Książę 9
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 25 2012 12:50:59
Rozdział 9.
Książę, biały kot zmienił cię w człowieka
— Książę, wróciłem! — powiedział, przekraczając próg drewnianej chaty, lecz powitał go jedynie Pies wyglądający spod stołu i cisza. Rozejrzał się po pustym pomieszczeniu, ostatecznie zatrzymując wzrok na zwierzęciu, który jedynie przekrzywił swoją głowę, a następnie ziewnął szeroko i wstał. — Poszedł, tak? — Victor westchnął ciężko, kiedy Pies usiadł tuż obok jego nogi i zaczął wpatrywał się w niego swoimi wielkimi, ciemnymi oczami, jakby na coś czekał. Mężczyzna wyciągnął dłoń i pogłaskał go od niechcenia, by po chwili wyminąć i ruszyć do sypialni.
Nie był zły na Księcia. W końcu był to Książę, jego zachowanie było dla Victora bardzo przewidywalne. Właściwie to spodziewał się, że chłopak ucieknie. Bo Książę bronił się jeszcze przed sobą i nowymi uczuciami. Próbował zachować resztki dawnej maski, za którą chował się w zamku.
Victor był jedynie rozczarowany, nic więcej. Miał nadzieję, że Książę wyciągnął wnioski z ostatniej ucieczki, ale najwidoczniej młody dziedzic był jeszcze bardziej rozdarty niż mu się wydawało. To wszystko, co wydarzyło się przez ostatnie kilka dni było dla niego czymś zupełnie nowym. Nic dziwnego, że próbował ratować to, co zostało z Księcia z zamku.
Stanął w progu sypialni, spoglądając na puste łóżko i zmierzwioną pościel — jedyną oznaką na to, że Książę tutaj był. Ponownie westchnął ciężko. Zmęczenie podróżą coraz bardziej dawało o sobie znać i z pewnością ostatnim o czym Victor teraz marzył była kolejna podróż w celu znalezienia chłopca przed zapadnięciem zmierzchu. Ale nie mógł go tam zostawić, w szczególności, że Książę nie wziął ze sobą Psa.
Odwrócił się i wtedy dobiegły do niego jakieś przytłumione dźwięki. Zatrzymał się, spoglądając na drewniane drzwi u szczytu starych, spróchniałych schodów. Nie zastanawiając się już więcej, ruszył w ich kierunku, a następnie wspiął się po stopniach. Gdy zatrzymał się tuż pod drzwiami, dźwięki stały się o wiele wyraźniejsze i teraz już wiedział, że były to odgłosy rozmowy.
— Nie znam bajek. — To z pewnością był głos Księcia. Victor aż odetchnął z ulgą, a nieprzyjemna wizja poszukiwania chłopca w lesie, nagle stała się niezwykle daleka.
— Ale bajkę można wymyślić! — Mężczyzna uśmiechnął się, kiedy rozpoznał głos swojej młodszej siostry, która najwidoczniej z całych sił starała się wymusić na dziedzicu opowiedzenie bajki.
Ael kochała opowieści, a jej ulubione dotyczyły pięknych księżniczek i książąt. Nie raz wymyślał dla niej jakąś historię, która koniecznie musiała zakończyć się słowami „i żyli długo i szczęśliwie” tylko po to, aby zobaczyć uśmiech na jej zmęczonej chorobą twarzy. A teraz dziewczynka miała przed sobą prawdziwego księcia, który niestety różnił się nieco od wizerunku tych dobrych i łagodnych książąt z bajek.
— Nie daj się prosić, Wasza Wysokość! — Victor uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie, jak Książę musiał się poczuć po tym, jak Ael się do niego zwróciła. Dobrze wiedział, że uwielbiał jak okazywało mu się szacunek, czasem aż nawet przez tak drobny gest stawał się weselszy, oczywiście o ile nie była to kpina, którą zazwyczaj serwował mu Victor.
