Słońce za chmurami 3
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 09 2011 23:44:33
Rozdział 4. Normalny dzień z życia przyszłej gwiazdy rocka i luźne rozmowy na czacie.
- Rafał! – Uchylił powoli zaspane oczy, automatycznie spoglądając na zegarek. Dochodziła siódma, a ona już wrzeszczała! Miał dzisiaj wolny dzień i nawet pospać nie mógł… - Rafał, no! – Wołanie niestety się ponowiło, a już miał nadzieję, że jak nie da znaku życia, to Martyna da sobie spokój.
- Co? – jęknął, odrzucając kołdrę. Chyba nie będzie mu dane dłużej pospać.
- Nie możesz po sobie sprzątać? Wszystko ja mam za ciebie robić? Ile ty masz lat!? – W takich momentach wcale nie było mu jej żal, że jest skazana na niego. Ale tylko w takich momentach, zazwyczaj była kochaną, słodką żoną… To, że nazbyt się czepiała (zapewne po mamusi) i zawsze musiała mieć to, co chce, to inna sprawa.
Wszedł powoli do malutkiej łazienki, gdzie jedynym światłem była lampa pod sufitem. Martyna stała przed umywalką, nachylając się do lustra i malując się. – Weź te ciuchy, prawie się o nie zabiłam! – Wskazała ręką na jego spodnie, leżące koło kosza na brudne ubrania.
Rafał zagryzł zęby, łapiąc za dżinsy i wpychając je do brudów.
- Tak lepiej? – wysyczał. Wczoraj prawie całą noc nie spał, siedział na balkonie z dwie godziny.
- Ale o co ty się teraz denerwujesz? – Wytarła nadmiar czarnej kredki z kącika oka. – Gdybyś zrobił to wczoraj, nie byłoby żadnego problemu i mógłbyś dalej spać – zaczęła marudzić, przesuwając po swoich wąskich wargach pomadką.
Mężczyzna sapnął ciężko. Miał dzisiaj wolne, ale nie. Oczywiście musiała go obudzić! Nienawidził, gdy go budzono, kiedy mógł sobie pospać przynajmniej do tej jedenastej. A teraz? Nie dość, że jest SIÓDMA rano, na dworze jeszcze szaro, wczoraj miał (bardzo) męczący wieczór, to jeszcze pewnie teraz będzie miał trudności z ponownym zaśnięciem.
Rafał już odwracał się na pięcie, żeby powrócić do ciepłego łóżka, gdy za plecami usłyszał melodyjny, ale denerwujący głos żony. Denerwujący ze względu na godzinę.
- Zrób mi coś do jedzenia, co? Lekcje zaczynam o ósmej, a za dziesięć minut powinnam wychodzić – poprosiła. Nie… Może to tylko wyglądało jak prośba, ale Rafał z doświadczenia już wiedział, że gdyby jej tego odmówił to dopiero zaczęłoby się gadanie.
- Chleb z szynką? – Westchnął pod nosem, wychodząc z łazienki i wchodząc do kuchni.
Martyna była nauczycielką historii w „trójce”. Z tego co wiedział, była nawet dobrym belfrem, chociaż pewnie nie każdemu uczniowi da się dogodzić. Robiła to, co kochała, bo uwielbiała współpracę z młodzieżą. No i historię, więc pewnie osiągnęła to, co chciała. I właśnie za to ją Rafał podziwiał. Bo księgowość nie była szczytem jego marzeń… Zresztą… Miał w ogóle jakieś marzenia dotyczące zawodu?
Chciał być policjantem w dzieciństwie, ale to się chyba nie liczy. A później, jak dorósł, było mu już wszystko jedno.
- Nie, zrób mi z topionym! – odkrzyknęła z łazienki.
Wrócił do domu, marząc tylko o jednym – łóżko. Nie wyspał się z tym facetem, no i na dodatek miał kaca. Świetnie, po prostu świetnie! I jeszcze najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie może iść spać, bo musi iść do pracy!
Wziął szybką, w miarę orzeźwiającą kąpiel, po czym napił się życiodajnej kawy. Tak, nic tak nie stawia na nogi jak kofeina. Odstawił swój ulubiony kubek do zlewu, spoglądając na zegarek. Miał jeszcze jakieś pół godziny, musi się więc streszczać.
Nachylił się do włączonego laptopa, sprawdzając wiadomości na poczcie, bo wczoraj wieczorem nie bardzo miał jak to zrobić. Uśmiechnął się do siebie, gdy spojrzał na skrzynkę odbiorczą, w której znajdowały się trzy nowe wiadomości. Miał taką malutką nadzieję, że może ten Nienasycony z czata się jednak odezwał. W końcu fajnie im się gadało… A wbrew wszystkiemu Mateusz był romantykiem. Nawet, jeżeli pieprzył się z każdym przystojniejszym, to uważał, że gdzieś tam jest ten „jedyny”. Fajnie by było, gdyby kogoś takiego znalazł, a kto wie… Może ten Nienasycony byłby inaczej nastawiony do związków? Bo, niestety, każdy gej, jakiego znał, uważał, że: „Pedały się nie zakochują”, co oczywiście, według Mateusza, było idiotyzmem. Każdy miał szansę się zakochać. On sam takie zakochania przeżywał, niestety nieszczęśliwe. Zazwyczaj ciężko było mu odróżnić geja od heteryka, więc zaliczał sporo wpadek, aż odkrył Przystań. Tam nie trzeba było się zastanawiać: „A może jest hetero?”, bo tam wszystko było wiadome. I wiadome było też, że miłości w Przystani nie znajdziesz. Bo do Przystani chodziło się po to, aby znaleźć sobie partnera na noc, a nie na całe życie.
