Bliskość poza planem 7
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 24 2012 15:31:28



Rozdział 7 – Wszystkie księżyce Jowisza



Kiedy wyszli na zewnątrz, zapadał zmrok, rozświetlany ulicznymi lampami. Wojtkowi podobał się ten klimat, a zwłaszcza widok budynków, w których paliły się światła. To była taka odmiana od pogrążonego w ciemnościach miasteczka, z niewielką ilością oświetlenia. Tu czuło się życie, a tam miało się wrażenie, jakby po godzinie dwudziestej wszyscy pomarli, żeby o świcie ponownie znaleźć się wśród żywych.
- Przedwczoraj wybrałem się na krótki spacer, ale nie za daleko, bo niestety mam kiepską orientację w terenie, i obawiałem się, że mogę zaginąć w tej dżungli – rzucił wesoło, wciskając ręce w kieszenie spodni. Chciał odegnać wcześniejszy temat, który jak widział, nadal chmurnie gościł na obliczu Mateusza. Dopiero teraz zaczął się zastanawiać, czy on przypadkiem nie kocha się w Piotrze? Nie zdziwiłby się, w końcu mężczyzna był gwiazdą Uranosa. Ale co jeszcze ciągnęło chłopaka do niego, nie miał pojęcia.
- Do wszystkiego idzie przywyknąć - rzucił enigmatycznie Mateusz, idąc luzacko i nawet na niego nie spoglądając. Był zły, głównie na siebie, że dawał się tak ponosić emocjom. - Napijesz się ze mną? - spytał, zerkając na niego. W ciemności, jaka zapanowała po zmroku wyglądał niemal tajemniczo.
Było bardzo ciepło, ptaki śpiewały na okolicznych drzewach między blokami, rozgrzana ziemia pachniała miło. Miał ogromną ochotę na zimnego browara.
- Jasne. - Wojtek kiwną głową, milknąc, nie potrafiąc ciągnąć tematu, który upadł od razu po jego zaproponowaniu. Niestety nie umiał wymyślić kolejnego. Rzucił spojrzenie na swoje buty, przygryzając od wewnątrz policzek. - Długo już pracujesz w Uranosie? - spytał od tak, nie mając nic lepszego w głowie.
- Półtorej roku. Zacząłem niedługo po rozpoczęciu studiów. Widziałeś jakiś film ze mną? - spytał Mateusz, zapalając sobie papierosa i częstując nim również mężczyznę. Kiedy był poważny, wydawał się znacznie dojrzalszy niż zwykle.
Wojtek przez chwilę się wahał, ale w końcu poczęstował się.
- Tak, parę... - Dopiero teraz w głowie pojawiło mu się kilka tytułów z udziałem Mateusza.
- Mam nadzieję, że wypadłem naturalnie - zaśmiał się Mateusz, sam nie wiedząc czemu skrępowany. Nie miał pojęcia, co może myśleć sobie o nim Wojtek po obejrzeniu takich nagrań, i odbierało mu to częściowo pewność siebie. Podał mu ogień, przytrzymując zapaloną zapalniczkę i osłaniając ją dłonią przed ewentualnym zagaśnięciem. Sam zaciągnął się mocno, zadzierając głowę do góry i wpatrując się w gwieździste niebo. - Umiem pokazać Wielki Wóz i Wenus - rzucił bez związku, zagapiając się na lipcowe niebo. – Chcesz zobaczyć? - spytał, wsuwając zapalniczkę do kieszeni jeansów, dosyć obcisłych i o ładnym, błękitnym kolorze.
- Serio? - Wojtek automatycznie uniósł głowę, jakby spodziewając się, że dostrzeże wymienione przez Mateusza gwiazdy.
- To nic trudnego, jeśli wiesz, gdzie szukać - odparł chłopak, okręcając się i zapatrując w górę. - Patrz - powiedział, przyciągając go do siebie za ramię i wskazując ręką niebo. - Widzisz wóz, kształt trapezu z długim dyszlem? I tą najjaśniejszą gwiazdę, z tworzących wóz? Cała filozofia - westchnął, gasząc fajkę na chodniku.
Wojtek zmarszczył brwi, uparcie wpatrując się w nocne niebo i jakoś nie mogąc dostrzec tego całego wozu.
- Pokaż jeszcze raz – poprosił, rzucając Mateuszowi niepewne spojrzenie.
- Tu jest przecież - przysunął się bliżej, wodząc palcem na linii wzroku mężczyzny. - Łatwiej by ci było, jakbyś widział to kiedyś w necie, od razu byś rozpoznał. Chodźmy już do sklepu, bo o jedenastej zamykają i będzie dupnia - powiedział, odsuwając się od Wojtka i kierując w stronę wspomnianego monopolowego. Strasznie chciało mu się już pić.
