A feeling of despair...
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 18:54:43
Dla wszystkich, prawdziwych seme.
Ze szczególną dedykacją dla tego
JEDNEGO, najwspanialszego!
Mojego…
- Kaoru nie przestawaj, proszę Cię… - cichy, lecz jakże wyraźny szept Totchiego odbił się echem od ścian ogromnej sypialni gitarzysty. Blondwłosy lider delikatnie pieścił swojego kochanka po szyi, obsypując ją gradem delikatnych, jakże zmysłowych pocałunków. Powoli, lecz stanowczo całował i ssał każdy, nawet najmniejszy fragment gładkiej skóry basisty pozostawiając na niej lekko zaczerwienione ślady. Toshiya z każdym kolejnym dotykiem jedwabistych ust starszego błagał o więcej pieszczot, o więcej przyjemności. Kaoru jednak nie miał zamiaru bawić się w długą grę wstępną, to nie było w jego stylu. Niespodziewanie, brutalnie ugryzł młodszego w szyję, a ciepła, czerwona krew spłynęła po szczupłym obojczyku basisty.
- Aaaa, Kaoru to boli! - krzyknął ciemnowłosy jednocześnie starając się odepchnąć od siebie lidera. Nie udało mu się to, gdyż blondyn jednym celnym ciosem w twarz powalił go z powrotem na łóżko. Zszokowany Toshiya nie odezwał się więcej, bojąc się reakcji Kaoru. Basista dobrze wiedział, że jego ukochany lubi grać ostro, jednak to, co wydarzyło się przed chwilą przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Łzy napłynęły mu do oczu, kiedy Kao nawet nie zwrócił uwagi na to, co przed chwilą zrobił. Nie odzywając się nadal, lider szybkim ruchem zerwał z Totchiego koszulę, odrywając tym samym jej wszystkie guziki. Tym razem szybko i zachłannie począł pieścić tors i brzuch młodszego tym samym rozsmarowując wypływającą ciągle z rany krew. Toshiya był zbyt przerażony tym, co się działo, by w ogóle zareagować. Tylko leżał i czekał na to, co zawsze stanowiło dla niego przyjemność, a teraz napawało go przeogromnym strachem. Rozpalony do granic możliwości Kaoru kilkoma szybkimi ruchami pozbył się własnego ubrania i zabrał się za ściąganie spodni z Totchiego.
- Kurwa, Toshiya! - warknął, gdy opięty materiał z trudem zsuwał się ze zgrabnych bioder basisty. - Może byś do kurwy nędzy podniósł tą chudą dupę do góry i mi pomógł, co?! - W jego oczach można było dostrzec niepohamowaną złość i agresję. Totchi nie na żarty przestraszył się swojego seme, dlatego też ostatkiem sił pokonał paraliżujący go strach i sprawnie pozbył się przeszkadzającego ubrania. Usta lidera wykrzywiły się w lubieżnym uśmiechu, zdawałoby się, że strach Totchiego tylko podjudzał już i tak wzbudzone pożądanie starszego. Niespodziewanie Kaoru odsunął się od drżącego ciała kochanka i opierając się o oparcie łóżka powiedział:
- A teraz Słonko, to Ty zaopiekujesz się mną. - ponownie na jego twarzy pojawił się zdradziecki uśmiech. - Jednak.. - kontynuował - jeśli choćby spróbujesz dobrać się niżej niż powinieneś, gwarantuję Ci że kara za to będzie straszliwa. A teraz, na co czekasz? Mam Ci wysłać zaproszenie? - ostatnie zdanie Kaoru prawie wykrzyczał, chcąc wzbudzić jeszcze większy strach w Totchim. Następnie rozłożył lubieżnie uda i zapraszającym gestem wskazał brunetowi swojego członka, nabrzmiałego, sterczącego i tylko czekającego na dotyk ust basisty. Toshiya pokornie nachylił się nad Kaoru. Począł delikatnie całować jego szyję, tors, brzuch powili schodząc coraz niżej i niżej. Powoli zatracał się w rozkoszy, a przyjemnie uczucie narastającego podniecenia wypierało z jego umysłu przykre wspomnienia sprzed paru minut. Jedynie niecierpliwe posapywania Kaoru nie dawały mu się skupić na wykonywanej czynności. Po kilku długich sekundach Kaoru nie wytrzymał i jednym, szybkim ruchem ręki zsunął głowę Totchiego w dół nadziewając go na swoją męskość. Ten początkowo zadławił się i chciał wycofać głowę, jednak ciągle spoczywająca na nim dłoń gitarzysty zatrzymała go w połowie drogi. Wiedząc, że opór na nic się nie zda Toshiya począł delikatnie wodzić swoim ciepłym językiem po prężącym się członku starszego. Spokojnie i delikatnie pieścił swojego kochanka doprowadzając go jakże pewnymi ruchami do drżenia. Stopniowo przyśpieszając, Toto był w stanie wyczuć jak mięśnie Kaoru tężeją napinając się do granic możliwości. Basista wiedział, że jeśli dalej będzie w ten sposób wykorzystywał swój język i wargi, jego seme w krótkim czasie wytryśnie wprost do jego ust. Kiedy pierwszy niepewny jęk wyrwał się z ust lidera, Toshiya gwałtownie przyśpieszył pracę powodując, iż z gardła