Zaparz mi herbatę 6
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 28 2012 16:29:03
Rozdział 6:


– Zgody na wyjazd proszę położyć na moim biurku, tutaj – wychowawczyni wskazała ręką lewy narożnik – a pieniądze dać prosto do mnie. Tylko po kolei! Muszę was wpisać na listę! – zaznaczyła głośno i wyraźnie, a potem całe rzesze uczniów zaczęły się ustawiać w kolejce przed nią.
Łukasz westchnął pod nosem, nie ruszając się z miejsca. Po co miał stać i pchać się w tym tłumie, skoro kolejność nie miała znaczenia? Wolał posiedzieć jeszcze chwilę i podejść dopiero, jak będzie pusto. Niby taka dobra szkoła, a pchają się jak kibole po bilety na mecz. Idioci.
Jak łatwo wywnioskować, Łukasz miał gorszy dzień, co odbijało się nie tylko na nim, ale również na jego otoczeniu. Warczał na wszystko i wszystkich, łącznie z Sebastianem, co tego drugiego nie tylko irytowało, ale również intrygowało.
– Co jest? – dociekał przez cały dzień, nie zrażając się, kiedy Łukasz najpierw go spławiał, potem na niego wrzeszczał, aż wreszcie zaczął wyzywać od niedorozwiniętych, ckliwych i natrętnych ciot. Sebastian zareagował życzliwym śmiechem, co na dobre zbiło Łukasza z tropu.
– Widzę, że to naprawdę coś poważnego – stwierdził jedynie jego przyjaciel, podsumowując łukaszowy humor.
– A nie możesz przyjąć do wiadomości, że po prostu mam cię dosyć i chcę pobyć sam, bez ciebie, więc zrób mi tę przyjemność i idź w cholerę! – odwarknął ciemnowłosy całkowicie poważnie. W tamtej chwili naprawdę był zły, że Sebastian za nic nie chciał się do niego zrazić.
– Nie, bo wiem, że nie o to naprawdę ci chodzi – odparł Sebastian, również przybierając poważniejszy wyraz twarzy.
– Seba, spierdalaj – odparł Łukasz, siadając na szkolnym parapecie, bo był wyjątkowo nisko, kładąc na nim stopy i obejmując kolana dłońmi. – Po prostu spierdalaj, bo zaraz powiem coś gorszego niż to, że jesteś ckliwą ciotą, a potem będę tego żałował.
– Nie zostawię cię samego, kiedy masz zły humor – zaoponował jego przyjaciel stanowczo, składając ręce na piersiach i patrząc na Łukasz z góry.
– Nie, zostaw mnie – mruknął ciemnowłosy, wpatrując się w swoje stopy. – Bo myślisz, że to coś ważnego i w ogóle, że mam taki zły dzień, a ja mam gorszy dzień ot tak, po prostu i to głupie i wszystko mnie wkurwia do potęgi n-tej, chociaż wiem, że to ani nie twoja wina, ani tych wszystkich innych osób, które normalnie mnie nie wkurwiają, ale dzisiaj tak – wymamrotał na jednym oddechu.
– Ale na pewno jest ważne! – Sebastian pokręcił głową. – Chociażby dlatego, że wprawia ciebie w zły nastrój – powiedział. – A że masz tak dzisiaj cały dzień, to naprawdę musi mieć to coś znaczenie. – Łukasz już otwierał usta, by przerwać przyjacielowi, ale ten podniósł tylko rękę, żeby go uciszyć, a potem kontynuował: - Nawet, jeśli dla innych mogłoby się wydawać głupie, to dla ciebie musi być ważne – oznajmił. Łukasz jeszcze przez chwilę patrzył mu prosto w oczy. Sebastian nie odwrócił wzroku.
Po chwili Łukasz jakby ocknął się i spuścił nos na kwintę. Jego przyjaciel westchnął.
Wtedy zadzwonił dzwonek.
– Dobra, to robimy tak – powiedział Sebastian, patrząc na ciemnowłosego stanowczo i nie dając mu możliwości sprzeciwu. Łukasz podniósł niepewnie oczy. – Idziemy na w-f, udajemy, że ćwiczymy, a potem leziesz prosto do mojego domu, gdzie cię upiję zaprawioną procentami kawą, żeby wszystko z ciebie wyciągnąć. Jasne?
Łukasz nie odpowiedział.

