Rozdzia艂 1 – Pocz膮tek
Elena krz膮ta艂a si臋 po kuchni w milczeniu. Dok艂adnie wiedzia艂em, 偶e co艣 zaprz膮ta jej g艂ow臋, ba艂em si臋 jednak zapyta膰. K膮tem oka obserwowa艂em jej nerwowe ruchy. Nagle przystan臋艂a, opieraj膮c si臋 o kuchenn膮 szafk臋 i otar艂a czo艂o.
- Jestem zm臋czona... - zacz臋艂a cicho i odwr贸ci艂a si臋 do mnie. Jej twarz, na kt贸rej pojawi艂y si臋 ju偶 zmarszczki, by艂a zachmurzona.
- Mo偶e powinna艣 odpocz膮膰? - zaoferowa艂em, cho膰 by艂o to oczywiste. U艣miechn臋艂a si臋 do mnie jak do swojego dziecka i usiad艂a naprzeciwko mnie. Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wpatrywa艂a si臋 we mnie, nie wypowiadaj膮c ani s艂owa.
- Casius... - rzek艂a niepewnie – By艂a dzi艣 narada, prawda?
Przytakn膮艂em bez s艂owa.
- G艂osowali艣cie ju偶 nad uchwaleniem nowego prawa? - zapyta艂a.
- C贸偶, ostatnie s艂owo nale偶y do genera艂a i doradc贸w, ale dzi艣 dyskutowali艣my nad tym. - odpar艂em, zaniepokojony jej tonem.
- Martwi mnie to. Jak mog膮 nakaza膰 ludziom z kim maj膮 si臋 wi膮za膰, a z kim nie.
- Na razie chodzi tylko o mieszane ma艂偶e艅stwa – wyja艣ni艂em jej – By艂em przeciw. Ponios艂o mnie i genera艂 kaza艂 mi wyj艣膰. - przyzna艂em si臋 z lekkim wstydem. Elena u艣miechn臋艂a si臋 nieznacznie.
- Chcia艂am zapyta膰 o Rainamara. Od waszego powrotu z nikim nie rozmawia. Zamkn膮艂 si臋 w swojej pracowni. Boj臋 si臋, 偶e ta dyskusja, to prawo zrani艂y go.
Spu艣ci艂em g艂ow臋, udaj膮c nag艂e zainteresowanie moj膮 zup膮. Elena by艂a dla mnie jak matka i m贸wi膮c jej co si臋 sta艂o na naradzie, czu艂bym si臋, jakbym wbija艂 jej n贸偶 w plecy. Westchn膮艂em g艂o艣no.
- Casius? - zapyta艂a dr偶膮cym g艂osem, jakby co艣 przeczuwa艂a. Dotkn臋艂a mojej d艂oni. Unios艂em wzrok na jej bia艂膮 twarz.
- Eleno, tw贸j syn popiera nowe prawo. - powiedzia艂em ledwie s艂yszalnie.
Kobieta zblad艂a jeszcze bardziej. Zerwa艂a si臋 nagle z krzes艂a i podesz艂a do okna. Jej ramiona dr偶a艂y. Wyra藕nie widzia艂em, 偶e p艂acze.
- Eleno... - ci膮gn膮艂em, pr贸buj膮c j膮 uspokoi膰 – To nie twoja wina. Wiesz, 偶e ludzie potrafi膮 by膰 okrutni, a Rainamar jest w g艂臋bi duszy bardzo wra偶liwy. Pr贸bowa艂em z nim rozmawia膰, ale nie chce mnie s艂ucha膰. Daj mu troch臋 czasu...
- Ca艂e 偶ycie m贸wi艂am mu, 偶e nie jest gorszy od ludzi, 偶e powinien sam decydowa膰 o sobie, a on zgadza si臋 na co艣 takiego! - zawo艂a艂a Elena, wycieraj膮c twarz fartuchem. Usiad艂a przy stole. - Dlaczego on to zrobi艂? - zapyta艂a.
Wzruszy艂em ramionami. Sam tego nie wiedzia艂em. By艂em przekonany, 偶e kto jak kto, ale m贸j przyjaciel natychmiast utnie t膮 ja艂ow膮 dyskusj臋, zacz臋t膮 przez chciwych i g艂upich doradc贸w kr贸la. Tak si臋 jednak nie sta艂o. Chcia艂em dowiedzie膰 si臋, co jest przyczyn膮 jego zachowania, ale zby艂 mnie p贸艂s艂贸wkami.
- Nie m贸w nic ojcu. - poprosi艂a mnie. Zgodzi艂em si臋, wiedz膮c jak mo偶e zareagowa膰 Deris. Stary ork by艂 wybuchowy i nieprzewidywalny. Ba艂em si臋 go jako dziecko. Nie chcia艂em te偶, 偶eby Rainamar mia艂 przeze mnie k艂opoty ze swoim ojcem. Ostatnio nasze stosunki i tak by艂y nie najlepsze. Zaczyna艂em my艣le膰, 偶e nie chce ju偶 d艂u偶ej mnie w swoim domu. Bola艂o jak cholera, ale by艂em got贸w na wszystko, byle tylko nie straci膰 jego przyja藕ni. Nie potrafi艂bym 偶y膰 bez niego.
Wieczorem uda艂em si臋 do stajni, zaj膮膰 si臋 ko艅mi. Amira i Sein siedzieli w ogrodzie, udaj膮c 偶e czytaj膮 ksi膮偶ki. Oczywi艣cie uwierzy艂em, 偶e zakochani maj膮 ochot臋 na czytanie ksi膮偶ek we w艂asnym towarzystwie.
- Casius! - zawo艂a艂a mnie dziewczyna. Zdecydowanie by艂a bardziej podobna do matki, co sprawia艂o, 偶e odziedziczy艂a wi臋cej cech ludzkich. U艣miechn臋艂a si臋 do mnie zalotnie. - M贸j drogi brat, Rainamar ci臋 szuka. - doda艂a, mru偶膮c oczy.
- Nie by艂 w dobrym nastroju... - za艣mia艂 si臋 Sein i poca艂owa艂 narzeczon膮 w policzek.
- W艂a艣ciwie ca艂y dzie艅 snuje si臋 po posiad艂o艣ci jak chmura burzowa. - zauwa偶y艂a Amira. - Co艣 si臋 sta艂o w czasie narady?
- I tak, i nie. - odpar艂em – Rainamar powie wam, kiedy b臋dzie got贸w.
- Rozumiem. - rzek艂a c贸rka Eleny, k艂ad膮c g艂ow臋 na ramieniu Seina. - M贸j brat powiedzia艂, 偶e b臋dzie czeka艂 u siebie.
Przekl膮艂em pod nosem i zawr贸ci艂em. Konie b臋d膮 musia艂y poczeka膰. Chcia艂em popracowa膰, 偶eby chwil臋 odpocz膮膰 od dzisiejszych wydarze艅, jednak jak wida膰, nie by艂o mi to dane. W domu panowa艂 przyjemny ch艂贸d, przynosz膮c ulg臋 od upa艂u, panuj膮cego na dworze. Ruszy艂em na g贸r臋, po schodach, do pracowni Rainamara. Zapuka艂em lekko, jednak nie otrzyma艂em 偶adnej odpowiedzi.
- Rainamar? - zawo艂a艂em, pukaj膮c raz jeszcze, tym razem g艂o艣niej. Zn贸w nic nie us艂ysza艂em. Zrezygnowany, chcia艂em uda膰 si臋 z powrotem do stajni. Odwr贸ci艂em si臋 gwa艂townie i wpad艂em na swojego przyjaciela. By艂 ode mnie wy偶szy prawie o g艂ow臋 i bardziej umi臋艣niony. Niew膮tpliwie r贸wnie偶 przewy偶sza艂 mnie si艂膮 i umiej臋tno艣ci膮 w艂adania broni膮. By艂 lepszy ode mnie, ale pociesza艂em si臋 tym, 偶e wojaczka nigdy nie le偶a艂a w moich ambicjach.
- Casius. - powiedzia艂 nagle, przerywaj膮c moje dumania. Spojrza艂em na niego, podnosz膮c g艂ow臋.
- Amira wspomnia艂a, 偶e chcia艂e艣 mnie widzie膰.
- Tak. - odpar艂 zniecierpliwiony i otworzy艂 drzwi do pracowni – Wejd藕 do 艣rodka – rozkaza艂 sucho, wskazuj膮c pomieszczenie gestem r臋ki. Nie lubi艂em, kiedy zwraca艂 si臋 do mnie w ten spos贸b. Od pewnego czasu zachowywa艂 si臋 dziwnie. Elena t艂umaczy艂a to tym, 偶e ci臋偶ko przeszed艂 okres dojrzewania, ale ja widzia艂em to inaczej. Czasem denerwowa艂 sie bez powodu, wszczyna艂 k艂贸tnie, potrafi艂 zdemolowa膰 domowe sprz臋ty. Bywa艂y chwil臋, kiedy ba艂em sie, 偶e zrobi krzywd臋 mnie, albo komu艣 z rodziny. Ojciec jednak zawsze stawia艂 go do pionu. Do czasu...
