Ground zero underground 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 11:29:33
"Tylko dotknięcie ciepłe rąk
gdzieś w tunelu metra song.(...)
Szept, nie mówionych słów...
Blask, nie zapalonych jeszcze lamp...
Nie mów nic, na strunach szyn,
orkiestra może grać...(...)"
- Y noga szezzzeeeey!!! Camyl, poztaray sie!- wrzasnęła pani Cloud.
"Camyl" tylko prychnął pogardliwie. Nie podobało mu się to wszystko. Cloud szczególnie.
- Znaz scenaryuz?- pani Cloud podeszła do "Camyla".- Na pefno znaz. Camyl, poztaray sie bardziey. To nie jezt dwuj debjud!
Wszystko byłoby lepiej, gdyby pani Cloud, nie była panem Cloud...
- Camill, mamy strój!- Gaste wbiegła na scenę.- Przebieraj się, zobaczymy jak na tobie leży!
Camill zniknął za kotarą. Gaste i pani/pan Cloud zostali na scenie. Mierzyli się wzrokiem. Długo.
- Jak sobie radzi Camill?- spytała Gaste.
- Dobze. Tylko zeby nogy szezey rozkuadau!- pani Cloud wyraźnie się wzburzyła.
Gaste zachichotała. Pani Cloud była wysoką, delikatną kobietą ubraną w długą do ziemi spódnicę i wydekoltowaną bluzkę. Miała całkiem ładny biust. O tak. Bierze hormony.
- Czuję, że szykuje się coś wielkiego!- powiedziała ochoczo Gaste. Z kolei ona była drobna, dziewczęca, z szopą blond włosów i malutką, okrągłą twarzyczką, ukrytą pomiędzy kudłami. Miała błękitne oczy zasłonięte cienkimi okularkami.
- Tylko zeby Camyl szezey nogy rozkuadau!- wrzasnęła swoje pani Cloud.
- Pozwolisz, że cię zastąpię, Cloud?- na scenę wszedł pan Tristian.
- Jezli chcez...- odparł "transik", denerwując się leciutko. Pan Tristian był dyrektorem teatru musicalowego.
- Corro umie choreografię?- zapytał pan Tristian.
- Na pięć z plusem.- Gaste uśmiechnęła się szeroko. Pan Tristian spojrzał na nią jak na idiotkę. Gaste nawet nie mrugnęła.
- I zaraz wyjdze w stroyu, ktory pzygotowaua mu Gaste.- rzekła pani Cloud.
- CAMILL!- wrzasnął pan Tristian.- Wychodź! Złazimy na dół! Muzyka, sekwencja druga! "Pojawienie się Samuela"!
Camill stanął za kotarą. Był to wysoki, szczupły chłopak z jaskrawozielonymi włosami. Strój, który przygotowała mu Gaste okazał się kaszkietem, obdartym płaszczem i rękawiczkami bez palców.
Usłyszał muzykę. Na scenę wszedł luźnym krokiem, daszek miał nasunięty na oczy. Gdy już znalazł się pośrodku, zdjął kaszkiet i rzucił go na ziemię. Jaskrawozielone włosy posypały się na ramiona. Pan Tristian zmarszczył nos, Gaste zachichotała a pani Cloud zakryła usta dłonią.
- Trzeba mu będzie ufarbować. Na brązowy...- rzekł pan Tristian.
Camm usłyszał pierwsze bity. Zaczął śpiewać, stojąc prawie prosto, lecz gdy dotarł do refrenu, na scenę wkroczyło 10 tancerek. Obskoczyły go ze wszystkich stron. Trzy kroki w bok, szeroko! szeroko nogę do góry. Trzy w drugi bok, drugą nogę. Półobrót w lewo, w prawo, znowu w lewo, opaść. Podnieść się, zrobić gwiazdę, potem wrócić na miejsce. Znał to na pamięć. Na szczęście, tancerki również. Jakie tancerki! Chórek.
- Dno.- mruknął pan Tristian.
Camill to dosłyszał. Krew uderzyła mu do głowy. Zbliżał się koniec. Szarpnął się do przodu i... zrobił szpagat. Bolało! Bolało jak cholera! Zacisnął zęby. Czuł, że zaraz wszystko między nogami mu odpadnie, bolały go... zawiasy? Tak, zawiasy, biodra... ooooch... Jak mógł być takim idiotą?! nigdy nie udało mu się zrobić szpagatu, a tu nagle... Ale jak boli!
- DNO!- wrzasnął pan Tristian.- Co to jest?!- rzucił scenariuszem.- O czym to jest? Corro.- zwrócił się do Camilla.- Byłeś świetny w "Kotach" jako Ram-Tam Tamek. Byłeś doskonały, jeszcze wcześniej, gdy miałeś 12 lat i grałeś Wendy w "Piotrusiu Panie"- rzekł pan Tristian, a parę osób zachichotało. Camill miał tak czysty głos, że grywał dziewczynki w musicalach.- Ale TO?! TO JEST DNO! Nic z tego nie wyjdzie!
A potem wyszedł.
Camill cały czas tkwił w tej samej pozycji, póki Gaste, oraz, niewiadomo skąd, Iris, pomogli mu wstać.
- Nie martw się. My tym na Broadway jeszcze pojedziemy!- krzyknęła ochoczo Gaste.
- "Metro" z Polski też było na Broadwayu.- uśmiechnął się Camm.- I zrobiło tam klapę.
Gaste nie umiała mu na to odpowiedzieć, lecz w słowo wszedł jej Iris:
- Ale dostać się na Brodway i zrobić tam klapę też nie każdy potrafi.
- Dzięki, kochanie.
- Jak się przedstawia scenariusz? Chodzi mi o dalsze...- zapytał Iris.
- Więc...- Gaste przyłożyła palec do ust.- Znacie początek- wiek XXI, metro się zawaliło. Mija 100 lat, w XXII wieku, jakiejś dziewczynie, Tej, którą gra Marie Te Dacie, udaje się przedostać do środka. Okazuje się, że pod ziemią wykwitła nowa cywilizacja. Dziewczyna zostaje wzięta za królową i ma się ożenić z synem Króla Podziemi, Glacierem, którego gra Iris. Niestety, syn jest zakochany w Samuelu, którego gra Camill. Samuel jest chory na AIDS. Tak więc, Tea pomaga Glacierowi i Samuelowi spotkać się. Wtedy jest scena, gdy się całują.- Gaste zrobiła maślane oczy. Zaczytywała się w jakiś "ogłupiających komiksach".- no i razem wychodzą na powierzchnię.
