Shuuhei był niezwykle zadowolony z koncertu. Przyszło całkiem sporo osób i z tego, co widział świetnie się bawili. Nawet kilka osób podeszło i pogratulowało im występu. Miło było być docenionym. Był zmęczony, ale w taki sposób jaki lubił, po dobrze wykonanej pracy. Był szczęśliwy, pierwszy raz od czasu ucieczki Tousena. Pierwszy raz chociaż przez chwilę nie myślał o całej tej sprawie, nie próbował znaleźć w tym wszystkim jakiegoś pokręconego sensu. I zaśpiewał piosenkę na pożegnanie, może wreszcie będzie mógł przejść nad tym do porządki dziennego.
Grimmjow gadał jak nakręcony, pewnie przed koncertem łyknął jakieś tabletki i popił energetykami. Nawet w pewnym momencie wycałował Tię z tej rozpierającej go energii. Na co dziewczyna chciała mu przywalić, ale ten uchylił się i zaraz zaczął boksować się z niewidzialnym przeciwnikiem.
Toshiro po krótkiej, cichej rozmowie z Momo podszedł do wysokiego blondyna, stojącego przy barze i rozmawiającego z drugim niestarym, ale już siwowłosym mężczyzną. Tego drugiego Shuuhei kojarzył jako klienta "Nihilizmu". Za to blondyn pasował do wszystkiego jak fajerwerki na pogrzebie.
Po krótkiej wymiane zdań białowłosy wrócił do ekipy.
- O co chodziło? - zapytał się Hisagi, jeszcze raz zerkając w stronę dwóch mężczyzn.
Chłopak zbył machnięciem ręki pytanie kolegi.
- Nic wielkiego.
Hisagi nie drążył tematu. Jak Toshiro sam z siebie nie podzielił się informacją, to chyba najbardziej wytrwali kaci, by jej z niego nie wyciągnęli.
- Idziemy pić? - wtrącił się Grimmjow szeroko uśmiechnięty.
- Ja mogę – zgłosiła się Tia. - O ile będziesz grzeczny kociaku.
- Nie gadaj, że ci się nie podobało. A zresztą mów co chcesz i tak ci nie uwierzę.
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. Spojrzała się pytająco po reszcie ekipy.
- Zawsze i wszędzie, zwłaszcza w takim uroczym towarzystwie – odezwała się Matsumoto.
- Ja podziękuję – uśmiechnął się słabo Kira.
- Ja też – odezwali się jednocześnie Toshiro i Momo.
Pijąca trójka jednocześnie spojrzała na Shuuheia z nadzieją. Uśmiechnął się przepraszająco i pokręcił głową. Nie miał dzisiaj nastroju do picia. Chyba było mu za dobrze. Rangiku jęknęła z zawodem.
- Nie martw się Rangiku – pocieszył ją zaraz Grimmjow. - Mnie starczy na was dwie.
- Och nie wątpię mój drogi – zaśmiała się kobieta, klepiąc chłopaka po policzku. - Tylko czy my dwie damy radę tobie?
- Grimmjow zostaw te zabawy na później i pomóż nosić sprzęt do samochodu – przystopował niebieskowłosego Toshiro.
Tamten mruknął coś o sztywnych, nie umiejących się bawić małolatach i zabral dłoń z ramienia Rangiku. Białowłosy zignorował uwagę i tylko spojrzał na kolegę chłodno.
Noszenie wszystkiego zabrało im trochę czasu, więc kiedy zabierali ostatnią partię, knajpa była już praktycznie pusta. Zostali tylko ci dwaj mężczyźni przy barze.
- Odwieźć cię Hisagi? - zapytał się Toshiro, pakując gitarę i zamykając bagażnik.
- Dzięki, dla tego kawałka, jaki mam do przejścia, niewarto, żebym w ogóle wsiadał.
- Kira? - zwrócił się do blondyna.
- Chętnie. Dziękuję.
- Dobrze. To do zobaczenia we wtorek – pożegnął się młodszy chłopak
- To zobaczenia – dodał blondyn.
- Pa pa – pomachała dłonią Momo i wszyscy wsiedli do samochodu.
Shuuhei pożegnał się z trójką, która zostawała na dalsze picie. Nałożył słuchawki, włączył odtwarzacz i ruszył w stronę domu.
