Odwilż 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 07 2012 10:20:40
- Dobra, to ja już będę leciał. - stanąłem w przedpokoju, zerkając na kartkę z zakupami.
- Tylko się nie szlajaj po darkrumach. - usłyszałem kpiąco w odpowiedzi. Przystanąłem z ręką na klamce. Odwróciłem się, zirytowany.
- To, że latam za facetami, nie czyni mnie fanem seksu grupowego. - warknąłem. - Powtarzasz mi to, odkąd wam powiedziałem, że jestem gejem.
- A jest ktoś, kto ci broni? - zapytała z błyskiem w oku. Nie miałem ochoty odpowiadać, ale widocznie zauważyła zmianę w wyrazie mojej twarzy. Czasem się boję, że czyta mi w myślach.
- No jest... - bąknąłem. Wyszczerzyła się, a jej mąż popatrzył na mnie uważnie.
- No i zamierzasz nam go kiedyś pokazać? - zapytał.
- Taa... Jak małpkę w zoo. - zażartowałem, ale nie dali się zwieść, skurczybyki jedne. Przysiadłem więc na szafce i westchnąłem cierpiętniczo. Może odpuszczą...
- No i? - zapytali jednocześnie. Nie odpuścili. Można się było tego spodziewać.
- Tyle, że on ma mnie kompletnie w dupie... - westchnąłem. Na chwilę zapadła cisza. Podniosłem głowę zdziwiony. Próbowała nie parsknąć śmiechem, ale nie dała rady. Jemu też przychodziło to z trudem.
- Ja cię nie pytam...- wykrztusiła w końcu, kopnięta przez męża w kostkę – kto jest na górze...- i tu znowu zaniosła się śmiechem, tak więc musieliśmy chwilę odczekać, aż jej przejdzie – tylko czy nam go przedstawisz! - rzuciła szybko na wydechu, chichotając i wycierając łzy.
- No naprawdę bardzo śmieszne... cha cha cha... - skomentowałem.
- Przepraszam cię, Kaj. Wiesz, że jej się wszystko kojarzy. - rzuciła mężowi spojrzenie pod tytułem „i kto to mówi”.
- My go raczej do ciebie nie przekonamy. - skwitowała, uspokajając się już. - Prędzej ucieknie, gdy nas pozna.
- Taa... - odpowiedziałem z kwaśną miną mało elokwentnie. Nie mogłem się nie zgodzić z jej wypowiedzią. - To ja już lepiej pójdę. - zamknąłem drzwi za sobą, wciąż słysząc jak chichotają. Po chwili dostałem smsa. Od niej.
„Przepraszam Cię, Kaj, ale sam przyznasz, że to było genialne. Dawno się tak nie uśmiałam. Poza tym, skoro Cię nie chce, jest idiotą. Ale jakby zmądrzał, to go zaproś. Postaram się go nie przerazić za bardzo. Mama”.
No i bądź tu człowieku mądry i chciej porozmawiać na poważnie z własnymi rodzicami...
***
Wieczorem siedziałem w swoim starym pokoju w mieszkaniu rodziców i usiłowałem się skupić nad zleconym tłumaczeniem, gdy zadzwonił telefon. Byłem w środku zdania więc go olałem, ale że dzwonił nieprzerwanie już dobre dwie minuty, zirytowany w końcu odebrałem.
- Potrzebuję pocieszenia. - usłyszałem bez wstępów.
- Mi też miło cię słyszeć, Inka. - westchnąłem, trzymając telefon między ramieniem i szyją. Wróciłem do klepania instrukcji obsługi odkurzacza jakiejś norweskiej firmy.
- Pierdol się. Gdzie jesteś?
- Samemu nie lubię. U rodziców.
- Mogę ci pomóc. Gdzie to było? - podałem jej, kolejny już raz, adres i rozłączyłem się. Godzinę później oderwało mnie od biurka nieprzerwane wycie domofonu.
- Czego? - warknąłem. Wiedziałem, że to ona. Nikt inny nie dzwonił tak niecierpliwie.
- Burego. - odwarknęła. - Wpuszczaj mnie, bo mnie jakieś dresy podrywają!
Wcisnąłem przycisk domofonu i otworzyłem drzwi na oścież, żeby mnie chociaż walenie i kopanie (dzwonek nie działał) ominęło. Wpadła niczym wichura i chociaż mierzy nieco ponad metr sześćdziesiąt, zdominowała całą przestrzeń.
- Jeść! - tornado odezwało się w końcu łaskawie, po tym jak rozebrało się, rozrzucając ubrania, poprawiło makijaż, pogłaskało kota rodziców. - O – zawiesiła na chwilę spojrzenie na mnie – włosy ci urosły. - nie to, żebyśmy się nie widywali prawie, że codziennie...
- Obiad jest w lodówce – zanim skończyłem zdanie już znikała w kuchni. - Połowa dla mnie! - krzyknąłem za nią zapobiegliwie. Była zdolna wyżreć mi wszystko.
Po dziesięciu minutach zaczęła wrzeszczeć z kuchni, że skończyła odgrzewanie. Kolejny raz wstałem od tej nieszczęsnej instrukcji obsługi odkurzacza i poszedłem za ciągłym wrzaskiem Inki.