Westchnął ciężko, gdy okazało się, że wiadomości w skrzynce to powiadomienia z Allegro. Wyłączył laptopa w niezbyt dobrym humorze, po czym podszedł do lustra, spoglądając krytycznie na to, co miał na głowie. Przyklepał trochę czuprynę, ale nic to nie dało. Będzie musiał trochę inaczej się z nimi pobawić. Wszedł do łazienki, zabierając kochane przybory, po czym zaczął układać swoje sterczące we wszystkie strony kosmyki. Włosy na bokach głowy miał o wiele krócej przystrzyżone niż te na czubku. Dłuższe zazwyczaj zaczesywał niedbale do tyłu, co dawało zawsze świetny efekt. Coś na styl fryzur z lat sześćdziesiątych, tylko bardziej niechlujnie, i oczywiście stosował do tego mniej żelu, bo nie bardzo chciał wyglądać jakby miał przetłuszczone włosy.
Gdy skończył, puścił oczko do swojego odbicia, zauważając nagle, że nie ma kolczyka w brwi.
- Kurwa! – przeklął głośno, rzucając się na kupkę brudnych ubrań i przeszukując je. Miał nadzieję, że srebrny kolczyk gdzieś tam jest. Gdy jego nadzieje się rozwiały, przeklął jeszcze głośniej. W tym miesiącu zgubił aż trzy kolczyki! I to oczywiście zawsze zauważał po przepitym wieczorze w Przystani albo w Red, bo nigdzie więcej nie chodził. Jego zdaniem to były najlepsze kluby i już.
Chociaż ostatnio zgubił też na koncercie Punk&Reggae Live, ale tego raczej nie liczył, bo tam to się dopiero dziwne rzeczy działy.
- Świetnie, serio – burknął do siebie, zakładając skórzaną kurtkę. Kolejne trzy dychy na kolczyk pójdą się kochać.
Wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami, co spotkało się z głośnym szczekaniem psa sąsiadki. – Głupi kundel – burknął pod nosem, zły na cały świat.
Wpadł do studia spóźniony o pięć minut. Za ladą stał już Kędzior, wpisując coś do ich przedpotopowego komputera i podśpiewując pod nosem refren piosenki I Love Rock’n’Roll, która sączyła się z głośników zawieszonych pod sufitem.
- Masz szczęście, klientki jeszcze nie ma – obrzucił go rozbawionym spojrzeniem, niezrozumiale nucąc to, co jest przed kultowym i głośnym I love rock’n’roll, aby samo główne zdanie refrenu zaśpiewać niezwykle poprawnie fonetycznie i donośnie. Mateusz, mimo lekkiej zadyszki, parsknął śmiechem.
- Cieszmy się, że jesteś perkusistą – rzucił kąśliwie, ściągając kurtkę.
- Najlepszym w swoim fachu – odparł niezrażony Bartek, czekając na swój ulubiony fragment w utworze. – I love rock’n’roll! – wyszczerzył się, wstukując coś w klawiaturę. – Boże, rozumiesz, że cały dzień za mną to chodzi? Normalnie aż musiałem sobie włączyć starą dobrą Joan, bo nie wytrzymałem – pokręcił głową.
- A najgorsze jest to, że znasz tylko jedno zdanie! – Mateusz zaśmiał się złośliwie, opadając na sofę. Kędzior zmrużył groźnie oczy zza swojej grzywki.
- A najgorsze jest to, że wczoraj pewnie znowu wylądowałeś z kimś obcym w łóżku – wytknął mu, znów podśpiewując do refrenu.
Mateusz w pierwszym momencie skrzywił się na wspomnienie minionej nocy, której właściwie nie pamiętał, zaraz jednak przywołał na twarz pełen zadowolenia uśmiech.
- A żebyś wiedział!
- Przystojny? – uniósł brew, a na szczęście dla Mateusza, piosenka się skończyła. W głośnikach przez chwilę była cisza, a później rozbrzmiało You give love a bad name Bon Jovi’ego.
Wszyscy członkowie zespołu, w którym grał, wiedzieli, że jest gejem. Nie widział sensu w ukrywaniu się ani przed rodziną, ani przed przyjaciółmi. Chciał być tym, kim jest, a nie udawać kogoś, kim nie jest.