gitarzysty wyrwały się kolejne, tym razem głośniejsze pojękiwania. Zachęcony tymi dźwiękami Totchi zatracił się całkowicie w wykonywanej czynności. Łapczywi ssał i lizał męskość blondyna, czasami przygryzając ją delikatnie dla uzyskania lepszego wrażenia. Na efekt swoich działań nie musiał czekać długo, gdyż w kilka sekund później gorące soki Kaoru znalazły się w jego ustach delikatnie wypływając z kącika ust basisty. Toshiya oblizał się lubieżnie i skierował wzrok na swojego partnera. Dziki uśmiech satysfakcji wpłynął na jego usta, gdy zobaczył swoje dzieło. Kaoru leżał na stercie jedwabnych poduszek drżąc i posapując delikatnie. Młodszy już chciał przysunąć się i przytulić do kochanka, kiedy ten niespodziewanie zatrzymał go, podniósł się i rozpierając się wygodnie na poduszkach powiedział:
- Hej, hej, hej… Nie tak szybko Tygrysie. Nie myśl sobie do kurwy nędzy, że jeden taki numerek wszystko załatwi. Nie ze mną te numery. - gitarzysta pokiwał groźnie palcem. - Teraz twoja kolej, no już! Na co czekasz! - warknął. - Pokaż mi jak sam się potrafisz zabawić. - kolejny raz tego wieczora na twarzy lidera zagościł wredny uśmiech, a w oczach pojawił się niebezpieczny błysk. - Totchi ja czekam. - pogonił młodszego nie widząc, lub nie chcąc widzieć jego zdezorientowanej miny. Czas jakby stanął w miejscu, minuty zdawały się trwać wieki.
- Kurwa Toshiya! Ile mam czekać? Kto tu jest seme? Ja czy Ty? Ja kurwa mać! A Ty jesteś jebanym uke, więc łaskawie nie klęcz i nie patrz się jak szpak w pizdę, tylko rusz się i rób co Ci karzę! - niespodziewany wybuch lidera wstrząsnął młodszym, aż niemiły dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa.
- Hai Kaoru-sama. - odpowiedział szybko ciemnowłosy, po czym wstał i podszedł do wieży. Nastawił jakiś wolny kawałek, a że nie miał, z czego się rozbierać tanecznym krokiem wrócił do łóżka i usadowił się centralnie naprzeciw swojego seme. Powolne i płynne ruchy bioder, idealnie dopasowane do rytmu muzyki, skutecznie pobudzały zarówno zmysły starszego muzyka jak i samego Totchiego. Basista nachylił się nad Kaoru, napotkawszy jednak na jego zimny wzrok zrozumiał, że tą partię musi rozegrać sam. Nie mając innego wyjścia, Totchi zaczął powoli pieścić dłońmi swoją klatkę piersiową oraz brzuch nakreślając na nim niepowtarzalne wzory, jednakże nie przestając przy tym subtelnie falować biodrami. Zatapiając się coraz bardziej w sprawianej samemu sobie rozkoszy, przygryzał pełne wargi i zamaczał w nich smukłe palce, które następnie pozostawiały mokry ślad na jedwabistej skórze muzyka. Ciche jęki wydobywające się z ust bruneta wypełniły pokój, tylko zagęszczając atmosferę.
- Kao, oh Kao… - z trudem wyszeptał Toshiya natrafiając tym samym na własnego, nabrzmiałego członka gotowego w każdej chwili spełnić swą powinność. Natychmiast chwycił go i miarowym ruchem zaczął poruszać ręką w górę i w dół. Kiedy poczuł, że robi się wilgotny drugą ręką zawędrował trochę niżej masując gotową na wszystko dziurkę. Zatracając się w coraz większej przyjemności Toshiya nie zauważył, kiedy podniecony do granic możliwości Kaoru wstał z miejsca i usadowił się za basistą. Jego ponownie nabrzmiały członek wpił mu się boleśnie w plecy, jednak w tym momencie nie było to ważne. Nie przestając bawić się sam ze sobą Toshiya odchylił głowę do tyłu odsłaniając całą szyję, dając tym samym pole do popisu dla Kaoru. Blondwłosy lider nie miał w planach dołączania się do zabawy swojego uke, jednak widok jego zgrabnego, szczupłego i idealnie wyrzeźbionego ciała, oraz tego, w jaki sposób wykonywał polecenie swojego seme doprowadził go do szczytu wytrzymałości. Tym razem delikatnie całował każdy skrawek skóry młodszego, co jakiś czas natrafiając na małą ranę pozostałą po jego zębach. O dziwo Toshiya nie uciekał, kiedy lider zagłębiał koniuszek języka w owej ranie, lecz bardziej poddawał się oferowanej pieszczocie. Czując jak krew buzuje nie tylko w jego własnym ciele, Kaoru popchnął Totchiego do przodu, tak, że ten upadł twarzą na błyszczącą pościel kusząco wypinając biodra do tyłu. Taka okazja nie mogła się zmarnować, więc nie mówiąc nic lider podniósł się na klęczki i brutalnie wszedł w młodszego. Głośny krzyk wypełnił sypialnię, jednak Kaoru nie miał zamiaru się nim przejmować. Jego ruchy i tak już mocne i szybkie, ciągle zwiększały tempo wydobywając z płuc Totchiego coraz to nowe pokłady dźwięków: krzyku połączonego z jękami rozkoszy.