Równo o czternastej dwadzieścia pięć zabrzmiał ostatni dzwonek, a pięć minut później ze szkoły wypadł jak burza Sebastian, ciągnąc za sobą przyjaciela.
– Seba no, daj mi spokój – jęknął ciemnowłosy, ale już nie tak stanowczo, jak na początku, bo wiedział, że nie ma to już sensu. Z takimi upartymi osłami jak jego przyjaciel nie warto było walczyć, kiedy już sobie coś wbiją do głowy.
– To tylko kilka przystanków i nie wymiguj się, wiem, że dzisiaj nie masz zajęć dodatkowych – odparł Sebastian. Już od dawna znał plan dnia swojego kumpla na pamięć.
Łukasz, chcąc nie chcąc, a raczej nie mając wyjścia, wlazł za ciemnowłosym do tramwaju. Dlaczego nikt nie traktuje jego wyzwisk na poważnie?!

Kiedy już dojeżdżali na odpowiedni przystanek, zaczęło kropić. Kapuśniaczek bardzo często przestaje padać zaraz po tym, jak się zacznie, jednak wtedy pogoda miała inne plany. Chociaż dom Sebastiana był tylko pięć minut piechotą od przystanku, on i Łukasz pod koniec drogi musieli biec osłaniając twarze dłońmi – tak mocno wiatr zacinał coraz mocniejszym deszczem. Na progu stanęli doszczętnie przewiani i mokrzy.
– A miało być tak pięknie – mruknął Sebastian, ścierając krople deszczu z twarzy swoim szalikiem.
– Jakoś humor mi się dzięki temu nie poprawił – mruknął Łukasz, rzucając kurtkę na wieszak. Jego przyjaciel, zerkając na niego kątem oka, dostrzegł, że chyba jednak było wręcz odwrotnie.
– Herbatę z cytryną, czy bez? – zapytał Sebastian idąc do kuchni.
– Z – odparł enigmatycznie Łukasz. – Zimno tu – dodał, pocierając ramiona dłońmi.
– Zaraz coś na to zaradzimy. – Chociaż Łukasz nie mógł widzieć Sebastiana, po samym głosie mógł rozpoznać, że się uśmiechał.

Po kilku minutach Sebastian wkroczył do swojego pokoju nie tylko z dwoma kubkami herbaty, ale również z dwiema parami kolorowych, wełnianych skarpet przewieszonych przez przedramię.
– Żartujesz? – zaśmiał się Łukasz, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Bynajmniej! – odparł donośnie Sebastian, rzucając mu jedną z par. – Tylko najlepiej ubrać je na normalne skarpetki, bo jakbyś włożył na bose nogi, to by cię strasznie gryzły. Wiem z własnego doświadczenia.
– Skąd masz? – spytał ciemnowłosy, pomimo wstępnej niechęci wciągając wełniaki na stopy. Poruszył kilka razy palcami, żeby skarpetki się lepiej ułożyły.
– Ręcznie robione przez mistrzynię nad mistrzyniami, czyli moją babcię – oznajmił Sebastian, siadając na własnym łóżku obok przyjaciela. Przy okazji postawił na nocnej szafce dwa kubki z herbatą.
– Ty masz babcię? – zdziwił się Łukasz w pierwszym odruchu.
Sebastian zaczął się śmiać. Po części dlatego, że najwyraźniej zły humor Łukasza przeminął z wiatrem, ale także z powodu samego pytania.
– Tak, Łukaszku, mam babcię. A nawet dziadzia – powiedział z rozbawieniem, zwracając się do przyjaciela jak do dziecka. – Bo nie wiem, czy wiesz, ale każdy człowiek ma mamusię, tatusia, dwie babciusie i dwóch dziadziusiów. Fakt, że jestem gejem, nie znaczy wcale, że wyklułem się z jaja – dodał z szerokim uśmiechem. Oczywiście pytanie Łukasza niczego takiego nie sugerowało, ale Sebastian lubił się nabijać z jego niewiedzy o tęczowej rzeczywistości i bardzo często mu z tego powodu dogryzał.
Łukasz ostentacyjnie wywrócił oczami.
– Jej no, chodziło mi o to, że nigdy o niej nie słyszałem – wyjaśnił, ignorując zaczepki przyjaciela. Może i najgorszy humor już mu minął, ale to wcale nie oznaczało, że miał ochotę na takie zaczepki.