Wojtek jeszcze chwilę zadzierał głowę, żeby w końcu ją opuścić i ruszyć za współlokatorem. Coś tam widział, ale bardziej przypominało mu to krzesło niż wóz. Nie chciał jednak dzielić się swoimi spostrzeżeniami z Mateuszem, przewidując, że ten po prostu by go wyśmiał.
- Inne gwiazdy też znajdziesz? - spytał ciekawie, zainteresowany tą wiadomością o chłopaku.
- Jak się napiję, znajdę ci wszystkie księżyce Jowisza i pochwalę się biegłą znajomością starożytnej greki - prychnął, wchodząc pewnie do małego, obskurnego sklepiku. Zaraz chwycił za lepki od brudu koszyk, kierując się między półki i wybierając sobie kilka piw z lodówki. Na szybie naklejony był jakiś plakat, kolorowa płachta papieru przykuła od razu jego uwagę. Spojrzał na niego uważniej, czytając o zbliżającym się koncercie Szwów, na który chętnie przeszedłby się jeszcze raz, mimo że całkiem niedawno był na nim z Piotrem. - Patrz, Wojtek - zawołał mężczyznę, wskazując mu plakat. - Nie masz ochoty iść, w najbliższy piątek? Można by się napić więcej, muza jest dobra.
Zapytany, spojrzał w tamtą stronę, przyglądając się kolorowemu ogłoszeniu. Jak na jego gust wkradało się tam za dużo czerwieni.
- A co, znasz zespół?
- Noo, byłem niedawno, jak grali w jednym klubie, bardzo spoko muza, powinno ci się spodobać, no chyba, że wolisz jakieś disco czy hip - hop, to raczej odpada.
- Różnie, zależy co wpadnie mi w ucho. Ale z chęcią się przejdę. - Wojtek zerknął na dno koszyka. - A może jeszcze jakieś chipsy?
- Dawaj jakie lubisz, ja wszystko zjem - odparł współlokator, maślanym wzrokiem śledząc półki z alkoholem. - Weź dwie paczki, bo wszystko opierdolę, jak znam życie. Daj, ja zapłacę za to - wziął od Wojtka opakowania chipsów. On już znał swoją żarłoczność, w przeciwieństwie do Wojtka, który nie mógł wiedzieć, czego pod tym względem się po nim spodziewać.
- No dobra – zgodził się Wojtek, nie chcąc się kłócić o pieniądze. Najwyżej następnym razem on będzie stawiał, ale to dopiero po pierwszej wypłacie. Miał cichą nadzieję, że na takim piciu z Mateuszem nie zbankrutuje. W końcu ciężko się odmawia. Z drugiej strony, był ciekawy tego wieczoru, chociaż obawiał się upitego chłopaka.

***


W pierwszych krokach Mateusz skierował się do kuchni, by wrzucić swój czteropak piwa do zamrażarki, wraz z litrową butelką energy drinka. Wyjął ukrytą na najwęższej półce pizzę, schowaną najwyraźniej na wypadek, gdyby Piotr miał zamiar się na nią skusić. Bez słowa nastawił piekarnik i zaczął kroić oliwki, salami i mozzarellę, układając wszystko na mrożonce. Lubił dawać własną porcję dodatków, mimo że to, co było już na cieście powinno mu teoretycznie wystarczyć.
- Wojtas, piwsko do zamrażarki! - krzyknął w głąb mieszkania. Jeszcze ze dwadzieścia minut mogły się przecież pomrozić.
Współlokator pojawił się w pomieszczeniu po chwili, i od razu skierował się do lodówki, aby obok alkoholu Mateusza postawić swój. Zerknął ciekawie na to, co ten przygotowuje.
- Myślałem, że nie lubisz nic robić w kuchni – powiedział z uśmiechem, przyglądając się jego pracy.
- Przecież nie robię. - Mateusz zdziwiony odwrócił się do niego, wycierając ręce w ścierę, nie pierwszej już świeżości. - Tylko pokroiłem i tam wiesz, poukładałem - zaśmiał się, trochę skrępowany, mnąc w dłoniach śmierdzącą ścierkę. - Masz mocny łeb? Bo chcę zrobić mojego specjalnego drinka.
Wojtek zamrugał oczami, czując jak pali go twarz. Zwrócił spojrzenie gdzieś za plecy Mateusza.
- No tak w połowie... - wytłumaczył pokrętnie i wzruszył ramionami. - A co to za drink? I czemu jest specjalny?
- Bo to moje autorskie dzieło! - Mateusz roześmiał się, widząc jego speszoną minę. Oczywiście nieporadność chłopaka jeszcze bardziej go nakręcała, żeby się trochę nad nim poznęcać. - Napijesz się, to zobaczysz. Dawaj talerze i kufle z szafki, ja trochę sprzątnę ten chlew, żeby się potem staruszek nie zdenerwował jak wróci.
- Talerze? - Wojtek od razu zaczął wykonywać jego polecenie, grzebiąc po szafkach z naczyniami. Wyciągnął je wraz z resztą.
