Śpiewak
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 12:10:51
Disclaimer: Prawa autorskie należą tylko i wyłącznie do Toboso Yana.
- Więc... paniczu.
Umrę.
Sebastian powoli pochyla się do przodu, a ja zamykam oczy. Nie chcę widzieć tego, co zamierza zrobić.
Jego wargi dotykają mojego czoła. I wtedy zamiera.
- ...Paniczu?
Zaciskam jeszcze mocniej oczy. Na co on czeka?
- O co chodzi?
Śmiech w jego głosie stopniowo staje się mniej ludzki. Odmawiam otworzenia oczu. Co on zamierza?
Nagle jestem przyciągnięty do przodu i znajduję się przy klatce piersiowej Sebastiana, jego dłoń leży sztywno na moich plecach.
- Nie jesteś wystraszony, prawda?
- Co -
- Strasznie się trzęsiesz, paniczu. - Mogę usłyszeć, jak łagodnie się uśmiecha.
- T... trzęsę?
Nienawidzę się za to jąkanie.
- Tak, przerażam cię? - Trzyma mnie ciasno, a jego ręka sunie powoli z tyłu mojej głowy. Wbrew sobie pozwalam moim dłoniom go objąć i przysunąć się do niego bliżej.
- Nie - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Czy przeraża cię pojęcie bólu? - Drażni się ze mną. Potrafię to usłyszeć.
Nie ma sensu kłamać.
- Tak - szepczę.
- Och, paniczu. Tak się nie da. - Pochyla głowę w dół i umieszcza swoje usta tuż przy mojej szyi. - Jeśli chcesz, mogę być delikatny.
- Już powiedziałem, że nie - mówię cicho. - Ale...
- Hmm?
- Nie chcę...
Przełykam ciężko ślinę. Nie mogę płakać. Powinienem być na to przygotowany. Obiecałem Sebastianowi tak wiele i muszę dotrzymać umowy do końca.
Logika ani trochę nie łagodzi strachu.
- Nie chcę... być sam.
- Sam?
- Kiedy będzie po wszystkim. - Znowu zamykam oczy. - Boję się, Sebastianie.
- Mógłbym pójść z tobą.
- Co?
Otwiera oczy i czuję, jak jego rzęsy ocierają się o moją skórę.
- Jeśli chcesz. Mogę podążyć za tobą, paniczu. Czy nie obiecywałem zawsze?
Jego słowa dzwonią mi w uszach.
- Tak... ale... Sebastianie... możesz to zrobić?
- Oczywiście - mruczy. - Mogę zrobić dla ciebie wszystko, paniczu.
Ledwo to czuję, ale jego wargi uchylają się tylko trochę przy mojej skórze.
- Czy... obiecujesz?
- Oczywiście.
Przełykam ciężko ślinę.
- Więc...
Chowam twarz w jego ramieniu. Jest ciepły. Nie piekielnie gorący jak wtedy gdy po raz pierwszy go zobaczyłem, ale ciepły. Prawie jak człowiek.
- Zrób to, Sebastianie - mówię, dławiąc się słowami. Strach przepływa przez moje ramiona. Ściskam go kurczowo.
- Tak - szepcze. - Mój panie.
Czuję tylko jego język przy moim ciele, badający pulsującą żyłę w szyi, a zęby na chwilę dotykają skóry i wtedy rozkwita we mnie ból.
To boli.
To boli.
To boli.
To boli.
To boli.
TO BOLI.
Krzyczę. Albo próbuję krzyczeć. Albo sądzę, że to robię. Nie mogę być już pewien.
- Przepraszam - szepcze Sebastian.
Tracę wzrok. Tracę słuch. Tracę smak. Jedyne co mam to ból.
To... boli.
***
- Uparty jesteś.
Mogę widzieć. Nagle mogę... słyszeć, czego nie mogłem wcześniej. Lecz nie mogę oddychać.
Moje serce krzyczy.
- Całe życie z ciebie odpłynęło - mówi Sebastian. Zajmuje mi dużo czasu, żeby wyczuć ławkę pode mną. - A wciąż trzymasz się kurczowo.
Czy już po wszystkim?
Twarz Sebastiana jest smutna. Wyciąga lewe ramię, które mu pozostało i delikatnie dotyka mojej twarzy.
- W porządku - mówi miękko. - Możesz przestać. Możesz zamknąć oczy. Umieranie nie jest wcale takie złe.
Być może nie, o ile on tu jest.
- To jak zasypianie. - Uśmiecha się do mnie. - Mam zaśpiewać ci kołysankę, paniczu? By ułatwić ci odejście?
Chcę powiedzieć "tak". Moje wargi są sklejone razem. Lecz on widzi, iż jest to to, czego pragnę.
- W porządku, nie odmówię ci tego. Zamknij oczy, paniczu. Jestem tutaj.
Obawiam się, że jeśli zamknę oczy, nigdy już nie zobaczę jego uśmiechu.
Sebastian gładzi mój policzek, gdy ponownie zaczynam tracić czucie w palcach. Pochyla się nade mną, a jego włosy dotykają mojej szyi, pulsującego, czerwonego punktu, przez który wyssał duszę.
- London Bridge is falling down...
Och, tak. Wierszyk dla dzieci. Piosenka. Mogę to zrobić.
Mogę umrzeć.
Wszystko będzie dobrze.
Sebastian obiecał.
- Falling down...
Moje ramiona drętwieją. Nogi się odprężają.
Sebastian tu jest.
Sebastian zadba o moje bezpieczeństwo.
- Falling down...
Ręce Sebastiana zabierają włosy z moich oczu. Pochyla się bliżej, śpiewając cicho. Moje powieki opadają.
- London Bridge is falling down...
Nie mogę nic poczuć. Przynajmniej jest to miłe odrętwienie.
- My dear darling.
Sebastian całuje mnie w głowę, rodzaj pocałunku na pożegnanie.
- Właśnie tak - szepcze. - To prawie jak zasypianie, czyż nie? Właśnie tak. Wszystko w porządku. Jestem tu. Jestem tu.
On jest tutaj.
Właśnie tak. Właśnie tak.
Sebastian podąży za mną. Sebastian obiecał. Sebastian o mnie zadba.
Zawsze... o mnie dbał.
- Shhh - szepcze, mimo iż nie mogę mówić. - Kołysanka na dobranoc, paniczu. Jestem tutaj. Po prostu zamknij oczy.
Zamykam je.
Łza wypływa spod jednej z moich powiek. Sebastian ociera ją palcem, szepcząc.
- W porządku. W porządku. Jestem tutaj.
Czy w jego głosie słychać dławienie się?
Czy demony mogą płakać?
To ostatnia myśl.
Pozwala mi odejść.
- Będę czekał, paniczu.
Ciemność.
Ciem...
...ność.
***
- Do widzenia - mówi Sebastian.