Blask księżyca 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 11:32:40
- Jesteś Keitą.- bardziej stwierdził niż zapytał jasnowłosy mężczyzna ze znaczącym uśmieszkiem
- Jestem. No i co z tego? - nie miałem zamiaru przepraszać za swoje pochodzenie. Facet zasłaniający mi przejście był wyraźnie Farsem lub Kurem. Zarówno jedni jak i drudzy znajdowali się na szczycie drabiny hierarchicznej.
- Keici nie powinni spacerować nocą bez opieki. Zwłaszcza tak młodzi jak ty.
- Nie prosiłem cię o radę. Skąd możesz wiedzieć co powinni, a czego nie powinni młodzi Keici? Wy Farsowie nie zawracacie sobie głowy takimi drobiazgami.
- Nie jestem Farsem. Czyżbyś nie zauważył mojego diademu ? - faktycznie na czole blondyna lśnił diadem w kształcie trójkąta, wykonany z przepięknie oszlifowanego diamentu.
- W takim razie jesteś Kurem i nie powinieneś się poniżać konwersacją z marnym Keitą. Odejdź i zostaw mnie w spokoju. - odepchnąłem go i pobiegłem ciemną uliczką przed siebie. Taka nieostrożność. Zganiłem sam siebie. To, że "Szlachetni" rzadko zapuszczają się do Podnóża nie znaczy, że ich tam nie ma. Gdyby Nacher Cahen był ze mną na pewno nie dopuściłby do takiej sytuacji. Z drugiej strony miałem wyjątkowego pecha trafić od razu na Kura.
- Stój! - dobiegło mnie wołanie. Odwróciłem się i zobaczyłem blondyna. Biegł za mną podzwaniając ciężkimi ozdobami na szyi. - Powiedziałem stój! - powtórzył. Przyspieszyłem kroku. Za nieposłuszeństwo względem Kura groziło mi więzienie, ciężkie roboty lub śmierć, w zależności od tego czy był on wojownikiem, sędzią, czy Niezrzeszonym. Odwróciłem się ponownie. Udało mi się od niego oddalić na kilkanaście metrów. - Zatrzymaj się, bo użyję siły!
- Jasne - mruknąłem. - Nie mam zamiaru dać się złapać. - w tym momencie usłyszałem przeciągły świst i coś z rozpędem uderzyło mnie w plecy. Poleciałem na ziemię szorując twarzą po bruku. Spróbowałem się poruszyć, ale nie mogłem.
- Ostrzegałem. - stwierdził cicho Kur. - Co mam teraz z tobą zrobić? Wiesz, że za nieposłuszeństwo grozi śmierć?
- Zostaw mnie. - jęknąłem cicho. - Po co to robisz?
- Jak to po co? Dlatego, że mi wolno. No a ty jesteś ładniutki i przydasz mi się jako niewolnik. Z którego Koła pochodzisz ? Wyglądasz na Xarsa.
- Jestem wolny. - rzuciłem z pogardą. - Nie noszę niczyjego znaku. I nie będę twoim niewolnikiem.
- To się jeszcze okaże. - uśmiechnął się. Chwycił mnie lewą ręką za pasek, prawą położył mi na karku. Zaszumiało, zrobiło się ciemno. Gdy ponownie otworzyłem oczy znajdowałem się zupełnie w innym miejscu. - Co? Coś nie tak? -Kur uśmiechnął się jadowicie. Ruszył długim, wąskim, ciemnym korytarzem trzymając mnie nadal za pasek.
- Nie musisz mnie nosić. - stęknąłem.- Sam pójdę.
- Nie sądzę.