- Boże Kao to boli! Proszę Cię zwolnij! - błagalne łkanie ciemnowłosego nie wywarło na gitarzyście żadnego efektu. Teraz to on rozpływał się w świecie niebiańskiej rozkoszy samolubnie nie zważając na to, co dzieje się z osobą dającą mu ową rozkosz. Kilkakrotnie młodszy starał się choćby zmienić pozycję by zaoszczędzić sobie bólu, jednak stalowe dłonie Kaoru nie pozwalały mu na to. Na nieszczęście dla Totchiego nastrojowa muzyka płynąca z wieży zmieniła się na szybszy kawałek, a ruchy gitarzysty dopasowały się do jej tępa.
- Kaoru - wyszeptał przez łzy Toshiya - Kaoru proszę Cię! Pozwól mi, chociaż zmienić pozycję. Mnie to boli, nie… - nie zdołał dokończyć, gdyż Kao wszedł w niego najgłębiej jak to było możliwe, a następnie przytulił się do mokrych pleców młodszego. Ten tylko mocniej zacisnął zęby i dłonie na jedwabnej pościeli.
- Kochanie Ty moje… - szeptał lider - Nie pozwolę Ci zmienić pozycji, bo w takiej jesteś ciaśniejszy i sprawiasz mi większą rozkosz, rozumiesz? - Kaoru wpuścił swój gorący oddech do ucha młodszego, pozwolił mu odpocząć jeszcze kilka sekund i na powrót wrócił do przerwanej czynności. Rytmicznie poruszając biodrami czuł jak jego każdy mięsień napina się do granic możliwości, czuł jak ogromne fale ciepła przelewają się przez jego drobne ciało, próbując rozerwać je od środka. W dalszym ciągu nie zwracał uwagi na urywane krzyki bólu wydobywające przez zaciśnięte zęby z gardła Totchiego. Nie mogąc dłużej utrzymać rozpierającej go energii w sobie Kaoru kilkoma mocnymi pchnięciami osiągnął swój cel. Czuł jak wraz z wypływającymi z niego sokami ulatuje cała energia i siła. Dysząc szybko opadł na Totchiego, który pomimo bólu także osiągnął spełnienie. Lider odczekał jeszcze kilka minut zanim wysunął się z ciała Totka, a następnie powoli położył się na łóżku starając się uspokoić wciąż przyśpieszony oddech. W pokoju zapanowała kompletna cisza. Wieża brzęczała głucho czekając na ponowne wciśnięcie play. Mogła czekać wiecznie… Spokojny już Kaoru sięgnął po paczkę papierosów leżącą na nocnym stoliku, wyciągnął jednego i wsadził go sobie do ust. Nim zdążył chwycić za zapalniczkę dobiegł go cichy, lekko stłumiony przez łkania głos Totchiego.
- Ile razy prosiłem Cię, żebyś zaraz po seksie nie łapał się za papierosa? - powiedział z wyrzutem. - Nie mógłbyś mnie lepiej przytulić, czy powiedzieć czegoś miłego?
Wzrok starszego powędrował w kierunku, z którego dobiegał głos. Popatrzył na skulonego jak dziecko Toshiyę, po czym wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi. Kątem oka zdołał zauważyć jak ciało basisty drży…
- Cześć Toto! - promienna jak słońce twarz Die wyłoniła się przed basistą jak duch. - Coś taki pochmurny? Człowieku uśmiechnij się! Fakt za oknem leje jak cholera nie oznacza jeszcze, że nie mamy dzisiaj podokuczać Shin-chan'owi! Mam nowy pomysł, co mu zrobić, chcesz posłuchać? - Kolejny promienny uśmiech, kolejny radosny błysk w oku. Przebywając w towarzystwie Die'a nie można było długo się boczyć. Aura, jaką wokół siebie roztaczał potrafiła zburzyć nawet najgrubszą skorupę. To pewnie, dlatego Shinya nigdy się na niego nie gniewał, nawet wtedy, kiedy ten serwował mu niewybredne żarty. To pewnie, dlatego stanowili tak idealną parę, parę, o jakiej każdy człowiek może tylko pomarzyć.
- Oj, Die, Die… - odetchnął cicho ciemnowłosy. Ja naprawdę podziwiam Shin-chan'a, że on jeszcze z Tobą wytrzymuje! Ja na jego miejscu już dawno kopnąłbym Cię w dupę. - Toto załamał ręce, jednak na jego twarzy pojawił się mały cień uśmiechu.
