Książę 5
Dodane przez Aquarius dnia Maja 05 2012 10:47:13
Rozdział 5.
Książę, nie jesteś marionetką
Siedział, wpatrując się w wieczorny obraz jeziora i lasu, jaki rozprzestrzeniał się tuż za oknem. Gałęzie drzew poruszały się gwałtownie, wprawiane w ruch przez silny wiatr, a tafla stawu także nie pozostawała obojętna. Wszystko wskazywało na to, że za kilka minut rozpęta się burza, już nawet teraz było słychać pierwsze dalekie grzmienia.
- Za chwilę wracam – usłyszał Książę, wyrwany z zamyślenia. Przeniósł swoje spojrzenie na mężczyznę okrytego płaszczem.
- Gdzie idziesz? – Zapytał obojętnie, powracając wzrokiem do szarego widoku za oknem.
Siedział sztywno na krześle, z rękoma ułożonymi na kolanach i wysoko uniesioną głową, co wyglądało tak, jakby Książę nawet siedząc czuł się zdecydowanie lepszy od innych. Jednak dziedzic już nawet nad tym nie panował, bo w tym momencie nie chodziło mu o to, aby dać Victorowi do zrozumienia, że jest niczym. Teraz Książę w myślach odtwarzał sobie słowa, jakie padły zaledwie godzinę temu. Teraz zastanawiał się, czy to mogła być prawda. Teraz myślał o tym jak szybko pozbyć się niewygodnej dla niego narzeczonej ojca i ich przyszłego potomka.
- Na dwór – odparł mężczyzna.
A także bał się. Tak, Książę bał się o swoją pozycję, bo jeżeli urodzi się dziecko, to on, nie będzie już najważniejszy w królestwie. Wszyscy będą teraz interesować się narzeczoną w ciąży, a później jej nowonarodzonym dzieckiem. Książę stanie się postacią drugoplanową, będzie gdzieś tam z boku, nieistotny.
- Po co? – Zapytał machinalnie.
- Zbliża się burza, więc muszę zaprowadzić konia do szopy.
No i ślub. Teraz na językach mieszkańców królestwa będzie ślub, najważniejsze wydarzenie ostatnich lat. I zapomną o zbliżających się książęcych urodzinach, które miały być obchodzone bardzo hucznie, o jarmarku zorganizowanym specjalnie na jego cześć... Zapomną o Księciu. Dziedzic na samą myśl skrzywił się lekko, czując, że musi jak najszybciej przeszkodzić temu wszystkiemu. Nie może pozwolić, aby został zapomniany.
- Tu jest szopa? – Zdziwił się nieco, spoglądając na Victora dosyć nietrzeźwym wzrokiem. Nawet gdy z nim rozmawiał, wciąż był zatopiony w swoich myślach.
A najgorsze jest to, że teraz nie może im przeszkodzić. Bo teraz, na odległość, nie może nic zrobić. I to go najbardziej przerażało. Ta niemoc. Nie miał pojęcia, jak sprawa wygląda w chwili obecnej. Czy ojciec przejął się jego zniknięciem do tego stopnia, że temat ślubu zszedł na drugi plan? I czy zdążył już zapomnieć o swojej brzemiennej narzeczonej?
- Zaraz za domem, taka mała, sam zbudowałem. – Odparł, uśmiechając się lekko. – W końcu muszę coś zrobić z koniem w czasie burzy – powiedział, odwracając się i wychodząc. Nawet nie spytał Księcia, co jest powodem jego dziwnego zachowania, zupełnie jakby go nie zauważył. A zauważył na pewno.
Książę nie lubił czuć, że ma związane ręce, że nie może wcielić swoich planów w życie i raz na zawsze pozbyć się tej narzeczonej. A właśnie teraz miał związane ręce, teraz nie mógł nic zrobić, tylko czekać na rozwój akcji.
Zgarbił się nieco na krześle, wbijając nieruchome spojrzenie w swoje kolana. Pierwszy raz tak bardzo bał się o swój los. Bo co jeżeli ojciec stwierdzi, że syn nie jest mu potrzebny, skoro narzeczona zaszła w ciążę? Oczywiście to marna wymówka, w końcu Książę, jako pierwszy syn nadal był prawowitym następcą, ale i tak… bał się.
