Rozdział 20 – Pani Duńkowska
Wejściowe drzwi zamknęły się z charakterystycznym trzaśnięciem, oznajmiając Arturowi, że Piotr udał się jak co dzień do pracy. Został sam w mieszkaniu, chociaż wiedział, że za jakąś godzinę wróci Wojtek, trzeci współlokator. Nie pytał czy i on, tak jak reszta, zajmuje się graniem w filmach porno, bo to było wręcz oczywiste. Mimo tego, gdy go poznał, musiał przyznać, że jest sympatyczny, chociaż trochę wystraszony. Przeciągnął się na tyle, na ile pozwalał mu jego stan i przetarł dłonią twarz. Chciał do przyjścia Wojtka zadzwonić do matki, a potem wysłać Piotrowi wiadomość z informacją, czy dziś już odciąży go od swojej chorej osoby, czy dopiero jutro. Uniósł się na poduszki z ciężkim westchnieniem i sięgnął po telefon. Przymknął powieki, odszukując pod nazwą „mamuśka Justyna”odpowiedni numer i naciskając zieloną słuchawkę. Potarł skroń, czekając na połączenie i mimochodem rozglądając się po pokoju, do którego przez okno wlewały się jasne promienie popołudniowego słońca. Samo umeblowanie było dość skromne, w porównaniu do jego mieszkania było tu wręcz pusto, ale nie zmieniało to faktu, że Artur czuł się tu dobrze. Raczej z powodu Piotra, podszepnął mu wewnętrzny głos, ale zignorował to, kiedy w końcu po drugiej stronie aparatu odezwała się jego matka.
- Halo? Artur? Gdzie ty się podziewasz, skarbie? - zatrajkotała Justyna, nieco zdyszanym głosem. Słychać było, że znajduje się w jakimś centrum handlowym, albo podobnym miejscu, gdzie grała muzyka. - Miałeś zadzwonić - upomniała go karcącym tonem. Nie lubiła nieposłuszeństwa.
- Kiedy niby? - Mężczyzna zmarszczył brwi i od razu pożałował tego, czując ból w ranie. Za parę dni miał się zgłosić na zdjęcie szwów.
- Jak to kiedy? Ty niewdzięczny bachorze! Potrzebujesz święta narodowego, żeby do mnie zadzwonić? - rzuciła z oburzeniem, podpalając sobie papierosa. W słuchawce doskonale słychać było jak się nim zaciąga. - To czego znowu chcesz? - mruknęła, drocząc się z synem w najlepsze. Lubiła czasami się z nim podrażnić.
- Pieniędzy – prychnął w rozbawieniu Artur, automatycznie uśmiechając się. - No ten, wróciłaś już do stolicy? Podpisałaś ten wynajem?
- Może i podpisałam - fuknęła pod nosem kobieta. Miała tego dnia wyjątkowo dużo spraw do załatwienia, ale cieszyła się, że syn jednak o niej pamięta. Czasami. - Jutro wracam Artur, przecież się nie rozerwę. Chcesz może mnie na obiad wyciągnąć, czy na lampkę winą? - spytała kokieteryjnym tonem. I tak ona za wszystko płaciła.
- Jak jest co opijać, to oczywiście Justyna. - Artur przymknął oczy, nadal z cieniem uśmiechu. Pogawędki z matką zawsze uważał za ciekawe, w końcu trzymali się blisko po sprawie z ojcem. Zwłaszcza, kiedy podupadł psychicznie i wpadł w depresję.
- Jest skarbie, nie martw się. To jak, mogę jutro liczyć na ciebie wieczorem? - dopytała, gasząc papierosa.
- Z tym będzie mały problem Justyna – zaczął Artur, odchylając nieco głowę do tyłu. - Bo ten... napadnięto na mnie.
- Słucham? - spytała, odruchowo otwierając szerzej oczy. Wydawało jej się, że nie zrozumiała syna. Albo nie zrozumiała sensu tego, co jej chciał powiedzieć.
- No koleś mnie napadł, ukradł mi portfel, a przy okazji no... trochę skopał – rozwinął się bardziej Artur, doskonale wiedząc, jak matka zareaguje. W okresie nastoletnim często wracał do domu poobijany, pobity, chociaż szybko z tego wyrósł. Co najśmieszniejsze, stało się to dzięki ojcu, który na to wszystko mu pozwalał, przywożąc go z każdej większej imprezy. Uważał, że syn powinien spróbować wszystkiego na sobie, aby potem łatwiej było mu to odrzucić, i tak też się stało. Justyna zawsze się przejmowała i martwiła, do końca nie mogąc zrozumieć działań męża. Do dziś przejawiała podobne uczucia wobec Artura, ale on już nauczył się je akceptować, w końcu była jego matką.
- Artur! - pisnęła, cała spanikowana. Nie spodziewała się, że coś takiego może się przytrafić jej dziecku. - I gdzie teraz jesteś? Mam przyjechać? Nie kłam mi tylko! - zagroziła. Kilka osób obejrzało się za nią, ale nawet tego nie zauważyła.
- Ale żyje, spokojnie. Jestem u kumpla, i właśnie chciałem żebyś wpadła po mnie, na przykład jutro. - Artur przeczesał włosy, mówiąc spokojnie, nie mając sił na tłumaczeniu jej, że wszystko jest w porządku. Doskonale wiedział, że przestanie się denerwować dopiero, jak go zobaczy.
- U kumpla? U jakiego kumpla? - spytała, wyciągając z paczki kolejnego, cienkiego papierosa. Dłonie drżały jej ze zdenerwowania, utrudniając odpalenie zapalniczki.
