Tylko się nie bój 3
Dodane przez Aquarius dnia Marca 09 2013 10:58:08


Wypadł z "Nihilizmu" wściekły. Wściekły przede wszystkim na siebie i sam nie wiedział, za co dokładnie. Za to, że powiedział dzieciakowi, że go obserwuje, czy może za to, że w taki sposób uciekł. W dodatku to był tamten dzieciak sprzed osiemnastu lat, to było niemożliwe. Po prostu niemożliwe.
Cholernie potrzebował zapalić, ale niestety zostały mu tylko wykałaczki. Pierwszą, jaką włożył sobie do ust, od razu przegryzł. Druga wytrzymała jakoś dłużej, ale i tak wypluł ją, jak dotarł do swojego motoru – granatowo-białego ścigacza. Na szczęście polecenie służbowe dotyczące obserwacji brzmiało "wiedzieć, co robi, gdzie przebywa i z kim", a nie "patrzeć na ręce przez 24 godziny na dobę". Wiedział, gdzie jest jego dzieciak, co robi i z kim. Dlatego teraz odpalał motor z zamiarem wywiania z głowy niepotrzebnych myśli. Już sam dźwięk maszyny był uspokajający. Śmignął w dół ulicy, po drodze mijając Matsumoto, idącą w stronę knajpy.
Powiedział prawdę Hisagiemu. Dzień, w którym mu pomógł, zadecydował o jego dalszym życiu. Osiemniaście lat to wiek, gdzie oczekuje się od ciebie, że będziesz już wiedział, co chcesz w życiu robić i dlaczego. Kensei nie wiedział. Ze swoim porywczym charakterem był raczej z tych bardziej problematycznych dzieciaków. Rzucał się do bójek z byle jakiego powodu, lub nawet bez powodu. Tamtego dnia pierwszy raz wmieszał się w bijatykę z bardzo ważnego powodu. Znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Akurat żeby zobaczyć, jak jakiś chujek zamierza się deską, na wiszącego do góry nogami dzieciaka. Z perspektywy czasu widział, że sam miał więcej szczęścia niż rozumu, bijąc się z tamtą trójką. Był z siebie dumny, gdy w końcu uwolnił dzieciaka, chociaż ten jak tylko znalazł się na ziemi, zaczął ryczeć i nie dało się go uspokoić. Machnął wtedy ręką i zostawił go, jeżeli dzieciak miał na tyle dużo rozumu, to powinien uciec.
Dzisiaj się przekonał, że uciekł i miał się całkiem dobrze. Kto by pomyślał, że taki wstrętny bachor wyrośnie na mężczyznę, którego Kensei z chęcią by zaciągnął do łóżka. I że spotka go w zupełnie innym mieście. I że uratuje go jeszcze raz. Co to było? Jakieś pieprzone przeznaczenie, czy co? Zresztą mniejsza o to. Ważniejsze było pytanie – co teraz powinien zrobić z faktem, że powiedział chłopakowi, że go obserwuje? Najprostszym rozwiązaniem było oczywiście powiedzieć przełożonym, że się spalił. Wtedy pewnie zostanie wysłane zastępstwo, a on wróci do rodzinnego miasta i już nigdy nie spotka tego czarnowłosego, przystojnego dzieciaka...
- Świetnie – warknął przez zaciśnięte zęby do wnętrza kasku. - To teraz decyzje służbowe podejmujesz w oparciu o ekspercką opinię swojego fiuta. Pogratulować profesjonalizmu panie władzo. Kurwa.
Mimo, że było to absolutnie nieprofesjonalne, nie miał zamiaru oddawać dzieciaka komuś innemu. Chociaż dzisiejsza rozmowa była pierwszą, jaką w ogóle z nim odbył, to podczas tego miesiąca polubił go. Chciał dalej mu się przyglądać. Chyba się robił sentymentalny na starość.
Przez kilka kolejnych dni nic ciekawego się nie wydarzyło. Hisagi dostał jakieś zlecenie, więc siedział cały dzień w domu przed komputerem i pracował. Nawet nie poszedł w czwartek do "Nihilizmu", a to było już interesujące. Jednak najciekawsza rzecz wydarzyła się w piątek.
W piątek Hisagi razem z Matsumoto i blond perkusistką poszli do "Destrukcji". Kensei nie wszedł do środka, chociaż korciło go, żeby zobaczyć, co się tam właściwie dzieje. Towarzystwo powiększone jeszcze o Grimmjowa wyszło późno w nocy. Pożegnali się z jakąś nieznaną Kenseiowi grupą i ruszyli odprowadzić Matsumoto, która "wcaleniebyłapijana", jak kilka razy głośno obwieściła.