Zrobi艂em jak kaza艂 i wszed艂em. On pod膮偶y艂 za mn膮, zamykaj膮c drzwi. Stan膮艂 na 艣rodku izby, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi. Po sposobie w jaki na mnie patrza艂, zrozumia艂em, 偶e by艂 z艂y. Mimowolnie zadr偶a艂em i cofn膮艂em si臋. Zdoby艂em sie jednak na u艣miech, co nie okaza艂o si臋 najlepszym pomys艂em.
- Rozmawia艂e艣 z moj膮 matk膮.
- Tak – odpar艂em zgodnie z prawd膮.
- Po jak膮 choler臋 jej powiedzia艂e艣, 偶e g艂osowa艂em za? Kto ci kaza艂? - zawo艂a艂 ze z艂o艣ci膮 w g艂osie. Cofn膮艂em si臋 jeszcze bardziej i nagle moje plecy napotka艂y 艣cian臋.
- Elena nie jest g艂upia. Domy艣li艂aby si臋.
- Domy艣li艂aby si臋 czy nie, to nie jest twoja sprawa, Casius. - wycedzi艂 przez z臋by.
- Mia艂em j膮 ok艂ama膰? Sam nie rozumiem tego, co zrobi艂e艣! Sam powiedzia艂e艣, 偶e nie masz si臋 czego wstydzi膰! Ca艂e 偶ycie powtarza艂e艣 mi to, a teraz nagle co艣 takiego! Zwariowa艂e艣 do szcz臋tu, Rainamar? - krzykn膮艂em, mru偶膮c oczy.
- Ty nic nie rozumiesz, cz艂owieku! - sykn膮艂 i ruszy艂 w moj膮 stron臋. Mia艂em wra偶enie, 偶e chce mnie uderzy膰. Nie wiedzia艂em, co robi膰. W ka偶dym razie zachowa艂em si臋 jak najgorsza dziewka. Zas艂oni艂em si臋 obiema r臋kami. On jednak przycisn膮艂 mnie do 艣ciany i zmusi艂 do spojrzenia na siebie.
- Swoje sprawy chc臋 za艂atwia膰 po swojemu, Casius. Nigdy wi臋cej tego nie r贸b. - powiedzia艂 twardo i podszed艂 szybkim krokiem do swojego biurka.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, tylko nie r贸b tego wi臋cej, - odpar艂 艂agodniej. Odwr贸ci艂 si臋 i u艣miechn膮艂 sie gorzko.
- Rainamar, powiesz mi, co ci臋 martwi? Widz臋, 偶e co艣 jest nie tak i nie daje mi to spokoju. Jeste艣 moim przyjacielem. - zawo艂a艂em 偶a艂o艣nie. Przez chwil臋 stali艣my w milczeniu i przygl膮dali艣my si臋 sobie nawzajem.
- Nie mo偶esz mi pom贸c. - rzek艂 spokojnie p贸艂ork, siadaj膮c przy swoim biurku. Wzi膮艂 do r臋ki jak膮艣 ksi膮偶k臋 i zacz膮艂 j膮 przegl膮da膰.
- W porz膮dku! Nie chcesz ze mn膮 rozmawia膰, nie rozmawiaj! - rzuci艂em niczym obra偶ony o艣miolatek. Brakowa艂o jeszcze tupni臋cia nog膮. M贸g艂bym 艣mia膰 si臋 nad w艂asn膮 偶a艂osno艣ci膮. Rainamar uni贸s艂 na mnie swoje jasnobr膮zowe oczy.
- To jest zbyt skomplikowane. - uci膮艂 kr贸tko, odk艂adaj膮c ksi膮偶k臋.
- Uwa偶asz mo偶e, 偶e jestem za g艂upi? – wtr膮ci艂em, u艣miechaj膮c si臋 z艂o艣liwie.
- Oczywi艣cie, 偶e nie! - oburzy艂 si臋 m贸j przyjaciel. - Tu nie chodzi o ciebie, ale o mnie. Ja sam musz臋 si臋 upora膰 z tym problemem. Sam go stworzy艂em, sam rozwi膮偶臋.
- Martwi臋 si臋 o ciebie. Nic na to nie poradz臋. - wyzna艂em.
- Wiem, Casius.
Zamy艣li艂em si臋 chwil臋.
- Wi臋c dlaczego twoja decyzja w sprawie nowego prawa by艂a taka? - zapyta艂em wreszcie, patrz膮c na niego najpowa偶niej jak potrafi艂em.
- Nie chc臋, 偶eby ktokolwiek musia艂 przechodzi膰 przez to co ja i moje rodze艅stwo. Dlaczego rodzice maj膮 decydowa膰 za swoje nienarodzone potomstwo? Ludzie... ludzie potrafi膮 by膰 bardziej okrutni ni偶 ktokolwiek.
- Masz racj臋, Rainamar, ale czy nie czas zmieni膰 ich nastawienie? Dlaczego pozwalasz im g艂臋biej zamkn膮膰 si臋 do swoich twardych skorup?
- Rewolucj膮 niczego nie zdzia艂asz, Casius.
- Wi臋c mam si臋 cofa膰? - wykrzykn膮艂em z wyrzutem.
- Nie zmienisz 艣wiata.
- Mog臋 chocia偶 spr贸bowa膰... - odpar艂em cicho. Spojrza艂em w okno. M臋czy艂a mnie ta dyskusja. To nie by艂 ten sam Rainamar z kt贸rym si臋 wychowywa艂em. Nie mia艂em poj臋cia, co si臋 sta艂o. Z dnia na dzie艅 zacz膮艂 si臋 zmienia膰.
- Nie pomy艣la艂e艣 o osobach, kt贸re mo偶esz skrzywdzi膰? Wiesz ile moja matka wycierpia艂a si臋 ze strony jej rasy? Zdajesz sobie spraw臋?
- Nigdy nie 偶a艂owa艂a swojej decyzji! - postawi艂em na kontratak. Elena by艂a siln膮 kobiet膮 i dobrze wiedzia艂a, czego chce. Podziwia艂em j膮 za to, 偶e potrafi艂a stan膮膰 przeciw wszystkim i d膮偶y膰 do celu, kt贸ry sobie postawi艂a. Ja tego nie umia艂em. Ba艂em si臋.
- Masz racj臋. Ale nie wszyscy s膮 tacy jak ona. - powiedzia艂 smutno Rainamar.
- Mo偶e nie wszyscy musz膮 by膰 tacy. Zawsze znajdzie si臋 kilku, kt贸rzy podtrzymuj膮 nadziej臋, 偶e ten 艣wiat nie jest do ko艅ca zwariowany. - u艣miechn膮艂em si臋 gorzko. Usiad艂em na parapecie i wpatrywa艂em si臋 w krajobraz rozci膮gaj膮cy si臋 za oknem. S艂o艅ce chyli艂o si臋 ku zachodowi pomara艅czow膮 smug膮. Pola ci膮gn膮ce si臋 daleko za horyzont przybra艂y barw臋 czerwieni.
- By艂e艣 w chacie my艣liwego, Casius. - zauwa偶y艂 Rainamar. Odwr贸ci艂em si臋 do niego zaskoczony.
- Tak. Sk膮d wiesz?
- Widzia艂em ci臋. Po co tam poszed艂e艣? - zapyta艂 z wyrzutem.
- Nie wiem. - przyzna艂em sam przed sob膮.
- Tego potwora ju偶 nie ma – rzuci艂 p贸艂ork zaciskaj膮c d艂onie w pi臋艣ci. Przytuli艂em policzek do zimnej szyby. Tak, m贸j ojciec nie 偶y艂, ale ja wci膮偶 widzia艂em jego twarz wykrzywion膮 we w艣ciek艂ym u艣miechu. 艢ni艂o mi si臋, 偶e mnie 艣ciga. S艂ysza艂em jego 艣miech.
- Tak... - u艣miechn膮艂em si臋 przez si艂臋. Rainamar od razu wyczu艂 m贸j nastr贸j. Nie by艂em dobrym k艂amc膮, a nawet nie pr贸bowa艂em. Temat mojego ojca nawet po tylu latach by艂 dla mnie bolesny. Nie potrafi艂em mu przebaczy膰 i zapomnie膰. To we mnie 偶y艂o.
- Casius... - powiedzia艂 cicho m贸j przyjaciel, obejmuj膮c mnie lekko.