Na początku oczywiście było ciężko, mama ryczała przez dwa dni, ojciec i brat się do niego nie odzywali, a kumple z zespołu żartobliwie stwierdzili, że: „Póki nie stanowimy dla ciebie obiektu westchnień jest ok.”
- Pf, i to jak! – powiedział na wyrost.
- Ta… chyba nie chcę wiedzieć nic więcej – Kędzior zaśmiał się, a w tym momencie weszły akurat dwie młode dziewczyny.
- Byłam umówiona na tatuaż – powiedziała brunetka z włosami do ramion. Mateusz uśmiechnął się do niej uprzejmie, wstając.
- Oczywiście. Zapraszam do gabinetu.
Potarł swoją zarastającą brodę, spoglądając na to, co ludzie wypisywali na czacie dla gejów w oknie głównym.
Jutro w Przystani PianaParty, wybieracie się? Może być ostro!
Z tego, co mówiły Google, Rafał dowiedział się, że Przystań to klub dla gejów, zresztą ponoć bardzo sławny.
Chciałby iść i zobaczyć jak tam jest. Z ludźmi, którzy też są tacy jak on, gdzie nie musiałby się ukrywać. Ale co z Martyną? Co jej powie? Przecież zniknąłby na całą noc, a to byłoby dziwne i niezbyt miałby, co jej wcisnąć.
Westchnął ciężko, przeglądając zdjęcia z Przystani. Chcieć to jedno, a móc to drugie, chociaż może udałoby mu się coś wymyślić? Może, gdyby miał dobrą wymówkę, to by się nie zorientowała?
Zatrzymał się na fotografii jakiegoś półnagiego faceta, przytulającego jakiegoś innego, ale już ubranego, gdy nagle okienko czatu zaczęło migać. Uniósł zdziwiony brew, nastawiony na kolejne pytanie o cyberseks, ale jakie było jego zdziwienie, gdy dostrzegł nick Superman87.
Rafał? – wiadomość zawierała krótkie, treściwe pytanie. Najwidoczniej Superman nie był do końca pewny, z kim pisze, bo tu przecież można przyjąć każdy pseudonim.
Uśmiechnął się mimowolnie do monitora. A jednak o nim pamiętał.
Tak. Nie zmieniłem nicku – odpisał mu, w napięciu czekając na odpowiedź. To było takie miłe, że jednak wciąż chciał prowadzić z nim rozmowę. Nawet, jeżeli był o wiele starszy od niego i nawet nie wiedział, jak wygląda.
Cieszę się, bo gdybyś zmienił, to już bym Cię nie znalazł. Dlaczego nie odpisałeś na maila?
Odetchnął ciężko, opadając na kanapę. Dzisiaj jeszcze tylko przekłucie języka i ma spokój.
- Ja się zmywam, pamiętaj tylko, że jutro u mnie próba – mruknął Kędzior, zarzucając na siebie nieśmiertelną, powycieraną, skórzaną kurtkę. – Jak się spóźnisz, to własnoręcznie wypruję ci flaki! – zagroził, odgarniając na bok przydługą grzywkę.
Mateusz w odpowiedzi błysnął zębami, rozsiadając się bardziej na sofie.
- W takim razie zaryzykuję. Specjalnie umówię się z którymś z moich byczków, żeby się spóźnić.
Bartek pokręcił rozbawiony głową, łapiąc już za klamkę od drzwi wyjściowych.
- Ale serio. Nie spóźnij się – powiedział tylko, po czym wyszedł.
Szatyn westchnął, podnosząc się z kanapy i obchodząc ladę. Nachylił się do starego komputera, włączając przeglądarkę internetową. Ręką na oślep szukał za plecami krzesła, w końcu jednak na nie natrafił i przyciągnął do siebie, w międzyczasie drugą dłonią wstukując adres czatu dla gejów z jego miejscowości. Co miał robić przez godzinę? Nawet nie opłacało mu się wracać do domu.
Opadł na taboret, przeglądając listę użytkowników, co jakiś czas mijając znane mu nicki. Cóż, trochę już siedzi na tym czacie i mniej więcej orientuje się, co i jak. No a także potrafi niektóre pseudonimy przypasować do osób. Większość z nich, tak jak on, kręci się po klubach.
Jakby mimowolnie przesunął kursor na literę „n”, bo lista użytkowników ułożona była alfabetycznie.
Przemknęły mu przed oczami różne dziwne nicki, aż natrafił na Nienasyconego. Szybko otworzył okienko prywatnej rozmowy, zastanawiając się, jak ów Nienasycony miał na imię.
Rafał? – napisał, przygryzając wargę i mają nadzieję, że jego pamięć jeszcze aż tak bardzo nie szwankuje. Po chwili jednak dostał odpowiedź: Tak, nie zmieniłem nicku. Niemal odetchnął, uśmiechając się do monitora.
