Kto mi da skrzydła 1
Dodane przez Aquarius dnia Maja 05 2012 10:40:23
Dla mojego kochanego Limu
Nad miastem rozpościerała się ciemna noc. Opustoszałe ulice, czasami tylko przemknął jakiś samochód. Mimo iż most Świętokrzyski postawiono zaledwie pół roku temu, to jednak już był kompletnie zaciemniony. Właściwie to paliła się jedna latarnia, ale była zbyt słaba, żeby oświetlić nawet przeciwległą stronę mostu, nie mówiąc już o jego reszcie. I właśnie pod tą latarnią stał młody chłopak. Stał i wpatrywał się w płynąca pod nim Wisłę. W pewnym momencie rozejrzał się uważnie w koło. A gdy nie zobaczył nic niepokojącego, przeszedł przez barierkę i stanął po jej drugiej stronie. Pochylił się i spojrzał na rzekę. Cofnął się szybko i nerwowo przełknął ślinę. Odwrócił się jakby chciał wejść z powrotem na most, jednakże nie zrobił tego stał przez chwilę pochylony nad barierką, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu odwrócił się, spojrzał jeszcze raz na rzekę, przełknął nerwowo ślinę i wysunął prawą stopę do przodu, jakby chciał zrobić krok przed siebie. Jednak nie zrobił go, cofnął nogę. Wysunął drugą nogę, jednak znowu ją cofnął. I tak kilka razy na przemian.
- Mógłbyś się w końcu zdecydować? – usłyszał nagle gdzieś za plecami.
Drgnął nerwowo, że aż o mało co nie spadł. Złapał się kurczowo barierki, a po plecach przebiegły mu siarki. Zaczął nerwowo i spazmatycznie oddychać. Kiedy w końcu trochę się uspokoił spojrzał w stronę skad dochodził głos i ujrzał młodego chłopaka mniej więcej w jego wieku.
- Nie podchodź! Bo skoczę! – krzyknął histerycznie.
- No to skacz, na co czekasz? – zapytał spokojnie chłopak, podchodząc kilka kroków bliżej.
- Ja naprawdę skoczę! – krzyknął jeszcze raz.
- Rany – nieznajomy westchnął – tylko gadasz i nic więcej. Skacz w końcu, to sobie pójdę.
- Że co? –zdziwił się. – To ty zamiast mnie od tego odwieść, jeszcze mnie zachęcasz? Powinieneś mnie namawiać żebym tego nie robił.
- A co ja niby jestem? – przybysz skrzywił się. – Anioł jakiś czy co? – Odwrócił głowę i splunął porządnie, mamrocząc przy tym: - tfu, ja tego słowa nie wypowiedziałem, tfu, tfu, będę musiał sobie język wyszorować. – Po czym odwrócił się do nieszczęśnika na moście i powiedział: - to skaczesz w końcu czy nie? Spieszy mi się trochę.
- Skoro nie chcesz mnie odwieść, to po co tu jesteś?
- Po twoją dusze. Mam ją zabrać do piekła.
- Słucham? – To co usłyszał było tak nieprawdopodobne, że o mało co nie wypuścił barierki z rąk. Szybko objął ją i prawie się do niej przytulił. – Coś ty powiedział?
- Głuchy jesteś, czy co? – Przybysz skrzywił się. – Jestem diabłem i przybyłem po twoją duszę. Jak zapewne wiesz, samobójcy idą do piekła. Więc z łaski swojej pośpiesz się i skacz, bo mi zaraz dupa zamarznie. Chciałbym już wrócić do mojego przytulnego i gorącego domku w piekle.
- Ty jesteś chyba psychiczny. Myślisz, że uwierzę w te bzdury? – zakpił chłopak.
- Tak myślałem – westchnął nieznajomy. – A co powiesz na to? – w tym momencie jego wygląd zmienił się. Przystojna twarz zniknęła, a zamiast niej pojawiła się okropna fizjonomia z wściekle czerwonymi oczami, parą kłów i fantazyjnie wykręconych rogów. Czarne spodnie i koszula znikły, a zamiast nich pojawiła się długa do ziemi szata, także czarnego koloru, z szerokimi rękawami i złotymi lamówkami. Jednakże najbardziej przerażające były ogromne błoniaste skrzydła zakończone szponami. – Jestem Azael – powiedział nieznajomy głębokim, jakby dochodzącym z głębi studni, głosem – demon trzeciej kategorii.