Lubił wracać po nocy do domu, kiedy ulice były praktycznie puste. Mógł wtedy nucić pod nosem słuchane piosenki i nikt się na niego dziwnie nie patrzył. Cenił chwile, gdy mógł być sam, na równi z tymi, które spędzał w gronie znajomych. Znajomi – ci nowi, jak i ci, z którymi po prostu odnowił stare kontakty, byli chyba jedynym plusem całej tej afery. Żałował tylko, że Renji trzymał się na dystans. Chociaż z drugiej strony nie dziwił mu się. Może się odezwie, jak wszystko się wyjaśni. Był ciekaw, co się dzieje u jego dawnego kochanka. Shuuhei mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie tej szczeniackiej miłości. Czasem żałował, że to wszystko się jakoś rozeszło, ale byli zbyt młodzi na poważne związki.
Skręcił w kolejną ulicę i zamarł na chwilę. Kilkanaście metrów przed nim dwóch chłopaków właśnie schwytało jakąś dziewczynę i zaciągało ją do zaułka. Puścił się biegiem, po drodze zdejmując słuchawki. Gdy dotarł do zaułka, niewiele myśląc, chwycił pierwszego za ramię, odwrócił w swoją stronę i chciał uderzyć w twarz. Tamten uchylił się i zaraz oddał celując w brzuch. Tym razem to Shuuhei się uchylił i kopnął tamtego po udach, na tyle mocno, że tamten stracił równowagę. Chciał kopnąć jeszcze raz, ale nie zdążył, bo tym razem go ktoś chwycił za ramię i odwrócił. No tak zupełnie zapomniał o tamtym drugim. Zaraz ktoś złapał go za ramiona od tyłu.
- Zajebię cię – syknął mu do ucha ten pierwszy i zaraz stęknął, gdy oberwał w twarz tyłem głowy Hisagiego. - Ty skurwysynie – jęknął trzymając się za rozbity nos.
Shuuhei zwinął się, gdy oberwał w brzuch od drugiego z przeciwników. Wyprostował się zaraz gwałtownie pochylając się do przodu, żeby obalić tego przed nim. Nagle poczuł piekący ból na policzku i przestał widzieć na prawe oko. Krew leciala mu z czoła. W jednej chwili uświadomił sobie – stracił oko! Stracił oko, stracił oko straciłokostraciłoko... Chwycił się dłońmi za twarz. Krzyknął, a nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł na kolana. Widział jak spomiędzy palców na jego spodnie i ziemię kapie krew. Widział zakrwawiony nóż w ręku chłopaka przed nim. Nie był już ośmioletnim chłopcem, tak jak wtedy, a bał się, Panicznie się bał. To nie tak miało być, nie tak!
Ktoś chwycił go za włosy i odciągnął jego głowę do tyłu. Zobaczył pochyloną nad sobą twarz, z której kapała krew.
- Zajebię cię – powtórzył ten z rozbitym nosem. - Nie dałeś nam się zabawić z tamta suką, to zabawimy się z tobą. Dawaj – syknął do kolegi wyciągając dłoń, w której zaraz pojawił się nóż. - Podoba mi się twój tatuaż, zachowam go sobie na pamiątkę – syknął przykładając ostrze do lewego policzka swojej ofiary.
Shuuhei zamknął już jedyne swoje oko, czekając na ból... Który nie nadszedł, chwyt na jego włosach puścił. Nagle uwolniony jedyne o czym pomyślał, to żeby schować twarz pomiędzy ramionami. Ktoś obok wrzasnął przerażająco, a potem równie przerażająco umilkł. Może o nim zapomną, zostawią w spokoju.
Nie. Chciał wrzasnąć ponownie, gdy ktoś chwycił go za twarz i podniósł. Chciał się wyrwać, ale czyjeś silne ramiona przytrzymały go w miejscu. Ktoś coś mówił, ale nie słyszał słów. Dopiero uderzenie w policzek, uderzenie płaską dłonią, przywróciło mu zmysły na tyle, żeby spojrzeć przed siebie.
Siwowłosy mężczyzna z brązowymi, zatroskanymi oczami pod ściągniętymi brwami. Skądś go znał. Coś mówił. Shuuhei patrzył na jego usta, starając się skupić.
- ... dzieciaku – dotarł do niego spokojny, niski, nieco zachrypnięty głos. - Nie straciłeś oka. Słyszysz dzieciaku? Masz oko. Rozumiesz? - zapytał, potrząsając nim delikatnie. - Nic ci nie będzie. Tylko nie mdlej, zostań ze mną. Słyszysz dzieciaku? Nie straciłeś oka – powtórzył po raz kolejny.
Chłopak pokiwał powoli głową i mężczyzna odetchnął z ulgą.