– Bo nie pytałeś. – Sebastian wzruszył ramionami. Po chwili skrzywił się nieco i przyznał: – Chociaż to też prawda, że nie mam z nią zbyt wielkiego kontaktu.
– Mówisz o tej ze strony ojca, czy matki? – zainteresował się Łukasz.
– Ze strony ojca – odparł. – Ale to wszystko jest dość pokręcone – mruknął.
Przyjaciel posłał mu pytające spojrzenie, więc Sebastian zaczął wyjaśniać:
– O swoim ojcu wiem niewiele. Tylko to, że mam jego geny. Moje nazwisko jest po matce, bo nigdy nie wzięli ślubu. Tak w ogóle to chyba zniknął, kiedy tylko się zorientował, że zegar tyka a dziewięć miesięcy to bardzo krótko. Zwiał gdzieś za granicę i ślad się po nim urwał, z resztą moja mama i tak machnęła na gnoja ręką. Nie było łatwo, ale wolała polegać na sobie. Dziwnie się zaczyna dopiero później, bo chociaż ojciec zwiał, to moja babcia nie odwróciła się ode mnie tak, jak on. Poza tym, kiedy on wyjechał, przestał utrzymywać kontakt także i z nią. No ale faktem jest, że pomogła mojej mamie stanąć jakoś na nogi. Za to moja druga babcia wywaliła mamę za próg, kiedy tylko zorientowała się, że ma brzuch a nie ma męża. To była mała wioseczka, wiesz… – mruknął Sebastian.
– Czekaj – powstrzymał go na moment Łukasz, żeby przetrawić zdobyte informacje. – Mieszkasz z matką, a ojca nie znasz, za to z babciami jest zupełnie na odwrót, tak? Ta od mamy urwała kontakt, a ta od taty stara się go utrzymać? – podsumował.
– Dokładnie tak – odparł ciemnowłosy. – Chociaż ostatnio, jak już mówiłem, z babcią trochę ten kontakt osłabł. Głównie dlatego, że się trochę pożarły z mamą o ten wyjazd do Szczecina.
– Była przeciwna, co?
– Tak. Stwierdziła, że źle mi zrobi zmiana szkoły i środowiska, poza tym to… To bardzo obyta w świecie kobieta i uznaje Szczecin za… Jakby to ująć…
– … Zadupie? – podsunął Łukasz ze śmiechem. Sebastian wzruszył ramionami.
– No, zadupie. Chociaż sama ma mieszkanie na obrzeżach Poznania… Aczkolwiek traktuje ten dom jak jakąś działkę wypoczynkową, tak jak niektórzy mają takie na mazurach… Czaisz?
– Czaję, czaję. A ty jak na to patrzysz? – zapytał nagle Łukasz. – Już kilka miesięcy minęło. Cieszysz się, że mieszkasz w Szczecinie, czy wolałbyś nigdy nie wyjeżdżać z Wawy? Wal śmiało, nie obrażę się – zaznaczył z uśmiechem.
– Trudne pytanie – uznał Sebastian, przeczesując dłonią włosy. – Wiesz, mam znajomych i tutaj i tam. W Warszawie jest cała moja paczka, Igor, Krzysiek i Kinga, których poznałeś i Em, której nie poznałeś. Nie było tam idealnie – stwierdził, krzywiąc się nagle, jakby sobie przypomniał o czymś niemiłym – ale to moje życie. Przynajmniej do stycznia tego roku. A teraz jest Szczecin i tu też mam znajomych, a nawet przyjaciół. Jakoś się tutaj zaaklimatyzowałem i polubiłem to miasto. To trochę tak, jakbym jedno życie miał w realu, a drugie w matrixie. Śmieszne uczucie.
– Nie odpowiedziałeś na pytanie, mistrzu dyplomacji – przyszpilił go Łukasz, taksując uważnie spojrzeniem.
– Dobrze jest, jak jest – uznał po chwili milczenia Sebastian z uśmiechem.
– No. Prawidłowa odpowiedź! – Zaśmiał się jego przyjaciel, sięgając ciemnowłosemu przez ramię i bezczelnie dopijając resztkę herbaty z jego kubka.
– Gdzie z tym pyskiem, no gdzie?! – oburzył się gwałtownie Sebastian. Łukasz w odpowiedzi tylko się uśmiechnął – bynajmniej nie przepraszająco.
