My jesteśmy krasnoludki 7
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 14 2012 11:32:39
Otworzy powoli oczy i napotkał zdumiony wzrok, skamieniałego kompletnie górnika.
- Przepraszam, ja nie chciałem – wyszeptał zmieszany i nie zważając na to czy go ktoś zobaczy, czy nie, podniósł się i chciał uciec. Jednak nie uciekł. Powstrzymał go mocny uścisk skarbkowej ręki.
- Naprawdę nie chciałeś? – zapytał cicho górnik, a w jego głosie można było wyczuć zawód i… ból? Zdziwiony Bezik odwrócił się powoli i zobaczył łzy zbierające się w oczach górnika. – Naprawdę nie chciałeś? – padło ponownie pytanie.
- Ja… - nie wiedział co powiedzieć. – Ja nie wiem. Po prostu jakoś tak wyszło. Ale nie powiem, żeby było to niemiłe – dodał odważnie, uważnie obserwując reakcję górnika. No cóż, jak już się pogrążać to na całego.
- Ja bym wolał, żebyś jednak chciał – powiedział cicho dziwnie spokojnie Skarbek, patrząc cukiernikowi prosto w oczy.
Tak to zdumiało Bezika, że aż z wrażenia usiadł na ziemi.
- Jak to? To ty nie jesteś na mnie zły?
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Byłem tylko trochę zaskoczony. Bo zrobiłeś to tak nagle… - znowu się zaczerwienił.
- Znaczy, że gdybym chciał cię znowu pocałować, to pozwoliłbyś mi? – Słowa same cisnęły się na usta.
Górnik tylko pokiwał twierdząco głową, unikając wzroku rozmówcy. Skarbek przysunął się bliżej i położył dłoń na policzku górnika. Ten w pierwszej chwili drgnął przestraszony, ale w następnej zamknął oczy, a na twarz wypełzł mu uśmiech zadowolenia. Skarbek głaskał go po policzku zahaczając placami o włosy. Zdumiony patrzył jak twarz górnika łagodnieje, jak sam wychodzi naprzeciw tej pieszczocie. Zabrał rękę. Skarbek powoli otworzył oczy, były zamglone i wpatrywały się w cukiernika z takim uwielbieniem, że ten aż poczuł dziwne ciepło w środku. Przysunął się bliżej i objąwszy górnika pocałował go. Tm razem pocałunek był bardziej natarczywy, bardziej namiętny. Kiedy w końcu ich usta się rozłączyły, usłyszał pełen namiętności szept:
- Jeszcze. Proszę…
Poczuł jak wewnętrzny gorąc zaczyna się kumulować w jednym miejscu, między nogami.
- Nie – wycharczał, siłą woli odsuwając się od górnika, a widząc jego zawiedzione spojrzenie dodał szybko: - Nie tutaj. Chodźmy do ciebie. Chcę to zrobić tam, wśród tych wszystkich kamieni, w naszym małym niebie.
Skarbek uśmiechnął się promiennie i wstał. Złapał Bezika za rękę i nie zwracając uwagi na bawiących się, pobiegł w kierunku swojej góry. Przebiegli przez całą chatkę, zatrzymując się dopiero w grocie. Kiedy Skarbek zapalał pochodnie, Bezik starał się uspokoić urywany oddech i rozkołatane od biegu serce.
- Dokąd idziesz? – zapytał łapiąc górnika za rękę, gdy ten mijał go kierując się w stronę wyjścia.
- Jakiś koc…
- Zapomnij o kocu – mruknął i przyciągnął Skarbka bliżej wpijając się w jego usta – chcę cię teraz.
Już nie mógł zapanować nad własnym pożądaniem. Nie zastanawiając się długo pozbawił górnika koszuli. Kiedy zobaczył tą gładką i pozbawioną włosów, umięśnioną klatkę piersiową, jego pożądanie gwałtownie wzrosło. Przewrócił Skarbka na ziemię i zaczął go pieścić i całować. Górnik, w pierwszej chwili zaskoczony gwałtownością kochanka, zaczął odwzajemniać pieszczoty. Chwilę potem refleksy świetlne z odbitego przez kamienie światła pochodni padały na ich nagie, splecione w namiętnym uścisku ciała. I chociaż spełnienie osiągnęli dość szybko, to jednak obaj czuli się jakby dosięgli nieba. A noc dopiero się zaczynała.

