Gwiazdka w Hogwarcie
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 17:22:37
dla kochanego Ukwiała na Gwiazdkę ^3^
* * *
Święta Bożego Narodzenia w Hogwarcie zawsze poprzedzała atmosfera zamętu i podekscytowania. Część uczniów wyjeżdżała do swoich rodzin, część spędzała Święta w Hogsmeade, a reszta zostawała w szkole.
Wśród owej reszty znajdował się siedemnastoletni prefekt Gryfindoru, chluba szkoły, i obiekt westchnień wielu dziewczyn, i, niestety dla niego - chłopaków. Wszystko przez jego delikatne, przeurocze rysy twarzy, duże, miodowe oczy, i jasne włosy, zawsze potargane. Niektórzy mieli też hopla na punkcie jego bladych piegów.
Tak. Niewątpliwie Remus Lupin był bardzo popularny w szkole. Inna rzecz, że on sam ze swojej sławy nie zdawał sobie sprawy, bo jego prywatna obsesja w połączeniu z kompleksami i poczuciem bycia "innym", zamknęły mu oczy na okrzyki zachwytu innych. Zresztą, sam był pewien, że sława jego obiektu westchnień przewyższała każdą inną formę popularności.
O Boże, znowu tu idzie. Remus niemal upuścił lustrzankę Pantexu ze szklaną soczewką (prezent od rodziny na Święta). Chodzące bóstwo. Ciemne, półdługie włosy, nieziemsko przystojna twarz, niesamowity uśmiech (ależ on ma usta...), specyficzny, ale jak uwielbiany przez Remusa chód.
Syriusz Black. Największy playboy w całej szkole.
Remus przełknął ślinę. Ręce mu drżały, gdy zrobił kolejne zdjęcie z ukrycia.
Ależ on ma usta...
Syriusz był jedynym powodem, dla którego Remus został w Hogwarcie na Święta. Black miał bowiem kłopoty w rodzinie, o których wolał głośno nie mówić - choć Remus wiedział, że chodziło o coś związanego z czystością krwi - dlatego nie chciał wracać do domu.
Teraz jednak zdawał się być w wyjątkowo dobrym humorze. I był nieprzyzwoicie wręcz fotogeniczny.
Remus, nadal ukrywający się za kolumną, po raz enty nacisnął spust.
Kolejne boskie ujęcia utrwalały się w pamięci mugolskiego urządzenia.
Dlaczego nie używał aparatu sporządzonego przez czarodziejów? Proste - z obsługą takowego Syriusz nie miałby problemu. Skoro jednak od urodzenia wychowywał się wśród czystej krwi magów, nie miał styczności z mugolskim światem.
I Bogu dzięki.
Bo w innym wypadku Remus nigdy nie odważyłby się na zrobienie tych zdjęć.
O nie, zauważył go.
- Hej, Lunatyku - wyszczerzył zęby. Idealnie równe i białe zęby.
O nie, zaczynam się rumienić, pomyślał Remus.
- Hm. Cześć, Syriusz.
- Co ty tam masz?- spytał, wyciągając rękę po aparat.
- A... takie tam nic.
- Mogę zobaczyć?
"I tak nie zobaczy tych zdjęć. Nie zna się na mugolskich urządzeniach. Poza tym, to nie cyfrówka."
Podał Syriuszowi aparat. Starał się powstrzymać drżenie dłoni.
Black obracał urządzenie w swoich zgrabnych (aaa, jakich długich i zwinnych!) palcach. Spojrzał na Lupina.
- Robiłeś zdjęcia?- spytał
- Tak - odparł, zgodnie z prawdą
- Mogę zobaczyć?
- NIE! - krzyknął, wyrywając lustrzankę z rąk Blacka.
"O nie. Domyśli się".
- Spokojnie, nie zepsuję tego. Ale nie rozumiem, robiłeś Lilly zdjęcia w przebieralni, czy jak?
Remus pokręcił głową. Czuł się paskudnie.
- To dlaczego nie mogę ich zobaczyć? - spytał.
Ach, te nieprzeniknione czarne oczy...
- Na tym aparacie nie da się przeglądać zdjęć przed wywołaniem - odetchnął z ulgą.
