Obudził go ból głowy, paskudne uczucie sztywności karku i zapach smażonych jajek. Dwa pierwsze zjawiska były mu ostatnio dziwne znajome, ostatnie zaś wydało się podejrzane. W rzeczywistości, w której żył od kilku dni, nie istniały tak normalne rzeczy jak jajecznica na śniadanie.
Emma najwyraźniej miała na ten temat inne zdanie.
Nie otworzył oczu. Jego żołądek dawał o sobie znać za pomocą uczucia niezbyt przyjemnego ssania w głębi trzewi. Była to jednak jedynie niemalże niezauważalna uciążliwość w porównaniu z prawdziwym głodem, tym, który od jakiegoś czasu tkwił w nim. Tony próbował go odsunąć od siebie, odtrącić, jednakże potrafił go odsunąć jedynie na tyle, aby móc znowu zacząć się niepokoić.
Tak, zapach jajecznicy był podejrzany, pomyślał. Oznaczał, że Emma zmusiła kogoś za pomocą telepatii, aby te jajka zdobył, usmażył i przyniósł jej do łóżka do izolatki z kwiatami na nocnym stoliku, podczas gdy wszyscy inni ludzie w szpitalu sypiali byle gdzie i jedli byle co. Czy Loki w gruncie rzeczy nie robił dokładnie tego samego?
- Załatwiłam ci śniadanie, Stark. Jeśli nie odróżniasz jajek od próby podbicia świata, to musisz mieć naprawdę niezłe delirium… - Usłyszał i tym razem poderwał się z podłogi tak szybko, że zakręciło mu się w głowie. Emma nadal leżała na swoim łóżku i czytała książkę, na stoliku stały jednak dwa talerze, a na podłodze koło niego dwie szklanki i szklany dzbanek wypełniony sokiem pomarańczowym.
- Nie grzeb mi w głowie.
- Nie muszę. I tak wiem, co myślisz.
- Nie mam delirki – dodał Stark wściekle, zaciskając ręce w pięści, aby nie było widać, jak drżą. Mina Frost wskazywała na pobłażające powątpiewanie i najprawdopodobniej rzeczywiście teraz nie musiała zaglądać mu do głowy aby wiedzieć, o czym myśli. Bo Tony chciał wyjść, usiąść pośrodku tej śmierdzącej apokalipsy i się nachlać. Ale nie było w tym nic dziwnego. To ludzie, którzy po tym wszystkim nie chcieli się spić do nieprzytomności dopiero byli dziwni.
Zjadł jednak swoją porcję jajecznicy, chociaż już po pierwszym kęsie stracił apetyt, popił obficie, ulewając część soku na podłogę i zniósł wszystkie komentarze Emmy rzucane znad książki. Najwyraźniej miała dzisiaj podły humor. Stark nie dziwił się, że wyżywała swoje frustracje na nim – nie miała w tej kwestii dużego wyboru. No i już wczoraj stwierdzili, że Tony jest znakomitym kozłem ofiarnym.
Gdy tylko zdołał zjeść posiłek, usłyszał ciche pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziała Emma, odkładając swoją książkę. Do izolatki wszedł lekarz, mężczyzna w średnim wieku wyglądający, jakby nie spał od tygodni, z włosami przyprószonymi pyłem, ale w idealnie białym fartuchu. Za nim stał kolejny, młodszy i wyższy, trzymający w rękach dużą, plastikową miskę wypełnioną wodą.
- Witam, pani Frost. Jak się pani dziś czuje?
Stark patrzył na tę scenę z mieszaniną zainteresowania i konsternacji. Obaj mężczyźni zachowywali się, nie tyle, jakby go nie widzieli, ale jakby nie był niczym, na co warto było zwracać uwagę. Starszy lekarz przywitał się z nim uprzejmie, po czym natychmiast przeniósł swoje zainteresowanie na Emmę, młodszy jedynie skinął mu głową, stawiając parującą miskę z wodą na podłodze. To nie było automatyczne, robocie zachowanie ludzi, których zniewolił Loki, ale pod pewnymi względami było ono równie nienaturalne. Tak jakby nakazano robić wszystko to, co robili zawsze podczas obchodu i ignorować niepasujące kawałki. Takie jak siedzący pod ścianą Tony Stark.