***

Kropelka siedział przy stole smętnie podpierając brodę ręką. Miał nadzieję, że może chociaż dzisiaj będzie mógł znaleźć wspólny temat ze Skarbkiem. Ale zanim do niego podszedł, on już gdzieś zniknął. Pewnie poszedł do domu. A Krabik został porwany przez jakąś obcą skrzatkę. No cóż, jakby nie patrzeć, był bardzo przystojny i młody, nie to co on, nieciekawy o przeciętnej urodzie i potrafiący rozmawiać tylko o chmurach. Tak był tym wszystkim zdołowany, ze jedynym napojem jaki pił były sfermentowane jagody. Tak, chciał się jak najszybciej upić i chociaż na chwilę zapomnieć o swoich życiowych niepowodzeniach. Był już kompletnie pijany i nie zwracał uwagi na to co się wokół niego dzieje, gdy ktoś podszedł do niego i zabrał mu kubek. Nie oponował, nie miał siły. Pozwolił się nawet podnieść. Niestety co było dalej, nie pamiętał zupełnie.
Obudził go pełny pęcherz. Gdyby nie on, to najchętniej poleżał by jeszcze czekając aż ten okropny ból głowy przejdzie.
- Od dzisiaj zero szaleństw. Za stary już na to jestem – mruczał człapiąc na wpółprzytomnie do łazienki.
Po drodze jeszcze zajrzał do kuchni z nadzieją, ze znajdzie coś na ból głowy. Na szczęście był, ostatni proszek. Połknął go popijając dużą ilością wody i poczłapał z powrotem do sypialni. Z ulgą rzucił się na łóżko i zamknął oczy. Już prawie przysypiał, gdy poczuł coś ciężkiego na swoich plecach. W pierwszej chwili to zignorował, jednak nie mógł już biernie leżeć gdy poczuł jak ciężar przesuwa się i coś ciepłego przytula się do niego. W następnej chwili poczuł coś na swoich ustach. Dobrą chwilę zajęło mu zorientowanie się, że to coś, to najzwyklejszy w świecie pocałunek, a obok niego leży jakiś skrzat, który obejmuje go ręką! O, matko naturo, co ja takiego wyprawiałem?! Pomyślał rozpaczliwie. Wiedział, że powinien otworzyć oczy i sprawdzić kto to jest, ale bał się, że okaże się, że to jakiś paskudny, zupełnie obcy mu skrzat, a to byłby koszmar. Nie, on nie chce koszmaru, nie teraz. Zacisnął mocno powieki, udając, ze już zasnął, jednak tamten nie dał się na to nabrać. Przysunął się jeszcze bliżej i najpierw pocałował go w ucho, a potem ugryzł niezbyt mocno. Kropelkę przebiegł dreszcz podniecenia, ze aż jęknął. Ucho było najbardziej czułą na pieszczoty częścią jego ciała.
- A jednak nie śpisz – do jego uszu dobiegł rozbawiony głos. Wydał mu się on dziwnie znajomy, jednakże wymęczony alkoholem umysł odmawiał współpracy. Tymczasem właściciel głosu ułożył się nieco inaczej, prawie przykrywając meteorologa swoim ciałem i pocałował go w kark, jednocześnie pieszcząc dłonią jego pośladek. Kropelka musiał przyznać, ze ta pieszczota była nawet całkiem przyjemna. Jednakże całą przyjemność psuło coś co opierało się o jego biodro i najwyraźniej pulsowało pożądaniem. O nie, czyżby tamten szykował się do… Nie, nie może na to pozwolić! Zdecydowanie otworzył oczy i zamarł ze zdziwienia. Na wprost swojej twarzy zobaczył Krabika!
- Co ty tu robisz? – to chyba było najgłupsze na świecie pytanie, ale w tej chwili tylko takie przyszło mu do głowy.
- A jak myślisz? – mruknął Krabik i znowu pocałował go w ucho. Kropelka jęknął z rozkoszy.
- Zaczekaj – ostatkiem sił odepchnął rybaka, który przekręcił go na bok i zaczął całować jego klatkę piersiową. – Ja się jeszcze chyba nie obudziłem – jęknął łapiąc się za głowę.
- Tego bym nie powiedział – mruknął Krabik nakrywając dłonią jego wyraźnie rosnące podniecenie.
- Zaczekaj. - meteorolog odsunął pieszczącą go rękę i popatrzył z niepokojem na rozpalonego pożądaniem Krabika. – Jak to się stało, ze jesteśmy tu razem i to w dodatku kompletnie nadzy?