- Taki badziew? - zirytował się Syriusz.
"Nie. Szalenie użyteczny wynalazek".
- Na to wygląda.
- Hm. A tak bardzo chciałem zobaczyć te zdjęcia.
Nutka żalu w głosie Syriusza niemal sprawiła, że Remus rzucił się na kolana, i zaczął błagać o wybaczenie, równocześnie starając się znaleźć jakiś sposób, żeby wydostać stamtąd te cholerne zdjęcia.
Efekt był taki, że i tak padł na kolana, tyle że z rozpaczy, bo Syriusz sam znalazł sposób, aby zdjęcia wywołać.
- Hej, Lori! Pozwól tu na chwilkę!
Lori Rice była Krukonką z szóstego roku i największą sympatią Syriusza.
Podeszła do chłopaków. Przejechała palcami po swoich długich, czarnych włosach, i uśmiechnęła się najpiękniej, jak potrafiła. Nie musiała się zbytnio wysilać.
Zatrzepotała nienaturalnie długimi rzęsami (zapewne efekt jakichś nielegalnych, kosmetycznych czarów) i przywitała Gryfonów:
- Dzień dobry, chłopcy! Wesołych Świąt!
- Nawzajem, Lori - Syriusz odwzajemnił uśmiech. Remus poczuł, że słabnie - Słuchaj, pamiętasz może to fajne zaklęcie usprawniające funkcje wydalnicze mugolskich urządzeń?
Podczas gdy Remus zastanawiał się w jaki sposób udusić brunetkę, ta zanosiła się perlistym śmiechem.
- Nie wydalnicze, a wydawcze. Tak, jasne. A o co konkretnie chodzi?
Syriusz wziął z rąk Remusa aparat. Ten już nawet nie próbował stawiać oporu. Upadł na kolana z rezygnacją. Ręce założył za głowę.
- O to. Chciałbym zobaczyć zdjęcia, ale Remi jest jakiś niechętny.
Lori wyjęła różdżkę zza pazuchy i wyrecytowała:
- Explorius!
- Łał - szepnął Remus, bo z lustrzanki, prosto w jego ręce, zaczęły wydobywać się setki zdjęć. Zdjęć jego prywatnej obsesji.
Gdy już nieco ochłonął i zorientował się, że owa obsesja stoi tuż obok, i patrzy na niego pytającym wzrokiem, szybko schował zdjęcia za siebie.
Syriusz zamrugał.
- O co chodzi?
"Niech ona tego nie widzi, błagam, błagam, niech ona tego nie widzi..."
- Lori, wielkie dzięki - pocałował ją w policzek - pogadamy przy kolacji, ok.?
Lori, dość niechętnie, przystała na jego prośbę. Pomachała ręką i odeszła.
A Syriusz rzucił się na Remusa.
Chociaż słowo "rzucił się" nie miało tu takiego wydźwięku, jakie Remus by chciał, aby miało - Syriusz rzucił się bowiem na Remusa w bardzo prostym celu, mianowicie: zobaczenia fotografii.
Remus jednak, którego poniosły emocje, w momencie, gdy ramiona Syriusza oplotły jego barki (w celu zabrania zdjęć), nagle sam sięgnął rękoma za talię Syriusza, mocno się do niego przytulając.
Efekt był taki, że przyjaciele przez chwilę tak stali w swoich objęciach - co prawda, tylko Remus na dobrą sprawę się przytulał, Syriusz nadal trzymał ręce wyciągnięte, jakby chciał pochwycić zdjęcia. Podczas gdy Black zastanawiał się, o co chodzi, Remus zamruczał, czując, że do jego oczu napływają łzy szczęścia:
- Ach, Syriusz, nie musisz się tak poświęcać, wiem, że ją kochasz, i że to dla ciebie trudne... Właśnie dlatego cię...
- Co ty pieprzysz? - zadrżał Syriusz, wyswobadzając się z uścisku. Korzystając z dezorientacji Remusa, zabrał mu zdjęcia. Gdy zaś zaczął je przeglądać, jasność umysłu powróciła do Remusa.