Chłopak przerażony jeszcze bardziej przylgnął do barierki, zamknął oczy i zaczął ze strachem mamrotać:
- To nie może być prawda, to nie może być prawda. To tylko sen.
- Niestety rozczaruję cię, to nie jest sen. – Chłopak ostrożnie otworzył oczy. Na szczęście intruz wyglądał tak jak wcześniej. Odetchnął z ulgą. – Jeśli nie wierzysz, to mogę cię uszczypnąć.
- Raczej podziękuję – mruknął chłopak.
- To jak, kończysz to i idziemy do piekła? – spytał Azael.
- Nie jestem pewien – bąknął niedoszły samobójca.
- No bez jaj! – demon wyraźnie się zdenerwował. – To ja tu sobie dupę odmrażam, a ty mi na koniec mówisz „nie jestem pewien”?
- A co ty byś chciał?! – zirytował się chłopak. – To poważna decyzja!
- Do ciasnej dupy anielicy! – Azael był coraz bardziej zirytowany. – Toś ty tego nawet nie przemyślał?!
- Przemyślałem! – wrzasnął chłopak. – Ale teraz mam wątpliwości!
- Rany, Krzysiek, jesteś gorszy niż baba.
- Skąd wiesz jak mam na imię? – zdziwił się głupio chłopak.
- No przecież jestem demonem, nie? – Wyciągnął z kieszeni niewielki notesik. – Mam tu wszystko o tobie zapisane. – Zaczął czytać: - Krzysztof Nawacki, lat 17, znak zodiaku: skorpion, zamieszkały: Warszawa, ulica świętego Wojciecha 3/6, wzrost 172 centymetry, waga 70 kilo, włosy czarne, oczy piwne, praworęczny, uczęszcza do drugiej klasy Liceum imienia Stanisława Staszica, homoseksualista, bez partnera, prawiczek, rodzeństwo: starszy brat. Coś przegapiliśmy? – zapytał zamykając notesik.
- Nie jestem prawiczkiem – mruknął Krzysiek. – Mam już „to” za sobą.
- Nie rozśmieszaj mnie, dobra? To coś, co odstawiłeś z tym kolesiem, jak mu tam, a, Wojtek, nazywasz inicjacja seksualną? Tylko mu się spuściłeś na dupę, zanim do czegokolwiek doszło. Żenada totalna.
- Nie musisz mi o tym przypominać – mruknął Krzysiek zawstydzony. – A tak w ogóle, to ostatnio schudłem, ważę teraz 65 kilo.
- Dobrze wiedzieć – mruknął Azael, wyciągnął notesik i coś w nim zanotował. - No dobra, to wracamy do punktu wyjścia. Skaczesz w końcu czy nie?
- No nie wiem – bąknął niepewnie.
- Rany – jęknął Azael. – No dobra, pomogę ci podjąć decyzję.
- Niby jak? – zapytał nieufnie.
- A tak – odparł demon i pstryknął palcami. W tym momencie sceneria zmieniła się. Znajdowali się w jakimś pokoju.
Chociaż jedyne światło pochodziło od ognia na kominku, to jednak Krzysiek wyraźnie widział standardowe umeblowanie oraz zastawę dla dwóch osób na stole.
- Gdzie my jesteśmy? – zainteresował się.
- To mój domek letniskowy na obrzeżach piekła – odparł Azael, nalewając do stojących na stole kubków jakiegoś płynu z termosu. - Całkiem przytulny, nie uważasz?
- Może być – bąknął Krzysiek niepewnie.
- No wiesz – obruszył się Azael – tylko tyle?
- A czego byś chciał? – Wzruszył ramionami. – Chata jak chata.
- Patrzcie jaki wybredny – mruknął Azael pod nosem, a na głos dodał, wskazując na stół: - Poczęstujesz się? No wiesz, ostatni posiłek przed śmiercią. – Wyszczerzył zęby.