– Dobra, to skoro już o rodzinach rozmawiamy, powiedz mi coś o swojej – zagadnął po chwili gospodarz, chcąc pociągnąć temat.
– No, jest dość spora – zaczął Łukasz po chwili milczenia. – Nie ze wszystkimi utrzymuje się kontakt, ale i tak to cholernie dużo luda – oznajmił w zamyśleniu. – Najprościej można by to ująć tak: babcia Łucja i dziadek Ernest, z rodziny Bogdanek, bo to jest panieńskie nazwisko mojej mamy. Właśnie z rodziną od niej głównie się widujemy. Moja mama – Ula – wyszła za mojego tatę, Bartka Maleńczuka i w ten sposób świat zyskał mnie. – Łukasz kciukami wskazał na siebie z szerokim uśmiechem. – Poza tym jest jeszcze rodzeństwo mamy, czyli ciocia Natalia i wujek Błażej. Od cioci Natalii mam dwóch kuzynów, Dominika i Przemka, a od wujka jest Oskar, niech go szlag wreszcie trafi – westchnął.
– A faktycznie, mówiłeś coś o swoich kuzynach – przypomniał sobie Sebastian nagle. – To do nich jeździcie w weekendy, nie? Mieszkają gdzieś pod Szczecinem, prawda?
Łukasz kiwnął głową potakująco.
– Tak, w niedziele przeważnie odwiedzamy Przemka i Dominika. Oni, ciocia Natalia i jej mąż mieszkają z dziadkami, więc tam zawsze zbiera się reszta rodziny.
– Przemek jest najstarszy, tak? Ile ma lat? – zaciekawił się.
– U nas jest dość śmiesznie, bo idziemy po kolei, co rok – zaśmiał się Łukasz i zaczął wymieniać: – Oskar jest najmłodszy, ma rocznikowo szesnaście lat, chodzi do trzeciej gimnazjum, jest marudny i mnie wnerwia. Potem jestem ja, czyli rocznikowo siedemnaście lat. Dominik ma osiemnaście, a Przemek dziewiętnaście. Zaraz pisze maturę, biedak.
– Gdzie chce iść na studia?
– A cholera wie – odparł Łukasz wzruszając ramionami. – Pewnie do Szczecina, nigdzie dalej się nie będzie wybierał. A co?
– Nic, tak tylko pytam, żeby pociągnąć rozmowę… Bo przecież bardzo widzę, że usilnie starasz się odejść od głównego tematu… - dodał przebiegle Sebastian, taksując przyjaciela spojrzeniem.
– Co? Jakiego znów tematu? – zdumiał się Łukasz, całkiem szczerze z resztą.
– Twój dzisiejszy zły humor – odparł.
– Nawet mi nie przypominaj – prychnął Łukasz, odwracając wzrok i splatając ręce na klatce piersiowej.
– Powiedz, o co chodziło – poprosił stanowczo ciemnowłosy, dokładnie odzwierciedlając gest uczyniony przez przyjaciela. Odwrócił się tak, żeby siedzieć tuż przed nim i złożył splótł przed sobą przedramiona.
– A nie chcesz, żebym ci jeszcze coś opowiedział o swojej rodzinie? – zapytał z nadzieją Łukasz.
– Nie – odparł Sebastian stanowczo. – I tak nie zapamiętałem nawet połowy z tego, co mi przed chwilą wyłożyłeś, bo dla mnie to tylko zbitek nazwisk – wyjaśnił.
– Jak do mnie kiedyś wbiją, to cię zaproszę, żebym nie musiał się sam z nimi użerać – obiecał mu Łukasz.
– Dobra, umowa stoi. A teraz mów, o co ci chodziło przez cały dzień – powiedział ze stanowczą miną.
– Nic takiego – mruknął Łukasz zagapiając się w swój pusty kubek po herbacie. – Zrobiłbyś mi? – poprosił przyjaciela, mając na myśli to, czego w naczyniu nie było.
– Nie, póki mi nie powiesz – uznał Sebastian.
– To sam sobie zrobię. – Łukasz wzruszył ramionami i zaczął się podnosić z posłania. Jego przyjaciel jednak zareagował wyjątkowo szybko i chwycił go za ramię ciągnąc z powrotem na dół.
– Nie ma uciekania, parszywy tchórzu – prychnął Sebastian. – Mów, pókim dobry! – oznajmił gromiąc przyjaciela spojrzeniem. – Bo zacznę zgadywać – zagroził.