- Masz tutaj bandaż – wyjaśnił, wciskając mu coś do ręki. - Przyłoż go sobie do rany. Zabiorę cię zaraz do szpitala i wszystko będzie dobrze. Zrozumiałeś?
Kolejne powolne kiwnięcie głową.
Twarz mężczyzny zniknęła z pola widzenia chłopaka, ale wciąż czuł silne ramię obejmującego jego pierś. Shuuhei popatrzył na trzymane w zakrwawionych, drżących dłoniach opakowanie z bandażem.
- Odjechałeś już? – usłyszał obok siebie głos mężczyzny. - Mam dzieciaka ciachniętego po twarzy.
Powoli otworzył opakowanie, wyciągnął bandaż i nie rozwijając go, przyłożył do rany.
- Trzecia aleja. Pospiesz się.
Znowu. Znowu ktoś go uratował. Dlaczego do cholery nie potrafił bronić się sam? Dlaczego tak cholernie się bał.
- No dzieciaku – tym razem głos był bliżej, poczuł ciepły oddech na swoim uchu. - Musimy się zbierać, zaraz będzie tu mój kumpel. Musisz wstać, tylko trzymaj bandaż.
Kiwnął głową i zaczął się podnosić, ale wtedy świat zawirował, przed oczami zatańczyły mu czarne plamy. Upadłby, gdyby nie podtrzymujące go ramiona.
- No już dzieciaku, tylko mi tu nie mdlej – tym razem oddech połaskotał mu szyję. - Idziemy.
Nie pamiętał, kiedy i jakim cudem znalazł się w samochodzie. Znów przed sobą miał te brązowe oczy i ściągnięte brwi. Czuł delikatny ucisk na prawym policzku i oku. Podniosł dłoń, ledwo dosięgając swojej twarzy, poczuł pod palcami materiał.
Nagle otworzył szeroko oko i chwycił dłońmi mężczyznę przed nim.
- Dziewczyna – wymamrotał. - Złapali dziewczynę, ja chciałem...
- Spokojnie – przerwał mu jego wybawca, chwytając jego dłonie i odkładając je na uda chłopaka. - Nie widziałem tam nikogo. Musiało udać jej się uciec. Udało ci się jej pomóc.
Shuuhei przymknął oczy i uśmiechnął się blado. On też kogoś uratował. Udało się. Chciał jeszcze spojrzeć na mężczyznę przed nim i tym razem przynajmniej podziękować, ale powieki okazały się zbyt ciężkie.
Obudził się w łóżku. Rozejrzał się dookoła – bialy sufit, białe ściany i charakterystyczny zapach szpitala. Przypomniał sobie mgliście wspomnienia wieczoru i zaraz dotknął swojej twarzy. Na całym prawym oku, na części policzka i przez całe czoło szedł bandaż. Pamiętał zapewnienia siwowłosego mężczyzny, że nie stracił oka. Chciał w to wierzyć i chyba była to prawda, pod wartwą opatrunków czuł gałkę oczną. Zakrył dłońmi twarz, czuł rumieniec wstydu wypływający na policzki, gdy przypomniał sobie swoją wczorajszą panikę. Wczorajszą? W sumie ciekawe ile czasu minęło. Spojrzał przez okno. Było późne po południe. Czyżby spał cały dzień.
Drzwi się otworzyły i do pokoju weszła pielęgniarka. Była bardzo wysoka, z szarymi, krótkimi włosami.
- Obudziłeś się – odezwała się i uśmiechnęła łagodnie, trochę nieśmiało. - Mam nadzieję, że dobrze spałeś.
- Co się stało właściwie? - zapytał, gdy podeszła bliżej i podała mu termometr, który posłusznie włożyl sobie pod pachę.
- Masz ranę ciętą wzdłuż czoła i prawego policzka. Oko jest całe i nieuszkodzone. Miałeś szczęście – wyjaśniła z tym samym uśmiechem. - W tej chwili masz założone szwy... - zawahała sie na chwilę, ale westchnęła i dokończyła przepraszającym tonem. - Zostanie blizna. Na szczęście nie za szeroka. Narzędzie, którym zadano ranę było ostre – dodała szybko i wyciągnęła dłoń.
Cóż może być wdzięczny oprychom za dbanie o swój sprzęt, pomyślał i oddał termometr.
- Wszystko w porządku – wyjaśniła, zapisująć coś na przyniesionej karcie. - Dobrze, że zostałeś przywieziony tak szybko i wcześniej prowizorycznie opatrzony.