Stał pod tymi drzwiami jeszcze chwilę, podsłuchując przebieg dalszej rozmowy i marne wymówki Księcia, które były do niego wręcz niepodobne. Ten Książę, którego poznał w karczmie już dawno zagroziłby dziewczynce przerażającą śmiercią, teraz jednak chłopiec szukał jedynie wymówek. W żadnym momencie ich rozmowy z jego ust nie padł chociażby cień groźby, których kiedyś z takim zamiłowaniem używał.
Książę się zmieniał i łatwo było to dostrzec. Właściwie to już nawet nie był księciem. Victor coraz częściej zaczynał go w myślach nazywać chłopcem. Bo był jedynie zagubionym chłopcem, który sam nie wiedział kim jest. Którego przerażały nowe, nieznane dotąd uczucia, jakie się w nim budziły.
Zmiana Księcia nie była początkowym celem Victora. Chciał jedynie okupu, chciał uratować swoją siostrę nawet za cenę własnego życia, bo przecież zdawał sobie sprawę, że porywanie kogoś tak wysoko urodzonego nie jest najmądrzejszym wyjściem. W szczególności, że natychmiastowo wszczęto poszukiwania. Stolica została wywrócona do góry nogami, nie mówiąc już o pobliskich wioskach. Wszędzie wrzało na temat zaginionego następcy. Nie było w królestwie osoby, która nie wiedziałaby, że młody władca został porwany. Zapewne minie jeszcze kilka dni i odnajdą zgubę. Nic nie trwa wiecznie, znajdą Księcia.
— Książę, proszę! Ja tak lubię bajki! — Victor po raz kolejny uśmiechnął się do siebie, sięgając do klamki i stwierdzając, że najwyższa pora zakończyć to podsłuchiwanie. Otworzył drzwi, ściągając na siebie spojrzenie zarówno Księcia, jak i swojej siostry, której twarz na jego widok rozjaśniła się uśmiechem, a oczy wydawały się zabłysnąć jakąś nowo odnalezioną radością.
Była śliczną dziewczynką, pomimo choroby, która odciskała swoje piętno na jej buzi. Cienie pod oczami, zmęczenie czy też nawet zaschnięte usta nie odbierały jej dziecięcej urody. Jasne, chyba nawet jaśniejsze od jego, krótkie do ucha włosy opadały na twarz, jeszcze bardziej podkreślając jej delikatne kształty, a zadarty nosek naznaczony piegami dodawał małej Ael uroku. I to właśnie przez te piegi nie zwracało się uwagi na strupy, które szpeciły jej policzki. A przynajmniej on nie zwracał na nie uwagi.
— Braciszku! — ucieszyła się, gestem drobnej rączki zapraszając go do środka. Victor uśmiechnął się do niej, po czym przeniósł spojrzenie na Księcia, który z całych sił próbował przywołać na twarz obojętny wyraz. Ale jego maska powoli topniała i coraz częściej Victor mógł wyczytać z jego twarzy prawdziwe uczucia. Teraz zobaczył, że Książę jest zakłopotany. — To ty opowiedz bajkę, bo Jego Wysokość, Książę, nie chce!
Victor zamknął za sobą drzwi i podszedł do okna, po czym usiadł na niskim parapecie, przyglądając się to Ael, to Księciu, który rozglądał się po małym i niezbyt przytulnym pomieszczeniu. Znajdowało się tu jedynie łóżko, niski taboret i szmaciana laleczka leżąca na poduszce. No i blaszana miska z wodą, obok niej ręcznik i dwie buteleczki z lekami.
— Bajkę? — Uniósł swoje jasne brwi w zdziwieniu. — Dlaczego nie chcesz, Wasza Wysokość — zaakcentował — opowiedzieć dziecku bajki?
Książę odchrząknął, unosząc wyżej głowę, tak jak robił to zawsze, kiedy chciał podkreślić swoją wyższość. Teraz jednak było to zdecydowanie mniej stanowcze niż kiedyś. Bo teraz nie było maski, była tylko twarz chłopca. Niby dorosłego, a jednak tak nieporadnego.
