Noc nieślubna
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 18:25:44
Dla Fu.
:*


"Wszystkie mosty, które między nami rozwiesiła noc
Kruszą się jak szkło w świetle dnia..."





Pokój stanowił doskonałe tło dla nocy poślubnej. Nocy poślubnej pełnej pasji, miłosnych wyznań i pocałunków. Nocy poślubnej, która się nie odbyła.
Will Turner siedział na obrzeżu pięknego łóżka, nie do końca rozumiejąc czemu siedzi na nim sam. Świece pachniały jaśminem. Ich płomienie migotały delikatnie, tworząc na ścianach obitych jasną materią fantastyczne cienie, i lekko tylko rozświetlając mrok.
"Dlaczego?" zapytał Will cicho, nie wierząc że skądkolwiek otrzyma odpowiedź. Pomyślał, że świece nie podsycane niczyim pożądaniem musiały przygasnąć, bo obraz przed jego oczyma zamglił się. Ale to były tylko łzy. Drżącą dłonią otarł je z powiek. Właściwie nie wiedział skąd te łzy, bo przecież nie czuł... nic. Nie było bólu, nie było rozpaczy. Była tylko dojmująca tęsknota. Tęsknota niemal namacalna, wymagająca bliskości drugiego ciała. Bez sił opadł na łóżko, rozrzucając ręce. W palcach zgniótł delikatny, jedwabisty materiał, którego dotyk był jak pieszczota. Zamknął oczy."Elizabeth" wyszeptał.
Nie usłyszał, jak otworzyły się drzwi.
Może dlatego, że dobrze naoliwione zawiasy nie wydawały najmniejszego szmeru, a może dlatego, że w uszach miał tyle innych zapamiętanych dźwięków.
Płomyki świec zamigotały spłoszone nagłym wtargnięciem.
Jack Sparrow przez chwilę patrzył tylko na Willa pogrążonego we wspomnieniach, a potem zamknął za sobą drzwi, tak samo cicho, jak je otworzył i odłożył na bok szpadę. Po chwili zdjął także rękawice.
Powoli podszedł do łóżka.
Przypatrywał się twarzy Willa, tak spokojnej. Patrzył na lekko rozchylone wargi, szepcące coś niedosłyszalnie. Pieścił wzrokiem zamknięte oczy i rzęsy rzucające cień na jasne policzki. W jego mrocznych źrenicach migotał ogień silniejszy niż ogień świec. Stanął tuż przy łóżku, nie spuszczając z Willa tego płonącego spojrzenia, lecz minęło kilka sekund, nim Will zdał sobie sprawę z jego obecności w pokoju. Nie poruszył się.
-Po co przyszedłeś? - zapytał cicho.
Jack milczał.
-Chcesz powiedzieć, że ci przykro... Wszyscy to mówią. - ponownie przymknął powieki.
-Nie - odpowiedział Jack po prostu, a w jego głosie zabrzmiały nuty, których Will nie potrafił zidentyfikować. Przez chwilę rozpoznanie ich wydawało się bardzo ważne, lecz potem znów wszystko stało się obojętne. Will wpatrywał się martwym wzrokiem w sufit i bogato zdobiony kandelabr. Jego uwagę przyciągnął dopiero cichy szmer ubrania opadającego na podłogę. Materia białej koszuli Jacka uderzyła o materię gęsto tkanego, miękkiego dywanu i dźwięk ten rozdarł ciszę.
Zdumiony Will spojrzał na półnagiego Jacka. Jego oczy na chwilę zatrzymały się na oczach kapitana, lecz szybko umknęły i skupiły się na smukłym, śniadym, silnym ciele, które lśniło w świetle świec najczystszym złotem. Wzrok Willa, niczym dociekliwy badacz, zatrzymywał się na każdej bliźnie, na każdym najdrobniejszym tatuażu, zanim zabłądził w okolice pasa i wrócił do ciemnych oczu.