- Bardzo zabawne – sarknął Krzysiek.
- Rozumiem, że to oznacza „nie”? To może trochę czekolady? – wyciągnął w stronę rozmówcy parujący kubek, a widząc sceptyczne spojrzenie, dodał: - No co? To już demon nie może lubić czekolady?
Krzysiek bez słowa wziął kubek.
- Więc co teraz?
- Pomyślmy – Azael zajrzał do swojego notesika i zaczął mruczeć pod nosem, coś notując: - hmm, to już było, na to jeszcze za wcześnie, tego może nie trzeba będzie ruszać, a już wiem – ucieszył się wyraźnie.
- Przepraszam, że pytam – odezwał się Krzysiek nieśmiało – ale ilu ludzi ty już zabrałeś do piekła?
- A bo co? – popatrzył nieufnie.
- No bo korzystasz ze ściągawki. Tak jakbym był twoim pierwszym.
- A, to. – Demon machnął lekceważąco ręką. – To na wszelki wypadek. Mam szefa strasznego służbistę. Za najmniejsze przewinienie każe się przez tydzień moczyć w kadzi z gorącą smołą. A to tylko wtedy, gdy ma dobry humor. Jak ma paskudny to wymyśla jeszcze gorsze tortury. A on ma zwykle paskudny humor – westchnął cierpiętniczo.
- Kadzie z gorącą smołą? – Zdziwił się. – Myślałem, że w piekle cos takiego to norma i że diabły to lubią.
- Daj spokój, jak można lubić coś takiego? To jest ohydne, lepi się, że już o smrodzie nie wspomnę. Muszę się później z tego przez cały dzień szorować, a moje piękne skrzydła są takie delikatne i wrażliwe. - Krzysiek zaczął się nagle śmiać. – No i z czego się śmiejesz?
- Zabawny jesteś.
- Ja? Niby gdzie?!
- Twierdzisz, że jesteś demonem, a zachowujesz się jak jakaś damulka.
- No i co z tego? – demon naburmuszył się. – Nie wszystkie diabły są takie jak w tych waszych opowieściach, którymi straszycie dzieci. My też jesteśmy wrażliwi i czuli.
- Akurat – mruknął jakoś tak bez przekonania.
- No dobra, koniec tych pogaduszek. Muszę cię przekonać, żebyś w końcu skoczył. Wtedy będę mógł zabrać twoją duszę. – Podszedł do regału i przez chwilę wodził palcem po książkach, mamrocząc cos pod nosem. W końcu wyciągnął trzy na raz. Przeszedł przed kominek, położył książki na podłodze, postawił obok nich kubek z czekoladą, a następnie ściągnął z kanapy poduszki i rzucił je na podłogę na leżącą tam skórę jakiegoś nieznanego Krzyśkowi zwierzęcia. Położył się na brzuchu i przez chwilę mościł. W końcu uśmiechnął się zadowolony. Spojrzał na gościa i poklepawszy miejsce obok siebie, powiedział: - Bierz poduszki i chodź.
Krzysiek bez słowa zrobił co Azael kazał. Tymczasem demon wziął pierwszą z brzegu książkę. Krzysiek wyraźnie zobaczyła tytuł: „Dlaczego Krzysztof Nawacki chciał się zabić?”
- Co to takiego? – zainteresował się.
- Chyba umiesz czytać, nie? – burknął demon. – Zaraz zobaczymy jakie nudne było twoje życie, że aż postanowiłeś się zabić.
- A nie powinieneś nas przenieść tak jak to zrobiłeś wcześniej? No wiesz, przenosisz mnie w jakieś miejsce z mojej przeszłości i pokazujesz mi to, czego nie pamiętam, a potem przenosimy się do następnego miejsca i tak dalej.
- A niby dlaczego? – zdziwił się.
- A nie tak to działa?
- Nie. To konkurencja sobie tak wymyśliła. My mamy wolną rękę. Ja osobiście wolę książki, przynajmniej nie muszę się ruszać sprzed kominka.
- Konkurencja?