Przez chwilę zastanawiał się, czy gdyby wcisnął się pomiędzy nich a łóżko i zaczął machać rękoma, doczekałby się sensownej reakcji… było to jednak mało prawdopodobne. Emma miała za sobą lata doświadczeń w grzebaniu ludziom w głowach.
Badania trwały krótko, ograniczały się tylko do zmiany opatrunków i wygłaszania superlatyw w sprawie gojenia się ran. Gdy lekarze wyszli, Frost westchnęła teatralnie.
- No, nareszcie możemy coś zrobić z tym fetorem.
Jeszcze dwa tygodnie temu Tony uznałby, że historia o tym, jak został zamknięty w szpitalnej izolatce z piękną blondynką i miską z gorącą wodą zamiast prysznica nadaje się na świetną opowieść powtarzaną po barach i kasynach. Teraz jego ulubione kasyna w samym centrum Manhattanu najprawdopodobniej nie istniały, a myślał głównie o tym, że skoro i tak zachowuje się jak żul na delirium, to chociaż niech będzie czystym żulem.
Gdy mył się, Emma patrzyła na niego z wyraźną przyjemnością. Nie był pewien, czy to dlatego, że był dla niej atrakcyjny, czy po prostu lubiła obserwować ludzi, którym ręce trzęsą się tak, że mają problem z utrzymaniem gąbki.
- Golenie sobie daruj, myślę, że poderżnięcie sobie gardła za pomocą jednorazowej maszynki to bardzo kiepski koniec. – Frost potwierdziła drugą wersję jego przypuszczeń. Sięgnęła do białej torebki, wyjmując z niej komórkę w białej – a jakże – obudowie i wystukała jakąś wiadomość. Stark upewnił się, że nie patrzy i dopiero wtedy splunął flegmą do miski. Nadal czuł w ustach kwaśny posmak. I nadal pragnął głównie wyjść i zachlać się w trupa.
Spodnie które zostawili dla niego lekarze były za luźne i lekko przetarte na kolanach. Tony nie chciał nawet zastanawiać się, skąd je wzięli (najprostsza odpowiedź bardzo mu się nie podobała), założył więc je, próbując o tym nie myśleć. Wyszło mu zadziwiająco łatwo, jego mózg nadal nie zwracał uwagi na nic poza pragnieniem alkoholu.
I nagle to wszystko odpłynęło. Zamrugał intensywnie, chcąc pozbyć się dziwnego migotania na skraju pola widzenia. Emma nadal pisała coś na komórce.
- To było irytujące – powiedziała, nawet na niego nie patrząc.
- Mówiłem ci, abyś…
- A ja ci kolejny raz powtarzam, że nie grzebię ci w twoim zakonserwowanym w etanolu mózgu. To było jak słuchanie kiepskiej orkiestry dętej przez ścianę. Bardzo, bardzo głośno myślisz. Od tego boli głowa.
Stark usiadł. Ręce nadal mu się trzęsły, w żołądku czuł ssanie, ale umysł przejaśnił się, jakby wszystkie rozpraszające go myśli zostały zamiecione pod dywan podświadomości.
- Wczepiłaś mi… telepatycznego esperala? – zapytał z niedowierzaniem.
- Zrobiłam barierę. Nie można wyrzucić z umysłu czegoś, co tam tkwi. I nie można oszukać ciała, więc jeśli zechce ci się rzygać, proszę, rób to w kącie.
Zignorował przytyk, chociaż nie przyszło mu to łatwo. Potrzebował pomocy, a jeśli ceną za nią byłoby wysłuchiwanie narzekań Emmy, godził się na to. Z ciężkim sercem, ale się godził.
