Szach mat 18
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 12 2011 00:21:09
***
Lantar wrócił do koszar. Nawet nie wiedział jak tam dotarł. Zdumienie trzymało go przez cały czas. Wszedł do izby, w której spał i ciężko usiadł na łóżku. I zapatrzył się w otrzymane od króla pergaminy. Był tak zdumiony, że nawet nie słyszał jak inni żołnierze go wołają. Dopiero mocne uderzenie w ramię przywróciło go do rzeczywistości.
- Ałć – syknął rozcierając bolące ramię. Spojrzał na agresora.
- No, w końcu raczyłeś zwrócić na mnie uwagę – mruknął żołnierz.
- Czego chcesz, Sanami? – zapytał niechętnym głosem.
- Może byś tak w końcu powiedział jaką nagrodę dostałeś od króla. Wszyscy jesteśmy ciekawi.
- Zgadza się – odezwali się inni żołnierze i otoczyli Lantara. Ten bez słowa wyciągnął przed siebie ręce z pergaminami.
- Co, tylko jakieś pergaminy? – zapytał zawiedziony Sanami, a inni roześmiali się. – Myślałem, że sypnie złotem i będziemy mogli się zabawić.
- To coś więcej niż złoto – odparł Lantar.
- A niby co?
- Tytuł szlachecki.
- Dobry kawał – Sanami roześmiał się, a inni poszli w jego ślady.
Lantar odwinął jeden z pergaminów i zaczął czytać, a z każdym przeczytanym przez niego słowem mina Sanamiego robiła się coraz bardziej niepewna.
- Kłamiesz – powiedział, kiedy Lantar skończył czytań oba pergaminy. – Tam nie ma nic takiego napisanego.
- Jeśli nie wierzysz, to sam sobie przeczytaj – wyciągnął w stronę niedowiarka rękę z pergaminami.
-Niby jak? Sam wiesz, że nie umiem czytać.
- Ale nasz kapitan umie, przecież pochodzi ze szlachty – odezwał się jeden z żołnierzy. – Może go poprosimy?
- No to chodźmy! – zakrzyknęli inni żołnierze i ciągnąc Lantara wybiegli z izby.
Przeszli do budynku, w którym spali oficerowie i odszukali swojego dowódcę. W skrócie wyłuszczyli mu swoją sprawę. Ten z zainteresowaniem wziął od Lantara pergaminy i zaczął czytać, a kiedy skończył, zagwizdał z podziwem.
- I co kapitanie, co tam jest napisane? – dopytywali się ze zniecierpliwieniem.
- Muszę was rozczarować – odparł dowódca. – On mówił prawdę.
Usłyszawszy to żołnierze popatrzyli zdumieni na Lantara.
- Witam w naszych szeregach – powiedział kapitan i wyciągnął rękę do zakłopotanego Lantara. – Mam nadzieję, że będziesz zachowywał się jak na szlachcica przystało.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pokazać, iż Jego Wysokość słusznie zrobił nadając mi tytuł szlachecki.
Żołnierze zaczęli gratulować towarzyszowi. Ponieważ nie było szansy, żeby z tej okazji napili się na koszt Lantara, wiec po chwili zaczęli się wszyscy rozchodzić do swoich zajęć, aż w końcu Lantar został sam. Westchnął ciężko i poszedł do stajni. Postanowił trochę pojeździć. Może to uspokoi chociaż trochę jego rozszalałe serce i pozostałe zmysły.
Kiedy nadszedł wieczór Lantar siedział na swojej pryczy i z niecierpliwością czekał na służącego, o którym mówił wcześniej król. Miał wrażenie, że czas strasznie się wlecze. W końcu służący przyszedł. Bez słowa ukłonił się i gestem dał do zrozumienia, że Lantar ma iść za nim. W całkowitym milczeniu przeszli cała drogę do zamku, i potem pałacowe korytarze, aż w końcu dotarli do królewskiej komnaty. Dopiero kiedy byli w środku służący odezwał się.