- Rany – westchnął Azael – aleś ty dociekliwy. No konkurencja. Ci tam – wskazał w górę, a potem ułożył odpowiednio ręce i zamachał nimi jakby były jakimiś skrzydłami.
- Aaaa, rozumiem.
- No to świetnie. To co, wracamy do książki? A, nie, czekaj.
- Co jest?
Azael pstryknął palcami i pojawił się przed nimi talerz z ciasteczkami.
- Zupełnie o tym zapomniałem. Moje ulubione – wyszczerzył się. – Ludzie mają całkiem dobre słodycze. No dobra, to zaczynamy. – Otworzył książkę. Na pierwszej kartce był kolejny napis: „Rozdział pierwszy – dom”. Przewrócił kartkę. Na następnej można było zobaczyć przesuwające się obrazy, niczym w kinie.
Krzysiek pochylił się nad książką i zobaczył siebie, jak wraca ze szkoły. Na kolejnej kartce widać było jak czyta książkę. Na kolejnej grał na komputerze, na następnej kłócił się z rodzicami.
- O, a to moje ulubione – Azael uśmiechnął się przewracając kartkę. Na następnej można było zobaczyć jak Krzysiek się masturbuje.
Chłopak zaczerwienił się i nerwowym gestem przewrócił kartkę. Pojawił się kolejny napis: „Rozdział drugi – szkoła”. Na kolejnych kartkach można było zobaczyć przesuwające się obrazki jak siedzi sam w ostatniej ławce, jak dostaje papierowymi kulkami, gdy rozwiązuje zadanie przy tablicy, jak siedzi sam pod oknem, jak próbuje rozmawiać z innymi, ale widać, ze tamci robią to z przymusu. Dalej widać było jak inni umawiają się na wspólną zabawę, ale bez niego, jak wraca sam do domu. Na kolejnej kartce zobaczyli kolejny napis: „Rozdział trzeci – przyjaciele”
- Hm, ciekawe czemu tu tak pusto – mruknął Azael kartkując dalej książkę. – Może dlatego, że nie masz żadnych przyjaciół? – popatrzył uważnie na Krzyśka. – Strasznie nudne to twoje życie. Ja się nie dziwię, ze chciałeś się zabić.
- Wcale nie jest nudne, odpowiada mi takie – mruknął Krzysiek.
- Czyżby? To dlaczego chciałeś skoczyć z tego mostu?
- Nie twój interes.
- No dobra, to może teraz obejrzymy sobie inną książeczkę. – Odłożył książkę i wziął kolejną, jednocześnie pogryzając ciastko. – Mniam, miodzio w gębie.
Kolejna książka miała tytuł: „Co by było gdyby Krzysiek Nawacki się nie urodził”. W pierwszym rozdziale mogli zobaczyć jak jego starszy brat chodzi najpierw do prywatnej szkoły, potem na prestiżowe studia, a na koniec dostaje nagrodę od burmistrza. Rodzice przez cały czas uśmiechali się do niego i przyjmowali gratulacje od znajomych. znajomych drugim rozdziale widać było jak w ławce, którą zwykle on zajmuje, siedzi jakiś obcy chłopak, otoczony przez innych, z rozbawieniem o czymś opowiadający. W rozdziale o przyjaciołach znowu były tylko puste kartki.
- No, tu akurat nic się nie zmieniło – mruknął Azael zamykając książkę. – Jak widzisz, bez ciebie inni by się świetnie bawili.
- Właśnie widzę – wyszeptał Krzysiek i spuścił głowę. – Czasami myślę, że lepiej by było gdybym jednak się nie urodził.
- Czyli co, wracamy na ten most, ty skaczesz, a ja zabieram twoja duszę?
Krzysiek tylko pokiwał głową. Azael pstryknął palcami i momentalnie znaleźli się na moście, z tym, że Krzysiek znowu po drugiej stronie barierki. Przerażony kurczowo złapał się barierki.
- Oszalałeś?! – krzyknął przerażony. – Mogłem się zabić!
- Nie rozumiem, o co się czepiasz – Azael wzruszył ramionami – i tak prędzej czy później umrzesz.