Camill uśmiechnął się blado, Iris wybuchnął śmiechem.
- Wiesz co, Gaste? Pierwszy raz słyszę tak durny i beznadziejny scenariusz.- rzekł Camill.
- Ale zagramy najlepiej, jak będziemy umieli.- skończył Iris.
Dziewczyna nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać. W końcu odwróciła się na pięcie i odeszła.
Nadszedł wieczór. Camill wyjął sobie z lodówki Dan'Mleko, otworzył je i wypił łyk. Odetchnął głęboko i rzekł:
- I muszę jeszcze całować się na scenie z Irisem.
Sorren wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
- To będzie klapa. Mówię ci. Przesramy sobie nasze kariery na samym początku.
- Ty już jesteś świecącą gwiazdą estrady musicalowej. Chociaż, gdy dorabiasz tańcząc na rurze, to twoja gwiazda jaśniej świeci.- powiedział ironicznie Sorren.
To była prawda. Camill tańczył w musicalach tylko sezonowo. Żeby mieć z czego żyć (i żyć godnie) był striptizerem w damskim (i gejowskim) klubie "Brusty Beascuit". A od przyszłego roku miał mieć praktyki w szpitalu, więc będzie musiał rzucić, i musicale, i tańczenie na rurze.
- Camill.- zapytał nagle Sorren.- A ty umiesz się całować?
- Spadaj.- odparł Camm.
- Yoko z chęcią cię pouczy. Ciesz się, dobrze jest mieć pedała w mieszkaniu, pouczy cię!!!
- Zamknij się, Sor!- krzyknął Camill. Nagle zadzwonił dzwonek.
Do mieszkania ktoś wpadł, zajrzał do pokoju Ray'a i wszedł do kuchni. To była Majje.
- Miło powitać Marę Josephine Carter.- powiedział złośliwie Camill.
- Miło powitać Camilla Corro i Sorrena Ai.-odparła, unosząc brwi. Była to wysoka, szczupła kobieta z wielkimi piersiami i wspaniałym ciałem. Jej i Ray'a ojciec był właścicielem kliniki chirurgii plastycznej i genetycznej, więc córuś była popoprawiana jak się dało. Miała czarne włosy do ramion i wąskie, sinoniebieskie oczy otoczone gęstymi, długimi rzęsami.- Czemu Ray'a nie ma w łóżku?
Nie odpowiedzieli.
- Ray ma 14 lat! moglibyście się nim trochę zająć!!!- wrzasnęła. Widocznie nie dbała, że kogoś obudzi.- Jak przygotowania do musicalu? Znasz już fabułę?- zapytała Camilla.
Camm jej opowiedział.
Majje wybuchła śmiechem.
- To najgłupszy scenariusz jaki kiedykolwiek słyszałam!- opadła na krzesło.
- A ty masz sinoniebieskie oczy.- burknął Camm.
- Skoro ci się nie podobają, misiaczku ,poproszę tatusia, żeby mi zmienił. Na czarne?
- Wiesz kochana, to jest letka paranoja.- rzekł Sorren.- Zmieniasz swój wygląd. Jak ty byś wyglądała, gdyby nie operacje i zmiany genetyczne?
Nie odpowiedziała. Trochę ją widocznie uraziła opinia jej chłopaka.
- Wróćmy do musicalu.- Camill zmienił temat, a potem upił łyk Dan'mleka z kubka.- Zastanawiam się, czy brać w tym w ogóle udział.
- Kto napisał scenariusz? Jakaś yaoistka?
- Gaste.
- Hilda Gasteta, tak?- Majje skłoniła główkę.- Chodziłam z nią swego czasu na lekcje tenisa... Tak, ona jest yaoistką. I nie mam nic przeciwko, ale... ale sama idea. Metro? Zasypane metro? Do którego nikt się nie mógł dostać, a udaje się to jednej dziewczynie?! I ta "cywilizacja"? Jak ona się utrzymał pod ziemią? Przez 100 lat, nawet gdyby ktoś przeżył dzięki zapasom w spożywczym na dole, nie byłby człowiekiem takim samym, jak ci na górze! No i skąd mieliby tlen? Pożywienie?- sypała pytaniami Mara Josephine.
- Mamy słabość do Gaste.- odparł Camm.- To pasjonatka. Zgadzamy się na wszystko, co wymyśli.
- Czy coś co wymyśliła przyniosło wam kiedykolwiek coś dobrego?
- Zrobiła stroje do "Kotów"...-zaczął Camill.
- Tylko. Szyje dobre stroje. Jej "scenariusze" nadają się do dupy... nawet jeśli będzie dobra choreografia, stroje, muzyka, wykonanie, to PRZESRACIE sobie samą durną i naciąganą historią.
- Wymyślisz coś lepszego?!- Camill postawił Dan'mleko na blacie. Trochę zbyt gwałtownie. Dopełniło swego żywota na podłodze.
- Nie, bo nie ja jestem od wymyślania.- Majje odrzuciła głowę do tyłu. Gesty miała dość wytworne.
- Co tu się dzieje?
Sorren, Camm i Majje stanęli na baczność.
Pan Mario de Casta nawet nie postarał się, aby włożyć szlafrok. W samych bokserkach, ze świeżymi zadrapaniami i malinkami.
- Jak tam? Żona zadowolona?- zapytał Sorren, głaszcząc się po gołym brzuchu.
- Więc dobrze...- zaczął pan Mario. Spojrzał na zegarek.- jest godzina 23:47. Camill rozlał MOJE Dan'Mleko. Sorren siedzi bez koszuli. Pani... jak pani na imię?- zapytał.
- Majje.
- Mara Josephine.- poprawił Camill.
- Pani Mara przyszła tu o dość nocnej porze. Czy to nie wystarczająca ilość wykroczeń, aby wyrzucić CAŁE towarzystwo?- skończył aksamitnym głosem. Camill pomyślał, że pora może być nocna lub nie być. Nie może być "dość nocna"...
- Jestem siostrą Ray'a, sprawdzam czy jest w łóżku. I go n...nie ma...- syknęła.
- Mara Josephine Carter jest siostrą Roberta Josepha Cartera.- wyrecytował Sorren, całkiem z siebie dumny.
- Nie obchodzą mnie dane osobowe, ani tej dwójki, ani nikogo innego...