Cieszę się, bo gdybyś zmienił to już bym Cię nie znalazł. Dlaczego nie odpisałeś na maila? – wystukał szybko w klawiaturę, wciskając enter i odrywając wzrok od ekranu, aby przenieść go na okno, na którego szybie rozpryskiwały się coraz to większe krople deszczu. Skrzywił się nieznacznie, przyglądając się kobiecie, która właśnie rozkładała parasol. Nie lubił takiej pogody. Nie lubił, gdy było zimno i mokro. Znacznie wolał upały, plus trzydzieści na słońcu i zero wiatru.
Wiedział, że jest dziwny pod tym względem, ale nawet w dzieciństwie wolał wylegiwać się na słońcu niż skakać w kałużach, czy też bawić się w śniegu.
Nie miałem czasu. Może nie wiesz, ale dorośli ludzie pracują – odpisał Nienasycony, a Mateusz aż parsknął śmiechem. Czyżby aż tak przejmował go fakt, że pisze ze sporo młodszym chłopakiem? Wiedział już, że Rafał ma kompleksy na tym punkcie, ale żeby aż takie?
Zaskoczę cię. Wiem, że dorośli pracują. Sam jestem właśnie w pracy – napisał, podrygując nogą do piosenki, która zaczęła płynąć z głośników. Uwielbiał Papa Roach, chociaż gustował w trochę starszych zespołach. Ale To be loved było jednym z jego ulubionych utworów. Mógł go słuchać na okrągło i chyba nigdy mu się nie znudzi. Możliwe, że to przez tekst...
A nie studiujesz?
Szatyn był pewny, że podczas ostatniej rozmowy zdradził mu już co nieco na ten temat. No ale najwidoczniej tylko on zapamiętuje takie szczegóły. Rafał może nawet nie brać go na poważnie. Pisze z nim tak po prostu, żeby popisać. Żeby mu się czas w pracy nie dłużył i tyle. Przecież byłby głupi, gdyby myślał, że z rozmowy na czacie może wyjść coś większego.
Tak, Mateusz chyba w takim razie był głupi. Zawsze mu się wydawało, że takie rozmowy są bardziej szczere niż w rzeczywistości. Bo druga osoba nie wie jak wygląda, więc nie gada z nim tylko dlatego, że ma ładną twarz i fajne ciało. No i można poruszyć każdy temat, najwyżej później szybko zakończy się znajomość, wychodząc z czatu i nigdy na niego nie wracając.
To było prostsze niż poznanie kogoś w świecie realnym.
Nie, nie studiuję. Wolę oddać się najpierw hobby, a później pomyśli się, co dalej. Jesteś w pracy? Szefcio czasem ci tam nie zagląda i nie sprawdza, jakie strony odwiedzasz? Chyba nie byłby zadowolony, co? – napisał, dodając jeszcze mrugającą emotikonkę, po czym wysłał wiadomość.
Nie jestem w pracy i nie jestem też na tyle głupi, żeby wchodzić na tego typu strony, kiedy za plecami mam szefa. Jakie masz hobby? Nie lepiej się najpierw wykształcić, a przyjemności zostawić na później?
Szatyn zaśmiał się cicho, przesuwając palcami po brwi, w której znajdował się już kolczyk. Założył go sobie niedawno, w nadziei, że ostatni raz zgubił błyskotkę.
Rafał na pewno musiał być koło tej czterdziestki, skoro tak mówił. Zupełnie, jakby słyszał ojca! „Najpierw studia, młody człowieku, później możesz robić, co ci się żywnie podoba!” Ale, że Mateusz nie lubił się podporządkowywać, to i tym razem nie posłuchał rodziców i jak na razie żyło mu się całkiem dobrze bez tych cholernych studiów.
Później to ja będę stary i brzydki. Nikt nie zechce pomarszczonego tyłka.
Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Mogłoby się zdawać, że pan Nienasycony też się zaangażował w tę rozmowę.
W takim razie nie chcę wiedzieć, co to za hobby, skoro wymaga zgrabnego tyłka.
Szatyn aż zakrył usta, żeby się nie zaśmiać. Dziwnie musiał wyglądać w oczach przechodniów, ale miał nadzieję, że ci zajęci są ulewą i spod tych kapturów i parasoli niezbyt dużo widzą.
Gram na gitarze, kochanie, a to wymaga zgrabnego tyłka. Nikt nie chce patrzeć na pomarszczonego faceta, w szczególności, gdy zespół nie jest znany – napisał szybko, zapragnąwszy nagle spotkać się z tym Rafałem. Wydawał się naprawdę fajnym gościem, chociaż oczywiście był świadomy, że za ekranem komputera można być każdym.
Masz zespół? Jaki typ muzyki gracie? Boże, przy tobie czuję się jeszcze starszy – odpisał Nienasycony, po czym po chwili jeszcze dodał: A wiesz może, o co chodzi z tym całym PianaParty w Przystani?
W międzyczasie drzwi od salonu się otworzyły, a do środka wszedł jakiś wysoki, dosyć postawny mężczyzna. Mateusz jęknął cicho, zawiedzony, że jego spokój został naruszony.