-Co..- zapytał, lub raczej chciał zapytać Will.
Jack nie odpowiedział nic, tylko spokojnie rozpiął pas i spodnie, po czym zsunął je z siebie. Stanął przed Willem nagi, nieporuszony, czekający na ocenę. Will, nagle niepewny i jakby odurzony wszechogarniającym zapachem jaśminu, poddał się swoim oczom, które bezzwłocznie przylgnęły do doskonałego ciała, którego oglądanie przynosiło im taką przyjemność. Jack stał tak przez dłuższą chwilę, a na jego twarzy nie było widać żadnych emocji, a potem nagle znalazł się na łóżku. Kolorowe koraliki, które miał wplecione we włosy zabrzęczały cichutko tuż przy uchu Willa. Młody kowal otworzył usta, by zadać kolejne pytanie, ale zostało ono stłumione pocałunkiem. Poczuł w ustach natarczywy, gorący język kapitana, a wysiłki jego własnego języka, by wydostać się spod tego dotyku, okazały się nagle odpowiedzią na tę pieszczotę. Po kilku sekundach Will odważył się otworzyć oczy. Oczy Jacka, cały czas szeroko otwarte, były bardzo blisko. Will poczuł jak zatapia się w nich, jak powieki ciążą mu, a usta niemal same otwierają się do kolejnego pocałunku. Dotyk gorącej dłoni na brzuchu, pod koszulą wydawał się jego naturalną konsekwencją. Will jęknął cicho, zaskakując tym dźwiękiem samego siebie, gdy dłoń ta, szorstka dłoń o silnych, smukłych palcach przesunęła się wzdłuż jego boku. Bezwładnie pozwolił rozebrać się z koszuli. Usta Jacka zabłądziły na szyję Willa, choć kapitan zdawał się być całkowicie pewny każdego swego ruchu. Turner jęknął głośniej, gdy jego wargi zacisnęły się najpierw delikatnie a potem mocniej na jego sutku. Nie liczyło się nic prócz dłoni i ust Jacka, ust, które na przemian ssały i muskały wrażliwą skórę i dłoni, które powoli uwalniały go od spodni, wślizgiwały pod nie i odkrywały tam jeszcze wrażliwsze na dotyk miejsca. Dłonie Willa, obdarzone najwyraźniej własnym rozumem, podobnie jak wcześniej jego oczy, także zaczęły odkrywać. Skóra Jacka, gorąca, wilgotna i napięta była jak mapa odległych krain, z jedwabistą gładkością spokojnego morza i piasku pustyni i poszarpanymi wzgórzami blizn. W pewnej chwili Will poczuł chłód na pozbawionych odzienia nogach. Nie zastanawiając się splótł je z nogami Jacka. Na biodrze poczuł ucisk twardej męskości kapitana i zdał sobie sprawę, że jego własna też musi uwierać Jacka w biodro. Był to zaledwie strzępek myśli, gdyż kapitan przesunął się w dół jego ciała, znacząc jego skórę gorącymi pocałunkami. Will poczuł się samotny w wielkim łóżku, gdy Jack zsunął się z niego i klęknął tuż obok. Kowal zaprotestował cicho, ale ten protest przerodził się w jęk rozkoszy, gdy Jack nachylił się i ujął jego męskość w usta. Płomyki świec chybotały jakby do wtóru wyraźnie słyszalnego, ciężkiego oddechu. Will, powolny żądaniom swego ciała, złożył dłonie na głowie Jacka i zaczął kierować jego ruchami. Dłonie kapiatana powoli badały ciało Willa, dotykały brzucha, gładkiego, prawie pozbawionego owłosienia i ud. Will całkowicie pochłonięty przeżywaniem rozkoszy, jakiej nigdy jeszcze nie przeżył, pozwolił palcom Jacka zabłądzić koło najbardziej sekretnych zakamarków jego ciała i wślizgnąć się w nie. Początkowe uczucie dyskomfortu szybko zastąpiła rosnąca przyjemność. Nagle Jack uniósł głowę. Will otworzył oczy pełne rozczarowania. Oczy kapitana płonęły w poważnej twarzy, rzucały wyzwanie. Will poczuł się całkowicie bezwolny pod tym spojrzeniem. Tylko patrzył, jak jedna z dłoni kapitana na powrót ujmuje jego męskość a druga zbliża się do ust. Był jak zahipnotyzowany, nie mógł oderwać spojrzenia od języka Jacka, który niesłychanie powolnie przesunął się wzdłuż jego palców, tych samych które po chwili powróciły do odkrywania ukrytych zakamarków ciała Willa. Kowal jęknął i wygiął się gdy poczuł je w sobie. Druga ręka kapitana poruszała się coraz szybciej, wyzwalając kolejne jęki z gardła Willa. W pewnej chwili, gdy ten poczuł, że za chwilę eksploduje, Jack przyciągnął go do krawędzi łóżka i wciąż pieszcząc, potarł biodrami o jego pośladki. Will zapraszająco rozsunął nogi. Jack wszedł w niego jednym zdecydowanym pchnięciem, które wyrwało z ust Willa krzyk bólu i zawodu.