- Właśnie – spojrzał na dziewczyne nagle ożywiony. - Mężczyzna, który mnie przywiózł. Zostawił jakikolwiek kontakt do siebie może? Chciałbym mu podziękować, uratował mi życie.
- Zostawił – zaczęła pielęgniarka.
Shuuhei już się ucieszył.
- Ale niestety zastrzegł dane – dokończyła.
- Rozumiem – mruknął, zwieszając głowę.
- Wszystkie twoje prywatne rzeczy masz w szafce – wyjaśniła, wskazując obok jego łóżka. - Kod do szafki to numer twojego ubezpieczenia.
Odwróciła się by wychodzić, ale jeszcze spojrzała na chłopaka.
- Sprawdź kieszenie. Może zostawił ci jakąś wiadomość – poradziła i wyszła.
Od razu rzucił się do szafki. Wyciągnął swoje rzeczy i przeszukał spodnie. Sprawdził trzy kieszenie i jedyne, co znalazł to stary bilet. Zrezygnowany przegrzebał ostatnią i serce zabiło mu mocniej, jak znalazł tam kartkę. "Do zobaczenia dzieciaku. Nihilizm".
Wtedy go trzasnęło, przypomniał sobie skąd zna tę twarz. Widział go kilka razy w knajpie, był na koncercie razem z tym blondynem, z którym rozmawiał Toshiro. Odetchnął z ulgą opierając się tyłem głowy o łóżko, pogładził się po tatuażu na twarzy. Tym razem będzie mógł podziękować.
Jednak po pierwszej radości przyszło zastanowienie. Jak to się stało, że ten mężczyzna znalazł się w tak odpowiednim miejscu i czasie. Kiedy żegnał się ekipą, widział tę dwójkę idących do zaparkownego po drugiej stronie ulicy samochodu. Mógł mieszkać niedaleko, tak jak Shuuhei i szedł do domu pieszo, ale żeby akurat tą samą drogą? Możliwe owszem, ale jego dziennikarska podejrzliwość jakoś nie pozwalała przyjąć tak prostego wyjaśnienia. Zatem śledził go? Tylko po co? Było jedno dość sensowne wyjaśnienie. Shuuhei uśmiechnął się gorzko. Wychodzi na to, że za dzisiejsze ocelenie mógł podziękować Tousenowi. Policja zapewne przydzieliła mu ogon, by go obserwowali. Tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że też jest podłym oszustem. Nie ufali mu.
Wstał z podłogi i wrócił do łóżka. Schował się pod kołdrę nagle zmęczony i nie wiedzieć czemu smutny. Zasnął i śnił o brązowych oczach.
Ze szpitala wypuścili go we wtorek rano, kiedy rana zagoiła się na tyle, że nie musiał już nosić bandaży. Nadal nie wyglądało to jakoś pięknie i w dodatku swędziało niemiłosiernie, ale przynajmniej nie stracił oka. Oczywiście zanim wyszedł ze szpitala po drodze miał korowód odwiedzin.
Pierwszą osobą, do której zadzwonił była Rangiku. Wbrew pozorom była chyba najbardziej rozsądna ze wszystkich, no może za wyjątkiem Toshiro i miała klucze do jego mieszkania. Poprosił o przywiezienie swoich rzeczy i żeby nie mówiła jeszcze Momo. Dziewczyna gotowa była spanikować, chociaż może źle ją oceniał. W ogóle miał problemy z jej rozgryzieniem, czasem zachowywała się nadzwyczaj poważnie i rozsądnie, a czasami jak mała zagubiona dziewczynka. Do Kiry zadzwonił jako drugiego, o jego reakcję się nie bał. W końcu chłopak pracuje w policji, nie takie rzeczy pewnie mu się przytrafiały. Jak Grimmjow wpadł go odwiedzić to stwierdził, że zazdrości Hisagiemu bojowej blizny i postanowił, że też jakąś zdobędzie. Na co Tia, która z nim przyszła pokręciła tylko głową. Swoją drogą ostatnio coraz częściej widywał tę dwójkę razem. Cóż może chociaż ktoś z calej tej ekipy jakoś ułoży sobie normalne życie. Z drugiej jednak strony nie potrafił wyobrazić sobie normalnego życia z Grimmim w roli głównej.
Zadzwonił też do Ulquiorry z pytaniem, kiedy najczęściej przychodził jego wybawca. Kiedy barman powiedział mu, że we wtorki, a czasem również w czwartki, Shuuhei tylko odetchnął głębiej. To były dni, kiedy on sam bywał w "Nihilizmie". Co tylko utwierdziło chłopaka w jego przekonaniu.