Doszliśmy do wysokich ogromnych drzwi, które same z siebie otworzyły się bezszelestnie. Zaraz po wejściu Kur położył mnie na podłodze i wyszedł. Spróbowałem się podnieść, ale ręce się pode mną ugięły i znowu poleciałem na twarz. Cahen opowiadał mi nieraz o Kurach. Zresztą nie tylko o nich. Opowiadał o Farsach, Aszytach, Nomach i Zelchaf, ale o Kurach tylko wspominał. Oni nigdy nie zapuszczali się poza swoje Błękitne Wzgórza. Podobno byli wyjątkowo dumni i pewni siebie. Żadna z ras niższych nie miała prawa sprzeciwić się Kurom. Oni mieli moc. Nie bardzo wiedziałem o jaką moc chodziło, ale jeżeli Cahen tak mówił to musiała być prawda. Ciekawe co mój starszy braciszek zrobiłby w tej sytuacji? No tak. On nie dałby się tak głupio złapać. Zawsze powtarzał, że Farsowie, Aszyci i Kurowie nic nam nie zrobią, bo jesteśmy Keitami. Keici zaś słynęli ze swej pomysłowości, zręczności, szybkości i talentu do walki. Słynęli również z tego, że byli najniższą warstwą społeczną nie mającą nawet własnego siedliska. Keitów się hodowało w specjalnych Kołach, lub wylęgarniach, aby wyższe warstwy mogły ich kupić. Zazwyczaj Keici trafiali do domów publicznych lub do najemniczych armii. Czasami przedstawiciele "szlachetnych" otaczali się nimi, jako niewolnikami, służącymi lub zabawkami. Zastanawiało mnie do czego ja zostanę przeznaczony. Moje rozważania przerwały odgłosy kroków.
- Patrzcie! Jeszcze jeden Keita. - stwierdził ktoś.
- Tak. Ciekawe po co? -odpowiedział ktoś inny.
- Widocznie Kassio gustuje w otaczaniu się śmieciami...
Zdenerwowałem się. Ci ludzie zachowywali się tak, jakby mnie tam nie było. Ciężko podpierając się wstałem i spojrzałem na nich. Aszyta i trzech Zelchów. Niezłe towarzystwo. Za nimi stał ktoś jeszcze, ale nie mogłem dojrzeć z jakiej rasy pochodził.
- A wy co? - warknąłem. -Może jacyś lepsi? Spójrzcie na siebie! Każdy z was nosi wypalony znak. Ja jestem wolny. Należę sam do siebie. Co prawda nie wiem jak długo jeszcze, ale na razie nie macie prawa twierdzić, że jestem czymś gorszym. A jeżeli ktoś upiera się przy swoich przekonaniach możemy porozmawiać inaczej. -ciężkim ruchem wyciągnąłem z pochwy długi, chudy keicki miecz. Miecz który należał wcześniej do Cahena.
- Nie zabrał mu broni...
- Może nie zauważył.
- Może...
- Przestańcie traktować mnie jak powietrze!
- Odzywa się nieproszony. - zauważył jadowicie Aszyta.
- Tak. Długo tu nie zostanie. - pokiwali głowami pozostali.
- Góra tydzień. Jak myślicie? Dom publiczny czy walki?
- Walki nie. Jest za ładny. W domu publicznym Kassio będzie miał z niego niezłe pieniądze.
- Fakt. Sam chętnie bym skorzystał.
- Uważaj, żebyś nie stracił klejnotów rodowych... - warknąłem zamierzając się na Aszytę. Ten jednak zgrabnym ruchem podbił moją rękę wytrącając mi miecz i pchnął mnie na ziemię.
- Jeszcze dzisiaj poproszę Kassio, żeby oddał cię pod moją opiekę. Już ja cię nauczę szacunku i ogłady.
Podniósł mój miecz i wyszedł. Za nim podążyli pozostali. Został jedynie ten, którego nie zdążyłem zidentyfikować.
- Jak ci na imię? - spytał głębokim, budzącym zaufanie głosem.
- Neel Nahayeen...
- To piękne imię. Jeżeli się nie mylę oznacza "Blask Księżyca". Dla Keity zaszczytem jest nosić miano patrona.
- Nie mylisz się Panie, to zaszczyt, ale i szyderstwo.
- "Panie"? Czym sobie zasłużyłem na twój szacunek Keito? Przed chwilą zdawało mi się, że nie uznajesz różnic klasowych...
- Bo nie uznaję.
- Rozumiem. Wolałbym jednak, abyś tytuły zostawił dla Czcigodnego Kassio. Nie jestem żadnym panem. Jestem Nomem i tak samo jak ty niewolnikiem...
- Jeszcze nie jestem niewolnikiem. I nie mam najmniejszej ochoty nim zostać.
- Niejeden przed tobą tak mówił Nay...
- Dlaczego tak do mnie powiedziałeś? - przerwałem mu.
- Słucham?
- Dlaczego w ten sposób zdrobniłeś moje imię?
- A czyż nie zdrabnia się go w ten sposób?
- Tylko jedna osoba tak do mnie mówiła.
- Wiem... - uśmiechnął się i wyszedł.
- Poczekaj!!! -z trudem podniosłem się z ziemi, ale Nom odszedł, a drzwi się za nim zamknęły.