- Nic nie pamiętasz?
- Jakbym pamiętał, to bym nie pytał – burknął zawstydzony.
- No to w skrócie wyglądało tak, że zapijałeś swoje smutki sfermentowanymi jagodami. Kiedy cię znalazłem byłeś już kompletnie nieprzytomny. No to zabrałem cię do domu. Jak już byliśmy na miejscu, to się mnie uczepiłeś i nie chciałeś puścić. Prosiłeś, żebym cię nie zostawiał, i żebym kochał ciebie tak mocno jak ty kochasz mnie.
- Niemożliwe, ja nie mogłem mówić nic takiego – bąknął zmieszany Kropelka.
- Mówiłeś, mówiłeś – Krabik wyszczerzył zęby w uśmiechu – ale to nie mnie miałeś na myśli. Mówiłeś do mnie: „Skarbeczku”. Na koniec rzuciłeś się na mnie i prawie zmusiłeś do seksu.
Zawstydzony Kropelka skulił się i schował twarz w poduszce. Rany, jak on teraz wygląda?
- Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby być jego zastępstwem – powiedział Krabik do ucha meteorologa. – Jeśli chcesz, możesz do mnie mówić jego imieniem, tylko proszę, pozwól mi jeszcze raz kochać się z tobą.
Ostatnie słowa wypowiedziane zostały takim łagodnym i pełnym uczucia głosem, że aż Kropelka zdumiał się. Ostrożnie podniósł twarz i zobaczył wpatrujące się w niego pełne napięcia niezwykle piękne piwne oczy.
- Dlaczego? – zapytał niepewnie. – Dlaczego chcesz to zrobić z kimś takim starym i nieciekawym jak ja?
- Bo się w tobie zakochałem – odparł Krabik spuszczając wzrok. - Od pierwszego wejrzenia, a właściwie od tego dnia gdy mnie do siebie zaprosiłeś. Byłeś wtedy taki miły i opowiadałeś o chmurach z taką wspaniałą ekspresją na twarzy, że nawet nie zauważyłem jak się w tobie zakochałem. I za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy, czy to przypadkiem, czy celowo, moje uczucie się pogłębiało. Nie wiedziałem jak ci o nim powiedzieć, bałem się, że mnie wyśmiejesz, a tak bardzo chciałem być jeszcze bliżej ciebie, dotykać cię i całować. Dlatego tez ucieszyłem się kiedy zobaczyłem ile tego soku z jagód w siebie wlałeś. Miałem nadzieję, że kiedy cię odprowadzę do domu, to będę mógł chociaż trochę z tobą poleżeć i popatrzeć chociaż na ciebie. Okazało się, że ty chciałeś seksu. I chociaż bolało mnie, że to nie o mnie myślisz, to jednak wykorzystałem tą sytuację. Chciałem wstać wcześnie rano i uciec zanim się obudzisz, ale chęć trzymania cię w ramionach była zbyt silna, wiec zostałem. Wybacz – dodał cicho i spuścił głowę. – Zrozumiem jeśli po tym wszystkim nie będziesz chciał się do mnie już więcej odzywać, ale proszę, nie nienawidź mnie.
Kropelka patrzył zdumiony na Krabika. Po raz pierwszy usłyszał tyle wspaniałych słów. Aż serce zaczęło mu bić dziwnie szybko. Westchnął ciężko.
- Nie nienawidze cię – odparł spokojnie. – To prawda, że kocham Skarbka – na te słowa rybak dziwnie skulił się, ale Kropelka udawał, ze tego nie widzi – ale to uczucie nie ma szans. Nigdy nie mogliśmy znaleźć wspólnych tematów, poza tym Skarbek wiecznie był zajęty w tej swojej kopalni. Dlatego też chciałbym zapomnieć. Jeśli pomożesz mi zapomnieć, jeśli zapełnisz moje serce, wtedy może kiedyś odwzajemnię twoje uczucia. A do tego czasu może uprawiać ze mną seks.
- Naprawdę? – Krabik wyraźnie się ucieszył. – Więc mogę już teraz?
- Zapomnij. Muszę najpierw wytrzeźwieć. – Rybak wyraźnie posmutniał. – Ale możesz ze mną poleżeć i poczekać dopóki mi to nie przejdzie – mruknął Kropelka i wtulił się w pierś Krabika. Zanim zasnął zdążył jeszcze poczuć obejmujące go ręce i nogi rybaka oplatające jego własne oraz jego pożądanie wbijające się w podbrzusze. Ale tym razem już mu to nie przeszkadzało.