-Szszszsz... - powiedział tylko Jack z lekkim uśmiechem błąkającym się wokół ust i zaczął się w nim poruszać.
-Jack...- wystękał Will, wbrew sobie ulegając pieszczocie wprawnej dłoni. - Jack! - krzyknął po chwili i w jego głosie nie było już bólu.
Jack uśmiechając się szerzej, przyspieszył, synchronizując pieszczotę dłoni obejmującej męskość Willa z ruchami swych bioder.
Will zacisnął z całej siły ręce na kołdrze. Jego szeroko otwarte usta chciwie łapały powietrze, ciało samo wyprężało się w kierunku, z którego nadchodziła przyjemność.
-Tak, tak, tak... - nie był nawet świadomy, że zaczął mówić to głośno - Tak, tak, TAK! - wykrzyknął, gdy długi spazm wstrząsnął jego ciałem. Dłoń Jacka zacisnęła się na nim na chwilę mocniej, a ruchy jego bioder stały się jeszcze szybsze. Ostatnia fala rozkoszy nie opuściła jeszcze Willa, kiedy Jack wbił się w niego z cichym pomrukiem i zastygł tak na chwilę, a potem opadł na jego ciało. Willowi kręciło się w głowie z rozkoszy. Nigdy nie sądził że można się tak czuć, że można przeżyć to z ...drugim mężczyzną.
Czuł na szyi przyspieszony oddech Jacka, a spocone, opalone ciało było ciasno przytulone do jego własnego. Wciąż jeszcze drżący zamknął oczy. Do ich otwarcia zmusił go ruch. Spojrzał wprost w źrenice Jacka. Zapadła między nimi cisza aż ciężka od słów. Ale kapitan nie odezwał się. Zsunął się z Willa i spokojnie zaczął ubierać. Biała koszula przylgnęła chciwie do jego spoconej piersi. Will nic nie rozumiał. Dopiero, gdy Jack wsunął spodnie, zapiął pas i skierował się w stronę drzwi, kowal zrozumiał, że Jack rzeczywiście zamierza po prostu wyjść, nic nie mówiąc.
-Poczekaj!... - jego krzyk zatrzymał kapitana przy wyjściu ze szpadą i rękawicami w dłoniach. - Zamierzasz tak po prostu wyjść?...
Jack spojrzał na niego przez ramię.
-Nie przyszedłem do ciebie, żeby powiedzieć, że mi przykro, bo wcale nie jest mi przykro, że ta dziwka Elizabeth cię opuściła...- powiedział z dziwnym uśmiechem na ustach - Savy?
I wyszedł.
Will poczuł jak jakiś ciężar osiada w jego sercu, ciężar, który nie pojawił się w nim nawet po odejściu Elizabeth.
Świece przygasły, jakby wyczerpane ogniem.