Elena i Deris stali si臋 dla mnie jak rodzice po 艣mierci mojej matki. Ojciec nigdy nie przejmowa艂 si臋 moj膮 obecno艣ci膮 w domu lub jej brakiem. A kiedy by艂 w艣ciek艂y czy sfrustrowany a ja by艂em pod r臋k膮, nie zastanawia艂 si臋 wiele. Mia艂em wra偶enie, 偶e mnie nienawidzi. R贸wnocze艣nie to on nauczy艂 mnie tego, co umiem najlepiej – polowa膰. By艂 my艣liwym, tak jak ja teraz. Mia艂 do tego talent. Starsi m贸wi膮, 偶e odziedziczy艂em to po nim. Tak jak wygl膮d. Byli艣my podobni jak dwie krople wody.
Nie zauwa偶y艂em nawet 偶e Rainamar uwa偶nie mi si臋 przygl膮da. By艂o co艣 dziwnego w tym spojrzeniu, co艣 czego wcze艣niej nie dostrzega艂em. Pr贸cz czystej braterskiej mi艂o艣ci i zatroskania widzia艂em co艣 innego, co powinno mnie zaniepokoi膰, ale tak si臋 nie sta艂o. Jego oczy b艂yszcza艂y po偶膮daniem.
- Chc臋 ciebie, Casius... - wyszepta艂 cicho. Wtedy te偶 poca艂owa艂 mnie pierwszy raz. Wpi艂 si臋 w moje usta, jakby od tego zale偶a艂o jego 偶ycie. Nigdy nie czu艂em czego艣 podobnego. Zakr臋ci艂o mi si臋 w g艂owie. Przycisn膮艂em go do siebie i odda艂em poca艂unek. Oderwali艣my si臋 od siebie, 偶eby zaczerpn膮膰 powietrza. Rainamar wygl膮da艂 na zak艂opotanego.
- Casius, ja... ja nie chc臋 ci臋 do niczego zmusza膰. Wychowywali艣my si臋 jak bracia, a ja...
- Nie jeste艣my bra膰mi – przerwa艂em mu stanowczo. U艣miechn膮艂 si臋 szelmowsko. Denerwowa艂 mnie ten u艣mieszek. On jednak przytuli艂 mnie mocno, jak to mia艂 w zwyczaju robi膰.
- Matka si臋 ucieszy! - powiedzia艂, dmuchaj膮c mi w szyj臋.
- Co? - wykrzykn膮艂em, odpychaj膮c go lekko – Co艣 ty powiedzia艂, pod艂a szujo?
- Kocham ci臋 – wyzna艂 m贸j przyjaciel, 艣miej膮c si臋 szeroko. Teraz kompletnie mnie zatka艂o.
- Elena wie? - zapyta艂em z niedowierzaniem.
- Przecie偶 to moja matka! Ona widzi wi臋cej ode mnie, zapewniam ci臋. - rzek艂 takim tonem, jakby co najmniej referowa艂 o stanie wojsk przed genera艂em.
- Czuj臋 si臋 lekko... oszo艂omiony. - przyzna艂em, g艂aszcz膮c go po czarnych w艂osach. Wpatrywa艂 si臋 we mnie i u艣miecha艂. Gdybym teraz umar艂, umar艂bym szcz臋艣liwy.
- Powiemy im przy kolacji – ucieszy艂 si臋 Rainamar.
- Jak ty to sobie wyobra偶asz? Tak nagle chcesz wyskoczy膰 z t膮 wiadomo艣ci膮 – mamo, tato ja i Casius jeste艣my... w艂a艣nie... kim? - zastanowi艂em si臋.
- Oni ci臋 kochaj膮, Casii. Wszystko b臋dzie dobrze.
- Oby... - sykn膮艂em w odpowiedzi. By艂em sceptycznie nastawiony do tego pomys艂u. Owszem, by艂em oczkiem w g艂owie Eleny, ale to nie oznacza艂o od razu, 偶e mia艂a aprobowa膰 wszystko! Na wszystkie 艣wi臋te 呕ywio艂y!
Rainamar nie odpowiedzia艂 nic. Poca艂owa艂 mnie spontanicznie w policzek.
- Ja te偶 ci臋 kocham, wariacie... - za艣mia艂em si臋.
Przy kolacji panowa艂a niezwykle spi臋ta atmosfera. Ja by艂em zdenerwowany tak, 偶e wyci艣ni臋cie z siebie cho膰by jednego s艂贸wka przychodzi艂 mi z trudem. Elena wpatrywa艂a sie w Rainamara, my艣l膮c zapewne o dzisiejszej naradzie wojskowej. Amira by艂a zaj臋ta narzeczonym. Deris wygl膮da艂 na szczerze zaintrygowanego zachowaniem 偶ony. Natomiast Kanthar najspokojniej w 艣wiecie poch艂ania艂 jedzenie, szczerz膮c si臋 do mnie bezczelnie przy pierwszej, lepszej okazji.
- Wygl膮dasz na zdenerwowanego, braciszku! - zawo艂a艂 wreszcie najstarszy syn Derisa i Eleny.
Prawie zach艂ysn膮艂em si臋 winem.
- Wydaje ci ci臋. - odpar艂em, nie patrz膮c na niego.
- Chyba nie... - za艣mia艂 si臋 Kanthar i rzuci艂 mi dwuznaczne spojrzenie. Deris odwr贸ci艂 si臋 w moj膮 stron臋.
- Co艣 ci臋 dr臋czy, synu? - zapyta艂 wreszcie. Czy oni si臋 zm贸wili! Bracie, synu? Do jasnej cholery, czu艂em si臋 jakbym uprawia艂 kazirodztwo w czystej postaci. Prze艂kn膮艂em 艣lin臋. Moje zdenerwowanie ros艂o teraz z ka偶d膮 sekund膮.
- Daj mu spok贸j, Deris! - wtr膮ci艂a Elena, sil膮c si臋 na u艣miech. Jej m膮偶 jednak nie by艂 usatysfakcjonowany moim milczeniem.
- Mo偶esz nam wszystko powiedzie膰, Casius. - rzek艂 ojcowskim tonem.
- Mia艂em ci臋偶ki dzie艅. - powiedzia艂em wreszcie, staraj膮c si臋 brzmie膰 jak najbardziej naturalnie. - Ma艂a sprzeczka z genera艂em.
- Pok艂贸ci艂e艣 si臋 z genera艂em Gustavem? - zawo艂a艂 z wielkim zdziwieniem w g艂osie stary ork. Elena zmru偶y艂a ostrzegawczo oczy.
- Tak – przyzna艂em z lekkim wstydem, kt贸ry zapewne odbi艂 si臋 pi臋kn膮 czerwieni膮 na moich policzkach. Deris zamy艣li艂 si臋 przez chwil臋.
- Chc臋 co艣 powiedzie膰... - zacz膮艂 nagle Rainamar. Tego si臋 obawia艂em ca艂y wiecz贸r. Teraz jednak nie by艂o odwrotu, chyba 偶e m贸j drogi przyjaciel wymy艣li艂 jak膮艣 niesamowit膮 historyjk臋 na poczekaniu. Obaj wymienili艣my si臋 spojrzeniami, co nie umkn臋艂o uwadze Kanthara. Wyszczerzy艂 do mnie wszystkie z臋by i pokaza艂 co艣 r臋koma. Na pewno nie by艂 to przyzwoity gest.
- M贸w 偶e.. - zach臋ci艂 go ojciec.
Rainamar wzi膮艂 g艂臋boki oddech i przelecia艂 wzrokiem po wszystkich zebranych.
- W艂a艣ciwie ja i Casius chcieliby艣my wam co艣 powiedzie膰.
Elena zamar艂a i zblad艂a jak kreda. Deris zesztywnia艂 ca艂y, jakby przeczuwa艂 co najmniej koniec 艣wiata. Rainamar z艂apa艂 mnie za r臋k臋. - Kocham Casiusa i chc臋 by膰 z nim.- oznajmi艂 najspokojniej w 艣wiecie p贸艂ork.
Jego rodzice trwali przez chwil臋 w bezruchu, wpatruj膮c si臋 w nas z wielkim zaskoczeniem. Elena wydawa艂a si臋 jednak o wiele spokojniejsza ni偶 Deris. Poczu艂em si臋 藕le. Wydawa艂o mi si臋 przez moment, 偶e to by艂 b艂膮d, ale moje rozwa偶ania przerwa艂 g艂o艣ny 艣miech Kanthara.
- Widzisz, ojcze! Po co by艂y te k艂贸tnie ze mn膮! - zawo艂a艂 starszy brat, klepi膮c starego orka po ramieniu. Ten zawarcza艂 cicho.