- A będziesz jadł z blachy, kochanie? - Chłopak zakpił, wycierając blat mokrą gąbką. Piotr bardzo cisnął, żeby trzymać porządek, i mimo że początkowo się buntował, w końcu do tego przywyknął. Wydobył z lodówki ketchup, piwa, półlitrową butelkę wódki oraz energy drinka, ze skupionym wyrazem twarzy układając wszystko na blacie. Puszka psyknęła głośno, kiedy ją otwierał, i cały kontenty upił kilka głębokich łyków, nim zabrał się za wyciąganie i krojenie pizzy. Nie omieszkał się oczywiście przy tym poparzyć, ale zbyt chciało mu się już jeść, żeby zareagować na to czymś więcej, niż tylko kilkoma przekleństwami. Wojtek przyglądał mu się od czasu do czasu, dochodząc do wniosku, że Mateuszowi do twarzy byłoby nawet w worku po kartoflach. Szkoda tylko, że taki dziecinny się wydawał i narwany, ale w końcu nie każdy był idealny. Z chęcią zabrał się za jedzenie, czując, że jego skromna kolacja była aż za skromna. Popił wszystko piwem, patrząc jak chłopak z lubością zajada się już kolejnym kawałkiem.
- To kiedy masz ten egzamin? - zapytał z ciekawości
- Za dwa dni - odparł Mateusz, zapychając buzię kawałem ciasta i zabierając się do robienia drinków, które składały się z piwa wymieszanego z wódką oraz napojem energetycznym. Miało to cholernego kopa, i miał nadzieję, że Wojtek nie odpadnie za szybko, albo nie daj Boże, zacznie mu wymiotować. Najchętniej poszedłby na imprezę do jakiegoś klubu, ale jego najlepsi kumple nie mieli poprawki, więc dawno ulotnili się z miasta. Westchnął, pociągając pierwsze łyki napoju. Dobre wyszło, pomyślał, podsuwając Wojtkowi jego kufel.
Ten patrzył przez chwilę na niego, po czym spróbował.
- Hmm... dobre i mocne – zauważył, przyznając, że naprawdę mu smakuje. Bał się o stan swojej głowy po paru takich porcjach alkoholu.
- To zerujemy? - zażartował Mateusz, wiedząc, że nie wyszłoby to im na dobre. Sam nie bawił się w takie głupoty, jak wychlanie półlitrowego kufla piwa na raz, chociaż bywali i tacy kompani. - Bierzemy wszystko na balkon, do dużego czy siedzimy tu?
- Jak uważasz... - Wojtek nie mógł nadążyć za pytaniami Mateusza. Już czuł w piersi przyjemne pieczenie i ciepło. Dobrze, że nie pili na puste żołądki. Na myśl o tym, wgryzł się w kolejny kawałek pizzy. Zastanawiał się, czy Piotr dziś wróci. W sumie nie chciał się upijać, ale też nie chciał wyjść przed Mateuszem na cieniasa. A starszy mężczyzna zapewne nie pozwoliłby na takie pijackie ekscesy.
- No to zdrowie na budowie! - Mateusz stuknął kuflem o jego kufel, zaraz się podnosząc i otwierając na oścież kuchenne okno. W sumie nie chciało mu się ruszać tyłka i przenosić się z prowiantem. Zakręcił się jeszcze za swoimi papierosami, odnajdując również popielniczkę i uwalił się ciężko na fotelu, dojadając pizzę. Aż czuł, jak puchnie mu brzuch od takiej ilości szybko pochłoniętego jedzenia. Nie żeby jakoś się tym krępował. Ketchup malowniczo spłynął mu po dłoni, nie omieszkał więc go zlizać. Uwielbiał wszystko co pomidorowe.
- Na zdrowie - zawtórował mu Wojtek i napił się ze swojego kufla. Nie wziął jednak jakiegoś dużego łyka, ale małego, aby tak szybko nie odpaść. Wiedział, że w stanie nietrzeźwości zachowuje się dość dziwnie, na przykład powtarza wszystko, co powie druga osoba. Wolał lekkie wstawienie, niż uchlanie, obawiając się tego co będzie wyczyniać.
- Co zamierzasz, oprócz tego, by zostać aktorem? - zagaił Mateusz, ponownie wycierając ręce w ścierę. Miło mu się z nim gadało, chociaż chłopak sprawiał wrażenie wypłoszonego.
Wojtek spojrzał na niego, odstawiając na chwilę alkohol.
- Dostałem się na studia, więc chcę znaleźć jeszcze jedną pracę, aby móc je spłacać... - odparł, po chwili zastanowienia.
- Jakie studia? - dopytał, odpalając sobie papierosa. Wstał jeszcze, by zamknąć drzwi od kuchni. Nie chciał, żeby Piotr znowu marudził, że w mieszkaniu śmierdzi fajkami. - Ile w ogóle masz lat? Bo nie uwierzę, że dziewiętnaście - zaśmiał się krótko, siadając.