Nie byłoby w tym całym zdarzeniu niczego, czym Kensei powinien się martwić. W końcu ludzie mogą się bawić, jak tylko sobie chcą, gdyby nie fakt, że plotki o tym, że w "Destrukcji" jest ktoś, kto ma dostęp do Hougyoku, przyszły jeszcze z kilku źródeł. Oczywiście dzieciaki mogły o niczym nie wiedzieć i chodzić akurat do tego klubu, tylko dlatego, że pracuje tam ich znajomy, ale dla co po niektórych będzie to już wyglądało mocno podejrzanie. Zwłaszcza, gdy sytuacja powtórzyła się jeszcze raz w następnym tygodniu.
Krążył dookoła klubu. Minęły dwie godziny, od kiedy towarzystwo weszło do środka. Zaczynało mu brakować wykałaczek. Gdyby jeszcze palił, to pewnie już by miał połowę paczki z głowy. W końcu stanął cieniu za występem budynki niedaleko wejścia, oparty o ścianę, z rękoma skrzyżowanymi na persi. Co ten dzieciak sobie myślał? Przez ten miesiąc z górką, od kiedy Kensei został przydzielony do chłopaka, ten rzadko kiedy zmieniał dość sztywno ułożony plan tygodnia. Oczywiście w związku z wypadkiem musiało to ulec modyfikacji. Chociażby nie mógł już chodzić rano na basen, ale żeby aż tak. W ciągu tego czasu nie był na żadnej większej imprezie. Spotykał się w małym gronie, żeby porozmawiać i napić się. A teraz nagle zaczął bywać w "Destrukcji". Szlag by to...
Z rozmyślań wyrwał go głos. Głos jego dzieciaka.
- Daj mi znać, jak tylko dowiesz się czegoś ciekawego, dobra? - powiedział spokojnie, było słychać, że bardzo stara się brzmieć trzeźwo.
- Spoko Hisagi – odpowiedział mu drugi męski głos. - Do zobaczenia.
- Trzymaj się Iba.
Po chwili obok Kenseia przeszedł czarnowłosy mężczyzna z wąsikiem i mimo nocy z okularami przeciwsłonecznymi. Nie zwrócił na niego większej uwagi i zaraz zniknął za rogiem.
Kensei wyjrzał zza występ. Zobaczył plecy Hisagiego.
- Wiesz jak to zaczyna wyglądać – mruknął mężczyzna, nie wiedzieć czemu wkurzony.
Chłopak natychmiast odwrócił się na pięcie z szeroko otwartymi oczami, z papierosem między wargami i z zapalniczką w połowie drogi. Jego zaskoczone nie potrwało więcej niż sekundę. Dokończył ruch zapalniczki, zaciągnął się i zaraz wypuścił wąską strużkę dymu prosto w stronę Kenseia, który klął w duchu na czym świat stoi. Czy jest jakaś czynność, przy której ten dzieciak nie wyglądałby jak usosobienie seksu. A może była to już wina jego rosnącej frustracji.
- Jak to zaczyna wyglądać panie władzo? - zapytał leniwym tonem, uśmiechając się półgębkiem.
- Podejrzanie – odpowiedział Kensei ledwo powstrzymując się by nie warknąć.
Chłopak zrobił powolny krok do przodu. Znowu się zaciągnął, tym razem odwrócił się na bok wydmuchując dym. Kensei miał idealny widok na szwy i znowu poczuł się winny. Shinji miał rację, nigdy nie przestanie sobie tego wyrzucać.
- Która część wygląda najbardziej podejrzenie? - zapytał Hisagi, nie zmieniając tonu i robiąc jeszcze krok do przodu. Był teraz na wyciągnięcie ramion. - Ta, w której piję czy ta, w której tańczę?
Kensei nie odpowiedział. Hisagi zaciągnął się po raz kolejny.
- Tak myślałem – wymruczał zadowolony z siebie chłopak po chwili ciszy. - Nawet nie wiesz, co robię w środku, bo nie raczyłeś zajrzeć panie władzo, ale już raczyłeś zacząć mnie podejrzewać – w głosie i w spojrzeniu był zawód. Już się nie uśmiechał.
- To... - zaczął Kensei, czując się winnym, ale zaraz się otrząsnął. Przecież nie będzie się tłumaczył dzieciakowi.
- Cóż... - mruknął Hisagi, dopalając papierosa. - Pozwoli pan, panie władzo, że pana zostawię i pójdę dalej robić złe i podejrzane rzeczy w środku. Może pan tu zostać i podejrzewać sobie dalej, albo wejść do środka i się przekonać – rzucił niedbałym tonem i odwrócił się na pięcie, chowając dłonie w kieszenie. Zaraz zniknął w drzwiach do klubu.
