Róże i pan detektyw
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 12:28:26
- Herbaty, panie władzo? - zapytał D, kiedy w drzwiach sklepiku pojawił się Leon Orcot.
- Czemu by nie? Tutaj zawsze jest czas na herbatę - padła odpowiedź. - Jakie niebezpieczne zwierzę sprzedałeś tej parze, z którą minąłem się w drzwiach, D?
- Zwykłego kotka, panie władzo. Ten sklep nie jest czarnym rynkiem zaopatrującym w groźne zwierzęta. Sprzedaję tu miłość i marzenia - D postawił przed swoim gościem filiżankę. - Jest piątkowy wieczór, jestem przekonany, że ma pan lepsze rzeczy do robienia od nachodzenia mnie.
- Dlaczego tak uważasz? - Leon pociągnął łyk herbaty. Była całkiem niezła.
D ściągnął usta.
- Może dlatego, że piątkowy wieczór jest tradycyjną porą wychodzenia na randki.
Leon westchnął.
- Z nikim się nie umówiłem. Nawet Jill znalazła sobie chłopaka.
- Naprawdę? Nie miałem pojęcia. Z kim się spotyka?
- Z funkcjonariuszem nazwiskiem Cowan z sąsiedniego okręgu - Leon westchnął raz jeszcze. - Niestety, wszystkie fajne dziewczyny są zajęte.
- Naprawdę wierzysz, że nie ma nikogo, kto chciałby się z tobą umawiać, panie władzo?
- Czekaj, czy to przypadkiem nie ty powiedziałeś Chrisowi: "Przyzwyczaj się, że będziesz rzucany, w końcu nazywasz się Orcot"? To takie prawdziwe. Z ostatnią dziewczyną umówiłem się na, hm, cztery randki, zanim wyskoczyła z propozycją, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Mam już serdecznie dosyć życia w pojedynkę. Dla Chrisa też byłoby lepiej, gdyby zajmował się nim ktoś jeszcze oprócz mnie. Wtedy nie musiałbym zostawiać go tutaj na całe dnie. Wydaje mi się, że trochę za bardzo zżył się z twoimi zwierzętami - Leon opróżnił swoją filiżankę jednym łykiem. - Dolej mi trochę tej herbaty. Zapytałbym, czy nie masz czegoś mocniejszego, ale kiedy ostatni raz podałeś mi sake, miałem naprawdę odjechany sen.
D uśmiechnął się i nalał herbaty do obydwu filiżanek. Skupił spojrzenie swoich dwukolorowych oczu na swoim rozmówcy, co zaniepokoiło Leona, chociaż nie chciał tego po sobie poznać.
- Na każdego czeka miłość, panie władzo. Prawdziwa miłość, dużo bardziej wartościowa od pozbawionego znaczenia seksu ze źle zbudowanymi kobietami.
Leon stłumił śmiech.
- Tylko dlatego, że nie podobają ci się moje plakaty...
- Są zwyczajnie ohydne i dlatego lepiej dla Chrisa jest mieszkać tutaj, niż w twoim... mieszkaniu - D wypowiedział ostatnie słowo głosem pełnym obrzydzenia.
- Daj spokój. Jestem kawalerem i tak właśnie wyglądają mieszkania kawalerów.
D rozejrzał się znacząco dookoła. Sklep był wspaniale urządzony i przyozdobiony wiszącymi, orientalnymi lampami, gobelinami, zasłonami z jedwabiu i kotarami, otaczającymi wygodne fotele i krzesła, na których siedzieli.
- Nie mogę się z panem zgodzić, panie władzo.
- Uważasz to za normalne? Jesteś facetem w sukience!
- To cheongsam.
- Nieważne. Dla mnie to wciąż sukienka - Leon pociągnął duży łyk ze swojej filiżanki. - Pozwoliłbym ci jednak podrzeć wszystkie moje plakaty i spalić gazety, gdybym znalazł taką miłość, o jakiej mówisz.
- Może być twoja, jeżeli to naprawdę coś, czego pragniesz, panie władzo.
- Oczywiście, że tak - Leon był naprawdę zaskoczony wypowiedzią hrabiego. - Kto nie chciałby znaleźć prawdziwej miłości?
Usta D wykrzywiły się w tym tajemniczym uśmiechu, który detektyw Orcot znał bardzo dobrze. Podniósł się ze swojego miejsca i wybrał niewielką roślinę spośród kilku zdobiących pokój.