— Nie znam bajek — odparł Książę, zapewne w jego mniemaniu lodowato, oschle i wyniośle. Ale Tak naprawdę głos mu się załamał, kiedy Ael wyciągnęła do niego rączkę i weszła mu w słowo:
— Usiądź, Książę. Victor opowiada piękne bajki.
I Książę usiadł. Na podłodze, tuż obok chorej dziewczynki, jednak zachowując przy tym delikatny dystans.
— W takim razie nie mogę już odmówić — odparł Victor z szerokim uśmiechem. — Co powiecie na bajkę o księciu? — zapytał, zatrzymując swoje uważne spojrzenie na delikatnej, a przy tym niesamowicie pięknej twarzy młodego następcy. Naprawdę był piękny. Piękniejszy niż za ich pierwszym spotkaniem.
— Zależy jakim — odparł Książę, odpowiadając na jego uważny wzrok i marszcząc przy tym brwi. Victor uśmiechnął się szeroko, rozbawiony.
— Samotnym i zagubionym. — Victor ani na chwilę nie spuścił z niego spojrzenia, zresztą tak samo jak Książę nie spuszczał spojrzenia z niego. — O księciu-lalce. — Dopiero teraz jego wzrok przeniósł się na Ael, na której policzkach pojawił się rumieniec ekscytacji. — Dawno… a może jednak nie tak dawno temu, żył sobie Książę. Sam, w wielkim, zimnym zamku.
— Sam? — przerwała Ael. — Tak całkowicie sam? Bez mamy, bez brata? — Książę przełknął nerwowo ślinę, ale starał się nie dać po sobie poznać, że w jakiś sposób odniósł słowa Victora do siebie, ale Victor bez problemów to zauważył.
— Sam, moja droga. Długo żył w tym zamku samotnie, jako lalka bez żadnych uczuć. Zimna lalka bez serca. — Jego wzrok znów zatrzymał się na Księciu, który słuchał jego słów wyjątkowo uważnie. Victor uśmiechnął się do siebie lekko, kontynuując. — Pewnego dnia jednak wybrał się do ogrodu. Usiadł na ławce i ze znużeniem zaczął przyglądać się kwiatom, aż w pewnym momencie coś białego przebiegło mu pod nogami — mówił spokojnym, melodyjnym głosem, tak, że Książę chcąc nie chcąc musiał słuchać, bo ten głos wręcz zapraszał do słuchania.
— Co to było? — Ael pochyliła się do przodu, wbijając w swojego brata wyczekujące spojrzenie.
— Książę nachylił się pod ławkę, na której siedział… — mówił powoli.
— I co, i co? — ponagliła dziewczynka. Książę również nie mógł powstrzymać swojego zaciekawionego spojrzenia w stronę Victora i nerwowego poruszenia się.
— Mała kulka, która przebiegła mu pod nogami okazała się być białym kotem z wielkimi, zielonymi ślepiami. Kot zatrzymał się, popatrzył na księcia, zamachał dwa razy ogonem i wskoczył w krzaki. Książę poderwał się, chcąc zatrzymać zwierzę jeszcze przez chwilę, jednak nie znalazł już go w krzakach. Kot zniknął, nie pozostawiając za sobą ani jednego śladu. — Uśmiechnął się szeroko, widząc zmieszaną minę chłopca. Książę nie był głupi, więc już dawno odkrył o czym, a raczej o kim jest opowieść i już nawet nie starał się udawać, że jest zupełnie inaczej. — Minęło kilka dni, a książę zdążył zapomnieć o małym, białym kotku. Znów wszystkie dni stały się dla niego takie same. Jego zimne, porcelanowe ciało przyzwyczaiło się do chłodnych murów zamku i samotności. Jednak, kiedy pewnej nocy kładł się spać, coś miauknęło mu obok łóżka, a następnie wskoczyło na niego…
— Kotek!? — wyrwała się Ael, na co Victor potaknął z szerokim uśmiechem.