- Mimo wszystko, jestem zaskoczony. - przyzna艂 Deris. - C贸偶, nic nie stoi na przeszkodzie, Rainamar.
Jego syn u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i obj膮艂 mnie. By艂em tym straszliwie zawstydzony. Deris roze艣mia艂 si臋 serdecznie.
- Nasz ma艂y, wstydliwy wilczek. - rzek艂, przypominaj膮c mi to ubli偶aj膮ce przezwisko z dzieci艅stwa. Zaczerwieni艂em si臋 chyba gorzej ni偶 burak. Ukry艂em twarz w kurtce Rainamara.
- Jedzcie, bo wystygnie – rzuci艂 niby od niechcenia Kanthar, ko艅cz膮c kolacj臋. - Zaj膮艂e艣 si臋 ko艅mi, Casius, czy ja mam to zrobi膰?
- Oczywi艣cie, 偶e si臋 nimi zaj膮艂em! - oburzy艂em si臋.
- Spokojnie, braciszku. - odpar艂, ale nagle zakry艂 usta d艂oni膮 i wpad艂 w dziki 艣miech. - Nie wiem, czy wci膮偶 mog臋 si臋 tak do ciebie zwraca膰. - doda艂 rozbawiony. Wiedzia艂em, 偶e b臋dzie si臋 ze mnie nabija艂.
- Taki stary a taki durny. - odgryz艂em si臋, popijaj膮c wino.
* * *
Jethro obrzuci艂 mnie ura偶onym spojrzeniem, jakbym co najmniej zabi艂 mu psa. Przewr贸ci艂em oczami w ge艣cie rozpaczy, co zdenerwowa艂o go jeszcze bardziej.
- I z czego si臋 cieszysz, Casius? - zapyta艂 nagle, skupiaj膮c na mnie spojrzenia wszystkich obecnych. Poczu艂em si臋 nieswojo, wiedz膮c 偶e wszyscy na mnie patrz膮. Przekl膮艂em w my艣lach.
- Z tego, 偶e ci臋 widz臋, przyjacielu – odpar艂em sarkastycznie.
- Oczywi艣cie – parskn膮艂 z niedowierzaniem Jethro, siadaj膮c przy stole.
- Genera艂 wspomina艂 co艣 o mnie? - zapyta艂em ostro偶nie. M贸j kompan wyprostowa艂 si臋 na krze艣le i u艣miechn膮艂 si臋 b艂ogo.
- A i owszem, owszem. - rzek艂 tajemniczo – Nie martw si臋 jednak, bracie, nie m贸wi艂 niczego z艂ego. By艂 za to mile zaskoczony, 偶e zdecydowa艂e艣 si臋 na konfrontacj臋 z nim.
- Nie jestem z tego szczeg贸lnie dumny. - przyzna艂em.
- Tak wiem, chcia艂e艣 popisa膰 si臋 przed Rainamarem. - za艣mia艂 si臋 Jethro, patrz膮c mi prosto w oczy. Zawsze mi imponowa艂. By艂 ode mnie pi臋膰 lat starszy. Nie wiem, czy by艂o co艣, czego by si臋 ba艂. Zawsze odwa偶ny, dumny i pewny siebie. By艂o co艣 poci膮gaj膮cego w tym m臋偶czy藕nie. On doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, jak dzia艂a na ludzi.
- Mo偶liwe.
- Wierz mi, nawet g艂贸wny doradca si臋 go boi. Widzia艂em na w艂asne oczy jak obaj rozmawiali. Starzec o ma艂y w艂os nie narobi艂by w gacie! - roze艣mia艂 si臋 m臋偶czyzna.
- Nie rozumiem go. - odpar艂em od niechcenia. Jethro wyszczerzy艂 z臋by.
- No tak, Casius. Powinienem by艂 si臋 wcze艣niej domy艣li膰.
- Domy艣li膰? Niby czego? - zdziwi艂em si臋.
- Nie udawaj niewini膮tka, Casius.
Wtedy do pokoju wszed艂 Rainamar oraz genera艂 Gustav. Obaj 偶ywo o czym艣 dyskutowali. Nagle starszy m臋偶czyzna zamilk艂, wbijaj膮c we mnie przenikliwe spojrzenie.
- Generale! - zasalutowa艂em, zrywaj膮c si臋 z miejsca. Dow贸dca odpowiedzia艂 mi tym samym. Rainamar z kolei mia艂 trudno艣ci z powstrzymaniem si臋 od 艣miechu. Wiedzia艂 dok艂adnie, 偶e obawiam si臋 tej rozmowy.
- Ch艂opcze, spotka艂 mnie tw贸j ojciec. - zacz膮艂 bardzo powa偶nie genera艂.
Jaki ojciec? Ach, przekl臋tnik Deris!
- By艂 bardzo zdenerwowany i prosi艂, 偶ebym nie traktowa艂 ci臋 zbyt ostro za twoje zachowanie w stosunku do mnie.
Zrobi艂em si臋 ca艂y czerwony. Na dodatek s艂ysza艂em ciche chichoty 偶o艂nierzy zgromadzonych na sali. My艣la艂em tylko o tym, 偶eby pod艂oga pode mn膮 nagle otworzy艂a si臋 i mnie poch艂on臋艂a.
- 呕o艂nierzu, stawisz si臋 na rozmow臋 do mnie dzi艣 p贸藕nym popo艂udniem. - zarz膮dzi艂 genera艂 i wyszed艂, nakazuj膮c jednemu z 偶o艂nierzy aby pod膮偶y艂 za nim. Zrezygnowany osun膮艂em si臋 na krzes艂o. Wr贸偶y艂em sobie rych艂y koniec kariery wojskowej.
- Casius. - Rainamar u艣miechn膮艂 si臋 do mnie szeroko, prezentuj膮c ostre k艂y, dziedzictwo po ojczulku orku.
- S艂ysza艂e艣? - zapyta艂em ci膮gle jeszcze nie mog膮c uwierzy膰. - Tw贸j ojciec mnie pogr膮偶y艂 jak g艂az na bagnisku!
- Przesadzasz. Chcia艂 dobrze! - rzuci艂 p贸艂ork, siadaj膮c obok mnie.
- Martwisz si臋 bezpodstawnie, Casius. - wtr膮ci艂 Jethro.
Rainamar spojrza艂 na niego z nieufno艣ci膮. Zastanawia艂o mnie, dlaczego tak bardzo nie lubi艂 tego m臋偶czyzny. Wydawa艂o mi si臋 偶e Jethro z kolei darzy go tak膮 sam膮 sympati膮, jak reszt臋 naszych kompan贸w z oddzia艂u.
- Ko艅czy si臋 moja kariera, zanim si臋 jeszcze zacz臋艂a! - lamentowa艂em.
- Jak zwykle przesadzasz. - rzek艂 zirytowany nie wiadomo czym Rainamar. Wzruszy艂em ramionami.
- Nie chc臋 si臋 z tob膮 k艂贸ci膰. - powiedzia艂em twardo, wbijaj膮c wzrok w przestrze艅 przede mn膮. P贸艂ork zawarcza艂 ostrzegawczo i wsta艂. Bez s艂owa wyszed艂 z sali drzwiami, przez kt贸re jeszcze dwie chwile temu przechodzi艂 genera艂 Gustav.
- Zaczyna si臋. - sykn膮艂em.
- Przejdzie mu. Jest temperamentny, szybko si臋 denerwuje. Zd膮偶y艂em si臋 przyzwyczai膰. - rzek艂 Jethro, u艣miechaj膮c si臋 ciep艂o. Wsta艂 i poklepa艂 mnie po ramieniu. - Jakby co, wiesz, gdzie mnie znale藕膰.
- Oczywi艣cie. Dzi臋kuj臋. - odrzek艂em, patrz膮c mu w oczy.
Nied艂ugo potem trenowa艂em walk臋 mieczem z m艂odym rekrutem. Zdolny ch艂opak w lot 艂apa艂 podstawy treningu. Nagle obaj us艂yszeli艣my jak kto艣 wo艂a moje imi臋. Odwr贸ci艂em si臋. To by艂 nie kto inny, jak Rainamar. Nie wygl膮da艂 na zadowolonego. Humorki mu wracaj膮 – pomy艣la艂em i pos艂a艂em 偶o艂nierza do grupy. Sam ruszy艂em w stron臋 mego przyjaciela.
- S艂ucham, panie i w艂adco? - zapyta艂em z rozbawieniem. On jednak zawarcza艂 i przyci膮gn膮艂 mnie bli偶ej.
- Co ty sobie wyobra偶asz? - zapyta艂 w艣ciek艂ym tonem. Jego jasnobr膮zowe oczy b艂yszcza艂y gniewem.