"On... on się rumieni... o, Boże, zaraz umrę"
- C...co to jest?- spytał Syriusz, patrząc na swoje oblicze utrwalone na jakichś dwustu odbitkach.
Remus potrząsnął głową. Rumieniec rumieńcem. Trzeba się jakoś wytłumaczyć.
- Ja... dostałem staż w "Proroku codziennym". I, no, zdaję relację z ostatniego meczu Quidditcha. Potrzebowałem materiałów do rubryki o ścigających Gryfindoru. Dużo płacą za wiarygodność zdjęć.
Syriusz uniósł brew.
- To dlaczego nie zrobiłeś tych zdjęć czarodziejskim aparatem? Przecież te się nawet nie ruszają.
Remus poczuł ukłucie w sercu. O tym nie pomyślał.
Chociaż, w sumie, zważywszy na fakt, że poniektóre ujęcia różniły się od siebie kilkoma sekundami, można by złożyć z tego taką książeczkę i imitować animację, jak to uczą mugolskie dzieci w mugolskich szko...
- To przyciągnie uwagę czytelników. Wyobraź sobie - nieruchome zdjęcia! Sensacja w świecie magii!
- Ta, fascynujące - mruknął z przekąsem nie przekonany Syriusz.
Remus przygryzł wargę. Był strasznie zestresowany.
- Jeśli... jeśli pozwolisz, to zabiorę teraz zdjęcia i pójdę do naszego dormitorium, żeby trochę popracować nad artykułem. Ok.?
- Ok. - westchnął Syriusz i oddalił się szybkim krokiem w stronę pokoju wspólnego Krukonów.
Remus zaklął cicho.
* * *
Kiedy już zapełnił swój czternasty album ze zdjęciami Syriusza (poprzednie były ruchome, ale, z oczywistych względów, Remus musiał zaprzestać użytkowania aparatu czarodziejskiego) i schował go pod łóżkiem, usłyszał, jak jakaś natrętna sowa dziobie w szybę.
Po raz wtóry tego dnia zaklął i podszedł do okna. Lilly, ruda sówka Jamesa.
I to niby on ma obsesję.
Szybko wpuścił ptaka i wziął z jego dzioba zawinięty liścik. Wkrótce jego oczom ukazał się paskudny charakter pisma przyjaciela.
Hejo, Remus!
Przypomnij Syriuszowi o naszym zakładzie, ok.?
I nie zapomnij uwiecznić mi w jakiś w miarę naoczny sposób dowodów! Bo inaczej, zakład przegrany, i Łapa będzie musiał mi postawić deser specjalny w Krainie Czekolady w Hogsmeade!
Wesołych Świąt,
James
O jaki zakład mogło chodzić?, zastanawiał się Remus. Zanim jednak zdążył wymyślić coś konkretnego, do pokoju wpadł zdyszany Syriusz, wskutek czego Remus co tchu z niego wypadł, nadal ściskając w ręce list.
W pokoju wspólnym spotkał się z większością Gryfonów, którzy nie wyjechali z Hogwartu, a także z paroma Krukonami, Puchonami, i nawet jedną Ślizgonką.
Dopiero po chwili zrozumiał to całe zgromadzenie.
No, tak. Pakowanie prezentów.
Tylko, czemu tutaj?
Całe zbiorowisko zdążyło go powitać gromkim "Wesołych Świąt, Remus!", gdy z dormitorium dobiegł wrzask Syriusza.
- Co tu, do cholery, robi Lilly?!
Imienniczka rudej sówki, nieświadoma adresatki wypowiedzi, krzyknęła z oburzenia.
Ale to nie był koniec.
- ZAPASKUDZIŁA MI DZIENNĄ SZATĘ! NIECH TO SZLAG!
Teraz, gdy cały pokój wspólny umierał ze śmiechu, Lilly, bardziej zaczerwieniona niż zwykle, przyszykowała się do bitwy, wyciągając różdżkę. Wreszcie, z dormitorium wrócił wściekły Syriusz. Aby powstrzymać dwójkę od kłótni, i próbując jakoś zaradzić sytuacji, Remus stanął na drodze Syriuszowi, odwracając się do Lilly.