– Zrobiłeś z igły widły – uznał Łukasz mrukliwie.
– Bo nie chcesz mi nic powiedzieć – odparł Sebastian i dodał natchnionym głosem: – Naucz się mówić o swoich uczuciach! – Widząc minę Łukasza, chłopak musiał się mocno powstrzymywać przed wybuchnięciem śmiechem.
– Weź ty, bo cię zaraz trzepnę – burknął ciemnowłosy splatając ręce na swojej klatce piersiowej.
– No dalej, powtarzaj za mną: „Źle się czuję, bo…” albo „Mam kiepski humor ponieważ…” albo „Jestem wkurwiony, dlatego że…” – zaintonował Sebastian z zadziornym uśmieszkiem.
– Jestem wkurwiony, dlatego że jesteś debilem – odparł zjadliwie Łukasz.
– No – powiedział z uznaniem Sebastian – widzę, że jesteś prawie tak uparty, jak ja. Ale „prawie” robi wielką różnicę. Nikt nie dorówna mi do pięt, więc możesz od razu się poddać i mi powiedzieć, o co chodzi.
– Life is brutal and full of zasadzkas i sometimes kopas w dupas – zacytował mu Łukasz z przekornym uśmiechem.
Sebastian wywrócił oczami. Nie zamierzał się poddać, choćby się waliło i paliło.
– Dobra, to ubijemy taki deal, że ty mi powiesz, co się stało – tylko bez wykrętów! – a ja szczersze odpowiem na wybrane przez ciebie pytanie. Stoi? – zaproponował.
– Jej no! – Tym razem to Łukasz wywrócił oczami. – A nie możesz sobie po prostu odpuścić?
– Nie. Zamierzam cię terroryzować, póki nie pękniesz – oznajmił stanowczo ciemnowłosy.
– Ty masz pojęcie, jaki bywasz wkurwiający?
– Oczywiście. Skrzętnie pielęgnuję w sobie umiejętność doprowadzania innych do szewskiej pasji – powiedział z dumą. Zaraz jednak uśmiech zszedł mu z twarzy: – Dobra, ale teraz już na poważnie. Co się stało? Chodzi o szkołę? O tę wycieczkę do Warszawy? O twoje lekcje rysunku? O którąś z twoich prac? O konkurs, na który cię zapisaliśmy? O twoich kuzynów? O twoich rodziców? – zaczął wymieniać Sebastian na jednym tchu.
– Nie zamierzasz się poddać, co? – westchnął wreszcie Łukasz.
– Nie.
Przyjaciel Sebastiana mruknął coś niewyraźnie, po czym zsunął się z pozycji siedzącej do leżącej i założył sobie ręce pod głową.
– No dobra – mruknął po chwili ciszy Łukasz. – Chodzi trochę o konkurs.
– Nie dostałeś się do drugiego etapu? – zmartwił się Sebastian.
– Tego jeszcze nie wiadomo, wyniki przyjdą za tydzień – wymamrotał ciemnowłosy.
– Więc?
– No bo chodzi też trochę o moich rodziców – przyznał Łukasz. Tym razem Sebastian się już nie odezwał, tylko spojrzał na przyjaciela pytająco. – No bo oni nie są za bardzo zadowoleni.
– Dlaczego?… - zapytał Sebastian smutno.
– Znaczy… Ogólnie, że wziąłem udział, bo uważają, że już w ogóle oleję szkołę i jeszcze bardziej mi polecą oceny. Ale najbardziej mnie wkurwia to, że nawet by nie wiedzieli, że się zgłosiłem, gdybym im nie pokazał tej cholernej pracy – warknął Łukasz, zły najprawdopodobniej na siebie. – Wczoraj był ostatni dzień, w którym mogłem skończyć rysować, bo gdybym dzisiaj tego nie wysłał to mogłoby nie dojść na czas. Dlatego cały wczorajszy wieczór dokańczałem pracę, a że wyszła mi – moim skromnym zdaniem – dość zajebiście, to chciałem ją pokazać mamie. Nie zna się na tym kompletnie, ale zawsze to miło, jak chociaż głową kiwnie, że fajne, nie? – mruknął. – Ale wtedy wlazł ojciec i się zaczął pieklić, że zajmuję się pierdołami, kiedy on pracuje w garażu nad chuj wie czym i że zamiast bawić się kredkami mogłem przyjść i mu pomóc, jak na dobrego syna przystało. Koniec końców zaczęliśmy się na siebie drzeć, a potem poszedłem do siebie trzaskając drzwiami tak, że je prawie wypieprzyłem z zawiasów. A, i dostałem szlaban na komputer, bo najwyraźniej nie mieli innego pomysłu. Do końca miesiąca. Pf, jakbym go w ogóle używał – warknął do siebie Łukasz.