Bał się też samego uczucia strachu, z którym nigdy nie miał do czynienia. Bał się tego, co dzieje się w jego wnętrzu, tej dziwnej walki. Tego natłoku myśli przepełniających jego głowę. Niepewności o swoje dalsze losy.
Ta sytuacja była dla Księcia całkowicie nowa, a przez to jeszcze bardziej nieprzyjemna.
Z zamyślenia wyrwał go jakiś zimny i mokry dotyk na skórze dłoni. Bardzo nieprzyjemny dotyk, należy dodać. Spojrzenie młodego następcy zsunęło się z widoku za oknem na szarego i wyliniałego psa, z nosem przystawionym do jego ręki. Tego samego, szarego i wyliniałego psa, którego widział na leśnej drodze, gdy pierwszy raz przebudził się w tej chacie.
Na dodatek, teraz to już nie był tylko szary i wyliniały pies, teraz był to jeszcze potwornie śmierdzący pies.
Chudy, miejscami łysy ogon poruszał się z zatrważającym tempie, a wielkie, ciemne i ufne oczy brzydkiego stworzenia wpatrzone były w niego z uwielbieniem.
- Fuj. – Na książęcej twarzyczce pojawił się grymas obrzydzenia, kiedy odsuwał nogą od siebie brudne cielsko zwierzęcia, który nie dawał za wygraną i za wszelką cenę chciał do niego podejść. – Co ty tutaj za ohydztwo wpuściłeś?! Zabierz ode mnie tego potwora! – Wrzasnął Książę chłodno, do mężczyzny stojącego w progu. Victor uśmiechał się szeroko, jakby rozbawiony sceną, jaka rozgrywała się przed jego oczami.
- Przecież nie pozwolę mu spać na dworze w czasie burzy – odparł, opierając się o spróchniałą framugę. – Książę, jako osoba wyedukowana powinna wiedzieć, że większość psów boi się burzy. I powinien też wiedzieć, że burze bywają dosyć niebezpieczne. Mam zwierzaka zostawić samego? – Zapytał, dalej nie kwapiąc się, aby pomóc Księciu, który aż wstał z krzesła i wszedł na łóżko, byleby tylko być jak najdalej od śmierdzącej kupy sierści. – A zresztą to dobry, mądry pies. – Wzruszył ramionami, robiąc krok do przodu. – Pies, wyjdź – powiedział, a zwierzę spojrzało na niego, zostawiając zniesmaczonego Księcia w spokoju i po chwili opuszczając pomieszczenie. Książę aż się wychylił, dzięki czemu zauważył, że ta śmierdząca kupa sierści położyła się pod stołem.
- Pies? Oryginalne imię – zadrwił, schodząc z łóżka. W tamtym momencie pomieszczenie oświetlone jedynie płomieniem lampy naftowej stojącej przy łóżku, zostało na jedną chwilę zalane światłem błyskawicy. Książę nikomu by się do tego nie przyznał, ale aż się wzdrygnął, zaskoczony wyładowaniem.
- Tak jak i twoje, Książę – zaakcentował ostatni wyraz, uśmiechając się kątem ust w wyraźnie kpiący sposób. – Czyż też nie jest oryginalne?
- Nie znasz mojego imienia – odparł, mrużąc swoje przenikliwe, stalowe oczy w nieco drapieżny sposób.
- Przedstawiłeś mi się jako Książę, a więc dla mnie tak właśnie brzmi – powiedział, po czym zaczął rozpinać guziki swojej nieco ubrudzonej koszuli. Młody dziedzic przyglądał mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, przekrzywiając aż nieco głowę, kiedy mężczyzna pozostał w samych spodniach.
Huk. Tym razem Książę prawie podskoczył, spoglądając w stronę okna, którego tafla została całkowicie przykryta odbijającymi się o szybę kroplami deszczu. Burza z chwili na chwilę przybierała na sile.