- Kopnął, nie kopnął… Totchi zawsze możesz spróbować! Może Ci się uda, ale wtedy… No wiesz do grania na basie nóżki nie są Ci potrzebne, nie? - i znowu ten wspaniały, potrafiący wszystko załatwić uśmiech. Toto już na dobre rozpogodził się i w ramach zrozumienia puścił przyjacielowi oczko.
- Oj nie obiecuj, nie obiecuj. Przecież świetnie zdajesz sobie sprawę, że nie byłbyś w stanie mnie skrzywdzić! - Toshiya uśmiechnął się wrednie. - Kto by Ci po fajki chodził? - Po tej ripoście obydwoje wybuchli gromkim śmiechem. Kiedy tak śmiali się w najlepsze, do pokoju wszedł jak zwykle niewyspany Kyo, a zaraz za nim Kaoru, który zniknął gdzieś na moment.
- O jesteście w końcu. - powiedział siedzący na kanapie Shin-chan. - Możemy zaczynać?
- Tak. - wszyscy jak jeden mąż skinęli z aprobatą głowami. Próba szła im świetnie. Chłopcy bawili się w najlepsze grając swoje stare kawałki, jednocześnie zmieniając w nich, co się dało. Toshiya całkowicie zapomniał o wczorajszym bólu i upokorzeniu. Teraz liczyła się tylko próba i odpowiednie przygotowanie do zbliżającego się wielkimi krokami koncertu inaugurującego ośmiolecie działalności grupy.
- Super chłopaki. - odezwał się Kao po prawie dwóch godzinach grania. - Jeśli tak dacie czadu na koncercie, to jestem pewien, że publika nie zapomni tego do końca życia. Tylko Toshiya… - lider skierował swój zimny wzrok na młodszego muzyka. - …czy Ty mógłbyś skoncentrować się na graniu, a nie na gapieniu się na mnie? - Oczy basisty rozwarły się szeroko na dźwięk słów Kaoru.
- Ja rozumiem, że Ci się podobam i masz na mnie ochotę nawet podczas próby, ale do kurwy nędzy nie jesteśmy sami tu sami? Czy Ty, chociaż ruszyłeś tym swoim małym móżdżkiem i zastanowiłeś się nad tym?! Zastanowiłeś się czy innym to nie przeszkadza i ich nie rozprasza?! Co?! - Kaoru stopniowo podnosił głos, tak że ostatnie wyrazy prawie wykrzyczał. W pomieszczeniu prób zapanowała kompletna cisza, cisza tak głęboka, iż prawie dało się usłyszeć szmer łez napływających do oczu basisty.
- Tylko mi się tu nie marz! - krzyknął ponownie Kaoru, widząc reakcję swojego uke na tego słowa. - Mógłbyś mi już więcej wstydu nie robić! - Tymi słowami lider przepełnił czarę goryczy w sercu Totchiego, który nie zastanawiając się wiele rzucił swój bas w ręce Die, który stał najbliżej niego i szybko wybiegł z sali.
- Czyś Ty trochę nie przesadził Kao? - jako pierwszy odezwał się Die. - Przecież on nic nie zrobił! A to, że od czasu do czasu na Ciebie spojrzy to normalne, w końcu on Cię kocha! - reszta zespołu pokiwała z aprobatą głową.
- A coś Ty taki mądry Die? Co? Może Ty lubisz, kiedy Shin-chan gapi się na Ciebie non-stop i kiedy rozbiera Cię wzrokiem przy innych, ale mi się to wcale nie uśmiecha, rozumiesz!
- Die… - Shinya niespodziewanie włączył się do rozmowy. - Daj sobie spokój! - ciągnął uspokajającym tonem widząc jak na twarzy jego kochanka odmalowuje się złość. - Nie warto się denerwować. Lepiej byś zrobił idąc za Totchim. Jesteś jego przyjacielem, a on Cię teraz bardzo potrzebuje. Nie zawiedź go. - Na te słowa Die odstawił ciągle trzymany bas i nie zwracając uwagi na gotującego się wewnątrz Kaoru złapał za swoją kurtkę, a następnie wybiegł za Totchim.
- Kyo - ponownie zagadnął Shin-chan. - Czy w tej sytuacji mógłbyś odwieźć mnie do domu?
- Pewnie. - przytaknął wokalista i odwracając się na pięcie skierował swoje kroki w kierunku drzwi. Przepuścił w nich młodego perkusistę i już miał wyjść za nim, kiedy niespodziewanie zatrzymał się w pół kroku i powiedział.
- Wiesz co Kaoru... Skurwiel z Ciebie. - po czym odwrócił się i wyszedł pozostawiając lidera samego sobie.
- Dziękuję Die-kun. - powiedział Toshiya pod drzwiami do wspólnego mieszkania jego i Kaoru.
