"Magia śmierci" | ||
Biegnę przez trzepoczącą ciemność... Podstępne cienie starych drzew Wyszarpują zachłannie strzępy Mojej słabnącej duszy. Skrwawionymi stopami Depczę przerażone liście, Uciekające z piskiem przed moją trwogą. Gnam wciąż przed siebie, Do ledwie majaczącego W umyśle celu. W resztkach zbroi... Co nadzieją zwą głupcy, A desperacją przeklęci. Już cię dostrzegam, Już prawie dotknąć mogę. Ze szponów drzewa żelaznego Wyciągasz ku mnie w szkarłacie skąpane dłonie. Jakże doskonałe jest twoje piękno... Jedwabiście biała skóra, Krwawą przystrojona winoroślą. Przystaję w zachwycie, Cud ten łakomie chłonę. Naraz krzyk twój przeszywa me skronie... Jakaż straszna melodia I jakaż cudna zarazem. W oniemieniu swym dostrzegam, Taniec drzewa o żelazem tkanym ciele... Wyciąga do mnie swe zimne dłonie. Posłuszny zaklęciu podchodzę ku niemu, A ono w uścisku łączy mnie z tobą. I krzyk mój z twoim się splata, Pod niebo na skrzydłach krwawych wzlatuje... W rozbłysku śmierci Nasze dusze uwolnione, Złączone w jedno... Ku wieczności się wzbiją. Nareszcie wolne Od zawiści ludzkiego świata. 13.08.2003 r. |
||
Autor: Tarus | ||
Inne wiersze tego autora: ...i wszystko przez kota... Drzewko szczęścia Pocałunek Pogrzeb naszego domu Senna rzeka |