- Proszę, mój drogi panie władzo. To spełni twoje życzenie.
- To róża - odparł Leon, próbując utrzymać powagę. - Nie mów mi, że powinienem zakochać się w roślinie.
- Jej kolce idealnie pasowałyby do twojej drażliwej natury, ale nie. To bardzo rzadki gatunek róży, który powinien zakwitnąć na dniach. Kiedy tak się stanie, powinieneś to poczuć. Zapewniam cię, że wydziela najsłodszy zapach ze wszystkich róż.
- To jedna z tych twoich nieobliczalnych rzeczy, prawda? Najpewniej pożre mnie żywcem.
- Naprawdę masz o mnie takie zdanie? - W głosie D brzmiała uraza. - Poza tym myślałem, że nie wierzysz w takie rzeczy.
- Bo nie wierzę.
- Zatem są tylko dwie opcje. Albo to zwyczajna róża, która przyozdobi twoje mieszkanie, albo, jak zawsze, powiedziałem ci najszczerszą prawdę. Ta róża jest kwiatem miłości i zaprowadzi cię do osoby, która będzie cię kochać prawdziwie i bezwarunkowo. Jeżeli mam rację, dlaczego nie zaryzykować?
- Nie uschnie pod moją opieką, jak ostatnim razem?
- To bardzo wytrzymały i długowieczny gatunek, zupełnie inny od gattolotto. Weź go, proszę.
- Och, niech ci będzie - Leon skapitulował, zresztą jak zawsze. - Ma jakieś specjalne wymagania?
- Po prostu pilnuj, żeby gleba była zawsze wilgotna i postaw ją na oknie, żeby miała dobry dostęp do słońca, ale nie za dużo. Ta roślina nie potrzebuje dużo opieki, poza tym doniczka jest dobrze osuszona i już nawoziłem glebę, toteż nie powinna ci sprawiać żadnych problemów.
- Dzięki, D. Hej, Chris - Leon zawołał w głąb sklepu. - Jesteś gotowy? Idziemy do domu, stary!
***
Leon ziewnął i przeciągnął się, kiedy światło poranka wtargnęło do mieszkania przez okno i dotarło do łóżka. Trochę kręciło mu się w głowie. Była sobota, tydzień po tym, jak D podarował mu roślinę i dzień wcześniej zauważył na niej pąki, gotujące się do otwarcia. Pomyślał, że to głupie, tak się ekscytować z powodu jakiegoś kwiatka.
Najpierw usiadł jeszcze na krawędzi łóżka, potem podniósł się i ruszył w stronę łazienki. Chwilę później wyszedł z niej owinięty ręcznikiem i strzepując krople wody ze swoich blond włosów, poszedł prosto do kuchni. Na parapecie okna, zaraz nad zlewem, stała róża. Gdy Leon nalał trochę wody do doniczki, pąk znajdujący się najbliżej niego otworzył się, ukazując przepiękny kwiat. Płatki rozłożyły się w ten w sposób, że głęboki róż zewnętrznych krawędzi, bladł zbliżając się ku środkowi, sprawiając, że centrum było niemalże białe. Był to najbardziej zachwycający kwiat, jaki Leon widział w całym swoim życiu.
I wtedy uderzył w niego zapach.
Była to kwintesencja różanej woni, jakiej nie spotkał w całym swoim życiu. Zawsze, kiedy kupował te kwiaty ich zapach albo nie istniał, albo był tak delikatny, że z trudem się go wyczuwało. Tę różę czuło się nawet bez pochylania nad nią.
Leon podniósł doniczkę i podłożył sobie kwiat pod sam nos. Ta woń była cudowna, niesamowita. Zdawała się wypełniać każdy por jego ciała. Oddychał głęboko, wdychając ten zapach. Odrobina pyłku wleciała mu wówczas do nosa sprawiając, że kichnął.
Chyba mam na nią alergię - Leon odstawił doniczkę ostrożnie na parapet. - Powinienem dorwać za to D. D... Prawdopodobnie jest teraz w trakcie śniadania. Jestem ciekawy, co zwykle jada. Pewnie naleśniki, albo wafle.
Leon niemalże mógł zobaczyć Chińczyka smarującego je z radosną miną syropem. D był zawsze bardzo drobiazgowy, kiedy chodziło o jedzenie. Nie pochłaniałby ich, jak robił to Leon, kiedy zdarzyło mu się jeść na mieście. D celebrowałby każdy kęs, detektyw Orcot był tego pewien. Prawdopodobnie oblizałby też widelec, żeby nie uronić nawet kropli syropu.