- Nie ma, za co, przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Na potwierdzenie tych słów gitarzysta uśmiechnął się szeroko. - A teraz zmykaj już spać, bo jutro jedziemy do Osaki i musisz być wyspany. Chyba nie chcesz żeby paparazzi sfotografowali Cię z sińcami pod oczami!? Już widzę te nagłówki w gazetach… - nie było mu dane skończyć, gdyż palec Totchiego skutecznie zamknął mu usta.
- Już dobrze Die, wiem, co chcesz powiedzieć. Już nie musisz mnie rozśmieszać. Dzięki Tobie zapomniałem o tym przykrym incydencie. Na przyszłość będę się bardziej hamował żeby ponownie nie zdenerwować Kao. I faktycznie bardziej się skupię na grze.
-, Ale Toto! Ty…
- Cii… - ciemnowłosy ponownie nie dał mu skończyć zaczętego zdania. - Ja wiem Die… wiem. A teraz wracaj do siebie i nie martw się o mnie więcej. I podziękuj Shin-chan'owi. Pewnie mieliście inne plany na wieczór, a ja wam je popsułem. I proszę Cię, nie mów nic więcej. Po prostu już idź. I jeszcze raz Ci dziękuję, mój przyjacielu. - po tych słowach basista wyciągnął klucz z kieszeni i najciszej jak umiał wszedł do mieszkania, nie chcąc budzić swojego seme. Zamknął za sobą cicho drzwi i zapalił małą lampkę, tak, aby nie zdradzić swej obecności. Jakie było jego zdziwienie, gdy w słabej poświacie ujrzał siedzącego na fotelu Kaoru, który bezczelnie patrzył się na niego. Blady strach padł na młodszego, a dłonie bezwiednie zacisnęły się w pięści z taką siłą, że kłykcie przybrały jasnej barwy. Toshiya cofnął się kilka kroków w tył, kiedy zauważył, że jego kochanek wstał z fotela i powoli podszedł do niego. Na krótki moment ich wzrok spotkał się powodując u młodszego niemiły ucisk w żołądku. Pomimo tego, iż Toshiya był wyższy i równie silny, co jego koi, nie zareagował, kiedy Kaoru chwycił go brutalnie za ramiona i popchnął w kierunku drzwi. Głuche uderzenie dało się słyszeć w całym mieszkaniu. Toshiya skrzywił się lekko czując jak klamka boleśnie wpija mu się w lewy bok.
- No chłopaki ruszajcie się! Wychodzicie za 3 minuty. - ktoś z obsługi krzyknął do muzyków, przywracając ich światu. Wszyscy jak jeden mąż podnieśli głowy i spojrzeli po sobie. Totalne skupienie, pełna koncentracja, emocje sięgały zenitu. Krzyki ludzi dochodzące z sali podbudowywały jeszcze już i tak przepełnioną podnieceniem atmosferę. Ostatnie poprawki fryzury Kao, ostatnie pociągnięcia pędzla po drżących ustach Kyo, ostatnie uderzenia Shina w wyimaginowane bębny… Ostatnie przed dzisiejszym koncertem spojrzenie przyjaciela na przyjaciela, przepełnione bólem i rozpaczą. Trwoga malująca się na twarzy pod grubą warstwą pudru, oraz nienaturalnie podkreślone oczy… Makijażystka wiedziała, co robi, wykonała swoją pracę wręcz idealnie. Odwzajemnione spojrzenie znające prawdę, jednak cierpliwie czekające i pozwalające by krzywda falami wdzierała się w życie jednej z najbliższych mu osób, tylko z powodu obietnicy. Słaby uśmiech wkradł się na usta widocznie zmęczonego Totchiego, nie pozostawiając w Die'u wątpliwości, że wie, o czym ten myśli. Pod wpływem wzroku basisty, czerwonowłosy gitarzysta zbeształ się w myślach. Przecież obiecał, tak, obiecał, a nie łamie się obietnic, zwłaszcza tych danych przyjacielowi… Nie mogąc wytrzymać już dłużej Die odwrócił wzrok od młodszego i starając skupić się na nadciągającym koncercie podszedł do stojącego nieopodal lidera i tradycyjnie położył swoją dłoń na dłoniach pozostałych kolegów. Ułamek sekundy później Toshiya uczynił to samo.