Chociaż z drugiej strony klient oznacza zarobek… Wysłał więc wszystko to, co miał już napisane w oknie roboczym: Głównie punkrock, chociaż najnowszy kawałek to raczej alternatywa. A co do Twojego wieku, to przecież czterdzieści lat to nie tak dużo. Daj spokój, do grobu się jeszcze nie szykujesz.
- Tak? – zapytał uprzejmie, wstając z taboretu i wyłączając monitor.
- Chciałbym się spytać, ile kosztowałby tatuaż. Taki tylko na łopatkę – mruknął mężczyzna, podchodząc do lady. Tak na oko miał jakieś trzydzieści lat i Mateusz stwierdził, że to z pewnością nie jego typ. Raczej nie ślinił się do krótko przystrzyżonych facetów z toną żelu na włosach i z diamencikowymi kolczykami w uszach; ubranych w powycierane, obcisłe i strasznie kiczowate jasne dżinsy i białą kurteczkę. Mimo tego dziwnego ubioru, Mateusz już mógł stwierdzić, że mężczyzna jest hetero, nawet, jeżeli jego geydar niezbyt dobrze funkcjonował.
- To zależy. Chciałby pan czarnobiały czy kolorowy? – zapytał, sięgając po katalog tatuaży. Był ich autorem i musiał przyznać, że był z nich niezwykle zadowolony. Długo nad nimi pracował, ale raczej się opłacało.
Wyjaśnił klientowi, co i jak, a ten stwierdził, że jeszcze się zastanowi, po czym wyszedł. Mateusz sapnął ciężko, ponownie włączając monitor. Miał jeszcze pół godziny wolnego, po czym czeka go ten nieszczęsny język i wreszcie upragniony powrót do mieszkania.
W oknie rozmowy prywatnej czekała na niego odpowiedź od Nienasyconego: Nie pocieszaj mnie, bo ci to nie wychodzi. To jak z tą Przystanią?
Szatyn zaczął szybko odpisywać, ciesząc się, że Rafał jeszcze stąd nie uciekł, bo przecież dosyć długo mu nie odpisywał.
PianaParty to taki temat wieczoru. Ostatnio była Drag Queen, jeszcze wcześniej czipendejsi. Co do tej piany, to taka zabawa w niej może być całkiem przyjemna – wstawił mrugającą emotikonkę. - Chociaż ostatnio w Przystani coraz więcej ciotek, więc nie ma czym się podniecać. A co, wybierasz się jutro do klubu? Może byśmy się jakoś spotkali?
Odpowiedź od Rafała długo nie nadchodziła, jakieś dwadzieścia minut. Mateusz w pewnym momencie chciał już nawet wyłączyć komputer, ale w końcu okno rozmowy zamigotało, oświadczając, że wyczekiwana odpowiedź wreszcie przyszła.
Nie, ja raczej nie kręcę się po klubach. Tak po prostu chciałem wiedzieć, bo wszyscy tu tylko o tym gadają. Muszę kończyć, cześć.
Mateusz westchnął. No trudno, może ten Rafał ma już kogoś, a rozmowy na czacie to dla niego takie urozmaicenie?
Wyłączył komputer, wstając i zaczynając przygotowywać przybory do przekłucia języka.
Rozdział 5. Ułamek sekundy.
- Ja pierdolę, zabiję go, kurwa! – zasyczał wysoki rudzielec, chodząc w kółko; od jednej ściany garażu, do drugiej. Mateusz westchnął, wyciągając się na obdrapanej kanapie. Wiedział, że Krzychu się spóźni. W końcu on jako jedyny z ich czwórki miał rodzinę. Co prawda to tylko żona w ciąży (która, tak nawiasem, niedługo urodzi), ale musiał tę żonę utrzymywać. Dlatego łapał się każdej możliwej pracy.
- Daj spokój, Rudy – mruknął Kędzior, dając krótki, popisowy numer na swojej perkusji. – Zacznijmy bez niego – wzruszył ramionami, odgarniając swoje kręcone, przydługie włosy.
- Ta, bez gitary prowadzącej – mruknął Mateusz, czując się bardzo śpiący. A mógł być dzisiaj w Przystani!
- Jak wywinie coś takiego w niedzielę, to go, kurwa, serio zabiję! Taka szansa! – warknął Rudy, przeczesując nerwowo swoje krótkie, sterczące włosy, po czym przetarł dłońmi piegowatą twarz. – Wiedziałem, że ta pizda to same kłopoty, ale ten pedał musiał jej bachora, kurwa, zrobić!
- Pedały to w rowerze, nie zapominaj, że siedzę tuż obok – westchnął szatyn, wbijając wzrok w sufit garażu, który udostępniany był im przez Grzecha. Grzechu, wokalista ich małego zespołu, z reguły był człowiekiem spokojnym… Chociaż nie, on po prostu miał wszystko w głębokim poważaniu i zazwyczaj wyglądał na mocno zjaranego, chociaż Bóg Mateuszowi świadkiem, że ten w ustach tylko jeden raz miał skręta. A tak to zaprzestawał zazwyczaj na alkoholu.