- Jego Wysokość mówi, iż możecie, wasza miłość, korzystać do woli z wszystkiego, co znajduje się w tej komnacie – ukłonił się i wyszedł.
Lantar rozejrzał się w koło. Na stole stały różne talerze poprzykrywane pokrywkami z ozdobnymi gałkami. Zaciekawiony powoli podnosił każdą z pokrywek, a jego oczy robiły się coraz większe. Jeszcze nigdy nie widział takich dań. Korciło go żeby ich spróbować, ale szybko odegnał od siebie te myśli. Spróbują razem z Sanusem. Podszedł do łóżka i dotknął okrywającej go narzuty. Była taka delikatna i miła w dotyku, tak samo jak reszta pościeli. Już nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł zanurzyć się w niej wraz z ukochanym. Zagasił wszystkie stojące w komnacie lampki oliwne, szybko się rozebrał i wszedł pod kołdrę. Ach, jak cudownie miękkie było to łoże. Niestety nie zdążył się nacieszyć tym uczuciem, gdy nagle usłyszał jak drzwi otwierają się i ktoś wchodzi do komnaty.
- Wasza Wysokość? – Wprawdzie głos był cichy, ale Lantar wyraźnie poznał do kogo on należy. Sanus! Tak się tym ucieszył, że już chciał do niego podbiec, kiedy przypomniał sobie, że przecież to ma być niespodzianka. Siedział więc cicho czekając, co zrobi jego ukochany. Niestety panujące ciemności nie pozwoliły mu dostrzec niczego. Jedynie po dobiegających do jego uszu odgłosach mógł zgadnąć, iż Sanus podchodzi do łóżka i rozbiera się powoli. Potem poczuł jak jego ukochany wsuwa się pod kołdrę.
- Wasza Wysokość… - znowu usłyszał jego głos, tym razem jeszcze bardziej cichy i przerażony. Nie mógł już dłużej wytrzymać i przysuwając się możliwie jak najbliżej powiedział:
- Nie zgadłeś.
- Lantar? – Tym razem w głosie ukochanego usłyszał zdumienie. Chcąc zobaczyć jego minę szybko zapalił lampkę oliwną. - Co ty tu robisz?
- A jak myślisz? Czekam na ciebie.
- Ale król… Myślałem, że on…
- Ja też tak myślałem, ale król powiedział mi, że to taki mały prezent od niego dla nas. To nasz pierwszy raz kiedy nie musimy się ukrywać. Postanowił z tej okazji oddać nam swoje łoże. Oprócz tego na stole stoi trochę specjałów, które tylko król może jeść.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem tego. Skąd on wiedział, że ty i ja…
- Ja też nie rozumiem. Ale czy to istotne? Ważne, że w końcu nie musimy się ukrywać. Mam teraz tytuł szlachecki i ziemię. Będziemy mogli żyć razem i mieć dzieci. Tak jak zawsze o tym marzyliśmy.
Sanus nic nie powiedział tylko rozpłakał się.
- Nie płacz kochany – szepnął Lantar i zaczął scałowywać cieknące łzy.
- Chciałbym, ale nie mogę. Jestem taki szczęśliwy…
- Ja też – szepnął Lantar i pocałował namiętnie Sanusa w usta. – Jego Wysokość powiedział, iż możemy korzystać z wszystkiego co jest w tej komnacie. Co byś powiedział na to, żebyśmy rozpalili kominek?
- Cudowny pomysł.
- W takim razie zaczekaj chwilę – pocałował delikatnie Sanusa w usta i wyszedł z łóżka.
Chwilę potem ogień wesoło buzował, a zauroczony nim Sanus wtulał się w silne ramiona ukochanego.
- Piękny – wyszeptał.
-Ty jesteś piękniejszy – powiedział Lantar i delikatnie pocałował Sanusa w szyję. – Piękniejszy niż cokolwiek na świecie.
