienia. I tak w pewnym momencie zauważył, że lekko drżą mu ręcę. To zaczynało być bardziej niż denerwujące.
- "Doktryny militarne XX wieku" - głos mężczyzny sprawił, że Shuuhei odwrócił wzrok od słoika kawy.
Siwowłosy stał właśnie z rękoma w kieszeniach przy regale z książkami i pochylony czytał tytuły książek z najniższej półki. Zazwyczaj luźne bojówki, teraz opinały się na jego tyłku. Shuuhei wrócił spojrzeniem do słoika.
- "Gotei 13 w operacji <
- Miałem na studiach krótki okres fascynacji – wyjaśnił, odmierzając bardzo dokładnie ilość herbaty. - Myślałem nawet, żeby nie rzucić studiów i nie pójść do szkoły oficerskiej, ale jednak dałem sobie spokój. Uznałem, że wolę mieć tatuaż na policzku, niż pagony.
Kensei tylko kiwnął głową i przeszedł na drugą stronę pokoju. Przez chwilę przyglądał się dość abstrakcyjnemu obrazowi.
- Twój? - zapytał w końcu.
- Nie, profesora Tousena – odpowiedział, wlewając wrzątek do kubków.
- Yhym. To pewnie dlatego go nie rozumiem – mruknął pod nosem. - Swoją drogą, co tak naprawdę łączyło cię z Tousenem? Kim on dla ciebie był?- zapytał, siadając na kanapie i odbierając od chłopaka swój kubek.
Shuuhei usiadł w fotelu. Przez chwilę wpatrywał się w taflę herbaty. Ta sprawa wciąż bolała i wciąż nie mógł przejść nad nią do porządku dziennego.
- Mentorem – odpowiedział w końcu. - Człowiekiem, któremu mogłem zadać pytania, na które powinien odpowiedzieć ojciec. Moi rodzice zginęli, gdy miałem trzynaście lat, więc w wieku, kiedy zadaje się najwięcej, najtrudniejszych pytań miałem tylko babcię. To było za mało. Tousena poznałem jeszcze przed studiami. Wziął mnie pod swoje skrzydła i w dużej mierze ukształtował mój obecny światopogląd. Po czym... - upił łyk herbaty, żeby dać sobie chwilę,. - Zdradził te wszystkie ideały, których mnie uczył i uciekł z Aizenem- pokręcił głową. - Nie jestem w stanie tego zrozumieć.
Po jego słowach zapadła cisza, nie licząć wciąż lecącej w tle muzyki. W pewnym momencie zrobiło się nieco niezręcznie. W końcu jako gospodarz powinien zabawiać gościa rozmową.
- Kiedy zdejmują ci szwy – uratował go Kensei. Jednak wciąż na niego nie patrzył. To też zaczynało się robić nieco denerwujące.
- We wtorek.
- Yhym.
Znowu cisza.
- Nie musisz czuć się winny – tym razem odezwał się Shuuhei.
Kensei w końcu spojrzał w jego stronę, pytająco.
- Odnoszę wrażenie, że czujesz się winny – wyjaśnił, dotykając delikatnie szwów - Za to, że nie zdążyłeś mi pomóc wcześniej. Sam się w to wpakowałem, więc mam za swoje.
Mężczyzna wzruszył ramionami. Położył ramiona na oparciu kanapy.
- Już tak mam – powiedział lakonicznie.
Kolejna cisza. Shuuhei obracał kubek w dłoniach, co chwilę zerkajac na Kenseia. Kilka razy ich spojrzenia się skrzyżowały, ale wtedy obaj szybko odwracali wzrok. Uratował ich dzwonek telefonu. Kensei sięgnął do kieszeni, zmarszczył brwi i odebrał z zaciekawionych "tak?". Przez dłuższą chwilę mówiła osoba po drugiej stronie, a Kensei tylko słuchał. Raz tylko zerknął na Shuuheia z poważną miną.
- Rozumiem – powiedział w końcu. - Do zobaczenia – dodał i rozłączył się.
Shuuhei skłamałby, gdyby powiedział, że nie był ciekawy, czego dotyczyła rozmowa, ale nie miał zamiaru pytać. Zwłaszcza, że jego gość siedział wpatrzony w ścianę przed sobą, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał. W końcu spojrzał na chłopaka.
- Ichimaru Gin nie żyje – poinformował prawie obojętnym głosem.
Otworzył szeroko oczy zaskoczony. W pierwszej chwili się ucieszył, może w końcu Kira przestanie się tak zadręczać, ale zaraz potem pomyślał o Rangiku. Przecież Ichimaru był dla niej kimś ważnym.
Kensei pochylił się do przodu i już otwierał usta, żeby jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie znowu zadzwonił telefon. Tym razem Shuuheia. Poderwał się i poszedł do sypialni. Zdziwił się widząc nieznany numer.
- Hisagi Shuuhei słucham – odebrał.
- Dzień dobry. Nazywam się Unohana Retsu – przedstawiła się kobieta łagodnym głosem. - Dzwonię ze szpitala "Bellflower". Pański numer został zapisany na karcie ubezpieczeniowej pana Kiry Izuru, jako numer kontaktowy w razie wypadku...
- Coś się stało? - zapytał szybko.
- Proszę się nie obawiać – powiedziała uspokajająco. - Panu Kirze nie grozi już żadne niebezpieczeństwo. Jednak nie mogę podać szczegółów przez telefon. Zapraszam pana do szpitala.
- Rozumiem, dziękuje za informację. Do widzenia.
Rozłączył się i przez chwilę stał w miejscu, wpatrując się w ekran telefonu. Kira wylądował z jakiegoś powodu w szpitalu. Czyżby ktoś, kto dorwał Ichimaru, chciał zabić i jego? Ale przecież to nie miało sensu, co Kira miał z tym wszystkim wspólnego. Tak czy siak, musiał pojechać do szpitala. Odwrócił się i nieco zaskoczony spojrzał na Kenseia stojącego w drzwiach sypialni.
- Podwieźć cię? - zaproponował siwowłosy, nie pytając nawet, czego dotyczyła rozmowa.
- Wiedziałeś?
Zapytany kiwnął głową.
- Zadzwonił do mnie znajomy obserwujący Kirę – wyjaśnił.- To jak? Podwieźć cię?
- Byłbym wdzięczny. Może twój znajomy mówił ci, co się właściwie stało? - zapytał chłopak, zbierając się do wyjścia.
Kensei przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
- Z waszej trójki – zaczął, wpatrzony gdzieś za okno. - Kira Izuru był inwigilowany w największym stopniu, włączając kamery i podsłuch w jego mieszkaniu.
Shuuhei chował właśnie portfel do kieszeni, spojrzał na mężczyzna, marszcząc brwi. Nie za bardzo wiedział, co to ma wspólnego z jego pytaniem.
- Pewnie tylko temu zawdzięcza to, że w tej chwili żyje – kontynuował.
- Ktoś go napadł? - zapytał Hisagi.
Kensei spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Kira Izuru chciał popełnić samobójstwo.