Któregoś dnia, gdy Gabriel wrócił z pracy, zaskoczony zobaczył Igora czającego się pod salonem, jakby podsłuchiwał.
- Co jest? – zainteresował się próbując zajrzeć do pokoju, ale został odciągnięty przez chłopaka, który położył palec na ustach i wyszeptał:
- Ciii.
- Co jest grane? – powtórzył szeptem Gabriel.
- Michał rozmawia przez telefon z jakimś facetem – wyszeptał Igor.
- Tylko tyle? – zdziwił się i chciał ruszyć do salonu, lecz znowu został powstrzymany.
- Już od pół godziny – chłopak dalej szeptał. – Po angielsku. I jest dziwnie zadowolony.
Zaintrygowany Gabriel zerknął do salonu, a tuż za nim Igor. I zobaczyli Michała spacerującego tam i z powrotem, rozmawiającego po angielsku i co jakiś czas wybuchającego śmiechem. A gdy się nie śmiał, uśmiechał się zadowolony.
- Widzisz? – wyszeptał Igor, kiedy znowu się schowali. – Mówiłem. To jest podejrzane. Może on jednak cię zdradza?
- Głupi jesteś – powiedział Gabriel normalnym głosem. – Jakby chciał mnie zdradzić, to nie robiłby tego tak na widoku. – Po czym, nie zwracając uwagi na protesty Igora, wszedł do salonu.
- Wait a minute./Poczekaj chwileczkę – powiedział Michał do słuchawki, po czym nakrył mikrofon ręką i ucałował Gabriela. – Witaj kochanie. Musisz chwilkę poczekać, zaraz skończę i przygotuję obiad. – Po czym wrócił do rozmowy telefonicznej.
Gabriel, nie mając innego wyjścia, poszedł do sypialni przebrać się. Kiedy zszedł na dół, Michał już nie rozmawiał przez telefon, tylko krzątał się po kuchni, wesoło pogwizdując. Od razu było widać, że jest z czegoś cholernie zadowolony.
- A coś ty taki zadowolony? – mruknął Gabriel obejmując go i całując. – I z kim rozmawiałeś?
- Zazdrosny? – zapytał Michał z przekorem.
- Dobrze wiesz, że ja ZAWSZE jestem zazdrosny. – Kolejny pocałunek. – Więc, z kim rozmawiałeś?
- Pamiętasz Johna ?
- John, John - mruczał Gabriel i marszczył brwi, próbując sobie przypomnieć osobnika.
- Ten, którego poznaliśmy na wycieczce do Gizy, taki mały rozgadany grubasek.
- A, ten! Pamiętam! – Gabriel wyraźnie się ucieszył. – Był całkiem zabawny. I co z nim?
- To właśnie z nim rozmawiałem.
- O? – zdziwił się. – A co się stało, że żeś do niego zadzwonił? Czyżbyś coś kombinował? – spojrzał podejrzliwie na kochanka na co Michał roześmiał się.
- Ja zawsze coś kombinuję – odparł z szelmowskim uśmiechem – ale nie tym razem. To on zadzwonił.
- Poważnie? I co chciał? Czyżby mu się zachciało kolejnej wycieczki do Gizy?
- Nie. Ma dla mnie robotę.
- Co? – Gabriel aż z wrażenia usiadł przy stole.
- Właściwie to nie on, tylko jeden jego znajomy. Podobno widział w Internecie jeden z moich projektów i chce żebym zaprojektował mu firmę. Znaczy nowy budynek. Bo jego firma się rozrasta i potrzebuje się przenieść do nowej siedziby.
- O? Naprawdę? A gdzie to by miało być?
- W Sydney.
- Australia?!
- Tylko jest jeden problem – mruknął Michał.
- Jaki?
- Musiałbym wyjechać na dwa miesiące. Bo on sobie też życzy żebym nadzorował budowę.
- Co?!
- No cóż ja na to poradzę. – Wzruszył ramionami. – Jak to się mówi: „Nasz klient, nasz pan”. Skoro chce nadzoru, to go będzie miał.
- Znaczy, że pojedziesz? I zostawisz mnie na dwa miesiące?