Artur westchnął, mając ochotę kazać jej tego papierosa wyrzucić. Sam mało palił, od czasu do czasu dla przyjemności, ale widząc ile Justyna wypala, miał ochotę dręczyć ją rzuceniem tego świństwa za każdym razem, kiedy miał ku temu okazję. Darował sobie, wiedząc, że raczej bardziej by ją to wkurzyło w tej sytuacji, niż rozbawiło jak normalnie.
- Nie znasz. To co, o której jutro wpadniesz? Czy może jeszcze z Szymonem balujesz?
- No nie wiem skarbie, pewnie około trzynastej bym była. Tylko adres mi wyślij, nie zapomnij proszę - dodała słabo, mając nadzieję, że Arturowi nic poważniejszego nie jest.
- Jasne, w takim stanie wolę cię nie drażnić – zaśmiał się ostrożnie mężczyzna.
- Artur, ale byłeś w szpitalu, prawda?
Przewrócił oczami słysząc to.
- A jak myślisz? - mruknął spokojnie. – Mój kumpel mnie zawiózł, znaczy zadzwonił po karetkę.
- O Jezu - jęknęła, aż zasłaniając usta ręką. Tego wszystkiego było zbyt wiele jak na jej siły. - Kochanie, odpoczywaj, ja będę jutro, to porozmawiamy. Muszę lecieć. Pa, skarbie!
- No hej, do jutra. - Artur rozłączył się i odetchnął ciężko. Czyli transport załatwił, to teraz mógł napisać Piotrowi, że jutro będzie mieć go już z głowy.
„Matka wpadnie jutro o 13, więc jeszcze dziś w nocy będę Cię grzał...” Napisał, ale przerwał przyglądając się całej treści smsa. Brzmiało w jego mniemaniu jakoś dziwnie słodko i romantycznie.
- Brzmi? - zapytał sam siebie, jakoś nie przekonany. - Oj, pierdolić... - Nacisnął ikonkę ''wyślij'' i wiadomość powędrowała do Piotra.
***
Artur leżał jeszcze chwilę wpatrując się w nieco spękany sufit, zastanawiając co ma też robić. Mógłby się zdrzemnąć, nawet czuł się senny, mimo że z Piotrem przecież nieco pospali. Najwidoczniej jego ciało wciąż tego potrzebowało, skoro przesypiał ostatnio całą część dnia, kiedy Piotr był w pracy, oraz noce. Ale dziś chciał coś porobić, chociaż nie miał co i jak w obcym mieszkaniu. Zdecydował jednak, że poogląda telewizję. Uniósł się ostrożnie, próbując nie ruszać się zbyt gwałtownie, co jednak nie zawsze się udawało. Artur doszedł z powodzeniem do salonu i z chęcią opadł na kanapę. Musiał chwilę odsapnąć, zmęczony tą krótką wędrówką. W końcu kiedy objawy nieco zelżały, sięgnął po pilot i włączył na interesujący go program. Na TVN leciał jakiś western, a ten rodzaj filmu bardzo odpowiadał Arturowi. Kiedy zobaczył młodego Shean`a Connery zdecydował, że kanał zostaje.
Nie minęło dużo czasu, kiedy od strony drzwi usłyszał szczęk kluczy przekręcanych w zamku. Nie zareagował wiedząc, że to zapewne Wojtek, który wrócił z pracy. Szybko się o tym przekonał, kiedy mężczyzna sam wkroczył do pokoju, zapewne zwabiony dźwiękami płynącymi od telewizora.
- O, hej... lepiej już? - spytał, posyłając Arturowi lekki uśmiech.
- Siema. Yhm... jest w miarę dobrze. - Artur kiwnął głową, wyciągając nogi przed siebie i zarzucając na ramiona koc leżący obok. Jakoś chłodno mu się zrobiło.
- Jadłeś już? Bo będę robił coś do jedzenia. - Wojtek przetarł twarz, ukrywając ziewnięcie.
- Tak, spoko. Może idź się zdrzemnij, bo chyba padasz.
- No chyba tak zrobię, ale jakby co, to krzycz. - Ruszył do wyjścia, kiedy Artur dał mu znak, że zrozumiał, zostawiając go znowu samego. Choremu to nie przeszkadzało, w końcu też nie wiedział czy mężczyzna przepada za westernami, a nie chciał szukać czegoś innego. Swoją drogą tylko z ojcem zdarzyło mu się namiętnie je oglądać, i jak do tej pory nie znalazł się nikt, kto mógłby w tym go zastąpić.
- Co za ironia – mruknął do siebie Artur.