- Nie wiem czy chcę.
- Co proszę?! – zapytał Azael nieco histerycznym tonem. – To ja ci pokazuję powody dla których powinieneś skoczyć, a ty mówisz, że nie wiesz czy chcesz?!
- To poważna decyzja! – wykrzyknął Krzysiek. – Muszę to jeszcze przemyśleć. Może jednak jest ktoś, kto by… - zająkał się. – Chcę się przekonać – dodał przechodząc przez barierkę i stając bezpiecznie na moście.
- Ty se chyba jaja robisz! – wrzasnął Azael i złapał chłopaka za koszulę na piersiach. – To ja tu marnuję czas, a ty się rozmyślasz?!
- Puść mnie! – wrzasnął histerycznie Krzysiek i wyszarpnął się. – To moja sprawa czy się zabiję czy nie, a ty nie masz tu nic do gadania!
- Właśnie, że mam! – w tym momencie twarz Azaela zmieniła się w tą przerażającą, którą pokazał wcześniej. – w tej chwili pójdziesz tam i skoczysz! Rozumiesz?!
- Nie! Nie zmusisz mnie do tego! – krzyknął Krzysiek i zaczął uciekać.
Azael stał w miejscu i patrzył na malejącą sylwetkę chłopca. W pewnym momencie uśmiechnął się szeroko. Sięgnął do twarzy i po chwili ściągnął z twarzy gumową maskę ukazując tą sama miłą twarz co wcześniej.
- No i czego się tak idiotycznie szczerzysz? – usłyszał nagle za plecami groźny męski głos. Odwrócił się nerwowo i zobaczył wysokiego czarnowłosego mężczyznę w białym garniturze z gniewnie zmarszczonymi brwiami.
- O, szef – wystękał i nerwowo przełknął ślinę. Mężczyzna wyciągnął rękę i strzelił chłopaka w kark. – Znaczy, archanioł Gabriel – młodzian poprawił się szybko. – Co pan tu robi?
- Obserwuję ciebie. To chyba oczywiste. Mam zdecydować co dalej.
- Znaczy, że dostanę te skrzydła? – wyciągnął rękę.
- Nie.
- Dlaczego? – spytał z pretensją w głosie. – Przecież sprawiłem, że nie skoczył. Należą mi się te skrzydła.
- Na razie nie skoczył. Jutro może znowu tu przyjść, albo wymyślić coś innego.
- No to co mam zrobić żeby dostać te skrzydła?
- Sprawić, że zapragnie żyć. I przede wszystkim zdejmij tą maskę z twarzy.
Azael spojrzał niepewnie na trzymaną w ręku maskę, a potem na Archanioła Gabriela i zobaczył jak tamten wpatruje się w miejsce gdzie zniknął Krzysiek i uśmiecha się półgębkiem. Rozszerzył oczy ze zdumienia. Właśnie zobaczył coś, co nigdy się nie zdarzało. Archanioł Gabriel właśnie powiedział coś śmiesznego i uśmiechnął się nawet. Koniec świata jest blisko…
***
Szybko pokonał cztery piętra. Na chwilę przystanął przed drzwiami, żeby złapać oddech. Jak dobrze, ze gdy wychodził, to nie zamknął drzwi na klucz, chociaż wtedy w ogóle o tym nie myślał. Przyłożył ucho do drzwi, jednak nic nie usłyszał. Ostrożnie otworzył drzwi, przez cały czas nasłuchując z bijącym sercem. Na szczęście nic nie usłyszał. Szybko wszedł do środka. Nie zapalając nawet światła, ściągnął buty i macając w koło powoli ruszył do swojego pokoju. Udało mu się dotrzeć bez przeszkód. Odetchnął z ulgą jak tylko zamknął drzwi. Kiedy wychodził, rodzice już spali i wychodzi na to, ze jak do tej pory żadne z nich się nie obudziło. Szybko się rozebrał i wskoczył pod kołdrę. Rany, to była porąbana noc. A chciał tylko skończyć ze sobą. Czy ten dziwny facet musiał się pojawić akurat wtedy, kiedy prawie już się zdecydował? Przez niego cały plan diabli wzięli. A był bardzo prosty: wymknąć się cichcem z domu, dostać się na najbliższy most i skoczyć. I skończyć to całe bezsensowne życie. A tak… nie był pewien czy odważy się na to drugi raz. Westchnął ciężko. Zamknął oczy. Chwilę potem spał. Spał i nie widział postaci, która nagle się pojawiła w jego pokoju. To Azael. Przez chwilę stał patrząc na śpiącego, po czym podszedł po cichu do łóżka. Poprawił kołdrę, przykrywając dokładniej Krzyśka i delikatnie pogłaskał go po policzku.
