Słońce za chmurami 7
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 20 2012 23:26:22
Rozdział 11. Liczą się drobne gesty
Agnieszka spojrzała na niego z rozbawieniem, opierając się łokciami o blat lady i zagryzając dolną wargę lepką od błyszczyku.
- Przeleciał cię – powiedziała po dłuższej chwili mierzenia go wzrokiem. – I pewnie zrobił to bardzo dobrze, zgadłam? – dodała, na co Mateusz westchnął ciężko, ale nie potrafił ukryć uśmiechu cisnącego mu się na usta.
- Wścibska małpa – mruknął tylko, udając, że całą jego uwagę pochłania przeglądanie grafiku.
- Niewyżyty pedał. No, Mateusz, no. Mnie możesz zdradzić jakieś pikantniejsze szczególiki! – drążyła dalej. Chłopak spojrzał na nią, unosząc brew.
- Co za to będę miał?
- Ekstazy za półdarmo – odparła. – Bo idziemy dzisiaj, nie? – Potaknął jedynie w odpowiedzi, znów powracając wzrokiem do grafiku. Dzisiaj miał do zrobienia tylko kolczyk w nosie, więc za bardzo się nie natrudzi, ale jutro… lepiej nie mówić. Od dziesiątej do osiemnastej, dawno nie mieli takiego ruchu.
Oczywiście powinno go to cieszyć, bo następne dni miały się podobnie, ale on zdecydowanie wolał sobie leniuchować. Praca jest jednak pracą, pocieszał się, że przynajmniej robi to, co lubi.
- To jak? – powróciła do tematu. – Stanął mu w ogóle? Bo jakiś taki stary się wydawał. Ile on miał? Trzydzieści, czterdzieści…?
- No tak, to już ten wiek, że nie staje – prychnął, posyłając jej zirytowane spojrzenie. Lubił Rafała, a jak kogoś lubił to nie chciał, żeby kto inny obrabiał mu tyłek. – Nie przesadzaj. Było świetnie, serio… chociaż to ja byłem na dole – powiedział już jakby mniej entuzjastycznie.
- Trafiłeś na typowego dominatora? – podsunęła, a Mateuszowi zdawało się, że z każdym słowem bardziej opiera się o tę ladę. Jeszcze chwila i będzie na niej leżeć.
- Nie wydaje mi się… Nie wygląda na takiego, chociaż kto wie. – Wzruszył ramionami. – A teraz spieprzaj, bo muszę wymyślić wzór na tatuaż - mruknął pod nosem, bazgrząc coś na kartce. Agnieszka aż się wychyliła, żeby zobaczyć rysunek, niestety zawiodła się, dostrzegając jedynie niewyraźne kontury… czegoś. Czegoś, bo nie potrafiła nawet określić, czym to coś było.
- Dla kogo? – zapytała.
- Dla dziewczyny na osiemnastkę. Chciała Yin Yang oplatane przez smoka. – Westchnął. – Mówiłem, że masz… - nie dokończył, gdyż nagle koło nich pojawił się Bartek z szerokim uśmiechem na ustach.
- Cześć, lesbo – przywitał się, klepiąc ramię Agnieszki. Ta odpowiedziała równie szerokim uśmiechem, opierając dłonie na swoich biodrach i odwracając się przodem do Kędziora.
- Cześć, psie – odparła równie pieszczotliwie, wyciągając rękę i odgarniając chłopakowi grzywkę z oczu. – Podciąłbyś ją, bo naprawdę zarastasz. Jak ten pies z reklamy Duluxa.
Mateusz westchnął ciężko, zabierając papiery i chowając grafik pod ladę, po czym skierował się do swojego małego gabinetu. Przy nich nie będzie mógł się skupić, a nie chciał zawalić tego wzoru. W końcu lubił motywy azjatyckie w tatuażach.
- To idziemy dzisiaj, nie? – zapytała jeszcze Agnieszka, nim zdążył zamknąć za sobą drzwi od gabinetu.
- Tak.
- Gdzie idziecie? Znowu do tego klubu? Tylko weź go przypilnuj, bo jutro mamy cały dzień pracy… – Dalszego wywodu Bartka Mateusz już nie słyszał. Zaszył się w swoich czterech kątach, zapominając o całym świecie.
Zacisnął dłonie na kierownicy, czując się wyjątkowo zmęczony. Spał tylko jakieś cztery godziny, bo trochę zasiedział się u Marcina. Westchnął, wyprzedzając samochód, który od dłuższej chwili działał mu na nerwy. Nie rozumiał, jak można tak się wlec na terenie niezabudowanym!
- Spokojnie – powiedziała Martyna, spoglądając na niego smutno. Westchnął ponownie, potakując.