- Przytyłeś ostatnio. - zaczęła swoją zwykłą śpiewkę.
- I tak nie dam ci więcej niż pół. - odezwałem się spokojnie. Miałem sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu i ważyłem sześćdziesiąt kilogramów. Musiałby się zdarzyć cud, żebym przytył. Łypnęła na mnie złowieszczo spod grzywy blond włosów, ale nic nie powiedziała. Za to porcje dzieliła długo i starannie.
- Przynieść ci linijkę? - zażartowałem, gdy wzięła się za dzielenie kotleta.
- Głodna jestem. - zaskomlała, wpatrując się z żalem w mięso.
- Sprzedam ci działkę kotleta za warzywa – westchnąłem.
- Serio? - aż jej się oczka zaświeciły.
Zjedliśmy w końcu i poszliśmy do mojego pokoju.
- To co jest? - zacząłem.
- A co ma być? - rzuciła się na moje łózko w butach. Westchnąłem ale nie skomentowałem. Usiadłem na dywanie przy łóżku, opierając głowę na dłoniach.
- Co zrobił tym razem? - zapytałem. Pomachała nogami, przy okazji skopując poduszki z łóżka. Powierciła się , pogrzebała w mojej szafce, przejrzała książkę, którą znalazła na podłodze. Takie małe tornado. Moja Inka.
- Rzuciłam go. - powiedziała dość cicho jak na nią.
- Dlaczego? - zapytałem. Zerknęła na mnie niepewnie. O cholera, niepewna Inka to z reguły oksymoron.
- Bo nazwał cię pedałem. - powiedziała poważnie.
Nie mogłem się powstrzymać przed parsknięciem.
- Bo tak jakby nim jestem? - popatrzyłem na nią z politowaniem. Walnęła mnie poduszką. Uśmiechnąłem się do niej.
- Wal się Kaj, ja serio mówię.
- Ja też! - zachichotałem. Zgromiła mnie wzrokiem.
- Kaj, ale to nie było po prostu słowo, to było takie słowo. - popatrzyła na mnie z rosnącą złością. - Zresztą jedno z wielu niepotrzebnych słów. - dodała.
Spoważniałem.
- Inka. To zwykły heteryk. Zwykły polski heteryk z przerostem ego. Myśli, że każdy gej dybie na jego cnotę.
- No właśnie. To ja poczekam, aż znajdę niezwykłego. - odpowiedziała z hardą pewnością w głosie, by za chwilę skulić się blisko mnie. Pogłaskałem ją po głowie.
- Chodź tu, zrobię ci warkocza, bo wyglądasz jak król lew.
- Raczej królowa lwica. - parsknęła Inka, siadając po turecku, tyłem do mnie.
- Taa... chyba Elza z buszu... - zaśmiałem się a ona pokazała mi język.
- Siąpi jakieś dziadostwo z nieba. To się spuszyły – pożaliła się.
Nie wiedzieć czemu, wszystkie moje kobiety, moja mama, moja siostrzyczka, przyjaciółka, uspokajały się gdy ktoś im gmerał we włosach. Już jako dzieciak nauczyłem się je pleść. Myślę, że kierował mną instynkt samozachowawczy...
- Może jest zazdrosny? W końcu widujemy się dosyć często... - kontynuowałem wcześniejszy temat, rozdzielając pasma jej długich włosów.
- Nie... - westchnęła – po prostu jest ograniczony. A ja głupia bo zawsze polecę na takie ograniczone typy.
- To, że nazywa rzeczy po imieniu, nie musi świadczyć o ograniczeniu. - podpuszczałem ją. Popatrzyła na mnie z politowaniem, szarpiąc się tak, że musiałem wykazać się niezłym refleksem, by jej nie powyrywać włosów.
- To tylko czubek góry lodowej. Ostatnia kropla do czary i takie tam. - wymamrotała. - Narzuca mi swoją wolę, swoje poglądy, swoje zainteresowania, swoje plany. W tym w ogóle mnie nie ma... I jeszcze do tego zabrania widywać się z tobą.
- Masz gust podobny do mojego. - stwierdziłem autokrytycznie.
- Nie masz – parsknęła. - Kaj, ty nie szukasz związku! Ty wybierasz ograniczone typy, a ja na takie trafiam. To zdecydowana różnica.
- Nieprawda – naburmuszyłem się, chociaż wiedziałem, że trafiła w sedno. Jednak prawda w oczy kole, cholera... - Chcesz tego warkocza, czy nie? - dodałem.
- No chcę, chcę. Ale nie wciskaj mi kitu. Idziesz na łatwiznę, o ile w ogóle idziesz. A do mnie łatwizna sama się klei. A że w każdym chcę znaleźć drugie dno, to tak to się kończy. Miesiąc szukam czegoś, czego nie ma.
- Masz cierpliwość, nie powiem. - zakpiłem.
- Żebyś wiedział, że mam. Jakbym inaczej z tobą wytrzymała. - popatrzyła na mnie z ukosa, ze złośliwym błyskiem w niebieskich oczach.