W tym momencie do kuchni wszedł Igor i popatrzył z napięciem na Michała.
- Pojadę, ale nie zostawię cię. – Michał wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jak to?
- Jedziesz ze mną.
- Co? Tyś chyba się cos naćpał. Kierownik nie da mi dwóch miesięcy wolnego. Musiałbym wziąć bezpłatny.
- No to weźmiesz. W czym problem? – Michał wzruszył ramionami. - Dobrze wiesz, że pieniędzy nam nie brakuje. A jak będzie chciał cię zwolnić, to znajdziesz sobie nową pracę.
- A co z Igorem?
- No właśnie, co ze mną? – spytał zainteresowany dziwnie napiętym głosem.
- Jedzie z nami!
- Niedługo koniec roku, ma ot tak sobie rzucić szkołę?
- A kto powiedział, że mamy jechać teraz? – zdziwił się. – Udało mi się wypertraktować wyjazd na wakacje.
- Całe wakacje w Australii? – zdumiał się Igor. – Ja pierdolę…
Gabriel był tak zszokowany tym co usłyszał, że nawet nie zwrócił uwagi na tą inwektywę.
- A co ze zwierzakami? Pomyślałeś o nich? Przecież nie zostawimy ich Karolowi i Jaśkowi, a Jolka nie wiadomo kiedy wróci z Norwegii.
- Spoko, zabierzemy je ze sobą.
- Tyś chyba postradał zmysły – Gabriel skrzywił się.
- Dlaczego? – zdziwił się. – Koty są zaczipowane i zaszczepione, więc wystarczy jak zawiozę je odpowiednio wcześniej, żeby przeszły kwarantannę, a Serdelka podrzucimy Monice.
- Jakoś nie bardzo to widzę – mruknął Gabriel.
- Dlatego to właśnie ja a nie ty będę wszystko załatwiał. – Cmoknął Gabriela w policzek. - No dobra, siadajcie do stołu, bo obiad zaraz wystygnie.
Przez cały obiad Igor był jak nieprzytomny. Próbował przetrawić to, co właśnie usłyszał. Wakacje w Australii i to całe dwa miesiące… w szkole chyba pękną z zazdrości jak im powie. Tylko czy do tego faktycznie dojdzie? A co jeśli Gabriel wybije Michałowi z głowy ten pomysł i w końcu nie pojadą, tylko on sam pojedzie? Lepiej jednak nic nie mówić w szkole. Przynajmniej się nie zbłaźni jeśli do niczego nie dojdzie. Po skończonym obiedzie wyszukał w komputerze wszelkie możliwe dane na temat Australii i Sydney i aż oczy mu się zaświeciły. To wszystko było takie… nierealne. Gdyby to wypaliło, to miałby po raz pierwszy prawdziwe wakacje. Stanowczo, musi się udać! Wyszedł z pokoju, gotów błagać ojca na kolanach, żeby się zgodził, ale nigdzie go nie znalazł. Wiedziony dziwnym przeczuciem podkradł się pod ich sypialnię. Nie musiał nawet przykładać ucha do drzwi, by usłyszeć jęki i inne odgłosy świadczące dość wyraźnie o tym, czym w tej chwili zajmowali się obaj dorośli. Wrócił do swojego pokoju tak samo cicho jak się podkradł. Próbował wziąć się za lekcje, ale jego myśli krążyły wokół tych wakacji, a nie zeszytów. Westchnął ciężko i przerzucił się na grę komputerową, najwyżej lekcje przepisze od kogoś na przerwie. Niestety gra też mu jakoś nie szła. Wyłączył komputer i poszedł się wykąpać. Miał nadzieję, że jak się trochę pomoczy w gorącej wodzie, to się uspokoi i przestanie tak myśleć o tych wakacjach w Australii.
Kiedy wychodził z łazienki był zupełnie zrelaksowany i chociaż wciąż myślał o tych wakacjach, to jednak był już bardziej spokojny i zdystansowany do całej tej sytuacji. Ponieważ nie chciało mu się jeszcze spać, postanowił obejrzeć jakiś film. Trochę się zdziwił widząc w salonie obydwóch dorosłych. W dodatku Michał szczerzył się jak to zawsze on, a Gabriel siedział z dziwnie zrezygnowana miną.