To prawdopodobnie dlatego, że nigdy wcześniej nie wąchałem naprawdę dobrej róży. D nie podarowałby mi czegoś, na co mógłbym mieć alergię. Powinienem mu coś kupić, zanim wpadnę. Coś słodkiego. Wydaje mi się, że widziałem Godivę w tej kawiarni, którą mijam po drodze.
Leon uśmiechnął się na myśl o D piszczącym z radości z powodu czekoladek z Godivy.
Wyciągnął dwie miski ze zmywarki i napełnił je płatkami śniadaniowymi.
Powinienem kiedyś zabrać D na śniadanie do Waffle House.
Detektyw Orcot zobaczył go oczami wyobraźni, rozkoszującego się każdym kawałkiem ciasta i zlizującego z ust resztki syropu.
Wyciągnął z lodówki mleko i zalał nim płatki.
- Chris, śniadanie! - zawołał w głąb mieszkania.
Jego młodszy brat wszedł do kuchni i usiadł na krześle. Leon podsunął mu jego talerz i zajął wolne miejsce.
Zastanawiam się, czy D jada płatki śniadaniowe... Prawdopodobnie byłyby to jedne z tych dla dzieci, w których jest sam cukier.
Wyobraził sobie D siedzącego nad wielką miską cookie crisp.
Pewno zalałby je mlekiem czekoladowym.
Wyobraźnia podsunęła mu obraz D z wąsami z mleka czekoladowego i jego żołądek zacisnął się dziwnie.
Dźwięk łyżki uderzającej o miskę, wrócił mu przytomność. Chris skończył już jeść swoją porcję i przyglądał się podejrzliwie swojemu bratu. Leon chwycił swoją łyżkę i w kilka chwil opróżnił talerz. Poderwał się na nogi i wrzucił puste naczynia do zlewu.
- Gotowy do wyjścia? - zawołał zmierzając w stronę drzwi, a kiedy Chris nie ruszył się z miejsca spojrzał na niego przez ramię. - Czemu nie wstajesz, stary?
Chłopiec skinął znacząco na ręcznik, w który owinięty był jego brat, a Leon natychmiast rzucił się pędem do swojego pokoju założyć jakiś t-shirt i jeansy.
Chris nie miał pojęcia, co opętało jego brata. Leon nigdy się tak nie zachowywał. Nic jednak nie mógł zrobić, więc tylko próbował dotrzymać mu kroku, kiedy jego starszy brat biegł po schodach do samochodu. Chris był szczęśliwy, że ich auto było na chodzie i nie musieli tak gnać do metra.
Leon wcisnął gaz do dechy i wyjeżdżając z garażu, zajechał drogę nadjeżdżającej taksówce. Nie zwracał żadnej uwagi na inne samochody i światła, sprawiając wrażenie, jakby nie mógł się doczekać momentu, w którym dojadą do sklepiku hrabiego D.
To, że zatrzymali się przed kawiarnią, nie zaskoczyło Chrisa. Ze swojego miejsca w samochodzie widział, jak Leon chwycił największe pudełko czekoladek, jakie stało na półce. Upodobanie hrabiego do słodyczy było mu doskonale znane, jak i to, że Leon praktycznie zawsze przynosił mu coś słodkiego. To niecierpliwość jego starszego brata była czymś nowym. Chris obserwował, jak wzdychał z irytacją, wyglądając na bardziej wzburzonego, niż kiedykolwiek wcześniej.
Chłopiec odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył charakterystyczny, czerwony dach sklepiku. Niczego nie pragnął bardziej, jak opuszczenia samochodu. Leon był przeważnie dobrym kierowcą, jednak dzisiaj prowadził, jakby byli na wyścigach.
Co się z tobą stało?
***
Leon niewyraźnie zdawał sobie sprawę, że nie zachowywał się normalnie. Jedyną rzeczą, której był pewien, było pragnienie jak najszybszego dotarcia do sklepiku i zobaczenia się z D. Konieczność zaspokojenia tego pragnienia przytłumiła wszystko inne, wliczając w to cichy głos w jego głowie, alarmujący, że podejmowane przez niego akcje są irracjonalne.
Gwałtownie otworzył drzwi do sklepu i wszedł do środka.
- D? - zawołał i zamarł w miejscu, kiedy zobaczył go przed sobą.