Nie bolało go to, że był podejrzany na początku. To było logiczne. Wszyscy bliscy współpracownicy byli przesłuchiwani i to nie raz, ale nie znaleziono żadnych dowodów, by chociaż cokolwiek wiedział o czarnych interesach swojego byłego szefa. Mimo to obserwowali go, jakby wierzyli, że zdrada siedzi gdzieś głęboko w jego trzewiach i jak przyjdzie odpowiedni moment to wylezie na wierzch. Swoją drogą ciekawe, czy inni też byli w ten sposób obserwowani. Pewnie tak. Przypomniał sobie scenę po koncercie i blondyna, z którym rozmawiał Toshiro. Czy mogło właśnie o to chodzić? Momo mogła zobaczyć, że ktoś za nią łazi, nawet szybciej niż Shuuhei. Dziewczyna zrobiła się ostatnio bardzo podejrzliwa. Miała nawet teorię, że za tym wszystkim nie stał w ogóle Aizen, że ktoś go w to wszystko wmanipulował. Nie było to zupełnie niemożliwe, ale Shuuhei miał mniej wiary niż Momo.
Inna sprawa, jak to się stało, że sam do tej pory nie zauważył, że jest obserwowany? I jeszcze jedno, skoro jego wybawca naprawdę go obserwował, dlaczego zostawił mu wiadomość? Dlaczego w ogóle dał się zauważyć i teraz jeszcze dawał możliwość rozmowy ze sobą? Pojawiła się nieśmiala nadzieja – ten mężczyzna nie wierzył, że Shuuhei coś knuje. Obserwował go od jakiegoś czasu i uznał, że nie ma się do czego przyczepić. Było to niewielkie światełko w ciemnym tunelu, które równie dobrze mogło okazać się, jadącym na niego pociągiem.
Poszedł na próbę, jak w każdy wtorek. Bardziej, żeby pokazać wszystkim, że wciąż dycha i wszystko jest w porządku i żeby zachować swój plan tygodnia. Niestety nie mógł się przemęczać, więc dzisiaj wiele nie poćwiczyli.
- Toshiro – zawołał chłopaka, gdy już wszyscy zbierali się do wyjścia.
- Tak Hisagi?
- Ten blondyn, z którym rozmawiałeś po koncercie. O co chodziło? – zapytał poważnym tonem. - Powiedz, proszę.
Białowłosy przyjrzał mu się uważnie i kiwnął głową.
- Hinamori zauważyła go kilka razy, gdzieś w swojej okolicy – wyjaśnił spokojnie chłopak. - W miejscach, w których raczej przez przypadek nie spotkasz kilka razy tej samej, zupełnie obcej osoby. Bała się, że chce jej zrobić krzywdę...
- Ale ty masz inne podejrzenia? - wtrącił się Shuuhei.
- Ty też się domyśliłeś? - odpowiedział pytaniem na pytanie młody geniusz.
- Tak. Podejrzewam mężczyznę, który mnie uratował. Mam nadzieję spotkać go dzisiaj w "Nihilizmie", chcę z nim porozmawiać.
Toshiro znowu pokiwał głową.
- Tylko uważaj na siebie – ostrzegł Hisagiego.
Chłopak zaśmiał się i sam pokiwał głową. Toshiro miał nieznośną manierę martwienia się o osoby starsze i bardziej samodzielne od niego. Trochę jak dowódca o swoich żołnierzy.
- Będę. Zawsze uważam.
- Właśnie widać – uśmiechnął się "mały dowódca" półgębkiem, wskazując na bliznę. - Cóż duży jesteś, poradzisz sobie – dodał, stojąc już w drzwiach.
- Dziękuję tatusiu – mruknął Shuuhei.
- Ależ nie ma za co. Trzeba wierzyć w swoje dzieci – rzucił mu na odchodne Toshiro i wyszedł.
Shuuhei przez jakiś czas jeszcze siedział w pustej sali. W końcu jednak zabrał swoją gitarę, przywiezioną po koncercie i wyszedł.
Widział podjeżdzający na przystanek autobus. Normalnie spróbowałby na niego zdążyć, ale dzisiaj postanowił poczekać na następny. Z drugiego przystanku również nie poszedł prosto do knajpy, zahaczył jeszcze o sklep i kupił sobie papierosy. W końcu jednak stanął przed "Nihilizmem" i jakoś nie potrafił wejść do środka. Rzadko kiedy palił, zazwyczaj dla towarzystwa przy piwie, lub whisky, ale teraz stał na ulicy i właśnie zapalił drugiego papierosa, ale zaraz wyrzucił go na ziemię. Przydeptał.