- Już skończyliście? – zdziwił się, na co Michał posłał mu szeroki uśmiech, a ojciec spojrzał ze zdziwieniem. – No, dość dobrze słyszałem co robiliście – zaczerwienił się dziwiąc się w duszy, że te słowa tak łatwo mu przeszły przez gardło – i myślałem, że trochę dłużej wam to zajmie.
- Gabriela nie trzeba długo przekonywać – odparł Michał.
- Przekonywać? – zdziwił się Igor.
- Gówniarz dobrze wie, że mam do niego słabość i zawsze to wykorzystuje, jak chce coś osiągnąć – mruknął Gabriel przerzucając pilotem kanał w telewizorze.
- Znaczy? – zapytał niepewnie chłopak.
- Znaczy, że jedziemy do Sydney! Wszyscy razem! – wykrzyknął radośnie Michał, a Gabriel skrzywił się jeszcze bardziej.
W tym momencie Igor nie wytrzymał i z dziwnie załzawionymi oczami rzucił się ojcu na szyję, powtarzając w kółko: „Dziękuję”. Gabriel na początku był zszokowany tym nagłym wybuchem czułości, jednak na koniec uśmiechnął się i objął Igora, a gdy ten na koniec pocałował go w policzek, rozmiękł całkowicie. I stwierdził w duchu, z cierpiętnicza miną, że teraz pewnie drugi gówniarz będzie mu właził na głowę. Ale w sumie nie miał nic przeciwko temu.
Igor pobiegł do swojego pokoju, krzycząc podniecony:
- Muszę się pochwalić chłopakom!
Wpadł do środka, odszukał komórkę, która jak na złość chowała się przed nim i wybrał jeden z nielicznych numerów, jakie miał w niej zapisane. Radość aż go rozpierała.
Tymczasem w salonie…
Gabriel jeszcze przez jakiś czas siedział, pocierając ręką policzek, w który pocałował go Igor. Dziwnie się czuł.
- A ciebie co tak zamurowało? – zainteresował się Michał.
- Wydaje ci się – mruknął Gabriel, po czym wrócił do oglądania filmu.
- Czyżby dzieciak cię rozmiękczył? – zapytał uśmiechając się podejrzanie.
- Jakby miał jeszcze co rozmiękczać – mruknął, a głośniej powiedział, nieco burkliwie: - Siedź już cicho, bo przez ciebie nie wiem o co chodzi. – I przyciągnął do siebie Michała.
Ten tylko zaśmiał się cichutko i opierając się wygodnie na gabrielowej piersi skupił się na filmie, w którym właśnie wściekły główny bohater rozwalał przeciwników.
Nadeszła sobota. Igor niechętnie wstał z łóżka, najchętniej to by przespał cały ten dzień. Niestety, żołądek i pęcherz dopominały się o swoje. Zwlókł się więc z łóżka i poszedł odprawić codzienny rytuał mycia się.
- Coś ty taki zrezygnowany? – zainteresował się Michał, kiedy chłopak ciężko usiadł przy stole.
- Dzisiaj sobota – mruknął.
- No, sobota. Powinieneś się cieszyć, nie musisz iść do szkoły, możesz się pobyczyć przez cały dzień…
- Taaa – westchnął i podparł głowę rękami. – Już chyba wolałbym mieć codziennie klasówkę z chemii, niż zaczynać dzisiejszy dzień..
- O, to musi być coś poważnego – zainteresował się Michał przysiadając przy stole. Dobrze wiedział o problemach Igora z chemią i taka deklaracja była dla niego sporym zaskoczeniem. – Więc? Co się stało?
- Właściwie to wszystko twoja wina! – powiedział oskarżycielskim tonem.
- Moja? – zdumiał się. – A co ja takiego zrobiłem.
- Musiałeś przyjeżdżać i odstawiać ten cyrk ze Sznyclem i śniadaniem?! Teraz wszyscy chcą poznać Sznycla i powiedzieli, że przyjdą dzisiaj. Wszyscy! Ty se wyobrażasz trzydzieści osób w tym domu?!