- Dostanę te skrzydła, a ty mi w tym pomożesz – wyszeptał, po czym przesunął dłonią nad twarzą śpiącego. Po chwili można było zobaczyć jak znika z niej napięcie i pojawia się uśmiech. – Śnij. Sny mają potężną moc, przynoszą ukojenie i nadzieję. A czasami nawet się spełniają. – Na koniec delikatnie pocałował śpiącego w czoło i zniknął tak samo jak się pojawił.
Następnego dnia rano, kiedy budzik zadzwonił, Krzysiek nie chciał się budzić. Chciał dalej śnić ten cudowny sen. Niestety brutalna rzeczywistość szybko sprowadziła go na ziemię. Brutalna rzeczywistość w postaci matki, która weszła do pokoju mówiąc:
- Wstawaj Krzysiek, czas do szkoły.
- Wiem, wiem, już wstaję – stęknął i podniósł się z łóżka.
Szybko się umył i poszedł do kuchni.
- Coś ty dzisiaj taki radosny? – zapytała podejrzliwie matka podając mu śniadanie.
- Ja? Wydaje ci się – mruknął wbijając zęby w kanapkę.
Matka tylko popatrzyła dziwnie na niego, ale nic nie powiedziała.
Po skończonym śniadaniu Krzysiek powlókł się do szkoły. I chociaż, im bliżej był, tym więcej znajomych twarzy go mijało, to jednak nie zamienił z nikim słowa, nawet zdawkowego „cześć”. Bez pośpiechu zmienił obuwie i powlókł się do klasy. Przechodząc do swojej ławki burknął parę razy „cześć”, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Nie zdziwiło go to, ani nawet nie zasmuciło. Przyzwyczaił się już do tego.
Odezwał się dzwonek i wszyscy bez pośpiechu usiedli na swoich miejscach. Pierwsza była lekcja wychowawcza. Krzysiek w tym czasie zwykle się wyłączał, błądząc myślami w sobie tylko znanych miejscach. Na tek lekcji nie było nigdy nic, co mogłoby go zainteresować. Jednak nie tym razem. Zaraz po tym, jak wychowawczyni sprawdziła listę, do klasy weszła dyrektorka, a z nią jakiś chłopka. Krzysiek aż zdębiał, kiedy go zobaczył. Azael? A więc to wszystko to nie był sen? Co on tutaj robi?
- Poznajcie nowego kolegę. Przedstaw się – dyrektorka zwrócił się do nowego.
- Cześć wam. Nazywam się Artur Azerski. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. – I uśmiechnął się szeroko.
- To ja w takim razie zostawiam cię z twoimi nowymi kolegami – powiedziałą dyrektorka, po czym wyszła.
- No dobrze, to gdzie my cię posadzimy? – nauczycielka rzuciła okiem na klasę, lecz nie zdążyła podjąć decyzji, gdy nagle nowy uśmiechnął się szeroko i krzyknął entuzjastycznie:
- Krzysiu! – Po czym rzucił się w stronę wciąż zszokowanego Krzyśka. Złapał go za szyję i mocno uściskał. – Jak ja się cieszę, ze cię widzę! Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem!
- To wy się znacie? – zdziwiła się nauczycielka.
- No pewnie – Artur wyszczerzył zęby w uśmiechu. – To mój mąż.
Wszyscy w klasie roześmiali się.
- Mąż? – Nauczycielka była zdezorientowana.