Kolejne dźwięki wypełniały ogromną salę, a ogłuszający krzyk ludzi zdawał się być słyszalny daleko poza jej murami. Tradycyjne wejście, tradycyjne powitania. Shinya grzecznie kłaniający się publice, Die z wiecznie wyprostowanym środkowym palcem, Kaoru jak zawsze zagrzewający publikę do jeszcze głośniejszego krzyku, z uniesionymi wysoko ramionami, stojący niczym posąg na środkowym głośniku. Potem Toshiya uśmiechający się do grupki nastolatek znajdującej się zaraz przy scenie, i w końcu Kyo witający się z ludźmi głośnym krzykiem. Pierwsze dźwięki wydobywające się spod sprawnych palców Die miarowo uderzających o struny, coraz bardziej przybierające na sile dudnienie bębnów Shin-chan'a. Obscure - mocny początek zapowiadający równie mocny i przepełniony emocjami koncert. Krzyk ludzi odbijający się echem od ścian sali niemal zagłuszał muzykę, kolorowe światła zmieniały się jak w kalejdoskopie przeskakując to z jednego mężczyzny na drugiego. Z każdym kolejnym utworem atmosfera stawała się coraz gęstsza, coraz bardziej intymna. Chłopcy wkładali w swoją muzykę całe swoje serca, całą duszę i pasję, pasję, bez której człowiek jest jak ptak bez skrzydeł. Mogliby tak grać całe wieki zatracając się w dźwiękach płynących spod ich własnych palców, z ich własnych serc. Shin-chan jeszcze nigdy nie uderzał w bębny z taką pasją, a głos Kyo nie brzmiał tak czysto i pięknie. W chwili takiej jak ta nie liczyło się nic, nic poza uczuciem, miłością, pasją…
Chwila wytchnienia, krótki moment przeznaczony na złapanie oddechu, na wymienienie szczęśliwych, przyjacielskich spojrzeń… Kyo, Die, Shinya, Kaoru i …Toshiya…Toshiya i jedno spojrzenie, jeden uśmiech za dużo… Chwila zawahania, drobna pomyłka, palce musnęły nie ten próg co trzeba… Błąd niewyczuwalny dla publiczności, nawet dla pozostałych członków zespołu z jednym, jedynym wyjątkiem…
- Raz, raz chłopaki, macie tylko 10 minut przerwy! - Krzyknął ktoś z obsługi podając jednocześnie zmęczonemu wokaliście ręcznik oraz butelkę z wodą. Wycieńczeni muzycy jak jeden mąż usiedli na swoich miejscach oddając się w ręce wizażystów i fryzjerów mających poprawić i tak już zniszczony przez wodę i pot image. Die z błogim wyrazem twarzy pozwolił rozmasować sobie nadwyrężone dłonie, a Shinya z uśmiechem na ustach kręcił się dookoła foteli, równocześnie głaszcząc stęsknioną za nim Miyu i pozwalając swoim mięśniom rozciągnąć i odetchnąć po długim wysiłku. Nikt nawet nie zauważył nagłego zniknięcie dwóch muzyków.
- Kaoru, co Ty wyprawiasz? - wyszeptał przerażony basista, szybkim ruchem wepchnięty do ciemnego składziku dla obsługi technicznej.
-, Co Ci mówiłem do kurwy nędzy, no, co?! - wysyczał przez zęby lider ledwie panując nad zbierającą w nim złością. Jego dłonie drżały niebezpiecznie i bez problemu dało się dostrzec, iż wielkim nakładem sił powstrzymuje się od uderzenia basisty.
- Kao… ja… - zaczął młodszy. Nie dane mu jednak było skończyć. Głuchy jęk uwiązł mu w gardle, kiedy zwinna pięść gitarzysty uderzyła w ścianę kilka milimetrów od jego twarzy. Ciemnowłosy przełknął ślinę, nie odważył się jednak podnieść wzroku na swojego koi.
- Ciesz się, że jesteśmy w trakcie koncertu… - wysyczał Kaoru. - W przeciwnym razie na pewno bym nie chybił, zrozumiałeś? - Toshiya kiwnął potakująco głową. To jednak nie wystarczyło starszemu. Uległość Totchiego denerwowała go, zarówno w jakiś niewyjaśniony sposób pociągając. Lider lubił mieć przewagę, lubił, kiedy wszystko układało się po jego myśli, lubił oglądać strach przemieszany z miłością w ciemnych oczach basisty. Z drugiej jednak strony, co to za zabawa, kiedy "ofiara" nie stawia oporu? Nie czas było jednak o tym rozmyślać. Przerwa nieubłaganie dobiegała końca, a Kaoru z każdą chwilą czuł coraz większe pożądanie. Jego męskość bolała niemiłosiernie uwięziona w ciasnych okowach skórzanych spodni.
- Ściągaj spodnie! - Wrzasnął na swojego koi, aż temu wszystkie włosy zjeżyły się na głowie. Toshiya spojrzał niepewnie na partnera nie do końca wiedząc jak zareagować na wydane polecenie. Nie miał najmniejszej ochoty na seks, poza tym za kilka minut musieli wracać na scenę. Kipiący ze złości Kaoru nie doczekawszy się reakcji basisty oderwał dłoń od ściany brutalnie łapiąc kochanka za gardło. Zaskoczony tak niespodziewanym obrotem sytuacji Toshiya momentalnie zesztywniał wpatrując się z niemym przerażeniem i jakby niedowierzaniem w zwężone ze złości źrenice kochanka. W obronnym geście złapał zaciskające się na jego krtani dłonie, desperacko usiłując, choć trochę poluzować pijące go boleśnie palce lidera. Skupiając się na możliwości złapania choćby najmniejszego oddechu nie zwracał kompletnie uwagi na błądzącą po jego pasku i spodniach drugą dłoń. Brzdęk rozpinanej klamerki, cichy szmer rozpinanego suwaka odwrócił uwagę ciemnowłosego muzyka od toczonej walki i skierował ją na zupełnie inne tory. Moment dekoncentracji, chwilowa ulga, głęboki haust powietrza dziko świszczące powietrze boleśnie rozpierające skurczone od długiego bezdechu płuca.