- Mario, chodź!- pisnęła pani Teresa.- No chodź!
Poszedł.
- Ufff!!!- odetchnął Sorren.- obeszło się bez opierdolca.
- No bo czemu ONA tak wrzeszczała?!- syknął Camill.
- Masz do mnie pretensję? Ten facet nie wie...
- Cześć.- wszedł im w słowo Ray, wpadając do kuchni.- wyrywałem fajne dupeczki...- urwał, gdy zobaczył siostrę.
Camill stał na gołej scenie i oddychał głęboko, szybko. Myślał nad musicalem dostatecznie długo, aby wpaść na konkretny pomysł- odmówić.
Był szeroko znany publiczności. Wszyscy pamiętali jego "zakazaną mordę" z "Kotów", wszyscy kojarzyli z "Hair"... i kojarzył się całkiem dobrze. Dlatego nie mógł pozwolić, by jego kariera ucierpiała z powodu chorych wymysłów Hildy Gastety.
- Camill!- wrzasnęła Gaste.- Camill, jak dobrze, że już jesteś! Chciałam...
- Nie, to ja chciałem. Gaste, ja nie będę grał.
Hilda zatrzymała się w pół ruchu. Na jej dziecięcej, naiwnej twarzy pojawił się grymas żalu i cierpienia.
- Ale... Camill, obiecaliście...
- Hilda, ja nie chcę. Nie podoba mi się scenariusz, no i...- plątał się.
- IRIS!- zawołała Hilda.
Zjawił się natychmiast. W dresach i koszulce na ramiączkach.
- Na pewno nie będziesz grał?- spytała Gaste.
- Na 100%.- odparł. Odwaga mu wracała.
- Iris, pocałuj Camilla.
- Co?!- wrzasnął Camill.
- Ale po co?!- zawtórował mu Iris.
Gaste odetchnęła głęboko, po czym powiedziała, łamiącym się, cichym głosem:
- Uważam, że pasujecie do siebie. I chciałam po prostu zobaczyć wasz pocałunek... Tyle.
W Camillu krew zawrzała. Ale po chwili się uspokoił.
- Więc cały ten cyrk tylko po to, abym pocałował Camilla?- zapytał Iris.
- Owszem.- uśmiechnęła się delikatnie Gaste.
- Ale zaraz...- zaczął Camill. Lecz skończył, widząc szklące się oczy Hildy Gastety. Czuł w sercu, że nie chce. Że zniszczy mu to opinię. Nie chciał.
Ale musiał, jeśli nie chciał ujrzeć łez Hildy Gastety.
Iris ujął go w pasie, dotknął nosem jego nosa. Zbliżył się szybko do ust. Przywarł nimi na chwileczkę, tylko leciutko dotykając mięciutkich warg Camilla.
Stali tak maleńką chwilkę, zapominając o całym świecie. Camill czuł zarówno wstyd, zażenowanie, wściekłość i... przyjemność. Co Irisowi chodziło po łbie, nie wiadomo, lecz Gaste była wyraźnie zachwycona.
W przeciwieństwie do pana Tristiana.
- Corro! Villanova!!!- wrzasnął dyrektor.
Oboje oderwali się od siebie i spojrzeli, biali jak ściany, na pana Tristiana.
- Oboje jesteście zwolnieni! Wynoście się stąd!- ryknął pan Tristian. Był czerwony jak pomidor, ciężko dyszał. Najwidoczniej homofob.
- Ale proszę pana...- zaczął Iris. W jego piwnych oczach pojawiły się łzy.- Z czego ja będę żył?!
- Niech twój kochaś ci da na to pieniądze!!!- ryknął głośno pan Tristian.- Wynoście się oboje!!! Wypierdalajcie, pedały! Już!
Camill, niewiele myśląc, wybiegł szybko z teatru.
Łzy pociekły mu z oczu, lecz uśmiechał się pod nosem.
Był wolny. Nie tak zupełnie, ale nie czuł już presji tego dupka, Jonasa Tristiana. Już nikt nie będzie na niego krzyczał, że jest dnem, nikt nie będzie mu kazał zapierdalać po scenie w rajtuzach...
Lecz nie będzie miał też z czego żyć...
- Hildo Gasteto, dziękuję ci, i jednocześnie nienawidzę cię.- burknął Camm, idąc w stronę domu, ocierając łzy z policzków.
Tak, teraz już będzie miał czas. Na naukę. Na praktyki. Na dziewczyny...
W końcu chce zostać położnikiem!
Za nim szedł Iris, płacząc otwarcie.
Samuel, Glacier i Tea nim się urodzili, zdążyli już umrzeć. Ale Hilda Gasteta ujrzała to, co ujrzeć chciała.
Stage I- Wetiwer
Uriel uderzył głową w ścianę, po której potoczyła się strużka jego krwi.
Czerwień zabrudziła biel, tym bardziej, że Uriel zaczął ją rozmazywać rozczapierzonymi palcami. Wyglądało to okropnie, bo ściana robiła się powoli brązowo-czerwono-bura.
- Dostanie ci się od Gabriela.- rzekł spokojnie Shiriel.
- Pierdolę Gabriela. Od tyłu go pierdolę. Walę w dupę moim chujem.- powiedział Uriel, potem sapnął, zacisnął zęby i uderzył w ścianę jeszcze raz.- cudowne...- mruknął.- Nie czuje bólu...
- To, że nie czujesz bólu- zaczął zdenerwowany Shiel- to nie znaczy, że masz się katować. Mózg ci wypłynie.
- URIEL!- usłyszeli zza ściany.
Nagle drzwi od szatni się otworzyły i wkroczył tam Gabriel, rozpromieniony i uśmiechnięty. Anioł wysoki, z długimi, czarnymi włosami i bladą cerą. Miał na sobie dżinsy i czarną koszulkę bez rękawów, która odsłaniała bicepsy.
Niestety, gdy ujrzał to, co zaszło w szatni, mina mu zrzedła.
- Shiel, Shiriel!- krzyknął Gabriel do bliźniaków.- Co to jest?!- spytał, pokazując czerwoną plamę na ścianie.- Co to jest?!- dodał, wskazując rozwaloną głowę Uriela.
Bliźniacy (oboje niscy i szczupli, z blond włoskami i zielonymi oczkami) przełknęli głośno ślinę.
- Do mojego gabinetu. Już.