- Rainamar, uspok贸j si臋. Nie wiem, o co ci chodzi! - zawo艂a艂em, pr贸buj膮c wyswobodzi膰 si臋 z jego u艣cisku. On jednak nic sobie z tego nie robi艂.
- Powiem ci o co chodzi! My艣lisz, 偶e nie widz臋, jak na niego patrzysz? Co, ja ju偶 ci nie wystarcz臋, cz艂owieku?
- Jeste艣 zazdrosny o Jethro? - zapyta艂em z wielkim zdziwieniem.
- Od razu wiesz, o kogo chodzi! Brawo, Casius. - sykn膮艂 sarkastycznie. Jego u艣cisk wzmocni艂 si臋. Czu艂em teraz jak wbija pazury w moje barki.
- Rainamar, przesadzasz. Jethro jest moim przyjacielem. By艂 nim od zawsze! Wcze艣niej ci to nie przeszkadza艂o! - odpar艂em na swoj膮 obron臋. P贸艂ork zmierzy艂 mnie wzrokiem.
- Przyjacielem? A mo偶e z nim te偶 si臋 pieprzysz, co? Widzia艂em jak na siebie patrzycie! Rzyga膰 si臋 chc臋 od tego! - rzuci艂, odpychaj膮c mnie od siebie. Oczy zapiek艂y mnie niemo偶liwe, ale nie mia艂em zamiaru p艂aka膰. Nie z powodu czego艣 takiego! O nie. Sta艂em tak w milczeniu, patrz膮c na Rainamara. Zabola艂o jak cholera. Jak on w og贸le m贸g艂 co艣 takiego pomy艣le膰! Nie widzia艂em 艣wiata poza nim! Do jasnej cholery!
- Mam du偶o pracy... - powiedzia艂em, staraj膮c si臋 brzmie膰 jak najbardziej oboj臋tnie.
- Id藕! - parskn膮艂 p贸艂ork, patrz膮c na mnie dziwnie – Id藕, mo偶e tw贸j przyjaciel ci臋 pocieszy! - doda艂 i poszed艂 w stron臋 kwatery g艂贸wnej, zostawiaj膮c mnie na placu.
Nie pami臋tam, co m贸wi艂 do mnie genera艂, podczas naszego spotkania.. Przez reszt臋 dnia w g艂owie d藕wi臋cza艂y mi s艂owa Rainamara. By艂em g艂upcem. Nie potrafi艂em si臋 nawet obroni膰. Tysi膮ce sprzecznych my艣li wirowa艂o w mojej g艂owie, doprowadzaj膮c do b贸lu. Nie chcia艂em wraca膰 do domu.
Obudzi艂em si臋 w 艣rodku nocy. Le偶a艂em na drewnianej pod艂odze, w chacie my艣liwego. Powietrze 艣mierdzia艂o ple艣ni膮. By艂o mi zimno. Usiad艂em, przeci膮gaj膮c si臋. B贸l g艂owy min膮艂, pozostawiaj膮c po sobie dziwne uczucie ci臋偶ko艣ci.
W chacie by艂o ciemno i nieprzyjemnie. Wszystkie trofea mego ojca wlepia艂y we mnie swoje martwe 艣lepia. W dzieci艅stwie wydawa艂o mi si臋, 偶e zaraz obudz膮 si臋 i zemszcz膮 za to, 偶e ojciec je zabi艂. Ba艂em si臋 przebywa膰 w g艂贸wnej izbie po zapadni臋ciu zmroku. Poczo艂ga艂em si臋 w stron臋 kominka. Delikatny ogie艅 tli艂 si臋 jeszcze. Postanowi艂em roznieci膰 go na nowo. Poch艂oni臋ty rozpalaniem ognia us艂ysza艂em nagle jakie艣 szmery. Zastyg艂em w bezruchu. Powoli si臋gn膮艂em po n贸偶 my艣liwski, kt贸ry nosi艂em przypi臋ty do pasa. Kto艣 by艂 w domu. Wyra藕nie s艂ysza艂em kroki w drugiej izbie. Ostro偶nie schowa艂em sie za kominkiem. Nie myli艂em si臋. Ciemna posta膰 wesz艂a do g艂贸wnej izby. Stan臋艂a na 艣rodku i rozejrza艂a si臋. By艂o zbyt ciemno, 偶ebym dostrzeg艂 kto to mo偶e by膰.
- Casius, wiem 偶e tu jeste艣. - zawo艂a艂 Rainamar. Przylgn膮艂em mocniej do 艣ciany i nabra艂em powietrza.
- Nie mam ochoty na rozmowy z tob膮. - odpar艂em sam nie wiedz膮c dlaczego. Chcia艂em mie膰 艣wi臋ty spok贸j.
- Casius... - powiedzia艂 ciszej p贸艂ork, szukaj膮c mnie wzrokiem.
Wyszed艂em z ukrycia i kl臋kn膮艂em obok kominka. Ogie艅 zaczyna艂 si臋 pali膰 jak nale偶y. Delikatnie roz艣wietla艂 przestrze艅 wok贸艂.
- Przepraszam. - rzek艂 Rainamar, kl臋kaj膮c obok mnie. Odepchn膮艂em go lekko.
- M贸wi艂em, 偶e nie mam ochoty z tob膮 rozmawia膰.
- Wiem, 偶e zachowa艂em si臋 jak najgorszy g艂upiec. Nie wiem, jakie przekle艅stwo by艂oby odpowiednie na okre艣lenie tego! Jestem idiot膮, Casius i jedyne co mog臋 zrobi膰, to ci臋 przeprosi膰 i obieca膰, 偶e to si臋 wi臋cej nie powt贸rzy.
- Masz racj臋. Nast臋pnym razem zostan臋 w mie艣cie, 偶eby艣 mnie nie niepokoi艂. - sykn膮艂em z艂o艣liwie. Widzia艂em dok艂adnie, 偶e go zdenerwowa艂em, ale on tylko zacisn膮艂 z臋by i przymkn膮艂 oczy.
- Kochanie... - zacz膮艂 niepewnie, dotykaj膮c mojej d艂oni. Spojrzeli艣my na siebie. Wiedzia艂em, 偶e je艣li teraz tak 艂atwo mu przebacz臋, zrobi臋 b艂膮d. Nie potrafi艂em si臋 przed nim broni膰 i on o tym dobrze wiedzia艂. - Prosz臋...
- Ty mi nie ufasz.
- Ufam ci! Kochanie, ufam ci ca艂ym moim 偶yciem! Nie wiem, co we mnie wst膮pi艂o. Sama my艣l, 偶e m贸g艂bym ci臋 straci膰 miesza mi w g艂owie! Bardzo ci臋 kocham. Skrzywdzi艂em ci臋. Casius, pozw贸l mi to naprawi膰.
- Nigdy wi臋cej nie chc臋 us艂ysze膰 czego艣 takiego. Nie jestem dla ciebie dziwk膮, kt贸r膮 mo偶esz traktowa膰 w zale偶no艣ci od nastroju. - powiedzia艂em twardo. M贸j g艂os brzmia艂 dla mnie obco. Rainamar przytakn膮艂 i obj膮艂 mnie mocno, tak 偶e prawie straci艂em oddech. Ca艂owa艂 mnie po twarzy, w艂osach i szyi.
- Mo偶e wyremontujemy ten dom? - zapyta艂em cicho. Oderwa艂 si臋 ode mnie, 偶eby spojrze膰 mi prosto w oczy.
- Naprawd臋 chcesz tu mieszka膰? - zapyta艂 z wielkim zdziwieniem, maluj膮cym sie na jego twarzy. U艣miechn膮艂em sie lekko.
- Tak. Tylko chc臋 wyrzuci膰 to – wskaza艂em gestem r臋ki na trofea – Spali膰 to wszystko.
- Tak. - zgodzi艂 si臋 Rainamar. - Dom jest w dobrym stanie. Naprawa dachu i troch臋 sprz膮tania powinno wystarczy膰. Nowe meble. Mo偶emy jeszcze kupi膰 dywan od handlarzy ze wschodu.
- Spodoba艂 ci si臋 ten pomys艂?
- Chyba tak. Chc臋 zacz膮膰 偶ycie z tob膮. Je艣li ty chcesz tutaj, ja te偶. - powiedzia艂 pewnym tonem.
* * *
Na polowaniu jak w 偶yciu – bywaj膮 momenty, kiedy wszystko uk艂ada si臋 po naszej my艣li, ale bywa i tak, 偶e g臋ste krzewy utrudniaj膮 nam przej艣cie, a my gubimy si臋 gdzie艣 po 艣rodku lasu.
Siedzia艂em na schodach, przed chat膮, smaruj膮c 艂uk 艂ojem. Obok mnie, na trawie wyci膮gn臋艂y si臋 dwa rdzawobr膮zowe psy.
