Last smile of love
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 18:46:30
-Kyo.....czas wstawać - szeptał melodyjnie Die do ucha wokalisty, jednak ten nie reagował. Przewrócił się jedynie na drugi bok mrucząc coś pod nosem.

-Wstawaj....no już - mówił tym samym tonem. Jednocześnie wskazał skinieniem głowy na Toshiyę. Ten odpowiedział tym samym i zniknął za drzwiami.

-Pobudka - mówił, a na jego twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. Po chwili zjawił się Tochi targając z sobą dwa wiadra po brzegi wypełnione wodą. Cicho podszedł do Die i podał mu jedno w wiader. Czerwono-włosy okrążył łóżko i zatrzymał się po przeciwnej stronie. Jeszcze raz skinęli na siebie i jednocześnie wrzasnęli:

-Wstawaj!!!!!!! - Dwa wiadra wody wylały się na śpiocha. Ten zerwał się przerażony raptownie łapiąc powietrze.

-Mówiłem po dobroci - szepnął czule Die hamując nagły wybuch śmiechu. Tochi już dawno leżał na podłodze wydając z siebie niekontrolowane dźwięki połączeń "h" ze wszystkimi samogłoskami. Miał wrażenie, że jego przepona zaraz wyląduje w drugim końcu pokoju, więc silnie trzymał się za brzuch sprawdzając, czy aby jeszcze jest na swoim miejscu. Die skierował się w stronę wyjścia. Natomiast Kyo właśnie doszedł do siebie po wodnym budziku i zerwał się na równe nogi.

-ZABIJĘ!!!!!!! - wydarł się, a w jego oczach błysnął ognik żądzy krwi. Tochi momentalnie przestał się śmiać i zerwał się biegiem w stronę wyjścia. Przebiegając obok Die złapał go za rękaw i pociągnął za sobą. Kyo ruszył za nimi. Wszyscy wybiegli na korytarz i co tu dużo mówić tak sobie biegali i biegali i biegali ^^'. W międzyczasie do pokoju Kyo weszli Shinya i Kaoru:

-Nie podoba mi się ten pomysł... - powiedział sam do siebie Kao. Shinya zamknął oczy i przytaknął:

-Co najmniej nie uciekamy przed Kyo - stwierdził rzeczowo.

-To się okaże jak długo jeszcze nie uciekamy - pesymistycznie poprawił go Kaoru.

-Co najmniej się nie spóźnimy - szepnął z uśmiechem Shin-chan i ruszył do szafy, co znajdowała się w drugim końcu pokoju. Otworzył ją i zaczął wyjmować niezbyt starannie złożone ubrania. Kaoru tymczasem wyciągnął spod łóżka walizkę, która była lekko wilgotna.

-Jak sądzisz Shinya, co sobie pomyśli pokojówka jak zobaczy łóżko w takim stanie? - zapytał lekko rozbawiony Kao.

-Co pomyśli? - Shinya odwrócił się i spojrzał najpierw na Kaoru, a następnie na mokre łóżko. Uśmiechnął się szeroko i powiedział rozbawiony swoją odpowiedzią - Że wokalista Dir en Grey za dużo wczoraj wypił.

Obaj mężczyźni parsknęli niepohamowanym śmiechem. Zabrali się do pakowania ubrań Kyo. Zostawili tylko jeden zestaw i położyli go na krześle. Walizkę zostawili przy drzwiach i obydwaj wyszli z pomieszczenia.

-Teraz trzeba przekonać Kyo aby wrócił do pokoju - powiedział Kao.

-To nie będzie takie proste... - zastanowił się Shinya - Ciekawe czy Toshiyę i Die mają siłę jeszcze biec.

-Nie wydaje mi się - powiedział tonem w stylu "a nie mówiłem, że to zły pomysł?!" wskazując dłonią za okno, z którego można było zobaczyć hotelowy park, a w nim interesujący widok Kyo usilnie starającego się dostać na drzewo i równie usilnie starających mu w tym przeszkodzić cztery zwisające z tejże rośliny nogi.

-Fajny widok - uśmiechnął się Shinya

-Bądź poważny choć przez chwilę - skarcił go lider

-Ej no to już się pośmiać nie wolno?! Z resztą nie ważne - zwrócił się ponownie na interesujące zjawisko próby dostania się na drzewo Kyo - Co najmniej nie musieliśmy ich długo szukać.