Grzechu siedział obok Mateusza, podpierając głowę na ręce i przyglądając się ze znużeniem zdenerwowanemu Rudemu.
- Sorry – mruknął jasnowłosy chłopak, opadając nagle na podłogę. – Ale no, nie mówcie, że nie mam racji! Gdyby nie ta cipa, to dalej bylibyśmy zgraną grupą. Musiała się taka jedna przykleić do niego.
- Właśnie dlatego dobrze jest być gejem – szatyn błysnął zębami, co zostało skomentowanie parsknięciem ze strony Grzecha.
- Może ja też zacznę wyznawać ideologię gejów? Zero cip, zero problemów – mruknął. To był jego najdłuższy tego dnia wywód, ale za to przynajmniej zawierał – jak stwierdził Mateusz – bardzo trafne spostrzeżenie.
- Coś w tym jest, bo Mat przynajmniej chodzi na próby – stwierdził Rudy, a Kędzior zaśmiał się głośno.
- To co, przerzucamy się wszyscy na chujki? – zaproponował.
- I stworzymy gayband? – parsknął Mateusz, mając przed oczami chłopaków ubranych w lateksowe ciuszki. Już chciał coś jeszcze powiedzieć, gdy nagle drzwi, łączące garaż z resztą domu, otworzyły się, a w progu stanął niski, przypakowany facet z długimi, czarnymi włosami związanymi w kitkę.
- Zabiję, kurwa! – wydarł się Rudy, podnosząc się z podłogi. – Spóźniłeś się jebaną godzinę!
- Justyna jest w szpitalu – westchnął Krzychu, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – W weekend ma urodzić, nie mogę zagrać na Muszli.
Rafał spoglądał na swoją żonę znad cheesburgera z McDonald's, przeżuwając powoli jego kęsy. Jak zwykle, Martyna znowu nie miała czasu na ugotowanie czegokolwiek, więc zmuszeni byli jeść to świństwo, od którego pewnie się niedługo roztyje, dostanie cholesterolu i umrze w wieku pięćdziesięciu lat, czyli właściwie bardzo niedługo.
Tak, rozmowa z tym Supermanem jeszcze bardziej go przybiła. Dzieciak, tak jak każdy w jego wieku, ma plany na przyszłość. Zainteresowania i pasje… a on? On nigdy nie posiadał żadnych zainteresowań, od zawsze był nudny.
A teraz na dodatek jest jeszcze stary. Stary i nudny, może być coś gorszego? Och, no i oczywiście jest gejem z żoną, cudowne życie, nie ma co.
- To mamy jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – odezwała się szatynka, wsuwając do ust kawałek pomidora z sałatki. – Może wybierzemy się do kina?
Mężczyzna przełknął powoli to, co miał w ustach, zastanawiając się jeszcze, czy to, co chce zrobić, jest aby na pewno dobrym pomysłem.
- No właśnie, bo jest problem – mruknął z ociąganiem, zgniatając papierek po cheesburgerze. Martyna spojrzała na niego zdziwiona, dalej jedząc. – Gracjan chciał, abym dzisiaj… do niego przyjechał. Bo ma problemy z… księgowością – powiedział pokrętnie, samemu gubiąc się w swoich słowach. Ale jego żona najwidoczniej tego nie zauważyła. Potaknęła jedynie, zawiedziona, wsuwając do ust kawałek kapusty pekińskiej.
- No trudno, to może pójdziemy jutro – westchnęła.
- Nie wiem czy wrócę dzisiaj na noc do domu – dodał jeszcze. – Wiesz, szef Gracjana zrzuca zawsze wszystko na niego… No i wiesz też, że Gracjan lubi odkładać wszystko na ostatnią chwilę i tym razem trochę się tego uzbierało – wzruszył ramionami, sięgając po frytki. Im dalej brnął w to kłamstwo, tym było mu coraz łatwiej… Zresztą tak było zawsze. W większość swoich kłamstw zaczął już nawet sam wierzyć, bo tak długo je powtarzał.
- No to w końcu twój brat – pokiwała głową ze zrozumieniem. – To jutro wieczorem wybierzemy się do kina, co? A później można będzie znowu spróbować. Obliczyłam, że jutro będzie najlepszy dzień – uśmiechnęła się sama do siebie, a Rafał jęknął w duchu. – A w niedzielę mamusia znowu zaprosiła nas na obiad, bo stwierdziła, że jesteśmy za chudzi – pokręciła z niedowierzaniem głową.
Rafał westchnął, biorąc kilka frytek i wkładając je sobie do ust. Przynajmniej dzisiaj będzie miał czas dla siebie… Uśmiechnął się pod nosem, gdy przełknął to wszystko. Już nie mógł doczekać się wieczora.
- Musimy kogoś znaleźć – mruknął Rudy, kręcąc się bezsensownie po garażu. – I to szybko znaleźć – powtarzał. – Mat, a ty nie mógłbyś przejąć gitary prowadzącej? – spojrzał na szatyna z nadzieją.