- Pi臋kny mamy dzi艣 dzie艅, panie my艣liwy... - zauwa偶y艂 Rainamar.
Usta lekko mi drgn臋艂y, ale stara艂em si臋 nie u艣miecha膰. Uda艂em, 偶e skupiam si臋 na przygotowaniu broni. Rainamar usiad艂 za mn膮 i obj膮艂 mnie mocno w pasie. Czu艂em na szyi jego ciep艂y oddech.
- Czego chcesz? - zapyta艂em, odk艂adaj膮c 艂uk na traw臋.
- A jak my艣lisz? - zapyta艂 g艂臋bokim g艂osem, ocieraj膮c si臋 o mnie.
Roze艣mia艂em si臋 w g艂os.
- Musz臋 ci臋 zmartwi膰, gdy偶 jestem bardzo zaj臋ty. Bro艅 sama si臋 nie przygotuje.
- Pomog臋 ci, wtedy szybciej sko艅czymy.
- Znasz si臋 na my艣listwie tyle co pi臋ciodniowe niemowl臋! - parskn膮艂em z pogard膮. On jednak wzmocni艂 u艣cisk.
- W takim razie, panie my艣liwy, b臋d臋 musia艂 u偶y膰 si艂y. - wyszepta艂 mi do ucha.
- Negocjacje tak偶e nie le偶膮 w kr臋gu twych zdolno艣ci, Rainamar. - rzuci艂em z rozbawieniem. Rainamar d藕wign膮艂 si臋 ze schod贸w i pom贸g艂 mi wsta膰. Spojrza艂 na mnie dziwnie i po chwili straci艂em kontakt z ziemi膮.
- Do cholery, postaw mnie! - zawo艂a艂em. M贸j g艂os wydawa艂 mi si臋 wy偶szy ni偶 powinien. M贸j partner uciszy艂 mnie jednym, nami臋tnym poca艂unkiem. Kopn膮艂 drzwi do chaty, a one pos艂usznie otworzy艂y si臋 poddaj膮c si臋 jego sile. Wtedy obaj us艂yszeli艣my czyje艣 wo艂anie.
- Casius Sean谩n?
P贸艂ork odwr贸ci艂 si臋, na moje nieszcz臋艣cie wci膮偶 trzymaj膮c mnie na r臋kach. Przed nami sta艂 jaki艣 nieznajomy m臋偶czyzna, u艣miechaj膮c si臋 nieprzyjemnie.
- Znasz go? - zapyta艂 p贸艂g艂osem m贸j partner.
Pokr臋ci艂em przecz膮co g艂ow膮. Rainamar postawi艂 mnie na pod艂odze i ruszy艂 w stron臋 nieznajomego.
- Sk膮d do cholery znasz to imi臋? - wyrzuci艂 z siebie z nieukrywan膮 podejrzliwo艣ci膮.
Nieznajomy sk艂oni艂 si臋 w pas, 艣ci膮gaj膮c przy tym sw贸j kapelusz. Promienie s艂o艅ca zapl膮ta艂y si臋 w jego jasne w艂osy.
- Szukam my艣liwego, panie. Powiedziano mi, 偶e tu go znajd臋. - rzek艂 nieznajomy. Wytrzeszczy艂em oczy w zdziwieniu. Szuka my艣liwego? Gildia znajdowa艂a sie w mie艣cie, sam do niej nale偶a艂em. Ka偶dy z my艣liwych zaoferowa艂by mu swoje us艂ugi.
- By艂e艣, panie w mie艣cie? - zapyta艂em nieufnie.
- Owszem. Odes艂ano mnie tutaj.
- Z jakiej przyczyny? - zapyta艂 Rainamar, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi. Patrza艂 na obcego z tak膮 min膮, jakby ten okaza艂 si臋 by膰 podw贸jnym szpiegiem kr贸la i cofni臋tym w rozwoju wieszczem w jednym.
- C贸偶, chodzi o zlecenie. - rzek艂 tajemniczo nieznajomy – Jeste艣 panie zainteresowany? - zapyta艂, spogl膮daj膮c najpierw na Rainamara, potem na mnie.
- By膰 mo偶e. - odpar艂em cicho. - Zastanawia mnie tylko, dlaczego my艣liwi z gildii nie przyj臋li twego zlecenia.
- Bali si臋. - rzek艂 dziwnym tonem. Zaintrygowa艂o mnie to. Powoli zszed艂em ze schod贸w i stan膮艂em obok Rainamara.
- Czego? - zapyta艂 sceptycznie p贸艂ork.
- Cienia. - m贸wi艂 dalej nieznajomy. Coraz bardziej wydawa艂o mi si臋 to bezsensowne a jednocze艣nie niebezpiecznie ciekawe.
- Wi臋c po co przyszed艂e艣 tutaj? On te偶 nale偶y do Gildii! - sykn膮艂 zirytowany Rainamar.
Nieznajomy nie zrazi艂 si臋 jego krytycznym nastawieniem. Jego przenikliwe, zimno - niebieskie oczy wpatrywa艂y si臋 we mnie. Czu艂em, jak gdyby patrzy艂 wprost na moj膮 dusz臋. U艣miecha艂 si臋, lekko unosz膮c k膮ciki ust. Jego jasne w艂osy b艂yszcza艂y w s艂o艅cu.
- Czego tak naprawd臋 szukasz? - zapyta艂em.
- Powiedzmy, 偶e kto艣 zabra艂 mi rzecz na kt贸rej mi bardzo zale偶y. To ma艂y wisiorek. Uciek艂. Wiem, 偶e nie uszed艂 daleko, albowiem powa偶y艂 si臋 na przekroczenie granic P贸艂nocnego Lasku.
- Wiele razy polowa艂em tam z ojcem. - odpar艂em.
- Tak te偶 mi powiedziano w waszej Gildii. My艣liwi si臋 boj膮 tej g臋stwiny. Ja nie wiem dlaczego. - zastanowi艂 si臋 m臋偶czyzna.
- My艣liwi rzadko decydowali si臋 na polowanie w tamtym miejscu. Pe艂no tam r贸偶nych dziwnych stwor贸w. Poza tym jest tam te偶 miejsce kultu druid贸w, a tych nikt wola艂by nie denerwowa膰 bez potrzeby. Zdarza艂o si臋, 偶e ludzie gin臋li w nim bez 艣ladu. - wyt艂umaczy艂em mu.
- Nic nie wyparowa艂o w powietrzu. - rzek艂 nieznajomy mru偶膮c oczy.
- To czcza gadanina! - zawo艂a艂 nagle Rainamar i z艂apa艂 mnie za rami臋. - Idziemy, Casius!
- Poczekaj! - odpar艂em, patrz膮c na niego b艂agalnym wzrokiem. P贸艂ork zawarcza艂 cicho i ruszy艂 w stron臋 domu.
- M贸w, o co ci chodzi? - zapyta艂em, obserwuj膮c k膮tem oka Rainamara.
Nieznajomy zacz膮艂 chodzi膰 w t臋 i z powrotem, jakby o czym艣 rozmy艣la艂. Psy zerwa艂y si臋 na nogi i podbieg艂y do mnie, 艂asz膮c si臋.
- Ty znajdziesz zbiega, a w艂a艣ciwie to, co nale偶y do mnie. Z nim mo偶esz zrobi膰 co chcesz, nawet zabi膰. Ja si臋 odwdzi臋cz臋 czystym z艂otem.
- Nie zabijam ludzi, nie jestem 艂owc膮 g艂贸w. - odpowiedzia艂em ze z艂o艣ci膮.
- Tak, racja. Kodeks my艣liwego. - za艣mia艂 si臋 jasnow艂osy.
- Dlaczego sam po niego nie p贸jdziesz? - zapyta艂em.
- W艂a艣nie w tym le偶y problem. Pami臋tasz co starsi m贸wili o P贸艂nocnym Lasku?
- To zale偶y... - zauwa偶y艂em.
- Racja. Legendy m贸wi膮, 偶e 偶adna magiczna istota nie wyjdzie z niego 偶ywa. Ot贸偶, dlatego nie chc臋 tam wchodzi膰. - wyzna艂 jasnow艂osy.
- M贸wi艂e艣, 偶e nie wiesz, dlaczego my艣liwi boj膮 si臋 lasku? - zapyta艂em cofaj膮c si臋 lekko.
Nieznajomy tylko si臋 u艣miechn膮艂.
- Pomo偶esz mi, Casiusie?
- Zacznijmy od tego, jak brzmi twoje imi臋!
- Nazywaj膮 mnie Leith Daire.
