Locked away
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 19:01:42
for Kate
Enjoy!
"No sense at all
do what you want
for I will hunt you
Until you will be
Locked away..."
Totchiego obudził ból, najbardziej tępy z możliwych bólów głowy, a właściwie to ból całego ciała. Kiedy otworzył oczy nie zobaczył nic, prócz zalegającej ciemności. Powoli zaczął przypominać sobie, co się stało. No właśnie, co? Ostatnia scena, jaką pamiętał, to to, że zalał się w trupa z przyjaciółmi w jakimś pubie, a potem rzygał w publicznym WC. I to wszystko. Czyli nic. Kiedy spróbował odruchowo przetrzeć oczy ręką, ogarnęło go przerażenie. Jego ramiona były boleśnie wygięte do tyłu a na nadgarstkach zawiązany był mocny sznur.
"Co do cholery!" - Pomyślał, kiedy zaczął szarpać się gwałtownie. Dalej nic nie widział. Aha... No tak, opaska na oczach. No pięknie. I co teraz? Toshiya zaczął oddychać szybciej, pod wpływem ogarniającego go coraz bardziej strachu. Gdzie jest? Pytania, a właściwie jedno, bombardowały jego skacowaną głowę.
"Co to ma być?" - Dopiero teraz zaczął analizować swoją pozycje. Leżał na brzuchu i sądząc po zimnej, jedwabnej pościeli, na łóżku. Na szczęście był ubrany. To znaczy, że ten zbok, który go tu trzyma w wiadomych celach, jeszcze się do niego nie dobrał.
Tyle dobrze. A jak to jakiś psychol, co się będzie nad nim znęcał? Ke?! Co wtedy? Tak jak w amerykańskich filmach, będzie go najpierw torturował, głodził, potem go zgwałci, a na końcu zabije. Albo w odwrotnej kolejności.
Cokolwiek....
Totchiego ogarnęły straszne dreszcze. Najzwyczajniejszy strach, a jego dezorientacja wzrastała z każdą sekundą.
- Nie chce umierać… O mój boże… - Wychlipał po cichutku, a coraz więcej łez napływało mu do oczu. Panika, ból, przerażenie, dezorientacja. Szeptał po cichu coś niezrozumiałego, żeby choć trochę dodać sobie otuchy. Przypominał sobie modlitwy, nawet nucił pod nosem głupie popowe piosenki. Czuł, że zaraz zwariuje. Ale z kolei nie mógł się tak łatwo poddać. To nie film. To się dzieje naprawdę. Nie jest jeszcze na straconej pozycji. Powoli odwrócił się na plecy, ale było mu jeszcze bardziej niewygodnie niż przedtem.
"Może spróbować na boku?" - pomyślał i tak też zrobił. Jego zdolności manewrowania były mocno ograniczone. Ale można chociaż pełznąć. Próbował zachowywać spokój i opanowanie, ale po paru minutach zaczął panicznie miotać się po całym łóżku. Wokół nie było nic, co mogłoby posłużyć do przecięcia sznura. Nic, co mogłoby służyć za oparcie. Wydawało mu się, że minęły godziny. Zmęczony ciągłym rzucaniem się w te i we w te, spragniony, obolały, zapłakany, opadł z powrotem na poduszki.
- To beznadziejne… - szepnął.
Nagle, z prawej strony dobiegło skrzypnięcie otwieranych drzwi. Toshiya zamarł.
"Co się teraz stanie? O Boże... Pomórz mi... Ja nie chce..." - Myślał gorączkowo. Bał się odezwać, to mogłoby tylko pogorszyć sprawę. Drzwi cicho się zamknęły, a w pomieszczeniu rozległy się ciche kroki. Toshiya starał się wygramolić jakoś, by być przodem do kierunku, w którym, jak mu się wydawało, mógł znajdować się jego oprawca. Nie udało się. Osunął się znowu do tej samej pozycji jak na początku.