- Hmm... - Wojtek śledził go wzrokiem, zdziwiony jego poważnym zachowaniem, a raczej dziwnym. Mateusz chyba umiał dopasować się do każdej sytuacji i do osoby. Uśmiechnął się lekko. - Brzmi jak przesłuchanie.
- Więc o tym fantazjujesz, kiedy robię ci żarcie - zamruczał Mateusz, z krzywym uśmiechem. Wyciągnął w jego stronę paczkę niebieskich Cameli.
Wojtek poczęstował się papierosem, do końca nie rozumiejąc, o co chodziło współlokatorowi. Sugerował, że ma fetysz na punkcie władca i niewolnik? Nie za bardzo kręciły go takie zabawy wyraźnej dominacji nad kimś.
- Robiłeś nam żarcie, a nie mi, a to różnica. - Posłał mu uśmiech i wychylił się, aby mu podpalił.
- Czepiasz się szczegółów. - Mateusz wyciągnął w jego stronę rękę z zapalniczką. Drasnął kilka razy, nim zaskoczył płomień. - Wiesz, nie chcesz gadać o studiach, to nie mów, nie mam wielkiego parcia na trudne sprawy - dodał, zapadając się głębiej plecami w fotel. Perfekcyjnie, pomyślał zaciągając się głęboko i wypuszczając popisowe kółeczka z dymu.
- Dostałem się na lingwistykę - powiedział po chwili Wojtek, wcześniej zaciągając się parę razy. - Mam dwadzieścia dwa lata.
- Fajnie. Jesteśmy prawie rówieśnikami - odparł z leniwym uśmieszkiem. Nie żeby jakoś specjalnie szanował tych całych lingwistów, z czymkolwiek to się jadło. Uważał, że to jakiś lipny kierunek, na pewno mniej wysiłkowy niż jego ekonomia. Był dosyć dumny z tego, że udaje mu się zdawać kolejne sesje, mimo małego nakładu pracy.
- A ile masz lat?
- Dwadzieścia jeden - odparł Mateusz, wstając, by rozlać kolejnego drinka. Szybko szło mu picie. Wyciągnął ponownie wódkę z zamrażarki, całą oszronioną, i nalał do kieliszka, od razu wlewając jego zawartość do kufla. Nie cierpiał smaku czystej wódki, ale jako dodatek do drinka była wspaniałym wzmacniaczem. - Zdziwiony?
- Hmm... trochę, pewnie wiesz, że wyglądasz na młodszego. - Wojtek spojrzał na swój kufel, w którym nadal pozostawała spora ilość alkoholu.
- Pewnie wiem... - powtórzył Mateusz, odchylając się nieco do tyłu i zapadając w stan jakiejś leniwej melancholii. Popił szybciej drinka, chcąc upić się i pójść spać. - Na ile ci wyglądam? Na piętnaście? - spytał, nie otwierając oczu. Nogi wyciągnął przed siebie, opierając się stopami o szafkę naprzeciwko. Spodenki opięły się na jego długich, zgrabnych udach.
Wojtek zaciągnął się, wtulając się w swój fotel. Jemu także było jakoś tak miło i błogo, mimo że jeszcze się nie wstawił, a jedynie lekko mu szumiało w głowie. Przesunął wzrokiem po ciele współlokatora.
- Nieee... raczej siedemnaście. Może na piętnaście wyglądałeś rok temu – prychnął wesoło, uśmiechając przy tym.
- Skąd wiesz, jak wyglądałem rok temu? - spytał Mateusz, odpalając sobie kolejnego papierosa i rzucając paczką z zapalniczką w środku w Wojtka, celując niedbale w jego kolana.
Ten zignorował to, obserwując tylko jak papierosy lądują na ziemi.
- Bo przecież człowiek się zmienia. Zwłaszcza jak dojrzewa – mruknął, i napił się alkoholu. - Może ty tego nie widzisz, ale tak jest.
- Ta rozmowa schodzi na jakieś pedalskie tory – prychnął Mateusz, kręcąc tyłkiem na mięciutkich poduszkach. - Gówno mnie to obchodzi, jak wyglądam, jak wyglądałem, bla bla bla. Opowiedz mi coś ciekawego. Coś o sobie. Coś poruszającego, pouczającego i z morałem.
Wojtek zmarszczył brwi, niepocieszony, że został źle zrozumiany. Bo niby co takiego było tam pedalskiego? Chodziło mu o biologiczny proces zmiany ciała.
- Hmm... a po co chcesz tego słuchać? - mruknął, patrząc do wnętrza kufla.
- Dla rozrywki, drogi kolego. Zeruj, bo jesteś w ciasnej dupie - zaśmiał się głupio, opuszczając nogi na podłogę. - Sorry, miało być w czarnej, zboczenie zawodowe - puścił mu oko, czując przyjemne, alkoholowe rozedrganie mięśni. Uwielbiał wszystkie swoje wspomnienia zaczynające się od obrazu, w którym idzie ulicą, a jego nogi nie komunikują się zbyt chętnie z mózgiem.