- Jejciu, aż tyle? – Michał wyraźnie się ucieszył. – Ostatni raz mieliśmy tyle luda na parapetówie. Czemu żeś mi wcześniej nie powiedział? Nie zdążę przygotować przekąsek. Nie wiem czy mamy dosyć soków i coli. Pewnie będę musiał jechać po zakupy. O której oni mają przyjść?
- Po południu – odparł odruchowo Igor, ale szybko się zreflektował. – Ej, bez jaj, dobra? Ja nie chcę, żeby oni tu przyłazili! A ty się zachowujesz jakby to była twoja impreza!
- Co za impreza? – w tym momencie w kuchni pojawił się Gabriel. Podszedł do Michała, pocałował go lekko i dodał z udawanym oburzeniem: - Znowu zostawiłeś zimne łóżko.
- Tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię budzić. Przecież wiesz, że lubię patrzeć na twoją śpiącą twarz.
- Fetyszysta – mruknął Gabriel i wstawił wodę na kawę. – Więc, o jakiej imprezie mówicie?
- Żadnej – warknął przygnębiony Igor. Gabriel spojrzał na niego zdziwiony, ale nic nie powiedział.
- Koledzy z klasy chcą odwiedzić Igora. Cała klasa ma przyjść, trzydzieści osób – odparł Michał.
- O? – Gabriel uniósł brwi w zdumieniu. – A to z jakiej okazji? Do urodzin Igora trochę jeszcze czasu zostało.
- Poznać Sznycla. – Igor westchnął cierpiętniczo. – Tak im się spodobał ten cyrk odstawiony przez niego – wskazał oskarżycielsko palcem na szczerzącego się Michała – że aż postanowili wpaść i go bliżej poznać.
- No proszę, jaki ten nasz łobuz staje się popularny. – Gabriel roześmiał się rozbawiony.
- To wcale nie jest śmieszne - powiedział dziwnie wysokim głosem Igor. – Ja nie chcę żeby oni przychodzili!
- Ale dlaczego? – zdziwił się Gabriel. – W końcu zdobyłeś jakiś kolegów i koleżanki, powinieneś się cieszyć.
- Ale ja nie chcę – zaprotestował chłopak, jednak już o wiele słabiej. No bo jak miał powiedzieć ojcu, że nie chce się z nikim kumplować, bo się tego najzwyczajniej w świecie boi? Tak długo był sam, że kompletnie nie wie jak ma się zachowywać, kiedy ktoś chce się z nim przyjaźnić.
- No dobra, dosyć tych pogaduszek. Zaraz wam zrobię śniadanie i zabiorę się za przygotowanie jakiś przekąsek dla kolegów Igora. – powiedział Michał i zaczął wcielać ten plan w życie.
Kiedy Gabriel z Igorem jedli śniadanie, Michał siedział nad kartką papieru i mamrocząc coś do siebie zapisywał coś i co chwilę skreślał, marszcząc przy tym twarz z niezadowolenia, albo robiąc śmieszne miny. W końcu skończył. Zadowolony uśmiechnął się, sprawdził zapasy w lodówce i spiżarce i bez słowa wyszedł z domu. Chwile potem można był usłyszeć odjeżdżający samochód.
Igor westchnął cierpiętniczo i poszedł do swojego pokoju. Niestety był za bardzo rozdrażniony i ulubiona gra zupełnie mu nie szła. Próbował czytać książkę, ale nie potrafił się skupić na sensie tego co przeczytał, postanowił więc po prostu posłuchać muzyki. Wsadził słuchawki do uszu, włączył odtwarzać i położył się na łóżku przymknąwszy oczy. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził się po jakimś czasie, trochę spokojniejszy, ale dziwnie zmęczony. Przeszedł do łazienki i szybko odświeżył się pod prysznicem, potem przeszedł do kuchni. I zastał krzątającego się po niej Michała oraz stojące na stole półmiski z różnymi daniami i przekąskami. Sięgnął do jednego z nich.
- Zostaw. - Michał trzepnął go lekko po ręce.
- Głodny jestem – powiedział żałośnie Igor.