- To tylko sowa! Nie chodzi o ciebie!
- Tak, psiakrew, tylko sowa, niech to szlag...
- To moja wina! - krzyknął Remus, bliski płaczu.
Twarz Syriusza złagodniała. Lilly usiadła.
- Hę?
- No... tak. To przeze mnie. James wysłał mi list i musiałem go ode...
- Sowa Jamesa nazywa się Lilly? - mruknęła, wciąż jeszcze nie udobruchana dziewczyna.
Remus nagle stwierdził, że warto było skorzystać z okazji i zapytać Syriusza o treść listu.
- E... Syriusz... o co chodzi z waszym zakładem?
Black pobladł.
- Dlaczego pytasz?
- No bo... James mówi, że muszę uwiecznić każdy dowód na to, że trzymasz się reguł. Bo jak nie, to musisz mu kupić czekoladowy deser w Hogs...
Myślał, że szczere słowa pokrzepią Syriusza, ale one tylko sprawiły, że jeszcze bardziej pobladł.
- A to kanalia...- szepnął.
- Ale o co chodzi?- spytał Remus.
- Zaraz ukatrupię tę sowę. Nie pozwolę, aby jakiś zwierzak nosił moje imię - Lilly wstała z miejsca i zaczęła się zbliżać w stronę schodów.
- Lilly, nie idź tam - poprosił cicho Syriusz.
- Zamknij się, Black. Nigdy nie wybaczę temu zwichrowanemu psycholowi.
- Lilly, nie...
Ale ona już doszła do schodów. A wtedy, Syriusz mruknął:
- James mi za to zapłaci.
Zaczął podchodzić do Lilly. Remus szybko zorientował się, że zapewne chodziło o coś, co obiecał Jamesowi w zakładzie. Coś, co wymagało uwiecznienia. Szepnął "accio, lustrzanka", i czekał na rozwój sytuacji.
Niemal upuścił lustrzankę, już drugi raz tego dnia. Zacisnął jednak zęby i uwiecznił to, co wydawało mu się częścią zakładu.
Czyli pocałunek Syriusza i Lilly.
Pocałunek, który trwał, jak dla Remusa, o wiele za długo, i który skończył się kopniakiem Lilly i jej ucieczką z pokoju wspólnego.
Pocałunek, który wywołał w żołądku Remusa niepohamowane skurcze.
Pocałunek, w którym Remus miał okazję zobaczyć wargi Syriusza w akcji.
Co prawda, tylko przez ułamek sekundy, ale jednak. To tylko pogorszyło sytuację.
"O Boże, co za ustaaa..."
Syriusz, masując obolałą piszczel, mruknął:
- Mam nadzieję, że zrobiłeś zdjęcie.
Remus skinął głową.
- O to właśnie chodzi w zakładzie. Że pocałuję każdą osobę, która stanie pod jemiołą. Ale coś mi się nie wydaje, żeby James był tym faktem zachwycony...
Remus dopiero teraz zauważył, że w świąteczną dekorację nad wejściem na schody rzeczywiście została wpleciona roślina.
Zanim zdołał w jakikolwiek sposób skomentować idiotyzm zakładu, do Syriusza, a właściwie - jemioły - ustawiła się cała kolejka rozchichotanych dziewcząt z pokoju wspólnego, łącznie ze Ślizgonką.
Syriusz, równocześnie z Remusem, jęknął. A zaraz potem zabrali się do roboty.
Każdy kolejny, niewinny wprawdzie pocałunek, niesamowicie rozpalał zmysły Remusa i budził w jego głowie nieprzyzwoite myśli. Wytrwale jednak naciskał spust, zaciskając wargi, żeby nie warczeć z rozgoryczenia raz po raz.
Ile on by dał, aby móc znaleźć się na miejscu tych dziewczyn. Ile by dał, aby móc być dziewczyną.
No, dobra, bez przesady... ale, z drugiej strony... aaa, życie jest tak okrutnie niesprawiedliwe!
Wtem, do pokoju wspólnego wszedł Peter Petegrew, przyjaciel Remusa, Syriusza i Jamesa. Niski blondyn o niezliczonej ilości o wiele bardziej widocznych niż Remusa, piegów.