Teraz myślało mu się lżej, ale mimo tego nie potrafił skonstruować sensownego planu. Miał jednak punkt zaczepienia – rząd zdecydowanie zbyt dużo spraw ukrywał i dobrze byłoby wyciągnąć je na światło dzienne. Włamanie się do tajnych danych SHIELD było dość łatwe, a skoro plany dotyczące nowych pocisków nie miały wysokiego priorytetu zabezpieczeń, to głębiej prawdopodobnie ukryte były niesamowite pokłady gówna, których smród dojdzie do każdego, gdy tylko zostaną ujawnione. Pytanie tylko, czy to zagłuszy fetor, z którym teraz muszą sobie radzić.
Plan oprócz swojej nieprecyzyjności miał też inne wady. Jeśli tylko zbliży się do jakiejkolwiek bazy rządowej, prawdopodobnie będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Mógł oszukać kamery za pomocą urządzenia rozpraszającego, ale każdy agent, który go zobaczy – a nie wykluczał bezpośredniej konfrontacji – będzie wiedział, z kim ma do czynienia. Oczywiście, mógł rozmrozić ukryte europejskie aktywa i polecieć do Bangladeszu na operację plastyczną, tracąc przy tym co najmniej kilka tygodni i twarz, którą lubił… albo poprosić o pomoc Emmę.
Emma lubiła się popisywać, więc kiedyś pokazała mu, jak łatwo może oszukać jego mózg i kazała mu wierzyć, że gdy na nią patrzy, widzi Marilyn Monroe. Zapamiętał to, ponieważ raz, seks z Marilyn jest czymś, co warto zapamiętać, dwa, to była naprawdę interesująca sztuczka. I teraz mogła się znowu przydać. Potrzebował nowej twarzy, być może stania się niewidzialnym, a to było jedyne rozwiązanie, jakie przyszło mu do głowy.
Problem polegał na tym, jak ją przekonać. Tylko czy stosowanie dyplomacji wobec kogoś, kto potrafi przeczytać twoje nieposypane lukrem kultury myśli ma w ogóle sens?
Frost wysłuchała go z miną wyrażającą uprzejme pobłażanie. Gdy skończył, przez chwilę milczała.
- Widzisz, Stark… - powiedziała wreszcie. - Uznajmy, że ci się uda. Masz przeciwko sobie potężną, rządową organizację, ale w porządku, uznajmy, że ci się uda. Dokopiesz się do swojej sensacji, puścisz to w obieg. Ilu wściekłych obywateli za tobą pójdzie? Tysiące? Może dziesiątki tysięcy, bo masz ładną buźkę. A co z milionami ludzi, którzy nie będą chcieli przeprowadzać rewolucji tylko po to, abyś odzyskał swoje zabawki?
- Tu nie chodzi o to…
- Tu chodzi właśnie o to. Trochę ci żal, że ten cały SHIELD robi złe rzeczy za plecami biednych podatników, ale to nie motywuje się do działania. Chodzi o to, że kopnęli cię w zad, gdy przestałeś być im potrzebny. Nawiasem, nie odpowiedziałeś na pytanie.
Patrzyli się na siebie, Emma z lodowatą obojętnością, Tony z urazą, ponieważ to, co powiedziała, było bardzo bliskie prawdy.
- Dobrze. To rozchodzi się o mnie i o mój zad – przyznał w końcu. – Ale jeśli uznałaś, że będę cię błagać na kolanach, jesteś już drugą osobą, która pomyliła się pod tym względem.
- Nadal ignorujesz pytanie. Jak zamierzasz przekonać miliony, że to twoja wersja prawdy jest tą jedyną naprawdę prawdziwą?
- Emmo, ludzie nie są głupi. – Stark nie wiedział, do czego ta rozmowa zmierza.
Kobieta westchnęła teatralnie i wyciągnęła rękę, aby poklepać go po policzku. Poziom irytacji w Tonym nadal narastał – nie lubił być traktowany jak pocieszne, ale trochę upośledzone zwierzątko, a to było typowe podejście Emmy do ludzi niebędących nią samą.
- Powiedz mi, kochany… jakim cudem przeżyłeś tyle z tak idiotycznymi poglądami na świat? – zapytała. – Ale tak, pomogę ci.
To zaskoczyło Tony’ego. Powstrzymał się jednak od zadania pytania, czym ją przekonał. Nauczył się już, że rozwiązanie jednego problemu zazwyczaj generuje dwa kolejne i po prostu zaczął mieć nadzieję, że jego historia wzruszyła lodowe serce Emmy.