***
Piotr dopił kawę z kubka, zagapiając się przez kuchenne okno na plac przed blokiem. Z laptopa leżącego na blacie sączyła się dosyć głośno muzyka, która w założeniu miała poprawić mu nastrój podczas prac w kuchni. Nie udało się jednak, dalej czuł się pod psem. Nadmiar obowiązków i spraw do załatwienia po prostu go przerastał, ciągle ktoś czegoś od niego chciał, wymagał, oczekiwał, i mimo że spełniał te oczekiwania, czuł się tym coraz bardziej zmęczony. Nie było od dawna dnia, kiedy wstałby wypoczęty z łóżka, świeży i pełen zapału do pracy. Wstawanie przypominało raczej powstawanie z martwych. Teraz, ledwo skończył gotować obiad, musiał jeszcze po nim pozmywać, ogarnąć kuchnię z syfu, jaki zostawił użytkując ją przez cały tydzień z Wojtkiem, wykąpać Artura, pozwolić jego matce zabrać go do domu, i w końcu szczęśliwie jechać do pracy. Tam sobie odpocznę, usiądę, relaks jak jasna cholera, zakpił w myślach, osuszając kubek całkowicie i również go myjąc. Gdyby mógł, zostawiłby wszystko i wyjechał gdzieś daleko, gdzie nie byłoby nikogo znajomego, starych problemów, zobowiązań. Nie mógł, niestety. Westchnął ciężko, przecierając mocno piekące ze zmęczenia oczy, łapiąc mopa i domywając kafelki w kuchni. Ktoś musiał przecież dbać o porządek w tym domu wariatów. Podwinął wysoko rękawy koszulki, płucząc wiaderko pod wodą i odstawiając je na bok. Sprawdził jeszcze, czy ma ręczniki, nim puścił wodę do wanny, zamierzając wsadzić do środka Artura i pozwolić mu się umyć. Nie mógł przecież puścić chłopaka do domu upoconego i nieświeżego. Obawiał się trochę reakcji jego matki, czy nie obędzie się czasem bez wrzasków i pretensji. Kobieta oczywiście nic nie mogła mu zrobić, ale w stanie totalnego wymęczenia wolał unikać takich scysji. Nie chciał reagować przesadną irytacją, a na tym na pewno by się skończyło. Jeszcze jutro do klubu, pomyślał, wzdychając cierpiętniczo. Jeden z gay-clubów zatrudnił go jako ozdobę swojego Leather Party, gdzie miał paradować w długich jak do fistingu rękawiczkach, sznurowanych z przodu majteczkach i robić za atrakcję, całując się i obściskując z tancerzami w klatkach na podwyższeniu. Nie żeby miał powody do marudzenia, w końcu płacili mu za to, a wysiłek był niemal zerowy. Był to jednak kolejny obowiązek do odbębnienia, kolejna zarwana noc, którą musiał przetrwać i napawało go to głęboką niechęcią.
- Idziesz się myć - zamruczał, pochylając się nad leżącym na brzuchu Arturem i ściskając go lekko za tyłek. Nie miał nic przeciwko jego towarzystwu, ale musiał przyznać, że opieka nad chłopakiem była dodatkowym balastem. W życiu nie odmówiłby mu tej opieki, ale ledwo wyrabiał, wiedząc, że musi się jeszcze nim zajmować, zamiast po prostu chwilę odpocząć. Jedną cholerną chwilę. - Dalej Artur, nim przyjedzie twoja matka, wstawaj.
- No już – westchnął tamten ciężko, ostrożnie przekręcając się na plecy. Skrzywił twarz, czując jak złym pomysłem było leżenie na brzuchu, a tym samym na sińcach. Uniósł się z pościeli, przecierając oko i ziewając.
- Jaki rozespany - mruknął Piotr, eskortując go do łazienki. Woda szumiała głośno, pachniało jakimś męskim żelem pod prysznic, para skraplała się już na lustrze. Piotrowi zamykały się już oczy. - Daj, zdejmę to z ciebie - rzucił, zsuwając bokserki z jego bioder, by po chwili zająć się bluzką. Jak pielęgniarka, pomyślał, pakując rękę do wanny, czy aby woda nie jest za gorąca. Nie była. - Trzymaj się i wskakuj.
Artur posłusznie się zanurzył, jeszcze do końcu nie przebudzony. Drgnął, czując dreszcze na ciele w zetknięciu z wodą. Odetchnął i przemył nienaruszoną część twarzy. Zmoczył parę kosmyków włosów, spod których zerknął już nieco pewniej na Piotra.
- A ty?
- Co ja? - spytał Piotr, nie do końca rozumiejąc, o co Arturowi chodzi. - Mam cię umyć? - zaśmiał się, oczyma wyobraźni widząc już szorowanie gąbeczką po plecach. Albo jeszcze lepiej, gubienie mydła.
- No wejdź do wanny. - Artur uśmiechnął się, nie spuszczając z niego wzroku.
- Będzie... ciasno - odparł mężczyzna, patrząc na niego z zastanowieniem. Miał tylko nadzieję, że czego by Artur nie wymyślił, nie zaleją łazienki. Dalsze sprzątanie by go chyba zabiło.
- Ciasno i miło.
- Niech ci będzie, to suń dupę - mruknął, zdejmując szybko t-shirt i dżinsy. Pochylił się, ściągając bokserki i oglądając sobie jego tyłek pod wodą, w otoczeniu piany. No tylko świec brakuje, pomyślał złośliwie.
Artur zrobił mu miejsce za sobą, ciesząc się wewnętrznie, że nie musiał go jakoś specjalnie długo namawiać. Wiedział, że trochę minie nim znowu się zobaczą. Justyna pewnie przez dwa tygodnie nie pozwoli mu się ruszyć z łóżka, zapewne zawiezie go do Marek, do domu rodzinnego, aby mieć go na oku. Chciał więc wykorzystać jeszcze tych parę godzin na konkretne rzeczy. Dotknął uda mężczyzny, kiedy te znalazły się po jego bokach. Było naprawdę mało miejsca, ale nie aż tak źle, jak przewidywał. Lubił ciasnotę, a zwłaszcza tą w towarzystwie Piotra.
- Podoba się? - spytał mężczyzna, gładząc go po torsie mokrymi dłońmi. Artur leżący na nim był przyjemną odmianą do samotnego wylegiwania się w wannie. Nie żeby mógł sobie często na takie pozwolić, ostatnio to chyba na Boże Narodzenie było, pomyślał, przesuwając dłonią po jego brzuchu, starając się go nie urazić. Siniaki mocno straszyły. Plecy Artura wpierały mu się w krocze, utrudniając skupienie myśli. Rzadko miewał takie intymne sytuacje z facetami. Zwykle ograniczało się to do samego seksu, ale potem nikt nie wskakiwał mu przecież do wanny.