- Zawstydzasz mnie – wyszeptał Sanus jednocześnie odchylając głowę, by dać ukochanemu lepszy dostęp.
Lantar jakby tylko na to czekał. Zaczął obsypywać go pocałunkami. Chwilę potem obydwaj, zatopieni w ogarniającej ich rozkoszy, zapomnieli całkowicie o otaczającym ich świecie.
Słońce właśnie wstawało, kiedy Lantar obudził się. Spojrzał z rozczulenie na wtulającego się w jego ramię ukochanego i pocałował go delikatnie w usta. Tamten tylko mruknął i wtulił się jeszcze mocniej.
W tym momencie wszedł służący i podszedł do łoża.
- Czy wasza miłość życzy sobie już wstać? Mam przygotować już kąpiel?
- Kąpiel? – zdumiał się żołnierz.
- Oczywiście. Jego wysokość udostępnił waszym miłościom również królewską łazienkę – odparł służący.
- Kochanie, obudź się – Lantar potrzasnął lekko Sanusem.
- Hm? Co się stało? – wymruczał leniwie doradca.
- Jego wysokość pozwolił nam tez skorzystać ze swojej łazienki. Co powiesz na poranną kąpiel?
- Naprawdę? – Sanus oprzytomniał momentalnie.
- Oczywiście.
- Rany! Nie mogę w to uwierzyć! Bardzo chętnie!
- W takim razie, pójdę przygotować kąpiel – odezwał się służący - a w tym czasie może wasze miłości zechcą zjeść poranny posiłek?
- Oczywiście – odparł z zapałem Sanus.
Służący klasnął kilka razy i drzwi się otworzyły i weszli inni służący z jedzeniem. Szybko posprzątano puste naczynia po nocnym posiłku, część służących wyszła, a dwóch przeszło do łazienki przygotować kąpiel. Zakochani narzucili na siebie ubrania i siedli do posiłku. Kiedy kończyli, służący zameldował iż kąpiel jest już gotowa i wyszedł z komnaty. Lantar z Sanusem szybko rozebrali się i przeszli do łazienki.
- Rany, ale wielka! – zdumiał się Lantar
- A jaki przyjemny zapach – Sanus wciągnął głośno powietrze. – To chyba specjalnie dla nas.
- Naprawdę? – zdziwił się.
- Oczywiście. Zdarzyło mi się już tu kiedyś być i nigdy nie czułem tak miłego zapachu, ani nie widziałem tylu płatków róż - wskazał ręką na królewską wannę, w której na powierzchni wody unosiły się płatki róż tworząc czerwony dywan.
- Aż szkoda go niszczyć – westchnął Lantar.
- Chodź – Sanus złapał go za rękę i pociągnął w stronę wody.
Chwilę potem rozbawieni niczym małe dzieci pluskali się w wodzie. W pewnym momencie Sanus zanurkował. Długo nie wypływał i zaniepokojony już chciał nurkować w poszukiwaniu go, gdy nagle powoli wychylił się z wody. Lantarowi zabiło mocniej serce, gdy zobaczył jego głowę i ramiona obsypane płatkami róż. Czuł też rosnące podniecenie. Podpłynął do niego i objął w pasie.
- Wyglądasz tak seksownie wśród tych kwiatów – mruknął całując Sanus w obojczyk. – Sprawiasz, że mam ochotę cię posiąść.
- Więc na co czekasz? – wyszeptał Sanus i uwalniając się z objęć ukochanego podpłynął do krawędzi basenu i wypiąwszy się zaczął delikatnie pieści swoje przyrodzenie. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Kiedy jego członek już stał naprężony Sanus rozsunął nogi wypinając się jeszcze bardziej powiedział zmysłowym głosem:
-Weź mnie.