***
Przez następny tydzień organizm Starka wziął sobie za punkt honoru pokazanie, jak bardzo go nienawidzi. Mentalny esperal Emmy działał bez zarzutu, jednak nie powstrzymywał ani nudności i drżenia, nie mówiąc już o uczuciu trującej bezczynności, którą Stark znosił najbardziej boleśnie. W takim stanie jednak nie mógł zrobić niczego, podobnie jak Emma nie mogła niczego zrobić, dopóki nie ściągną jej szwów.
Izolatka była w pewnym sensie bunkrem, do którego nie docierało nic z zewnątrz i w pewnej chwili Tony zrozumiał, czemu Emma się tu zamknęła. Odosobnienie dawało czas, aby nabrać sił, aby ponownie zmierzyć się z tym, co ich spotkało. Tony jednak umyślnie burzył tę ścianę, trochę z chęci zajęcia czymś myśli, czytając informacje zamieszczone w sieci i oglądając wiadomości. Manhattan stał się szary i pokryty gruzem i nawet Internet był szary na znak żałoby. Wiadomości były głównie suche, szacunki w liczbie ofiar ostrożne, a komentarze współczujące… jednak jeśli weszło się głębiej, tam, gdzie wygasło już współczucie, pojawiała się żądza odwetu.
Emma miała rację i Makepeace też to przewidział. Ktoś będzie musiał wziąć na siebie odpowiedzialność.
Zaczął rozmyślać o Lokim. Thor obiecał im, że spotka go zasłużona kara… ale co było według niego zasłużoną karą za takie przewinienie? Zachowywał się, jakby uważał, że jego brat zrobił coś niemądrego i żenującego, jak nasikanie sąsiadom na trawnik, a nie popełnił prawdziwą zbrodnię. Gdyby Tony mógł cofnąć czas, sprzeciwiłby się wywiezieniu Boga Kłamstw do Asgardu, a w zamian za to zamknąłby go na dwa tygodnie z Hulkiem, a potem oddałby resztki. Banner zapewne nie sprzeciwiałby się takiemu rozwiązaniu, chociaż po tym wszystkim, co go spotkało wyglądał na koszmarnie rozstrojonego. Tony próbował się z nim skontaktować kilka dni wcześniej, bezskutecznie. Do Starka natomiast dzwonił ktoś tylko raz i był to – żadna niespodzianka – James. Zresztą ich rozmowa trwała krótko i ograniczała się głównie do zapewnień, że wszystko w porządku. Tony nie lubił kłamać przyjaciołom, ale jeszcze bardziej nie lubił narażania przyjaciół na zemstę urażonych agentów państwowych.
Do Emmy ciągle ktoś dzwonił. Kobieta odpowiadała rozmówcom zdawkowo i często prosiła ich o nie zawracanie jej głowy, kilka razy treść tych rozmów była na tyle sugestywna, że Tony nie mógł tego przemilczeć.
- Przykro mi – powiedział, gdy po raz kolejny Frost rozłączała się po rozmowie z kimś, kto wyraźnie informował ją o śmierci osoby, którą znała. Twarz Emmy była pozornie obojętna, mrużyła jednak oczy z lodowatą wściekłością.
- Nie twoja sprawa, Stark. To sprawa mutantów.
- To, co się dzieje, to sprawa nas wszystkich.
- Nie w tym przypadku – odpowiedziała mu i Tony zrezygnował. Próby pocieszania Emmy były najwyraźniej skazane na porażkę. Nie dochodził też, kto zginął, ani czy był dla niej ważny – jeśli był, bardzo dobrze ukrywała poczucie straty.