- Pewnie – westchnął Artur, czując przyjemne ciarki, wspinające mu się po karku. Trochę jednak zaczynał żałować, doskonale wiedząc, że na samym myciu może się nie skończyć, a on przecież nie znał granicy swoich możliwości w takim stanie. Penis kochanka, który wyraźnie odczuwał na swoich pośladkach nie pomagał w ocenie sytuacji. - Hmm, mokre też fajnie wyglądają – mruknął chwytając dłoń Piotra. Mężczyzna prychnął na to stwierdzenie, zabierając dłoń z ręki chłopaka i masując go relaksująco po torsie. Podobało mu się, że Artur jest dorosłym mężczyzną. Może przy nim nie wyglądał zbyt okazale, ale na Boga, któż wyglądał okazale przy Harley`u? Arturowi brakowało ku temu dobrych kilkunastu kilogramów mięśni. Nie żeby Piotrowi to przeszkadzało.
- Myj się lepiej, żeby nas twoja matka nie zastała - odparł, nie zaprzestając stymulującego dotyku. Sytuacja była bardzo intymna.
- Uwierz mi, nie byłaby zaskoczona. - Artur ku jego zdziwieniu uniósł się i cały ociekając wodą, przytrzymując jego kolan, obrócił się twarz do niego. Ułożył nogi po bokach jego bioder i usiadł mu na nich z ciężkim westchnieniem. Uśmiechnął się, lekko krzywiąc z bólu. - Tak chyba będzie wygodniej – mruknął cicho.
- To się jej chwali. No chyba, że wie, a nie akceptuje, i obrzuciłaby mi drzwi jajami - zakpił, łapiąc od razu jego tyłek i uśmiechając się pod nosem. Nie mógł sobie odmówić, by nie po dotykać go między rozchylonymi pośladkami. - Widzę, że chcesz się przejechać - zamruczał, kładąc mu dłoń na karku i przyciągając go do pocałunku. Reagował bardzo szybko podnieceniem, a widok był nader zachęcający.
Artur zamruczał mu w usta, obejmując go za szyje ramionami, chcąc zniwelować jakąkolwiek odległość między nimi. Oddawał pewnie pocałunek, nieco mocniej niż jeszcze dwa dni temu, chociaż nadal odczuwał rwący ból przy gwałtowniejszych ruchach, zwłaszcza w samej szczęce.
- Trudno się oprzeć – powiedział kiedy odsunęli się na chwilę od siebie. - I nie ma obaw, Justyna to spoko matka, twoje drzwi mogą być spokojne o swoje życie. - Uśmiechnął się lekko, gładząc Piotra po tyle głowy.
- Już twardy? - zażartował starszy mężczyzna, doskonale czując na brzuchu penisa Artura. Jak nastolatki, pomyślał, nabierając w dłonie wody i polewając jego pośladki. Nawet spać mu się już odechciało. - Weź sięgnij, za mną na półce powinny być jakieś kosmetyki Mata, może coś się nada - poinstruował, napierając na niego wilgotnymi palcami. Chłopak niemal przyduszał go do dna wanny.
- Hmm. - Artur wyciągnął dłoń i złapał, jak mu się wydawało żel do mycia. Wycofując się cmoknął Piotra w głowę i skroń, na końcu kończąc na wargach, tam nieco dłużej się zatrzymując. - Proszę – zamruczał, otwierając butelkę i wylewając nieco płynu na pierś mężczyzny. Zaczął go rozprowadzać po skórze, czując się otępiały ciepłem oraz z powodu stanu swojego ciała.
- Zostaw - odparł Piotr, zabierając z jego dłoni butelkę i przyciągając do mocniejszego pocałunku. Wcisnął w niego dwa palce, bez ostrzeżenia rozszerzając zwieracz i pożerając jego usta. - Tego chcesz? - spytał na wydechu, popatrując na niego spod przymkniętych powiek i nie przestając penetracji ani na chwilę. Było jednak zbyt sucho jak na jego gust. - Ten pedał nie postawił tam jakiejś oliwki? - wyburczał, wcałowując się w szyję kochanka. Jego głos niemal wibrował na skórze Artura.
- Zaraz sprawdzę – sapnął młodszy mężczyzna, czując jak żar uderza go w twarz, pod jego dotykiem. Chciał seksu i nie miał zamiaru się wycofywać, najwyżej będzie odpoczywał z godzinę przed przyjazdem matki. Sięgnął ponownie na półkę i w końcu znalazł to. co interesowało Piotra.. Oddychał przy tym co raz płycej, wciąż atakowany przez niego pocałunkami oraz palcami w sobie. - Jest oliwka – zakomunikował, automatycznie odnajdując usta partnera i całując je, mimo bólu szczęki.
Piotr wziął od niego butelkę i wylał sporo, na oślep, między jego pośladki. Wolał nie robić mu krzywdy penetrowaniem na sucho. W ogóle wolał go nie krzywdzić.
- Teraz uważaj - mruknął, zapierając się ramieniem i sunąc nieco w dół wanny. Jedynie oparte barki utrzymywały go nad powierzchnią. W takich chwilach cieszył się, że łazienka była naprawdę dobrze wyposażona. O wiele lepiej niż reszta mieszkania. Przynajmniej mógł teraz poczuć się swobodnie. - Przytul się - mruknął, dotykając penisem tyłka kochanka.