- Zrób sobie kanapkę. To będziesz mógł dopiero jak przyjdą twoi koledzy.
Igor skrzywił się, ale posłusznie poszedł sobie zrobić kanapkę.
- Hej, a ty dokąd? – zapytał Michał, kiedy Igor z talerzem kanapek wycofywał się do swojego pokoju. – Potrzebuje pomocy. Jest jeszcze tyle do zrobienia…
- No i po co? – mruknął Igor, jednak mimo to posłusznie wrócił do kuchni. – Przeżywasz jakbyś szykował żarcie na własny ślub.
Michał roześmiał się.
- Bo prawie tak się czuję. – Igor uniósł brwi w zdziwieniu. – Cieszę się, że masz tylu przyjaciół i chcę żeby wszystko dobrze wypadło, żebyście dobrze się bawili. Nic tak nie psuje humoru jak zepsuta zabawa. Pamiętam jak kiedyś zepsułem Jaśkowi seks z Gabrielem – zaśmiał się i usiadł przy stole.
- Ze… psułeś seks? – zdumiał się Igor. - Niby jak?
- Pamiętasz, mówiłem ci kiedyś, że zakochałem się w Gabrielu gdy zobaczyłem jak dochodzi. – Igor pokiwał twierdząco głową. – Właśnie wtedy popsułem im zabawę. Żebyś ty wiedział jaki Jasiek był wtedy wkurwiony. – Zachichotał. – Tak bardzo pałał żądzą mordu, że zaczął mnie gonić, nie zwracając zupełnie uwagi na fakt, że jest całkiem nagi i jeszcze mu fujara całkiem nie oklapła. Akurat wtedy byli u mnie kumple. Mieliśmy niezły ubaw. – Zaśmiał się do własnych wspomnień. – Jeszcze długo potem chłopaki wspominali ten incydent jako najlepszą zabawę i jeszcze chętniej do mnie przychodzili licząc na coś równie zabawnego.
- Ale ja nie chcę żeby do mnie przychodzili ponownie. – stwierdził żałośnie Igor.
- To po prostu ich nie zapraszaj. A teraz mi pomóż, no chyba, że chcesz sobie narobić przed nimi obciachu.
Igor westchnął. To już woli jednak jakoś przeżyć ten najazd Tatarów, niż kolejny obciach.
Dzięki jego pomocy Michał dość szybko uwinął się ze wszystkim i jeszcze zdążył upiec dwa placki. Kiedy już dania czekały w lodówce, a kuchnia lśniła czystością, Igor poszedł do salonu, zająć pozostały czas jakimś filmem, a Michał ruszył na poszukiwanie głównego gościa zbliżającej się „imprezy”. Niestety nie było go nigdzie i nawet kuszenie dodatkową porcją nie wywabiło zwierzaka z jego kryjówki. Skorzystał na tym Serdelek, który wciągnął całe mięso. Michał doszedł do wniosku, że Sznycel może być tylko w jednym miejscu – na strychu. Wdrapał się na strych i zapalił światło. Strych był nieźle zagracony i nie bardzo mu się uśmiechało szperanie w tych wszystkich pudłach, czy przeciskanie się pomiędzy nimi w poszukiwaniu kociej kryjówki, więc na początek zawołał:
- Sznycel, kiiiici, kici, kici. Gdzie jesteś?
Nie robił sobie większych nadziei, więc strasznie się zdziwił, kiedy zobaczył wybiegającego z jakiegoś kąta kota.
- Jesteś. – Ucieszył się i wziął go na ręce. – Chodź, musimy cię przygotować na przyjście gości. Wiesz, oni przyjdą tu specjalnie żeby cię zobaczyć. Nie możemy pozwolić żebyś wyglądał jak jakiś mechłak.
Kot miauknął, jakby zgadzał się z panem. Michał odwrócił się i już miał odejść, gdy nagle usłyszał jakiś pisk. Odwrócił się zaintrygowany.
-Słyszałeś? – zapytał Sznycla. – Mam nadzieję, że nie zalęgły nam się szczury. Trzeba by to sprawdzić.