- Nie masz gabinetu.- Uriel wstał, ocierając krew, która spływała mu na oczy. Ledwo widział.
- DO MOJEGO POKOJU.- powiedział Gabriel, nie tyle głośno, co wyraźnie.
Uriel nie lubił tego tonu.
Shiel i Shiriel patrzyli jak oboje wychodzą z szatni.
Nadal w kimonach, nie zdążyli się jeszcze przebrać po ćwiczeniu karate.
Uriel i Gabriel szli długo, przez anielskie, białe korytarze, aż wyszli z Centrum Szkolenia.
Sale do ćwiczenia karate i innych sztuk walk były w podziemiach.
O ile, w niebie, istnieje coś takiego.
Gdy już siedzieli w mieszkaniu Gabriela (które znajdowało się w bloku mieszkalnym dla szkoleniowców), Uriel oglądał białe ściany. Gabriel rozsiadł się spokojnie w fotelu i obserwował kątem oka Uriela.
Był to anioł wysoki, szczupły ale umięśniony. Twarz miał niezwykle urodziwą, z jaskrawozielonymi oczami i brązowymi włosami, opadającymi mu na oczy.
Krew i rany zniknęły.
W końcu Uriel był aniołem.
- Co ty robisz, debilu?- spytał retorycznie Gabriel, i nie czekając nawet na odpowiedź rzekł:- Wykończysz się! Straszysz Shiela i Shiriela! Robisz z siebie idiotę!
Uriel milczał zawzięcie, stojąc w kimonie. Do Gabriela dopiero to dotarło, więc poszedł do szafy i wyjął z niej zieloną bluzkę i bermudy.
- Ubieraj się.
Uriel posłusznie zdjął kimono i został nagi. Nie nosił bielizny, uważał to za idiotyzm. Po co komu majtki?. Gabriel w tym czasie patrzył na niego nachalnym wzrokiem, czując lekkie drgnięcia między nogami.
- Uriel, czy ty jesteś niezrównoważony psychicznie?- zapytał, gdy anioł wkładał bluzkę.
- Tak.- odparł spokojnie i podszedł od Gabriela. Pocałował go w usta i przytulił się do niego.
- Uriel.- rzekł spokojnie.- Niedługo przyjdzie nam się pożegnać.
- Co?!- wrzasnął Uriel.- Jak to?! Pierwsze słyszę!
- Uriel, jesteś najlepszy wśród moich szkoleniowców.
- Wiem. Bliźniaki to lamusy.- Uriel jeszcze raz pocałował Gabriela w usta, po czym uklęknął na podłodze, twarz wkładając między nogi Gabriela. Zaczął rozpinać mu spodnie. Starszy stopniem Gabriel (było, nie było Anioł Chóru Władzy), jęknął, a mimowolny skurcz szarpnął całą dolną jego połową ciała. Już ta misterna, gęsta atmosfera związana z obecnością Uriela w jego pokoju, doprowadzała go do szału. A fakt, że Uriel klęczy przy nim, a twarz trzyma przy rozporku, a rękami go rozpina...
Uriel słynął z tego.
Było to niebiańska tajemnica poliszynela. Każdy trzymał buzię na kłódkę. Nikt nie mówił,że Uriel najlepiej robi lody. Wszyscy o tym wiedzieli, większość przekonała się na własnej skórze.
Bo Uriel był aniołem niepoprawnym.
Wyjął penisa ze spodni i włożył go sobie do ust, głęboko, najgłębiej jak tylko mógł, aby się nie krztusić. Gabriel wstrzymał oddech i wywrócił oczami.
Niestety (albo stety) ktoś zapukał do drzwi. Uriel odskoczył jak oparzony, Gabriel szybko wstał, zapiął rozporek i przygładził włosy (na głowie).
Do pokoju wszedł anioł ubrany w mundur. Błękitny garnitur układał się na nim zdumiewająco, bo opinał umięśnione, delikatne zapewne ciało.
Anioł włosy miał jasne, długie, związane u karku błękitną tasiemką. Oczy miał ogromne, też błękitne, spoglądające na świat z rozmarzonym wyrazem.
Na jego widok, Gabriel poderwał się szybko, po czym skłonił głowę. I jej nie podnosił.
- Dzień dobry!- rzekł Anioł.- Nazywam się Rafał, bo jeszcze o tym nie wiesz, Urielu.
- Dobry.- burknął Uriel.
Rafał, niczym nie zrażony, wyciągnął do Uriela rękę.- Pora znaleźć się w nowym świecie.
- Że czego?- warknął złośliwie Uriel.
- Proszę mu wybaczyć.- Gabriel podniósł lekko głowę.- Jest niepoprawny.
- Och, wiem.- Rafał uśmiechnął się delikatnie.- dużo o nim rozmawiałem, nim podjąłem tę decyzję.
- Jaką decyzję?- spytał Uriel.
- Będę cię szkolić.
Uriel skłonił głowę, podniósł ją i zapytał:
- Więc o co w tym, chodzi, powtórz mi?
- Nie ma sprawy.- Rafał uśmiechnął się serdecznie.- Najniższym chórem aniołów są Stróże i Archanioły.
- To wiem, jestem archaniołem. Na stróża mnie nie chcieli.- burknął.
- Wiem, a każdy Anioł musi przejść drogę stróżowania; zrobię to z tobą, w pierwszej kolejności.
- Nie.
Siedzieli w ciemnym pokoju Rafała. Uriel cięgle w stroju od Gabriela przycupnął na prostym krześle, Rafał rozparł się na łóżku. Gdy tylko Uriel złapał jego rękę, przymuszony przez Gabriela, jakaś misterna, anielska siła przyniosła ich tu.
- Czemuż by nie?
- Bo nie.
- Wiem, Gabriel mówił. Nie zdałeś testów na Anioła Stróża. Nie nadawałeś się ,bo jesteś niepoprawny wręcz. Nie umiesz dogadywać się z ludźmi w NORMALNY sposób. Gabriel stwierdził, że nie nadajesz się na anioła. Ale ja uważam, że skoro już tu jesteś, to po coś musiałeś tu trafić.
- Umarłem.
- Domyśliłem się. Ale nie każdy, który umiera trafia do nieba jako anioł.
Uriel zamilkł, Rafał kontynuował:
- Ja jestem aniołem Serafinem, aniołem miłości, światła i ognia. Niżej ode mnie w kaście są Cherubiny, anioły mądrości i wiedzy. Anioły Władzy, stworzone do walki z demonami to, jak wiesz, Gabriel. Aniołów Władzy może być tylko troje.