— Kotek. Kotek przysunął swój pyszczek do delikatnej twarzy księcia i liznął jego policzek, po czym powiedział: „Już nie jesteś sam, książę”. Po tych słowach młody książę czuł się inaczej, poczuł ciepło w okolicach klatki piersiowej i po raz pierwszy w życiu usłyszał cichutkie, miarowe bicie. To było serce… — zakończył, ściszając głos.
Książę odchrząknął, po czym wstał. Wpatrzył się w Victora i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak zaraz szybko je zamknął. Był zdezorientowany.
— Pójdę zobaczyć co z Psem — powiedział w końcu, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia odprowadzony uważnym wzrokiem Victora.
— Połóż się spać, kochana — mężczyzna odezwał się dopiero wtedy, kiedy drzwi się zamknęły. Ael spojrzała na niego i już miała zaprzeczyć, kiedy ziewnęła szeroko. — Powinnaś dużo wypoczywać. Jak się obudzisz dostaniesz coś smakowitego — obiecał, wstając z parapetu i podchodząc do dziewczynki. Objął jej kruche ciało w czułym uścisku, podnosząc ją powoli i zanosząc do łóżka.
— A co takiego? — zapytała, kiedy jej brat położył ją na materac i starannie okrył kołdrą, po czym złożył pocałunek na jej policzku.
— Czekoladę — odparł, uśmiechając się, kiedy oczy Ael zdawały się zaświecić. — Ale najpierw musisz wziąć lekarstwa.
— One są niedobre…
Victor znalazł Księcia rzucającego psu patyki do jeziora, które ten ochoczo aportował. Wskakiwał od razu do wody, podpływał zadowolony do badyla, po czym cały mokry podchodził do chłopca i oddawał mu patyk.
Oglądał chwilę tą scenę z daleka, spostrzegając, że Książę głaszcze Psa po mokrym i zapewne śmierdzącym futrze. Że pozwala mu zamoczyć swoje spodnie i nawet się tym nie przejmuje. Że się śmieje, kiedy pies otrząsa się i przez przypadek moczy go wodą z jeziora.
— Jesteś okropny! — krzyczy, a jego głos przepełniony jest radością, po czym znowu go głaszcze, jak najprawdziwszego przyjaciela.
Victor uśmiechnął się pod nosem i ruszył w ich stronę, a kiedy młody następca tylko go zauważył, zaraz spoważniał, odchrząknął i wyprostował się.
— Widzę, że świetnie się z nim bawisz. Może czas nadać mu jakieś imię? — zapytał, kiedy znalazł się tuż koło nich i nachylił się do zwierzęcia. Podrapał go za uchem, na co Pies aż przymrużył oczy.
— Imię? — zdziwił się Książę.
— Nie wydaje ci się, że powinien mieć już jakieś imię? Znalazł już pana, któremu będzie wierny, należy mu się imię — powiedział, prostując się i patrząc prosto w stalowe oczy Księcia, w których przelewała się teraz cała gama emocji.
— Mogę nadać mu imię? — zapytał z uśmiechem i radością dziecka. Victor również odpowiedział uśmiechem, potakując. — Tylko jakie? Jakieś ładne.
— Ale przecież to brzydki pies — powiedział mężczyzna, uważnie obserwując reakcję chłopca. — Czy brzydki pies nie powinien mieć też brzydkiego imienia?
— Nie, on zasługuje na ładne — zaprzeczył zaraz, nie widząc haczyka w wypowiedzi Victora. — Co powiesz na Filhali? W skrócie Fil! — Książę nachylił się nad psem, który ochoczo zamachał ogonem.
— Myślę, że mu się podoba — powiedział Victor, spoglądając na jezioro, w którego tafli odbijało się światło zachodzącego słońca.
Stali obok siebie w milczeniu, zapatrzeni w ten sam widok, aż Victor poczuł szczupłe palce przesuwające się po jego chudej dłoni. Kątem oka spojrzał na Księcia, który stał prosto, tak, jakby jego ręka posiadała swoje życie i on o niczym nie wiedział. Uśmiechnął się, po czym zaśmiał się cicho.