- Kurwa – warknął pod nosem Kensei. - Kurwa.
Miał ochotę w coś przywalić, niestety w najbliższym otoczeniu nie było niczego, co mógłby bez wielkiej szkody społecznej rozwalić.
- Kurwa – zaklął jeszcze raz i poszedł w ślady dzieciaka.
Jak tylko otworzył drzwi doleciała go jakaś dudniąca muzyka elektroniczna. Cały klub był w błękitach i bielach – wokalista "Obliviona" jako barman doskonale zatem wpisywał się w scenerię. Kensei zostawił w szatni swoją kurtkę motocyklową i poszedł dalej.
Na salę wszedł w momencie, kiedy Hisagi, Tia i Matsumoto z jednej strony, a Grimmjow z drugiej strony baru unosili kielonki jakieś kolorowej wódki. Zaraz też Hisagi chwycił Matsumoto za ramię i pociągnął na parkiet. Kobieta nie opierała się zbytnio. Zaczęli tańczyć wśród innych par. Kensei przez chwilę stał i gapił się jak idiota. Mógł się domyślić oczywiście, że dzieciak nie będzie najgorzej radził sobie na parkiecie, wyczucie rytmu musiał mieć, ale żeby radził sobie tak dobrze? Naprawdę? Te biodra w obcisłym spodniach, umięśnione ramiona... Mężczyzna nie powinien poruszać się aż tak dobrze i w aż tak podniecający sposób.
Stał i gapił się, a oczami wyobraźni widział już te biodra w zupełnie innej konfiguracji. Dopiero szczupłe dłonie, które objęły szyję i kobiece usta przy uchu chłopaka, wybudziły go z transu. Masz przejebane, warknął do siebie w myślach, pomarz sobie, ale nie dotykaj. Chłopak ma najbardziej zdrowe odruchy. Prychnął, widząc jak Hisagi uśmiecha się i kładzie dłonie na biodrach Matsumoto.
Odetchnął głębiej i usiadł przy barze. Przywołując resztki profesjonalizmu, rozejrzał się po sali. Chyba był najstarszym klientem klubu. Średnia nie przekraczała 25 lat. Hisagi z ekipą niewątpliwie tę średnią zawyżali. Sala byla praktycznie pełna. Duża część tańczyła na środku, pozostali siedzieli na białym sofach pod ścianami. Jak zdążył się dowiedzieć Kensei, "Destrukcja" była dość popularnym klubem, ale tak naprawdę w żaden sposób nie wyróżniała się wśród innych tego typu miejsc. Ludzie piją, ludzie tańczą, ludzie próbują rozmawiać, przekrzykując muzykę. Cóż raczej nie należało się spodziewać wielkiego błyszczącego napisu "sprzedajemy Hougyoku". Westchnął pod nosem i odwrócił się lekko zrezygnowany.
Aż drgnął zaskoczony, gdy spotkał się twarzą w twarz z wyszczerzonym szeroko Grimmjowem, pochylonym w jego stronę nad barem.
- Co? Jakaś fajna dupa zdecydowała się na innego? - zapytał się, kiwając głową w stronę tańczacego tłumu.
- Coś w tym stylu – mruknął Kensei.
- To czego się napijemy na pocieszenie?
- Coli z lodem. Jestem motorem – wyjaśnił, widząc niedowierzajace spojrzenie barmana.
- Przykro mi stary – efekt współczucia psuł nieco szeroki uśmiech. - Miłej zabawy, piątak będzie – dodał, stawiając szklankę i odbierając pieniądze.
Kensei skinął głową w ramach podziękowania.
Sączył colę, nie odwracając się. Przyglądał się ludziom siedzącym przy barze. Dlaczego właściwie wszedł do środka? Doprawdy starzał się, skoro popełniał jedną głupotę za drugą. Powinien oddać tego dzieciaka i wrócić do siebie. Zajmie się inną robotą, to szybko zapomni o tym wszystkim. W końcu Hisagi nie był jedynym seksownym mężczyzną na świecie. Zresztą przestanie go widywać codziennie, to i przestanie o nim myśleć. Może w końcu będzie mógł zasnąć bez marzeń o rzuceniu dzieciaka na łóżko, rozerwania koszuli, wgryzienia się w szyję, wydobyciu z tych ust przeciągłego jęku.