- No – pokiwał energicznie głową. – Jak byliśmy mali, to Krzysiu zawsze mnie bronił. I jak wyjeżdżałem z rodzicami do innego miasta, to powiedział, że jak będzie duży, to się ze mną ożeni. On jest moim rycerzem, jak mógłbym mu odmówić?
Kolejny wybuch niekontrolowanego śmiechu przeleciał po klasie.
- No dobrze, pośmialiśmy się, a teraz czas wracać do lekcji – stwierdziła wychowawczyni. – Zajmij miejsce, gdzie chcesz.
- Tylko z moim Krzysiem – odparł stanowczo, siadając w ławce.
- Jak uważasz – odparła nauczycielka i wróciła do lekcji. I tylko ciche chichoty oraz rzucane w ich stronę rozbawione spojrzenia mówiły, że w ogóle cokolwiek przerwało porządek lekcji.
- Co ty odpierdalasz? – syknął cicho Krzysiek, który dopiero teraz odzyskał zdolność myślenia i wysławiania się. – I w ogóle co ty tu robisz?
- Mam zamiar zabrać twoją duszę do piekła – wyszeptał półgębkiem Artur, wciąż się uśmiechając. – Nie myśl, że tak łatwo ci odpuszczę.
- Zapomnij – warknął Krzysiek. – Właśnie zmieniłem zdanie.
- Nie odpuszczę, dopóki nie dostanę tego, co chcę.
- Pomarzyć to ty se możesz – warknął Krzysiek.
- Przyczepię się do ciebie niczym kleszcz.
I tak szeptali do siebie do końca lekcji. Kiedy zabrzmiał dzwonek i nauczycielka wyszła z klasy, wszyscy otoczyli ławkę Krzyśka. I zaczęło się wypytywanie. Artur cierpliwie i z uśmiechem odpowiadał na wszystkie pytania, przez cały czas trzymając się ręki Krzyśka.
- Coś ty się tak do niego przykleił? – zapytał nagle jeden z chłopaków.
- A bo jak go puszczę, to mi znowu ucieknie na dziesięć lat i się ze mną nie ożeni, tak jak obiecał.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Niezły jajarz z ciebie, ale możesz już przestać się wygłupiać.
- Ja wcale się nie wygłupiam – Artur naburmuszył się i przytulił do Krzyśka, który próbował go od siebie odepchnąć, lecz nie udawało mu się to.
- Odwal się w końcu ode mnie! – syczał Krzysiek przez cały czas.
- No widzisz, on cię nie chce – kpiła jakaś dziewczyna.
- To nie prawda! On mnie chce, tylko się wstydzi. Prawda, Krzysiu? – spojrzał maślanymi oczkami na Krzyśka.
- Zabiję cię – wysyczał zapytany, próbując się uwolnić.
- Nie możesz! – wykrzyknął. – Po tym jak skradłeś moje dziewictwo, musisz się ze mną ożenić!
W klasie zapanowała konsternacja.
- To wy już to zrobiliście? – w końcu ktoś zapytał niepewnie.
- „To”, znaczy co? – zapytał Artur.
- No, seks.
Artur uśmiechnął się rozanielony.
- No, jak wyjeżdżałem, Krzysiu mnie pocałował. Gorąco i głęboko!
W klasie zapanowała konsternacja, a po chwili ktoś wybuchnął śmiechem. Inni momentalnie poszli za jego przykładem.
- Artur, ty jesteś taki naiwny czy próbujesz zrobić z nas idiotów? – syknął jeden z chłopaków.
- Ja? Dlaczego tak uważasz? – zapytany zrobił nieszczęśliwą minę. Niestety nie otrzymał odpowiedzi, bo właśnie zabrzmiał dzwonek oznajmiający kolejną lekcję.
Na wszystkich przerwach, jakie zostały do końca dnia, Artur nie odstępował Krzyśka, wpatrując się w niego maślanymi oczkami i głupkowato się uśmiechając. I za nic miał kpiące spojrzenia i głupie komentarze w wykonaniu kolegów z klasy. A kiedy lekcje się skończyły, uczepił się krzyśkowego ramienia i mimo jego wyraźnych protestów i przy udziale kpiących komentarzy klasy, ruszył z nim do domu.