Myślała, że jego stan wywołany jest diagnozą ginekologa, która i tak nie była niczym zaskakującym. Stracili tylko czas. Mógłby się wyspać, a nie siedzieć za kierownicą i denerwować się innymi kierowcami, którzy prawo jazdy dostali pewnie za ładne oczy.
Sapnął ciężko. Kiedy się nie wysypiał, stawał się nerwowy.
Zwilżył wargi, powracając myślami do wczorajszego wieczoru, tylko po to, aby jakoś odciąć się od Martyny, która siedziała tuż obok z wyraźnie nieszczęśliwą miną. Nie chciał jej takiej widzieć, wolał się już nie zadręczać. W końcu to nie była jego wina… tak jakby…
Z Marcinem do niczego nie doszło, ale sam nie wiedział czy tego żałuje. Całowali się tylko, a później u Rafała obudził się zdrowy rozsądek, który podpowiadał, że najwyższa pora wrócić do domu i trochę przespać się przed podróżą.
Sam już nie wiedział czy chciałby, żeby wylądowali razem w łóżku. Oczywiście, Marcin był niezwykle seksownym, dojrzałym mężczyzną, ale gdy Rafał porównywał go do Mateusza to wypadał niezwykle blado… Nie miał tego czegoś. Czegoś, co pewnie można byłoby nazwać młodzieńczym zapałem.
Odetchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że już chyba sam nie wie, czego chce.
- Uważaj! – Usłyszał krzyk Martyny tuż koło ucha i zobaczył nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Serce momentalnie podskoczyło mu do gardła, odruchowo wymanewrował kierownicą, nieświadomie zaciskając na niej dłonie, że aż pobielały mu knykcie. Cudem udało mu się sprowadzić pojazd na ich pas. Wypuścił zdenerwowany powietrze nosem, zjeżdżając na pobocze i zatrzymując Cordobę.
Musi się uspokoić i skupić na prowadzeniu, bo jeszcze spowoduje, że znajdą się w czarnych, plastikowych workach.
Nigdy wcześniej łóżko nie było dla niego tak wygodne jak teraz. Nigdy wcześniej nie udało mu się zasnąć tuż po zamknięciu oczu. Coś takiego wydawało mu się niemożliwe, biorąc pod uwagę jego problemy z bezsennością. Tym razem jednak było inaczej, bo zasnął wraz położeniem się na materacu i przykryciu się kołdrą. Tak po prostu odpłynął.
Obudził się dopiero po dwudziestej, z zadowoleniem stwierdzając, że jutro nie musi iść do pracy. Może zrobić to w domu, więc nie ma potrzeby wstawania o niemoralnych godzinach.
Ziewnął szeroko, wstając, po czym sięgnął po telefon, na którego ekranie widniały trzy nieodebrane połączenia i jedna wiadomość.
- Już się wyspałeś? – Usłyszał za plecami głos Martyny, która właśnie weszła do pomieszczenia. W odpowiedzi tylko jej coś odmruknął, otwierając smsa od Marcina.
„Masz dzisiaj czas się spotkać? Może Przystań? Muszę na nowo zapoznać się z gejowskim światkiem w Bydgoszczy.”
Nie powinien iść, dobrze o tym wiedział. Było już późno, jeszcze trochę, a Martyna zacznie coś podejrzewać.
Sapnął pod nosem, przeczesując dłonią włosy.
- Wychodzę z Marcinem na piwo – powiedział, podchodząc do szafy i wyciągając z niej odpowiednie ubrania. Zwykły, czarny T-shirt i swoje najlepsze dżinsy.
- Znowu? – jęknęła, siadając na niezaścielonym łóżku.
Nie odpowiedział jej. Wyszedł z pokoju, nawet się na nią nie oglądając. Szybko przemył sobie twarz i umył zęby, spoglądając jeszcze na swoje odbicie w lustrze. Przesunął dłonią po swoim kilkudniowym zaroście. Wypadałoby się też ogolić…
Rafał popił piwa, uciekając spojrzeniem w bok i przy okazji rozglądając się po klubie.
- Mogę o coś zapytać? – Zadudnił palcami w blat stołu, drugą dłonią obejmując kufel. Marcin potaknął, zdziwiony nagłą zmianą tematu. – Dlaczego wtedy wyjechałeś? – Powrócił wzrokiem w stronę mężczyzny, spoglądając na niego uporczywie, dając tym samym do zrozumienia, że już nie odpuści i chce usłyszeć odpowiedź.
Marcin odetchnął ciężko, popijając jeszcze bursztynowego trunku, po czym odparł wymijająco:
- Mama dostała pracę, a wiesz, że nam się dobrze nie wiodło. – Wzruszył ramionami. Rafał prychnął niezadowolony z tego, co usłyszał.
- No jasne, wyjechałeś tak po prostu, z dnia na dzień i nic o tym nie wiedziałem.