- Jak dla rozrywki to nie... - zdecydował Wojtek, czując jak najedzony żołądek i alkohol zaczynają wciągać go w sen. Niby nie wypił dużo, ale było tak miło, że najchętniej zasnąłby tutaj. Dopił resztkę, którą miał w kuflu i przetarł usta dłonią. - ...przecież nie lubisz pouczeń, a morałów tym bardziej, co nie?
- Zawsze możesz też mi coś zaśpiewać - zakpił, ściągając koszulkę przez głowę. Mięśnie na jego brzuchu ładnie zagrały. Przeciągnął się, niemalże po kociemu, aż strzyknęło mu w plecach. Wstał, prostując się i dopijając alkohol. - Wyglądasz na zmęczonego - zauważył, polewając kolejkę. Wojtek spiął się nieco, jakoś automatycznie reagując tak, kiedy Mateusz pozbywał się ubrań, prezentując swoje ciało. Odwrócił spojrzenie, mając nadzieję, że nie widać jego rumieńca. Nigdy nie miał do czynienia z tak atrakcyjnym facetem, i mimo że Mateusz był bardziej chłopięcy, dodawało mu to większego uroku. Tylko czemu z charakteru nie był słodki? Jak na przykład w jednym z filmów, w których grał właśnie takiego, uległego.
- Nie umiem śpiewać – zaznaczył od razu, szurając stopami o podłogę. - Dlaczego nie masz faceta? - spytał ot tak, trochę ośmielony alkoholem i tym, że już nieco spędził czasu z Mateuszem.
- Eee... że co? - spytał tamten, zastygając z kuflem w ręce. Spojrzał na mężczyznę, zupełnie zbity z tropu. Nie spodziewał się takich pytań ze strony Wojtka, a na pewno nie na tym etapie znajomości. A wydawało mu się, że zna się na ludziach. - Myślę, że związek z kimś to zobowiązanie - odparł, po chwili milczenia, siadając wolno na siedzisku wymoszczonym poduszkami. - Nie znam nikogo, dla kogo chciałbym się zobowiązywać do czegokolwiek, czegoś sobie odmawiać. Zresztą halo, mam dwadzieścia jeden lat dopiero! - zaśmiał się, czując jak sztywnieje mu szczęka. Język drętwiał mu przyjemnie, utrudniając wypowiadanie słów. Myślał jednak całkowicie trzeźwo.
- No niby prawda... - zgodził się z nim Wojtek, nadal bardziej zaabsorbowany swoimi stopami, niż resztą. - To znaczy, że nigdy się nie zakochałeś? - pytania wypływały z niego mimowolnie, i jakoś nawet nie myślał, czy powinien je zadawać. Uniósł wzrok i spojrzał na Mateusza.
- O Jezu, co z tobą Wojtek? - spytał Mateusz, coraz bardziej zaniepokojony tak osobistymi pytaniami. I to jeszcze o miłości! Już wolałby opowiedzieć mu jak chorował na świnkę w dzieciństwie, lub coś podobnego, a nie zwierzać się z tak intymnych rzeczy. - Serio chcesz słuchać historyjek jak zostałem biseksem, komu pierwszemu dałem i jak pękło mi serduszko? - zironizował, patrząc na niego w osłupieniu. Chłopak wydawał mu się jakiś dziwny.
- Musiałbyś ją chyba zmyślić. - Wojtek zaśmiał się, jakoś nie wyobrażając sobie Mateusza w takiej sytuacji. Odkaszlnął, zauważając, że powinien się nieco pohamować. - Przepraszam. Język zamiast mi drętwieć, to się rozluźnia, i tak gadam i gadam... - burknął, pocierając palcami miejsce między brwiami.
- Wyglądasz, jakbyś nie mógł się zdecydować, czy mi przywalić w mordę, czy mnie przelecieć - rzucił Mateusz, czując jak rośnie w nim irytacja. Co za głupie odzywki mu serwował, a on tak starał się przecież z nim zakumplować!
- Ni-nie uderzyłbym cię... - Wojtek spuścił wzrok na zaciśnięte w zdenerwowaniu dłonie. Ale zrobił z siebie debila! Westchnął, z trudem przełykając ślinę i podnosząc się z fotela. Chyba na dziś staczy tej kompromitacji. - So-sorry... - mruknął, zerkając niepewnie na twarz Mateusza.
Mateusz spojrzał na niego w niemym szoku. Co za cholerny dziwoląg, pomyślał, pocierając twarz dłońmi. Co za palant, emocjonował się, aż cały drżąc z podenerwowania.
- Jesteś pieprzoną babą! - krzyknął, i niewiele myśląc, przywalił mu z pięści w szczękę. Nie mógł znieść tego, jaki chłopak wydawał się być wrażliwy, jak unikał konfrontacji. Denerwowało go to.