Lantar nie mógł już wytrzymać. Podpłynął i objął doradcę przyciągając do siebie. Ich pożądania złączyły się ze sobą uwalniając z ust obydwu mimowolne jęknięcie. Ręce Lantara powędrowały na pośladki Sanusa i zaczęły je delikatnie pieścić, co jakiś czas zahaczając o ciasne wejście, a jego usta błądziły po całej klatce piersiowej doradcy. Sanus gładził plecy ukochanego oddychając coraz szybciej. W końcu nie wytrzymał napięcia i wychrypiał:
- Weź mnie w końcu.
Słysząc to Lantar uśmiechnął się drapieżnie, rozchylił pośladki ukochanego i wszedł w niego z całej siły, wyduszając z jego ust jęk rozkoszy. Sanus zarzucił nogi na biodra żołnierza, jedną rękę położył na jego ramieniu a drugą zaczął się pieścić. Lantar oparł obie ręce o krawędź basenu. Przez chwilę nie ruszał się chcąc się nasycić widokiem twarzy przeżywającego rozkosz Sanusa. Jednak długo tak nie wytrzymał, rosnące w nim podniecenie zmusiło go do działania. Pokonując opór wody zaczął ruszać biodrami, najpierw powoli i delikatnie, przypatrując się twarzy ukochanego, a później coraz bardziej gwałtownie i z pasją, łapczywie go całując. Szczytowali jednocześnie, Sanus wykrzykując imię ukochanego, a Lantar wpijając się w jego obojczyk.
- Kocham cię – wychrypiał Lantar, kiedy już po wszystkim czule się obejmowali.
- Ja ciebie też – wyszeptał Sanus i pocałował żołnierza.
Przez chwilę oddawali się przyjemności niesionej przez pocałunki aż w końcu Sanus powiedział:
- Nie chcę tego mówić, ale muszę. Musimy już wyjść inaczej Jego Wysokość mógłby stracić cierpliwość, iż tak długo zajmujemy jego komnatę.
- Masz rację – wyszeptał Lantar i złożył ostatni, namiętny pocałunek na ustach ukochanego.
Kiedy kończyli wycieranie przyszedł służący i poinformował, iż jego wysokość życzy sobie natychmiast widzieć wszystkich swoich doradców w sali tronowej. Zdumiony Lantar popatrzył na Sanusa.
- Nie patrz tak na mnie - mruknął doradca kończąc wycieranie. – Nie wiem co się stało.
Stanęło na tym, że Lantar wrócił do koszar zabrać swoje rzeczy, a Sanus, w biegu ubierając się pobiegł do sali tronowej. Kończył zapinanie guzików gdy wpadł do środka. Pozostali, łącznie z królem, już tam byli.
- Uniżenie proszę o wybaczenie Wasza Wysokość. Dopiero co wstałem – powiedział zasapany.
- Czyżbyś kiepsko spał w nocy? – spytał król podchodząc do Sanusa. Ten tylko zaczerwienił się. Król uśmiechnął się - tym razem ci daruję.
To co później Sanus usłyszał, wprawiło go w totalne zdumienie. Król odwołał Kirima ze stanowiska głównego doradcy wysyłając go jako dyplomatę do sąsiedniego państwa, a jego miejsce zajął Mares.
***
Minęło kilka dni w czasie których Lantar, a właściwie hrabia Lantar Sonusa, poznawał, pod okiem wskazanego przez króla nauczyciela, etykietę dworską, dobre maniery i wszystkie te sprawy związane z byciem szlachcicem oraz wprawiał się w pisaniu i czytaniu. Natomiast Sanus wykonywał swoje obowiązki, a gdy nie mógł zobaczyć się z ukochanym czytał znowu księgi, dla zabicia czasu. A w nocy… w nocy wybuchała ich namiętność.
W końcu któregoś dnia król wezwał ich obu do siebie i zakomunikował iż ich nowy dom jest już gotowy, więc mogą się przeprowadzić. Tym samym zwolnił Sanusa z obowiązków królewskiego doradcy.