Widząc kolejkę, od razu stanął na jej końcu. Zapytał Ślizgonkę stojącą przed nim:
- Dokąd prowadzi ta kolejka?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Do raju słodyczy i rozkoszy.
"Łaa, rozdają czekoladę! Jupi! Chociaż raz się postarali na Wigilię!", ucieszył się Peter.
W miarę jak kolejka zmniejszała się, a Peter zbliżał się do "czekolady", zauważył postać Mikołaja - Syriusza, który dawał ową "czekoladę" dziewczynom. A przynajmniej coś podobnego do czekolady, bo co innego mogło wywołać taki błogi uśmiech na twarzach dziewczyn?
Dopiero później zorientował się, że dziewczyny wracające od Syriusza nic nie niosły w swoich dłoniach.
Hm. Wkładał czekoladkę bezpośrednio do ust?
Niestety, nie mógł tego dojrzeć, bo każda kolejna zasłaniała mu widok. Wreszcie, do Syriusza podeszła Ślizgonka. Peter usłyszał coś w stylu cmoknięcia (a może mlaśnięcia), i dziewczyna, cała rozanielona, odeszła od chłopaka. Nadeszła pora Petera.
Zanim przerażony Syriusz zdołał coś wykrztusić, Peter już przy nim stał, w wejściu na górę.
Dokładnie pod jemiołą.
Syriusz zawył z bólu.
- NIEEEE!
Peter zamrugał.
- Hę? Co się stało? Gdzie czekolada?
Remus, cały zesztywniały ze zgrozy, obserwował scenę w napięciu.
Peter. Chłopak.
Czy Remus też ma szansę?
Jego złudzenie zostało rozwiane wraz z następnymi słowami Syriusza:
- Nie, błagam! Ty masz piegi! I jesteś facetem! Nie!
Peter zirytował się.
- Stary, ja wiem, że czekolada źle wpływa na cerę, ale piegi to nie efekt jej jedze...
Zamilkł, gdy wykrzywione usta Syriusza dotknęły jego policzka. Zaraz potem usłyszał spust aparatu, jakby z oddali. A następnie rozległy się oklaski męskiej części widowni i piski żeńskiej.
Natomiast sam fotograf wybiegł z pokoju wspólnego.
* * *
On nienawidzi piegów. Nienawidzi piegów. Nienawidzi. Piegów. On. Piegów. Nienawidzi.
Remus, który już po raz wtóry tego dnia czuł, że umrze, błąkał się bez celu po korytarzach Hogwartu.
Dopóki nie zobaczył Lori Rice. Tak, tej od nienaturalnie długich rzęs.
Zrozumiał, że zapewne już zbliżała się kolacja (ale ten czas szybko leci...), bo Krukonka była ubrana w niebieską, ładnie podkreślającą figurę sukienkę.
Wiedział, że jej widok niewątpliwie podziała na zmysły Syriusza. Nie mógł do tego dopuścić. A poza tym, miał do niej biznes.
Podbiegł do niej, samemu nie wierząc, że się do niej odzywa z własnej woli.
Hamując odruch wymiotny, wyjąkał:
- Lori, pomóż! Potrzebuję zaklęcia, teraz, zaraz!
- Reparo - odparła - gdzie jest Syriusz?
- Hę?
- Popsuł ci się aparat, tak? Reparo.
- Nie, nie o to chodzi. Bo... ty się zajmujesz tymi nielegalnymi czarami kosmetycznymi, prawda?
Rzęsy Lori zatrzepotały.
- Hę?
- No... bo ja mam taki problem. Nie chcę już moich piegów. Nienawidzę ich. Błagam, pomóż!
A że mało kto umiał się oprzeć czarowi zapłakanego Remusa, Lori od razu uległa.
- Dobra, pomogę ci. Chodź ze mną.
* * *
Remus, po raz pierwszy tego dnia poczuł, że życie jest piękne. Miał na sobie grubą warstwę jakiegoś specyficznego specyfiku ("kremu wybielającego"), dzieła mugoli.
Ach. Może ta Lori nie jest wcale taka zła.