***

Kiedy się obudził nie wiedział nawet która może być godzina. Pochodnie wypaliły się już dawno i w kopalni panował mrok. Przez jedną krótką chwilę, zaraz po przebudzeniu, przestraszył się, ze znajduje się w jakimś dziwnym obcym miejscu, ale ciepło leżącego obok niego ciała przypomniało mu wszystko. I spłonął rumieńcem. Nie sądził, że ten nieśmiały i małomówny skrzat może być tak namiętnym kochankiem. Nie sądził także, że ktoś może w nim rozpalić tak potężne uczucia. Stanowczo, tej nocy zakochał się w Skarbku. Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął umięśnionej klatki piersiowej śpiącego górnika. Przez chwilę delikatnie ja głaskał, po czym powoli przesunął rękę na dół. Uśmiechnął się lubieżnie. Odrobina pieszczoty sprawiła, że ciało górnika zareagowało, a gdy przyszło spełnienie, do jego uszu dobiegł pełen namiętności szept.
- Bezik…
To go podnieciło jeszcze bardziej. Podciągnął się wyżej i wpił się w usta górnika.
- Kocham cię – wyszeptał miedzy jednym pocałunkiem a drugim.
- Ja ciebie też – odparł Skarbek. – Najbardziej na świecie.
Pożądanie cukiernika osiągnęło swoją granicę. Przerwał pocałunki i oderwał się od kochanka. Niestety panująca wokół ciemność nie pozwalała mu się nasycić widokiem tego wspaniałego ciała, ani pokazać kochankowi jak bardzo go pożąda, więc jedyne co mógł zrobić, to jak najszybciej zespolić ich ciała i przez nie przekazać całe swoje uczucie. I przekazał, a jęki dochodzące do jego uszu potwierdzały tylko iż jest ono odbierane właściwie. Chwilę potem żar uczucia sprawił, że odpłynęli.
Kiedy w końcu ochłonęli Skarbek stwierdził:
- Przydałoby się coś zjeść.
- Chyba tak – odparł Bezik, ale żaden z nich nie ruszył się, bo to oznaczałoby rozłączenie i utratę tego cudownego ciepła bijącego z ich spoconych ciał.
Jednak w końcu przemogli się. Skarbek zapalił dwie pochodnie, dzięki czemu mogli pozbierać swoje rzeczy.
- Może… - górnik znowu był tym nieśmiałym i małomównym skrzatem. – Może umyjemy się razem? – zapytał czerwieniąc się.
- Wiesz, to nie jest zbyt dobry pomysł – odparł Bezik uśmiechając się radośnie na widok miny górnika, a widząc jego zdziwioną minę dodał szybko: - Znowu byśmy zaczęli się kochać i nie wiadomo kiedy byśmy coś zjedli.
- No tak, racja – Skarbek wyraźnie odetchnął z ulgą. – To ja… to ja pójdę zrobić śniadanie, a ty się umyj.
- Tak chyba będzie najlepiej – odparł uśmiechając się i wyszedł z kopalni.
Szybko odnalazł łazienkę. Był tu po raz pierwszy, więc ciekawie rozejrzał się w koło. I mile się zaskoczył. Nie spodziewał się, że ten wiecznie umorusany skrzat, noszący tylko czarne ubrania, będzie miał łazienkę w tak miłym dla oka błękitnym kolorze. Obejrzał uważnie wszystkie flakoniki, a potem odkręcał każdy z nich i wąchał. Wszystko miało poziomkowy zapach: mydło w płynie stojące na umywalce, żel pod prysznic, nawet woda po goleniu. A wiec Skarbek lubi poziomki? W takim razie pewnie też lubi ciasto poziomkowe. Jak wróci do domu to zrobi dla niego ciasto z dużą ilością poziomek. Uśmiechnął się na samą myśl o minie jaką zrobi Skarbek jedząc ten placek. A właśnie, jedzenie. Żołądek już zaczyna się upominać o swoje, trzeba szybko się umyć. Skarbek pewnie już tam czeka na niego.
Kiedy odświeżony po kąpieli wszedł do kuchni ścienny zegar wskazywał właśnie za pięć dwunastą.
- To już tak późno? – zdziwił się.