"Może lepiej się nie ruszać" - Przemknęło mu przez głowę. Przez dłuższą chwile nic się nie działo. Żadnych dźwięków, żadnego głosu. Głucha cisza i ciemność. Jednak Totchi nawet na chwile się nie uspokoił. Serce waliło mu szaleńczo, oddech z sekundy na sekundę stawał się szybszy. On tu jest. I przygląda mu się. Na pewno bardzo bawi go jego widok. Nie wiedzieć czemu, basista był pewien, że to mężczyzna. Z kobietą, tak myślał, nawet po pijaku by sobie poradził. A może było ich więcej? Dwóch, trzech? Niepewność i totalny brak nadziei. A może... Może ktoś robi mu głupi kawał? Oby... Jezu... Oby tak było! Niestety, niczego nie mógł wykluczyć.
Jego rozważania przerwało ugięcie się i przeraźliwe skrzypnięcie łóżka. Jest blisko niego. Toshiya znowu zaczął drżeć. Nie mógł wydusić z siebie słowa, nie mógł się poruszyć. Strach paraliżował go całego. Nie mógł już nawet zebrać myśli.
Cisza. Znowu nic.
"A może jednak spróbować się poruszyć? Jezus... Trzeba spróbować." - Basista szybko podkulił kolana i chciał się podnieść, jednak stanowcze dłonie zacisnęły się na jego biodrach, uniemożliwiając mu jakiekolwiek próby wyswobodzenia się.
- Nie... Proszę... Nie rób mi krzywdy... Proszę... - Przerażony zaczął histerycznie to szeptać, to chlipać, momentalnie tracąc resztki jakiegokolwiek uporu. Beznadziejność sytuacji go przytłaczała. Nie wiedział jak nieznajomy zareaguje na te prośby, może go bardziej rozsierdzą, może właśnie na to czekał. Toshiya już tylko czekał, co wydarzy się dalej, nawiedziła go wizja własnego mózgu rozpryśniętego na ścianie po strzale z shootguna. Oprawca chyba nie zwrócił uwagi na jego błagania, bo bez żadnych ceregieli podniósł jego biodra lekko do góry. Jedną dłoń wsunął pod obcisły materiał dżinsów Totchiego, a druga powędrowała wprost do rozporka. Basista pisnął histerycznie. Teraz już nie miał żadnych złudzeń. Oczyma wyobraźni już widział jakiegoś obleśnego grubasa gwałcącego go wielokrotnie. Nie! W sumie to wolałby umrzeć. Upokorzenie i ból, jakie go czekały, paraliżowały jego umysł.
Tymczasem zwinne dłonie uporały się już dżinsami, zsuwając je ze zgrabnych nóg Totchiego. Delikatnie gładziły jego biodra, pośladki oraz uda. Basista zacisnął powieki i pięści, wbijając paznokcie w dłonie aż do krwi. To był koszmar. Wolałby już gdyby go po prostu przerżnął od razu, a nie bawił się nim w taki obrzydliwy sposób. Bokserki Toshiyi skapitulowały ukazując zgrabną pupę w pełnej okazałości. Nieznajomy zawahał się jeszcze chwile by zaraz potem wsunąć jedną dłoń między pośladki basisty, drugą natomiast powoli zaczął masować jego męskość. Tego było już za wiele. Totchi zacisnął zęby na jedwabnej pościli by nie jęknąć. Tym razem nie ze strachu. Musiał się opanować. PRZECIEŻ TO BYŁ JAWNY GWAŁT!
"Opanuj się ty debilu! Opanuj się! Nie pozwól mu czerpać z tego przyjemności! Nie daj mu satysfakcji!" - Powtarzał sobie w myślach, walcząc z momentalnie reagującym ciałem. Przecież to takie upokarzające, obrzydliwe, ohydne... Nie wyszło.
