My own heaven
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 19:17:20
Przez cały koncert myślałem tylko o nim. O moim pięknym ukochanym, o jego pięknym ciele, jego pięknym uśmiechu, o jego pięknych, ciepłych dłoniach. Chciałem przytulić się do niego, położyć głowę na jego ramieniu, poczuć jego dłonie, zawsze ciepłe dłonie, obejmujące mnie. Nie było mi to jednak dane tak szybko, jak bym chciał. Po koncercie czekało mnie jeszcze krótkie spotkanie z fanami, z prasą... A także mała sesja zdjęciowa. Nie miałem szans wyrwać się stąd przed północą. Doskonale o tym wiedziałem, dlatego zaraz po koncercie zadzwoniłem do niego, by nakazać mu pójście spać. Inaczej upierałby się przy czekaniu na mnie z pójściem do łóżka, choćby ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a powieki przytrzymywał na zapałkach. Musiał iść spać. Był bardziej zmęczony niż ja po całodniowym przygotowywaniu koncertu, sesji, dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik, samym koncercie... Wiem, jak bardzo męczące potrafią być nagrania. Tym bardziej, iż mój skarb jest wokalistą... Byłem pewien, że boli go gardło.
Moje kochanie... Wieczorami jest bardziej zmęczony, niż się przyznaje, ale ja wiem swoje. Płyta jest w początkowym stadium tworzenia, trzeba dopracować teksty, muzykę, partie wokalne... On lubi wszystko sam sprawdzić, poprowadzić od początku do końca, dopieścić każdy, nawet najmniejszy szczegół. Siedzi w studio od wczesnego poranka do późnego wieczoru, wraca do domu półprzytomny, z bolącym gardłem. Bierze tylko krótki prysznic, przytula się i zasypia. Mój kotek...
Tak, to określenie idealnie go opisuje. W domu łagodny, delikatny, wiecznie spragniony pieszczot i uwagi - maleńkie kociątko. Kiedy zaś się zdenerwuje, robi się z niego rozsierdzone kocisko. Atakuje, nie pozwala się przytulić, gryzie i drapie. Na scenie staje się ponętnym, zgrabnym, kuszącym, powabnym kotem... Dumny kot rosyjski, pełen wdzięku, urody i... pazura. Tak, pazura, mój kotek ma charakterek. Nawet porusza się jak kot: bezszelestnie, nigdy go nie usłyszę, chyba, że akurat bierze prysznic... Mój kot... Mmmm... Cudowny...
W czasie koncertu co chwilę się myliłem. Wchodziłem o nanosekundę za późno, fałszywie zaśpiewałem jedną nutkę, pomyliłem słowo... Pomyłki, które zauważają tylko członkowie zespołu. Małe pomyłki, które jednak potrafią wytrącić z rytmu. W końcu, po którejś z kolei pomyłce, w przerwie między piosenkami, Teru wziął mnie na stronę i, lekko mówiąc, zjechał. Tyle błędów, co popełniłem na tym koncercie, nie popełniłem podczas wszystkich innych razem wziętych. Teru kazał mi wziąć się w garść, mówił, że wie, że chcę do "tego mojego" (kiedy jest na mnie zły, zawsze nazywa Go "tym moim"), ale bez przesady, przecież widuję się z nim codziennie, dzwonię do niego ze trzy razy dziennie, przecież za kilka godzin go zobaczę, więc... Ale właśnie... Kilka godzin... To kilka godzin wydawało mi się wiecznością! Dotrwałem jednak do końca tej imprezy. Ogólnie lubię spotkania z fanami, jednak nie tym razem. Czym prędzej chciałem do Niego wrócić. Te kilkanaście godzin rozłąki powodowało u mnie tęsknotę, jakbym nie widział Go kilka tygodni!
Po wejściu do domu nie pognałem od razu do łóżka, choć bardzo tego chciałem. Byłem zimny, bo na dworze temperatura niezbyt wysoka. Krótki prysznic obowiązkowy nie tylko z powodu niskiej temperatury ciała.