Bardzo długo siedziałem sam, ale nikt nie przyszedł. W końcu skuliłem się na podłodze i zasnąłem. Nie wiem jak długo spałem, ale obudziły mnie czyjeś ręce podnosząc mnie pod ramiona z ziemi. Dwóch facetów wyprowadziło mnie z pokoju i powiodło bardzo długim korytarzem aż do rzeźbionych drzwi znajdujących się na jego końcu. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i weszliśmy do środka. Pokój, a raczej sala urządzona była ze smakiem i z przepychem. Na podłodze leżał najpiękniejszy tkany dywan, jaki można sobie tylko wyobrazić. Ogromne okna z witrażami zamiast szyb nadawały pomieszczeniu wrażenie monumentalności. W niszach między oknami, na postumentach umieszczono posążki bogów wykonane z hebanu i alabastru. Pod przeciwną ścianą znajdowało się ogromne łoże z misternie rzeźbionymi poręczami przykryte białymi atłasami. Na prawo od drzwi stało biurko z najdroższego złocistego drewna, jakie można już było dostać jedynie na Błękitnych Wzgórzach. Przy biurku zaś siedział Kur.
- I jak ci się tu podoba?
- Kim jest Nom, który ze mną rozmawiał? - spytałem w odpowiedzi.
- Zadałem ci pytanie Keito! - zauważył z naciskiem.
- Ja tobie też Kurze.
- Nikt nie nauczył cię, że do wyższego należy zwracać się tytułem?
- Mam gdzieś tytuły. Jeżeli nazwę kogoś panem, to znaczy, że go szanuję!
- To znaczy, że nie masz dla mnie żadnego szacunku?
- Ani krzty!
- Faktycznie brak ci ogłady i wychowania. - spojrzał na mnie znad swoich papierów - Może Alis ma rację...
Klasnął w ręce i w pokoju pojawił się jeszcze jeden mężczyzna. Kur szepnął mu coś na ucho, po czym wstał i odszedł do jednego z okien. Natomiast nowoprzybyły zbliżył się do mnie. Sięgnął ręką do mojej szyi odpinając broszę spinającą płaszcz, który bezszmerowo opadł na posadzkę. Przyszła kolej na naramienniki, lekki pancerzyk, przedramienniki opinające ręce od nadgarstka do łokcia. Zebrał wszystkie moje rzeczy i ułożył je równiutko na biurku. Zostałem jedynie w krótkiej tunice, obcisłych spodniach i wysokich butach. Kur zbliżył się i przyjrzał mi się uważnie obchodząc mnie dookoła. Pokiwał głową i znowu skinął na trzeciego niewolnika. Ten wąskim sztyletem rozciął moją tunikę i wiązany pasek do spodni. Po kilkunastu sekundach stałem przed Kurem boso, jedynie w krótkiej przepasce na biodrach.
- Tak myślałem. - uśmiechnął się Kur wodząc ręką po tatuażu, który u mnie, jak u wszystkich innych Keitów zajmował całe plecy, ramiona i kark. Od jego dotyku przeszły mnie ciarki. - Jesteś ładnie zbudowany. Będziesz miał duże powodzenie. Jesteś jeszcze bardzo młody więc oszczędzę ci sypiania z byle kim. Kilka nocy w domu publicznym i od razu będziesz grzeczniejszy...
- Nie masz prawa!!! - krzyknąłem. - Nie jestem twoją własnością!
- Faktycznie. Zapomniałem o tej drobnej formalności. - przyłożył otwartą dłoń do mojej lewej piersi. Zabolało tak, jakby ktoś przyłożył mi tam otwarty ogień. Zacisnąłem zęby, żeby nie krzyczeć i po kilku sekundach straciłem przytomność.
Gdy otworzyłem oczy znajdowałem się już w innym pomieszczeniu. Leżałem wyciągnięty na ogromnym łóżku pokrytym czerwoną, atłasową pościelą. Miałem na sobie jedynie miękkie, wysokie do kolan buty, a na biodrach coś w rodzaju fartuszka ze szczepionych w pasie dwóch prostokątnych kawałków materiału, obszytych ozdobną lamówką. W pomieszczeniu oprócz łóżka znajdował się jedynie skórzany fotel. Nie było okna, a ściany pokrywały lustra. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Nad lewą piersią wykwitł znak "Kassio" - zapisany pismem runicznym. Teraz miałem już właściciela, który mógł ze mną zrobić co zechciał.