- Ja? – zdziwił się chłopak, aż unosząc brwi. – No co ty – parsknął, mając nadzieję, że kumpel żartuje. Kompletnie nie nadawał się do tej roli! – Ja i prowadząca? Pomyliłeś adresy – pokręcił głową.
- Ale to w sumie dobry pomysł – wtrącił nagle Kędzior, który od dłużej chwili milczał. – Nadajesz się do tego, zawsze wiedziałem, że Krzychu jest nam zbędny. Jego solówki nie były powalające – wzruszył ramionami. – Trochę prób, a będzie dobrze – potaknął, zupełnie jakby w to wierzył. Zupełnie, jakby mieli jeszcze cały miesiąc, a nie niecałe dwa dni!
- I jak ja to niby zrobię? To już w niedzielę – pokręcił głową, zupełnie nie mogąc sobie tego wyobrazić. – Mogę spróbować, ale jak coś nie wyjdzie, to nie zwalajcie winy na mnie.
- No jasne. Tu winę akurat ma Krzychu i ta jego pizda w ciąży – burknął Rudy, sięgając po swój bas. – Lepiej zabierzmy się do pracy.
Wsunął na nogi czarne buty, spoglądając jeszcze przelotnie w lustro. Nie wyszykował się jakoś szczególnie, bo nie chciał, żeby Martyna nabrała podejrzeń. Był w zwykłym, ciemnoszarym T-shircie i równie w zwykłych (choć najlepszych, jakie posiadał) ciemnych dżinsach.
Westchnął, zakładając kurtkę. Trochę się właściwie denerwował i nadal nie był pewny, czy to dobry pomysł. W końcu tylu facetów w jednym miejscu o tej samej orientacji, co jego…
- Wychodzę – powiedział w głąb mieszkania do żony, po czym otworzył drzwi, biorąc jeszcze jeden uspokajający oddech. Przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz podniecenia, który nie był u niego częstym zjawiskiem. Czuł się podobnie, jak przed kilkunastoma laty, gdy miał się spotkać z Marcinem.
Rozejrzał się po klubie, taksując wzrokiem co niektórych przystojniejszych mężczyzn. Serce cały czas kołatało mu w piersi. Wiedział, że nie powinien tu być, ale mimo wszystko to podniecenie, które towarzyszyło mu przy wyjściu, w ogóle go nie opuszczało.
Podszedł do baru, zamawiając piwo, po czym odwrócił się w stronę parkietu, podziwiając jakiegoś faceta tańczącego bez koszulki i ocierającego się o niego chłopaka. Tak, chłopaka, bo ten dzieciak nie mógł mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Mały, drobny, chudy, nic ciekawego.
- Cześć – usłyszał koło ucha jakiś niski głos. Aż przeszły go niekontrolowane, ale przyjemne dreszcze, które jednak szybko odeszły w zapomnienie, gdy tylko spojrzał na osobę, która go zaczepiła. Strasznie wysoki, ale szczupły chłopak z twarzą ni to jeszcze dziecięcą, ni to już męską, ubrany w cholernie obcisłe ubrania. I pomalowany.
Tym razem przeszedł go dreszcz obrzydzenia.
Jak facet może się malować?! Jak FACET może robić z siebie babo-chłopa? Albo jedno, albo drugie, a nie pół na pół.
- Um, cześć – powiedział od niechcenia, odwracając się bardziej w stronę parkietu i dalej popijając piwo. No tak, co on sobie myślał? Że w tej całej Przystani znajdzie facetów przepełnionych testosteronem, niczym z najgorętszych filmów porno? Do cholery, takich to on może sobie szukać na zachodzie, a nie w Polsce. I to jeszcze w Bydgoszczy…
Chłopak rzucił mu jeszcze urażone spojrzenie, po czym zrezygnował z próby poderwania go, odchodząc, na co Rafał aż odetchnął z ulgą. Dalej rozglądał się po klubie, ale zaczynał czuć się coraz bardziej nieswojo, gdy wciąż natrafiał spojrzeniem na chłopaków przypominających tego, który go zaczepił.
Może ten klub to nie było miejsce dla niego? Może naprawdę nie powinien tu przychodzić? Wszyscy tak bardzo obnosili się ze swoją orientacją, jedno spojrzenie na ich ubiór, a już się wiedziało…
Nagle jednak wypatrzył w tłumie chłopaka w miarę wysokiego i co najważniejsze – normalnie ubranego. Nie był jakimś bóstwem, ot zwyczajny chłopak, na oko po dwudziestce piątce.
Obserwowany przez niego chłopak w pewnym momencie podniósł spojrzenie, również przyglądając się Rafałowi, po czym uśmiechnął się nieco nieśmiało. Zaczął przepychać się przez parkiet, stając przed brunetem, który, żeby ukryć swoją nerwowość, popijał co chwilę piwo.
- Jesteś tu nowy, nie? – zapytał nieznajomy, uśmiechając się teraz pewniej i prezentując swoje, nie do końca idealnie równe, zęby.