Kiedy wreszcie dotarłem do łóżka, moje kociątko nadal słodko spało. Wślizgnąłem się pod kołdrę i przytuliłem się do niego od tyłu, całując w szyję. Zadrżał lekko. Nie miałem jeszcze takiej temperatury ciała, jak powinienem mieć. Dłonie miałem zupełnie lodowate. Mimo chłodu, mój skarb nie odsunął się. Wręcz przeciwnie. Odwrócił się przodem do mnie i mocno przytulił. Otworzył swoje prześliczne oczy. Były zaćmione mgiełką snu, widziałem to, bo w naszej sypialni zawsze panuje tylko lekki półmrok, moje kochanie nie lubi całkowitej ciemności.
- Jesteś - powiedział cicho lekko zachrypniętym głosem i pocałował mnie w szczękę.
- Tak, jestem - tylko tyle mogłem powiedzieć. Przytuliłem go mocniej i pocałowałem w czoło. - Śpij, kotku - szepnąłem mu jeszcze do ucha. Posłusznie wtulił się we mnie i z cichym "kocham cię", zasnął.
Jak można go nie kochać? Jak można nie kochać mojego Kai? To takie cudowne stworzenie... Z tą myślą, będąc zmęczonym, przytuliłem mocniej mojego kota i zasnąłem.

Kiedy rano się obudziłem, nie było mężczyzny mojego życia. Nie słyszałem też, żeby był w domu. Jęknąłem, przyciskając Jego poduszkę do twarzy. Wciągnąłem głęboko jej zapach. Pachniała Nim...
- Dlaczego cię tu nie ma?! - wrzasnąłem, lecz poduszka stłumiła krzyk do niezbyt wyraźnego bełkotu.
- Czemu krzyczysz w moją poduszkę? - usłyszałem cudowny, zachrypnięty głos.
Odsunąłem poduszkę od twarzy i patrzyłem na niego zaskoczony. Musiałem zabawnie wyglądać, bo śmiał się, odstawiając tacę ze śniadaniem na szafkę nocną. Kiedy tylko to zrobił, odrzuciłem poduszkę, złapałem Go za ręce i przyciągnąłem do siebie. Upadł na mnie, teraz mogłem wdychać jego zapach z niego samego. Tak cudowny... Pachniał piżmem i wanilią. Przytuliłem Go mocno i obróciłem nas tak, by to on znajdował się na dole. Wpiłem się w jego usta niczym spragniony krwi wampir w szyję ofiary. Oddawał pocałunki z pasją, masując jednocześnie moje kręgi długimi palcami. Mmm... Uwielbiam to...
- Tęskniłem - wydyszałem kilka chwil później. Zapomniałem o oddychaniu. - Bardzo tęskniłem.
Pocałowałem Go w czoło i w nos, po czym spojrzałem na niego. Z uśmiechem, rozświetlającym twarz, sięgającym aż do pięknych oczu, bez makijażu, w bokserkach, nieuczesanego. Wtedy był moim Kayą...
- Ja też - powiedział, przesuwając dłonie na mój kark. Przyciągnął mnie do kolejnego pocałunku. Tym razem długiego i leniwego, to On nadawał rytm. Pieścił moje podniebienie, badał język. Na koniec obrysował moje usta językiem. Było mi tak dobrze... Znów się uśmiechał. Błyszczały mu oczy, był lekko zarumieniony. Najchętniej wziąłbym go tu i teraz, lecz On miał inne plany. Obrócił mnie na plecy i usiadł mi na biodrach. Splótł swoje palce z moimi i nachylił się. Tak nisko, iż Jego nos dotykał mojego, a gdy mówił, Jego usta muskały moje.
- Kochasz mnie? - spytał.
- Głupie pytanie - odpowiedziałem, chcąc sięgnąć ust, by Go pocałować, lecz On odsunął się i wzmocnił uścisk dłoni.
- Kochasz mnie? - powtórzył, przybierając poważną minę.