— Powiesz mi, kim dla ciebie jestem? Kimś, za kogoś dostaniesz okup i uratujesz swoją siostrę? — zapytał cichym, ale niezwykle pewnym głosem. Victor zwilżył wargi, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią.
— Na początku tak — powiedział. — Teraz traktuję cię jak kogoś ważnego. — Szczupła dłoń Księcia zacisnęła się na jego dłoni.
— Jestem dla ciebie ważny? — Nadzieja odbijała się w jego głosie. Victor znów się uśmiechnął.
— A czy ja jestem dla ciebie ważny? — zapytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi. — Nie jesteś już Księciem — powiedział nagle. Młody następca odwrócił się w jego stronę, zaalarmowany słowami, które miały bardzo nieprzyjemny wydźwięk.
— Jak to?
— Jesteś człowiekiem — powiedział z ciepłym uśmiechem, również odwracając się w jego stronę. — A każdy człowiek ma imię. Powiesz mi jak brzmi twoje?
Książę zamrugał, zmieszał się i wbił spojrzenie w swoje stopy, a następie w Fila. Już otwierał usta, chciał mu powiedzieć. Victor również stał się dla niego kimś ważnym, zasługiwał na to, aby poznać jego imię, jednak przerwało mu warczenie psa. Zdziwiony spojrzał na niego, na jego wyszczerzone w agresji kły, napięte mięśnie grzbietu, a także nerwowo drgający ogon. Powiódł wzrokiem za tym, na co patrzył Filhali i aż otworzył usta.
Strzała pomknęła z niesamowitą szybkością w stronę niezdającego sobie z niczego sprawy Victora, wbijając się prosto w jego pierś. Kocie oczy otworzyły się szeroko, zdziwione, nieświadome. Czerwona posoka niezwykle szybko zabarwiła jego białą koszulę. Zachwiał się, a Książę w ostatnim, jeszcze przytomnym ruchu złapał go, powstrzymując przed nagłym upadkiem.
Dochodziły do niego jakieś krzyki, których nie rozumiał. Wpatrywał się jedynie w powoli gasnące, zielone oczy. Nie wiedział, że płakał. Nie wiedział, co się działo.
— Nazywam się Yavhil Wertanael — szepnął, a Victor uśmiechnął się jeszcze w ostatnim przypływie siły.
— Yavhil. — Usta mężczyzny poruszyły się niemo, po czym Victor opadł w ramionach Yavhila na ziemię, brudząc jego ubranie krwią.
Ujadanie tuż obok nich, jakieś krzyki dookoła, ktoś zaczął odciągać go od Victora, jednak on kurczowo przytrzymywał jego ciało, czując, jak serce przestaje bić. Płakał, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Płakał, nie do końca świadom tego co się stało. Obejrzał się za siebie, spoglądając na mężczyznę ubranego w zbroję królewskiej straży.
— Dziewczynka — szepnął. — U góry jest dziewczynka. Zabierzcie ją do medyka.
— Książę, proszę puść to ciało! — Podbiegł jakiś inny mężczyzna po czym spróbował odciągnąć chłopca od ciała porywacza. Yavhil wyrwał się i krzyknął przez łzy:
— Zabierzcie ją do medyka! — Jego głos załamał się. Drżał. Był słaby, ale nie obchodziło go teraz.
Bo powoli zdawał sobie sprawę, że Victor umarł. Przez jego straż. Umarł, bo przecież tak właśnie miało być. Sam groził mu śmiercią, jednak nie potrafił się z tego cieszyć, tak jak myślał, że będzie to robić jeszcze kilka dni temu. Jednak wszystko się przez te kilka dni zmieniło. Wszystko.
Biały kot zamienił porcelanowego księcia w człowieka o imieniu Yavhil i nauczył go kochać.
KONIEC