- No wiesz – bąknął Skarbek – nie spaliśmy całą noc – I zaczerwienił się.
- I znowu odciągnąłem cię od pracy – westchnął cukiernik siadając przy stole, na którym stały dwa talerze z omletem, sok i tosty.
- To nic. I tak pewnie wszyscy odsypiają wczorajsze święto.
- No tak, pewnie masz rację – Bezik roześmiał się i zabrał się za śniadanie. - Um, bardzo pyszne – mruknął między jednym kęsem, a drugim. Niestety tak był zajęty jedzeniem, że nie zauważył czerwonej twarzy dziwnie zmieszanego górnika.
Po skończonym posiłku pocałował górnika w usta i wyszedł. Szedł do swojej chatki podśpiewując pod nosem. Świat jest piękny jak się jest zakochanym.
Kiedy w kocu doszedł był w taki dobrym nastroju, że stwierdził, że nie będzie dzisiaj w ogóle pracował. Wyciągnął bujany fotel i postawił go na werandzie. Obok niego dzbanek pełen soku z rabarbaru i zanurzył się w marzeniach, bujając się leniwie i pozwalając słońcu pieścić swoją twarz.
Słońce i dobry nastrój tak go rozleniwiły, że prawie zasnął. Ocknął się gdy usłyszał jakiś głos dochodzący od strony furtki. Otworzył leniwie oczy i zobaczył Mędrka.
- Witaj – uśmiechnął się. – Może masz ochotna sok z rabarbaru?
- Bardzo chętnie – odparł Mędrek i wszedł na werandę. – No i jak po święcie?
- A dobrze – Bezik uśmiechnął się.
- Słyszałem, że wszystkim bardzo smakowały twoje wypieki.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Nie słuchałem, co mówią inni, byłem zajęty czymś innym.
- Ach, rozumiem – Mędrek uśmiechnął się ze zrozumieniem. – Pewnie jesteś zmęczony?
- Niespecjalnie. Po prostu nie chce mi się dzisiaj nic robić. Mam zbyt dobry nastrój na pracę.
Mędrek roześmiał się.
- To zupełnie inaczej niż Rozetka.
- To znaczy? – z zaciekawienia aż przestał się bujać.
- Nie wiem co się stało, ale najpierw upiła się sfermentowanym sokiem z truskawek, a potem wykrzykiwała coś bez ładu i składu o niewdzięcznym skrzacie, który niedocenił jej wdzięków. Ciekawe o kogo jej chodziło? – Mędrek zamyślił się, a cukiernik nagle zrobił się czerwony. On doskonale wiedział o kogo chodziło. – No nic, pewnie jak wytrzeźwieje, to nie będzie chciała nic powiedzieć. W każdym razie, jak jeszcze była w stanie utrzymać się na nogach, Truskaweczka wzięła ją do siebie. Pewnie będzie zdatna do życia dopiero pod wieczór.
- Nie ma pośpiechu – stwierdził nerwowo Bezik. Niech śpi jak najdłużej, przynajmniej nie będzie próbowała nachodzić Skarbka. – Niech odpoczywa. Przyjechał tu tylko by pomóc w przygotowaniach do święta, a że święto się skończyło, więc nie ma potrzeby by się wcześnie zrywała czy co.
- Też tak uważam – Mędrek uśmiechnął się. – Dziękuję za sok.
Mędrek odszedł, a Bezik wrócił do swoich myśli i leniwego bujania w fotelu.
Po obiedzie, który zjadł bez pośpiechu i z wyjątkową przyjemnością, rozejrzał się po własnym ogródku. Stwierdził, że przydało by się zrobić to i owo, tu i tam. Wziął odpowiednie narzędzia i nie spiesząc się zrobił wszystko co zaplanował. A gdy nadeszła noc zasypiał marząc o górniku.
Kilka następnych dni wyglądało tak samo: za dnia praca, a wieczorem seks z górnikiem, wspólne kolacje i śniadania i oglądanie lśniących kamieni.
Minęły dwa tygodnie takiej sielanki, gdy nagle Skarbek, zaraz po pocałunku na powitanie, powiedział dziwnym głosem:
- Musimy porozmawiać. - Bezikowi podeszło serce do gardła i zaczęło walić jak oszalałe, ale nic nie powiedział. – Długo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że powinniśmy… to znaczy, jeśli nie masz nic przeciwko temu…
- Chcesz zerwać? – spytał dziwnie zduszonym głosem Bezik.