Rafał potaknął, odstawiając pusty kufel na blat. I co miał teraz robić? O czym gadać?! Nigdy nie znajdował się w takiej sytuacji. Gdy był jeszcze z Marcinem, nie musiał nawet myśleć o tym, co za chwilę ma zrobić, bo o to wszystko martwił się były chłopak.
- To aż tak widać? – zaśmiał się nerwowo.
- Trochę – przekrzywił głowę, a brązowe loczki aż podskoczyły. Przez te włosy Rafałowi przypominał się Marcin… Chociaż Marcin był o wiele przystojniejszy. – Kuba – przedstawił się, wyciągając przed siebie rękę.
- Rafał – uścisnął jego dłoń.
- To co? – wskazał ruchem głowy w stronę łazienek. – Toaleta? – jego brwi poruszyły się sugestywnie, na co serce bruneta zareagowało szybszym biciem.
- Myślałem, że nie można…
- Bo nie można – potaknął rozbawiony. – Ale jak się jest cicho to można wszystko – parsknął. Rafał przełknął nerwowo ślinę, czując nagły przypływ podniecenia. Gdy szedł za Kubą, otaksował wzrokiem jego plecy i tyłek.
Tak… Tyłek z pewnością był świetny, a jak się później również dowiedział – był także ciasny.
Próbę skończyli równo o dwudziestej trzeciej. Nie szło im tak, jak iść powinno, ale pocieszali się, że zawsze może być gorzej.
Mateusz otulił się bardziej kurtką, podświetlając sobie telefonem rozkład jazy autobusu. Przeklął pod nosem, gdy dowiedział się, że postoi sobie jeszcze na przystanku przez dwadzieścia minut.
Co było jednak najdziwniejsze, po tych pięciu godzinach wyczerpującej pracy, wcale nie był zmęczony, a ostatnio przecież nie sypiał tyle, ile powinien. Właściwie to czuł, że mógłby jeszcze iść do klubu. Nawet, jeżeli nie jest odpowiednio ubrany, a jego fryzura pewnie jest fatalna.
Znów podszedł do rozkładu, sprawdzając, o której przyjeżdża autobus do miasta. Za pięć minut… Zagryzł wargę, podejmując szybką decyzję. Co mu szkodzi? Jutro próbę rozpoczynają o trzynastej, studio jest zamknięte… Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się trochę rozerwał.
Już po chwili podjechał jego transport. Usiadł pod oknem, dostrzegając, że prócz niego w środku znajduje się jeszcze jakaś starsza pani i typowy „dresik”. Westchnął ciężko. Miał tylko nadzieję, że nie będzie kontroli, bo zapomniał doładować sobie kartę miejską. Tak już od połowy miesiąca jeździł za darmo, żerując na swoim szczęściu.
Podał kobiecie swoją kurtkę, zabierając numerek i wciskając go do kieszeni. Już tu, w szatni, słychać było głośne basy dyskotekowej muzyki. Nie był jej fanem, wolał trochę ostrzejsze brzmienia, ale sam klimat Przystani bardzo mu się podobał. Tylu facetów (nawet jeżeli połowa z nich to typowe ciotki) w jednym miejscu.
Ruszył do wejścia, uśmiechając się pod nosem. Przekroczył próg dwuskrzydłowych, szeroko otwartych drzwi, wymijając jakiegoś wysokiego mężczyznę. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały, a Mateusz przez ten ułamek sekundy ocenił jego twarz. Lekki, króciutki wąsik nad ustami i równie krótko przystrzyżona bródka. Do tego ten kilkudniowy zarost otaczający jego usta i pokrywający policzki. Dawno takiego faceta nie widział! Nie, wróć! Widział, ale nie w Przystani, bo do Przystani chodzili tylko wycackani kolesie z idealnie przystrzyżonymi bródkami albo w ogóle gładziutko ogoleni. Z idealnymi fryzurami, z idealnym ubiorem…
Gdy mężczyzna go wyminął, szatyn aż obejrzał się za siebie. Jakie było jego zdziwienie, gdy brunet zrobił to samo.
Mateusz uśmiechnął się lekko, mrugając do niego. Ale ten zaraz się odwrócił i poszedł w stronę szatni.
Chłopak westchnął, ruszając do baru. Gdyby spotkał takiego faceta na ulicy, od razu pomyślałby, że jest hetero. Nawet przez myśl nie przeszłoby mu, że może jest inaczej. Może i był dosyć szczupły, ale te niechlujne, przydługie włosy, zarost… Od zawsze go to podniecało.
W klubie był tylko jeden facet (tak nawiasem mówiąc - marzenie każdego geja), przypominający tamtego mężczyznę. Sebastian… Chociaż nie, nawet Sebastian ma w sobie więcej z homo niż tamten brunet. Nawet, jeżeli był lepiej zbudowany, z szerszą szczęką.
Westchnął. Jak on by chciał mieć takiego mężczyznę… A nie, wypucowanego i idealnie gładziutkiego (w każdym miejscu!) gejka.