- Szlag – warknął do siebie. - Za dużo myślisz, za mało robisz.
Wszedł do knajpy i rozejrzał się. Nie licząc dwóch dziewczyn siedzących pod ścianą, knajpa była pusta. Nigdzie nie było siwowłosego mężczyzny. Shuuhei nie wiedział, czy bardziej czuł ulgę, czy zawód.
Podszedł do baru, skinął głową Ulquirrorze. Bladolicy podszedł i przyjrzał się krytycznie szwom na jego twarzy.
- Ładnie – skomentował lakonicznie niezbyt wzruszony. - Mam nową whisky z miodem. Chcesz spróbować?
- Mogło być gorzej i tak, poproszę – odpowiedział, siadając na krześle przy barze. - Nie było może dzisiaj tego gościa, o którego pytałem przez telefon? - zapytał nerwowo kręcąc pierścieniem.
- Jest nawet – odpowiedzial barman stawiając przed chłopakiem szklankę z napojem. - Wyszedł do łazienki.
Jak na zawołanie drzwi od łazienki się otworzyły. Shuuhei zaraz spojrzał w tamtą stronę, czuł jak serce wali mu w piersi i dłonie lekko drżą. Do cholery jasnej, dlaczego był taki zdenerwowany?
Mężczyzna też go zobaczył, uśmiechnął się półgębkiem.
- Żyjesz – stwierdził na powitanie, gdy podszedł do baru. Miał dokładnie taki głos, jaki Shuuhei zapamiętał.
Dopiero teraz miał okazję na spokojnie przyjrzeć się swojemu wybawcy. Miał pewnie jakieś 35 lat, ale całkowicie już osiwiał. Dobrze zbudowany, przystojny, seksowny nawet. Drobne zmarszczki w kącikach oczu i na czole – pewnie często marszczył brwi.
Przez chwilę Shuuhei nie mógł wydobyć głosu. Przełknął ślinę.
- Dzięki tobie – wydusił w końcu. - Dziękuję, jeżeli jest jakikolwiek sposób, żebym mógł ci się odwdzięczyć?
Po tych słowach mężczyzna zlustrował Shuuheia od góry, do dołu z kamiennym wyrazem twarzy. Zaraz powrócił do jego twarzy i spojrzał na szwy. Shuuhei widział, jak na sekundę szczęki mężczyzny zaciskają się mocniej, a w brązowych oczach mignęło coś jakby żal, albo wyrzut.
- Zostanie ci blizna – zauważył mężczyzna prawie spokojnym głosem, zbywając wcześniejsze pytanie chłopaka.
Shuuhei był zaskoczony. Ten człowiek miał żal do siebie, że nie zdążył wcześniej z ratunkiem. Mógł być bliżej i pomóc, zanim sprawy obróciły się w ten sposób.
- To nic – machnął dłonią, starając się brzmieć szczerze. - Przynajmniej nie będę musiał robić sobie drugiego tatuażu na pamiątkę – dodał, gładząc się po liczbie 69 na swoim policzku.
Mężczyzna uniósł brew zaintrygowany.
- To ta liczba znaczy coś więcej niż tylko czystą perwersję? - zapytał. - Wygląda trochę jak wybryk po pijaku.
Hisagi zaśmiał się.
- Wbrew pozorom nie jest. To data – wyjaśnił i zamyślił się na chwilę. - Szósty września. Dzień, w którym pewnie bym zginął, gdyby ktoś mnie nie uratował. - Zapatrzył się gdzieś w bok. - Miałem wtedy dziesięć lat i nie spodobałem się jakimś drabom, może chcieli ode mnie pieniądze, może po prostu musieli na kimś się wyżyć.
Nie wiedział, dlaczego właściwie opowiada tę historię temu mężczyźnie. Nikomu o niej wcześniej nie mówił. Wszystkim dookoła mówił, że ten tatuaż to faktycznie wybryk po pijaku na studiach. Chyba chciał, żeby jego wybawca wiedział, że ta blizna będzie dla niego ważna, żeby nie miał do siebie żalu.
- Nie pamiętam dokładnie – kontynuował wciąż wpatrzony gdzieś w przestrzeń. - Ale pamiętam, że się bałem i domyślałem się, że raczej nie wyjdę z tego żywy. Przywiesili mnie za nogi i chyba chcieli tłuc kijami, jak piniatę. Zostałem uratowany, przez pewnego chłopaka. Nie potrafię przypomnieć sobie jego twarzy, ale pamiętam brązowe oczy i czarne włosy. Rozpłakałem się, gdy zorientowałem się, że jednak nie umrę. A wtedy...