- Co? – Skarbek popatrzył nieprzytomnym wzrokiem, a gdy w końcu dotarł do niego sens tego pytania potrząsnął gwałtownie przecząco głową. - Nie, nie, w żadnym wypadku! Ja tylko pomyślałem, że może zgodziłbyś się zamieszkać razem ze mną?
- Słucham? – takiego obrotu sprawy Bezik w ogóle nie przewidział.
- Jeśli nie chcesz, to zrozumiem – odparł szybko górnik - ale pomyślałem, że może … że może moglibyśmy razem ty i ja…, no i może… ja wiem, że dwa krasnale nie mogą… ale może matka natura mogłaby… no wiesz… - im bardziej próbował powiedzieć o czym myśli, tym bardziej się plątał i robił się czerwony.
Bezik próbował przetrawić to co właśnie usłyszał. Z całej tej nerwowej przemowy uparcie wychodził mu jeden wniosek: Skarbek chce zamieszkać razem i mieć wspólne dziecko! Był tym tak zaskoczony, że przez dobrą chwilę nie mógł wydobyć z siebie głosu. Jednak Skarbek musiał źle to zrozumieć, bo nagle powiedział:
- Och wybacz, głupoty gadam – i zaśmiał się nerwowo, po czym odwrócił się i chciał odejść, ale właśnie wtedy Bezik odblokował się i złapał go za rękę.
- Znaczy, ty chciałbyś, żebyśmy zamieszkali razem i żebyśmy mogli mieć dziecko? – musiał się upewnić.
- No… tak – burknął zawstydzony Skarbek kuląc się, wciąż tyłem do cukiernika. – Ja wiem, że to niemożliwe między dwoma skrzatami, ale przecież matka natura może wszystko, prawda? Może gdy ją poprosimy, to da nam dziecko, które będziemy razem kochać i wychowywać. No chyba, że ty nie chcesz – dodał cichym i niepewnym głosem.
- Wiesz, to takie niecodzienne… w ogóle się nie zastanawiałem nad posiadaniem dzieci. A jeśli chodzi o wspólne mieszkanie… - Skarbek powoli odwrócił się i wbił w cukiernika wzrok pełen niepewności i nadziei - … to bardzo chętnie z tobą zamieszkam.
- Naprawdę? – twarz górnika rozświetliła się. – To cudownie – wyszeptał i objął Bezika.
Chociaż tej nocy, jak zawsze uprawiali seks pełen czułości i namiętności, to w jakiś sposób ta noc była inna, specjalna.
Następnego dnia, po skończonej pracy Bezik postanowił pójść do siostry i podzielić się dobra nowiną. I chociaż na początku marudziła, że nie wybrał Dzwoneczka, która jest bardzo urodziwą skrzatką, to na koniec cieszyła się, że jej kochany młodszy braciszek w końcu znalazł miłość.
Kilka następnych dni spędzał dość długo o Skarbka, upewniając się, że jego kuchnia zostanie odpowiednio przystosowana do jego pracy. Na szczęście Skarbek zatrudnił kilku dodatkowych pomocników, którzy odpowiedni poszerzyli kuchnię i dodatkowo wykuli w skale jeszcze jeden pokój.
W końcu nadszedł dzień w którym Bezik mógł się przeprowadzić. Tego dnia od samego rana biegał nerwowo po całym domu i sprawdzał czy wszystko jest spakowane i, co najważniejsze, dobrze zabezpieczone. Okazało się iż musiał wynająć dwa sysłołazy, żeby zabrać część mebli, całe wyposażenie kuchni, no i resztę swoich rzeczy. Na szczęście Skarbek powiedział, że jeśli trzeba będzie, to wynajmie nawet dziesięć susłołazów, wszakże stać go na to, a chce mieć pewność, że Bezik wszystko zabierze i że wszystko zostanie bezpiecznie dowiezione do celu. Przez kilka pierwszych dni wspólnego mieszkania Bezik urządzał ogródek, który przygotował dla niego Skarbek z boku góry, wykuwając specjalny korytarz. Wprawdzie zasadzenie wszystkich roślin zajęło mu trochę czasu, przez co zaniedbał kompletnie pracę, ale na szczęście mieszkańcy wioski zrozumieli w jakim jest teraz stanie i nie składali żadnych zamówień na wypieki. W końcu ogródek był ukończony, teraz tylko wystarczy dbać o niego na bieżąco.