Ruszył w stronę, z której, jak sądził, doszedł go ten pisk. Nagle Sznycel zeskoczył mu z rąk i pobiegł w stronę schodów. Będąc już na pierwszym stopniu, odwrócił się, spojrzał na swego pana i miauknął. Widząc, że Michał nie reaguje, podbiegł do niego i zaczął się ocierać o nogi, mrucząc przy tym niczym traktor. Na koniec znowu pobiegł w stronę schodów i znowu miauknął.
- Hmm, czyżbyś chciał mnie od czegoś odciągnąć? – zainteresował się Michał, na co kot znowu miauknął. – Nic z tego, mój drogi, nie dam się nabrać na te twoje sztuczki. Widzę, że znowu coś kombinujesz. Przyznaj się, coś tam zachomikował? Zajebałeś żarcie jak nie patrzyłem? A zresztą nie musisz nic mówić i tak zaraz się dowiem – stwierdził Michał, po czym ruszył powoli przed siebie, rozglądając się, nasłuchując i zaglądając do wszystkich możliwych kątów. W efekcie czego pięć minut później głowę miał całą w pajęczynie. W pewnym momencie przystanął i z wrażenia aż zaniemówił. Po chwili, nie odrywając wzroku od tego co zobaczył, wyciągnął komórkę i wybrał numer Gabriela.
- A ty co? Już taki cię leniwiec złapał, że aż do mnie dzwonisz zamiast przyjść? – usłyszał w słuchawce jeszcze zanim zdążył się odezwać.
- A bo nie mogę przyjść.
- Dlaczego? – W głosie Gabriela zagościł niepokój. -
- Wszystko w porządku, ale musisz do mnie przyjść.
- A po co?
- Chcę ci coś pokazać.
- No to mi to przynieś.
- Kiedy nie mogę – jęknął.
- Dlaczego?
- Przyjdź to zobaczysz.
Gabriel westchnął.
- No dobra. Gdzie ty jesteś?
- Na strychu.
- Na strychu? A co ty tam, do cholery robisz?
Niestety nie otrzymał odpowiedzi, bo Michał zdążył się już rozłączyć. Chwilę potem można było usłyszeć kroki na schodach prowadzących na strych.
- Gdzie ty jesteś?! – Chociaż Gabriel rozglądał się, to nie mógł nigdzie dostrzec ukochanego.
- Tutaj! – odkrzyknął Michał.
- No dobra, to co chciałeś mi pokazać? – mruknął Gabriel, kiedy już zlokalizował właściciela głosu.
- To – Michał wyszczerzył się i wskazał palcem na coś między pudłami. – Musisz kucnąć.
Gabriel posłusznie kucnął obok ukochanego, a kiedy zobaczył co Michał wskazywał, oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia.
- O w mordę. Skąd ona…
Między pudłami, na kupie jakiś ubrań wyciągniętych z rozprutego foliowego worka stojącego obok, leżała szarobura kotka z trzema małymi. Kiedy ludzie wpatrywali się w nią, nie mogąc wydusić ani słowa, do kotki podszedł Sznycel i zaczął ją wylizywać.
- Sznycel został tatą? – wystękał Gabriel. – Ty go na pewno wykastrowałeś?
- Sam się zastanawiam czy mam składać reklamację do tej kactracji, czy też nagle w Sznyclu obudziły się jakieś uczucia macierzyńskie i postanowił się zaopiekować ciężarną kotką.
- Już prędzej ojcowskie – mrukną odruchowo Gabriel. – Ale to bez sensu, koty w ogóle nie interesują się ojcostwem, z tego co słyszałem. Znaczy, nie wykazują żadnych ojcowskich uczuć.
- Ale Sznycel nie jest normalnym kotem, więc wszystko jest możliwe – Michał wyszczerzył się.
- No dobra, nienormalny czy nie wykastrowany, to bez znaczenia. Najważniejsze, że to psuje cały twój plan wyjazdu w wakacje.
- Wcale nie.
- No przecież nie będziemy mogli jej zabrać. Myślisz, że nie sprawdziłem w Internecie? Od zaczipowania i zaszczepienia musi minąć co najmniej trzy miesiące żeby mogły starać się o paszport. A te kociaki są jeszcze za małe nawet na szczepienia.