- A wtedy powiedziałem, co ryczysz, przecież przeżyłeś – wtrącił się mężczyzna.
Shuuhei spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. To było niemożliwe, pomyślał.
- Słucham? - zapytał niedowierzając własnym uszom.
- Powiedziałem, co ryczysz, przecież przeżyłeś – powtórzył raz jeszcze siwowłosy, przyglądając mu się uważnie.
- To niemożliwe – powtórzył tym razem na głos. - Nie pochodzę...
- Ja też – wciął mu się mężczyzna.
Shuuhei musiał wyglądać jak idiota, siedząc tak, otwierając i zamykając usta. To było statystycznie niemożliwe, po prostu nie miało żadnych szans się zdarzyć. Patrzył na swojego dwukrotnego wybawcę nie wierząc, że ten w ogóle istnieje.
- Miałem wtedy osiemnaście lat – odezwał się mężczyzna po dłuższej chwili ciszy. - I to był jedyny raz, gdy rzuciłem się do bójki w czyjejś obronie. - Pokręcił głową samemu nie wierząc. - Ten dzień też na swój sposób odmienił moje życie. Spodobało mi się bronienie słabszych...
- Więc zostałeś policjantem – rzucił Shuuhei zanim zdążył pomyśleć. - I teraz mnie śledzisz.
Mężczyzna zachował kamienny wyraz twarzy. Nic nie powiedział.
- Dlatego byłeś w piątek na czas, żeby mnie uratować.
- Tak – powiedział po chwili wahania. - Miałem cię obserwować, na wypadek gdybyś chciał się kontaktować z Tousenem. Osobiście wątpie, żebyś chciał tego próbować. Mylę się? - zapytał twardym głosem świdrując Hisagiego wzrokiem.
- Nie – odpowiedział chłopak nie odwracając spojrzenia. - Nie jestem swoim szefem.
Siwowłosy kiwnął wolno głową, nie odrywając spojrzenia od oczu chłopaka.
- A teraz, skoro wspominałeś o odwdzięczaniu się. To doskonałym pomysłem, by było, gdybyś zachowywał się nadal, jakbyś nie wiedział, że cię obserwuję. Zrozumiałeś dzieciaku? - zapytał głosem, w którym trudno było doszukiwać się tej odrobiny życzliwości, jaka była tam na samym początku ich rozmowy.
- Ale... - chciał zaprotestować Shuuhei.
- Żadnych ale – przerwał mu mężczyzna warknięciem. Przetarł dłońmi twarz. - Po prostu daj mi wykonywać swoją robotę – dodał już nieco łagodniej.
- Pozwól postawić sobie piwo przynajmniej – spróbował Shuuhei z nadzieją w głosie.
- Dzięki, będę już znikał. Trzymaj się dzieciaku – rzucił, odchodząc.
- Powiedz chociaż jak masz na imię!
Chyba desperacja w głosie chłopaka go zatrzymała. Spojrzał na niego przez ramię.
- To nie powinno cię interesować – odpowiedział cicho i szybkim krokiem opuścił knajpę.
Shuuhei patrzył za nim. Jak drzwi się zamknęły, poczuł się jakby ktoś spuścił z niego powietrze. Usiadł z powrotem na krześle, z którego nie wiedział, kiedy wstał. Oparł łokcie na barze i ukrył twarz w dłoniach. Przeklął się za swój niewyparzony język. Może gdyby nie powiedział wprost, że się domyślił, to inaczej by się potoczyło. Może miałby szansę jeszcze z nim porozmawiać. Ten człowiek uratował go i to dwukrotnie. Jak to się w ogóle mogło zdarzyć? Jakieś popierdolone przeznaczenie. Prychnął pod nosem i w końcu poczęstował się zamówioną whisky, Oparł głowę na dłoni. W zamyśleniu gładził się po tatuażu, walcząć by nie zacząć drapać się po prawym policzku.