- Najbardziej na świecie - odpowiedziałem równie poważnie.
Wtedy przytulił się do mnie, zamykając oczy.
- To dobrze, bo ja ciebie też kocham.
Objąłem Go mocno i zacząłem gładzić po nagich plecach. Po chwili On gwałtownie podniósł się, ponownie siadając mi na biodrach. Na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a w oczach zabłysnął chochlik. Już wiedziałem, co mu chodzi po głowie.
- Chcesz? - spytałem.
Pokiwał twierdząco głową, poruszając lekko biodrami. Uśmiechnął się szerzej, czując moja reakcję pod sobą. Kto by zareagował inaczej? Wyobraź sobie: siedzi na tobie miłość Twojego życia, niezwykle piękny, przystojny, szczupły, uśmiechnięty mężczyzna w obcisłych, czerwonych bokserkach, które idealnie kontrastują z jego bladą skórą. W dodatku porusza lekko swoimi cudownymi bioderkami. NIE DA SIĘ nie zareagować. Miałbym być zimny? Nigdy! Kaya zawsze mnie rozpala.
Przyciągnąłem Go do pożądliwego pocałunku.
- Więc to zrób - powiedziałem w Jego usta. - Pragnę cię.
Poruszyłem się pod nim. Przesunął dłonie z moich rąk na klatkę piersiową. Odszukiwał nimi moje najwrażliwsze punkty erogenne, ustami znacząc mokrą ścieżkę wzdłuż szyi. Oddychałem coraz ciężej, pieszcząc Jego kręgi. Jęknąłem, kiedy wreszcie ujął w palce mój sutek. Podszczypywał go i gładził, drugą dłoń włożył pod moją szyję, by lekko odchylić głowę do tyłu i ułatwić sobie dostęp do szyi. Oczywiście, zostawił tam malinkę, uwielbiał to robić.
Kaya zsunął się z pocałunkami na mój tors, unieruchamiając mi dłonie swoimi tuż przy głowie. Wiedziałem, co chce tym powiedzieć: "Nie dotykaj mnie teraz. Ja mam kontrolę, chcę ci zrobić dobrze. Tak, jak ty mi". Mmmm... Lubiłem to, jednak chciałem dotykać Jego kuszącego ciała, pieścić jego delikatną skórę... Jedyne, na co mi teraz pozwalał, były jęki, prośby o więcej i wicie się pod nim... Wiedziałem też, co mi zrobi, jeśli zacznę go dotykać. Mój kochany sadysta... Znęcał się nade mną, nie pozwalając się dotykać. W razie, gdyby złamał "zakaz", przypiąłby mi ręce do łóżka kajdankami. Specjalnie do tego wybrał łóżko z metalową, ozdobną ramą. Aż zaświeciły mu się oczy, kiedy je zobaczył.
Jęknąłem głośniej, kiedy ujął w usta mój sutek, uwalniając jednocześnie ręce. Drugi sutek wziął w palce jednej dłoni, drugą przesuwał powoli wzdłuż żeber i brzucha do moich bokserek. Nie zdjął ich jednak. Musnął dłońmi moje podniecenie. On oderwał usta od mojego sutka i skierował je na sam środek klatki piersiowej, by zrobić malinkę. Kiedy skończył, polizał swe dzieło i ujął w usta mój drugi sutek. Ssał go i lizał, przez co jęczałem coraz głośniej. Resztką silnej woli powstrzymywałem się, żeby Go nie przyciągnąć do pocałunku, żeby Go nie dotykać.
Palce swoich dłoni wsunął pod gumkę moich bokserek, by je w końcu zsunąć. Po chwili wrócił do całowania torsu. Był delikatny, zbyt delikatny. Zrobił mi kolejną malinkę, tym razem tuż nad pępkiem. Musnął ustami penisa tylko po to, by odsunąć się i sięgnąć do szuflady szafki nocnej. Wyjął z niej kajdanki, po czym przypiął mi ręce do łóżka. Jęknąłem, częściowo z przyjemności, częściowo z żalu. Nie chciałem być przypięty! Jednak podniecał mnie fakt, iż byłem... Iż byłem pod całkowitą władzą mojego lubego. Pocałował mnie delikatnie, po czym wyszedł z sypialni. Chciał mnie tak zostawić? Niemożliwe! Kaya to erotoman! Sam pragnął seksu! Dlaczego więc wyszedł?