Przypomniałem sobie słowa Cahena, to jak zawsze żartował z Keitów, którzy do kogoś należeli. A ja w jeden dzień z wolnego niezależnego człowieka stałem się niewolnikiem. W dodatku miejsce, w którym się znajdowałem najwidoczniej było obiecanym mi przez Kassio domem publicznym. W porywie rozpaczy rozejrzałem się za jakimś ostrym narzędziem, aby popełnić samobójstwo, ale nic takiego nie wpadło mi w ręce. Podszedłem do drzwi. Były zamknięte więc uderzyłem w nie ręką. Nawet nie zadudniły - były idealnie wyciszone. Widocznie Kassio dbał o dyskrecję swoich klientów. Obszedłem jeszcze raz pokój dookoła, ale najwyraźniej nie było z niego wyjścia. Moją uwagę zwrócił cieniusieńki jak włos sznureczek oplatający moją szyję. Spróbowałem go zerwać, ale prędzej poderżnąłbym sobie nim gardło. Przypomniało mi się, że przed chwilą chciałem popełnić samobójstwo... W tym momencie drzwi otworzyły się i dwóch młodych Zelchów chwyciwszy mnie pod ramiona wyciągnęło mnie na zewnątrz. Wysoki Nom, który stanął przed nami obejrzał mnie sobie uważnie i pokiwał głową:
- Może być. - odezwał się głębokim głosem. - Ile?
- 300 Secrów za noc. - odpowiedział jeden z trzymających mnie mężczyzn.
- Drogo...
- Normalnie byłoby 500, ale będziesz jego pierwszym klientem. Może sprawiać trochę trudności...
- 500 powiadasz. Ładnie sobie Kassio liczy za zwykłego Keitę.
- Ustalanie cen to nie nasza sprawa. To jak?
- Biorę.
- W takim razie proszę za mną...
Nom podążył za jednym z moich strażników, natomiast drugi wepchnął mnie z powrotem do pokoju, wchodząc za mną.
- Dobrze. Jesteś tu nowy, więc wyjaśnię ci parę rzeczy. Klient płaci za noc z tobą więc musisz być grzeczny.
Nie ma czegoś takiego, że coś ci się nie podoba i czegoś nie zrobisz. Jeżeli klientowi się spodoba może dostaniesz coś dla siebie. Jeżeli będziesz nieposłuszny spotka cię kara. Pewnie zauważyłeś już swoją obrożę. To jest nośnik. Klient ma taką śmieszną bransoletkę. - pomachał mi przed oczami czarnym, obsydianowym krążkiem. - Coś mu nie będzie odpowiadać i zrobi tak... -mówiąc to wsunął sobie bransoletę na przegub i uaktywnił ją. Miałem wrażenie, że obroża na mojej szyi eksplodowała. Przed oczami zawirowały mi tysiące czarnych plamek i usłyszałem własny krzyk. Po chwili ból ustał. -Wszystko jasne ? -uśmiechnął się Zelch. -No. To życzę dobrej zabawy. -Otworzył drzwi wpuszczając Noma. Puścił do mnie oko i wyszedł.
Nom natomiast nie tracił czasu. Kiedy drzwi się zamknęły zaczął się rozbierać. Po chwili był jedynie w opasce na biodrach. Skinął ręką, że mam się zbliżyć, więc podszedłem. Przez dosyć długą chwilę przypatrywał się mojej twarzy, po czym obszedł mnie dookoła oglądając resztę
- Jednak Kassio ma rację żądając za ciebie takiej ceny. Śliczniutki jesteś. Jak masz na imię?
- Neel... -odpowiedziałem cicho, nie chcąc mu zdradzać pełnego imienia.
- Hmm. Dziwne. Zazwyczaj Keickie imiona coś oznaczają.
- ...
- Nieważne. Chodź do mnie.
Chwycił mnie jedną ręką za włosy i przyciągnął do siebie. Aby sięgnąć moich ust musiał się pochylić. Była to dość niewygodna dla niego pozycja toteż szybko pociągnął mnie w kierunku łóżka. Pchnął mnie na nie i położył się na mnie. Jego usta stały się natarczywe, jednocześnie rękami wodził po całym moim ciele. Odsunął się na chwilę spoglądając na mnie z góry. Jego oczy płonęły pożądaniem. Zaczął całować mnie po ramionach, klatce piersiowej, brzuchu. W końcu szarpnięciem odwrócił mnie tyłem do siebie, wepchnął kolano między moje nogi i przywarł do mnie.