Shuuhei jednocześnie był zły, smutny i odrobinę zaintrygowany. To spojrzenie, jakim obdarzył go mężczyzna na początku rozmowy, gdy chłopak wspomniał o odwdzięczaniu się. Takim spojrzeniem obdarzały go zazwyczaj kobiety i co po niektórzy mężczyźni. Zaraz jednak pokręcił głową musiało mu się wydawać. Drugą sprawą było to, że mężczyzna przyznał się do tego, że go śledzi i powiedział, że mu ufa. Ta nieśmiała nadzieja, która pojawiła się wcześniej, świeciła coraz jaśniejszym światłem. Jednak pojawiał się pewien problem. Jeżeli faktycznie nie ma się do czego przyczepić w zachowaniu Shuuheia, to prawdopodobnie w najbliższym czasie zdejmą mu jego ogon, a wtedy na pewno nie będzie miał szans już z nim porozmawiać. Oczywiście po dzisiejszym zdarzeniu, mogą w ogóle zmienić osobę, która go obserwuje. Szlag by to wszystko trafił.
Nagle nastała ciemność. Poczuł miękki ucisk na plecach.
- Zgadnij kto? - zapytał słodki, kobiecy głosik.
- Rangikuuu – jęknął.
Kobieta zabrała dłonie z jego oczu i siadła obok.
- Tak za pierwszym razem zgadnąć, wiesz co – powiedziała zawiedziona, że nie było większej zabawy.
Chłopak spojrzał się bezczelnie na jej biust, a potem w błękitne, niemalże niewinne, oczy. Przekrzywił głowę w niemym "proszę cię!". Kobieta zaśmiała się cicho, ale zaraz spoważniała przyglądając się jego twarzy.
- Nie wygląda to tak źle – zauważyła, pochylając się w jego stronę i delikatnie dotykając szwów chłodnymi palcami. Rangiku zawsze miała zimne dłonie. - Może w końcu zaczniesz wyglądać jak mężczyzna – dodała z powrotem uśmiechnięta, prostując się.
- Ha ha ha żarty się ciebie dzisiaj trzymają, widzę.
- Proszę ktoś w tym towarzystwie musi mieć poczucie humoru. Sam Grimmjow nie wyrobi, na tę ilość ponuractwa jaką rozsiewacie dookoła.
Pomachała dłonią, jakby chciała odpędzić jakiś nieprzyjemny zapach. Zaczęła bawić się łańcuszkiem, który Shuuheiowi zawsze kojarzył się z obrożą i smyczą, a który Rangiku zawsze nosiła.
- Nie jestem ponury – zaprotesował.
- Mój drogi - uśmiechnęła się pobłażliwie, przekrzywiając głowę. - Siedziałeś tak zamyślony, że nawet nie usłyszałeś, jak wchodzę. Nie usiadłeś nawet przy naszym stoliku. Panie "wszystko musi być na swoim miejscu i dokładnie zaplanowe". Co się stało? - zapytała poważniejąc.
Wiedział, że Rangiku była osobą, której mógłby się spokojnie wyżalić ze wszystkiego, ale nie chciał zrzucać na nią swoich problemów. Shuuhei zdawał sobie sprawę, że kobieta ma wystarczająco na głowie. Tylko nie była osobą, która dzieliła się swoimi żalami.
Swoją drogą ciekawe, że z tych osób, które były jakoś połączone z całą aferą, najlepiej rozmawiało mu się z Rangiku, którą znał najkrócej. Może po prostu potrzebował jej ciepła i tego uśmiechu, który potrafiła zachować mimo tego wszystkiego, co działo się dookoła. A może dlatego, że jako jedyna z towarzystwa wiedziała, że jest gejem. Shuuhei nie lubił się obnosić ze swoją orientacją, żeby nie wprowadzać ludzi niepotrzebnie w konsternację. Rangiku już przy pierwszych ich spotkaniu spytała, czy jest gejem, bo przez całą rozmowę, ani razu nie spojrzał jej w dekolt. Cóż trzeba było przyznać, że miała naprawdę wspaniałe gejradary.
Pokręcił głową i uśmiechnął się lekko.
- Po prostu się zamyśliłem, ale to nic poważnego – odpowiedział po chwili.
Przyjrzała mu się jeszcze dość sceptycznie, ale w końcu zaakceptowała jego odpowiedź.
- No mam nadzieję – powiedziała entuzjastycznie, poklepując go ramieniu. - Bo w piątek z Tią idziemy tańczyć do "Destrukcji" Grimmjow zaprasza – "zatańczyła" sobie na siedząco. - Piszesz się?
Już otwierał usta, żeby odmówić. Już wymyślał jakąs wymówkę, ale wtedy wpadła mu do głowa pewna myśl. Uśmiechnął się.
- Czemu nie. Długo nie tańczyłem – zgodził się.
- Yeah – ucieszyła się. Odwróciła się w stronę baru. - Trzeba to oblać. Ulqu zrobiłbyś mi drinka?