Chyba faktycznie poczuł się trochę lepiej, kiedy się wygadał Sebastianowi. Jakoś tak lżej, chociaż na samo wspomnienie poprzedniego dnia krew mu zaczynała wrzeć w żyłach.
– Przejdzie im – odparł Sebastian, nie wiedząc za bardzo, co może powiedzieć. – Nie mają pojęcia, o jaki konkurs chodzi.
– I się nie dowiedzą – dodał zawzięcie Łukasz. – Obojętnie czy bardzo szybko odpadnę, czy dojdę hiperdaleko. Teraz to już nie ich biznes – warknął pod nosem.
– Ale mi powiesz, co? – upewnił się Sebastian z uśmiechem.
– No ba – zaśmiał się ciemnowłosy. – Tobie pierwszemu.
– I to rozumiem!
Łukasz rozwalił się na łóżku Sebastiana z zamyśleniem. Po chwili uśmiechnął się przebiegle i zapytał:
– Jak się dowiedziałeś, że jesteś gejem?
Sebastian spojrzał na niego jak na wariata.
– A to pytanie to tak a’propos czego? – zdumiał się.
– Obiecałeś – przypomniał mu Łukasz. – Więc teraz moja kolej na niewygodne pytania. Odpowiadaj.
Sebastian nie należał do ludzi, którzy wykręcają się ze swoich obietnic, więc chrząknął i zaczął mówić:
– Cóż, jeśli spodziewać się pikantnej historyjki o tym, jak to „zawsze wiedziałem, że jestem inny” – sparodiował – albo o tym, że „robiło mi się gorąco w męskiej szatni po w-fie” to się rozczarujesz, bo mi ta wiedza przyszła w dość naturalny sposób – wyjaśnił, wzruszając ramionami.
– A jaki to jest naturalny sposób? – zapytał Łukasz z zaintrygowaniem.
– A czemu nagle cię to tak zaciekawiło? – zaśmiał się Sebastian.
– Bo lubię poszerzać swoje horyzonty, nawet jeśli chodzi o ten dość dziwaczny, tęczowy zakres wiedzy – odparł spokojnie.
– No dobra. – Sebastian najwyraźniej zaakceptował takie wyjaśnienie. – Po prostu moja mama jest dość… Cholernie tolerancyjna. Miała nawet kiedyś przyjaciela geja, niech spoczywa w spokoju, ponieważ zmarł na AIDS jeszcze zanim się urodziłem. W każdym razie mamusia, jak to dość sporo mamuś ma w zwyczaju, pytała mnie raz po raz „No i jak Seba, jest jakaś ładna dziewczyna w tej twojej szkole?”. Przeważnie mówiłem, że nic oszałamiającego. W każdym razie gdzieś koło dziesiątego roku życia – mojego, rzecz jasna – mama zaczęła mi zadawać dwa pytania. Czy jest jakaś ładna dziewczyna, a jak nie, to czy jest jakiś przystojny chłopak. – Sebastian wzruszył ramionami widząc zaskoczone spojrzenie Łukasza. – A że w ten sposób pozbyłem się myślenia tylko i wyłącznie o dziewczynach, reszta już mi się ukształtowała sama, z czasem. Dziewczyny – przyjaciółki, chłopaki – randki. Koniec – oznajmił rozkładając ręce, jakby pytał „co jeszcze mam powiedzieć?”.
– I już? – zdziwił się szczerze Łukasz.
– Nom – przytaknął Sebastian. – Jakoś ominąłem okres wahań nastrojów, prób samobójczych, walenia głową w ścianę i krzyczenia „Jestem, czy nie jestem, oto jest pytanie?!”.
– Tak po prostu to przeskoczyłeś? – upewnił się Łukasz. – Cóż, to chyba dobrze…
– Przynajmniej jeśli chodzi o uświadamianie siebie – uściślił Sebastian. – Bo gdybyś zapytał, czy w ogóle nie miałem w życiu żadnych zawirowań na tle społeczno-gejowsko-uczuciowym, to musiałbym niestety się przyznać do kilku nieprzyjemnych momentów.