- Spoko. – Michał poklepał Gabriela po ramieniu. – Jeśli do czasu naszego wyjazdu one same nie odejdą, to podrzucimy je Monice. Przecież i tak musimy jej zawieść Serdelka, więc trzy zwierzaki więcej nie zrobią różnicy, a ona się ucieszy. No i kociaki będą miały gdzie latać i wychowywać się w spokoju.
Gabriel chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie do ich uszu doleciał odgłos dzwonka do drzwi.
- O, goście Igora już przyszli. – Michał wyraźnie się ucieszył. – Może pójdziesz zobaczyć czy nie potrzebuje pomocy w opanowaniu sytuacji? Ja w międzyczasie przygotuję sznycla. A nieproszonymi gośćmi zajmiemy się później.
Gabriel tylko westchnął ciężko i bez słowa ruszył do wyjścia. Michał wziął kota na ręce i ruszył za nim. Słyszał jakieś rozmowy na dole, ale nawet nie wysilał się by zrozumieć poszczególne słowa. Przeszedł do łazienki i szybko wykąpał kota.
- Musisz ładnie wyglądać, nie? - Mówił susząc go. – Niech wszystkim oko zbieleje na twój widok.
Sznycel miauknął w odpowiedzi. Kiedy był już suchy, Michał przeszedł do sypialni i posadziwszy kota na łóżku zaczął grzebać w szafie. Mruczał przy tym coś w stylu: „co by tu założyć?” W końcu zdecydował się.
- To chyba będzie najlepsze – stwierdził oglądając Sznycla, który miał zawiązaną na szyi czarną bandanę w trupie czaszki. – Zobaczysz, padną z wrażenia. Idziemy?
Kot miauknął i zeskoczył z łóżka, po czym ruszył do drzwi, a Michał za nim. Sznycel z gracją zszedł na parter i poszedł do salony, gdzie siedziało jakieś piętnaście osób, łącznie z Igorem i zajadało przygotowane przez Michała przekąski.
- Witajcie – Michał uśmiechnął się. Wszyscy wstali z siedzeń i grzecznie przywitali się. – Igor, Sznycel chciałby poznać twoich kolegów.
W tym momencie kot wszedł między siedzących we wszystkich możliwych miejscach kolegów Igora, osiadł z gracją i miauknął.
- Ojej, jaki słoooodki! – pisnęła jedna z dziewczyn, a inne poszły za jej przykładem. Chłopcy okazywali swój zachwyt z dużo większa rezerwą, ale widać było, że Sznycel też zrobił na nich wrażenie.
- Proszę pana, a możemy mu dać smakołyki? – zapytała po pewnym czasie jedna z dziewczyn.
- To zależy jakie – odparł Michał.
Wszyscy wyciągnęli na stolik „prezenty”, które przynieśli dla kota.
- Kocimiętkę rekwiruję, resztę możecie dać – powiedział Michał, a widząc zdziwione spojrzenia, powiedział: - On strasznie uwielbia kocimiętkę i jak bym mu jej nie dawkował, to by się od niej pewnie uzależnił. Tak więc muszę ją schować, ale spoko, na pewno ją kiedyś dostanie.
Dziewczyny, które przyniosły ten smakołyk uśmiechnęły się zadowolone i wróciły do głaskania kota, która znosił wszystkie pieszczoty z cierpliwością. Michał, widząc, że Sznycel zachowuje się poprawnie wyszedł z salonu zająć się swoimi sprawami.
Tymczasem goście zajęli się kotem, zupełnie zapominając o przekąskach. Głaskali go i przytulali, a nawet próbowali z nim rozmawiać, co wywoływało salwy śmiechu. No i oczywiście przez cały czas podsuwali mu pod nos przyniesione smakołyki. Sznycel był tak z tego wszystkiego zadowolony, że nawet pozwolił się podrapać po brzuchu, co do tej pory mógł robić tylko Michał. Położył się na grzbiecie, przymknął ślepia, rozłożył łapy i zaczął mruczeć niczym traktor. Był w niebie.