* * *
- Zrozum, Rainamar, to mo偶e by膰 szansa na zarobienie pieni臋dzy! - powiedzia艂em, targaj膮c go za r臋kaw kurtki. On siedzia艂 w milczeniu, jak gdyby w og贸le nie czu艂 tego, co robi臋.
- Jeste艣 tak naiwny, 偶eby ufa膰 czarownikowi? - zapyta艂 wreszcie, patrz膮c mi prosto w oczy. Zaczerwieni艂em si臋 ca艂y.
- Dlaczego mam mu nie ufa膰?
- Cho膰by dlatego, ze to pieprzony czarownik! - wykrzykn膮艂 ze z艂o艣ci膮.
- W waszym plemieniu r贸wnie偶 s膮 czarownicy! - broni艂em si臋. Rainamar obrzuci艂 mnie ura偶onym spojrzeniem i odwr贸ci艂 g艂ow臋.
- Rainamar, nie k艂贸膰 si臋 ze mn膮. Nie zgodzi艂em si臋 jeszcze. Chcia艂em zapyta膰 ciebie o rad臋.
- Nie wa偶ne co bym powiedzia艂, ty zrobi艂by艣 swoje! - sykn膮艂 w艣ciekle p贸艂ork.
- Licz臋 si臋 z twoim zdaniem, w przeciwie艅stwie do ciebie! Kiedy tylko chc臋 sam o czym艣 zadecydowa膰 ty jeste艣 przeciwny! - rzuci艂em gniewnie.
- To nie jest prawda! Chcesz gin膮膰, id藕 do tego przekl臋tego Lasku i gi艅! Mnie w to nie mieszaj!
- Kochanie…
- Przesta艅 z tymi czu艂ymi s艂贸wkami! Na mnie to nie dzia艂a. Musz臋 si臋 przewietrzy膰. - powiedzia艂 twardo i wsta艂.
- Rainamar, prosz臋 ci臋, chocia偶 raz mnie pos艂uchaj.
- S艂ucham ci臋. - odpar艂 p贸艂ork, stan膮wszy naprzeciwko mnie.
- W takim razie powiem mu, 偶eby poszuka艂 kogo艣 innego. Przyjedzie za dwa dni. - zgodzi艂em si臋. Jak偶e czu艂em si臋 w tej chwili upokorzony. Nie tak wyobra偶a艂em sobie nasze 偶ycie.
- Dobrze. - zgodzi艂 si臋 Rainamar.
Podnios艂em si臋 z krzes艂a i stan膮艂em przed nim.
- Rainamar, je偶eli tak ma wygl膮da膰 nasz zwi膮zek, to mo偶e nie powinni艣my by膰 razem. - rzek艂em zimno, patrz膮c mu w oczy. Jego 藕renice rozszerzy艂y si臋 nienaturalnie.
- Nie m贸w tak. - tylko tyle mi powiedzia艂, zanim znikn膮艂 za drzwiami prowadz膮cymi do sypialni.
Westchn膮艂em cicho i przywo艂a艂em psy. Zakr臋ci艂y si臋 wok贸艂 moich n贸g i zapiszcza艂y, zapraszaj膮c mnie do zabawy. Wyszed艂em przed dom, a psy pod膮偶y艂y za mn膮. Zapada艂 wiecz贸r. Powietrze by艂o zimne i rze艣kie. Wielkimi krokami zbli偶a艂a si臋 jesie艅. Rankiem obudzi艂 mnie d藕wi臋czny, 偶e艅ski g艂os i odpowiadaj膮ce mu pomruki m臋偶czyzny. Usiad艂em na 艂贸偶ku i przeci膮gn膮艂em si臋 sennie. By艂o jeszcze wcze艣nie. Zastanawia艂em si臋 z kim rozprawia Rainamar. Poszed艂em do kuchni, bo stamt膮d dobiega艂y d藕wi臋ki.
- Elena? - zdziwi艂em si臋 widz膮c j膮, siedz膮c膮 przy stole i strofuj膮c膮 swojego syna.
- Nie cieszysz si臋, 偶e mnie widzisz, dziecko? - zapyta艂a z przekor膮. Bezb艂臋dnie mo偶na by艂o zgadn膮膰 po kim Kanthar odziedziczy艂 charakterek.
U艣miechn膮艂em si臋 lekko.
- Oczywi艣cie 偶e si臋 ciesz臋! - zawo艂a艂em – Co艣 si臋 sta艂o? Jeste艣 tak wcze艣nie...
- C贸偶 mia艂am robi膰... - zastanowi艂a si臋 kobieta – Przygotowania do 艣lubu sko艅czone. Amira nie potrafi m贸wi膰 o niczym innym jak o swoim narzeczonym. - doda艂a z rozbawieniem.
- To si臋 nie zmieni艂o od przesz艂o roku. - zauwa偶y艂em.
- Dobrze si臋 wam tu mieszka? - zapyta艂a z zaciekawieniem. Dobrze wiedzia艂em, do czego d膮偶y艂a. Ten temat by艂 tylko niewinn膮 przykrywk膮.
- Tak – odpar艂em, spogl膮daj膮c ostro偶nie na Rainamara. On jednak na mnie nie patrza艂. Jego wzrok utkwiony by艂 w krajobraz rozci膮gaj膮cy si臋 za kuchenn膮 szyb膮.
- Synu – Elena zwr贸ci艂a si臋 do p贸艂orka. On natychmiast odwr贸ci艂 si臋 w jej stron臋.
- S艂ucham?
- Chcesz mi co艣 powiedzie膰.
Rainamar wbi艂 wzrok w pod艂og臋. Ja natomiast przez chwil臋 sta艂em w bezruchu, nie wiedz膮c co robi膰. Rzuci艂em Elenie nerwowy u艣miech.
- Mo偶e wam co艣 ugotuj臋, dzieci? - zaproponowa艂a, staraj膮c si臋 rozlu藕ni膰 napi臋t膮 atmosfer臋. Rainamar pokiwa tylko g艂ow膮.
- P贸jd臋 zaj膮膰 si臋 ko艅mi. - rzek艂 cicho i wsta艂.
- Kochanie? - dotkn膮艂em lekko jego ramienia, kiedy przechodzi艂 obok mnie. On zaskoczy艂 zar贸wno mnie i swoj膮 matk臋, przytulaj膮c si臋 do mnie mocno. Poci膮gn膮艂em go za w艂osy, zmuszaj膮c 偶eby si臋 nachyli艂. Wykorzysta艂em ten moment i poca艂owa艂em go. Zamrucza艂.
- Ch艂opcy, przypominam, 偶e matka jest w domu! - zawo艂a艂a ze 艣miechem Elena, szukaj膮c czego艣 w kuchennych szafkach.
Rainamar tylko si臋 u艣miechn膮艂 i wyszed艂 na zewn膮trz, ci膮gn膮c mnie za sob膮. Obaj przez chwil臋 trwali艣my w kompletnym milczeniu, wpatruj膮c si臋 w siebie nawzajem.
- Przepraszam. - powiedzia艂 w ko艅cu, obejmuj膮c mnie – Masz prawo decydowa膰 o sobie. Po prostu boj臋 si臋 o ciebie.
- Potrafi臋 o siebie zadba膰. - odpar艂em ch艂odno. On jednak nie przestawa艂 mnie tuli膰.
- Zg贸d藕 si臋, Casius. Pom贸偶 temu ludzkiemu czarownikowi. Wiem 偶e chcesz si臋 sprawdzi膰. - rzek艂, dmuchaj膮c mi we w艂osy.
- Nie rozumiem. Sk膮d nagle taka zmiana? - zapyta艂em.
- Nie chc臋 ci臋 straci膰, Casius. Jednak do tej pory robi艂em wszystko w艂a艣nie w odwrotnym kierunku. To, co mi wczoraj powiedzia艂e艣... Ja nie potrafi臋 bez ciebie 偶y膰, kochanie.
Jakie to ckliwe... Ile偶 to razy s艂ysza艂em jego t艂umaczenia po ka偶dej z k艂贸tni.
- Dzisiaj m贸wisz mi te s艂owa, a gdy nast臋pnym razem si臋 nie zgodzimy, b臋dzie tak, jak zwykle. Ja nie wiem, czy tak potrafi臋.
- Przepraszam. - wyszepta艂 m贸j partner, ca艂uj膮c moje w艂osy.
- To by艂 ostatni raz, Rainamar.
- Ostatni – zgodzi艂 si臋. Poczu艂em jak wsuwa mi d艂onie pod koszul臋. Poca艂owa艂 mnie mocno, tak 偶e po chwili nie mia艂em czym oddycha膰.
- Twoja matka jest w domu! - ostrzeg艂em go. M贸j g艂os dr偶a艂 z podniecenia.