W dniu, w którym wyszli z izolatki, doszedł do wniosku, że Emma musi być naprawdę dobra w skrywaniu uczuć. Jeśli łudził się, że w szpitalu coś się zmieniło, już pierwszy krok sprawił, że powrócił do rzeczywistości. Nadal śmierdziało niemiłosiernie, a do organicznego fetoru ran i niedomytych ciał doszła woń ostrych środków czyszczących. Na podłodze nadal leżał pył, chociaż ktoś musiał go niedawno zmieść, ponieważ widoczne były głównie odciski butów. Na korytarzu nadal znajdowali się ludzie, ranni, połamani i nieprzytomni. Trudno było nawet na nich patrzeć, Tony nie mógł sobie wyobrazić, jak to jest iść tym korytarzem i nie tylko widzieć, ale też słyszeć wszystkie umysły tych ofiar, jednak nawet to wydawało się nie wpływać w ogóle na Frost.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, jej śnieżnobiały kostium był już lekko zabrudzony.
- Biel chyba nie jest modna w ostatnich dniach – zażartował. Nie był to dobry żart, ale kiepski wisielczy humor poprawiał samopoczucie. Emma nie skomentowała, więc dodał:
- Żadnej eskorty?
- Nie umiem rozszczepić się na dwoje, Stark. Najpierw zajmę się twoimi małymi problemami, a potem wrócę do poważnych.
- Jak sobie życzysz.
Jechali samochodem Emmy, białym volvo. Dopiero wtedy Stark zrozumiał, czym naprawdę są korki uliczne – pomimo uaktualnionych danych w GPS-ie pokazującym wszystkie objazdy i zablokowane drogi oraz policji na niemalże każdym rogu, dopiero po trzech godzinach udało im się przekroczyć granicę Dolnego Manhattanu. Raz zablokowali przejazd karetce, chwilę później przeleciał ponad nimi śmigłowiec. Tony głównie patrzył na swoje odbicie w szybie. Witać w nim było młodego, najwyżej dwudziestopięcioletniego mężczyznę o niebieskich oczach, jasnych włosach i niezbyt przystojnej, pospolitej twarzy. Emma uznała, że skoro mają bawić się w maskaradę, mogą już zacząć ćwiczyć.
- To na pewno bezpieczne, gdy jedziesz?
- Z tą prędkością?
Uwaga była słuszna, więc Tony powrócił do kontemplowania swojego nowego oblicza. Było dobre, nie zwracało uwagi, czuł jednak dziwny dyskomfort patrząc na nie i wiedząc, że to tylko narzucona mu iluzja. Drgnął, gdy odbicie samo z siebie mrugnęło i uśmiechnęło się do niego.
Emma zaśmiała się, a śmiech miała zaskakująco przyjemny.
- Jeśli chcesz, mogę go zmienić.
- Dobry pomysł. Zawsze chciałem być wyższy. I zrób mnie przystojniejszym, moje poczucie estetyki wyje w bólu.
- O, pragniesz poderwać tych nieszczęsnych agentów?
Obraz w szybie zafalował – tym razem blondyn był starszy, o bardziej wydatnej szczęce, wąskich ustach i regularnych rysach twarzy.
- Ładnie. Trochę jak nowy Bond. Dodaj zarost.
Brak reakcji. Stark oparł się mocno o oparcie i ponownie odpalił smartfona. Kilka dni temu sięgnął do swoich półlegalnych kąt w Europie Zachodniej, więc całkiem rozsądna suma czekała na niego w depozycie. Nie były to pieniądze z nie wiadomo jakich podejrzanych przedsięwzięć, raczej ubezpieczenie na wypadki podobne do tego… a przynajmniej tak wolał myśleć. Emma zauważyła, że patrzenie, jak próbuje oszukać sam siebie jest w zasadzie zabawne, ale Tony po prostu uważał, iż gdzieś w głębi jest porządnym facetem.
Kłopot polegał na tym, że na zewnątrz jest Tonym Starkiem.
Dom Emmy go zaskoczył. Owszem, na zewnątrz był pokaźną, śnieżnobiałą rezydencją, jednak w środku dominował minimalizm, beże i brązy, przez co wnętrze sprawiało przytulne wrażenie. Stark spodziewał się raczej dużo białego plastiku, w końcu koszmarne poczucie stylu zobowiązuje. Jego spojrzenie prześliznęło się po barku i tam też zatrzymał wzrok o sekundę za długo, aby mogło być to przypadkowe.