- Rafał. – Westchnął. – Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Trochę się bałem, zresztą ty mnie chyba nie chciałeś po tym znać i jak mama zaproponowała przeprowadzkę, to od razu się zgodziłem.
Uśmiechnął się krzywo. Niezbyt lubił powracać myślami do tamtych chwil, chociaż to działo się kilkanaście lat temu, więc teoretycznie powinien już się z tym pogodzić. Nie potrafił. Niezależnie od tego, jak bardzo by chciał, wciąż miał żal i do ojca, i do siebie. Do siebie za to, że tak bardzo chciał być „normalny” i że pogodzenie się ze swoją orientacją nastąpiło dopiero po śmierci rodzica, kiedy już był żonaty.
- Mogę wiedzieć, co się wtedy stało…? Po tym, jak mnie wyrzucił z waszego domu? – zapytał Marcin z wręcz namacalnym wahaniem w głosie.
- Chyba możesz się domyślić, hm? – mruknął obojętnie, popijając piwo. Mężczyzna siedzący naprzeciwko niego posłał mu współczujące spojrzenie, a mu aż się w żołądku przewróciło. Teraz to mógł mu współczuć, ale gdy był potrzebny, to go nie było. – Zlał mnie tak, że nie wiedziałem gdzie góra, a gdzie dół – odparł, po czym wzruszył ramionami, zupełnie jakby mówił o czymś błahym.
Milczeli przez chwilę, po czym Rafał podniósł się, nie mogąc znieść tej atmosfery. Żałował, że tu przyszedł. W ogóle po co zaczął ten temat? Oczywiście, chciał poznać odpowiedź, ale mógł się jej przecież domyślić.
- Idę do toalety – rzucił bezosobowo, odchodząc od stolika.
Mateusz odetchnął ciężko, siadając na sofie przy ich stoliku. Chyba coś było z tymi tabletkami od Agnieszki nie tak.
Potarł pulsujące bólem skronie, zamykając na chwilę oczy. Wszystko dookoła niego wirowało, zupełnie jakby był na jakiejś kolejce górskiej. Zwilżył językiem spierzchnięte wargi, czując, jak zawartość żołądka stopniowo podchodzi mu do gardła.
Podniósł się ostrożnie, wiedząc, że jak najszybciej musi znaleźć się w toalecie, jeżeli nie chce przyozdobić klubowej podłogi zawartością swojego żołądka. Znów zakręciło mu się w głowie i chyba tylko cudem udało mu się powstrzymać przechodzącą przez niego falę torsji.
Nawet nie wiedział, jak znalazł się w toalecie. Teraz po prostu nachylał się nad jedną z ubikacji, zwracając.
Oparł dłoń na sedesie, ocierając usta papierem, po czym krytycznie spojrzał na brudną ubikację, nad którą się pochylał. Wolał nie wiedzieć, jak żałośnie musiał w tej chwili wyglądać.
Podniósł się na chwiejnych nogach, naciskając na spłuczkę. Dalej kręciło mu się w głowie, a skronie pulsowały tępym bólem. Przecież po zwróceniu tego wszystkiego powinien poczuć się lepiej, prawda?
Ale wcale nie było lepiej. Coś dalej nieprzyjemnie ściskało jego żołądek, choć już wiedział, że nie ma czym wymiotować. Na dodatek zrobiło mu się strasznie zimno, zupełnie jakby miał prawie czterdziestostopniową gorączkę.
Doszedł do umywalek, z ulgą stwierdzając, że musi być w tej toalecie sam. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że w pomieszczeniu jest cicho.
Przemył twarz wodą, spoglądając na swoje mizerne odbicie w lustrze. Oczy miał podkrążone, a skóra była przerażająco blada. Obraz nędzy i rozpaczy, jak to określił w myślach.
Nagle jednak żołądek znów odmówił mu współpracy i ponownie zwymiotował prosto do zlewu, tym razem samą żółcią. Oparł dłonie na brzegach umywalki, nachylając się nad nią i z trudem usiłując ustać.
Jezu! Co mu było?! Nigdy przecież tak się nie czuł po ekstazy.
Przymknął oczy, mając nadzieję, że to wszystko zaraz minie. Jak zza ściany usłyszał otwierające się drzwi, wpuszczające do pomieszczenia głośniejsze dźwięki muzyki, które po chwili znów zostały przytłumione.
Nie miał siły się odwracać, nie miał siły na nic. Wiedział, że musi znaleźć Agę i jej powiedzieć. Sam przecież nie dotrze do domu…
- Mateusz? – Uniósł powoli ciężkie powieki, spoglądając na odbicie Rafała w lustrze. Chciał coś odpowiedzieć, ale nim zdążył to zrobić wstrząsnęła nim kolejna fala torsji. Zwymiotował do umywalki, czując, że jeszcze chwila, a osunie się na podłogę.