D siedział w fotelu twarzą zwrócony ku drzwiom, z filiżanką w ręce i z tym piekielnym, kozopodobnym zwierzęciem u boku. Głęboka czerwień cheongsamu podkreślała bladość skóry. Białe róże w pełnym rozkwicie zdobiły tkaninę, a pojedyncza, duża perła spinała materiał przy szyi. Jednak rzeczą, która naprawdę przykuła wzrok Leona, były rękawy, przez które prześwitywała porcelanowo biała skóra ramion.
D jest... tak bardzo... piękny...
Leon nie mógł ruszyć się z miejsca, wpatrując się w hrabiego z niemą fascynacją. Cichutki głos rozsądku w jego głowie zamilkł na dobre.
Dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej?
D uśmiechnął się (Leon musiał przypomnieć sobie o oddychaniu) i zwrócił do kozopodobnego stwora:
- T-chan, zajmij się proszę Christopherem. Będziemy trochę... zajęci z panem władzą.
Leon z trudem przełknął ślinę.
T-chan warknął cicho i na chwilę odsłonił zęby, jednak ostatecznie razem z Chrisem i resztą zwierząt udał się na tyły sklepu.
- To dla mnie? - D podniósł się płynnie z fotela i w kilku krokach pokonał dystans dzielący go od Leona. Wyjął mu z rąk pudełko czekoladek, a drugą ręką zamknął drzwi na zamek i przekręcił tabliczkę na "zamknięte". - Dlaczego też nie przeniesiemy się na tyły sklepu, Leon? Moglibyśmy... zjeść trochę czekolady.
D odwrócił się i ruszył przodem. Kiedy się obracał, krawędź cheongsamu zafalowała lekko, odsłaniając mocno dopasowane spodnie. I wtedy Leon zdał sobie sprawę, że D nie miał założonych dzisiaj standardowych spodni do cheongsamu i tym, co zobaczył przed chwilą, była biel skóry jego nóg. Potykając się, detektyw Orcot ruszył za właścicielem sklepu.
Znaleźli się w sypialni D. Była równie wspaniale urządzona, jak reszta lokalu - z gobelinami i jedwabnymi zasłonami. Łóżko znajdowało się w samym centrum pokoju. Jedyną rzeczą, którą zarejestrował mózg Leona poza obecnością D było to, że D usunął z pomieszczenia wszystkie ptaki, pozostawiając puste klatki. Jednak sam fakt, że w sklepie D istniało jakiekolwiek pomieszkanie w którym nie było zwierząt, nie wydał mu się alarmujący.
D usiadł na krawędzi łóżka i otwierając pudełko czekoladek skinął na Leona, żeby usiadł obok. Nie mogąc oderwać wzroku od D, detektyw Orcot wykonał polecenie.
- Czekoladkami takimi, jak te - powiedział D trzymając w ręce jeden kawałek - powinniśmy się podzielić. Lubisz czekoladę, prawda, Leon?
Blondyn pokiwał głową, zafascynowany kontrastem, jaki tworzyły ciemna czekolada i biel dłoni hrabiego.
- Otwórz usta. Pokażę ci właściwy sposób delektowania się czekoladą.
Po raz kolejny Leon wykonał polecenie i D położył mu pralinę na języku.
- Nie przeżuwaj, Leon. Pozwól jej tylko roztopić się lekko. Teraz ty podaj mi jedną.
D otworzył usta i wystawił różowy język. Leon chwycił przypadkową pralinę i umieścił na wskazanym miejscu, niezdolny oderwać wzroku od hrabiego na wystarczająco długą chwilę, żeby zajrzeć do pudełka. D musnął końcówką języka opuszki palców drugiego mężczyzny, kiedy Leon cofał dłoń, a potem pochylił się i gwałtownie pocałował go w usta, roztapiając i mieszając i dzieląc pomiędzy nich dwie praliny.
Leon jęknął i odwzajemnił pocałunek ochoczo, wślizgując swój język pomiędzy wargi D. Poddając się pożądaniu, przesunął dłonie w górę jego nóg, widocznych przez rozcięcie w cheongsamie.
D wydał cichy pomruk i przerwał pocałunek, dając im chwilę na przełknięcie czekolady, po czym przestawił pudełko na podłogę, obsypując jednocześnie drobnymi pocałunkami odcinek od brody Leona wzdłuż szczęki. Objął wargami płatek jego ucha i zaczął go ssać, wyrywając Leonowi z gardła kolejne jęki.