Wojtek, aż lekko się zatoczył, mimo że uderzenie nie było silne. Mimo to, ścisnęło go nieprzyjemnie w środku na zachowanie Mateusza. Spojrzał w kompletnym szoku na niego, trzymając się za obolałe miejsce. Dlaczego to zrobił? Odbiło mu?
- Co? Nic się nie ruszyło w łepetynie? - prowokował go Mateusz, aż posapując ze złości. Nadal stał pośrodku kuchni, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Miał ochotę nieźle mu przyłożyć. Nie żeby uważał, że chłopak jest czemuś winien.
- Je-jesteś wstawiony... - szepnął Wojtek, odrobinę się jąkając w stanie zdenerwowania, aż cały kuląc się w sobie. Przez chwilę w spojrzeniu Mateusza widział Mirka, i to jak czasami ten na niego krzyczał, mając do niego pretensję o coś, czego on nie rozumiał. Widać kolejny drażliwy.
- Kurwa! - wrzasnął Mateusz, zabierając papierosy i wychodząc z kuchni, po drodze popychając jeszcze Wojtka w ramię. Następnym, co usłyszał mężczyzna był huk zatrzaskiwanym wejściowych drzwi.
Wojtek spojrzał za nim bezradnie, kompletnie nie wiedząc, co się stało i co takiego zrobił, że wytrącił go z równowagi. Zacisnął mocno wargi, jakby bojąc się, że przez alkohol nie utrzyma emocji w sobie, na przemian wściekły, to znów rozgoryczony.
- Zawsze to samo... - mruknął cicho, zły na siebie i na to, jak się zachował. Bo to takie niemęskie, jak gadał mu w złości Mirek. A może on uważał, że coś innego jest męskie?! He? Ale kto go słucha? Kogo obchodzi co myśli... Mało kogo, bo mało kto w ogóle chciał go poznać głębiej. W jego miasteczku było tak samo. Wrażliwość była tam zaklepana dla kobiet, czyli dla słabszej płci, więc on nie powinien się z nią ujawniać. Nie potrafił jednak ukrywać tej cechy swojego charakteru, chociaż się starał, ale duszenie w sobie tego, kim się jest, czasami było męczące. A nawet bardzo. Rozejrzał się smutnym spojrzeniem po kuchni, przez chwilę zastanawiając się, czy powinien wyjść za Mateuszem. W końcu dochodziła już północ, a jakby nie patrzeć, chłopak mógł ściągnąć na siebie kłopoty. Dodając do tego to, że był półnagi.
- Co za głupek... - westchnął, czując, że nieco wytrzeźwiał, chociaż nadal szumiało mu w głowie. Nieważne jak bardzo czuł się zraniony, ale nie wybaczyłby sobie, jakby coś się stało młodszemu chłopakowi. Zaciągnie go do domu i niech się boczy oraz wścieka w pokoju. Może jak Piotr wróci, to go uspokoi. Odetchnął ciężko i nie namyślając się długo także wyszedł z mieszkania, zabierając ze sobą koszulkę Mateusza.
Stanął przed blokiem i zaczął się rozglądać po niewielkim skwerze, mając nadzieję, że dojrzy współlokatora na którejś z ławek, albo gdziekolwiek indziej, ale w zasięgu wzroku. Niestety, sam będąc pod wpływem alkoholu, nie dostrzegał wszystkiego, a i postacie nie wyglądały zbyt wyraźnie.
- Pieprzony głupek... - Ruszył chodnikiem, rozglądając się uważnie na boki.

***


Mateusz siedział na krawężniku, naprzeciwko trzepaka, paląc papierosa i gapiąc się na swoje kolana. Objął je ramionami, czując, jak schodzi z niego powoli napięcie. Czuł się taki zmęczony, brudny i wymięty... Najchętniej wróciłby do domu i pogadał z mamą, kazał zrobić sobie kakao i peplaliby długo o różnych głupotach, tracąc kilka godzin na kolację. Tęsknił za swoim rodzinnym domem, mimo, że nikomu się do tego nie przyznawał. Pociągnął nosem, starając się odegnać uczucie zasmucenia. Mimo lata, nie było już tak gorąco po zachodzie słońca i poczuł, jak gęsia skórka wspina mu się po ramionach. Siedząc tak samemu wyglądał raczej jak nastolatek, a nie młody mężczyzna, i jedynie wzrost mógł świadczyć na jego korzyść. Kątem oka zauważył Wojtka rozglądającego się nieporadnie po okolicy. Nie miał siły się już na niego złościć. Wszystko czego chciał, to wrócić do domu. Czuł, że coś w jego życiu zaczyna się psuć, i sam nie wiedział co. Uczucie niepokoju było jednak zupełnie realne.