– Opowiesz?
– Później – obiecał Sebastian. – To rzecz na dłuższą rozmowę.
– Okej, ale nie licz, że zapomnę – zaznaczył Łukasz, machając przyjacielowi przed nosem wskazującym palcem.
*

– Padnij na kolana przed swoim mistrzem! – krzyknął Łukasz z szerokim uśmiechem na twarzy, kiedy tylko Sebastian otworzył mu drzwi w sobotę rano. Była godzina dziewiąta, a szaruga na zewnątrz odbierała wszystkim żywym istotom chęć egzystencji. Mimo to pełnozębisty wyszczerz Łukasza oraz jego niespotykana energia rozbudzała wszystko wkoło, w tym Sebastiana.
– Biorąc pod uwagę fakt, iż jestem w piżamie, oraz to, że mojej mamy nie ma w domu, jak również moją powszechnie znaną orientację seksualną, twoje słowa zabrzmiały wyjątkowo dwuznacznie – oznajmił tonem bezuczuciowego lektora z filmów przyrodniczych, po czym, na przekór wszystkiemu, poruszył sugestywnie brwiami z szerokim uśmieszkiem.
– Idź ty, debilu! – prychnął Łukasz uderzając go lekko otwartą dłonią w potylicę. – Ja się tu przyszedłem pochwalić, a ty mnie tak chłodno przyjmujesz! – poskarżył się.
– No właź, właź. – Sebastian odsunął się z progu wpuszczając przyjaciela do mieszkania. – Cóż to za nowina, którą musiałeś mi przekazać tak niezwłocznie, że nie mogłeś poczekać nawet do nieco bardziej przyzwoitej pory? – mruknął.
– Wiesz co? – zauważył Łukasz po chwili namysłu. – Jak jesteś zaspany to strasznie pieprzysz.
– No cóż, nie ma ludzi idealnych – wymamrotał ciemnowłosy, a na potwierdzenie ziewnął przeciągle, zasłaniając usta dłonią.
Łukasz wyszedł z przedpokoju, jednak nie poszedł od razu na górę, jak zwykle. Stanął na środku największego pokoju w domu Sebastiana (do którego wchodziło się prosto z holu) i spojrzał na przyjaciela.
Ten, nieco zdumiony, odwzajemnił spojrzenie i przez dłuższą chwilę obaj tak stali i się w siebie wpatrywali.
– No co? – zapytał wreszcie Sebastian, przerywając ciszę. Łukaszowi, zupełnie nagle, powrócił ten szeroki uśmiech, z którym wparował do przyjaciela.
– Przyszły wyniku pierwszej tury konkursu. Dostałem się – oznajmił cicho, ale zaraz potem wyszczerzył się jeszcze bardziej i powtórzył znacznie głośniej: – DOS-TA-ŁEM-SIĘ! Z ponad pięciuset uczestników została setka i ja w niej jestem! – wykrzyknął radośnie. Sebastian jeszcze nigdy nie widział, żeby Łukasz miał tyle energii, jak w tamtej chwili. Wyglądał, jakby zaraz miał zacząć skakać i tańczyć ze szczęścia. – Dostałem się! Dostałem się! Jestem Bogiem! Dostałem się!
Sebastian nie wytrzymał i parsknął głębokim śmiechem. Łukasz był niemożliwy.
– No co? – oburzył się ciemnowłosy, tonem obrażonego pięciolatka. – Z czego zęby suszysz? – mruknął do Sebastiana.
– Z ciebie – odparł zupełnie już rozbudzony chłopak. Tak radosnego Łukasza mógłby oglądać na co dzień z rana, nie tylko od święta. – Chodź tu – mruknął i podszedł do przyjaciela, przytulając go do siebie, nim ten zdążył zaprotestować. – Mówiłem ci, że się dostaniesz.
Łukasz poczuł się trochę nieswojo w ramionach przyjaciela, ale był tak szczęśliwy, że nie zamierzał się przejmować drobnostkami. Dlatego też jego jedyną reakcją było odwzajemnienie gestu i objęcie Sebastiana rękoma przez plecy.
– Zobaczysz, zmieciesz ich wszystkich – dodał jeszcze ciemnowłosy, a Łukasz nie odpowiedział, tylko ułożył twarz na ramieniu przyjaciela.