- A Cherubinów?
- Niezliczona ilość.- Rafał przekręcił się na plecy.- każdy kto się nada.
- A Serafinów? Ilu jest Serafinów?- spytał Uriel.
Rafał krótki czas milczał, po czym rzekł:
- Jeden.
- Tylko ty? Czemu jeden? Jak to jest?
- Po kolei odpowiem na pytania: Tak, tylko ja. Jeden, ponieważ jestem prawa ręką Boga. Tak to jest.
Urielowi coś zaświtało w głowie.
Opadł na podłogę, na czworakach podszedł do łóżka Rafała. Znalazł jego nogi, włożył między nie głowę, wdychając jego zapach. Potem rozpiął mu rozporek.
- Co ty robisz?- zapytał nagle Rafał.
- Dobrze ci robię.
- Nie.- rzekł stanowczo Rafał, a Uriel poczuł, jak jakaś dziwna siła uderza w niego i rzuca nim o ścianę.
- Czemu?- zapytał zdruzgotany Uriel.
- Wiem, że wykorzystywałeś tę sztuczkę przy innych. My, anioły nie mamy dostępu do kobiet. Nie odczuwamy żądzy w sposób cielesny, tylko w psychiczny. Nie powinniśmy, a jednak. Dlatego niektóre anioły uprawiają między sobą seks homoseksualny, czasem i grupowy. Ale ze mną ci się ta sztuczka nie uda.
- Dlaczego?- Uriel podniósł się na łokciach, obserwując "szefa" spode łba.
Rafał uśmiechnął się delikatnie.
- Dobrze. A teraz szykuj się.- zmienił temat.
- Gdzie?- burknął Uriel.
- Zrobimy z ciebie Anioła Władzy.
- W jaki niby sposób?!- Uriel podniósł się na równe nogi.- Nie mam zaliczonego stróżowania, egzaminu na Anioła Władzy, ani nie ma wolnego miejsca na...- przerwał, bo Rafał podszedł do niego i przyłożył mu palec do ust.
- Wyzwiesz Gabriela na pojedynek.
Uriel zaśmiał się groźnie, głośno i z wyczuwalnym sarkazmem.
- Ja mam pokonać Gabriela? Człowieku, na mózg ci padło? Kim ty jesteś, dupku?
- Och, Uriel... jesteś NIEPOPRAWNY.- Rafał zaśmiał się pod nosem.- Będziesz nazywany "Uriel niepoprawny".
Uriel poczuł, że zbiera się w nim złość.
- Chodź.- Rafał wstał z łóżka i podszedł do szafy.- zaraz wyzwiesz Gabriela na pojedynek.
- Nie!- wrzasnął Uriel.
- Tak.- odparł Rafał, wyciągając z szafy spodnie i golf z grubej włóczki. Nie włożył go normalnie, a przeciągnął na siebie materiał, swą anielską siłą. Garnitur zmienił się miejscem ze swetrem i dżinsami, powędrował do Rafałowych rąk, a potem do szafy.
- Nie.- Uriel nadal się droczył.
- Tak.- rzekł Rafał z wyraźnym naciskiem.- Chodź.- podał mu dłoń.
Jak zauważył później Uriel, gdy Rafał wyciągał ku niemu dłoń, zmuszał go do natychmiastowej zgody i przyzwolenia na wszystko, co tylko sobie wymyślił.
Wyszli z pokoju Rafała. Korytarz, którym szli był inny niż wszystkie- nie szary i ciasny, a wysoki, jasny, przestronny, ze świecami wychodzącymi wprost ze ściany.
Wyszli, jak się okazało, z głównego budynku, Anielskiego Centrum Dowodzenia. Skierowali się do alejki między brzozami.
- Co ty masz na tej bluzce?- zapytał Rafał Uriela.
Ten spojrzał. Na koszulce był rybi szkielet z komiksowym dymkiem i napisanym w nim "Death".
Uriel pobladł lekko i przyspieszył.
Gabriel, bardzo ciekawy z powodu treści sms-a, którego przysłał mu Rafał, siedział już na środku areny i czekał na swojego byłego ucznia z Rafałem.
Arena wyglądała jak koło wpisane w kwadrat z ciężkich piaskowców, wyrównanych do granic możliwości.
Uriel, anioł niepoprawny, ma zamiar wyzwać go na pojedynek o tytuł Anioła Władzy!
Nieprawdopodobne wręcz!
Jak on w ogóle śmie?
Natenczas Uriel i Rafał akurat doszli do areny. Inne anioły zaczęły się tam powoli zbierać.
- No, wywołuj, wywołuj, Urielku. -rzekł Rafał i uśmiechnął się obleśnie. Potem szepnął coś do Shiela, stojącego obok.
Uriel odetchnął głęboko, wstąpił na arenę i krzyknął głośno:
- Ja, archanioł Uriel, wyzywam cię na pojedynek o Chór Władzy!
Zebrane anioły wybuchnęły głośnym śmiechem. Uriel zaczerwienił się, ale Gabriel, całkiem zadowolony z tego, że może pokazać wszem i wobec, jak tłucze jakiegoś dupka, rzekł:
- Przyjmuję twe wyzwanie.
- Ja będę sędzią!- zaoferował się Shiel i wskoczył na arenę.- Walka aż drugi padnie nieprzytomny lub wypadnie poza arenę??- zapytał.
- Niech będzie.- Gabriel napiął mięśnie, aż koszulka poszła mu w szwach. Zerwał ją z siebie, prezentując wszem i wobec tatuaż w kształcie smoka.
- Wydobądźcie skrzydła!
Gabriel jeszcze raz napiął mięśnie, a z jego pleców wystrzeliły srebrne smużki, formując się w materialny kształt o strukturze ptasich skrzydeł.
Uriel stał spokojnie, aż za nim pokazały się białe, niewielkie skrzydła.
- Start!- ryknął Shiel i zeskoczył z areny.
Gabriel doskoczył do Uriela i uderzył go w twarz, ten, nie wiedząc jak ma zareagować, padł na ziemię, przeturlał się parę kroków i wstał z półskoku. Gabriel był szybszy, wymierzając mu kopniaka w twarz, nim ten zdążył się podnieść.
Gabriel spojrzał kątem oka na Rafala. Ten tylko nadal uśmiechał się, obleśnie i pewnie.