Co nie zmienia faktu, że to z nią Syriusz ma się spotkać na kolacji...
Remus ścisnął swój aparat. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że, gdy miał zamknąć oczy, aby Lori mogła mu posmarować twarz, wyszeptała coś w stronę urządzenia.
Nonsens. Co takiego miałaby powiedzieć? Zresztą, aparat działa.
Na dowód tego zrobił sobie samemu zdjęcie.
I niemal zderzył się z Syriuszem.
- Hej, Remi, co ci się stało?- spytał, patrząc na twarz Remusa z niepokojem. I wtedy obaj usłyszeli głos Lori:
- Syriusz, tutaj jesteś! Idziesz na kolację?
A Remus poczuł, że już dłużej nie wytrzyma. Popchnął Syriusza jak najmocniej umiał do przodu, jak najdalej od Krukonki. Ten nie stawiał większego oporu.
Wreszcie, Remus, przepuszczony przez Grubą Damę, wepchnął Syriusza do pokoju wspólnego. Lori, Bogu dzięki, nie znała hasła.
Kiedy już znaleźli się w pokoju, zorientowali się, że wszyscy już wyszli na kolację. Ta dziwna cisza ich onieśmielała.
Pierwszy odezwał się Syriusz.
- Co ci się stało w twarz?
Remus, aby zyskać na czasie na odpowiedzi, podszedł do stolika i położył na nim aparat.
- Nic. A co?
"Piegi zniknęły? Wyglądam ładniej?"
- Bo... jesteś cały biały. Jakby ktoś cię wysmarował bitą śmietaną.
Remus zamarł.
- CO?!- wrzasnął, dotykając swojej twarzy. Rzeczywiście, do jego palców przyczepiła się biała maź.
Ta podła...
Syriusz, widząc całkowitą dezorientację malującą się na twarzy przyjaciela, ulitował się.
- Czekaj, wytrę ci to.
I podszedł, skrajem swojej szaty ocierając twarz Remusa. Ten, oczywiście, oblał się rumieńcem - bardzo rzadko zdarzało się, by stał tak blisko Syriusza. W sumie, unikał jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.
A teraz, ręka jego obiektu westchnień dotykała jego twarzy! No, dobra, przez szatę i krem, ale zawsze.
Pomyślał, jak żałośnie musiał teraz wyglądać. I jaka była tego przyczyna.
I zalał się łzami.
- Remus... co się stało?- spytał zdziwiony Syriusz.
A ten, pociągając nosem, wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego wszystko to, co leżało mu na sercu:
- No bo ty jesteś taki niesamowity, Lori to oszustka, mówiła, że znikną mi piegi, te zdjęcia, nie ma żadnej pracy w "Proroku", wiem, że się wściekniesz, łaa, czy ja zawsze muszę się zakochać w kimś nieodpowiednim?
Po tych słowach puścił się w te pędy do dormitorium. Ale Syriusz był szybszy.
Złapał Remusa za rękę dokładnie w drzwiach prowadzących na schody.
Szatyn poczuł, jak od dotyku skóry Syriusza przechodzi go dreszcz. Nie mógł jednak powstrzymać łez.
- Teraz już nigdy się do mnie nie odezwiesz, uu...
- Dlaczego chciałeś, żeby zniknęły ci piegi? - spytał Syriusz.
- Bo... bo ty powiedziałeś, że nie lubisz piegów... o, Boże, zaraz umrę.
Remus uniósł głowę. O dziwo, Syriusz uśmiechał się.
Widok tych boskich ust z tak niewielkiej odległości, w dodatku uśmiechniętych - to było za dużo dla słabego serduszka Remusa.
Cały drżąc, oddychał szybko, zamykając oczy. Czuł, że zaraz zasłabnie.
I wtedy, poczuł gorący oddech Syriusza dziwnie blisko swojego ucha. Teraz było mu naprawdę słabo.
- Nigdy nie powiedziałem, że nie podobają mi się TWOJE piegi. Tak naprawdę, to wyglądasz z nimi uroczo.
Zaraz. Czy on powiedział... uroczo?
To chyba Raj...
