Zadanie 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 18:45:32
Kakashi siedział sobie spokojnie i wertował swoją ulubioną książkę "Come come paradise". Nagle przypomniał sobie o tym, że 2 godziny temu minął termin wyznaczony na spotkanie z grupą (nr 7).
Założył książkę w miejscu, w którym skończył czytać, po czym biegiem pognał na wyznaczone miejsce. Tam zastał: Sakurę z oburzoną miną obserwującą Naruto wrzeszczącego, na Sasuke oraz Sasuke, który wszystkich olewał.
-Jak tam ranek?- spytał spóźniony.
Nic, brak jakiejkolwiek reakcji.
Po kilku sekundach:
-Heeeeeej przestańcie!- wrzasnęła Sakura, która zauważyła glebę jaką zaliczył Kakashi po totalnym jego zignorowaniu przez ogół.
Naruto zamknął jadaczkę a Sasuke spojrzał na nauczyciela wzrokiem mówiącym:
,"za jakie grzechy?"
-Wybaczcie, lecz znów zabłądziłem w drodze życia.- powiedział Kakashi
-KŁAMSTWOOOOOO!!!- krzyknęła w odpowiedzi grupa nr 7
-Dobra już dobra!- wrzasnął Kakashi mijając 3 kunaie zmierzające prosto do jego książki (_^.^_)
-Dostaliśmy nowe zadanie.- powiedział po kilku minutach tłumaczenia swojego spóźnienia (w końcu musiał coś wymyślić nie?).- Tym razem mamy pomóc w eskorcie materiałów do naprawy tamy.
-A, co oni sami sobie ten teges nie poradzą?- spytał Naruto.
-Poradziliby sobie, gdyby nie to, że ludziom z sąsiedniej wioski bardzo zależy na tym, żeby ta tama nie została odbudowana.- wyjaśnił Kakashi.
-I potrzebują do tego naszej pomocy?- zdziwiła się Sakura.
-Niestety. Ci z konkurencyjnej wioski wynajęli shinobi z Kraju Mgieł, żeby
nie pozwolić dotrzeć do celu zapasom, no i my musimy pomóc.
-A daleko to jest?- zainteresował się (wreszcie) Sasuke.
-Jakieś 5 dni drogi stąd.- Odpowiedział Kakashi.- Oczywiście chodzi o miejsce gdzie zatrzymały się karawany z materiałami budowlanymi.- dodał po namyśle .
-A do tej wioski?- spytała Sakura.
-Jakieś 2 tygodnie marszu.- stwierdził Kakashi.- Bądźcie gotowi na wymarsz około 6 rano, jutro. No to na razie.
I wsiąkł- Nyo(^^)
Nazajutrz grupa przyszła o 6:00, a Kakashi o 9:00 (wytłumaczył się tym, że postawił budzik do góry nogami-_-') [Każda ściema jest dobra]
Pół godziny po wymarszu nasza drużyna dotarła do zielonej polanki, na której Naruto (dotąd narzekający na wszystko) nareszcie się zamknął, ponieważ zobaczył królika i zaczął go ścigać. Kakashi się załamał mrucząc coś o głąbach i młotkach atakujących niewinne, oba...zwierzątka. Około godziny23:00 rozbili obóz nad jakąś zabłąkaną rzeczką. Nie ominęło ich nawet wyławianie Naruto z ww. rzeczki (łowił ryby na kija i wpadł zamiast kija-_-''). Przy tym darł się tak, że wystraszył wszystko, co żywe w promieniu kilku mil od ich obozowiska. Noc minęła spokojnie, ale nad ranem Sakura ścigała Naruto po całym lesie bo przez PRZYPADEK wlazł do jej namiotu. Kiedy już go złapała i niemal wypatroszyła dowiedziała się, że to nie był Naruto tylko Kakashi, który znów zabłądził w drodze życia (O_o? I zapewne bardzo się z tego cieszył). Około południa natknęli się na pierwszą oznakę tego, że są obserwowani. Na środku drogi leżał królik (ten sam) z wbitym kunaiem. W końcu doszli do wniosku, że ci, którzy ranili królika byli tu mniej-więcej 2 godziny temu i wyraźnie szli w kierunku ich obozowiska.