To wykorzystał Uriel, kopiąc Gabriela w brzuch. Anioł zgiął się w pól i dostał w potylicę. Ale chwilę później odgryzł się, bo okropnie mocno uderzył Uriela. Ten, siła grawitacji wyleciał w górę, obracając się, aż upadł gdzieś przy końcu areny.
Shiel dopadł go, wkładając szybko coś do ust i pchając z powrotem do walki.
Uriel przegryzł. To była kapsułka, w środku miała coś słodkiego i mdłego. Połknął to wszystko razem.
Od razu poczuł, jak wstępują w niego nowe siły, a to wszystko działo się w takim ułamku sekundy, że Gabriel nie zdążył nawet podbiec.
Uriel, nie wstając, podniósł się na jednej ręce, nogi cały czas trzymając na ziemi. Gabriel podbiegł na wystarczającą odległość, wtedy Uriel zamachnął się całym ciałem, wykonał półobrót i uderzył Gabriela z taką siłą, że ten upadł jak nieżywy.
A w dodatku, wyglądało to efektownie.
- Moja krew.- rzekł z uśmiechem Rafał.
- Nie pozbierasz się.- rzekł Gabriel ,podnosząc się.
- Dadadamamadama.- odparł Uriel i kopnął leżącego, wysyłając go poza arenę.
- Pojedynek wygrał Uriel!- wrzasnął Shiel, skacząc do góry.
- Moja krew. -powtórzył radośnie Rafał.
Uriel powoli odwrócił głowę i spojrzał z uśmiechem na Rafała. Czuł, że od teraz może mu ufać, zawsze, tak jak zaufał teraz. Jego skrzydła zmieniły się, przybrały kolor srebrny, zrobiły się wielkie i powłóczyste.
Uriel zeskoczył z areny i pobiegł do Rafała, rzucając mu się z radości na szyję.
- Moje krew- szepnął mu do ucha Rafał.
- Tak, tak...
- Moja krew.- powtórzył znowu Rafał.
- Co?- Uriel nagle zbladł.
- Moja krew.- anioł przymknął oczy, otworzył je, a potem pokazał nacięcie na palcu.
- O Boże... -wymamrotał Uriel, przykładając rękę do ust.
Najpierw zrobiło mu się gorąco, a potem zimno, kropelki potu wystąpiły mu na czoło.
Anioł Władzy zemdlał.
Uriel wyszedł z pokoju Rafała późno, po ciemku, około 23. Razem z Shielem i Shirielem oblewali "Władzowanie". Podążył korytarzem jak uprzednio, wyszedł z Centrum i skierował się do swojego nowego pokoju, który dzielił sam ze sobą, a nie z parą zakochanych w sobie braci-bliźniaków, którzy umarli w jednej chwili, gdy rodzice dowiedzieli się o ich kazirodczym romansie. Połknęli przygotowany zawczasu cyjanek. Wiedzieli, że będą musieli umrzeć.
Tak więc, Uriel szedł ciemnymi, niebiańskimi ulicami, w bermudach i bluzie od Gabriela.
Przechodził właśnie przez las jodłowy (w niebie jest wszystko), gdy usłyszał szum. Wyczulił swe anielskie radary, ale nie znalazł nic dziwnego. Wyczuł tylko obecność dwóch aniołów, a nie jakichś diabłów, czy czegoś...
Anioły stały w krzakach, więc pewnie coś w nich robili.
Uriel ruszył żwawym krokiem, ale wyczuł że anioły się zbliżają, niebezpiecznie szybko. Odwrócił się i złapał czyjąś dłoń tuż przed swoją twarzą, lecz kopniak kogoś innego uderzył go w plecy. Drugi szybko walnął go w potylicę, złapał za rękę, wykręcił ją i położył go na ziemi, trzymając dłoń na ustach, by nie było słychać krzyków. Inny kopał go mocno.
W końcu go puścili. Uriel był bez sił, lecz odwrócił głowę. Zobaczył nad sobą Gabriela. To on go kopał. Za rękę trzymał go jakiś nieznany mu anioł, z dobrą, lecz nudną, jakby znudzoną twarzą i rudymi, krótkimi włosami.
- Dziękuję, za odebranie mi stołka.- syknął szeptem Gabriel.- uczniem byłeś idealnym! I nawet robiłeś loda jak trzeba.- rzekł, a drugi anioł uśmiechnął się niechętnie, jakby ta wesołość była wymuszona.
- Zbij Rafała, to on mnie namówił.- odparł Uriel.- Chyba że się boisz?
Gabriel chrząknął i napluł Urielowi prosto w prawe oko.
- Masz moje spodnie.- rzekł Gabriel.
- I koszulkę.- dodał Uriel, wycierając sobie oko.
- Koszulkę to sobie zachowaj.- powiedział Gabriel.- ale spodnie oddawaj, skurwysynu.
Drugi anioł trzymał go za ręce, a Gabriel ścigał z niego bermudy. Uriel pomyślał z zażenowaniem, że będzie musiał wracać tak do mieszkania... czemuż on nie nosi bielizny?!
- Nie myśl, że na tym, się skończy.
- Oboje sobie użyjecie mojego tyłka, czy tylko ty, pedale?- spytał Uriel.
- Myślisz, że zależy mi na tym, aby cię zgwałcić? Jakbym chciał, to dałbyś mi za darmo.
- No pewnie. Gabrielowi bym nie dał?- Uriel uśmiechnął się z sarkazmem.
- Nie mogę cię zabić, a rany ci się zagoją...- Gabriel wodził palcem po jego twarzy.- dlatego dam ci taką ranę, o której nigdy nie zapomnisz...
Uriel nie bał się. Przestał się bać, gdy dowiedział się, że umarł. W tym stanie nic złego nie mogło go już spotkać. Tkwił jako anioł, nie wiedział, ile to już lat i ile dni, ile sekund, godzin? A może trwał w nieskończoności? To wszystko było dla niego wyjątkowo dziwne, ale starał się tym nie martwić. Wszak był tylko anieliną, która nawet nie umiała przejść stróżowania, bo swoich podopiecznych prowadziła pod pędzący samochód! Czemu Bóg nie wyrzucił go z nieba?
Lecz wraz z Chórem Władzy, Uriel otrzymał męstwo, jeszcze więcej tego męstwa.
Dlatego nie bał się; nie miał wręcz prawa.