- Nie! - Jęknął i odrzucił głowę do tyłu, kiedy nieznajomy delikatnie, kontynuując pieszczoty, zaczął masować palcami jego wejście, co jakiś czas wsuwając je lekko do wnętrza Toshiyi. Dłoń zajmująca się natomiast jego męskością, doprowadzając ją do pożądanego stanu, zaciskała się na niej coraz mocniej. Basista drżał. Czuł się upokorzony, wstydził się sam przed sobą. Na Boga! Podobało mu się! To, aż niemożliwe. Jak gwałt może się komuś podobać? Sam w to nie wierzył.
"To tylko sen, zaraz się obudzę..." - myślał.
Toshiya nie poznawał sam siebie. Sprzeczności targały nim coraz mocniej. Wstręt do samego siebie a jednocześnie tłumaczenie, że nic nie może zrobić.
Zgrabne palce wsunęły się stanowczo do wnętrza basisty poruszając się powoli. W tym samym tempie, jednak trochę mocniej zaczęła swoje ruchy dłoń "zajmująca" się jego członkiem. Młody basista nie był w stanie wytrzymać. Myśli sprzeciwu uciekły do najdalszy zakątków umysłu, a dreszcz rozkoszy ogarniał go, nie dając szans jakiemukolwiek poczuciu wstydu. Nie ważne kto to, zwykła, najzwyklejsza, rządza opanowała muzyka.
Palce i dłoń przyspieszały, zmuszając Totchiego do jęków a, czasem nawet krzyków. Nie czuł już ani bólu, ani zmęczenia, ani strachu. Żałosne, nie sądzisz? Być może.
Rozchylił usta, chwytał panicznie powietrze, pęta nadchodzącego spełnienia wywoływały spazmatyczne drżenie całego jego ciała. Nagle, w mgnieniu oka, palce zniknęły, momentalnie zastąpione przez wślizgujący się do jego wnętrza język. Nie chciał się opanowywać, nie chciał walczyć. Chciał po prostu dosięgnąć szczytu.... Dłoń na jego męskości poruszała się już wręcz nachalnie szybko, język wił się zmysłowo, penetrując jego wnętrze.
"O Boże..." - jęknął, zaciskając podświadomie mięśnie, dostarczając sobie tym samym większą przyjemnością. Krzyknął przeciągle, wyginając kręgosłup do tyłu, na tyle, na ile było to możliwe. Biały płyn wytrysnął wprost na dłoń jego oprawcy.
Świat wirował, jakby po dużej dawce alkoholu. Niebiańska rozkosz....
Opadł na pościel, jęcząc i oddychając ciężko. Dopiero po paru minutach dotarło do niego to, co się stało. On, on czerpał z tego gwałtu przyjemność! Było mu dobrze, nie zwracał uwagi na to, iż jest związany, uwięziony, że pieścił go jakiś zboczeniec. Ta myśl doprowadzała go do szału. Zaszlochał głośno, wtulając rumiany policzek w poduszkę. Czuł się żałośnie, obrzydliwie...
Kolejne sekundy mijały w ciszy, a basista po prostu płakał. Opaska na jego oczach była mokra od potoku łez. Stracił wszystko, resztki honoru, szacunku do samego siebie. Przegrał... Nie może być już nic gorszego.