Wojtek w końcu dojrzał jego postać, po którymś kółku wykonanym po osiedlu. Krążąc tak zorientował się, że nawet nie ma numeru do chłopaka, a proszenie Piotra o to byłoby raczej głupotą. Pewnie wyczułby, że coś się stało i kto wie, czy nie zdenerwowałby się? Wolał załatwić to bez jego interwencji. Widząc wreszcie Mateusza, poczuł ulgę, że ten nie oddalił się za bardzo od bloku. Ruszył w jego stronę, odczytując z jego sylwetki, że musiał się już uspokoić, więc i powrót do mieszkania mógł okazać się bezproblemowy. Zmarszczył brwi, zauważając coś jeszcze, jakiś smutek czy przygnębienie błądzące po obliczu Mateusza. Nie wiedzieć czemu poczuł się winny, że doprowadził go do takiego stanu przez swoje dziwne zachowanie. Podszedł do niego wolno, stając tuż przed nim, po czym klęknął na ziemi, na chwilę spuszczając wzrok, do końca nie wiedząc, co powiedzieć. Zamiast tego wyciągnął koszulkę.
- Załóż, bo zaraz cię potną komary... - mruknął, wychylając się i narzucając chłopakowi ubranie na plecy.
- Dlaczego jesteś taki dziwny? - spytał Mateusz, patrząc mu w oczy z bardzo bliska. Skóra na jego torsie była cała w gęsiej skórce. - Przepraszam - wydusił cicho, gapiąc się na niego szeroko otwartymi oczyma. - Trudno mi zaakceptować jak ktoś jest taki... inny.
- He... - Wojtek mimowolnie się uśmiechnął, nieco rozbawiony, to zasmucony słowami Mateusza. Cóż, nie bolało to tak jak wtedy, gdy usłyszał to za pierwszym razem, i to z ust przyjaciela. - Taki już jestem... - Nie spuścił wzroku z Mateusza, dostrzegając w nim zagubienie, co go poruszyło. Potarł dłońmi o jego ramiona, chcąc go nieco rozgrzać.
- Taki, czyli jaki? - spytał bez zastanowienia, widząc jak odległość między nimi zmalała. Nie żeby Wojtek jakoś niesamowicie mu się podobał, ale bez wątpienia był młodym mężczyzną o atrakcyjnym ciele, i dużych, delikatnych dłoniach, które aktualnie dotykały jego ramion w zupełnie nieerotycznym geście. Niewiele myśląc, przyciągnął go do siebie za koszulkę i przycisnął usta do jego warg, obserwując jego twarz. Zmrużył oczy, muskając go językiem. Pachnie dobrze, pomyślał Mateusz, zaciskając palce na t - shirtcie mężczyzny.
Wojtka zmroziło i zaszokowało jednocześnie, ale nie oddał pocałunku, tylko odepchnął Mateusza dość gwałtownie. Teraz to naprawdę poczuł się wykorzystany.
- Co to miało być?! - powiedział z oburzeniem, podnosząc się. Mateusz mógł mieć do niego pretensje, ale nie da z siebie kpić, aż tak głupi nie był. - Ja się o ciebie martwię, a ty... - zagryzł wargi, czując się oszukany. Westchnął ciężko, i nie namyślając się długo po prostu ruszył z powrotem do bloku. Jebana wrażliwość, przeklinał się w duchu, że mógł się tak nabrać.
Mateusz dopadł go pod drzwiami, kiedy ten wystukiwał na domofonie kod do mieszkania.
- Wojtek, - zaczepił go, łapiąc za ramię - o co ci chodzi? Zrobiłem coś nie tak? - spytał, zupełnie nie rozumiejąc zachowania mężczyzny. Który normalny facet uciekałby w takiej chwili? Gdyby jeszcze mu się jakoś narzucał, ale on go przecież tylko delikatnie pocałował! No dobra, pomyślał Mateusz, może wcześniej mu przywaliłem z piąchy, ale on serio jest dziwny. Dziwny i ma duże łapy, dodał jeszcze, zagapiając się na jego biceps. Najchętniej sprawdziłby od razu jaki jest silny.
- O co ci chodzi? - Wojtek odsunął się od niego, coraz bardziej zagubiony i zły, że nic nie może odczytać z zachowania chłopaka. Tego było po prostu za wiele. Nie czekając na odpowiedź, otworzył w końcu drzwi i ruszył schodami na ich piętro. Chciał się położyć, uspokoić.
- Zupełnie cię nie rozumiem! - krzyknął Mateusz, idąc za nim jak cień. - Całe jebane popołudnie gapisz się na mnie, pijesz ze mną pieprzone piwa, a potem gadasz jakieś bzdury o miłości, przepraszasz, chuj wie za co, a na koniec uciekasz jak pierdolona dziewica, kiedy chcę cię pocałować! - złapał Wojtka za rękę, szarpiąc w swoją stronę. Nie mógł znieść takiego ignorowania. - Weź mi wyjaśnij, jaki w tym jest cel - powiedział, zbliżając się do niego niebezpiecznie - bo ja zwyczajnie nie rozumiem.