- Kaya! - wrzasnąłem. - Sadysto jeden, wracaj tu!
Nie wrócił. Zostawił mnie! Zostawił mnie niedopieszczonego, pobudzonego i przypiętego do łóżka! Nawet nie mogłem sam tego skończyć! To wzbudziło we mnie rozdrażnienie.
Wrócił po kilku minutach. Usiadł mi na nogach i zaczął całować. Wielbię Jego pocałunki... Położył dłonie na moich piersiach. Były zimne, aż dostałem gęsiej skórki. Przejechał nimi wzdłuż mojego torsu i zaczął gładzić jądra. Nadal mnie całował, więc jęczałem w Jego usta, wiłem się. Miałem nadzieję, że pozwoli mi teraz skończyć. Nagle przerwał tą pieszczotę i odsunął się. W Jego dłoni zabłysła czerwona szarfa. Uśmiechał się szeroko. Czułem, że jest podniecony, czułem tą cudowną twardość między Jego nogami... Czułem też, iż nie pozwoli mi tak szybko skończyć. Chciał się pobawić. A to był dopiero początek zabawy.
Tą czerwoną szarfą zawiązał mi oczy. Polizał mnie po uchu i powiedział elektryzującym szeptem:
- Zaraz wracam, kochanie.
Jęknąłem w sprzeciwie, jednak On zignorował mnie. Znów wyszedł. Znów nie wiedziałem gdzie. Znów nie wiedziałem po co. Znów nie wiedziałem, co dla mnie przygotował. Wiedziałem jednak, że niedługo wróci.
Po około 10 minutach poczułem kostki lodu na swoim torsie. Krzyknąłem bardziej z zaskoczenia, niż z czegokolwiek innego. Usłyszałem Jego perlisty śmiech. Dostałem gęsiej skórki.
Ponownie usiadł mi na nogach. Zaczął mnie całować. Miał zimne usta, a w nich kostkę lodu. Jęknąłem, kiedy wsunął ją do moich ust. Zostawił ją tam, po czym chwycił w usta kolejną i zaczął nimi wodzić po moim ciele, zostawiając na nim mokre, zimne ślady. Kiedy ta kostka, którą miał w ustach, roztopiła się, brał następną. Znów jęczałem, znów wiłem się pod nim. Wodził ustami co całym mym ciele, starannie omijając to miejsce, w które najbardziej chciałem być dotknięty. Krzyknąłem, kiedy poczułem wreszcie Jego dłoń na moim penisie. Miał w niej też kostki lodu. Przesuwał dłonią wzdłuż mojego penisa, "mrożąc" go. Po kilku chwilach, kiedy lód, pod wpływem gorąca mojego członka, roztopił się, Kaya wziął mnie w usta. Krzyknąłem głośno. Najpierw to rozbudzanie mnie i zostawianie, później przeszywające zimno na całym ciele, a teraz gorące usta Kai... To było dla mnie zbyt wiele. Doszedłem bardzo szybko, mimo, iż starałem się powstrzymać, żeby jeszcze przedłużyć przyjemność.
Kaya przełknął moją spermę i roześmiał się. Polizał mnie po uchu i powiedział:
- To jeszcze nie koniec, skarbie.
Kaya położył się obok mnie. Położył głowę na ramieniu, zarzucił na mnie nogę i zaczął muskać ustami mój policzek. Poczułem, iż nie jest tak bardzo podniecony... Zapewne zajął się sobą, kiedy wyszedł, chcąc przedłużyć zabawę. Po chwili zaprzestał pocałunek i zaczął delikatnie wodzić opuszkami palców po mojej klatce piersiowej. Kilkanaście minut później zacząłem reagować na ten cudowny dotyk... Wtedy Kaya usiadł obok mnie i musnął moje usta swoimi. Czułem, jak przez kilka minut uważnie kontempluje wzrokiem moje ciało. Podniecało mnie to...