Artur odetchnął ciężej, czując jak zadrżał mu penis, mając teraz mężczyznę tak pod sobą. Oblizał usta, z trudem przełykając ślinę i układając się na piersi Piotra, przytulając się. Miał ochotę dotknąć opatrunku na brwi, ale powstrzymał się, wiedząc, że nie może go zamoczyć. Rana dotkliwie swędziała, ale był to tylko znak, że zaczyna się goić.
- Może odwołam mamusie? - rzucił z uśmiechem, z żartem, chcąc po prostu podkreślić jak mu przyjemnie z Piotrem. Cmoknął go przeciągle, po czym ułożył głowę w zagięciu jego szyi, ogrzewając gorącym oddechem.
- Tak, zostaniesz tutaj, mianuję cię moją kąpielową i będę karmić maślanymi bułkami - rzucił na wydechu Piotr, jedną dłonią ściskając go za biodro, a drugą przytrzymując sobie penisa. Żołądź powoli przecisnęła się przez krąg mięśni, momentalnie ściśle otoczona pulsującym gorącem. Uniósł biodra, bardzo powoli wciskając się w niego. Było aż za dobrze, na jego twarzy od razu zagościł wyraz słodkiej bezmyślności, kiedy ciało Artura zamknęło się na nim ściśle. Odetchnął ciężej, podrzucając nieśmiało biodrami. Chłopak leżał na nim zupełnie biernie, jego penis uwięziony między ich ciałami drgał szaleńczo, zanurzony w ciepłej wodzie. Artur zaczerpnął głęboko powietrza, aby po chwili wydobyć z siebie jęk zadowolenia, cały płonąc w środku. Zacisnął dłonie na ramionach mężczyzny, zaczynając całować go po boku szyi, lekko gryźć czy muskać jedynie wargami. Uczucie rozpierania było niesamowite, a zwłaszcza pulsowania penisa Piotra w sobie, którego ruchy wyraźnie odczuwał. Mężczyzna objął go ramieniem przez plecy, przyciskając do siebie mocno, drugą ręką cały czas kontrolując jego tyłek. Jego biodra weszły w zmysłowy, falujący rytm, pozwalając wbijać mu się głębiej w ciało Artura. Woda chlapała na boki, rozlewając się poza wannę. Piotr uniósł biodra wysoko, wpychając się w Artura całkowicie i z satysfakcją słuchając jego krzyku. Nie wątpił, że to musiało boleć, jak kara za większą przyjemność. Złapał obiema dłońmi za jego tyłek, dociskając mocno do siebie i wchodząc w niego niemal mechanicznie, mimo że same pchnięcia nie były wcale brutalne. Lubił to, jak Artur całkowicie mu się oddawał, nie próbując nawet nic zrobić. Jego silnie zaczerwienioną twarz, z wilgotnymi od śliny i pary ustami kołysała się nad Piotrem w rytm pchnięć. Lubił słuchać jego postękiwań, jęków jak wyrzutów, że robi mu krzywdę, i uciszać to wszystko pocałunkami.
***
Justyna wjechała samochodem na osiedlowy parking, rzucając zdegustowane spojrzenie na dzieciarnię palącą papierosy przy śmietniku. Spojrzała jeszcze w lusterko, poprawiając fryzurę a`la Twiggy i muskając szminkę na ustach odrobiną błyszczyku. Zawsze bardzo o siebie dbała, dzięki czemu wyglądała dosyć młodo jak na swoje lata. Zresztą chciała, żeby nowy chłopak Artura, jak nazwała sobie już w myślach nieznanego mężczyznę, zobaczył jaką fajną Artur ma matkę. Uważała, że takie rzeczy mogą zaprocentować. Nie uwierzyła oczywiście w gadanie syna, że po tym, jak dostał w nos po ciemku zaopiekował się nim jego kolega, i ona zupełnie nie ma się czym martwić. Ja już znam takich "kolegów", prychnęła pod nosem rozbawiona. Taki stary koń, a matce próbuje kłamać. Akceptowała to, że Artur był gejem, tolerowała jego wybory, zawsze starała się go wspierać. Może nie zawsze to, co robił było jej w smak, jak na przykład decyzja, by nie podejmować studiów, albo to, że zgodził się na separację z Krzyśkiem, zamiast za wszelką cenę zatrzymać go przy sobie, ale jako matka starała się być bardzo wyrozumiała. W końcu nie miała przecież innych dzieci, i Artur był jedyną bliską rodziną, jaka jej została. Nie licząc oczywiście własnej matki, z którą się regularnie kłóciła przez telefon.
Wyszła zwinnie z samochodu, stawiając stopę w beżowej szpilce na peerelowskim jeszcze chyba chodniku, i prostując nienagannie wyprasowane, wąskie spodnie. Mogła się pochwalić naprawdę dobrą figurą. Żakiet zostawiła w samochodzie, uznając że jednak jest zbyt ciepło, a ona przecież nie musi być taka znów oficjalna na spotkaniu z "kolegą". Traktowała to o wiele poważniej, niż życzyłby sobie tego jej syn.
Głos w domofonie zabrzmiał jakoś grubo i znajomo, nie zastanowiła się jednak na tym, wchodząc szybko po pachnącej gotowaną kapustą i cebulą klatce schodowej. Widać sąsiedzi sposobili się do obiadu na całego. Zadzwoniła do drzwi, prostując mocniej plecy i przybierając na twarzy uśmiech numer pięć. Chciała zrobić miłe wrażenie. Drzwi otworzyły się, i Justyna prawie upuściła trzymaną w dłoni torebkę, zauważając kto stoi na progu. Tego się z całą pewnością nie spodziewała. Mężczyzna zagapił się na nią również, aż otwierając usta. Był w lekkim szoku, jednak to on szybciej zebrał myśli.