Co mogło zadać mu taką ranę, że nie zapomni tego do końca życia?
Przecież on już nie żyje!
- Peerel, powiedz mi, jak umarłeś?- Gabriel zwrócił się do rudego anioła.
- Powiedziałem, że jeśli zlikwidują linię kolejową z mojej wsi, do stolicy, to rzucę się pod ostatni pociąg. I się rzuciłem.
- Tak, a ja umarłem, bo próbowałem wyciągnąć z płonącego budynku córkę mojej sąsiadki... A Uriel? Jak umarł Uriel?
- Nie...- zaczął zawodzić Uriel.- Nie, błagam, nie...
Gabriel wyciągnął z kieszeni spodni jakąś kartkę.
- Imię przed Śmiercią: Peter, tratata, Niemcy, Wupertall, tratatata, katolik... o jest! Data śmierci...
- Nie..- Uriel zaczął płakać.- Nie, błagam, błagam...
- 24 grudnia, Wigilia...
- Nie, nie...- ponownie zaczął Uriel, lecz Peerel zakrył mu usta dłonią.
- Okoliczności: zakrztusił się ością od karpia...
I potem, Gabriel wybuchnšł głośnym śmiechem.
Lecz na szczęście, rozweseleni odeszli, zostawiając półnagiego anioła leżącego na ziemi.
Płakał jawnie, pełen żalu, bólu i cierpienia. Wstydził się okoliczności swojej śmierci. Owszem. A jak miał się nie wstydzić?
Patrzył w księżyc, a potem spojrzał na drogę. Ku niemu kroczył Rafał.
- Wszystko widziałem i słyszałem.- rzekł anioł.
- To czemu im nie przerwałeś?
- Nie wszystkie anioły są dobre.- powiedział nie na temat Rafał , usiadł przy Urielu i przytulił go do siebie.
- Przecież jesteśmy aniołami do cholery!
- Ale prawie wszyscy byli kiedyś ludźmi.
- Prawie wszyscy? Chyba wszyscy...- sprostował Uriel, przytulając się do piersi Rafała.
Ten nic nie powiedział, ale pozwolił Urielowi zasnąć. Wtedy przeniósł go do siebie, siedząc cały czas i patrząc na jego młodą, dziecięcą jeszcze twarz, na której co i rusz pojawiał się grymas płaczu. Musiał śnić o czymś nieprzyjemnym.
Stage II- Paczula
Uriel zaczął klaskać. Rafał spojrzał się na niego z rezerwą, lecz nic nie powiedział. Zaczął sprzątać jajko, które upuścił.
Uriel siedział u niego w mieszkaniu, obserwując go jak żaba muchę. Rafał nie czuł zażenowania ani niczego. Praktycznie, nie czuł nic.
Nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi.
Cóż za opanowanie!
Rafał wziął drugie jajko i tym razem udało mu się je wrzucić do miski. Włączył mikser i zaczął to wszystko mieszać, obserwując kątem oka Uriela. Półleżał na kanapie, w koszulce od Gabriela i spodniach Rafała, czarnych sztruksach.
Uriel odetchnął głęboko i potarł oko zdrową ręką.
Rafał wziął łyżkę wazową i masę naleśnikową począł wylewać na rozgrzaną patelnię.
Jego mieszkanie było schludne, ładne, ale jakby nikt tu nie mieszkał. Idealny porządek łączył się z nijakością Rafała, który obserwował wszystko swoimi zimnymi, lecz jednocześnie rozmarzonymi, błękitnymi oczami.
- Znam Peerela. To dobry anioł, lecz zakochany w Gabrielu.- powiedział nagle Rafał.
- Co?- zapytał Uriel, nie rozumiejąc wszystkiego lecz potem dodał.- Bardzo dobry anioł. Skąd takie głupie imię? Kojarzy mi się z czymś.
- Peerel żył w Polsce, w czasach PRL-u. Mieszkał na głębokiej prowincji, jak wiesz, rzucił się pod ostatni pociąg. Jak wiesz, imię anielskie można sobie wybrać samemu.
- Ja wybrałem z listy, a ty?
- Z listy?- Rafał podrzucił naleśnika do góry.
- Tak, było tam chyba 800 anielskich imion...- Uriel rozchmurzył się.- No i przeczytałem wszystkie i akurat Uriel bardzo, bardzo mi przypasowało.
- To rzadko wybierane przez anioły imię.
- Wiem, ale mi się podoba. A ty jak wybrałeś imię? Czemu akurat "Rafał"?
Ten zrzucił naleśnika na talerz i rzekł:
- Bóg je dla mnie wybrał. Nie wiem, czemu.
Uriel nie zagłębiał się dłużej w myślenie. O imionach oczywiście. Bo o smakowitych naleśnikach mógł myśleć non-stop. Z powidłami, mmmm...
Ciemnoskóry chłopiec szedł chodnikiem, wyliczając na palcach co miał kupić na zbliżające się święta.
Ciemnoskóry chłopiec skręcił na pasy.
Uriel zapowietrzył się i zdziwił okropnie...
- śnieg!- zawołał, widząc, jak biały puch opada powoli na niego.
- No.- powiedział Rafał.- Jest zima.
Ruszyli ulicą. Ludzie ich nie widzieli. Przybrali postać niematerialną, chodząc jako duchy, ubrani w garnitury z logo firmy Angel Incorporation. Uriel w zielony, Gabriel w niebieski.
Kolor ich ubrań był dopasowany do koloru oczu. Ładnie się to komponowało z wydobytymi skrzydłami,. Rafała- złotymi, Uriela- srebrnymi.
- Fajnie jest być Aniołem Władzy?- spytał Rafał.
- Na razie nie czuję różnicy.- odparł smętnie Uriel.- Robię to co robiłem, tyle że mam inne skrzydła i własny pokój.
- Zaliczysz tylko stróżowanie, i weźmiesz się za prawdziwą, Chóralną robotę.- Rafał zaśmiał się perliście. miało to oznaczać, ze jest bardzo ,ale to bardzo zadowolony.
- A co będę robić?- spytał Uriel.
- No, czyhać na diabły i je zabijać.
- Zobaczę diabły?- zapytał Uriel.
- No....- Rafał skręcił w jakąś uliczkę, bardzo gwałtownie.- Oby tylko ci się za bardzo nie spodobały...