Po chwili te same dłonie chwyciły go mocno za ramiona i dźwignęły do pionu. Poddał się bez żadnych oporów. Był już tak zoobojętniały, bezwładny, niczym marionetka na sznurkach. Poczuł jak więzy na jego nadgarstkach rozluźniają się. Nieznajomy delikatnie rozmasowywał je, przywracając krążenie w obolałych dłoniach Totchiego. Basista aż wciągnął powietrze ze zdziwienia. Czyżby ten psychol troszczył się o niego? Po chwili jednak jego ręce znowu zostały związane, tym razem z przodu. Totchi przełknął ślinę. Wiedział, co się teraz stanie. Poczuł jak jego oprawca przyciąga go do siebie, zmuszając by oparł się o niego. No cóż, jeśli Totchi myślał, że to jakiś obleśny grubas to teraz musiał wycofać się z tego stwierdzenia. Porywacz okazał się bardzo szczupły, ba, wręcz drobniejszy od niego samego! Powoli oplótł Totchiego w pasie, całując jego kark, szyje i ramiona, czyniąc to z niebywała czułością. Totchi był już całkiem zdezorientowany. A może? Bo w końcu ten ktoś nie wykazywał w stosunku do niego brutalności ani nic. A może to rzeczywiście kumpel robi sobie z niego jaja? Basista delikatnie oparł się o ramie nieznajomego, po czym zaczął badać ustami jego twarz. Ten, wyczuwając jego intencje, szybko przylgnął ustami do szyi Totchiego.
"Cholera!" - Pomyślał Toto. Otarł się policzkiem o włosy nieznajomego, przynajmniej tak próbując zebrać jakiekolwiek informacje. Wiedział przynajmniej, że są trochę dłuższe niż jego. To już zawężało krąg podejrzanych.
Nagle głośno wciągnął powietrze, kiedy poczuł twardą męskość ocierającą się o jego pośladki. Wszelkie próby dalszego kombinowania, co do tożsamości porywacza zostały przerwane przez uczucia zbierające się w dolnej partii jego ciała. Nieznajomy chwycił jego podbródek i rozchylił usta, wsuwając do ich wnętrza gorący język. Basista poczuł fale ciepła uderzającą mu do głowy i ogarniającą jego ciało. Co, jak co ale ten ktoś całował wprost cudownie. Zaczął delikatnie kąsać wargi nieznajomego, na co ten szybko odpowiedział głębszym pocałunkiem. Po chwili tych słodkich igraszek, "oprawca" odsunął się na chwile od Totchiego.
"Co on kombinuje?" - Muzyk zaczął gorączkowo myśleć. A tak w ogóle zaczynał być pewny, że ten ktoś na pewno nie chce zrobić mu krzywdy. A może, może to tylko zmyłka? '
"Może on chce żebym tak myślał? Jezu… " - zawahał się basista.
Nagle poczuł gorący oddech na karku - wrócił. Totchiego jednak zaskoczyło, co innego. A mianowicie silny zapach, dobiegający od nieznajomego. Zapach kokosu!
Toshiya aż pisnął z wrażenia. Kokos? Ten zapach kojarzy mu się tylko z jedną, jedyną osobą. Ale, ale… Nie, to nie możliwe! Przecież to absurd!
Ciepłe usta na powrót zajęły się delikatną szyję basisty, a dłonie lekko rozchyliły jego nogi. Totchi przygryzł pełne wargi, wdychając woń kokosu niczym jakieś narkotyzujące opary. Nie mógł w to uwierzyć. Musi mieć jeszcze jakiś dowód.
Głośno wciągnął powietrze. Naoliwiony członek wbił się w jego pośladki, by zaraz potem znaleźć wejście do jego wnętrza i wsunąć się w nie stanowczo.
Krzyknął - raz, krótko, bo zniecierpliwione usta momentalnie zdusiły jego krzyk. Nieznajomy jedną ręką trzymał go mocno za biodro, drugą zaczął powoli pieścić. Nie poruszał się w nim. Czekał, tak jak czekają kochankowie niechcący zadać partnerowi bólu zbyt nagłymi ruchami. Totchi oderwał się od jego ust, oddychając szybko, pojękując między oddechami. Był dla niego taki czuły, delikatny. Gdyby tylko mógł dotknąć jego włosów, lub, chociaż dłoni, twarzy, czegokolwiek. Musiał wiedzieć.