- Rozgość się. Herbatki może? – zapytała Frost z przekąsem, a Tony zaczął się zastanawiać, ile wytrzyma. Emmie zdecydowanie jego towarzystwo przeszkadzało, a on czuł, że coś przed nim ukrywa. W tej chwili nie mógł jednak stwierdzić, co to takiego było, postanowił więc przemyśleć tę sprawę później.
- Herbatka będzie dobra. Poza tym muszę zrobić pewne niewielkie zakupy. Rozumiesz, chcę włamać się do hipertajnych danych zlokalizowanych w hipertajnej bazie, więc przydałoby się wziąć przynajmniej zagłuszacz i kamizelki kuloodporne…
Dopiero po chwili zorientował się, że to niemalże dosłowne przyznanie, że cała jego – jakże niedopracowana – akcja może być naprawdę niebezpieczna. Tony o tym wiedział i godził się z tym, w końcu kiedy ostatnio robił coś stuprocentowo bezpiecznego, jednak w tej chwili mieszanie do tego wszystkiego Emmy wydało mu się… no, co najmniej nieeleganckie.
- Może uda mi się sprawić, abyś nie musiała tam ze mną iść – dodał więc, rozmyślając o tym, ile środków i pracy pochłonie stworzenie przenośnego generatora hologramu, zaprogramowanego tak, aby zastępował efekt iluzji narzuconej przez telepatkę. Odpowiedź brzmiała: zdecydowanie za dużo.
- Stark, jak ci się włącza funkcja sumienia, to lepiej usiądź i poczekaj, aż przejdzie – odpowiedziała Emma, ale uśmiechnęła się w sposób trochę mniej kojarzący się z litościwym pobłażaniem.
***
Tony bał się, że cała organizacja potrwa zbyt długo i że nadwyręży tym gościnność Emmy, ta jednak uparła się nie zwracać na niego uwagi, dopóki akurat jej potrzebował. Z jednej strony miało to wiele zalet, pozwalało się skupić i odpocząć trochę od jej przykrego charakteru, jednak z drugiej… kobieta wzięła jego prośbę o ignorowanie go jednak zbyt dosłownie, ponieważ każdego poranka Tony miał przyjemność oglądania jej w samej bieliźnie. Wiedział, że Frost robi to głównie dlatego, żeby go sprowokować i nie miał zamiaru zrobić satysfakcji, ciało Emmy jednak było jak jej barek – im bardziej próbował o nim nie myśleć, tym bardziej zapętlał się we własnych fantazjach.
Wiedział, że telepatka słyszy te fantazje i wcale mu to nie pomagało.
Paradoksalnie, do tej pory to był jego największy problem. Żaden z pośredników nie robił kłopotów przy przekazie pieniędzy, więc Stark może nie był tak bogaty, jak wcześniej, ale wystarczająco bogaty, aby nie musieć konstruować potrzebnych mu urządzeń za pomocą spinacza i pustej puszki po Coli. Wychodził więc z Emmą i pod swoim przebraniem szperał w sklepach z elektroniką. Nadajnik zagłuszający pracę innych urządzeń elektrycznych nie był niesamowicie trudny do skonstruowania… nie dla niego. Zajął mu trzy dni, a efekt może wyglądał jak mało estetyczna plątanina wyrwanych komputerowych podzespołów, jednakże działał. Może nawet za dobrze.
- Odkupię mikrofalówkę – zapewnił, gdy nadajnik sprawił, że buchnęła z niej fala duszącego dymu. Telewizor udało się jednak włączyć po kilku próbach i przekleństwach rzucanych przez Emmę. Urządzenie migotało, jednak obraz ustabilizował się po minucie, tak że mogli spojrzeć prosto w przystojną twarz Stevena Rogersa, patrzącego się na coś lekko poniżej obiektywu kamery, zapewne na operatora.
- Powtórki. – Frost wygięła usta i podeszła, aby zmienić kanał, ale Tony jej przeszkodził.