- Ja? Uroczo...?- szepnął cicho.
Syriusz zachichotał.
- No pewnie! I to jak...
Pogładził prawy policzek Remusa.
- Od dziś będę cię nazywać "Piegusem". Co ty na to?
Remus wreszcie otworzył oczy. I od razu spuścił wzrok na te usta. Te niesamowite usta, które właśnie wypowiadały jakieś niezwykłe słowa:
- Wiesz, nie mam zamiaru przegrać z Jamesem.
I zaraz potem te boskie usta przywarły do ust Remusa. I nagle Remus poczuł, że odzyskuje wszystkie siły, ba! - że jest silniejszy niż zwykle.
Zarzucił ręce na szyję Syriusza, przywierając do niego całym ciałem, podczas gdy Black jedną rękę wsunął w jego włosy, a drugą gładził plecy. Ich usta to ześlizgiwały się z siebie, to nie chciały rozdzielić. Język Syriusza wkroczył do akcji, wsuwając się do ust Remusa i łącząc się z jego językiem. Cała namiętność chwili przeplatana była ich przyspieszonymi oddechami i
pstryk pstryk pstryk
niesłabnącym uczuciem podniecenia. Remus włożył w pocałunek całe swoje (jeszcze niedawno słabo bijące) serduszko, Syriusz też zdawał się nie mieć najmniejszej ochoty przerywać tej chwili.
Momentami zwalniali, delektując się każdym muśnięciem skóry i języka. Potem znów przyspieszali, nie mogąc powstrzymać wzrastającego pożądania.
pstryk pstryk pstryk
Remus, mimowolnie, wydawał z siebie raz po raz jęki zadowolenia, a to działało na Syriusza jak afrodyzjak. Jego ręce błądziły po plecach i biodrach chłopaka, doprowadzając tego do szaleństwa.
pstryk pstryk pstryk
Nagle, Remusowi zabrakło tchu. Oderwał się na chwilę od Syriusza, i zaczął chwytać oddech. Black też dyszał.
I znowu się uśmiechnął.
Teraz, wiedząc, jak te usta działają w akcji, i jak smakują, Remus przyglądał się im z jeszcze większym rozanieleniem.
Syriusz pogładził swojego "Piegusa" po policzku i stwierdził:
- Chyba podziękuję Jamesowi za ten zakład.
Po czym przytulił do siebie Remusa. Ten, niemal oszalały z radości, dostrzegł na stoliku, obok aparatu, jakiegoś robala.
"Hm. Dziwne. Skąd on się tu wziął?"
Ale przestało go to obchodzić w momencie, gdy usta Syriusza musnęły jego szyję.
O, tak. To był dopiero Raj.
* * *
Rano, w Boże Narodzenie, Remus czuł, że życie jest piękne, i że nic nie może sprawić, aby zmienił zdanie.
Wczoraj całował się ze swoją największą miłością.
I to nie raz, nie dwa razy, a naprawdę DUŻO.
Dopóki Gryfoni nie wrócili z kolacji. Ale to już inna historia.
Remus szedł żwawym krokiem w stronę głównej sali. Tam już czekało na niego śniadanie i ukochany.
Życie jest piękne.
Ledwo jednak przekroczył próg sali i spostrzegł swojego ukochanego, zrozumiał, że coś jest nie tak. Syriusz wyglądał na wściekłego.
Remus starał się nie patrzeć na te wydęte w złości wargi, które wydawały się być większymi niż zwykle (a może to skutek wczorajszego wieczora?), i skupił się na wyrazie twarzy ideału.
Tak. Z pewnością coś było nie tak.
Szybko więc podszedł do Syriusza.
- Hej, Syriusz! Tu Piegus! Co się stało?
Syriusz nie odwzajemnił jego uśmiechu.
- Spytaj Lori.
"O, nie. Co też ta podstępna..."
Czując się dziwnie, skierował się w stronę stołu Krukonów. Bez trudu odnalazł swoją największą rywalkę. Siedziała przy stole, otoczona gromadą rozchichotanych dziewczyn, i przeglądała jakąś gazetę.