Nieznajomy oparł się o ramie basisty i zaczął delikatnie poruszać się w jego wnętrzu. Toshiya jęknął głośno, ocierając się o jego policzek. Zamarł. Nie! Tego nie można pomylić! Ta charakterystyczna, cudowna kość policzkowa! Nie! Ale, ale... O Boże... Nie! mógł się pomylić. Nie mógł... Nie mógł... To musi być..
- Kaoru! - Szepnął cicho wprost do ucha nieznajomego.
Ten, jakby zaskoczony, zatrzymał się na chwile, jakby się przed czymś wahał. Po chwili jednak ruszył znowu, wpijając się w wargi basisty. Toshiya już nic nie wiedział. Jeśli to nie on to, kto? A jak to jednak nie Kao? W końcu nie tylko on musi używać olejku kokosowego i mieć takie charakterystyczne rysy.
Niespodziewanie Toshiya poczuł jak opaska z jego oczu zsuwa się, i szybko je otworzył. Tak! Uśmiechnął się do siebie, by zaraz wydać z siebie kolejny jęk rozkoszy. Kaoru! A jednak. Blondyn uśmiechnął się do siebie i przymknął oczy. Przyspieszył. W sumie to Totchi miał zamiar zabić go tu i teraz, torturować, związać i zrobić dokładnie to samo Kaorkowi, co Kaorek jemu, ale jakoś w tym momencie nie miał na to ochoty. Poczuł ulgę, radość, spokój, oddał się całkowicie przyjemność. Już bez żadnych wyrzutów sumienia. "Kaoru-sama, nie żaden obleśny zbok i psychol! Ale co go podkusiło? Nie czas by o tym myśleć." - przemknęło mu przez głowę.
Lider mocno przycisnął go do siebie, zwalniając na chwile, by zaraz potem na powrót przyspieszyć wyrywając z ust Totchiego już nie, nieskładne jęki czy krzyki, a swoje imię. Ruchy dłoni na męskości basisty były chaotyczne, szybkie, nie opanowane. Kaoru tracił kontrole nad sobą. Jęknął, raz, drugi, by zaraz ugryźć słodką skórę na ramieniu kochanka. Ten w odpowiedzi wtulił twarz w pachnące, blond włosy partnera.
- Kao… Jesteś cudowny! Kaoru... - Szeptał zduszonym z rozkoszy głosem.
Zacisnął mięśnie, słysząc gardłowy pomruk lidera, którego palce wbiły się boleśnie w jego biodro. Ale teraz nie liczyło się nic. Poczuł jak Kaoru szczytuje w jego wnętrzu, drżąc, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń na jego męskości. Wciągnął głośno powietrze, nabijając się mocniej na starszego mężczyznę. Ten, pomimo iż sam osiągnął już spełnienie, wiedział, że musi doprowadzić Totchiego do końca. Z grymasem ogromnego wysiłku na twarzy wszedł mocno w basistę.
- Totchi... - Sapnął do jego ucha, by zaraz móc się rozkoszować się dźwiękiem swojego imienia wykrzykiwanego w ekstazie przez kochanka.
Toshiya poczuł jak jego ciało opuszczają wszystkie siły. Bezwładnie zsunął się z lidera, jednak ten chwycił go w pasie, ułożył obok siebie na łóżku po czym przytulił mocno. Basista, dalej jeszcze oszołomiony przeżytą ekstazą, a właściwie dwoma, położył głowę na klatce piersiowej Kaoru, z trudem podstawiając mu przed twarz nadgarstki do rozwiązania.
- Ale obiecaj, że mnie nie zabijesz, dobrze? - Zaśmiał się lider, naciągając na ich spocone ciała jedwabne prześcieradło, po czym szybko usunął więzy z nadgarstków Totchiego. Zaczął delikatnie je rozmasowywać, co jakiś czas całując dłonie basisty.