Detektyw Orcot uzmysłowił sobie, że jego spodnie stały się nagle boleśnie ciasne i jęknął częściowo z rozkoszy, a częściowo z bólu, kiedy zamek błyskawiczny wpił mu się w ciało. Dopiero teraz dotarło do niego, że ubierając się w pośpiechu, zapomniał o bieliźnie.
- D... - westchnął. - Proszę...
- Och, Leon - hrabia wymruczał w odpowiedzi. - Z przyjemnością.
Długie, wspaniale wypielęgnowane paznokcie właściciela sklepu muskały nagą skórę torsu, kiedy pozbawiał Leona koszuli. Blondyn zrzucił buty na podłogę, gdy w tym samym czasie D ostrożnie rozpinał zamek jego spodni. Hrabia dotknął delikatnie wyprężonej męskości Leona, tuż przed tym, zanim zsunął z jego nóg spodnie.
- Nie drażnij się ze mną, D!
Uśmiech, który otrzymał w odpowiedzi, był raczej szelmowski, kiedy hrabia pochylił się i zebrał językiem kroplę nasienia z czubka jego penisa. Leon jęknął z frustracji, która szybko zamieniła się w przyjemność, kiedy D zsunął z siebie cheongsam i uklęknął przed nim zupełnie nagi.
- Tak piękny... - westchnął Orcot.
Podniósł się i przesunął dłońmi po klatce piersiowej D. Jego skóra była cudowna - biała, jak porcelana i miękka, jak jedwab, skrywając jednocześnie zaskakująco silne mięśnie. Palce Leona odnalazły sutki drugiego mężczyzny, które stwardniały i zabarwiły się intensywniejszym różem pod wpływem dotyku.
D zamruczał i wygiął się w jego stronę, co zachęciło detektywa aby pochylił się bardziej i ujął jeden z sutków pomiędzy wargi, podczas kiedy jego ręce wciąż błądziły po ciele właściciela sklepu, aż w końcu dotarły do jego erekcji.
Jego męskość była taka sama, jak reszta ciała: smukła i elegancka. Pozornie delikatna jak jedwab, w rzeczywistości jednak twarda i mocna. Była równie piękna, jak cały D. Leon był nim niemalże zauroczony, jednak kiedy pochylił się do niego, D chwycił jego ręce i popchnął z powrotem na łóżko.
- Nie, Leon. To na później. - Jego słowa skrywały mroczną obietnicę i detektyw zatopił się w brzmieniu jego głosu i namiętności płonącej w spojrzeniu.
Blondyn wyciągnął ręce i wplótłszy je we włosy D, objął go za szyję i przyciągnął do następnego pocałunku. D odwzajemnił go, splatając swój język z językiem drugiego mężczyzny, zanim przerwał pocałunek i przesunął się niżej.
Rysował swoimi długimi paznokciami przypadkowe wzory na ciele Leona i podążał ich śladem ustami. Doszedłszy do jego erekcji, po raz kolejny dotknął jej drażniąco delikatnie, sprawiając, że Orcot zakwilił. Ulitowawszy się nad nim, pochylił głowę niżej i otoczył główkę językiem, a potem, wsunął go sobie całego do ust.
Leon jęknął i wyrzucił biodra w górę. Uczucia przyjemności jakiej doznawał, nie dało się opisać, a widok jego penisa znikającego pomiędzy rubinowoczerwonymi ustami D należał do najbardziej erotycznych w jego życiu. Delikatny dotyk paznokci D na jego jądrach niemal doprowadził go do orgazmu, powstrzymanego tylko przez nagły nacisk dłoni D na podstawie jego męskości.
- D, co ty..? - jęknął. Napięcie mięśni w jego udach i pośladkach osiągnęło stopień niemalże bolesny, a hrabia powstrzymał go przed dojściem.
- Jeszcze nie skończyliśmy, Leon - wymruczał D, przesuwając rękę w dół i wsuwając zaskakująco gładki palec do wnętrza drugiego mężczyzny.
Orcot zakwilił z zaskoczenia, ale zdziwienie zostało szybko zastąpione przez rozkosz, kiedy D pogłaskał coś w środku.
- Och, potem robi się coraz przyjemniej - wyszeptał wysuwając się na tyle tylko, żeby zrobić miejsce na drugi palec i poruszać nimi, aby rozgrzać mięśnie. Leon jęknął i wygiął się w łuk, wypychając biodra ku górze. Do jego zamroczonego umysłu z trudem docierało, co D mu robił. Nigdy nawet nie przeszło mu przez myśl, że mógłby pragnąć czegoś takiego, ale nie mógł doczekać się chwili, w której D w niego wejdzie.