- Dzień dobry, pani Duńkowska - powiedział Piotr, patrząc na nią jak na jakieś straszydło. Znali się przecież na zupełnie innej płaszczyźnie. - Proszę wejść - dodał cicho, wpuszczając kobietę do środka.
- Na pewno nie pomyliłam drzwi, Piotrze? - spytała, patrząc na niego z dołu, z ciężkim do odgadnięcia wzrokiem. Nie wiedziała, co myśleć o tym, co zobaczyła. Nie wiedziała również, czy ma powody do choćby cienia zadowolenia.
- Nie, proszę pani - odparł cicho Piotr, wzdychając i poruszając spektakularnie całym swoim ogromnym torsem. Widać było, że również jest tym zakłopotany. - Przyprowadzę Artura - mruknął, dezerterując szybko do sypialni. Nie miał ochoty rozmawiać z szefową w takiej sytuacji. Musiał to wszystko sobie przemyśleć. W końcu rzadko która matka godziłaby się, by jej pracownik sypiał z jej synem. Doskonale mógł to zrozumieć, a spojrzenie kobiety jasno sugerowało, że wie więcej, niż by chciał. Albo przynajmniej się domyśla.
- Artur, jest twoja matka - mruknął, wchodząc do sypialni i patrząc na chłopaka niespecyficznym spojrzeniem. Sam nie wiedział za bardzo co myśleć.
- Ok... - Młodszy mężczyzna uniósł się z łóżka na którym leżał, i chwycił w rękę plecak. Po seksie w wannie czuł się wypompowany, ale w pozytywnym znaczeniu, chociaż ciało co chwilę dawało mu znak, że nie powinien tak go nadwyrężać. Niestety, miało mało dogadania, chociaż wiedział, że może się na nim nieprzyjemnie odegrać. Ale skoro już będzie u siebie, to raczej takie wysiłki fizyczne nie były przewidziane.
Z plecakiem i swoją koszulką w dłoni podszedł do Piotra, i kładąc mu rękę na karku przyciągnął go do pocałunku. W głębi siebie musiał przyznać, że nie chciał odchodzić, te trzy dni z mężczyzną namieszały mu w głowie i zapragnął jeszcze większego chaosu.
- Dzięki za moszczenie mojego tyłka na swoim łożu – szepnął z uśmiechem, szczerze będąc mu wdzięcznym, chociaż nie umiał tego wyrazić normalnie, a jedynie w jakimś żartobliwym kontekście. - Odezwę się niedługo, dobra?
- Będę czekać - Piotr uśmiechnął się kącikiem ust, przymykając oczy i wcałowując się w niego mokro. Mimo wszystko dni spędzone z Arturem były bardzo przyjemne. Przyjemniejsze, niż mógłby przypuszczać. Zza pleców Piotra rozległo się ciche chrząknięcie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - spytała Justyna, z doskonale wyczuwalnym w głosie przekąsem. Brwi podjechały jej wysoko, kiedy zobaczyła co się dzieje. A stała tylko w korytarzu, naprzeciw otwartych drzwi do pokoju.
Artur przewrócił oczami, trochę zły, że im przerwała.
- Cześć mamo – westchnął ciężko, w końcu się jej pokazując. Uważał, że nieco lepiej wyglądał niż jeszcze po szpitalu, ale nie zmieniało to faktu, że nadal połowę twarzy miał siną, zaczerwienioną, z paroma strupkami, plus opatrunek. Piotr odsunął się na bok, stojąc jak słup i masując nasadę nosa. Nie podobało mu się to, co właśnie się działo. Wizyty szefowej we własnej sypialni, kiedy było się gejem i spotykało z jej synem nie należały do rzeczy, o jakich marzyłby Piotr.
- Cześć, synu - powiedziała wolno, patrząc na nich w lekkiej konsternacji. - Wyglądasz, jakbyś brał udział w gali MMA pod moją nieobecność. Może ubierzesz się, skoro jeszcze nie zdążyłeś? - rzuciła kąśliwie, patrząc kątem oka na Piotra.
- Nie zaczynaj, dobra? - Artur zmarszczył brwi i skrzywił się z bólu. Nie lubił jak komentowała to co robił, przecież nie miał piętnastu lat. Odetchnął, nie mając sił na kłótnie. Uśmiechnął się z lekkim wymuszeniem – Mamo, poznaj Piotra – po czym zwrócił się do mężczyzny: - Piotr, moja mama Justyna.
- Ależ my się, już znamy, prawda, Piotrze? - spytała ze sztucznym, zjadliwym uśmiechem, nawet nie komentując obrażeń, jakie miał na sobie Artur. Tym postanowiła się zająć w domu. Piotr wyglądał, jakby zjadł coś bardzo, bardzo niesmacznego.
- Tak...- odetchnął przez nos, patrząc na nią bokiem. - Pani Duńkowska jest moją pracodawczynią. Mówiłem ci, gdzie pracuję - dodał, mając nadzieję na szybkie wyjaśnienie tej sytuacji.
Twarz Artura zmieniła się gwałtownie, z niedowierzania w zaskoczenie, kiedy połączył wszelkie fakty. Prychnął śmiechem.
- Zaraz... Piotr był tym pracownikiem, o którym mi mówiłaś? - spytał matki, przypominając sobie jej słowa odnośnie tego jakie miłe wrażenie wywołała na niej sylwetka mężczyzny.
- Nic wielkiego ci nie mówiłam - fuknęła na niego, czerwieniejąc nieco. Tego brakowało, żeby Artur wypaplał przed Piotrem, jak opowiadała mu o jego bicepsach, na litość Boską! Mężczyzna patrzył zdezorientowany to na nią, to na Artura, nie mogąc pojąć co się właśnie dzieje. Scena jak z jakiegoś cholernego kabaretu.