- Mmm... Jutro Kaorku, jutro Cię zabije. Teraz daj mi spać. - Wymruczał czarnowłosy, wtulając się mocniej w pachnące kokosem ciało kochanka. Kaoru uśmiechnął się raz jeszcze, po czym wplątał dłoń w rozczochrane włosy Totchiego, a drugą otoczył go w pasie. Tak, bez dwóch zdań. Nie żałował, że posłuchał tego głupiego, Die'owego pomysłu. Rude to to, a głupie, ale czasem przydatne.
Next Morning :]
- Taaa! No i co teraz zrobisz, co?! NAWET NIE WIESZ, CO JA PRZEZ CIEBIE PRZEŻYŁEM TY POPIEPRZONY ZBOCZEŃCU JEDEN! CZY CIEBIE MATKA NIE KOCHAŁA CZY CO?! CO TO ZA DEBILNY POMYSŁ ŻEBY MNIE ZWIĄZYWAĆ A POTEM PIEPRZYĆ!!! JAK CHCIALEŚ MNIE PRZELECIEĆ TO MOGŁEŚ TO ZROBIĆ W BARDZIEJ KONWENCJONALNY SPOSÓB, A NIE TAK, ŻEBYM NIE WIEDZIAL GDZIE JESTEM! JA MYŚLALAM, ŻE TY JAKIŚ STARY OBLEŚNY ZBOK JESTEŚ!!!
Kaoru nie wiedział, co i jak, zbudzony nagłym krzykiem basisty, który siedział sobie wygodnie na jego brzuchu i machał łapkami na wszystkie strony z iście złowieszczą i wkurzoną miną.
- I WIESZ, CO!? ZEMSZCZĘ SIE NA TOBIE NIE MYŚL SOBIE, ŻE CI, ODPUSZCZE! TY! TY… OBRZYDLIWY IDIOTOOOO JEDEN!!!!! Ty... AŻ BRAK MI SŁÓW!!! - Totchi chyba skończył, bo sapał głośno niczym lokomotywa i ewidentnie na coś czekał.
"No tak, teraz najmniej przyjemna część naszego przedstawienia. Trzeba wszystko wyjaśnić i zwalić na Rudego". - zastanowił się lider. Toshiya podniósł lekko brew do góry i z pytającym wyrazem twarzy patrzył złowieszczo na Kaoru.
- No i? Co masz na swoje usprawiedliwienie? - Zaszczebiotał słodko i przekornie.
Kaoru odsapnął, po czym spróbował się podnieść, jednak Toshiya szybko przycisnął jego ramiona do łóżka i uśmiechnął się złowieszczo. Blondyn przełknął ślinę i już więcej nie próbował się ruszyć.
- Hmm... To może zacznę od tego, że to nie był mój pomysł tylko...
- COOOOO?! NIE ZWALAJ NA KOGOŚ TYLKO GADAJ MI PRAWDĘ, BO JAK BEDZIESZ KRĘCIŁ TO ZOBACZYSZ, CO TO ZNACZY "OPRAWCA"!!!! - Toshiya huknął wciskając biednego Kaorka w materac.
- Gadaj, albo mnie popamiętasz!!!
W sumie to basista wcale się nie gniewał na lidera, tylko chciał od niego wydusić, czy to był tylko głupi żart, czy coś więcej, no bo w końcu... Na pewno miał jakiś ważniejszy powód. Nie byłby w stosunku do niego taki czuły, jakby chodziło mu tylko o sex. Tiaaa! Toto musi wiedzieć!
Kaorek już węszył problem. No nic, jeśli myślał, że łatwo mu pójdzie, że się jakoś wymiga, to się srogo pomylił. Trzeba mu powiedzieć.
- Kociak, słuchaj, ja powiem wprost. Byłeś najebany jak bąk, miałem odholowywać Cię do domu, kiedy ktoś podsunął mi pomysł żeby... Żeby zrobić Ci kawał i... - jąkał się.
- Kawał... KAWAŁ? - Totchi był zawiedziony. Właściwie to był załamany. No, bo Kaoru mu się bardzo podoba i już miał nadzieje, że jednak... Kurde... Przecież on się kocha w liderze od jakiś dwóch lat! To się nie może tak skończyć!