Po 3 dniach wypełnionych wrzaskami doszli do małego obozu. Tam dowiedzieli się, że, niestety, konkurenci uprzedzili ich zabijając 2 osoby i 4 raniąc. Znaleźli w krzakach opaskę ze znakiem osady kirigakure.
-Dobra od teraz macie mi mówić gdzie, po co i dokąd idziecie. Jasne?- powiedział poważny Kakashi.
Cała drużyna poważnie się przejęła nowymi zasadami. Kilka dni później wyruszyli w dalszą drogę.
W końcu dotarli do przerwanej tamy. Tam okazało się, że obcy ningeni dotarli też tu, zabijając kilka kolejnych osób. Po upływie około tygodnia do budowy dotarła mała karawana kupiecka złożona z 20 osób, które "wcale" nie widziały niczego podejrzanego. Kakashi polecił, aby Sasuke, Naruto i Sakura zostali w wiosce, a sam poszedł śledzić ową karawanę. Niestety zanim ich dogonił zostali wybici w pień przez krowy z kirigakure. Natomiast w osadzie radzili sobie całkiem nieźle. Kiri jedną grupę wysłała za karawaną, a drugą do obozu. Zabili dwóch shinobi a trzeciego znaleziono w krzakach. Zmarł z upływu krwi. Po pogrzebaniu wszystkich zabitych zorganizowano zebranie, na
którym miano ustalić co dalej począć.
-Uważam, że powinniśmy przerwać budowę!- mówił jeden z robotników.
-Czyś ty zwariował? Oni tego właśnie chcą.- wrzeszczał inny.
-Jak ci przysunę to ty zwariujesz! Palancie skrobany!
-Spróbuj krzywa pało! Jak chcesz się spotkać z prababcią to załatwię ci darmową miejscówkę w pociągu do tamtego świata!
-Ooooo teraz przegiąłeś! Po rodzinie będziesz pierdoło jeździł?!
-Pierdoła to twój pies pało!
-Nie mam psa Q-rwo!
!!JEBS!!
!!BĘC!!
!!SRU!!!
-!!LITOŚCI!!
-!!ŻADNEJ LITOŚCI SAM CHCIAŁEŚ POPAPRAŃCU!!
!!PŹDZIACH!!
-Dosyć tej bójki chłopaki! Dosyć mówię!- wrzasnął Kakashi i ni z gruszki ni z pietruszki wtrynił się pomiędzy walczących.
Jak nie pi***ął jednego i drugiego przez łeb, tak obaj padli gdzie który stał.
-Dobra, a teraz słuchajcie mnie wszyscy. Niech nikt nie opuszcza wioski bez uprzedzenia kogokolwiek.
*
* *
Po kilku dniach atmosfera nieco się przerzedziła, więc zwracano mniejszą uwagę na to, kto gdzie i kiedy gdzieś wychodził. Pewnego razu wieczorem Sasuke sam wyszedł pooddychać powietrzem nieskażonym obecnością Naruto. Po około 20 minutach spacerowania po polance, zatrzymał się i
położył na plecach, żeby popatrzeć na gwiazdy. Nagle, niewiadomo, dlaczego, zerwał się z miejsca i kicnął na drzewo. To, co go spłoszyło, ujawniło się chwilę później. Na polankę wbiegł młody chłopak, potykając się ze zmęczenia, dobiegł do miejsca gdzie Sasuke przed chwilką leżał i padł
jak długi. Sasuke czekał na dalszy rozwój akcji. Długo nie musiał czekać. Po kilku sekundach pojawiło się kilku podejrzanie wyglądających gostków. Było ich 6 i wyraźnie się ucieszyli na widok chłopaka.
-Patrzcie wreszcie się zmęczył!- wrzasnął jeden z nich.
-No to co zabawimy się?
Po czym rzucili się na chłopaka z potwornym wrzaskiem.
-Zadziabiście..- pomyślał Sasuke.- Gdzie nie pójdę to od razu muszę kogoś ratować.
-To Naruto, (bo wpadnie do studni), to jakiś gość, (bo zadarł z niedźwiedziem)... MAM TEGO DOŚĆ!!