- Ale jestem zmęczony – westchnął Victor, jakby zupełnie niezrażony tym, co dzieje się za oknem. – No, rozbieraj się. Chyba, że nie masz zamiaru się wyspać przez to swoje obcisłe ubranie. W takim razie nic mi do tego. – Wzruszył szczupłymi ramionami, a Książę dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo wystawały mu kości obojczykowe, ale nawet mimo tego, w Kocim Spojrzeniu było coś… Coś, po prostu. W jego ruchach, jego niezwykle bladej cerze, a nawet w jego posturze. Nie był silnym mężczyzną i dało się to zauważyć, ale widać było również, że brak siły wcale mu nie przeszkadzał. Był zaradny i jak Książę pamiętał z pierwszego spotkania, kiedy uciekał jakiemuś kupcowi – szybki.
- Gdzie będziesz spać? Na podłodze? Chyba niewygodna – odpowiedział Książę, marszcząc swój nos i spoglądając na deski podłogowe, jakby naprawdę się zastanawiał, jak to jest spać na czymś takim. Aż się wzdrygnął. Już chyba wolał tą zbutwiałą kołdrę i wąskie łóżko.
- Chyba żartujesz – odparł Victor, przez chwilę spoglądając na niego jakoś dziwnie. Zaczął ściągać spodnie, które ostatecznie przewiesił przez oparcie krzesła, po czym wyprostował się, zostając w samej bieliźnie. Książę nie mógł się powstrzymać, aby nie otaksować go swoim chłodnym spojrzeniem i w myślach musiał przyznać, że Victor wcale nie jest brzydki. Oczywiście ciężko dorównać mu w tym samego Księcia, co było zrozumiałe, ponieważ nikomu się to jeszcze nie udało. – Śpię w łóżku. Wąskie, bo wąskie, ale jakoś sobie poradzimy. – Wzruszył ramionami, siadając na posłaniu.
Książę zmarszczył brwi, wyraźnie oburzony tym, jak jest traktowany przez Victora. Jeszcze nigdy, nikt nie zwracał się do niego w ten sposób i nawet, jeżeli na początku było to dla Księcia wyzwaniem teraz… Teraz Książę zaczynał się naprawdę denerwować.
- Obiecuję ci, że jak tylko mnie odnajdą…
- Jakoś nie zanosi się, Książę, na to, aby mieli cię odnaleźć – przerwał mu z kpiącym uśmieszkiem. – Nie wiem, co się teraz dzieje w królestwie, może stają na głowie, aby odnaleźć swojego następcę tronu, ale co jeżeli jesteś im obojętny? – Zapytał, przekrzywiając głowę na bok i wbijając swoje skrzące się, kocie spojrzenie w Księcia stojącego na środku pomieszczenia.
Młody dziedzic już miał krzyknąć oburzony jego słowami, już miał podejść i go spoliczkować za taką obrazę królestwa i samego Króla, ale gdy dotarł do niego sens wypowiedzi, zacisnął jedynie dłonie w pięści. I stał, spoglądając teraz ponad ramię Victora, na zalaną kroplami deszczu szybę.
Ta sprawa męczyła go już od dłuższej chwili. Co jeżeli stał się po prostu zbędny?
I nagle, zupełnie niespodziewanie zalała go fala złości. Nie! Nie mógł być zbędny, był Księciem! Jeżeli nie on, to kto siądzie na tronie po śmierci ojca?! Kto będzie rządzić królestwem?!
A Victor tylko siedział, obserwując zmieniającą się mimikę Księcia. Od złości, do niedowierzania, później zadumy i ostatecznie znów złość. Do Księcia pasowała te emocja jak do nikogo innego. Zdawała się z nim współgrać, z jego stalowymi oczami, czarnymi włosami i porcelanową cerą. I paradoksalnie była również dla młodego następcy emocją dosyć nietypową, gdyż Książę zazwyczaj bywał chłodny albo po prostu obojętny. Zły bywał tylko w nielicznych wypadkach, lub nie dawał po sobie poznać, że tak się właśnie czuje.
Teraz jednak było to aż nazbyt widoczne. Zresztą tak, jak wtedy – przy stole.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz! Jeżeli masz zamiar wygadywać takie brednie, to lepiej milcz! – Wykrzyknął Książę, wyglądając dosyć przerażająco w nikłym świetle lampy naftowej i przeszywających czarne niebo błyskawic. Przez tą jedną, jedyną chwilę nie był lalką, stał się człowiekiem, który był zdolny do uczucia tak bardzo ludzkiego, jakim jest gniew.