- Jestem taki podekscytowany – powiedział Sanus kiedy już siedzieli w karocy wiozącej ich do ich nowego gniazdka.
Lantar roześmiał się.
- Zupełnie jak małe dziecko. - Sanus już miał się obruszyć, ale Lantar objął go i pocałowawszy w skroń wyszeptał:
- Ale między innymi za to cię kocham.
Sanus nic nie odpowiedział, tylko przytulił się mocniej do ukochanego. I siedział tak już przez całą drogę.
W końcu dojechali. Kiedy kopyta końskie zastukały na brukowanym dziedzińcu Sanus z zaciekawieniem wyjrzał na zewnątrz.
- Łaa, wspaniały – wyszeptał.
Zaciekawiony Lantar również wysunął głowę przez okno. Kiedy zobaczył ich nowy dom, z wrażenia zaniemówił.
- No i co ty na to? – Sanus spojrzał na ukochanego.
- Kurczę. Muszę przyznać, że jego wysokość ma gest.
Powóz stanął i drzwi otworzyły się. Kiedy wysiedli, zobaczyli stojących przed wejściem i kłaniających się nisko, służących. Jeden z nich wyszedł przed szereg i powiedział:
- Witamy wasze miłości w domu.
- Ktoś ty? – zainteresował się Sanus.
- Jestem majordomusem, wasza miłość, Arsene Worelan. Jego wysokość powierzył mi to stanowisko. Oczywiście wasze miłości mogą wybrać kogoś innego.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby – stwierdził Lantar. – Nie uważasz kochanie? Skoro to jego wysokość wybrał nam służbę to wierzę iż są najlepsi.
- Masz rację – Sanus uśmiechnął się.
- Wasze miłości są zbyt łaskawi. Jakie są polecenia waszych miłości?
- Niedługo przybędzie Powóz z naszymi rzeczami.
- Służący zajmą się nimi odpowiednio – odparł majordomus. – Jeżeli mogę zasugerować…
- Tak?
- Posiłek już jest przygotowany, więc może wasze miłości najpierw się posilą, a potem obejrzą posiadłość?
- Dobry pomysł – stwierdził Sanus.
Majordomus poprowadził obu do jadalni, a potem oprowadził po całym domu. Przez cały czas przypominał im, że jeżeli coś im nie odpowiada to mogą to zmienić wedle własnego uznania, jednakże oni byli zbyt oszołomieni tym, wszystkim, że w ogóle nie zwracali uwagi na to co on mówi. Potem postanowili obejrzeć resztę swoich włości. Okazało się iż król pomyślał także o zapełnieniu stajni. Wsiedli więc na konie i udali się na mała przejażdżkę. Wrócili dopiero pod wieczór, zjedli kolację i poszli spać. Jednak sen nie nadchodził. Byli zbyt tym wszystkim podnieceni.
- Ja chyba śnię – szepnął Sanus kiedy już leżał przytulony do ukochanego.
- Jeżeli ty śnisz to ja też – Lantar roześmiał się i pocałował doradcę.
- Zastanawiam się, co będziemy jutro robić.
- Ja wiem.
- Tak? A co?
- Najpierw będziemy spać do południa…
- Tak długo? – zdumiał się Sanus.
- A dlaczegóżby nie? Przecież ty nie jesteś już królewskim doradcą, a ja nie jestem żołnierzem, wiec nie musimy się tak wcześnie zrywać.
- Masz rację – zaśmiał się. – Zupełnie zapomniałem. Więc będziemy spać do południa, a potem co?
- Zjemy przepyszne śniadanie…
- … przy którym będziemy mogli powybrzydzać…
- Ile tylko chcesz – Lantar roześmiał się. – Potem pójdziemy sobie na spacer, albo zrobimy sobie mały piknik. Jak wracaliśmy z przejażdżki to zauważyłem takie jedno prześliczne miejsce.
- A potem?
- A potem pokażę ci jak bardzo cię kocham – mruknął Lantar i nachyliwszy się pocałował Sanusa namiętnie w usta..