Po czym nie miejąc innego wyjścia zeskoczył z drzewa i ruszył z odsieczą.
Walka zajęła około 15 minut. Okazało się, że tych sześciu zaatakowało Kario (tak miał na imię chłopak), ponieważ nie mogli się zemścić na jego ojcu. Podobno założyli się z nim o coś i przegrali horrendalną sumkę. Od tamtego momentu obiecali mu zemstę i ścigali nie dając spokoju.
Ojciec chłopaka uciekł z kraju razem ze wszystkimi pieniędzmi, poczym zginął w katastrofie lotniczej. Zostawił żonę i dwoje dzieci: Kario i jego 7 letnią siostrę Eyu. Matka zmarła z tęsknoty, a dzieci oddano do sierocińca. Kario chcąc ochronić siostrę od niebezpieczeństwa nawiał z sierocińca i uciekając przed pogonią dotarł aż tutaj. Teraz siedział i wpatrywał się
pełnymi uwielbienia oczkami w Sasuke, który czuł się coraz bardziej nieswojo.
-Ale, co ty teraz zamierzasz zrobić?- zapytał Sasuke.
-Nie mam zielonego pojęcia.- odpowiedział Kario.
Nagle, Uchiha poczuł, że już za długo zabawił poza wioską i powiedział Kario, że albo pójdzie z nim do wioski, albo zostanie i będzie spał na drzewie. Reakcja Kario przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Mianowicie przykleił się do Sasuke wrzeszcząc w niebogłosy:
-Nie zostawiaj mnie samego ja się boję... Nie chcę zostać saaaaaam!
-O rety. No to chodź ze mną do wioski, tam ci znajdę jakiś nocleg... i coś na kolację.- powiedział Sasuke, który sam był już nieźle głodny.
Na pierwszym planie po dotarciu na miejsce zobaczyli:
1. Wściekłego Kakashiego
2. Sakurę, która wypłakiwała sobie oczy martwiąc się o Sasuke (rety -kom. Sasuke)
3. Naruto, który jak zwykle na dzień dobry zaczął prowokować Sasuke (spierpapier na drzewo banany prostować ćwoku - kom. Sasuke)
Po sprzedaniu Uchihie odpowiedniego opierdzielu, Kakashi zainteresował się tym gdzie ten upolował Kario. Po około godzinie tłumaczenia wreszcie skumał całą historię (między innymi, dlatego tak późno, że na początku w ogóle nie słuchał). Przez cały następny tydzień Kario na krok nie odstępował, od Sasuke. Spał tam gdzie on, jadł wtedy, kiedy on, innymi słowy, Sasuke nigdzie nie był sam(chyba tylko jak szedł do kibla, a i tak trudno było odpędzić od siebie Kario) W końcu miał dosyć i powiedział chłopakowi żeby się od niego na trochę odlepił i dał mu swobodnie oddychać.
Kario wyglądał jakby ktoś na niego nakrzyczał, ale posłusznie odszedł i usiadł pod drzewem i patrzył na Sasuke wzrokiem zbitego psa.
- No dobra chodź tylko daj mi od czasu do czasu chwilkę wolnego. Oki?
-, Jeśli tak sobie życzysz...Zaczął z nadzieją Kario.
- Owszem tak właśnie sobie życzę. Zakończył rozmowę Sasuke.
I od czasu tej krótkiej, prostej wymiany zdań Sasuke miał spokój, Kario miał Sasuke( nie bez przerwy ale jemu to wystarczało)[zupełnie tego nie rozumiem. dopisek Ino] A Sakura miała rywala...
I tak zaczęła się wojna o Sasuke między Sakurą i Kario. Mimo że przez pierwsze 3 tygodnie pobytu Kario w obozie Sakura nie okazywała jakichkolwiek negatywnych uczuć do Kario, Potem zaczęła się bitwa... Najpierw były to tylko złowróżbne spojrzenia, i nieuprzejmość potem przerodziło to się w np. Potyczki słowne, popychanki czy po prostu, "kto pierwszy ten lepszy". Po jakimś czasie nie tylko Sasuke miał tego dosyć. Cały obóz stwierdził, że tak być dalej nie może i koniecznie muszą się pogodzić.
CDN...