Victor uśmiechnął się. Nie kpiąco, ani nawet z politowaniem. Ten uśmiech był szczerym, radosnym uśmiechem skierowanym do Księcia, następcy tronu i zagubionego chłopca, jak Victor zdążył już zauważyć.
- Dlaczego tylko w takich chwilach przestajesz być lalką? – Zapytał, wciąż się uśmiechając, ale on nie był w stanie odpowiedzieć, zbyt zdziwiony tym niezwykle szczerym uśmiechem. Szybko jednak się opanował, przywołując na twarz zwyczajowy chłód i obojętność. Następnie odetchnął, jakby chciał się uspokoić i znów zostać Księciem.
- Jestem zmęczony – odpowiedział wyniosłym tonem, odwracając się do mężczyzny plecami i zaczynając rozpinać swoją białą, już mocno przybrudzoną koszulę, wyszywaną złotym haftem.
Nie szło mu to jednak w ogóle, nawet, jeśli całą swoją uwagę zwracał na pozłacane guziczki, to te bardzo niewdzięczne przedmioty, wciąż wysuwały mu się spod palców. Nie potrafił ich rozpiąć, były zbyt malutkie, a jego dłonie nieprzystosowane do takich zadań.
- Co tak długo? – Zapytał Victor, a Książę za plecami usłyszał skrzypnięcie łóżka i kroki na drewnianej podłodze. Nie mógł pozwolić, aby Victor dowiedział się, że ma problemy z takim zadaniem jak rozpięcie koszuli.
Zmarszczył brwi, zaczynając walczyć z większym zaangażowaniem, jednak przyniosło to odwrotny skutek, co zaowocowało głośnym śmiechem Kociego Spojrzenia. Mężczyzna przyglądał się nieporadnym ruchom Księcia znad jego ramienia i nie potrafił powstrzymać parsknięcia.
- Nie wierzę – powiedział, łapiąc nagle dziedzica i odwracając go w swoją stronę. – Naprawdę, Książę, jesteś aż tak wychuchany?
- Wychuchany? Nikt na mnie nie chuchał – odparł oburzony, opuszczając ręce i dając guzikom za wygraną.
Mężczyzna, ku niezadowoleniu Księcia, znów zagrzmiał śmiechem, sięgając do koszuli i niezwykle sprawnie ją rozpinając.
- Nie w tym sensie wychuchany. Chodzi o to, że tak o ciebie dbali, że nawet cię ubierają i rozbierają. – Pokręcił rozbawiony głową, pokonując ostatni, złoty guziczek, po czym, nawet nie pytając o zgodę, zajął się rozpinaniem książęcych spodni. Książę pozwolił mu na to bez słowa sprzeciwu, zbyt przyzwyczajony do bycia rozbieranym, nawet, jeśli zazwyczaj robiły to służki.
- Po co mam tracić energię na ubieranie? – Zsunął ze swoich kształtnych ramion koszulę i zrzucił ją na krzesło.
- Może po to, aby być bardziej samodzielnym? – Victor odpowiedział pytaniem, prostując się i z niewielkiej odległości spoglądając mu w oczy. – Nie masz wrażenia, że przez to zbyt wiele cię omija? – Przechylił głowę, łapiąc nagle za brunatne, dobrze skrojone spodnie, po czym pociągnął je w dół.
Książę teraz mógł już z łatwością uwolnić się od ubrania, zostając jedynie w białej bieliźnie. Skrzywił się z obrzydzeniem, kiedy jego bose stopy dotknęły nieprzyjemnej, drewnianej podłogi.
- Co mnie omija? – Spytał, z niezwykłą prędkością pokonując odległość dzielącą go od łóżka. Byle tylko nie czuć pod stopami tej nadgniłej podłogi. Wzdrygnął się, kiedy już znajdował się na posłaniu.
Victor widząc to, nie mógł nie skomentować tego śmiechem.
- Właśnie o tym mówię. Jesteś tak wychuchany, że wszystko, co jest choć trochę nieksiążęce, wywołuje u ciebie odrazę – odparł siadając na łóżku, po czym nagle położył się w niewielkiej odległości od Księcia i nakrył kołdrą.