Rany! Że też Rafał musi widzieć go w tak żałosnej sytuacji. Nie miał jednak ani sił, ani czasu, aby się nad tym zastanawiać, gdyż mężczyzna podszedł do niego, odkręcając wodę, którą nabrał w dłoń i przemył nią Mateuszowi twarz. – Wyglądasz okropnie – powiedział, obejmując go w pasie. Miał wrażenie, że ten zaraz runie na kafelki. – Brałeś coś?
Chłopak milczał długo, zupełnie, jakby musiał zrozumieć sens słów wypowiedzianych przez Rafała.
- Aga mi dała… ekstazy – wydusił, z minuty na minutę czując się coraz bardziej słaby. W głowie jeszcze bardziej mu huczało, a obraz przed oczami nieprzyjemnie wirował. Chciał już położyć się w swoim łóżku i zasnąć, przy okazji zapominając o tym, że spotkał Rafała będąc w takim stanie.
- Pięknie – mruknął pod nosem, przerzucając sobie ramię chłopaka przez kark. – Spróbuj chociaż nie zemdleć – powiedział, kierując się z Mateuszem do drzwi. Nie mógł go przecież zostawić, jeszcze by mu się coś stało.
- Jak nie chcesz, to nie musisz. – Spróbował odsunąć się od mężczyzny, uniemożliwiło mu to jednak obejmujące go ramię.
- Tak, a później będziesz leżał pod umywalkami tak długo, aż ktoś postanowi zadzwonić na pogotowie. Po co brałeś to gówno? – warknął, otwierając drzwi i wyprowadzając chłopaka z toalety.
Mimo wszystko nie był na niego aż tak bardzo zły. Oczywiście nie ucieszyła go wiadomość, że Mateusz ćpa, ale po prostu i tak nie miał dzisiaj humoru, co odbiło się na chłopaku.
Odebrał kurtki z szatni, pomagając młodszemu się ubrać. Nie powiedział nic Marcinowi o nagłym wyjściu, jednak nie bardzo się tym przejmował. Najwyżej później do niego zadzwoni, teraz ważniejszy był Mateusz i to czy chłopak za chwilę nie zwymiotuje bądź nie zemdleje.
- Chodź – Oplótł go znowu w pasie i przerzucił sobie jego ramię przez kark, po czym zaczęli powoli schodzić po schodach. Aż westchnął, przytulając się bardziej do ciała chłopaka. Mateusz zawsze tak wyraziście pachniał, ale nie była to zasługa perfum. To był zapach należący tylko do niego, a Rafał czuł, że mógłby się od niego uzależnić.
Od czasu do czasu prześlizgiwały się po nich zdziwione spojrzenia mężczyzn, którzy właśnie albo wychodzili z klubu, albo do niego zmierzali. W końcu jednak udało im się wyjść na zewnątrz i dojść do starej, poobijanej Cordoby Vario.
Niezbyt przejmował się tym, że wypił piwo. Właściwie to nigdy nie bał się siadać za kółkiem, kiedy coś wypił. Zawsze miał szczęście i nie spotykał wtedy na swojej drodze policji, chociaż wiedział, że z pewnością nie byłoby miło, gdyby jego prawo jazdy zostało odebrane.
Posadził chłopaka na siedzeniu pasażera i przypiął go pasami, po czym sam zajął miejsce za kierownicą.
- Nie wymiotuj – powiedział, wyciągając rękę w kierunku jego twarzy i odgarniając włosy, które całkowicie przykryły chłopakowi oczy.
- Postaram się – odparł cicho, nie podnosząc powiek. Niech te nieznośnie zawroty głowy wreszcie się skończą.
Wyciągnął z jego kieszeni klucz, otwierając drzwi od klatki schodowej. Zaczął pokonywać stopnie razem z uwieszonym na nim Mateuszem, który już podczas jazdy przestał kontaktować. Sam nie wiedział czy nie lepiej będzie zabrać chłopaka na pogotowie. Nie wyglądał zbyt dobrze. Ekstazy mogły działać na człowieka w ten sposób? A może go okłamał i wziął coś silniejszego?
Westchnął ciężko, zatrzymując się wreszcie pod drzwiami od mieszkania, które szybko otworzył.
Położył Mateusza na niepościelonej amerykance, odgarniając mu z czoła włosy i sprawdzając dłonią temperaturę. Miał gorączkę.
Zaklął pod nosem, szybko idąc do łazienki, gdzie znalazł małą szmatkę, którą nasączył zimną wodą. Miał nadzieję, że okład pomoże zbić temperaturę.
Gdy ponownie znalazł się w pokoju chłopaka, ten właśnie wychylał się zza łóżka i wymiotował na podłogę. Rafał westchnął ciężko. Za jakie grzechy?
Ale przecież nie może go teraz zostawić.