-Co racja, to racja. A teraz pospiesz się - lekko popchnął go w stronę schodów

-Eeee?

-Chyba chciałbyś się przyjrzeć temu z bliska - powiedział z uśmiechem Kao.

Shinya uśmiechnął się i potwierdził swoją wcześniejszą tezę: "Kaoru także ma poczucie humoru".

-Nie przepuściłbym tego na żadne skarby świata - zaśmiał się i niemal biegiem ruszył za Kao.


* * *

-ZŁAŹCIE NATYCHMIAST Z TEGO DRZEWA!!!! - wydzierał się Kyo.

-Może jednak posiedzimy tutaj jeszcze chwilkę - powiedział z nutą kpiny Die.

-Racja, takie ładne widoki - Toshiyę zrobił głupią minę udając, że napawa się pięknem hotelowego parku. Nagle dojrzał zbliżających się Kaoru i Shinya. "Nareszcie" pomyślał z ulgą. Lekko szturchnął Die w ramię i wskazał delikatnym ruchem głowy w kierunku zbliżających się przyjaciół.

-Kyo może poskarżysz się na nas Kaoru, bo właśnie tu idzie - powiedział przekornie Die. Kyo rzucił szybkie spojrzenie w tył i dalej usiłował dostać się na drzewo.

-KYO!!! - krzyknął na niego Kaoru. - Idź do pokoju i ubierz się do cholery, chyba że masz zamiar cały czas paradować w bokserkach.

-W dodatku JAKICH bokserkach - Shinya puścił mu oczko. Bokserki Kyo były białe, a na wykończeniach zdobił je nadruk łańcuszka czerwonych serduszek. Teraz w wyniku wodnego ataku były one cale mokre, a że zrobione były z jedwabiu, można było dojrzeć co nieco. Kyo przyjrzał się sobie i momentalnie zapłonął rumieńcem. Natychmiast zrezygnował z zemsty......na razie.....i pobiegł co sił w nogach do hotelu. Toshiyę i Die czekali aż wokalista zniknie z pola widzenia, dopiero wtedy, gdy mieli pewność, że szybko nie wróci zeskoczyli z drzewa.

-Było gorąco - uśmiechnął się szeroko Die.

-Chciałeś powiedzieć przerażająco - rzekł Tochi.

-To był głupi pomysł i zresztą twój Die, więc lepiej chodźcie znieść te pieprzone walizki zanim "mały chłopczyk" postanowi się rozpakować.

-Jak chcesz szefie - zasalutował Czerwono-włosy i natychmiast wybuchł śmiechem. Skierowali się do hotelu. Pierwszy szedł Kaoru, a tuż za nim Toshiyę nerwowo oglądając się czy aby Kyo nie wyskoczy zza rogu. Shinya szedł uważnie patrząc pod nogi, przez co wydawał się jakby z lekka smutny. Die natomiast tryskał dobrym humorem i nie mógł pozwolić aby ktoś wyglądał jakby szedł na rzeź. Raptownie chwycił Shinya od tyłu i uwięził jego nadgarstki.

-Uśmiechnij się, życie jest piękne!!! - wydarł mu się prosto do ucha, tak głośno, że perkusista podskoczył.

-Puszczaj mnie!!! - usiłował wyrwać się "oprawcy"

-Ale miałeś minę jak przyjrzałeś się Kyo... - ściszył głos tak by tylko Shinya mógł go usłyszeć. Chłopak spuścił wzrok i lekko się zarumienił.

-Zarumieniłeś się. - zauważył Die - Czyżbyś coś do niego czuł?

-Czasem jesteś strasznym idiotą. - stwierdził Shinya.

-Nie odpowiedziałeś, jesteś homo? Co za niespodzianka... - zbliżył policzek do jego twarzy.

-Daj mi spokój!!! - zaczął się wyrywać - I nie jestem żadnym "homo"!!!

-Jesteś tego pewny? - ciągle mówił ściszonym głosem.

-Tak jestem pewny!!! - ten nie miał oporów by krzyczeć.

-OK. - momentalnie puścił młodszego mężczyznę i skierował się do hotelu. Zniknął w drzwiach. Shinya pomasował nadgarstki i cicho szepnął:

-Pieprzony sadysta - również ruszył do drzwi wejściowych.


* * *


The End


by Neme
sierpień 2003