Remus podszedł bliżej. Zanim zdążył spytać, co się stało, jego wzrok padł na otwartą stronę w gazecie. Krzyknął.
- O, witam, Remi. Jak tam zdrówko?
Cały drżąc, przyglądał się zdjęciu jego i Syriusza, na którym byli w, ekhem... tak jakby ostatnim stadium pocałunku. Czyli wyglądali dość nieprzyzwoicie.
Swoją drogą, takie zdjęcie chętnie powiesiłby sobie nad łóżkiem...
Hej, Lupin, weź się w garść! Twoja reputacja, twoje życie, właśnie wiszą na włosku!
- C...co to jest?! - wykrztusił wreszcie.
- To, co widzisz. Dostałam angaż w "Proroku codziennym". Zdaję relację z ostatniego meczu Quidditcha. Potrzebowałam materiałów do rubryki o ścigających Gryfindoru. Dużo płacą za wiarygodność zdjęć. Swoją drogą, zaklęcie na opóźniony samowyzwalacz to świetna rzecz.
"Czyli piszą o Qudditchu w 'Proroku'..."
- Może chciałbyś to jakoś skomentować? Chętnie zbiorę materiały na kolejny fascynujący artykuł. Dzięki temu skandalowi, mam stałą, świetnie opłacalną pracę.
Remus nie mógł się poruszyć. W jego głowie przewijała się cała masa ohydnych przekleństw, które nijak pasowały do grzecznego prefekta.
I nagle, w jego głowie zajaśniała pewna, niegłupia zresztą, myśl.
"A jeśli cały świat dowie się o tym, jak wielka jest moja miłość do Syriusza... To może i on sam pokocha mnie bardziej?"
Nie namyślając się długo, zaczął mówić.
I mówił długo.
Bardzo długo.
* * *
Prawdopodobnie w godzinach popołudniowych Lilly wróciła do Jamesa, niosąc, jako odpowiedź, zdjęcia dowodzące wywiązania się z zakładu. Zwłaszcza to pierwsze, specjalnie powiększone, z dobitnym podpisem na odwrocie:
"JEJ SIĘ TO PODOBAŁO!"
Taka była zemsta Syriusza.
Zemsta Remusa zaś była taka, że opisał Lori, ze wszystkimi pikantnymi szczegółami, co i jak robił z Syriuszem poprzedniego wieczora. Myślał, że dziewczyna oszaleje z zazdrości.
Ale ta tylko notowała w skupieniu, a właściwie - jej pióro samo notowało, podczas gdy ona uśmiechała się lekko.
Nieraz zaskoczyła czytelników skandalizującymi artykułami. A znana była pod pseudonimem "Rita Skeeter".
* * *
Tak właśnie wyglądały Święta w Hogwarcie tamtego roku. A ich magia jeszcze nieraz przerosła zwykłe czary...
Z góry przepraszam za wszystkie błędy, ale dawno już wypadłam z rytmu, jeśli chodzi o fan ficki potterowskie. Ogólnie rzecz biorąc, zatrzymałam się gdzieś w szóstej klasie podstawówki^ ^'' Ale to wynika z poświęcenau się zupełnie innym formom opowiadań, i ogólnie, tekstów. Mam jednak nadzieję, że nie było tak źle.
Poza tym, jest to mój pierwszy fick opowiadający o moim, od niedawna, ulubionym paringu, SyriuszxRemus, w sposób, cokolwiek, prześmiewczy, ale wynika to z odgórnego założenia tematu i gatunku opowiadania, jakim jest komedia.
Stąd idiotyczne zwroty akcji, mało ambitna fabuła, nie do końca rozwinięty temat.
Taki jednak miałam cel- aby stworzyć krótką, lekką i przyjemną komedię, do poczytania w ciepłym fotelu z kubkiem kakao w ręku (jej, jak ja lubię ten frazes x3 Znajduję go w większości recenzji mang shojo^ ^).
Poza tym, chciałam coś stworzyć mojemu kochanemu Ukwiałowi na Święta, jako że z rysunkiem już nie zdążyłam^ ^
No. To tyle.
Wszystkim życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!
-Hitoshi Samurai
PS. Ukwiał-sama ga daisuki! ^3^