- Bo ci kłaki powyrywam. - zagroziłem jej tylko, kończąc pracę.
Spała u mnie, kopiąc mnie przez pół nocy i gadając przez sen. Bladym świtem szarpała mnie za włosy, dopóki się nie obudziłem.
- Czego chcesz? - warknąłem na nią, nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Głodna jestem! - jęknęła.
- To idź obżreć moją rodzinkę – wymamrotałem wracając w objęcia Morfeusza.
- Wstawaj! - wrzasnęła i zaczęła mnie ściągać z łóżka. - Nie będę sama siedzieć z twoją siostrą!
- Nie bój się. Będzie jeszcze mama, tata i pewnie któryś z chłopaków. - próbowałem ją uspokoić, ale nie dała się przekonać. Moja młodsza siostrzyczka potrafiła być niekiedy...hm...gorsza niż Inka.
- Bo cię zacznę łaskotać! - wyciągnęła ostateczny argument i siłą rzeczy musiałem otworzyć oczy. Dopiero wtedy wstała i przeciągnęła się niczym kotka. Koszulka jej się uniosła i mogłem poobserwować, jak wszystkie jej mięśnie pracują. Gdyby nie miała cycków, byłaby całkiem niezła.
- Co się gapisz? Spodobało ci się? - zakpiła.
- Chciałabyś. - wywaliłem jej jęzor. Pośmiała się chwilę ze mnie i poszła do łazienki.
- Maaamo! U Kaja jest dziewczyna! - wydarła się nagle moja siostra. Jednak miałem rację nigdy nie zapraszając znajomych do domu rodzinnego...
Za drzwiami zrobił się jakiś rumor, przebiegło stado nóg. Z jękiem przykryłem głowę poduszką.
- Kaj! - usłyszałem głos mojej matki. - Gdzie jesteś?
Wylazłem wściekły z łóżka. Wstrętne baby nie dadzą mi spać. Najpierw Inka żaliła się przez pół nocy, potem Lena się wydziera, a teraz mama. Otworzyłem drzwi, przecierając oczy.
- Czemu się tak drzecie?
Obydwie z siostrą zlustrowały mnie z góry do dołu, Inkę, szczerzącą się przy moich drzwiach zresztą też, coś tam między sobą szeptając. W tym momencie zorientowałem się, że jestem w samych gaciach. W nocy Ince oddałem koszulkę. No pięknie. Cholerne baby.
- To ty jesteś bi? - wypaliła moja matka.
- To oni wiedzą, że jesteś homo? - wypaliła Inka.
- Dobranoc – warknąłem i oddaliłem się z zamiarem wycofania na z góry upatrzoną pozycję, czyli łóżko.
- Zadałam pytanie. - powiedziała moja rodzicielka, wchodząc za mną. Wkrótce cała trójka wisiała mi nad łóżkiem.
- Nie jestem bi, tak oni wiedzą. - zakopałem się w pościeli. - Czy teraz mogę iść spać, czy zwołamy resztę rodziny?
- Lena, wygrałam! - krzyknęła triumfalnie moja matka. - Wisisz mi dychę! A ty – zwróciła się do Inki – jesz z nami śniadanie, słoneczko. - mrugnęła do niej i zadowolona z siebie poszła sobie. Zaczynała mnie boleć głowa, a dzień się jeszcze nie zaczął. Dziewiąta rano to przecież dopiero świt!
- Szlag by cię trafił, Kaj. - warknęła moja siostra. - Nie mogłeś skłamać?
- Zwariowałaś? Jeszcze by mi truła o wnuka. Trzeba się było nie zakładać o taki idiotyzm. - wymamrotałem spod kołdry.
- Ale myślałam, że polecisz na Inkę. Nie wiem, w ramach eksperymentu. - jęknęła Lena i usiadła na moim łóżku. - Skąd ja jej wezmę tą dychę...?
- No wiesz, myślisz, że co ja jestem, królik doświadczalny? - parsknęła moja przyjaciółka, próbując dogrzebać się do mojej stopy i spełnić łaskoczącą groźbę.
- Tylko tobie mogłoby przyjść do głowy rozprawiczenie geja. - rzekła moja cwana siostra i poszła sobie. Noc z Inką to całe ciało w siniakach, spanie w domu rodziców – pobudka bladym świtem (dziewiąta to świt i już!), widok miny mojej przyjaciółki – bezcenne...
- Czy ona mnie obraziła, bo nie jestem pewna? - zapytała w końcu. Poczułem dziwną dumę. Niewiele było osób, którym udało się zagiąć Inkę. A moja siostra całkiem nieźle sobie z tym radziła.
- Ale chwila! - rzuciła się nagle na łóżko, przemocą zrywając ze mnie kołdrę. - To ty się nigdy nie bzykałeś z dziewczyną?! - wydarła się tak, że pewnie nie tylko moi bracia ją słyszeli. A słyszeli na pewno sądząc po salwie śmiechu dobiegającej z sąsiedniego pokoju... Kto mnie pokarał tymi ludźmi i najważniejsze: za co??