- Może chce się pani napić? - mruknął w końcu, bojąc się, że wyjdzie na niegościnnego.
- Za pozwoleniem Piotrze, nie wiem czy wyglądam ci na zasłabłą, czy na alkoholiczkę, ale podziękuję. Artur, zbieraj się - syknęła na syna. Piotr wybałuszył na nią oczy, mając wrażenie, że będzie mieć nieźle przekichane w robocie.
- Mamo. uspokój się. - Tym razem to Artur spojrzał na nią karcąco. Zaskoczony tym, jak się zachowuje, jeszcze mu wstyd robi przed Piotrem. Był zaskoczony, że razem pracują, ale to nie znaczyło, że Justyna musi być niemiła. W końcu mężczyzna nic nie zrobił.
- Jestem spokojna - odparła zimno, wydymając lekko usta. Nie była zadowolona z obrotu sprawy. - Naprawdę Artur, powinniśmy już iść. Na piętnastą mam ważne spotkanie. A chciałabym jeszcze dopilnować, żeby niczego nie zabrakło ci w domu, skoro tutaj miałeś taką fachową opiekę - westchnęła cichutko, nie mogąc powstrzymać się przed złośliwością. - Żegnaj swojego kumpla i idziemy. Szybciutko - rzuciła, stojąc w progu z założonymi rękoma. Na pewno nie miała ochoty im niczego ułatwiać.
Artur sapnął, w takiej sytuacji mając ochotę prosić ją, żeby zaczekała na niego w samochodzie, ale zaczynał się źle czuć, więc darował sobie kąśliwe uwagi. Mimo to czuł się jak idiota, kiedy tak traktowała jego znajomych. Już jej to powie w drodze do domu. Odetchnął ciężko i spojrzał na Piotra, przysuwając się i cmokając go w usta. Nie krępował się nigdy przy matce, a przynajmniej nie z pocałunkami.
- Do zobaczenia i jeszcze raz dzięki za wszystko. Koszulkę oddam wypraną i pachnącą – powiedział już bez napięcia w głosie, mając nadzieję, że cała ta sytuacja, a przede wszystkim odkrycie, iż jest synem jego szefowej, nie wpłynie na ich relację. Piotr oddał pocałunek, szturchając go lekko nosem w bok twarzy i nie potrafiąc się nie uśmiechnąć, mimo napięcia, jakie spowodowało pojawienie się jego matki. Cały czas czuł na sobie jej palący wzrok. Oblizał lekko wargi, patrząc na Artura miękkim wzrokiem.
- Do zobaczenia - mruknął, odprowadzając go do drzwi. Duńkowska odwróciła się jeszcze na progu, mierząc go ciężkim spojrzeniem.
- Widzimy się w pracy - powiedziała w końcu, krzywiąc lekko wargi w imitacji uśmiechu. Nie mogła przecież zaprzeczać, że był dobrym pracownikiem. Nie chciała go tracić.
- Do widzenia, proszę pani - odparł grzecznie Piotr, kiwając jej głową i zamykając za nimi drzwi. Westchnął ciężko, kiedy tylko został sam.
***
Kobieta otworzyła drzwi do mieszkania, wprowadzając syna i niosą dwie papierowe torby z zakupami w drugiej ręce. Po drodze nie rozmawiali ze sobą prawie w ogóle, zatrzymali się tylko by zrobić zakupy. Wiedziała, że Artur może być na nią zły, ale nic nie mogła poradzić na swoją reakcję. Była zbyt zaskoczona, by przemyśleć swoje zachowanie w trakcie. Teraz, kiedy chłopak położył się na łóżku w swoim pokoju, wyraźnie zmęczony krótkim spacerem od samochodu do bloku, przysiadała obok niego na materacu, robiąc minę zbolałej, matczynej miłości. Pogłaskała go krótko po nodze, patrząc na chłopaka zmartwionym wzrokiem.
- Jak się czujesz, kochanie? - spytała w końcu, cała słodka i czuła, widząc cierpienie swojej pociechy.
Artur odetchnął ciężko, bardziej czując się zmęczony jazdą, niż tym, co kobieta zrobiła u Piotra. Był oczywiście poirytowany, ale nie zły jak jeszcze na początku.
- A jak mam się czuć? - mruknął, rzucając jej oskarżycielskie spojrzenie, jakby to ona sama doprowadziła go do takiego stanu. - Co cię napadło u Piotra? Facet pomógł mi, chociaż w zasadzie jesteśmy sobie obcy, a ty na niego naskoczyłaś jak nastolatka.
- Skarbie, naprawdę uważasz, że to mężczyzna dla ciebie? - spytała, nie spuszczając z niego zatroskanego spojrzenia.
- Co?
- Artur... Naprawdę uważasz, że ten mężczyzna jest dla ciebie odpowiedni? Nie chciałabym nic sugerować, ale jest sporo od ciebie starszy, a poza tym nie ma żadnego wykształcenia, nie wiem czy powinieneś się w to angażować... - powtórzyła nieśmiało, nie chcąc wyjść na nadopiekuńczą. Wiedziała, jak bardzo syn tego nie lubi.
- Słucham? - Artur aż uniósł się na łokciach, aby upewnić się, że to co słyszy wychodzi z ust jego matki. - O czym ty mówisz? W nic się nie angażuję, na Boga, o czym ty gadasz? - Uśmiechnął się ironicznie, mając ochotę wybuchnąć śmiechem. Wolał jednak nie ryzykować zbudzeniem większego bólu niż ten, co go nękał. - A po drugie, jaka wielka różnica wieku? Nie powinnaś tego mówić, w końcu ojciec był od ciebie starszy dwa razy tyle.