Ktoś położył mu delikatnie dłoń na ramieniu. Odwrócił sie gwałtownie i napotkał nieco mgliste, ale bardzo poważne spojrzenie ciemnoszarych oczu Hisagiego. Chłopak stał tak blisko, że Kensei czuł zapach jego potu, wymieszanego z zapachem tytoniu i alkoholu. Czuł ciepło bijące z jego ciała. Dłoń na ramieniu pozostała na miejscu, za to druga pojawiła się na udzie mężczyzny. Kensei zamarł, spięty. Hisagi pochylił się do jego ucha, łaskocząc je swoim gorącym oddechem. Torsem opierał się na ramieniu mężczyzny. Kensei nie odsunął się, tylko zacisnął dłonie na szklance po coli. Czuł jak jego ciało reaguje na bliskość chłopaka, zacisnął zęby. Kapusta, myśl o kapuście, nakazał sobie.
- Gdy Rangiku zaproponowała byśmy tutaj wpadli w pierwszej chwili chciałem odmówić – mówił powoli i wyraźnie chłopak, a Kensei starał się ze wszystkich sił skupić na tym, co mówi. - Wiem, że chodzą plotki o tym, że znajduje się tutaj kanał dla Hougyoku. Poza tym... - zawahał się. Kensei słyszał, jak przełyka ślinę. - Dałeś do zrozumienia, że mi ufasz. Pomyślałem sobie, że jak zacznę robić dziwne rzeczy, to jest szansa, że znowu się pojawisz, żeby mnie jakoś ostrzec, albo przyjrzeć się wszystkiemu dokładnie. Że będę miał możliwość porozmawiać z tobą jeszcze raz. - Mimowolnie zacisnął mocniej dłonie, jakby to miało powstrzymać mężczyznę przed ucieczką.
Kensei prychnął gniewnie i spojrzał na chłopaka. Ten patrzył na niego z mieszaniną niepokoju i nadziei w błyszczącym spojrzeniu.
- Dlaczego ci na tym tak bardzo zależy dzieciaku? - zapytał, starając się brzmieć spokojnie. - Przecież jestem dla ciebie zupełnie obcym człowiekiem. W dodatku zostałem przydzielony, żeby cię śledzić...
- Zaufałeś mi – przerwał mu chłopak. - Poza tym chciałbym mieć możliwość odwdzięczenia się w jakiś inny sposób, niż zapominając o twoim istnieniu. Daj mi szansę. Proszę.
Kensei odwrócił spojrzenie, nie mógł znieść desperacji w oczach chłopaka. Przetarł dłońmi twarz i przeczesał włosy.
- Shuuuuuu – przez muzykę przedarł się kobiecy krzyk. - Przestań podrywać obcych mężczyzn. Tych, których znasz już ci nie wystarczą?
Ciepło i zapach chłopaka nagle się oddaliły. Kensei nie wiedział, czy bardziej czuje ulgę, czy żal. Spojrzał na bok. Matsumoto odciągała Hisagiego, który chyba nie miał zbytnio sił, żeby się opierać. Patrzył tylko na Kenseia intensywnie. Powiedział coś, ale za cicho, by mógł usłyszeć. Jednak domyślił się po ruchu warg. "Proszę". Odwrócił się i zamknął oczy. Odetchnął głębiej i dopiero teraz rozluźnił uścisk na szklance. Aż dziwne, że nie pękła. Ledwo się powstrzymał, żeby nie wziąć naczynia i nie rozbić go o jakąś ścianę.
Szybko opuścił "Destrukcję", nie rozglądając się na boki. Miał dosyć patrzenia, a tym bardziej słuchania na dzisiaj. Jedyne o czym marzył, to żeby po napierdalać w cokolwiek u siebie w mieszkaniu. Oczywiście była to jedynie bardzo słaba alternatywa dla zerżnięcia Hisagiego w tamtym klubie, ale niestety nie miał innego wyjścia.
Wrócił do pustego mieszkania, wyciągnął z szafy worek treningowy. Założył rękawiczki bez palców.
- Idiota, idiota, idiota, kretyn – warczał, uderzając raz po raz w twardy walec pięściami i nogami. Sam nie wiedział, czy ma na myśli chłopaka, czy siebie.
Zawsze w takich sytuacjach starał wypocić z siebie niepotrzebne w pracy myśli i zazwyczaj mu się udawało, ale tym razem nie mógł przestać myśleć o dzieciaku. O jego dłoni na swoim udzie, oddechu łaskoczącym ucho, umięśnionym torsie przy swoim ramieniu. Zbyt bliski kontakt, jak na normalnego mężczyznę i jeszcze ten tekst Matsumoto, gdy odciągała chłopaka. Konkluzja, do której to prowadziło, wcale nie pomagała.
Po pół godzinie okładania worka, po piędziesięciu pompkach i kolejnej pół godzinie okładania był na tyle zmęczony, że zasnął, jak tylko położył się do łóżka. Na szczęście.