- Nie chcesz Kochanie po dobroci? - ironiczny głos Kaoru zawibrował tuż koło ucha Totchiego , który boleśnie wylądował na klęczkach tuż przed stojącym nad nim liderem. Kolana zapiekły go boleśnie przy zderzeniu z betonową podłogą, a kości zatrzeszczały pod niespodziewanym ciężarem. Nie zwracając uwagi na ból swojego koi, Kaoru kilkoma zwinnymi ruchami uwolnił swoją niecierpliwą męskość z ciasnego kostiumu scenicznego, po czym zbliżył ją na dość wymowną odległość od twarzy młodszego. Ten, nie widząc sensu w dalszym stawianiu oporu, lekko pochylił się do przodu tłumiąc w sobie chęć krzyknięcia z bólu, pogłębiającego się z każdym kolejnym ruchem. Chcąc mieć to wszystko jak najprędzej za sobą wprawionymi ruchami począł wodzić swoimi miękkimi ustami po całej długości przyrodzenia Kaoru, co pewien czas pomagając sobie sprytnie językiem. Gwałtownie otworzył oczy, kiedy niespodziewanie drobne dłonie blondyna spoczęły na jego głowie. Na ten gest cofnął się przezornie, czekając z obawą, aż jego kochanek brutalnie nadzieje go na siebie. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Zwinne palce zgrabnie masowały ciemne włosy basisty oplatając się z nimi niczym dziki bluszcz oplata potężne drzewa. Delikatne ruchy zgrały się z jego własnym rytmem, a ciche, urywane jęki skutecznie pobudzały Totchiego.
", Co ja najlepszego wyprawiam?" - pomyślał. "Przecież to zakrawa o najzwyczajniejszy gwałt!" - Toshiya bił się z własnymi myślami, nie mogąc zrozumieć reakcji własnego ciała. Przecież nie chciał, przynajmniej nie teraz… nie tak… Powolnie wstał czując jak lider z nijakim oporem odciąga go od wykonywanej czynności. Niemal automatycznie odwrócił się od blondwłosego mężczyzny plecami, rozstawiając szeroko nogi oraz zapierając się mocno rękoma o ścianę. Zagryzł zęby i zacisnął mocno powieki czując rozdzierający go od środka ból, przelewający się gwałtownymi falami przez jego szczupłe ciało. Pewne, brutalne ruchy Kaoru, jego gorący oddech owiewający kark ciemnowłosego basisty sprawiły, że po chwili ból zniknął, a na jego miejscu znalazła się obezwładniająca rozkosz. Błyszcząca łza upokorzenia pomieszana ze złością na siebie samego, na swoją słabość i uległość naznaczyła gładki policzek młodszego muzyka pozostawiając na nim trwały dowód sprzecznych emocji. Nie zauważając nawet, kiedy zwinne palce gitarzysty zacisnęły się na męskości młodszego wymuszając z jego gardła ciche westchnięcie. Toshiya wygiął się w łuk, po czym napiął wszystkie mięśnie w swoim zgrabnym ciele tym samym pogłębiając odczuwane doznania. Zamknął oczy poddając się subtelnym pieszczotą kochanka. Nie będąc w stanie opanować swojego ciała całkowicie oddał się obezwładniającej rozkoszy starając się nie dopuszczać do siebie gniotących się ciągle w jego umyśle zahamowań.
Niewiele później intensywne spazmy osiągniętego orgazmu wstrząsnęły jego ciałem, wyrywając z zaschniętego gardła ostateczny jęk spełnienia. Po krótkiej chwili napięcia bezwładnie opadł na ścianę, pozwalając podtrzymać się dodatkowo silnym rękom blondyna.
Chrapliwe warknięcie kochanka, szczytującego niewiele później przywróciło Totchiego rzeczywistemu światu, natychmiastowo trzeźwiąc go bolesną prawdą wdzierającą się niczym rwący potok do jego skołowanego umysłu. Zsunął się powoli z ciągle zanurzonego w nim gitarzysty odwracając się do niego niepewnie twarzą. Z tlącą się w sercu nadzieją spojrzał w oczy starszego szukając w nich, choć odrobiny uczucia. Zacisnął nerwowo pięści znajdując w nich jedynie kłujące niemiłosiernie zimno przeszywające jego bijące z nadzieją serce. Uspokoiwszy się zupełnie Kaoru sprawnie zapiął skórzane spodnie, po czym nie odezwawszy się ani słowem, nie spojrzawszy nawet na kochanka odwrócił się sztywno i wyszedł nie raczywszy nawet zamknąć za sobą drzwi.