Kiedy tak Bezik, po posadzeniu ostatniej roślinki stał i patrzył na ogródek przyszło mu na myśl, że byłby on idealnym miejscem zabaw dla dzieci. Wtedy po raz pierwszy pomyślał o wspólnych dzieciach. Skarbek codziennie okazywał mu swoją miłość tak bardzo, że coraz częściej żałował iż nie jest kobietą i nie może mu dać dziecka. Tak go to męczyło, że któregoś dnia po wyjątkowo męczącej nocy postanowił poszukać matkę naturę i spytać się czy nie mogłaby czegoś zrobić, żeby oni też mogli mieć dzieci. Tylko jak ją znaleźć? Najlepszym rozwiązaniem było poproszenie o pomoc Rdeśćika. Poszedł do wioski. Niestety nie było go w chatce. Mógłby mu zostawić w drzwiach wiadomość, ale leśnik dość rzadko pojawia się w domu, wiec mogłoby upłynąć sporo czasu, że nim przeczyta wiadomość od cukiernika, a on nie może tyle czekać. Po chwili namysłu zagwizdał na posłańców, których zazwyczaj używał, gdy nie miał czasu iść samemu. Jak się spodziewał, myszka pojawiła się błyskawicznie.
- Mam do ciebie prośbę. Możesz mnie zaprowadzić do Rdeścika? Niestety nie mam ci jak teraz zapłacić, musiałabyś później przyjść do mojego nowego domu. Pomożesz mi?
Myszka kiwnęła twierdząco główką i ruszyła przed siebie. Bezik pobiegł za nią. Biegli nie wiadomo jak długo, momentami cukiernik miał wrażenie, ze zgubił przewodnika, ale na szczęście szybko się odnajdywał. W końcu dotarli do celu. Bezik wyłożył Rdeścikowi swój problem. Ten bez wahania zgodził się pomóc. Kiedy tylko cukiernik odsapnął po biegu, ruszyli głębiej w las. Ponieważ wszystkie drzewa wyglądały dla Bezika tak samo, wiec już po paru krokach zupełnie się zgubił. Na szczęście Rdeście nie zamierzał znikać, wiec był spokojny o powrót do domu. W końcu dotarli na niewielką polanę, gdzie zobaczyli matkę naturę. Bezik wyłożył jej swoją prośbę. Matka Natura była na początku troszkę zdziwiona, ale widząc nieszczęśliwe spojrzenie cukiernika zgodziła się pomóc.
Pod wieczór Bezik był już w domu. Po skończonej kolacji usiedli przed kominkiem. Wtedy Bezik pokazał Skarbkowi niewielkie ziarenko.
- Co to jest?
- Matka Natura mi to dała. Powiedziała żebyśmy razem zasadzili to nasionko i razem je podlewali i chronili i dawali mu dużo swojej miłości, a odwdzięczy się i da nam to czego tak bardzo pragniemy.
- Znaczy… dziecko? – zapytał z niedowierzaniem górnik. Bezik skinął twierdząco głową, na co Skarbek rozpłakał się.
Bezik w pierwszej chwili przestraszył się, że może jednak jego ukochany zmienił zdanie i już nie chce dzieci, ale na szczęście górnik szybko wyjaśnił to nieporozumienie, mówiąc, że płacze ze szczęścia.
Następnego dnia rano razem wsadzili nasionko w ziemię w najpiękniejszym miejscy w całym ogródku. Przez następne dni podlewali je, nawozili i chronili prze zbyt gwałtownymi deszczami i wiatrami, przez cały czas rozmawiając z nim, aż w końcu pojawiły się zielone pączki. Po kolejnych dniach troskliwej opieki na długiej łodydze pojawił się czerwony kwiat, który rósł i rósł, aż osiągnął ogromne rozmiary. I wtedy jego płatki rozchyliły się ukazując wnętrze, gdzie na miękkim pyłku spało sobie spokojnie dwoje dzieci: chłopiec i dziewczynka. Skarbek i Bezik byli wniebowzięci. Dziewczynce dali na imię Różyczka, a chłopcu Listeczek. I odtąd żyli sobie szczęśliwie we czwórkę.
Miesiąc później przed matką naturą stanęło kolejnych dwóch skrzatów proszących o dziecko. Z ich miłości na świat przyszedł chłopczyk, któremu dali na imię Rybka, po pradziadku.


KONIEC