- Wiesz, co widzę? - spytał Kaya, jakby zahipnotyzowany. Pokiwałem przecząco głową.
Zaczął mówić o tym, co widzi, składając czułe pocałunki na każdym opisywanym przez siebie miejscu. Mówił to tak cudownym, pełnym pożądania i miłości szeptem...
- Widzę cudowne, delikatne dłonie, pieszczące mnie zawsze tak chętnie, tak czule... Widzę smukłe nadgarstki, spętane teraz kajdankami... Dalej widzę mięśnie, delikatnie rysujące się pod skórą mojego ukochanego... Widzę cudowne, namiętne, pełne, czerwone usta... Usta, teraz nieco spuchnięte... Widzę szyję... Szyję z wyraźnie zarysowanym jabłkiem Adama... - położył dłoń na mojej piersi. - Widzę lekko umięśnioną klatkę piersiową, teraz szybko podnoszącą się i opadającą... Czuję nierówne, mocne bicie twojego serca, które tak bardzo kocham - złożył tam pocałunek. - Widzę ciemne, nabrzmiałe sutki… Kiedy ich dotykam... Wywołuję jęk, działający na mnie niczym... niczym niewinna krew na wampira... Tak mocno cię kocham... - powiedział, przerywając na chwilę opis, by złożyć na mych ustach gorący, pełen miłości pocałunek. - Dalej... - podjął opis po kilku chwilach. - Dalej widzę płaski brzuch, z nieznacznie zarysowanymi mięśniami... Tak idealny... Widzę dość mocno odznaczające się linie bioder, wręcz nakazujące spojrzenie niżej... Jeszcze niżej... Wprost do nabrzmiałego, gorącego członka, niecierpliwie wyczekujące mojego wnętrza... Widzę członka, który prosi o najlżejszą choć pieszczotę... - przerwał swą opowieść, a ja poczułem kapiące na moje ciało łzy mojego ukochanego... Chciałem go objąć, coś powiedzieć, jednak nie umiałem... Nie mogłem się ruszyć, nie mogłem nic powiedzieć... - Widzę... Dalej widzę uda... Teraz lekko rozchylone..., nieco zaczerwienione po tym, jak je wcześniej drapałem… - teraz przerwał już zupełnie swoją opowieść.
Odpiął moje ręce i roztarł nadgarstki.
- Usiądź - nakazał mi lekko łamiącym się głosem.
Wykonałem polecenie, podłożył mi poduszkę pod plecy, żeby mnie nie zaczęły boleć od prętów ramy łóżka, i nasmarował mojego penisa lubrykantem. Nadział się na niego. Poruszając się powoli, zdjął mi z oczu opaskę. Ujrzałem jego twarz... Załzawione oczy, policzki... Z jego ust wyrywał się szloch. Objął mnie mocno, wtulając twarz w moją szyję, nie przestając się poruszać. Objąłem go równie mocno, całowałem go po głowie, policzku... Gładziłem jego plecy, poruszając się razem z nim. Nasza zabawa zmieniła się w akt miłości, czuły, powolny... Wyrażający całą naszą miłość... Też mi popłynęły łzy... Obaj płakaliśmy, poruszając się w zgodnym rytmie. Doszliśmy w tym samym momencie.
Po tym akcie jeszcze długo tak siedzieliśmy... Obejmowaliśmy się mocno. Kaya płakał, z Jego ust dobywał się szloch, z oczu płynęły łzy.
- Kocham cię... Tak bardzo cię kocham - szeptał.
Odpowiadałem mu tymi samymi słowami. Cóż innego mogłem powiedzieć? Tylko to, że jest moim niebem. Kaya to moje własne niebo na Ziemi.

Kocham Cię, skarbie...