Kolejne łzy upokorzenia spłynęły mozolnie po twarzy Totchiego. Jak gdyby wiedziony jakimś przeczuciem szybko ogarnął się, wytarł twarz po czym szybko wyszedł z małego pomieszczenia. Nie chcąc pokazywać się w tak żałosnym stanie reszcie kolegów, a w szczególności Daisuke. Skierował swoje kroki prosto w stronę wyjścia na scenę. Zrobiwszy zaledwie kilka kroków zatrzymał się gwałtownie i zadrżał czując czyjąś silną dłoń łapiącą go za ramię.
" O nie…" - pomyślał napinając nerwowo mięśnie karku, nie odwracając się jednak. Nie chciał wiedzieć, kto za nim stoi. Pod wpływem silnego, aczkolwiek spokojnego i delikatnego nacisku ciemnowłosy basista odwrócił się powoli to tajemniczej postaci.
- Daisuke… - wymamrotał ledwie poruszając ustami. Oczy Die'a zwęziły się w niebezpieczne szparki a usta zacisnęły się gniewnie na widok przyjaciela. Ostrożnie zbliżył się do niego, odsuwając kołnierzyk jego koszuli, delikatnie muskając palcami powoli siniejące ślady po palcach Kaoru. Czerwonowłosy zmarszczył brwi, zaciskając wolną dłoń w pięść.
Toshiya wiedział, znał, Die'a na tyle dobrze, by przewidzieć, co ten ma zamiar zrobić. Panicznie złapał starszego mężczyznę za dłoń starając się opanować własne drżenie. Błagalne spojrzenie zaczerwienionych oczu Totchiego spoczęło na gitarzyście w niemej prośbie, nieopisane napięcie dawało się wyczuć w nieruchomym powietrzu.
Trwali tak dłuższą chwilę, aż niespodziewanie wyrwał ich z niemego dialogu zniecierpliwiony głos Shin-chan'a. Odskoczyli od siebie niczym poparzeni, rozglądając się pośpiesznie skąd dochodził głos perkusisty.
Shinya uśmiechnął się ze zrozumieniem na widok przyjaciół doskonale wyczuwając, że coś musiało się zdarzyć. Zachwiał się, kiedy przechodzący koło niego lider szturchnął go przypadkowo w ramię.
Na widok najstarszego muzyka Die naprężył się niczym kot gotowy do ataku, w jego ciemnych oczach zatańczył gniewny błysk. Pewnym krokiem ruszył w stronę lidera, który zachowywał się jak gdyby nigdy nic się nie stało.
- Ty… - wysyczał przez zaciśnięte zęby, łapiąc starszego muzyka za klapy marynarki.
-, Co się stało Daisuke? - spytał Kaoru ze stoickim spokojem, patrząc mu wyzywająco w oczy.
- Jeszcze śmiesz pytać?! - warknął czerwonowłosy zaciskając na ciężkim materiale pięści. Drażnił go brak reakcji Kaoru, jego ignorancja i okazywana obojętność. Wolną ręką zamierzył się do zadania ciosu, jednak w ostatniej chwili poczuł na swoim nadgarstku czyjąś zimną dłoń.
- Nie, Die… - cichy szept wlał się do jego umysłu, który za żadną cenę nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co właśnie usłyszał.
- Nie tędy droga… proszę Cię… Die… nie… - pod wpływem rozpaczliwych słów przyjaciela czerwonowłosy gitarzysta cofnął się, uwalniając drugiego gitarzystę. Poprawiwszy ubranie Kaoru zaśmiał się zwycięsko prosto w twarz Die'a, po czym odwrócił się lekceważąco kierując się ku scenie.
- Idziemy Toshiya! - rzucił niedbale chwytając swoją gitarę i przekładając ją sobie przez ramię. Nawet przez dzikie krzyki fanów dało się słyszeć złośliwie triumfujący śmiech lidera. Spuściwszy pokornie głowę, Toshiya ruszył w ślady kochanka ostatni raz odwróciwszy głowę w stronę przyjaciela. Przysłonięte szklaną kurtyną oczy Die'a zdawały się rozpaczliwie szukać niemożliwej do pojęcia przez niego odpowiedzi na pytanie …dlaczego?
- Bo ja go kocham Daisuke… - niewypowiedziane słowa odbiły się echem w głowie starszego muzyka, wibrując w niej bezlitośnie, raniąc bolącą duszę. Uśmiechający się smutno Toshiya ostatni raz spojrzał na wiernego przyjaciela, po czym przywdziewając radosną maskę żywo wyskoczył na scenę.
Powstrzymana łza bezradności nigdy nie spłynęła po policzku Daisuke, a cichy głos trudnego zrozumienia zagościł w jego sercu.
kokoro ga tozashite ima ni mo kuzureochiru
namida wo koroshite sakebu hibi yo
kokoro ga nokoshita shinjiru imi no tsuyosa wo
watashi wo koroshita watashi kokoro
my heart is shuttered soon it will crumble away
stifling my tears I scream day after day
my heart has left me with a belief in strength
my own heart killed me
Jeszcze nigdy, na żadnym koncercie "Mushi" nie brzmiało tak pięknie…