Twarz Wojtka pobladła, to znów zaczerwieniła się ze złości i zażenowania. Więc tak na niego patrzył?
- Po co? No po co?! - prawie krzyknął, wyszarpując swoje ramię z uścisku chłopaka. Miał gdzieś, czy właśnie połowa bloku ich słucha. Miał po prostu dość tego, co gadał chłopak, jeszcze bardziej go drażniąc. - Żebyś znowu ze mnie kpił? O to ci chodzi? Tak to cię kurwa bawi? Najpierw się na mnie rzucasz, a potem jak chce ci pomóc, to ot tak całujesz?! Chciałeś mnie ośmieszyć? Ośmieszyć to, że chcę pomóc komuś, bo czuję się winny jego stanu?!
- Kurwa, Wojtek... to nie tak - wydusił Mateusz, patrząc się na niego w szoku. - Ja nie chciałem... eeee... cię zranić - powiedział w końcu, mając spory problem z doborem słów. - Myślałem, że zrozumiesz moje żarty, i w ogóle, że na mnie lecisz - dodał ciszej, czując się wybitnie debilnie. - I że może coś... zaiskrzy? - wydukał, wiedząc, że normalnie powiedziałby inaczej, ale nie chciał przecież źle, a skoro mężczyzna był tak przewrażliwiony, to najwyraźniej musiał mieć ku temu jakieś powody, traumę czy coś, pomyślał Mateusz. - Łatwo się denerwuję, to racja - dodał, czując się wyjątkowo ociężały i niezgrabny. Nie lubił się tłumaczyć, ale czuł się trochę winny temu, co działo z się z Wojtkiem. Widać musiało go nieźle trafić.
- Myślisz, że twoje żarty są zabawne?! - Wojtek uśmiechnął się nerwowo, czując jak pali go twarz, i jak mu duszno z tych emocji. Tłumaczenie chłopaka miał ochotę skomentować prychnięciem, tak niedojrzałe mu się ono wydało i nierealne. - A po drugie, czy to, że chce się z kimś zakumplować, musi od razu znaczyć, że na niego lecę? Że chce mu pomóc, to też znaczy, że na niego lecę?! - Nabrał głęboko powietrza, próbując uspokoić kołaczące z nerwów serce, oraz osłabić ból głowy, który zaczął niespodziewanie go nękać.
- Moja mama zawsze śmieje się z moich żartów - żachnął się chłopak, samemu nie wiedząc, jak dziecinny musi się w danej chwili wydawać. Przewrócił oczami, wciskając ręce w kieszenie spodenek. Nie wiedział nawet, gdzie zgubił bluzkę. - Jezu nooo, patrzyłeś się na mnie, czekałem aż coś zrobisz, ale nic się nie stało... I pomyślałem, że poszedłeś za mną, dotykałeś mnie... że wiesz, to jest jakiś znak - wyjaśnił pokrętnie, oddychając głębiej. Jakoś cała ta sytuacja była dla niego trudna do ogarnięcia. - Wojtek, po co się spinasz? Chciałem ci pomóc, pomyślałem, że będzie miło, że tego właśnie chcesz... - powiedział cicho, czując się bardzo niepocieszony. Ze smutku aż zadrżały mu wargi. Spojrzał na niego spod rzęs, robiąc najbardziej smutne oczy na półkuli północnej, jak mawiała jego mama.
- Ha... - Wojtek pokręcił głową, czując się totalnie zrezygnowany. Czyli co? Ten cały atak złości i obrażanie się był na pokaz? Tylko po to, żeby sprawdzić, czy na niego leci? Ręce mu opadły, a zarazem jeszcze mocniej poczuł się urażony. No tak, zawsze dawał się złapać na takie rzeczy. Naiwny i wrażliwy Wojtek, ponownie dostał w dupę. Rzucił Mateuszowi zrezygnowane spojrzenie, czując się już tym zmęczony. - To źle myślałeś... - mruknął, i nie oglądając się na niego, ruszył z powrotem schodami do góry.
Mateusz, nie mając wielkiego wyboru poczłapał za nim, wchodząc do cichego i nagle nieprzyjaznego mieszkania. Wszystkiego mu się odechciało po tej krótkiej rozmowie z Wojtkiem. Wydawało mu się, że dobrze odczytuje jego intencje, a tu niespodzianka. Popatrzył jeszcze, z miną zbitego psa, jak mężczyzna znika w łazience i sam udał się do kuchni, by dopić swoje ostatnie piwo. Żałował, że nie ma więcej alkoholu, bo chętnie nawaliłby się w trupa. Usiadł ciężko na odsuniętym, brudnożółtym fotelu, służącym wcześniej Wojtkowi i popił powoli drinka, krzywiąc się na jego ohydny smak. Dolał za dużo wódki, ot co, ale nie zamierzał tego rozcieńczać. Mógłby zasnąć i w kuchni, było mu już wszystko jedno. Dawno nie czuł się tak niemile odepchnięty.