- I…
- KAWAŁ?! Chcesz powiedzieć, że... Kaoru, ale...
- DAJ MI SKOŃCZYĆ DO CHOLERY! - Lider nie wytrzymał. Poderwał się do góry zwalając z siebie przerażonego, Totchiego który zarył twarzą w pościel. Kaoru trochę się przestraszył ze coś mu się stało i kiedy pochylił się nad nim ten szybkim ruchem złapał go za szyje i przygniótł całym ciałem do łóżka, łapiąc za nadgarstki. Basista skrzyżował ręce lidera nad jego głową i przybliżył twarz do jego twarzy.
- Nie krzycz na mnie! - Wysapał Kaorkowi w usta.
- A dasz mi skończyć? - Powiedział poważnie blondyn
- I puść mnie. Proszę.
- Ja też prosiłem...
- Totchi....
- Tak, teraz Totchi, a przedtem to głuchy byłeś!
Basista puścił nadgarstki lidera, ale nie zszedł z niego. Zbliżył usta do jego twarzy i pocałował w policzek. Kaoru uśmiechnął się słodko. Położył dłoń na karku Totchiego i przyciągnął go tak, by ich usta były od siebie oddalone dosłownie o milimetr. Po chwili już były złączone w czułym, namiętnym, długim pocałunku.
- Przepraszam Cię słonko. To na początku nie miało tak wyjść. Nie planowałem tego by... By się kochać z Tobą, ale... Ale jak zobaczyłem twoje cudowne ciało leżące na moim łóżku... Skrępowany, cały mój... Nie mogłem, Kochanie, nie mogłem się powstrzymać. Jesteś taki piękny... - Kaoru pogładził policzek basisty, obejmując go w pasie.
-...Totchi.... Ja... Przepraszam Cię najmocniej... Ale to był pomysł Ru... - Nie skończył, bo czarnowłosy położył palec na jego ustach w geście uciszenia, po czym złożył na nich pocałunek.
- Już dobrze... A teraz powiedz mi to, na co czekam... - Uśmiechnął się słodko, pogodnie, kusząco. - Czekam od tak dawna... Powiedz...
Blondyn zawahał się chwilkę. Tak po prostu? Ma mu powiedzieć? Zaraz, zaraz! To znaczy, że... że on to odwzajemnia?! Dobra... Uf... Niech będzie…
- Kocham Cię, Toto
- Mhm....- Zamruczał, po czym wtulił się mocno w ramiona Kaoru. Lider uśmiechnął się do siebie i pocałował Totchiego w pachnące włosy.
Nie było tak źle. I Rudy jest ocalony... I wreszcie, to z siebie wydusił. I pomyśleć, że musiał mu pomóc w tym taki debilny pomysł. No nic. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Ja Ciebie też, mój ty porywaczu...
Totchi objął dłońmi policzki lidera i począł delikatnie wodzić językiem po jego wargach. Kaorka przeszedł dreszcz. Teraz jego życie wreszcie się ustabilizuje, nie biedzie musiał myśleć jak wyrwać seksownego basistę, jak zwrócić jego uwagę na siebie. Teraz będzie go po prostu kochał....
-A teraz Kociaczku....IT'S TIME TO RIWENDŻ!!!! - Zaśmiał się Toto złowieszczo.
Lider otworzył szeroko oczy z geście przerażenia.
Toshiya właśnie związywał mu sznurem ręce...
ENDOOO!!!!
By orestes
PS. Opcio napisane jednym tchem, dosłownie w jeden dzień. Taki impuls. Chcę podziękować Kate i Dot za zbetowanie. I jeśli ktoś myślał, że wszyscy fani najpiękniejszej na świecie parki już poumierali i się poddali to się mocno przejechał ^_^. My nigdy nie umrzemy! NYO!!!!