„Oświadczenie wydane przez pułkownika Blackwooda jest nieporozumieniem”, mówił Kapitan Ameryka do dziennikarzy. Ton jego głosu brzmiał dziwnie sztywno w porównaniu z tym, co pamiętał Stark. Za to jego kapitański mundur nie leżał na nim zbyt dobrze. „Wypowiedział je bez porozumienia z przełożonymi i absolutnie nie ma nic wspólnego ze stanowiskiem Armii Stanów Zjednoczonych w sprawie minionej tragedii. Jest nam ogromnie przykro z powodu tego zamieszania…”
- O czym on mówi?
- Kilka dni temu jakiś wojskowy bałwan ogłosił, że za tym wszystkim stoją mutanci. Teraz armia zaprzecza, że miała coś z tym wspólnego… oglądasz w ogóle telewizję, jak mnie nie ma?
Nie odpowiedział. Nadal słuchał dość przekonującego monologu kapitana, ten jednak nie powiedział nic nowego. Tony pożałował, że nie ma jak się z nim skontaktować. Dopiero pod koniec wywiadu pojawiło się coś interesującego.
„Pułkownik na pewno przyznałby się do błędu, gdyby było to możliwe.”
- Spadła na niego sztaba z niezabezpieczonego budynku, gdy szedł ulicą – wytłumaczyła od razu Emma. – Karma to suka.
Tony przeglądał kanały, jednak tym razem nie natrafił na nic ciekawego.
- Zdecydowanie muszę więcej oglądać telewizji.
- O tobie nic nie ma, jeśli o to pytasz. Oglądaj ile chcesz, ale najpierw posprzątaj, z łaski swojej, złomowisko w salonie.
Wiadomości sprawiły, że w Starku obudził się dawny niepokój, chociaż nie był pewien, dlaczego akurat twarz kapitana – któremu najwyraźniej nie działa się żadna krzywda, poza tym, że wyglądał na niewyspanego – wzbudziła w nim takie uczucia. Myślał Pepper, o SHIELD-zie i o Iron Manie, ale głównie o Pepper. To nie dawało mu spokoju na tyle, że nawet przestał zwracać uwagę na Emmę paradującą w samych majtkach i lekko rozsuniętym bladobłękitnym szlafroku.
Niepokoiła go też baza SHIELD, ukryty kilkadziesiąt kilometrów za Nowym Jorkiem koszmar architekta i włamywacza. Był tam raz. Wąskie korytarze z uzbrojonymi agentami za każdym rogiem nie były wymarzonym miejscem, aby przykucnąć i dokonać ataku hakerskiego. Nawet z pomocą Emmy jego szanse nie były zbyt duże. Najgorszy scenariusz zakładał, że Emma zginie lub straci przytomność, a wtedy Tony pozostanie sam, nieosłonięty żadną mentalną tarczą. Koniec gry. Przyjdzie po niego Makepeace i tonem wskazującym na wielki żal powie mu, że niestety, ale muszą zlikwidować jego oraz wszystkich ludzi, z którymi miał styczność w ciągu ostatnich lat.
Tej nocy budził się ciągle. Mentalna blokada Emmy zaczęła go jakby uwierać, uwierały go też własne myśli, szybkie i niechciane. Uwierały go obrazy martwym ludzi pokrytych pyłem tak dokładnie, że wyglądali jak brzydkie, szare pomniki. Nie mogąc spać, dwa razy próbował włamać się do systemu monitoringu więzienia, w którym zamknęli Pepper, ale nie było tam żadnych drzwi, przez które mógł wejść, ani chociaż ściany, którą mógł wyważyć.
Emma przyszła do niego koło trzeciej w nocy. Tym razem nie miała bielizny pod szlafrokiem. Tony widział zarys blizny tam, gdzie zszywali jej brzuch.
- Za dużo myślisz, Stark. Kiedyś tego nie robiłeś i życie było prostsze, prawda?
Usiadła na nim okrakiem, kładąc mu dłonie na piersi. Blask reaktora łukowego lekko przygasł, ale w rzucanym przez niego świetle jej oczy i tak wydawały się zadziwiająco niebieskie i błyszczące.
- Przestań myśleć, Tony – szepnęła, tym razem dobitnie.
Przestał. I to nie była najlepsza rzecz, jaką zrobił w życiu, ale w tej chwili wydała mu się naprawdę dobrym pomysłem.