- Na pewno nie bardziej niż ja ciebie – szepnął Sanus odwzajemniając pocałunek.
Chwilę potem przekonywali się nawzajem o mocy swojego uczucia. Tak ich to pochłonęło, że zasnęli dopiero nad ranem. Kiedy w końcu Sanus się obudził stwierdził z przerażeniem, że Kirim go zabije. Tak się spóźnić! To niewyobrażalne! Pośpiesznie ubrał się i wyszedł z komnaty, jednak zdążył zrobić tylko parę kroków gdy uzmysłowił sobie, że przecież już nie jest królewskim doradcą i nigdzie nie musi się śpieszyć. Zaczął się śmiać jak opętany. Śmiał się tak głośno, że aż zwabił tym jednego ze służących.
- Coś się stało, wasza miłość? – zapytał niepewnie służący.
- Nie – odparł kiedy już się trochę uspokoił. – Wszystko w porządku. Przynieś nam śniadanie.
- Jak wasza miłość każe – służący ukłonił się i odszedł.
Sanus szybko wrócił do komnaty i zaczął pośpiesznie rozbierać się.
- A gdzie ty idziesz? – usłyszał zaspany głos ukochanego.
- Nie idę, wracam – odparł wsuwając się pod kołdrę.
- Skąd?
Sanus opowiedział co przed chwilą zrobił. Lantar roześmiał się.
- Wiesz, że miałem to samo?
- Naprawdę? – zdumiał się.
- Oczywiście. Obudziłem się gdy słońce zaczęło wschodzić. Żołnierze zazwyczaj tak wstają.
Sanus roześmiał się.
- Chyba trochę nam zajmie przyzwyczajenie się do tego wszystkiego.
- A przy okazji…
- Tak?
- Powinniśmy chyba pomyśleć o spełnieniu naszego marzenia – powiedział Lantar obejmując Sanusa i całując go w brzuch.
- Jakiego, bo nie bardzo pamiętam – Sanus zaczął się przekomarzać.
- No wiesz, tego o ślubie i gromadce dzieci. Skoro teraz mamy do tego warunki…
-Ach tego. Wiesz, to całkiem niegłupi pomysł. Wyślemy naszego majordomusa… jak on się nazywa?
- Nie mam pojęcia.
W tym momencie drzwi się otworzyły i weszli służący z posiłkiem. Porozkładali naczynia i stanęli pod drzwiami czekając na dalsze polecenia.
- Możecie odejść – odezwał się Sanus.
- Chwileczkę – Lantar się wtrącił. – Jak nazywa się nasz majordomus? Bo zapomniałem.
- Arsene Worelan, wasza miłość – odparł jeden ze służących.
- A więc zawołaj tu Arsena.
- Jak wasza miłość każe. – odparł służący i ukłoniwszy się nisko, wyszedł.
- Wiesz, będę musiał wyjechać na kilka dni – powiedział Lantar.
- Ale dlaczego? – Zaniepokoił się Sanus. – Przecież nie jesteś już żołnierzem.
- Uspokój się, kochanie, to nie to co myślisz. Po prostu chciałem odwiedzić rodziców. Oni o niczym jeszcze nie wiedzą.
- No tak, racja – Sanus odetchnął z ulgą.
- Ty też powinieneś odwiedzić swoich i poinformować ich o naszym ślubie.
- Masz rację, zupełnie o tym zapomniałem – doradca zaśmiał się. – Tak byłem tym wszystkim podniecony, że w ogóle nie myślałem o niczym innym.
- Ale z ciebie głuptas – Lantar uśmiechnął się i objąwszy ukochanego pocałował go w skroń.
Po skończonym posiłku przeszli do komnaty w której czekał już na nich mistrz ceremonii. Omówili szczegóły i ustali termin. Następnego dnia z rana, po czułym pożegnaniu, obydwaj pojechali do swoich rodzin.
CDN