Rainamar za艣mia艂 si臋 bezg艂o艣nie i w jednej chwili podni贸s艂 mnie. Nie cierpia艂em, kiedy to robi艂.
- Do cholery! - zawo艂a艂em bezradnie, obejmuj膮c go za szyj臋. - M贸wi艂em, 偶eby艣 tego nie robi艂!
- Ale ja bardzo to lubi臋... - odpar艂 z przekor膮. Jego oczy b艂yszcza艂y.
Wyszczerzy艂em z臋by w z艂o艣liwym u艣mieszku.
- Pospiesz si臋, nie mamy ca艂ego dnia. - rozkaza艂em. On tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮.
* * *
Le偶a艂em na kocu, kt贸ry by u艂o偶ony na sianie. Tu偶 obok wyci膮ga艂 si臋 Rainamar, obejmuj膮c mnie jednym ramieniem. Cisz臋 m膮ci艂y jedynie nasze g艂臋bokie oddechy. M贸j partner przekr臋ci艂 sie na bok. Spojrza艂 mi w oczy i u艣miechn膮艂 si臋 czule. Uwielbia艂em go w takich momentach.
-By艂o dobrze? - zapyta艂, niezwykle zadowolony z siebie.
-Po co si臋 g艂upio pytasz? - odburkn膮艂em i poca艂owa艂em go w nos.
-Hmh..... czy偶by艣my byli dzi艣 w dobrym nastroju?
Widzia艂em dok艂adnie, 偶e ma nieodpart膮 ochot臋 偶eby si臋 ze mn膮 podra偶ni膰. Rzuci艂em mu z艂o艣liwy u艣mieszek i po艂o偶y艂em mu g艂ow臋 na ramieniu.
- Jeszcze raz, Rainamar. We藕 mnie tak, 偶ebym nie m贸g艂 przez tydzie艅 usi膮艣膰 na ty艂ek – powiedzia艂em, przeci膮gaj膮c si臋. On ca艂y zesztywnia艂. Chwil臋 p贸藕niej ostro偶nie spojrza艂 mi w oczy, badaj膮c sytuacj臋.
- Kochanie, nic jeszcze nie jad艂e艣, a ju偶 co艣 ci zaszkodzi艂o. - uda艂 zmartwionego.
- Nie gadaj, tylko zabieraj si臋 do roboty. - odpowiedzia艂em zniecierpliwiony. Nie trzeba by艂o go d艂ugo namawia膰. Poca艂owa艂 mnie, wsuwaj膮c j臋zyk w moje usta. Zamrucza艂em zadowolony. Jego d艂onie b艂膮dzi艂y po moim ciele. Tak, tego nam obu by艂o trzeba.
* * *
Kiedy zjawi艂em si臋 w kuchni, Elena pr贸bowa艂a doprowadzi膰 szalej膮ce psy do porz膮dku. Rzuci艂a mi znacz膮ce spojrzenie, lecz nie u艣miechn臋艂a si臋.
- Te psy to zmora pa艅ska! - zawo艂a艂a, siadaj膮c przy stole.
Przywo艂a艂em zwierz臋ta, kt贸re pos艂usznie siad艂y u moich n贸g.
- Gdzie偶 jest Rainamar? Obiad gotowy!
- Zajmuje si臋 ko艅mi.
- Ca艂y ranek? - zapyta艂a podejrzliwie. Wzruszy艂em ramionami, udaj膮c 偶e nie wiem, o co jej chodzi.
- B膮d藕 tak dobry i zawo艂aj go... albo nie, ja po niego p贸jd臋. - rzek艂a kobieta. Z gracj膮 min臋艂a dwa rdzawobr膮zowe psy i wysz艂a na zewn膮trz. Ja tymczasem nie omieszka艂em sprawdzi膰, co takiego ugotowa艂a matka Rainamara. By艂a to sma偶ona ryba i warzywa oraz jaki艣 sos o bardzo g臋stej konsystencji.
Chwil臋 p贸藕niej do kuchni wpad艂a Elena oraz Rainamar, kt贸rzy rozmawiali i czym艣 bardzo zaci臋cie.
- Jak to... - zacz臋艂a kobieta – Rainamar powiedzia艂 mi przed chwil臋, 偶e zamierzasz odej艣膰 z wojska! Czy to prawda?
- Nie zastanawia艂em si臋 jeszcze na tyle, by podj膮膰 decyzj臋, ale my艣l臋 o tym. - przyzna艂em.
- C贸偶, spodziewa艂am si臋 pr臋dzej czy p贸藕niej, 偶e zechcesz i艣膰 w 艣lady swego ojca. - odpar艂a powa偶nie.
Nie chcia艂em z ni膮 rozmawia膰 o zleceniu, kt贸re dosta艂em wczoraj. Rainamar najwyra藕niej wyczu艂 to i nie porusza艂 tematu przy obiedzie. Ca艂y czas m贸wili艣my o sytuacji w kraju i 艣lubie Amiry. Jej narzeczony, Sein by艂 orkiem w jej wieku, 艣redniego wzrostu i strasznie szpetnym. Za to jego rodzina by艂a obrzydliwie bogata, a on sam dziedzicem maj膮tku. Zastanawia艂o mnie, czy jest na tyle 艣lepa czy sprytna. Znaj膮c j膮, stawia艂bym bardziej na to drugie.
Elena odjecha艂a p贸藕nym wieczorem, otrzymuj膮c ode mnie kilka lisich sk贸r, kt贸re sam osobi艣cie przygotowa艂em. By艂em z siebie dumny, 偶e sztuka my艣liwska sz艂a mi coraz lepiej.
Rainamar siedzia艂 przed kominkiem, usi艂uj膮c rozpali膰 ogie艅. Wyszczerzy艂 si臋 do siebie samego, gdy wreszcie mu si臋 uda艂o. Wieczory by艂y ju偶 ch艂odne.
- Czy ten czarownik m贸wi艂 co艣 jeszcze? - zapyta艂 nagle, odrywaj膮c si臋 od roboty.
- Tylko tyle, co sam us艂ysza艂e艣 – to, 偶e pewien m臋偶czyzna ukrad艂 mu cenny przedmiot. To jaki艣 wisior. - wyja艣ni艂em mu – Kaza艂 mi si臋 zastanowi膰...
- Mimo wszystko, dziwi臋 si臋 ,偶e nie wynaj膮艂 艂owcy g艂贸w. M贸wi艂e艣, 偶e nie zale偶y mu na 偶ywym zbiegu. - zastanowi艂 si臋 p贸艂ork.
- To rzeczywi艣cie dziwne, ale facet wydawa艂 si臋 by膰 w porz膮dku.
- Wydawa艂 si臋 by膰 w porz膮dku... - powt贸rzy艂 z ironi膮 Rainamar, opieraj膮c si臋 o fotel. Wci膮偶 siedzia艂 na pod艂odze, pilnuj膮c ognia.
- Sam powiedzia艂e艣...
- Nie zmieni艂em zdania, Casii. Uwa偶am, 偶e powiniene艣 zaj膮膰 si臋 tym zleceniem, cho膰by dlatego, 偶e to dziwna sprawa.
- Ach tak, wi臋c to ja powinienem si臋 nara偶a膰, nie kto inny... - za艣mia艂em si臋, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi.
- Oczywi艣cie pojad臋 z tob膮. - zaoferowa艂 m贸j partner, szczerz膮c si臋 do mnie jak szaleniec.
- Nie wiem, czy tego chc臋... - odpar艂em dosy膰 teatralnym tonem.
- Chcesz, chcesz – powiedzia艂 z przekor膮 Rainamar i wyci膮gn膮艂 do mnie r臋k臋. Usiad艂em obok niego, przytulaj膮c si臋.
- Ciesz si臋 p贸ki mo偶esz, bo nied艂ugo b臋dziesz spa艂 na mokrej, le艣nej 艣ci贸艂ce...
- Rainamar! - ostrzeg艂em go, szturchaj膮c w bok.
- Powiedzia艂 chocia偶 jak si臋 nazywa? - zaciekawi艂 si臋 p贸艂ork.
- Tak. Leith Daire. Tyle si臋 dowiedzia艂em.
Rainamar zamy艣li艂 si臋 przez chwil臋.
- Mog臋 popyta膰 w mie艣cie, czy nie s艂yszeli o nim.
- Je艣li to co艣 pomo偶e. Dziwne, 偶e Gildia skierowa艂a go tutaj. Powinienem uda膰 si臋 do miasta z tob膮, 偶eby to sprawdzi膰. Tak na wszelki wypadek.
- Dobry pomys艂, Casii. - ucieszy艂 si臋 Rainamar i poca艂owa艂 mnie w policzek.
Tak czy inaczej, czeka艂 nas pracowity dzie艅...