Doszli do dużego domu, wręcz dworku. Gdy weszli przez ścianę do środka, okazało się, ze dom, który wyglądał całkiem ładnie i wesoło, jest pogrążony w żałobie.
Pośrodku stała trumna. W niej leżał młody chłopiec.
Uriel i Rafał stanęli przed martwym ciałem, czytając z tabliczki:
Thomas Carter
ur. 12.06.1988 r.
zm. 23.12.2003 r."
- Szybko umarł, szybciej niż ty.- rzekł Rafał.
- To czym mam się tu zająć, przepraszam? Jako stróż, oczywiście?- Uriel, zmieniając temat, spojrzał na ludzi otaczających trumnę.
- Nią.- Rafał wskazał na ładną, lecz ciągle płaczącą dziewczynę.- To jego siostra. Zaraz pójdzie do swojego pokoju, popatrzeć na ich wspólne zdjęcia. Leć za nią!
No więc, Uriel podążał za dziewczyną. Zastanawiając się,co zrobić, by poprawić jej samopoczucie...
No bo jak niby ma to zrobić?
Życia Thomasowi nie przywróci!
Ładna, szczupła murzynka z afro stanęła naprzeciwko okna i płakała głośno. Uriel, myśląc gorączkowo, postanowił ukazać jej się jako anioł.
Tak więc, zmaterializował się siłą woli, podszedł bliżej i położył jej rękę na ramieniu.
- Yyyy...- zaczął niepewnie.- No więc...
Murzynka odwróciła głowę ku niemu,. Zdziwiła się okropnie, widząc białego człowieka w swoim domu. Białego człowieka w garniturze z logo firmy Angel Inc. Białego człowieka z brązowymi włosami,zielonymi oczami i srebrnymi skrzydłami.
Rafał, obserwując to zza ściany, złapał się za głowę. Durny Uriel!
- O Boże, przedawkowałam prochy... -powiedziała murzynka z płaczem.
- Nie, nie przedawkowałaś.- zaczął mówić Uriel. - Ja tu jestem naprawdę, ja jestem aniołem.
- Jak to?- spytała.
- Płaczesz z powodu brata, prawda?- spytał Uriel, ona kiwnęła głową, a fala łez znów spłynęła jej twarzy.- no więc...- Uriel myślał intensywnie.- Twój brat, Thomas umarł, ponieważ był nam potrzebny w niebie.
- Co?- zapytała niepewnie. Chyba nie wierzyła w swoje widzenia, uznała je za omamy ćpuna, więc przyjmowała je spokojnie.
- Moje dziecko...- Uriel uśmiechnął się po ojcowsku.- Thomas od dziś będzie aniołem. Będzie opiekował się tobą, twoją rodziną i innymi ludźmi na świecie. Obiecuję ci, ze kiedyś przyprowadzę tu Thomasa, gdy tylko będę mógł i pokażę ci, jaki jest szczęśliwy. a teraz się uspokój.- Uriel przytulił ją do siebie.
I zniknął.
- Dupek.- warknął Rafał.- mogłeś to inaczej załatwić! Mogłeś wysłać anielską energię, by ją rozweselić...
- Już raz tak zrobiłem, staruszce umarł mąż,chciała zabić więc i siebie, wysłałem jej fluidy na pogrzebie,to zaczęła się śmiać. Przesadziłem z dawką.
Oboje obserwowali teraz, jak dziewczyna schodzi do salonu, gdzie leżał Thomas.
- I jeszcze jak nałgałeś...- Rafał spojrzał na niego surowym wzrokiem.
- Dina?- spytała starsza kobieta, najwidoczniej babcia albo ciotka.
- Mamo, wiesz co widziałam?- podeszła do trumny.- Widziałam anioła ,który mówił mi, że Thomas jest u nich w niebie i jesz szczęśliwy.
- Dziecko...- ojciec spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem.
- Wiem, to może były tylko halucynacje, ale wierzę, wierzę w to ,ze on tam jest...
- O niebiosa...- Rafał zaśmiał się.- udało ci się.
Uriel uśmiechnął się i powiedział Rafałowi, że już chce wracać.
No to wrócili.
Ciemnoskóry chłopiec obudził się w łóżku.
Nad nim stał Bóg.
CDN
by Evil Yuki
PS. Nie czytałam "Siewcy wiatru", nie widziałam "Angel Sanctuary", "Earthiana"... Jedyne co znam o tej tematyce to seria "Aniołki" z Melanią, którą czytywałam na początku gimnazjum i film "Wszystkie psy idą do nieba", który, o ile dobrze pamiętam był durny, ale nie durniejszy od serialu "Cleopatra 2525", bo tego shitu to naprawdę nic nie przebije.
PS2. To taka konsola.
PS3 Swoje zamiłowanie do siebie w koronkowym stroju Gothic Lolity oddałam w a) zrobieniu sobie trwałej (szopa blond loków to jest to!) b) pójścia do sklepu z ciuchami gotyckimi. Siedziała tam przewspaniała pani, która słuchała m.in. Dir en Grey i zgubiła nożyczki, siedząc za ladą. Pozdrawiam ją (o ile mnie przeczyta; sklep jest w centrum Warszawy, niedaleko sex shopów, nazywa się jakoś "Atelier Bizzare", czy coś, nie pamiętam dokładnie jak ktoś ją spotka to jej powiedzcie, że jest pozdrowiona od tej istotki, co miała blond loki, dżinsowy płaszczyk, glany, blękitno-białą bluzkę z napisem "Thank you" oraz dziergany kolorowy szalik, i siedziała na podłodze i pytała, czy ta piosenka przypadkiem nie jest po japońsku, i usłyszała że to Dir en Grey. Była z dziewczyną która przymierzała skajowy płaszczyk i dwie sukienki, o jednej powiedziała, że jest dla kobiety bez biustu. No i, jakby nie pamiętała, to ja trzymałam manekina w rękach, za cycki go trzymałam). No i pozdrawiam tę dziewczynę co tam była i przymierzała gorset i pochwaliła moje podejście do życia, bo Evil powiedziała "spóźniłam się już 5 minut, to spóźnię się godzinę", a ona na to "też bym tak chciała; jak się spóźnię 10 minut to jest taki sam opierdol jakbym się spóźniła 10 godzin". W tym sklepie było zajefajnie, nikt mi nic nie mówił, chociaż wyglądałam jak laluńka (bez tych kolczyków jak koła i z inną bluzą można by mnie uznać za hippisa, albo reagge...)!