- Nie chcę z tobą spać.
- Przykro mi.
- Nie widać.
Odpowiedział mu jedynie delikatny, kpiący uśmiech, po czym mężczyzna wychylił się, aby zgasić lampę i pomieszczenie zalała ciemność przerywana jedynie kilkusekundowymi błyskami.
Książę westchnął, układając na niewygodnym posłaniu i przez dłuższą chwilę wsłuchując się w dźwięki burzy, które w końcu go uśpiły.
Stał u podnóża starych, wąziutkich schodów, zastanawiając się skąd je zna. Spróchniałe deski wydawały się spoglądać na niego z kpiną, a gdy postawił nogę na pierwszym stopniu drewno zaskrzypiało pogardliwie. Schody były schodami z chatki, prowadzące do nieznanego pomieszczenia, do którego wstęp miał tylko Victor. Gdy tylko Książę zdał sobie z tego sprawę, ogarnęła go chęć zobaczenia, co takiego kryje się za drzwiami. I zaczął się wspinać, co było pracą niezwykle mozolną, bo nawet, jeżeli pokonywał kolejne stopnie, to wydawało mu się, iż nie wspina się wcale. Że stoi w miejscu, a schody w odpowiedzi skrzypią jedynie pogardliwie, jakby się z niego naśmiewały. Ale ostatecznie Księciu udało znaleźć się na szczycie niewdzięcznych schodów i złapać za klamkę. Gdy ją przekręcał, wyraźnie słyszał, jak ta skrzypiała przy obracaniu, jak zamek powoli ustępuje, a następnie drzwi zaczęły się uchylać. Niezwykle powoli i nawet, jeżeli je popychał, nie przynosiło to żadnego efektu.
W końcu się otworzyły, a pierwszym, co Książę zobaczył, była przerażająca jasność zalewająca średnich rozmiarów pomieszczenie. Następnie, z tej jasności, wyłoniła się kołyska. Śnieżnobiała, zakryta baldachimem kołyska, z której dobiegało gaworzenie małego dziecka. Zdziwiony Książę podszedł do kolebki, odsłaniając baldachim i przyglądając się rumianemu chłopcu o dużych, niebieskich oczach.
- Mam nowego następcę – rozległo się za plecami Księcia, który natychmiast odwrócił się, zauważając swojego ojca. Król uśmiechał się szeroko, zadowolony, a przecież nigdy tego nie robił. – Mam nowego, lepszego następcę.
- Nie szukajmy go. Niech zostanie tam, gdzie jest. – Nagle, koło podstarzałego mężczyzny pojawiła się Doriana, kładąc swojemu mężowi dłoń na ramię. – Jest już niepotrzebny, nie był doskonały. To nasz syn jest doskonały. Będzie dobrym władcą.
- Racja.
Książę przyglądał się tej wymianie słów, czując, jak coś w nim zaczyna się kurczyć. Jak w oczach zbierają się łzy, a on ma ochotę krzyczeć.
- Wcale nie! Nie możesz, ojcze! Będę lepszy, będziesz ze mnie dumny! – Wyrywa się z jego gardła, a on nagle czuje, jak coś zaciska się na jego ramionach i zaczyna nim potrząsać.
- Obudź się, słyszysz?! Książę, to tylko sen, obudź się – usłyszał jakieś wołanie. Książę otworzył zapłakane oczy, spoglądając jeszcze nietrzeźwo na pochylającego się nad nim Victora.
I nagle poczuł się jeszcze gorzej, gdy zdał sobie sprawę, że ojciec jednak może go zostawić.
- Ja chcę, żeby był ze mnie dumny – powiedział przez łzy, nawet się nad tym nie zastanawiając. – Nigdy nie był ze mnie dumny – dodał, kuląc się i nie wiedząc, kiedy Victor przytulił go do swojej piersi.
- Nie bój się płakać, Książę. Wbrew pozorom nie jesteś marionetką – mruknął mężczyzna, gładząc powoli ramię chłopaka. – Uczono cię być lalką, ale nie możesz być lalką będąc jednocześnie człowiekiem.