- Artur, lepiej byłoby chyba, gdybyś poznał jakiegoś rówieśnika, kogoś, kto studiuje... Ten mężczyzna już nic w życiu nie osiągnie. Nie mydl mi oczu waszym kumpelstwem, bo w nie nie uwierzę.
- Boże, Justyna weź ty się posłuchaj. Mówisz jakbym co najmniej planował z Piotrem ślub i trójkę dzieci – odparł cynicznie Artur, widząc, że matka jest całkiem poważna w racjach, jakie mu wykładała. Położył się z powrotem na plecach, kiedy zaszumiało mu w głowie. - A do tego to moja sprawa z kim śpię, i z kim się spotykam.
- Twoja Artur, ale wydaje mi się, nie miej mi tego za złe, że Krzyś był lepszym... kandydatem - odparła niepewnie, widząc, na jak bardzo kruchym gruncie toczy się rozmowa. Zawsze bardzo lubiła Krzyśka, i w głębi duszy żałowała, że Artur pozwolił mu tak po prostu odejść. Według niej pasowali do siebie idealnie.
Artur uśmiechnął się ironicznie, naprawdę mając już dość tego.
- Tylko, że ja przy Krzyśku nie czuję się tak jak przy Piotrze – powiedział chłodno, podnosząc się, czując ogromną potrzebę udania się do łazienki. - Jeśli tak lubisz Krzysia, to może się nim zainteresuj? W końcu może jak wróci, okaże się, że woli kobiety od facetów – rzucił wściekle, posyłając jej urażone spojrzenie. Tak się zachwycała jego chłopakiem, a nawet nie pomyślała, czy on się czuje z nim szczęśliwy. Ruszył do wyjścia, przytrzymując ściany, czując lekkie zawroty głowy.
- Skarbie, przecież ja się martwię o ciebie! - jęknęła kobieta, czując już, jakiego narobiła bigosu. Z drugiej jednak strony nawet nie chciała sobie wyobrażać, co ten wielkolud mógł robić z jej synem. Z Krzyśkiem to było coś zupełnie innego. - Chciałabym, żebyś był szczęśliwy, dlatego rozmawiamy o tym - dodała, idąc za nim krok w krok. - Krzyś na pewno wróci do ciebie, wierzę w to - powiedziała już ciszej, patrząc z bliska w twarz syna. Nie podobało jej się to, czego była świadkiem.
- Ale ja z nim nie chce być! - krzyknął Artur, czując jak zdenerwowanie zaczyna skręcać mu żołądek w nieprzyjemną spiralę.
- O Jezu, skarbie – szepnęła matka, patrząc na niego ze strachem. - Wyglądasz bardzo źle. Może wezwę lekarza? Położysz się? Nie chciałam cię zdenerwować - mruknęła, łapiąc go pod łokieć i pomagając dojść do ubikacji. Koszulka Piotra wisiała na nim jak worek, i jej zdaniem Artur wyglądał w niej jak przedszkolak. Nie mówiła jednak nic, cierpliwie otwierając drzwi i zapalając światło.
- Zostaw mnie samego – powiedział z naciskiem Artur, hamując odruch wyszarpnięcia się z jej chwytu.
Kobieta popatrzyła na niego smutno, puszczając jednak rękę syna i udając się do porzuconych w korytarzu toreb. Naprawdę nie wiedziała, co począć z tym wszystkim, ze sprawą pobicia, samopoczuciem Artura, jego nagłą słabością do wytatuowanych, łysych facetów i niechęcią wobec Krzysia, który powinien bez wątpienia zostać jej... zięciem?
Artur zamknął za sobą drzwi i od razu usiadł na sedesie, próbując opanować osłabienie, które zaczęło go męczyć. Oparł czoło o dłoń, przymykając oczy, uspokajając oddech i łomoczące ze zdenerwowania serce. Było mu niedobrze z powodu całej tej wymiany zdań, uwielbienia względem Krzyśka, który wcale taki cudowny nie był, i oceniania Piotra tylko pod względem wykształcenia oraz sylwetki. Prychnął pod nosem, kręcąc głową, czując jak strasznie go boli. Rozumiał troskę matki, ale poniżej pasa było narzucanie mu kogo to ona by widziała z nim, i jakby pięknie prezentowałby się tym samym w obrazie idealnego faceta dla syna. Myśl o Krzyśku męczyła go, i z każdym zbliżającym się dniem jego powrotu czuł się coraz gorzej. Przy Piotrze odżywał, a przecież nic nie planowali względem siebie, po prostu korzystali z tego, że obaj dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Artur i tak nie czuł potrzeby wiązania się z kimkolwiek, jakby podświadomie bojąc się kolejnego kłamstwa, niespodzianki, która zmieniła by wszystko i go zraniła. Uniósł się wolno i ostrożnie podszedł do umywalki, by odkręcić zimną wodę. Spojrzał na swoje odbicie i uśmiechnął się z przekąsem. Wyglądał okropnie, jakby nie jeden, ale cała banda dresów go napadła, plus złapał jakiegoś wirusa, który z uwielbieniem wyniszczał go od środka, powodując bladość skóry i rozprzestrzenianie się sińców. Obmył część twarzy i nabrał głęboko powietrza, czując się nieco lepiej, a raczej jakby ktoś wypompował z niego całą energię, a on wchodził w fazę bycia nieumarłym. Rzucił jeszcze raz krytyczne spojrzenie na swoje odbicie i ruszył do drzwi, mając nadzieję, że matka da już mu spokój.