- D, proszę... - Z trudem rozpoznawał swój własny głos, niski i zachrypnięty od pożądania. Uczucie pustki i pragnienie bycia wypełnionym przez właściciela sklepu były niemal bolesne. - Pieprz mnie, D!
- Z przyjemnością, Leon - odpowiedział cicho. Głos hrabiego również był niższy, przez co jego akcent wydawał się jeszcze bardziej egzotyczny. - Będzie wygodniej, jeżeli się obrócisz.
- Nie! - Leon zaprotestował. - Chcę cię widzieć. - Podniósł rękę i otulił dłonią twarz D. Nie potrafił sobie wyobrazić, żeby mógł to robić i nie patrzeć na niego, nie wpatrywać się w te piękne, niesamowite oczy. Rozłożył swoje nogi szerzej. - Muszę cię widzieć.
D uśmiechnął się i był to uśmiech tak wspaniały, pełen miłości, że hrabia wydawał się być za jego sprawą jeszcze piękniejszy.
- Mój Leon - zamruczał i wyjąwszy palce, pomógł Orcotowi zgiąć kolana i odpowiednio ułożyć nogi. - Mmmm, mój cudowny - szeptał, nakierowując swoją męskość na wejście drugiego mężczyzny.
Kiedy w niego wchodził, Leon jęknął i przyjął go z wdzięcznością. Nic w jego życiu nigdy nie było tak właściwe, tak doskonałe, jak uczucie jedności z D. Czuł się tak, jak gdyby czekał na to przez całe swoje życie, jak gdyby urodził się dla tej chwili. Hrabia był w środku i wypełniał go całkowicie. D nie ruszał się jeszcze i Leon przyciągnął go do pocałunku, kiedy jego ciało przyzwyczajało się do nowego doznania.
Kiedy przestali się całować, D zaczął się poruszać. Leon nigdy nawet sobie nie wyobrażał, że coś może być tak niesamowite. Nigdy nie odczuwał przyjemności tak intensywnej. Drżał na całym ciele, jak gdyby D kochając się z nim zawładnął każdą komórką jego ciała. Przyjemność była daleko większa, niż kiedykolwiek wcześniej. Oddychając konwulsyjnie błagał D, żeby pieprzył go mocniej i szybciej i jęczał, kiedy hrabia spełniał jego prośby.
Wtedy D objął dłonią jego erekcję i zaczął ją masować. W górę i w dół. W tym samym rytmie, w jakim w niego wchodził i wychodził. Leon krzyknął i w tym samym momencie doszedł, ledwie tylko świadomy, że z D stało się to samo.
Kiedy odzyskał przytomność, uzmysłowił sobie, że wciąż leży rozciągnięty na łóżku. Jego ciało w niewytłumaczalny sposób wydawało się nie mieć kości i zdawało się być nasączone przyjemnością. Przypomniał sobie w najmniejszych szczegółach, co zaszło pomiędzy nimi.
Ja... nigdy o tym nie marzyłem. Nigdy tak się nie zachowywałem. Wiedziałem, że D... To znaczy, była ta cała sytuacja z Wong, ale... Przecież jestem hetero, prawda?
Udało mu się odwrócić na bok i zobaczył drugiego mężczyznę. Hrabia leżał wsparty na poduszce w eleganckiej pozie, zlizując z palców resztki nasienia Leona. Na jego twarzy malował się perfekcyjny spokój, jak gdyby zjadał wyśmienity deser. Nigdy nie wyglądał lepiej.
Nie jestem hetero. A co jeżeli..?
W jego sercu na chwilę pojawił się strach.
- D?
- Tak, Leon? - miękko odpowiedział hrabia.
- Powiedz mi, że to się dzieje naprawdę. Powiedz, że nie obudzę się i że nie okaże się wtedy, że to był tylko sen.
- To jest tak prawdziwe, jak chciałbyś, żeby było. Chcesz, żeby to była prawda?
- Tak. Na Boga, tak, D. Bardziej, niż czegokolwiek innego.
- Wobec tego możesz mnie mieć, Leon. Ponieważ cię kocham - D pochylił się i pocałował Orcota namiętnie. - Dlaczego ty i Chris nie wyprowadzicie się z tego... mieszkania i nie wprowadzicie się tutaj? Wówczas będziesz przy mnie zawsze i będę szczęśliwy mając cię przy sobie.